“Wspomnienia figuranta” to podtytuł najnowszej książki Jacka Wegnera “Kryptonim “Reporter””. Jej promocji poświęcone było wczorajsze [10.03.2016] spotkanie z autorem w Domu Dziennikarza na Foksal 3/5. Prowadzili je: dr Anna Jagodzińska z IPN i red. Tomasz Łysiak. Uczestniczył w nim także wydawca, szef Editions Spotkania, Piotr Jegliński. Imprezę zorganizowało wydawnictwo Editions Spotkania oraz warszawski oddział SDP.
Jacek Wegner pracował jako dziennikarz w wielu redakcjach w latach 1965-1980 oraz 1990-aż do dziś. Napisał i wydał szereg książek. Mimo to jest stosunkowo mało znany. Informacje o jego karierze zawodowej i książkach można znaleźć na jego stronie internetowej {TUTAJ}. “Kryptonim “Reporter”” to owoc przestudiowania przez Wegnera teczki, jaką założyła mu w roku 1961 SB i prowadziła ją aż do r. 1980 [wznowila to pod koniec lat 80-tych]. W efekcie esbecy wyprodukowali cztery tomy dokumentów opatrzone wspólnym kryptonimem “Reporter”. Chcieli oni zwerbować Wegnera jako swego agenta i dlatego śledzili go szczególnie gorliwie. W przeglądaniu akt pomagała Jackowi Wegnerowi dr Anna Jagodzińska z IPN.
Spotkanie zaczęło się o 18:15. Zagaił Piotr Jegliński. Omówił krótko ksiązkę Wegnera oraz zaprezentował wydane przez Editions Spotkania zapiski bł. Popiełuszki. Oświadczył, że Polska nie będzie wolnym krajem, dopóki sprawa morderstwa bł. Popiełuszki nie zostanie wyjaśniona. Potem głos zabrał Tomasz Łysiak. Odczytał najpierw dwa fragmenty z książki Wegnera.
Jeden był opisem kariery zawodowej Wegnera – piórem esbeków, a drugi to opis tego, jak ojciec Wegnera przegonił esbeka, próbującego zwerbować jego syna, który był wtedy studentem III roku polonistyki. Tata pouczył Jacka Wegnera, że z esbekami nie wolno gadać. Tomasz Łysiak zapytał potem o powody napisania książki. Wegner odparł, iż chciał się uwolnić od dziedzictwa PRL, które wciąż go prześladuje i przygnębia. Zależało mu jednak, by nie napisać książki ponurej. Dlatego też często pisał o bałaganie panującym w SB, często ułatwiającym życie opozycjonistom.
Razem z Piotrem Jeglińskim zaczęli wymieniać się anegdotkami na ten temat. Ponieważ w latach 80-tych Jacek Wegner pracował jako taksówkarz i pilot wycieczek, panowie rozmawiali też o wyjazdach zagranicznych, opowiadając historyjki o kremie Nivea i kryształach. Wegner mówił jednak również o tym, jak SB działała jako pajęczyna oplatająca całe życie społeczne oraz o niszczycielskim wpływie ubecji na ludzi.
Powiedział też, iż problem nie polegał tylko na agentach, ale i na służalczości całych środowisk, np.większości dziennikarzy, wobec władzy. Cenzura nie wymagała często działań funkcjonariuszy. Uprawiali ją sami redaktorzy, zwłaszcza naczelni. To zjawisko przetrwało PRL i masowo występuje obecnie. Jacek Wegner zakończył swoje wypowiedzi opowieścią o tym, jak jako taksówkarz wiózł pewną panią bez przepustki po godzinie milicyjnej [podczas stanu wojennego] . Pani tej udało się sprytnie zagadać kontrolującego ją milicjanta, po czym powiedziała ona na odchodnym do Wegnera; “Na każde draństwo jest sposób”. To zakończyło trwającą do 19:20 dyskusję. Przyszedł czas na głosy z sali.
Ja przypomniałam o tym, że inwigilacja dziennikarzy trwa do dziś. Właśnie ujawniono, że za czasów rzadów PO-PSL inwigilowano 52 dziennikarzy, a w ostatnim numerze “Do Rzeczy” Cezary Gmyz ujawnił nazwiska 27 z nich. Jedna z pań miała pretensje do dyskutantów za zbyt różowy obraz PRL. Następny sluchacz spytał Wegnera o to, czy korzysta z Internetu. Wegner powiedzial, że tak, ale nie ufa wiadomościom pochodzęcym z tego źródła. Piotr Jegliński przestrzegał przed inwigilacją w Internecie. Inny pan pytal, w jaki sposób Wegner mógl pracować w tak okropnych redakcjach, jak np. “Żołnierz Wolności”. Wegner odparł, że nie pisał w tym pismie, ale zajmował się tylko adjustowaniem depesz PAP.
Impreza zakończyła się o 19:55. Przysłuchiwało się jej ok. 50 osób. Jacek Wegner podpisywał potem swoją książkę. W zaproszeniu na spotkanie {TUTAJ} obiecywano ” smakowity poczęstunek”. Okazał się on być ciastem autorstwa dr Anny Jagodzińskiej [rzeczywiście bardzo dobrym]. Niestety, nikt nie filmowal, ani nie nagrywał imprezy. A szkoda – była ciekawa.
Dodaj komentarz