Piszę na ogół o tym co widziałam na własne oczy albo czego byłam świadkiem. Spotykam się często z zarzutem popełniania błędu zwanego w erystyce pars pro toto czyli bezprawnego uogólniania jednostkowych obserwacji. Ten zarzut jest niesłuszny. Wprawdzie faktycznie wskazanie uczciwego sędziego nie dowodzi, że wszyscy sędziowie są uczciwi, jednak jeden napotkany nieuczciwy sędzia wystarczy aby stwierdzić, że nie wszyscy sędziowie są uczciwi. To kwestia zasad zaprzeczenia zdania z dużym kwantyfikatorem. Podobnie – zademonstrowanie czarnego łabędzia wystarczająco dowodzi, że nie wszystkie łabędzie są białe. Dodajmy, że w dziedzinie prawa w Polsce takich czarnych łabędzi nie brakuje.
Opisując potyczki o uratowanie pani Teresy od śmierci w umieralni nie wdawałam się w prawne szczegóły. Są one jednak bardzo istotne jeżeli chcemy mówić nie tylko o etyce prawników lecz o zjawisku które można nazwać duchem obowiązującego prawa. Otóż panią Teresę usiłował umieścić w przytułku prezes wspólnoty mieszkaniowej mający apetyt na jej skromne mieszkanko. W sobie tylko znany sposób uzyskał przychylność biegłego psychiatry, lekarki z oficjalnej, sądowej listy biegłych. Nie wymieniam jej z imienia i nazwiska, bo wytoczyłaby mi zapewne sprawę o naruszenie dóbr osobistych i pomimo bezspornych dowodów jej nieuczciwości wygrałaby ją w cuglach. Obraziłby się przy tym cały korpus biegłych sądowych i naruszona zostałby w Polsce demokracja, która w mniemaniu tej kasty wyjątkowych ludzi sprowadza się do tego, że mają prawo bezkarnie kraść elektronikę w sklepach i całkowicie niezawiśle orzekać, że białe jest czarne.
Otóż niewymieniona z nazwiska biegła sądowa nie wchodząc do mieszkania pani Teresy i jej nie badając, ani nie oglądając z bliska napisała, że cierpi ona na wszawicę, grzybicę i świerzb, zatem dla własnego dobra i bezpieczeństwa otoczenia powinna być izolowana i leczona w zakładzie opiekuńczym. Nie muszę chyba dodawać, że pani Teresa nie miała żadnej z inkryminowanych dolegliwości co stwierdził na piśmie lekarz domowy. Pani Teresa już nie żyje, ale gdyby ktoś chciał zrobić porządek z biegłymi sądowymi posiadam oba dokumenty i zeznania świadków. Przesiewanie biegłych w celu oddzielenia uczciwych od nieuczciwych wydaje się jednak być zadaniem dość beznadziejnym. O wiele prościej byłoby w sprawach sądowych dopuścić na żądanie stron biegłych spoza oficjalnej listy sądowej. Nie zabrakłoby ludzi obdarzonych autorytetem naukowym czy społecznym. Tak jest w USA i w wielu innych krajach i doskonale się to sprawdza.
Mniej istotna zresztą jest osobista nieuczciwość konkretnego biegłego, a bardziej istotna praktyka sądowa będąca wyrazem rozumienia prawa nie tylko przez środowisko prawnicze lecz przez teoretyków prawa i wykładowców wyższych uczelni. Otóż w praktyce sądowej liczy się wyłącznie dowód na piśmie, natomiast stan faktyczny jest zupełnie nieistotny. Znany jest mi przypadek gdy w sądzie rodzinnym walczący o dziecko ojciec przedstawił zaświadczenie jakiejś przekupionej lekarki, że dziecko jest zagłodzone, brudne i zawszone. Oburzona matka chciała zademonstrować sądowi czyściutkie i zdrowe dziecko czekające grzecznie na koniec rozprawy przed salą, ale wysoki sąd czyli blondynka w todze stanowczo odmówił. „ Nie potrafię ocenić stanu zdrowia dziecka, a dla sądu wiążącym dowodem jest posiadany dokument”-oświadczyła sędzia i kazała wpisać do protokołu ewidentne kłamstwo.
Jeszcze bardziej znamiennym przykładem przewagi litery prawa nad duchem prawa i czyli świstków papieru nad faktami jest sprawa śmierci Andrzeja Leppera. Otóż jak pisze Wojciech Sumliński śledczy przyjęli za fakt, że tak zwana osoba trzecia nie mogła się dostać do lokalu Samoobrony w Alejach Jerozolimskich gdyż specjalne zamki elektroniczne wymagały zasilania elektrycznego, a elektrownia odłączyła w tym lokalu prąd czego miało skutecznie dowodzić stosowne pismo z elektrowni. W jawnej z tym sprzeczności w tym samym protokole śledczy stwierdzili, że w lokalu w chwili wkroczenia policji paliło się światło i działał telewizor. Nikogo ze śledczych nie zastanowiła ta sprzeczność łatwa zresztą do wyjaśnienia. Po prostu dzielni chłopcy z Samoobrony po wyłączeniu prądu za niepłacone rachunki przeciągnęli zasilanie z innego lokalu. W ten sposób podstawowy dowód na nieobecność osób trzecich w lokalu upada, ale ta nieobecność została przez prokuraturę potraktowana jako udowodniony fakt.
Jak mówili mi prawnicy uzyskanie przez Wałęsę statusu osoby pokrzywdzonej przez system komunistyczny może w przypadku sprawy sadowej okazać się istotniejsze niż fakt, że Wałęsa był płatnym donosicielem. W sądzie po prostu liczy się papier.
Przewaga litery prawa nad duchem prawa jest wyraźnie widoczna w zasadzie rękojmi zaufania do ksiąg wieczystych pozwalającej traktować zapis w księdze wieczystej jako podstawę wydania nieruchomości. Agnes Trawny, która opuściła Polskę jako osoba narodowości niemieckiej, a jako obywatelka Niemiec otrzymała odszkodowanie za pozostawione na terenie mazurskiej gminy mienie, korzystając wyłącznie z niedbałości władz gminnych, które nie uporządkowały ksiąg wieczystych uzyskała korzystny dla siebie wyrok sądu.
Rękojmia zaufania do ksiąg wieczystych pozwala nabywcy w dobrej wierze skradzionej nieruchomości ( na przykład uzyskanej dzięki sfałszowanemu testamentowi) wyeksmitować z niej prawowitego właściciela, któremu pozostaje dochodzenie odszkodowania od oszusta, jak łatwo się domyślić bezskuteczne. Większość oszustw w bulwersującej wszystkich aferze reprywatyzacyjnej inicjowało sfałszowanie testamentu, pełnomocnictwa czy księgi wieczystej, a spadkobiercy oszusta , na przykład rodzina urzędującej prezydent Warszawy spokojnie skonsumowali owoce jego przestępstw.
O niewolniczym stosunku sądów do „ dowodów na piśmie” świadczy fakt traktowania z nabożeństwem przez te sądy świstków papieru na których jeden oszust przekazuje innemu oszustowi prawa do cudzej nieruchomości.
To właśnie za rządów dobrej zmiany musi się skończyć.
Dodaj komentarz