Każdy głoszący słowa Prawdy musi liczyć się z tym, że niebawem na swojej drodze spotka przeciwników. – Środa, 24 lutego 2016 r.

Myśl dnia

Tylko uczciwe życie jest szczęśliwe.

Platon

W dzisiejszych czasach jednym z największych bożków stała się moda.
Zmieniamy się wraz z jej trendami, zatracając siebie.
Anonim
Władza uczniów ma mieć źródło w Bogu. Jest to potęga miłości,
która wyraża się w postawie wzajemnej służby.
ks. Mariusz Szmajdziński
1621939_1475772726037129_1674657310582983383_n
Panie, Królu dający życie jak niewolnik na okup za wielu, wiem, że tak łatwo ulec pragnieniu władzy,
która rozkazuje i uciska. Uczę się od Ciebie służby w miłości, dającej potęgę i chwałę.
_________________________________________________________________________________________________

Słowo Boże

_________________________________________________________________________________________________

ŚRODA II TYGODNIA WIELKIEGO POSTU


PIERWSZE CZYTANIE  (Jr 18,18-20)

Modlitwa prześladowanego Jeremiasza

Czytanie z Księgi proroka Jeremiasza.

Niegodziwi rzekli: „Chodźcie, uknujemy zamach na Jeremiasza. Bo przecież nie zabraknie kapłanowi pouczenia ani mędrcowi rady, ani prorokowi słowa. Chodźcie, uderzmy go językiem, nie zważajmy wcale na jego słowa”.
Usłysz mnie, Panie, i słuchaj głosu moich przeciwników. Czy złem za dobre się płaci? A oni wykopali dół dla mnie. Wspomnij, jak stawałem przed Tobą, aby się wstawiać za nimi, aby odwrócić od nich Twój gniew.
Oto słowo Boże.


PSALM RESPONSORYJNY  (Ps 31,5-6.14.15-16)

Refren: Wybaw mnie, Panie, w miłosierdziu swoim.

Wydobądź mnie z sieci zastawionej na mnie, *
bo Ty jesteś moją ucieczką.
W ręce Twoje powierzam ducha mego: *
Ty mnie odkupisz, Panie, wierny Boże.

Słyszałem bowiem, jak wielu szeptało: *
„Trwoga jest dokoła!”
Gromadzą się przeciw mnie, *
zamierzając odebrać mi życie.

Ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie, *
i mówię: „Ty jesteś moim Bogiem”.
W Twoim ręku są moje losy, *
wyrwij mnie z rąk wrogów i prześladowców.


ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ  (J 8,12b)

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.

Ja jestem światłością świata,
kto idzie za Mną, będzie miał światło życia.

Aklamacja: Chwała Tobie, Królu wieków.


EWANGELIA  (Mt 20,17-28)

Syn Człowieczy zostanie wydany na ukrzyżowanie

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.

Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: „Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie”.
Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i upadając Mu do nóg, o coś Go prosiła.
On ją zapytał: „Czego pragniesz?”
Rzekła Mu: „Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”.
Odpowiadając Jezus rzekł: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?”
Odpowiedzieli Mu: „Możemy”.
On rzekł do nich: „Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował”.
Gdy dziesięciu to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: „Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie waszym niewolnikiem.
Na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.
Oto słowo Pańskie.

KOMENTARZ

Postawa wzajemnej służby

Na początku podróży do Jerozolimy Jezus udziela apostołom poważnej lekcji na temat Jego i ich późniejszego królowania: Nie tak ma być między wami. To znaczy, że nie mogą mieć takiej władzy, która by uciskała i poniżała. Jest już jej za wiele na ziemi, i to w każdym wymiarze. Władza uczniów ma mieć źródło w Bogu. Jest to potęga miłości, która wyraża się w postawie wzajemnej służby. Jezus tę władzę objawił w sposób doskonały – przyszedł służyć wszystkim bez wyjątku. Droga tej służby, a więc miłości, prowadziła Go przez wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie. To absolutne i samo wyniszczające poniżenie otworzyło Jezusowi drogę do wywyższenia. Bóg wskrzesił Go i posadził po swojej prawicy ponad wszelką zwierzchność.

Panie, Królu dający życie jak niewolnik na okup za wielu, wiem, że tak łatwo ulec pragnieniu władzy, która rozkazuje i uciska. Uczę się od Ciebie służby w miłości, dającej potęgę i chwałę.

 

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”

  1. Mariusz Szmajdziński
    Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
____________________________________
 

 Dzień powszedni

0,24 / 9,03

Bóg jest obecny wszędzie, gdzie się znajdujesz, pragnie do ciebie mówić. W tekście Ewangelii, który za chwilę usłyszysz, Jezus podejmuje temat krzyża. Zastanów się, która postawa jest ci bliższa?

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza.
Mt 20, 17-28

Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: «Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie». Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. On ją zapytał: «Czego pragniesz?» Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie». Odpowiadając Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? Odpowiedzieli Mu: «Możemy». On rzekł do nich: «Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował». Gdy dziesięciu pozostałych to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym. Na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu».W powyższym fragmencie Ewangelii łatwo zauważyć, że uczniowie jeszcze nie rozumieją posłannictwa Jezusa. Szukali popularności, władzy, bezpiecznego jutra. Byli zapatrzeni w siebie.

Dziś wielu chrześcijan oddaje życie przyznając się do wiary w Chrystusa. Zastanów się, czy jesteś gotowy ponieść dla Niego jakąkolwiek stratę? Czy raczej liczysz, że Bóg będzie jedynie realizatorem twoich pragnień?

Wielu świętych wyrażało swoją gotowość na podjęcie cierpienia z miłości do Jezusa. Święta Siostra Faustyna w swoim „Dzienniczku”, zwracając się do Jezusa, zapisała takie słowa: „Ja chcę być podobna do Ciebie, Jezu, do Ciebie ukrzyżowanego, umęczonego, upokorzonego” (Dz. 267). Słuchając jeszcze raz tekstu Ewangelii, zastanów się, jakim byłbyś uczniem w tej sytuacji?

Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: «Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie». Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła. On ją zapytał: «Czego pragniesz?» Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie». Odpowiadając Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić? Odpowiedzieli Mu: «Możemy». On rzekł do nich: «Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował». Gdy dziesięciu pozostałych to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym. Na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu».

Proś Jezusa, by nauczył cię nie skupiać się na sobie, ale by sprawił, żebyś w każdym trudzie i przeciwnościach szukał jedynie Jego i Jego chwały.

http://modlitwawdrodze.pl/home/
___________________________________

#Ewangelia: W Kościele rządzą święci

(fot. shutterstock.com)

Ziemska władza jest czymś zupełnie “pustym”. Nie niesie ze sobą żadnej treści, poza chwilową satysfakcją. Nie ma więc sensu zabieganie o nią. Dlaczego? Przeczytaj komentarz do Ewangelii Mieczysława Łusiaka SJ.

 

Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: “Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. 
 
Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i upadając Mu do nóg o coś Go prosiła. On ją zapytał: “Czego pragniesz?” Rzekła Mu: “Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie”. Odpowiadając Jezus rzekł: “Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?” Odpowiedzieli Mu: “Możemy”. 
 
On rzekł do nich: “Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował”. Gdy dziesięciu to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. 
 
A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: “Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie waszym niewolnikiem. Na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”. (Mt 20, 17-28)
Komentarz do Ewangelii 
Ziemska władza jest czymś zupełnie “pustym”. Nie niesie ze sobą żadnej treści, poza chwilową satysfakcją. Nie ma więc sensu zabieganie o nią, chyba że dla posługiwania innym.
W Kościele są różne urzędy związane z jego administrowaniem, ale prawdziwą władzę mają ci, którzy bardziej naśladują Chrystusa, czyli święci. Oni “rządzą”. Oni decydująco wpływają na życie Kościoła. Oczywiście są tacy, którzy nie są święci, a pchają się do rządzenia w Kościele, ale ich głos szybko cichnie i nikt już wkrótce o nich nie pamięta. Kościół nie jest ani demokratyczny, ani oligarchiczny. Kościół jest święty.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2779,ewangelia-w-kosciele-rzadza-swieci.html
_____________________________________

Środa 2 tygodnia Wielkiego Postu

Każdy głoszący słowa Prawdy musi liczyć się z tym, że niebawem na swojej drodze spotka przeciwników. Jest to wpisane w misję tego, który zostaje posłany, aby głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu w Jezusie Chrystusie. Pierwszym prześladowanym jest On, zaraz za Nim wszyscy ufający obietnicom Wszechmocnego Boga. Lecz Jezus nie pozostawia swoich sług bez obrony i opieki. Zaszczepia w sercach swoich wybranych niewiarygodną siłę, niejednokrotnie zaskakującą oskarżycieli i prześladowców. Ta moc wypływa z wiary w owoce Męki Chrystusa – ofiary złożonej z miłości za zbawienie każdego człowieka.

Komentarz do I czytania (Jr 18, 18-20)

Atakowany prorok zwraca się do Boga w ufnej modlitwie o pomoc. Instynktownie serce zwraca się w niebezpieczeństwie ku Temu, który je ukształtował. Niegodziwi występują przeciw słowom wypowiadanym przez Jeremiasza, gdyż te burzą znany im bezpieczny porządek. Mowa proroka to upomnienie i ostrzeżenie od Boga niosące ze sobą konieczność przemiany życia. Jeżeli człowiek odrzuca nawrócenie, pozostaje mu jedynie uciszyć irytujący głos upominającego. Tak często dziś doświadczamy podobnych sytuacji. Współczesny świat często nie przyjmuje nauki Chrystusa i atakuje tych, którzy ją głoszą. Po której stronie jednak stoimy my sami?

Komentarz do Ewangelii (Mt 20, 17-28)

Jezus przygotowuje swoich uczniów do tego, co nie uniknione – zapowiada im swoją Mękę, dając jednocześnie nadzieję Zmartwychwstania. Ciekawe jest to, że zaraz po tych słowach następuje rozmowa w zupełnie innym tonie. Dyskusja dotyczy zajęcia zaszczytnych miejsc w Królestwie Bożym. Często wyobrażamy sobie, że podążanie za Jezusem gwarantuje nam ciszę i spokój doczesnego życia. Jesteśmy szczerze zdziwieni, gdy tak nie jest. Okazuje się jednak, że ten, który pragnie trwać przy Chrystusie, musi przygotować się na takie samo prześladowanie, jakiego doznawał Zbawiciel. Oto jest tajemnica kielicha, o którym Jezus mówi synom Zebedeusza i każdemu z nas.

