W mojej dzielnicy mieszka sporo różnych oryginałów. Wśród nich jest pewien pan, który pomiędzy kolejnymi pobytami w szpitalu psychiatrycznym samozwańczo kieruje ruchem drogowym, inny od lat sypia na tekturach pod budynkiem banku nawet przy 20 stopniowym mrozie, jest sąsiad, który wyjeżdża z podwórka o 5 rano na rowerze niemiłosiernie przy tym trąbiąc na dziecięcej trąbce. Wśród tych oryginałów jest pani Kasia, która cierpi na zespół Tourette’a. Mimowolnie wykrzykuje co chwila ordynarne słowa, czasami bezceremonialnie się obnaża. Kiedy pani Kasi groziła eksmisja znalazłam pracujących pro bono prawników, którzy ją od bezdomności wybronili, kiedy brakuje jej w sklepie pieniędzy na zakupy chętnie wspomagam ją drobną kwotą. Nie mam żadnych wątpliwości, że pani Kasia jest jak my wszyscy dzieckiem Bożym i przysługują takie same jak nam wszystkim prawa. Niestety pani Kasi nie wystarcza moja zdawkowa życzliwość i usiłuje pogłębić nasze relacje. Regularnie upomina się o zaproszenie jej do domu, jednak nie jestem w stanie się do tego zmusić. Nie jestem psychiatrą, terapeutą, ani Matką Teresą.
To bardzo trudna i aktualna sprawa. Jesteśmy bez przerwy pouczani o miłości bliźniego najczęściej przez ludzi, dla których ten bliźni jest tylko zabawką ideologiczną. Tymczasem miłość bliźniego i ofiarność wobec niego ma swoje naturalne granice. Nie jesteśmy zobowiązani oddawać bliźniemu wszystkiego co mu się z naszych rzeczy podoba. Nie musimy oddawać mu na żądanie ani mieszkania, ani samochodu, ani biżuterii , ani książek. Wręcz przeciwnie- zgodnie z katechizmem to bliźni nie ma prawa pożądać naszych rzeczy, naszych domów, ani naszych pieniędzy. Tym bardziej nie musimy ofiarowywać każdemu potrzebującemu naszej przyjaźni, naszej miłości, ani w skrajnym przypadku naszego ciała. Przyjaźń, miłość, relacje intymne to nasz dar dla wybranej osoby i żadne zasady sprawiedliwości społecznej nie mogą nas zmusić do szafowania tymi dobrami. Życie społeczne jest w zasadniczy sposób niesprawiedliwe i ludzie są w zasadniczy sposób nierówni. Jedni rodzą się piękni- inni odrażający, jedni mądrzy- inni głupi. Nie da się zadekretować obowiązku seksu na żądanie z każdym potrzebującym choć niemożność zaspokojenia tej potrzeby może być dla niego przyczyną głębokiej frustracji. Czy naprawdę chcielibyśmy świata w którym wszystko byłoby uspołecznione w tym relacje międzyludzkie i korzystalibyśmy ze swych uprawnień w tej dziedzinie jak z publicznej biblioteki. Aby przydzielano nam przyjaźń czy miłość jak mieszkanie kwaterunkowe i musielibyśmy się liczyć z faktem, że zostanie nam przydzielony do kochania ktoś niechciany, jak niepożądany lokator kwaterunkowy za czasów komuny.
Jest chyba oczywiste, że nikt nie może zażądać od nas mieszkania, biżuterii, zegarka czy psa tylko dlatego, że ma na to ochotę. Na szczęście skończyły się czasy gdy sowiecki солдат gwałtowną potrzebę posiadania kolejnego zegarka wyrażał mówiąc : давай часы . Nie jest to chyba jednak do końca oczywiste dla polskich sądów, jeżeli potrafiły przyznać prawa do dziecka płatnej gosposi tylko dlatego, że jak twierdziła, przywiązała się do tego dziecka. Przy takich sądach strach powierzyć komuś koszenie trawnika. Co będzie gdy się do tego trawnika zbytnio przywiąże?
Łatwo wyobrazić sobie jaki chaos wywołałoby przestrzeganie zasady, że każdy ma prawo brać sobie od bliźniego wszystko co chce. Tymczasem to właśnie wmawiają nam ideolodzy. Swoboda poruszania się w granicach UE nie oznacza, że jeżeli zapragnę zamieszkać w Paryżu władze tego miasta muszą mi zapewnić mieszkanie i utrzymanie. Oznacza tylko, że jeżeli potrafię załatwić sobie sama pracę i mieszkanie w Paryżu Francuzi skłonni są zgodzić się na mój czasowy pobyt w ich kraju, na określonych warunkach. Podobnie Europa nie musi przyjmować każdego uchodźcy, który wymarzy sobie życie w jej granicach, a tym bardziej nie ma prawa wtykać tych uchodźców na siłę do innych krajów, ani, jak rekieter na ruskim bazarze, żądać za nieprzyjętego uchodźcę odstępnego.
Honorowanie praw człowieka nie oznacza gwarancji zaspokajania wszelkich ludzkich zachcianek.
Z najwyższym zdumieniem dowidziałam się, że 15 czerwca radni Łodzi przegłosowali program refundacji mieszkańcom tego miasta procedur in-vitro. Aby zostać zakwalifikowanym do programu wystarczy udowodnić fakt stałego zameldowania w Łodzi. Kwota refundacji to 5000, dotyczy maksymalnie trzech procedur. Do programu uprawnione są nie tylko małżeństwa lecz również pary żyjące w związku nieformalnym, maksymalny wiek kobiety wynosi 42 lata. Pary dotknięte chorobą nowotworową będą miały pierwszeństwo. Pomijając zastrzeżenia natury moralnej związane z procedurą in -vitro, społeczeństwo nie ma obowiązku opłacania z podatków takich ludzkich potrzeb jak pragnienie bycia młodszym, piękniejszym, jak identyfikacja z inną płcią czy pragnienie posiadania dzieci. Kuracje odmładzające, operacje plastyczne, operacje zmiany płci i procedury in vitro niech zainteresowani opłacają sobie sami. W szczególności dotyczy to Łodzi. Bezdzietność jest najmniejszym problemem tego zrujnowanego miasta nękanego bezrobociem i bezdomnością. Jak się poza tym ma konieczność udowodnienia stałego zamieszkania w Łodzi do zasady swobody osiedlania się ludzi w całej UE i ze zniesieniem obowiązku meldunkowego w Polsce? Procedura in vitro nie jest bezpieczna medycznie, grozi obciążeniem dziecka chorobami genetycznymi. Natomiast pomysł pierwszeństwa w kolejce do procedury in vitro osób z chorobą nowotworową, w sytuacji gdy wiele osób w Polsce nie może doczekać się ratującej im życie terapii brzmi jak ponury dowcip.
W czasach mojej młodości na obozach żeglarskich śpiewaliśmy piosenkę o wielu zwrotkach, z których większość nie nadaje się niestety do zacytowania. Ośmielę się przypomnieć jedną: „ Czy normalny zdrowy śledź może z flądrą dziecko mieć? Ależ tak, czemu nie rybie też należy się” .
Przeświadczenie, że każdemu wszystko „ się należy” jest esencją lewactwa.
Tekst drukowany w Warszawskiej Gazecie
Pełna zgoda Pani Izabelo, trafiła Pani w samo sedno.
Dziękuję bardzo za wsparcie i pozdrawiam.