Pomyśl:

  • Co najbardziej przeszkadza mi w stawaniu się głosicielem Bożego słowa?
  • Co mogę powiedzieć o mojej gotowości na przyjęcie prześladowań?
  • A może już kiedyś doświadczyłem prześladowania ze względu na moją wierność Bogu? Jak się wtedy zachowywałem? Jakie uczucia mi towarzyszyły?

Pełne teksty liturgiczne oraz komentarze znajdziesz w miesięczniku liturgicznym Od Słowa do Życia.

http://www.odslowadozycia.pl/pl/n/536

_______________________________

Wolność miłości (24 lutego 2016)

wolnosc-milosci-komentarz-liturgiczny

Mając udać się do Jerozolimy, Jezus wziął osobno Dwunastu i w drodze rzekł do nich: «Oto idziemy do Jerozolimy: tam Syn Człowieczy zostanie wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Oni skażą Go na śmierć i wydadzą Go poganom na wyszydzenie, ubiczowanie i ukrzyżowanie; a trzeciego dnia zmartwychwstanie».

Wtedy podeszła do Niego matka synów Zebedeusza ze swoimi synami i oddając Mu pokłon, o coś Go prosiła.

On ją zapytał: «Czego pragniesz?»

Rzekła Mu: «Powiedz, żeby ci dwaj moi synowie zasiedli w Twoim królestwie jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie».

Odpowiadając Jezus rzekł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić?

Odpowiedzieli Mu: «Możemy».

On rzekł do nich: «Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej i lewej, ale dostanie się ono tym, dla których mój Ojciec je przygotował».

Gdy dziesięciu pozostałych to usłyszało, oburzyli się na tych dwóch braci. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł: «Wiecie, że władcy narodów uciskają je, a wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie u was. Lecz kto by między wami chciał stać się wielkim, niech będzie waszym sługą. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem waszym.

Na wzór Syna Człowieczego, który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu» (Z rozdz. 20 Ewangelii wg św. Mateusza)

 

Wobec Męki Syna Bożego stajemy bezradni jak Apostołowie. Nie rozumieli jej sensu, nie potrafili wyjaśnić, dlaczego Jezus miał cierpieć tak, jak im to w dzisiejszej Ewangelii opisuje. Stąd może ta nie na miejscu prośba matki synów Zebedeusza: Jakuba i Jana. Kobieta chce, aby jej synowie byli w najbliższym otoczeniu Jezusa. Prośba wzruszająca, ale u innych uczniów budząca odruch agresji. Jezus tymczasem ciągle ma przed oczami krzyż i ciągle o krzyżu mówi. Miejsce po prawej i lewej stronie jest przygotowane nie dla synów Zebedeusza, ale dla dwóch łotrów, którzy w Wielki Piątek zawisną wraz Jezusem na krzyżu. Uczniowie nie rozumieją, ponieważ za mało jeszcze kochają. Jezus kocha całym sobą, jest w tej miłości wolny i dlatego nawet odrzucenie i okrutna śmierć Go nie mogą powstrzymać: nawet w Męce, na krzyżu, dalej będzie przyciągać do siebie zabłąkanych ludzi. Wielki Post to czas, kiedy tej wolności Syna Bożego się uczymy, aby i naszego kochania innych i Boga nic nie było w stanie powstrzymać.

 

Prosimy Cię, Panie, nasz Boże, + niech Najświętszy Sakrament, w którym nam dałeś zadatek nieśmiertelności, * pomoże nam osiągnąć wieczne zbawienie. Przez Chrystusa, Pana naszego.

 

Dzisiejsze czytania liturgiczne: Jr 18, 18-20; Mt 20, 17-28

Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą

http://ps-po.pl/2016/02/23/wolnosc-milosci-24-lutego-2016/

_____________________________
Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Rozprawa o psalmach, Ps 127
„Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony” (Łk 18,14)

„Daremnym jest dla was wstawać przed świtem” (Ps 127,2)… Tacy byli właśnie synowie Zebedeusza którzy, zanim wycierpieli upokorzenia zgodnie z Męką Pana, wybrali sobie wpierw miejsce, jeden po lewej, drugi po prawej stronie Jezusa. Chcieli „wstać przed Światłem”… Także Piotr wstał przed Światłem, kiedy odradzał Panu cierpieć za nas. Pan mówił o swojej Męce, która miała nas zbawić, i o swoich cierpieniach, a Piotr, który wcześniej wyznał, że Jezus jest Synem Bożym, był przerażony na myśl o Jego śmierci i powiedział Mu: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie!”(Mt 16,22). Chciał wstać przed Światłem, dać rady Światłu. Ale co robi Pan? Każe mu wstać po Świetle, mówiąc: „Zejdź Mi z oczu”… „Zejdź Mi z oczu, abym Ja szedł przodem a ty za Mną. Idź drogą, która idę, zamiast pokazywać Mi drogę, która ty chcesz maszerować”…

Dlaczego zatem, synowie Zebedeusza, chcecie wstawać przed Świtem? Oto pytanie, które trzeba im zadać; nie będą oni nim zirytowani, bo to wszystkojest napisane na ich temat po to, aby nas uchronić od pułapki pychy, w którą oni wpadli. Dlaczego wstawać przed Świtem? Na próżno. Chcecie się wywyższyć, zanim zostaniecie poniżeni? Sam Pan wasz, który jest waszym światłem, uniżył się, aby zostać wywyższonym. Posłuchajcie, co mówi Paweł: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył” (Flp 2,6nn).

_______________________________

 _____________________________________

Homilia

Modlitwa prześladowanego…

 

Kiedy serce zamyka się z powodu przywiązania do zła, z trudnością można je „zmiękczyć”. Zapomina ono wtedy o każdym otrzymanym dobru i ucisza każdy niewygodny głos, słuchając jedynie głosów jemu przyjemnych, potwierdzających i usprawiedliwiających jego wcześniejsze wybory. Jeremiasz jako gorliwy prorok zostaje całkowicie odrzucony przez swój naród, pozostaje sam! Taki los spotyka każdego kto bez kompromisów i ulg chce przeżywać swoją wiarę. Odrzucenie, z jakim spotyka się Jeremiasz polega przede wszystkim na „uderzeniu go językiem”. Czy nie odnajdujemy tego działania także dzisiaj?! Uderza się językiem proboszcza, biskupa, papieża, odpowiedzialnego za jakieś dzieło w Kościele… Dzisiaj na wiernych uczniów Chrystusa nie podnosi się najpierw ręki, ale „uderza językiem” przypisując złe intencje, oskarżając o przewrotne serce. Każdego niemal tygodnia dzieje się coś takiego… Jeremiasz modli się za nich! Panie daj mi Twojego Ducha, abym nie „odpłacił złem za dobro” tym, którzy „uderzają we mnie językiem”!

Kochać to uczyć ofiary…

 

Matka synów Zebedeusza jest przekonana, iż czyni dobro dla swoich synów! Tymczasem „mąci im w głowie” zamiast ich wychowywać. W perspektywie krzyża i cierpienia, o których mówi Jezus, ona poszukuje pierwszych miejsc dla synów. Chce zachować ich od cierpienia, które ostatecznie wychowuje, zbawia i pozwala dojrzewać. Matka, która poszukuje dla swoich synów przyjemności zamiast prowadzić ich do wartości; matka, która chce aby synowie uniknęli ofiary, zamiast pomóc im w przeżywaniu próby; matka, która chce dla nich władzy, która częściej „produkuje” śmierć aniżeli życie! Zamiast wspierać ich na drodze krzyża ona prowadzi ich do łatwego życia… Cóż to za matka?!? Nie oszukujmy się! Dzisiaj wiele matek nie rozumiejąc swojego krzyża, nie rozumiejąc „nic” z nauczania Chrystusa, histerycznie chroni swoje dziecko, czasem dzieci, przed ofiarą, trudem, cierpieniem… Cóż to za matki?! Wychowują raczej do „niepełnosprawności” życiowej! Może dlatego tyle lęków przed odpowiedzialnością, depresji, itd…

 

Prawdziwy nauczyciel…

 

Matka, która w tej ewangelii wypowiada zaledwie jedno zdanie, małe pragnienie serca, jest figurą „wychowawców i nauczycieli wiary”, którzy zanurzeni są całkowicie w logice świata i za wszelką cenę pragną, aby Ci, którzy naśladują Chrystusa doświadczali jedynie przyjemności, władzy i chwały w życiu! Zamiast uczyć jak służyć pokornie, uczą jak „rządzić”! Jezus podkreśla, że prawdziwe wychowanie rodzi się wtedy, gdy pozwolimy aby to Bóg wychowywał; wychowywał poprzez swoje Słowo. Wielu nauczycieli, katechetów, kapłanów jest jak ta matka, która chce posadzić jedynie na tronie swoje dzieci myśląc, że jest to rzecz właściwa, dobra… Pragnąc dla innych „tego co lepsze”, wyłącznie według logiki świata, jest tak naprawdę pokusą szatańską, ponieważ prowadzi do przekonania, iż człowiek jest szczytem dobra i sam może to dobro stanowić.

 

Panie, który przyjąłeś dobrowolnie mękę, krzyż, cierpienie i ostatnie miejsce, udzielaj siły i światła wszystkim wychowawcom, nauczycielom i kapłanom, aby prowadzili Twój lud wyłącznie Twoimi drogami!

Ks. Jacek P. MS

Księża Misjonarze Saletyni 
Centrum Pojednania “La Salette” 
38-220 Dębowiec 55 
tel.: +48 13 441 31 90 | +48 797 907 287 
www.centrum.saletyni.pl | centrum@saletyni.pl
_________________________________________________________________________________________________

Świętych Obcowanie

_________________________________________________________________________________________________

24 lutego

 

Święty Marek Marconi Święty Marek Marconi, zakonnik
Święty Augustyn z Canterbury chrzci św. Etelberta Święty Etelbert, król

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:

W Trewirze – św. Modesta. Widnieje w katalogu tamtejszych biskupów. Cokolwiek, piszą bollandyści, dodalibyśmy do tej wiarygodnej noty, byłoby czystą hipotezą. Zwykły to los wielu postaci, znanych dzięki starym zapisom z samego tylko imienia.

oraz:

bł. Awartana, mnicha (+ 1380); św. Jana “Żniwiarza”, mnicha (+ 1130); bł. Józefy Naval Girbes (+ 1893); świętych męczenników Montana, Lucjusza, Juliana, Wiktoryka i Flawiana (+ ok. 255); św. Pretekstata, biskupa i męczennika (+ 586); św. Sergiusza z Cezarei, męczennika (+ ok. 304

http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/02-24.php3
____________________________________

 

_________________________________________________________________________________________________

ks. Dariusz Salamon SCJ

Miłość, co przerasta wyobraźnię

Czas Serca

Święty Jan Paweł II pisał niegdyś o Bogu bogatym w miłosierdzie, żeby zwrócić uwagę współczesnego świata na ten niezwykły przymiot Boga. My też pragniemy odkrywać bogactwo miłosierdzia na kartach Ewangelii, w osobie samego Jezusa. On objawił zupełnie nowe oblicze miłości, której nie sposób sobie wyobrazić, po ludzku wymyślić. Ta miłość wciąż nas zaskakuje, pociąga i uzdrawia.
Bóg jest moim bliźnim

W odpowiedzi na pytanie: „Kto jest moim bliźnim?” (Łk 10,29) – Jezus opowiedział słuchaczom przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Wyjaśniając tę przypowieść, Benedykt XVI sugeruje, że Samarytanin to sam Jezus, który przyszedł na ziemię i wędruje po ścieżkach ludzkiego życia, aby zająć się każdym porzuconym i poranionym człowiekiem. To On poprzez uzdrawiającą moc sakramentów obmywa nasze rany, podobnie jak Samarytanin czynił to za pomocą oliwy i wina. Gospodą, do której Samarytanin zawiózł pobitego człowieka jest dla nas Kościół. Do niego prowadzi nas Chrystus, abyśmy tam mogli znaleźć uzdrowienie, pokrzepienie i wsparcie. W ten sposób Jezus staje się dla nas „bliźnim”; kimś najbliższym, kto nie zostawia nas na pastwę losu, ale okazuje nam bezinteresowną miłość. Ta postawa Jezusa pobudza nasze serca do takiej miłości. Samarytaninem staje się każdy, kto potrafi się szczerze wzruszyć na widok cudzej niedoli i ma odwagę bezinteresownie pomóc każdemu, kto jest w potrzebie, bez względu na to, kim on jest.

Radość ze „zdanej matury”

Najbardziej klasyczna przypowieść o miłosierdziu, to opowiadanie o miłosiernym ojcu i marnotrawnym synu. Ojciec, który z bólem pozwala odejść synowi, daje mu czas i czeka cierpliwie, z nadzieją, że syn wróci, może po przejściach, upadkach, ale jednak wróci. Gdyby od razu tłumaczył mu, przekonywał, by nie odchodził, bo przecież niczego mu nie brakuje, bo poza domem nie znajdzie lepszego szczęścia – zapewne syn by mu nie uwierzył, nie posłuchał; przeciwnie, poczułby się ograniczany, zniewolony… Człowiek chce sam dojrzewać do swego szczęścia, chce sam je odkryć, przekonać się o nim; uczymy się na błędach, lubimy sprawdzać na własnej skórze. Dokładnie tak postępuje marnotrawny syn.
Miłosierdzie w tej przypowieści nie sprowadza się do łaskawego gestu przebaczenia ze strony ojca. Raczej przejawia się poprzez jego radość z faktu, że syn dojrzał do swego synostwa. Chociaż droga, jaka do tego prowadziła, była kosztowna i bolesna – roztrwonił majątek, a jeszcze bardziej doświadczył osobistego dna, upokorzenia, klęski, to jednak ostatecznie w tym ogołoceniu rozpoznał swoją utraconą godność; co więcej, znalazł siły, by powrócić do domu, do ojca, gdzie tę godność ma szansę na nowo odzyskać. Tutaj miłosierna miłość ojca działa jakby na odległość, działa tam, przy pustym korycie, w godzinie największego upokorzenia. Przygarnięcie syna po jego powrocie jest już tylko zwieńczeniem jej zbawczego działania.
Rozgrzeszenie zamiast wyroku śmierci
Nauczanie Jezusa zostaje czasem wystawione na próbę. Faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę pochwyconą na cudzołóstwie. Czy zastanawialiśmy się kiedyś, jak ona musiała się czuć tam, na środku, otoczona przez sprawiedliwych Żydów? Upokorzona, zawstydzona, a do tego śmiertelnie przerażona – bo przecież za chwilę zostanie ukamienowana. Zostały jej ostatnie chwile życia, a do tego świadomość, że umiera w grzechu, potępiona przez wszystkich, zwłaszcza przez prawo Mojżeszowe. Straszna to śmierć, której nie towarzyszy współczucie i miłość najbliższych, ale hańba i świadomość wiecznego potępienia…
Jak bardzo Jezus wczuł się w jej sytuację? Nie wiemy, dlaczego grzeszyła, ale zapewne sama świadomość, że przekracza prawo była dla niej osobistym dramatem… Może uwikłała się w sytuację bez wyjścia, może było to rozpaczliwe szukanie miłości?
Na słowa Jezusa oskarżyciele odeszli. Czy kobieta mogła się spodziewać takiego obrotu sprawy? Że ktoś stanie w jej obronie, okaże jej zrozumienie i zmiłowanie; co więcej, że odpuści jej grzechy? Najczarniejszy dzień jej życia stał się dla niej początkiem życia nowego, nie dzięki kamieniom sprawiedliwości, ale Bożemu przebaczeniu.

Podzielił los złoczyńców
Jezus jako Bóg wcielony w niezwykły sposób wczuwa się w ludzki los, przyjmuje nasze cierpienia związane ze słabością, z doświadczeniem grzechu. W sposób najbardziej radykalny przejawi się to na krzyżu, gdy zawiśnie między przestępcami. Tak samo jak oni doświadcza zawstydzenia, upokorzenia, wysłuchuje obelg i przekleństw przechodniów, przejawów pogardy i poniżenia. Jezus dosłownie przyjmuje na siebie zapłatę za ludzki grzech, jego niegodziwość, popełnione zło – choć sam jest niewinny i bez grzechu.
Na krzyżu miłosierdzie przyjmuje zupełnie nowy wymiar: Jezus nie wygląda na Tego, który w imieniu Boga łaskawie przebacza; raczej On sam, poprzez swoje cierpienie i pohańbienie, woła o miłosierdzie: „Ludu mój, cóżem ci uczynił? Czym ci się uprzykrzyłem? Odpowiedz Mi!” (Mi 6,3). Tego miłosierdzia nie doznaje od kapłanów, żołnierzy, przechodniów. Miłosierdzie okazuje Chrystusowi współskazaniec, który broni Go przed szyderstwami drugiego łotra: „My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił!” (Łk 23,41).
Boga nie trzeba informować o ludzkim cierpieniu, On zna to cierpienie z własnego doświadczenia i dzieli je z każdym chorym, krzywdzonym, nawet skazanym przestępcą. Czy Bóg może jeszcze głębiej okazać miłosierdzie, niż przez tę solidarność z cierpiącymi? Czy matka może jeszcze bardziej kochać swoje chore dziecko, niż dzieląc z nim ból jego cierpienia?
Obyśmy z pomocą Ducha Świętego coraz bardziej przenikali głębokości miłosierdzia Bożego i doświadczali Jego uzdrawiającej mocy w naszym życiu. A doświadczenie miłosierdzia niech pomoże nam być bliźnimi dla naszych sióstr i braci.
ks. Dariusz Salamon SCJ
Czas Serca nr 139 
fot. Unsplash, Fantasy Girl
Pixabay (cc)
http://www.katolik.pl/milosc–co-przerasta-wyobraznie,25482,416,cz.html
____________________________________
ks. Krzysztof Grzywocz

Poprosić sny o pomoc

Życie Duchowe

Czy nie jest to wszystkim ludziom wiadome,
że Bóg może objawić się człowiekowi najlepiej poprzez sen?
(Tertulian)

Dostrzec szczęście, gdy przychodzi

A gdyby człowiek nie poprosił, czy wtedy sny mogłyby odmówić pomocy? Czy mogłyby zakłócić jego rozwój? Dojrzałość nie pojawia się automatycznie – rozwój człowieka jest zawsze dramatyczny. Ludzkie ciało, rozum, emocje i uczucia, sny i wyobraźnia mogą pomóc na drodze do pełni, mogą go też zakłócić czy nawet zniszczyć. Rozumem można próbować uzasadnić największe patologie, pod wpływem agresji można zabić albo uratować życie, ta sama ręka przytula albo znieważa. Trzeba poprosić o pomoc. Za progiem tego słowa kryje się akceptacja, zaufanie, umiejętność posługiwania się danym “narzędziem”, a nade wszystko rozpoznanie celu, dla którego zostało dane. Ofiarowane narzędzie nie jest celem – tragicznym błędem jest tworzenie kultu ciała, religii rozumu, adorowanie uczuć czy snów. Poprosić o pomoc, aby “dostrzec szczęście, gdy przychodzi” (por. Jr 17, 6).

Nieprzespane sny

Rozróżnienie faktu od jego interpretacji odnosi się niezwykle wyraźnie do wydarzenia snu. Faktem jest, że istnieją sny. Opowiadamy o nich, nieraz długo pamiętamy ich treść. Z drugiej strony istnieje wiele interpretacji, teorii dotyczących zjawiska snu – jego powstania, zawartości, znaczenia, wpływu na życie. W ramach tylko jednej z teorii na wiele sposobów można interpretować konkretny sen. Podejścia do zjawiska snu krążą pomiędzy dwoma skrajnymi biegunami: z jednej strony – całkowite lekceważenie snów, niebranie ich pod uwagę w całej dynamice rozwoju człowieka -nieraz ośmieszanie, a z drugiej – ryzykowny kult snów, zbyt mocno uzależniający decyzje życiowe od często naiwnie i magicznie interpretowanej jego symboliki.

Biblia nie lekceważy snów. Zarówno Stary, jak i Nowy Testament często traktują sny jako miejsca doświadczenia obecności Boga. Wielkie decyzje są tu wielokrotnie podejmowane we śnie. Również w nauczaniu Ojców Kościoła wiele uwagi poświęcono temu zagadnieniu. Współczesna psychologia traktuje sny jako jeden z podstawowych materiałów w służbie zrozumienia i pomocy człowiekowi.

W wielu teoriach sen jest uznawany za wytwór człowieka w dużym stopniu wolny od mechanizmów obronnych. To moja świadomość, lub raczej podświadomość, tworzy obrazy senne, pokazując tym samym niejako prawdziwy stan mojego wnętrza, głębokiego “ja”, które ma duży wpływ na kreowanie moich zewnętrznych spostrzeżeń, reakcji i decyzji. Sen jest bardziej wolny od iluzji, które w dużym stopniu zniekształcają doświadczenie rzeczywistości. W tym znaczeniu sny mogą być niejako lustrem, w którym mogę zobaczyć swoją twarz – prawdę o sobie. W Sonetach dla Orfeusza Rainer M. Rilke pisał:

Choćby odbicie wodne
zmąciło kształty swoje
nie trać obrazu[1].

Sen pozwala poznać swój obraz. Ważne jest uchwycenie, na ile sen współbrzmi z rzeczywistością poza nim. Co mogą oznaczać na przykład sny osoby na zewnątrz nadzwyczaj spokojnej, która we śnie jest często niezwykle brutalna? Jak zrozumieć brak motywów religijnych u osób wierzących? Dla Jana Kasjana sen jest istotnym kryterium w ocenie dojrzałości człowieka. W jego sześciostopniowej skali, oceniającej dojrzałość mnicha w cnocie czystości, to, co dzieje się z seksualnością we śnie, zajmuje, jako kryterium, najwyższą pozycję[2].

Należy także odróżnić sen od jego interpretacji. Interpretacji snu nie dokonuje się zazwyczaj we śnie, lecz po przebudzeniu. Może więc być dokonywana w świetle mechanizmów obronnych. Sen jako fakt jest w tym znaczeniu obiektywny, jego interpretacja – subiektywna.

Pojawienie się we śnie umierającej, bliskiej osoby nie musi oznaczać zapowiedzi jej śmierci, ryzykowna jazda na nartach nie musi być zwiastunem mniej lub bardziej ukrytych myśli samobójczych, a przytulenie do kobiety – znacznych zaniedbań w integracji seksualnej. Sny są pełne symboli, często podobne do przypowieści i dlatego nie muszą ograniczać się tylko do jednej interpretacji. Bywa pewnie i tak, że celem pojawienia się snu nie jest jego precyzyjne zrozumienie, interpretacja, lecz danie wewnętrznego światła, nastroju, energii, które przenikną życie.

Jeżeli sam człowiek jest autorem swoich snów, gdzie więc miejsce dla Boga? Jedno nie wyklucza drugiego (gratia perficit naturam). Przez sen mówi Bóg i człowiek. Nawet jeżeli w tej “produkcji” akcent pada na człowieka, Bóg nie pozostaje niemy. Mówi: “zobacz, jakie jest twoje wnętrze, nie bój się skonfrontować z prawdą o sobie, od której uciekasz”. Bóg może pomóc w odkryciu właściwej interpretacji snu i zintegrować go z życiem. Bywa, że akcent w wyjątkowy sposób pada na Boga, który przez sen przekazuje szczególne posłannictwo, zadanie, słowo. Sny o takim nadprzyrodzonym charakterze wydają się rzadkie i potrzeba dobrego rozeznania, aby je odróżnić od innych. Często się zdarza, że ludzie zbyt pospiesznie dopatrują się w swoich snach nadprzyrodzonej interwencji Boga i własnym słowom, myślom przypisują boskie znaczenie.

Sen jest więc szczególną, cenną własnością człowieka. Można przespać sny, tak jak się przesypia wartościową sztukę teatralną albo przyjacielskie spotkanie. Można coś wtedy stracić, bezpowrotnie zagubić i nie uciec do “Egiptu” albo z niego nie powrócić.

Jak radzić się snów

Doceniając wartość snów, postawmy pytanie, w jaki sposób wykorzystać je dla rozwoju życia duchowego? Czy istnieją jakieś reguły? Zbierając doświadczenia wielu pokoleń, można wyróżnić niektóre z nich:

1. Jeżeli oczekuję od snu konfrontacji z prawdą, to ważne jest, jak zagospodaruję czas przed snem. Wierzę, że słowo Boże jest słowem prawdy, w świetle którego mogę odróżnić prawdę od fałszu. To, co staje u bramy snu, przenika nas, gdy zasypiamy. Jeżeli zasypiamy po obejrzeniu brutalnego, przenikniętego lękiem i agresją filmu, wtedy przyjęte treści zapadają głęboko w świadomość i podświadomość i mają istotny wpływ na życie i sny. Słuchając przed snem słowa Bożego, pozwalam, aby ono – jak ziarno, które wpadło w ziemię – przeniknęło moją głębię (wewnętrzne “niebo i piekło”), rozświetliło wnętrze i doszło do samego kresu mojej tajemnicy. Żyjemy ostatecznie słowem Bożym, a nie snami. Ono zapada najgłębiej. Sen, który być może zrodzi się w świetle obecnego we mnie słowa, pełniej ukaże stan mojego wnętrza. Łatwiej będzie mi wtedy o poranku zrozumieć sens danego mi słowa Bożego. Niesiemy odpowiedzialność za nasze wnętrze – skarby naszego serca. Przyjęcie słowa Bożego przed snem jest jedną z form tej odpowiedzialności.

2. Można przed snem poprosić w modlitwie o sen: o nieprzespanie snu, odwagę jego narodzenia i przyjęcia, właściwą interpretację.

3. W dobrym przeżywaniu snów pomaga ich zapisywanie. Dzięki zapisywaniu stajemy się bardziej wrażliwi na tę rzeczywistość w nas. Częściej wtedy pamiętamy sny – nie tylko ich małe fragmenty, ale całość. Zapisywanie snów ma także wpływ na tworzenie nowych.

4. Obok obrazów, wydarzeń i scen, jakie urzeczywistniają się w snach, równie istotne są uczucia, nastroje, jakie im towarzyszą. Być może to obrazy towarzyszą uczuciom, a nie uczucia obrazom. Ważne jest uchwycenie atmosfery, zarejestrowanie emocji – jak czuję się w tym śnie, jak czuję się po przebudzeniu, czy ten sen jest integrujący czy destrukcyjny?

Istnieją we śnie dwie warstwy: obiektywna i subiektywna. Obiektywna odnosi się do rzeczywistości, w której żyję albo żyłem. Co mówi ten sen o mojej pracy, rodzinie, przyjaźniach, przeszłości i przyszłości? Co mówi Bóg przez ten sen? Co mówią moi bliscy? Czy dopuszczam możliwość kuszenia? W wymiarze subiektywnym dochodzi do głosu sposób przeżywania rzeczywistości obiektywnej. Dlaczego nieświadomie wybrałem akurat te postaci z mojego życia, jakie słowa włożyłem w ich usta? Co to mówi o mnie? Być może postaci i przedmioty ze snu to części mojej osoby, fragmenty mojego wnętrza. Te dwa wymiary, obiektywny i subiektywny, stykają i przenikają się wzajemnie.

5. Należy łączyć sny z aktualną sytuacją życiową. W jakim momencie życia pojawia się dany sen? Co wydarzyło się przed jego pojawieniem, co ma się wydarzyć jutro, czy za kilka dni? Sen jest zawsze częścią większej całości.

6. Nie należy spieszyć się z interpretacją snu. W Biblii panuje przekonanie, że “wyjaśnianie snów jest sprawą Bożą” (por. Rdz 40, 8). Tylko to, co włączone w dialog, rozwija się poprawnie. Tylko to, co otoczone rozmową, może być interpretowane właściwie. Ten dialog dotyczy nade wszystko Boga. Sen powinien stać się częścią modlitwy. Rozmawiając z Bogiem o moim śnie, zapraszam Go tym samym w świat mojego wnętrza, które w Jego świetle może być dobrze zinterpretowane, Jego mocą uzdrowione i przemienione.

Rozważając słowo Boże, przeznaczone na dany dzień, pozwalam, aby Jego światło padło także i na moje sny. Czy istnieje związek pomiędzy słowem Bożym a moimi snami?

7. Do dialogu o snach powinien zostać zaproszony drugi człowiek. W jego spojrzeniu, jak w zwierciadle, można inaczej skonfrontować się z wydarzeniem swojego snu. Z boku, z dystansu, łatwiej jest zrozumieć sens poszczególnych wydarzeń. Szczególne miejsce ma tutaj przyjaciel, psycholog czy kierownik duchowy.

8. Trwając w dialogu z Bogiem i człowiekiem, można dalej – już na jawie – tworzyć scenariusz ze snu. Gdy dla przykładu we śnie nie potrafię wejść na wysoką górę, mogę – już teraz w nowym scenariuszu – tego wejścia dokonać. Ta kontynuacja lub zmiana scenariusza snu może mieć wpływ na zmianę wewnętrznych, głęboko zakodowanych przekonań – może mieć na przykład wpływ na korektę wewnętrznej tezy: “i tak w życiu niczego nie osiągnę, i tak mi się nic nie uda”. Taka zmiana scenariusza – na zasadzie sprzężenia zwrotnego – dotyka i przeobraża nasze sny, tzn. zapada głęboko i ma wpływ na nasze postawy i decyzje życiowe.

9. Należy być ostrożnym nie tylko ze zbyt pospieszną interpretacją treści snu, lecz także z rozumieniem na przykład częstotliwości występowania snów, braku snu, pojawiania albo niepojawiania się snów o określonej treści. Brak snu, w którym występowałby papież, nie musi świadczyć o antyrzymskim nastawieniu, a brak wątków biblijnych – o słabej wierze.

Wszystkie wymienione tu zasady wykorzystania snu łączy jeden wspólny mianownik: troska o świętość, która wyraża się w przykazaniu miłości Boga i bliźniego swego jak siebie samego. Wszystko inne – także sny – służą temu przykazaniu. Chrześcijaństwo nie jest religią snów, ale koncentruje się wokół Boga, który w Chrystusie przychodzi do człowieka. Bóg, który stał się człowiekiem, podobnym do nas we wszystkim, oprócz grzechu, może przemówić do nas przez wszystko – także przez sen.

__________________

[1] R. M. Rilke, Poezje, tłum. M. Jastrun, Kraków 1987, s. 255.
[2] Jan Kasjan, De institutiscoenobiorum et de octo vitiorum principalium remediis, Paris 1965, XII, 7.

ks. Krzysztof Grzywocz

Duchowość i sny

Posłuchaj fragmentu
cena: 39.00 zł
Całkowity czas:
04:37:17
Ilość płyt:
6
Format:
CD audio
Kod ISBN:
978-83-63436-16-2
Kod produktu:
kcd 92

Wersja MP3 (bez pudełka) do ściągnięcia
cena: 25.00 zł

 

 

Sny wpisane są w życie człowieka. Od dzieciństwa aż po śmierć towarzyszą w jego rozwoju. Przez wielu są lekceważone, niezauważane, zbyt szybko zapominane, przez innych magicznie interpretowane i nadużywane w podtrzymaniu własnej niedoj­rzałości. W psychologii przyjmowane są jako cenny materiał poznania i rozumienia człowieka, szczególne zaś miejsce znajdują na kartach Biblii, gdzie niejednokrotnie są miejscem spotkania z Bogiem. Jak przyjąć i wykorzystać sny, aby dobrze zintegrować je w drodze do dojrzałości – w powołaniu do świętości?
Tematy konferencji:

 

1. Marzenia i sny 38 min.
2. Znaczenie snów w psychologii 53 min.
3. Sny w Biblii 50 min.
4. Sny w tradycji chrześcijańskiej 46 min.
5. Jak dobrze wykorzystać sny? 47 min.
6. Sny miejscem spotkania 43 min.

http://www.sklep.katolik.tv/duchowosc-i-sny,184,826,produkt.html

Zobacz także:

Ks. Rafał Masarczyk SDS
W dzisiejszym świecie człowiek spotyka się z wielką ilością informacji, trudno jest czasem w tym wszystkim się orientować. Rodzi to pytanie czy lepiej być specjalistą w jednej wąskiej dziedzinie, czy starać się poznać jak najwięcej rzeczy? Ktoś znany z wielu umiejętności technicznych, umiejący wiele rzeczy naprawić, żalił się: Co z tego, że umiem wiele rzeczy naprawić, kiedy tak naprawdę wszystko znam po łebkach, nic tak do końca…

Ks. Rafał Masarczyk SDS
Przez cały czas staramy się ze sobą zjednoczyć. Wprowadzamy zatem mechanizmy globalizacji, przeróżne komunikatory i wszędobylski Internet. Niestety mimo tego wszystkiego wciąż się od siebie oddalamy. Skrócenie odległości za pomocą sztucznych narzędzi, sprawia, że nasze kontakty takie też się stały…

ks. Andrzejem Witko
Zapis czatu z księdzem profesorem Andrzejem Witko nt. Miłosierdzia Bożego
____________________________________

Pan prawosławny sobór budzi obawy

dodane 23.02.2016 19:18

RADIO WATYKAŃSKIE |

Wśród wielu wiernych i duchownych Cerkwi rosyjskiej budzi niepokój planowane na czerwiec zwołanie Soboru Powszechnego.

Panprawosławny sobór budzi obawy   Tomasz Gołąb /Foto Gość
Wątpliwości dotyczące Soboru usiłował rozwiać przewodniczący Wydziału Zewnętrznych Kontaktów Kościelnych Patriarchatu Moskiewskiego metropolita Hilarion Ałfiejew

Obawiają się oni „zdrady” czystości prawosławia i zawarcia unii z katolikami. Wątpliwości usiłował rozwiać przewodniczący Wydziału Zewnętrznych Kontaktów Kościelnych Patriarchatu Moskiewskiego metropolita Hilarion Ałfiejew.

Hilarion Ałfiejew codziennie otrzymuje listy wzywające do odmowy udziału Soborze, który według ich autorów ma być modernistyczny i uniacki, czyli, jak to określają, będzie on „Soborem Antychrysta”. Metropolita zapewnił wszystkich wątpiących, że decyzje na Soborze będą zapadać jednogłośnie, a w porządku obrad nie pojawią się kwestie wcześniej nie uzgodnione i nie zaakceptowane przez wszystkie uczestniczące w nim Kościoły prawosławne.

Protesty wielu środowisk w Rosji ukazują na wewnętrzne podziały oraz nieprzychylność nie tylko wobec katolików, ale również wobec innych prawosławnych, nie zawsze zgadzających się z dążeniem rosyjskiego prawosławia do dominacji jako największej liczebnie Cerkwi na świecie. Nawet najlepsze chęci najwyższych hierarchów rosyjskiego prawosławia w sprawie pojednania z katolikami mogą zostać storpedowane przez niższą hierarchię lub doprowadzić do wewnętrznych poddziałów.

http://kosciol.wiara.pl/doc/2990597.Panprawoslawny-sobor-budzi-obawy

______________________________

Franciszek: Chrześcijaństwo to czyny

dodane 23.02.2016 13:00

KAI |

Wielu deklaruje się jako osoby wierzące, ale nie mają czasu, by rozmawiać ze swoimi dziećmi,

posłali swych rodziców do domu starców…

Franciszek: Chrześcijaństwo to czyny   CLAUDIO PERI /PAP/EPA

Religia chrześcijańska jest konkretna, wyrażająca się w czynieniu dobra, a nie jest „religią mówienia”, składającą się z obłudy i próżności – powiedział Franciszek podczas dzisiejszej Eucharystii w Domu Świętej Marty.

Komentując liturgię wtorku II tygodnia Wielkiego Postu papież zaznaczył, że życie chrześcijańskie jest konkretne, ale niestety wielu chrześcijan jedynie udaje ludzi wiary, nie wiążąc jej z konkretnym zaangażowaniem czy doświadczeniem służby dla najbardziej ubogich. Franciszek powiązał czytany dziś fragment z proroka Izajasza (Iz 1, 10.16-20) i Ewangelii wg. św. Mateusza (Mt 23,1-12), by wskazać na konieczność łączenia tego, co mówimy, z tym co czynimy. Przypomniał, że Pan Jezus demaskował obłudę uczonych w Piśmie i faryzeuszów, wzywając uczniów i tłumy, by zachowywali to, co oni nauczają, ale nie naśladowali ich uczynków.

Ojciec Święty zachęcił do zwracania uwagi na nasze czyny. Wielu jest bowiem ludzi, którzy deklarują się jako osoby wierzące, ale nie mają czasu, by rozmawiać ze swoimi dziećmi, posłali swych rodziców do domu starców, a nie znajdują czasu, żeby ich odwiedzić i zostawiają ich samych.

Papież podkreślił, że istnieje pokusa mówienia, ale nie czynienia. Tymczasem prorok Izajasz jasno wyraża, czego pragnie od nas Bóg: „Przestańcie czynić zło! Zaprawiajcie się w dobrem! … wspomagajcie uciśnionego, oddajcie słuszność sierocie, w obronie wdowy stawajcie!”. Liturgia dzisiejsza wskazuje także na nieskończone Boże miłosierdzie: „Chodźcie i spór ze Mną wiedźcie! – mówi Pan. Choćby wasze grzechy były jak szkarłat, jak śnieg wybieleją” (Iz 1,18).

„Miłosierdzie Pana wychodzi na spotkanie tych, którzy odważą się z Nim prowadzić spór, ale by dyskutować o prawdzie, o tym, co robię i tym, czego nie robię, żeby mnie poprawić. I to jest wielka miłość Pana, w tej dialektyce między mówieniem a czynieniem. Być chrześcijaninem oznacza czynić. Pełnić wolę Boga. A w Dzień Ostateczny – ponieważ każdy z nas będzie go miał – tego dnia, o co będzie pytał nas Pan? Czy nam powie: «Coście o mnie powiedzieli?. Nie! Zapyta nas o to, cośmy uczynili” – zaznaczył Franciszek.

Ojciec Święty przytoczył 25 rozdział Ewangelii według św. Mateusza o Sądzie Ostatecznym, gdy Bóg zapyta nas o to, cośmy uczynili dla głodnych, spragnionych, uwięzionych, obcych. W tym bowiem wyraża się życie chrześcijańskie. Natomiast samo mówienie prowadzi nas do próżności, do udawania, że jesteśmy chrześcijanami. Ale tak nie można być chrześcijanami.

„Niech Pan obdarzy nas tą mądrością, abyśmy dobrze zrozumieli na czym polega różnica między mówieniem a czynieniem, niech nas nauczy drogi czynu i pomaga nam iść dalej tą drogą, ponieważ droga mówienia doprowadza nas tam, gdzie byli uczeni w Piśmie, ci duchowni, którzy lubili dobrze się ubierać i zachowywali się jakby byli obdarzeni majestatem. Ale to nie jest rzeczywistość Ewangelii! Niech Pan nauczy nas drogi konkretnego wyrażania wiary” – zakończył swoją homilię Franciszek.

http://kosciol.wiara.pl/doc/2989769.Franciszek-Chrzescijanstwo-to-czyny

__________________________________

Reforma? Jestem za

Reforma? Jestem za

Andrzej Macura

Chodzi o to, by szkoła była dla ludzi, nie dla papierów i plików z danymi.

Reforma szkolnictwa? W zasadzie nic nowego. Trwa nieprzerwanie od dwudziestu paru lat.  Od trzech miesięcy znów się o niej głośno mówi. Więc i ja grzecznie podnoszę rękę zgłaszając się do odpowiedzi. Nauczyciel nie zauważył? To powiem nie pytany.

Gimnazja do likwidacji? Jestem za. Albo za taką zmianą systemu, dzięki której młodzi w newralgicznym okresie dorastania nie będą musieli dwa razy zmieniać szkoły. Bo to tak jak z przesadzaniem roślin. Jednym pomoże, drugich zniszczy. Bez potrzeby lepiej tego nie robić. A młodszym nastolatkom pewna stabilizacja jest bardzo potrzebna. Przecież to czas, w którym dorastają, kiedy wszystko w nich samych się zmienia…

Na pewno też byłbym za zmianą systemu 3+3+3+3 na 4+4+4? Powód? Dla kogoś, kto zna szkołę i szkolne programy dość oczywisty. Żeby trzy razy nie przerabiać podobnych treści po łebkach, zamiast dwa razy nieco bardziej gruntownie. Fakt, byłem tylko nauczycielem religii, więc prócz własnych szkolnych doświadczeń nie mam specjalnej na ten temat wiedzy. Ale na religii był to system zdecydowanie lepszy. Wiem, bo dość gruntownie poznałem i jeden i drugi…

Nauczyciele powinni więcej pracować? Hmmm… Może nie 18 godzin pensum, ale 20 czy 22 by nie zaszkodziło. Ale… Bardzo bym z tym uważał. Po pierwsze nauczyciele mają sporo pracy pozalekcyjnej. I nie tylko tej nikomu do niczego niepotrzebnej, pisania różnych planów i sprawozdań. Także takiej jak przygotowanie się do lekcji czy sprawdzania prac uczniów. A po drugie, ważniejsze… Do uczenia trzeba polotu i fantazji. Trudno ich  wymagać od człowieka przytłoczonego obowiązkami. Na pewno wszyscy by woleli, aby ich dzieci miały nauczyciela uśmiechniętego, bystrego, wykazującego się refleksem, prawda? Nauczyciel przepracowany takim nie będzie….

Przy okazji… Przestańmy nauczycielom zazdrościć długich wakacji. To naprawdę trudna praca. Bo z ludźmi. Bardzo różnymi. Dlatego wymagająca wielkiej elastyczności. Na przykład kuratorzy po dziesięciu latach pracy mają 6, a po piętnastu dodatkowo 12 dni roboczych urlopu. Praca nauczyciela też bywa psychicznie trudna. Naprawdę…

No i najważniejsze: trzeba by zmienić status nauczyciela w szkole. Dziś, po reformach ostatniego ćwierćwiecza, nie jest on mistrzem wprowadzającym młodych ludzi w świat wiedzy. Jest  kupcem sprzedającym swój towar. Z wszystkimi tego konsekwencjami. Także z tą, że to on ma zachęcać do jego nabycia, a uczeń, jako klient, może do woli grymasić. Nie, wcale nie wymyślam. Tak przedstawiano sprawę, gdy dyskutowano o założeniach reformy. U jej podstaw zresztą leżała modna wtedy filozofia postmodernizmu. Przypomnę, według tej filozofii nie ma obiektywnej prawdy. Prawdą jest to, do czego nauczyciel z uczniami dojdzie. Ciekawe podejście zwłaszcza gdy chodzi np. o gramatykę czy arytmetykę…

Tak, nauczycieli trzeba przestać traktować jak kupców, wyrobników mających zapracować na pensję, inteligentne maszyny, mające wprowadzić w życie światłe pomysły dydaktyczne specjalistów zza biurek. Trzeba im pozwolić, jeśli dadzą radę, zostać dla młodych ludzi mistrzami. Bez takiego „personalistycznego nawrócenia” wszelkie reformy szkoły będą tylko kolejnym odmalowaniem walącej się rudery.

http://kosciol.wiara.pl/doc/2989421.Reforma-Jestem-za

____________________________

Bezpieczni przy papieżu

Bezpieczni przy papieżu

ks. Tomasz Horak

Dajcie spokój scenariuszom, sztywniaki, oczy otwarte, by człowieka zobaczyć!

No i wrócił papież Franciszek do Watykanu. Już zacząłem pisać, że „do siebie”. Ale przecież on w Meksyku był bardziej u siebie, niż jest w Rzymie. Latynoski temperament i żywiołowość było widać na każdym spotkaniu papieża z tłumami wierzących. I Franciszek dobrze się czuł w takim otoczeniu. A otoczenie – nie tylko to bliskie ołtarza, ale wypełniające ogromne przestrzenie placów i stadionów – żywo reagowało na obecność papieża. Nie tylko na jego słowa – tak często starannie wyważone, czasem suche, wypowiadanie bez jakichkolwiek oratorskich ozdobników. Obecność świadka wiary, ich wiary, obecność ich obrońcy, obecność nie lidera czy jakiego guru – ale obecność ojca promieniowała. Telebimy przybliżały jego twarz, przemawiała z nich jego oszczędna, a wyrazista mimika.

Tak różnych mieliśmy ostatnimi czasy papieży – hieratyczny Pius XII, tatusiowaty, a wiedzący czego chce Jan XXIII, dostojny Paweł VI, którego ta dostojność nieco uwierała, Jan Paweł I, który na krótkie dni nas zaskoczył, Jan Paweł II – mnich gdy chodzi o modlitwę, a zarazem wzięty mówca czujący się wobec tłumów jak ryba w wodzie, Benedykt XVI ze swą zegarmistrzowską precyzją myśli ubranych w słowa, wreszcie Franciszek – całkiem inny. Żaden z nich nie próbował naśladować stylu poprzedników. Bo każdy przychodził jako samoistna indywidualność. Każdy był człowiekiem wielkim i miara innych nie była (i nie jest) potrzebna.

A każdy przychodził z tą samą wiarą i z tą samą ewangelią Jezusa. Równocześnie jako stróż tej samej tradycji Kościoła. I jak ów ojciec ze słów Jezusa wydobywał z tego skarbca rzeczy nowe i stare (Mt 13,52). Przy takich nauczycielach, przy takich świadkach ludzie czują się bezpieczni. Tego nie mogą dać głosiciele nowinek, które co sezon to inne. Tego nie mogą dać perfekcyjni mówcy. Tego nie mogą dać popisujący się przed publicznością aktorzy. Tego nie mogą dać modni piosenkarze. Nawet dobrze przygotowani i mądrze gadający kaznodzieje. Powtórzę: Przy takich nauczycielach, przy takich świadkach ludzie czują się bezpieczni.

A Franciszek, niemłody już człowiek, czasem z trudem wchodzący po wyniosłych stopniach ołtarzy, potrafił zbiec po nich poza scenariuszem – jak chociażby wtedy do dziecka podniesionego przez bliskich do wysokości balustrady. I bądź tu ochroniarzem takiego rączego, starszego pana w długiej szacie. Zbiegł do jednego dziecka – a przecież wszyscy na stadionie i przy telewizorach poczuli, że papież schodzi do nich, do każdego z osobna. Myślę, że nawet ci, co to transmisję oglądali przy piwie (jestem przekonany, że i takich nie brakuje), w tym momencie browarek odstawili na bok. Wszyscy byliśmy nie tylko świadkami, staliśmy się uczestnikami objawiającego się misterium wielkości człowieka. Tu nie było scenariusza, tu nie było taniego aktorstwa, był człowiek, który dostrzegł człowieka. Powiem więcej – w tym odruchu człowieczeństwa Franciszek zawarł, jak w pigułce, najistotniejszy rys i przesłanie ewangelii, a zarazem napomnienie dla Kościoła: dajcie spokój scenariuszom, sztywniaki, oczy otwarte, by człowieka zobaczyć!

http://kosciol.wiara.pl/doc/2984570.Bezpieczni-przy-papiezu

_________________________________

Chrześcijanie czy np. konserwatyści?

Chrześcijanie czy np. konserwatyści?

Andrzej Macura

To z czym wydaje się nam po drodze prowadzi jednak czasem na manowce.

„Jego słuchajcie” usłyszałem dziś w kościele. O tak, święta racja. Chyba nie ma chrześcijanina, który by się z tym nie zgodził. Ale… Jak człowiek nadstawi uszu na to co mówią dziś chrześcijanie nagle okazuje się, że słowa Jezusa dotarły do nich przez głuchy telefon.

Ot kwestia przyjmowania przybyszów, o której Jezus tak wyraźnie mówił. Ile hołupców myślowych trzeba wywinąć, by wbrew wyraźnemu nakazowi Jezusa uzasadnić naszą odmowę? A jednak się udaje. I można już, wymawiając się troską o swoich, nie robić nic….

Albo takie pomaganie biednym na innych kontynentach. Ileż razy, niepomny Jezusowej pochwały ubogiej wdowy dzielącej się mimo niedostatku,  pada argument, że najpierw powinniśmy się zatroszczyć o swoje rodziny i „własnych” biednych?

Albo takie „nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni” i „miłujcie waszych nieprzyjaciół”. Ale jak się okazuje, że są papiery na Lecha Wałęsę, to całkiem sporo ludzi nie potrafi ukryć satysfakcji z tego, że nasz bohater jednak wcześniej ubabrał się współpracą z reżimem. „Prawda wyszła na jaw” No wyszła. O tych, którym taką dziką satysfakcję daje odkrycie cudzego grzechu też…

Albo przebaczenie. Ile razy słyszałem, że można go udzielić tylko jeśli winny spełni odpowiednie warunki? Jakoś nie wydaje mi się, żeby Jezus zawsze domagał się od grzeszników publicznego przyznania się do winy. Zresztą gdyby się tego zawsze, konsekwentnie domagać, to człowiek tylko by z innymi wojował. No pewnie, ale domaganiem się skrupulatnego ich spełnienia można uzasadnić swoją zawziętość i  brak wybaczenia, prawda?

A papież Franciszek? Dla części „zatroskanych o czystość wiary” stał się takim swoistym chłopcem do bicia. Co nie zrobi, źle. Bo zbyt miłosiernie podchodzi do grzeszników – pada na przykład często argument. A może to my, skostniali w swoich niekoniecznie chrześcijańskich przyzwyczajeniach, odeszliśmy już daleko od Ewangelii?

My, chrześcijanie, zamiast być dla świata solą i światłem próbujemy czasem zabrać się w naszej drodze przez świat z tymi, z którymi, jak się nam wydaje, jest nam po drodze. Tyle że takie podróże często kończą się na manowcach.

http://kosciol.wiara.pl/doc/2986730.Chrzescijanie-czy-np-konserwatysci

______________________________

28 lutego dniem modlitwy za Benedykta XVI

Radio Watykańskie

Trwa nowenna modlitewna w intencji Benedykta XVI. Od 19 lutego zanoszona jest ona za przyczyną Maryi, Matki Kościoła.

 

Jej kulminacją, a zarazem dniem szczególnej modlitwy “za Benedykta i z Benedyktem”, jak podkreślają organizatorzy, będzie niedziela 28 lutego. To właśnie w tym dniu przypada trzecia rocznica zakończenia pontyfikatu Papieża Ratzingera. W czasie modlitewnej nowenny wspomina się zarazem 65. rocznicę jego święceń kapłańskich.
Więcej informacji o tej szczególnej inicjatywie, a także teksty modlitw (również w języku polskim) można znaleźć na stronie: http://lavignadelsignore.wix.com/giornataperbenedetto

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,25138,28-lutego-dniem-modlitwy-za-benedykta-xvi.html

Nowenna

http://media.wix.com/ugd/a0c1c5_3b177a2a6ae343efa79d75296ba707b5.pdf

Dzień Modlitwy za Benedykta i z Benedyktem

28 Lutego 2016 – Trzecia Rocznica Zakończenia Pontyfikatu

http://media.wix.com/ugd/a0c1c5_d1700e80d9fe4788ac942fe85ae1f931.pdf

 

_____________________________________________________________

Jak poradzić sobie z seksualnością?

Od początku kobieta została stworzona, by być u boku mężczyzny. Bez względu na twoje życiowe powołanie, ta prawda pozostaje niezwykle aktualna. Wiele z twojej kobiecości powinno zostać potwierdzone przez mężczyzn w twoim życiu, poczynając od ojca, aż po wszystkie inne damsko-męskie relacje. Nic więc dziwnego, że w tym miejscu często pojawia się wiele zamieszania.

 

Wskazówki od kobiety pochwyconej na cudzołóstwie:

 

1. Wartość czystości

 

Do Jezusa przyprowadzono kobietę pochwyconą na cudzołóstwie. Nie wiemy, jaka była jej historia. Na pewno znalazła się w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie z niewłaściwym mężczyzną. Może z jej własnej winy, a może zupełnie nie.

 

Widzimy tylko efekt końcowy, który w kulturze czasów Jezusa był czymś, za co traciło się życie. Od tego czasu wiele się zmieniło. Dziś niektóre kobiety publicznie chwalą się swoim wyzwolonym stylem życia, mieszając z błotem wszystkie te “cnotliwe”. Jednak dla tej, która spotkała Boga w swoim życiu i nie zagłuszyła swojej pierwotnej wrażliwości, pewne jest, że to czystość jest wartością.

 

2. Skrytogrzesznica

 

Walka o czystość nie jest łatwa. Czy to w młodzieńczej miłości, czy w narzeczeństwie, czy w życiu zakonnym i wierności małżeńskiej. Ta walka jest wręcz ogromnie trudna i wymaga poważnego wysiłku – szczególnie że świat będzie podpowiadał zupełnie coś innego.

 

W pewnym momencie łatwo wpadniemy w myślenie, że to jednak Kościół coś wymyśla i żałuje wszystkim dookoła chwil przyjemności i szczęścia. Rozdarcie w nas jest i będzie.

 

Ważne jednak, by nie zostać z tym samą. Pójście do spowiedzi może być w tych sprawach krokiem heroicznym, ale koniecznym. Trwanie w grzechu prowadzić może do poważnych konsekwencji – łącznie z odebraniem życia dziecku, które może być owocem naszych błędów. Kobieta została pochwycona na cudzołóstwie.

 

Mogło ją to doprowadzić do śmierci, ale doprowadziło ją do Jezusa. Otworzenie serca przed kimś, kto może przyprowadzić do Boga, to dużo więcej niż połowa sukcesu. A On już dalej będzie najlepiej wiedział, co zrobić.

3. Najgłębiej w sercu

 

Wszystko, co wiąże się z seksualnością, zapisywane jest w najgłębszych zakamarkach naszego serca. Dlatego tak ważne jest, co z nią zrobimy, i tak ważne jest, żeby bez względu na to, jakie mamy życiowe doświadczenia, dostrzec, jak Jezus patrzy na nas z miłością.

 

“Wówczas Jezus podniósłszy się, rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz!»” (J 8, 10-11). On za każdym razem pozwala nam zacząć od nowa, bez względu na to, ile razy przygniatają nas nasze słabości, a w tej dziedzinie rzadkością jest, by słabości nie mieć. Jezus za każdym razem mówi: “idź i nie grzesz”, bo wie, że tylko w ten sposób będziemy stawać się coraz piękniejsze.

 

Spotkanie

 

Dziś spotkaj się z Jezusem i pozwól Mu powiedzieć ci, że jesteś wspaniałą kobietą. Bez względu na to, co myślą inni, On chce ciebie właśnie taką. Otwórz się dziś na swoją historię, swoją teraźniejszość i swoją przyszłość. Zobacz, jak mocno Jezus chce leczyć wszelkie rany twojego serca, szczególnie te zadane najgłębiej.

 

Może właśnie teraz przeżywasz kryzys w jakiejś relacji, walczysz z nieczystością, nie umiesz się z czymś ważnym pogodzić? Pamiętaj, że nie jesteś sama i szukaj ratunku u Jezusa! A może właśnie masz to szczęście i twoje serce jest pełne pokoju? Pomódl się za te, które przeżywają trudności!

 

*  *  *

 

Jezus i Kobiety. 10 spotkań – to propozycja siostry Ewy Bartosiewicz RSCJ na Wielki Post. W każdy wtorek i czwartek. Tylko na DEON.pl.

 

Pierwsze spotkanie: Co to znaczy, że masz być matką?

Drugie spotkanie: Jak nie tracić nadziei w trudnej codzienności?

Trzecie spotkanie: Jak rozmawiać z Bogiem?

 

 

S. Ewa Bartosiewicz – zakonnica ze Zgromadzenia Najświętszego Serca Jezusa (Sacre Coeur), prowadzi bloga Spojrzenie Serca – siostraewa.blog.deon.pl

http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2016/jezus-i-kobiety-10-spotkan/art,4,jak-poradzic-sobie-z-seksualnoscia.html

___________________________

Ten film powinien obejrzeć każdy mężczyzna [WIDEO]

Sytuacja, jaka powstała na terenie parafii na Oporowie, jako biskupa bardzo mnie martwiła – mówi metropolita wrocławski abp Józef Kupny. Hierarcha krytykuje również program Jana Pospieszalskiego “Bliżej”, który dotyczył sprawy księdza-narodowca.

Metropolita wrocławski abp Józef Kupny po raz pierwszy osobiście zabrał głos w sprawie ks. Jacka Międlara, wikarego z Oporowa.

 

Decyzją Zgromadzenia Księży Misjonarzy św. Wincentego a Paulo z Krakowa, do którego należy, został przeniesiony do Zakopanego. Kilka miesięcy, jakie spędził w stolicy Dolnego Śląska, podzieliło parafię św. Anny.

 

– Sytuacja, jaka powstała na terenie parafii na Oporowie, jako biskupa bardzo mnie martwiła. Miałem świadomość, że utworzyły się dwie, wzajemnie zwalczające się grupy, przy czym obie uważały, że postępują zgodnie z Ewangelią, i odmawiały drugiej stronie nazywania siebie katolikami – mówi arcybiskup Józef Kupny.

 

– Rolą kapłana w takim momencie jest dążenie do pojednania pomiędzy ludźmi. On powinien być tym, który łączy. Niepokojące były również sygnały o odchodzeniu ludzi z parafii, zamykaniu przed księżmi chodzącymi po kolędzie drzwi. Dodajmy, że otrzymywaliśmy je od osób, które od lat czuły się częścią tego kościoła i które nigdy nie odmówiły przyjęcia kapłana z wizytą duszpasterską. Taki sygnał musi budzić zaniepokojenie. Rozmawiałem z przełożonymi zgromadzenia, by pomogli rozwiązać spór i by podjęli działania, dzięki którym parafia powierzona ich trosce będzie się rozwijała – dodał metropolita.

 

Arcybiskup odniósł się również do programu Jana Pospieszalskiego “Bliżej” w TVP Info, w którym prowadzący w ostry sposób dyskutował z ks. Rafałem Kowalskim, rzecznikiem wrocławskim kurii: – Program Jana Pospieszalskiego był – mówiąc delikatnie – nie do końca uczciwy. Jeśli dane mi będzie spotkać się z redaktorem twarzą w twarz, powiem mu o swoich odczuciach osobiście. To zawsze lepsze niż dyskutowanie przez media.

 

Słowa arcybiskupa Kupnego potwierdził w rozmowie telefonicznej z DEON.pl rzecznik kurii – ks. Rafał Kowalski.

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,25135,sytuacja-w-parafii-ks-miedlara-bardzo-mnie-zmartwila.html

___________________________________

Rusza proces akredytacji dziennikarskich na ŚDM

29 lutego rusza proces akredytacji dziennikarskich na Światowe Dni Młodzieży i Wizytę Ojca Świętego Franciszka w Polsce.

Z tej okazji o godz. 12. odbędzie się konferencja prasowa z udziałem m.in. kard. Stanisława Dziwisza w Krakowie, w sali okna papieskiego na Franciszkańskiej 3.
Akredytacje na wizytę Ojca Świętego w Polsce oraz Światowe Dni Młodzieży przyjmować będzie Katolicka Agencja Informacyjna: od 29 lutego do 24 czerwca br. W tym celu zostanie otwarta specjalna strona internetowa, współpracująca z oficjalną stroną ŚDM. Akredytacje będą przyjmowane wyłącznie drogą elektroniczną.
Akredytacja upoważniać będzie do obsługi medialnej Światowych Dni Młodzieży i wizyty Ojca Świętego Franciszka w Polsce. Na jej podstawie dziennikarz będzie mógł korzystać z Centrów Prasowych, z wszelkich dostępnych pomocy i materiałów, które będą potrzebne do wykonywania pracy. Natomiast do wejścia na konkretne punkty obsługi prasowej uprawniać będą odrębne karty, wydawane wraz z akredytacją.
29 lutego nastąpić ma w Krakowie także podpisanie umowy pomiędzy Telewizją Polską a Konferencją Episkopatu Polski i Archidiecezją Krakowską. Dotyczyć będzie ona obsługi przez TVP wizyty Ojca Świętego oraz SDM Kraków 2016. TVP będzie Oficjalnym Nadawcą Telewizyjnym transmisji y tych uroczystości.
Podczas konferencji 29 lutego o godz. 12. w Krakowie wystąpi kard. Stanisław Dziwisz, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego ŚDM, bp Damian Muskus, koordynator tegoż komitetu, bp Artur Miziński, przewodniczący Komitetu Organizacyjnego ds. Wizyty Ojca Świętego w Polsce w 2016 r., Marcin Przeciszewski, prezes KAI, Lidia Sobańska, prezes PAP, Jacek Kurski, prezes TVP i ks. Adam Parszywka, przewodniczący sekcji komunikacji KO ŚDM.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,25144,rusza-proces-akredytacji-dziennikarskich-na-sdm.html
________________________________

5 inspirujących cytatów młodych świętych

To, że jesteś wciąż młody, nie oznacza, że nie możesz być świętym. Udowadnia to pięcioro młodych 20-latków, których Kościół uznał za świętych. Poznaj 5 niezwykłych wypowiedzi, które zainspirują cię do działania!

 

1. św. Dominik Savio (zmarł w wieku 17 lat)

 

(fot. wikimedia commons)

 

“Nie jestem w stanie robić wielkich rzeczy, ale chcę, by wszystko, co robię – nawet to, co najmniejsze – było na większą chwałę Boga”.

 

2. bł. Hiacynta Marto (zmarła w wieku 10 lat)

 

(fot. wikimedia commons)

 

“Nasza Pani spojrzała na nas i powiedziała, że niebawem przyjdzie i zabierze Francesco do Nieba. I wtedy zapytała mnie, czy ciąglę chcę nawracać grzeszników. Powiedziałam: tak”.

 

3. bł. Pier Giorgio Frassati (zmarł w wieku 24 lat)

 

(fot. wikimedia commons)

 

“Pytacie mnie, czy jestem w dobrym humorze. A jak mógłbym nie być? Tak długo, jak wiara daje mi siłę, zawsze będę radosny!”

 

4. bł. Chiara Luce Badano (zmarła na raka kości w wieku 19 lat)

 

(fot. wikimedia commons)

 

“W tej chwili nie mam już nic. Ale mam swoje serce, którym zawsze będę mogła kochać”.

 

5. św. Teresa z Lisieux (zmarła w wieku 24 lat)

 

(fot. wikimedia commons)

 

“Swój czas w Niebie spędzę na robieniu dobra na Ziemi”.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,2345,5-inspirujacych-cytatow-mlodych-swietych.html

___________________________________

2,4 miliarda internautów czeka na Kościół

O duchowych inicjatywach w internecie i mediach społecznościach pisze w komunikacie ks. Paweł Rytel-Andrianik, rzecznik Konferencji Episkopatu Polski.

 

Publikujemy oświadczenie rzecznika Episkopatu ks. Pawła Rytla-Andrianika:

 

W ramach wielkopostnych rekolekcji na Twitterze zrobiono sondę zadając pytanie: Czy pamiętacie, kiedy przyjęliście #chrzest? Były trzy odpowiedzi: 1) Tak; 2) Nie; 3) Nie jestem ochrzczony/ochrzczona. Tylko 1% osób odpowiedziało, że nie są ochrzczone.

 

Okazuje się, że w Polsce, podobnie jak i w wielu innych krajach niemal wszyscy użytkownicy cyberprzestrzeni są osobami ochrzczonymi. Na świecie takich osób jest… 2,4 miliarda.

 

Czekają one na przekaz wiary na cyberkontynencie, na którym żyją, używając na co dzień komputera, telefonów, aplikacji, Internetu itp. Nic więc dziwnego, że wielkim zainteresowaniem cieszą się takie inicjatywy jak: rekolekcje online, krótkie filmy z komentarzem do Biblii czy wartościowe grafiki. Młodzież jest tutaj szczególnie twórcza.

 

Religijność w cyberprzestrzeni jest jak religia w szkole. Niejednokrotnie nauczyciele religii przypominają, że słowo “religia” pochodzi od łacińskiego “religare”, co oznacza dosłownie “na nowo złączyć” człowieka z Bogiem. Także łącza internetowe mogą służyć łączeniu ludzi ze sobą i z Panem Bogiem. Oczywiście, to nie zastępuje życia sakramentalnego, ale właśnie do niego prowadzi.

 

W tym kontekście nie może zabraknąć pytania: Czy w naszych czasach Pan Jezus miałby swój profil na Facebooku i Twitterze?

Ks. Paweł Rytel-Andrianik
Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,25062,2-4-miliarda-internautow-czeka-na-kosciol.html

________________________________

Człowiek jest w pełni sobą, gdy jest wolny

(fot. shutterstock.com)

Doświadczenie wolności jest związane z odkrywaniem nowej perspektywy, z nowym poczuciem siebie samego. Doświadczenie wolności jest też bardzo mocno związane z uwolnieniem od tego, co krępuje, co jest dla nas przeszkodą w normalnym swobodnym wyrażaniu siebie, czy to w słowie, czy to w geście.

 

Zwykle słowo wolność jest właśnie kojarzone z tym poczuciem uwolnienia, bycia nieskrępowanym, dążeniem do tego. Wolność, także ta wolność wewnętrzna, złączona jest nierozerwalnie z wychodzeniem z naszych przeróżnych “więzień.
Można powiedzieć, że dążenie do bycia wolnym jest w pewnym sensie celem dojrzewania i wychowywania człowieka. Chodzi bowiem o to, by pozwolić każdemu odnaleźć swoją własną, niepowtarzalną drogę. Chodzi o to, aby doprowadzić każdego do możliwości decydowania o sobie. Człowiek jest w pełni sobą, jest w pełni człowiekiem, kiedy robi użytek ze swojej wolnej woli, ze swojej wolności. Człowieczeństwo jest nierozłącznie związane z tym procesem stawania się sobą, bycia wolnym. Doświadczenie uczy, że nie jest to wolność absolutna, ponieważ jako istoty stworzone nie dysponujemy taką możliwością. Tym niemniej doświadczenie wolności tworzy człowieka, wyznacza moment, w którym to poczucie bycia sobą staje się niemal namacalne.
Pragnienie wolności przejawia się w życiu człowieka na różne sposoby. Już małe dziecko dąży do wolności, która wyraża się w “opanowywaniu swojego świata”. Ten “dziwny” świat, w którym przyszło mu żyć, i który jest często niełatwy do zrozumienia, musi być coraz bardziej “oswojony”, poznawany, nazywany, dotykany. Wolność wtedy wyraża się w pragnieniu i możliwości swobodnego poruszania się i zdobywania doświadczeń. Jest ona oczywiście wkomponowana w proces wychowania, tym niemniej jest to autentyczne doświadczenie stawania się wolnym poprzez bycie coraz bardziej sobą.

 

Szczególnym czasem na odkrywanie swojej wolności jest okres dojrzewania. Buntowniczość, odkrywanie świata na własną rękę, sprzeciw wobec tego, co tradycyjne i zastane, są często przejawem tego pragnienia wolności, jakie każdy młody człowiek posiada. Wyzwanie rzucone światu tradycji, odrzucanie tego, co “krępuje”, jest ewidentnym przejawem dążenia do wolności i do odkrywania prawdziwego obrazu siebie.
Mówiąc o wolności, zwłaszcza o “mojej” wolności podkreślam swoją jedyność, swoją niepowtarzalność. Zwracam uwagę na to, co mnie tworzy jako człowieka. Muszę jednak uznać, że w tym dążeniu do wolności jest też element ograniczoności, słabości, której doświadczam. Nie rozumiem wszystkiego, nie myślę o wszystkim, nie potrafię wszystkiego ogarnąć swoim rozumem. Odwołuję się do “jakichś” aksjomatów, do “jakichś” opinii, bazuję na “czyichś” przekonaniach. Poczucie bycia wolnym musi się mierzyć ze słabością, jakiej doświadczam, ponieważ nie jestem wszechmogący. Dlatego też dążenie do wolności jest narażone na błędy, na złudzenia, na poruszanie się w zawężonej perspektywie.
Dążenie do wolności jest naznaczone także innego rodzaju ograniczonością. Nasz charakter, temperament, nasza historia i wpływ środowiska mają także niebagatelny wpływ na kształtowanie się naszego poczucia wolności. Człowiek nie osiąga wszystkiego, co mu się marzy, nie osiąga wszystkiego, co nawet jest rozumne i potrzebne. Ulega lenistwu, zniechęca się, boi się niepowodzeń. Te wszystkie czynniki sprawiają, że dążenie do wolności nie jest ani proste, ani nie można założyć, że każdy z nas do niej chce dojść.
Nasze myślenie o wolności jest też skażone złym użytkiem z niej, jest skażone różnego rodzaju zniewoleniami, których jesteśmy podmiotem. Grzech ma swoje konsekwencje w naszym życiu. Rodzi przyzwyczajenie, rodzi nawyk, wprowadza zamieszanie w sumieniu i utrudnia właściwą ocenę naszej sytuacji duchowej. Im bardziej żyjemy w sytuacji uzależnienia od grzechu i jego skutków, tym trudniej nam jest trwać w tym, co dobre, w wolności duchowej.
Trzeba by tutaj pewnie powiedzieć parę słów o trudności, na jaką napotyka wielu z nas w dążeniu do wolności. Odkrywamy bowiem, że wielu ludzi żyje w sytuacji faktycznych uzależnień, czy współuzależnień. Psychika człowieka, który ma trudności z samym sobą, ze swoim życiem, z radzeniem sobie z własnymi kłopotami popada często w stan uzależniania się. Wielu ludzi żyje w faktycznym uzależnieniu od opinii innych, od sukcesu, nie mówiąc już o uzależnieniach od różnego rodzaju środków odurzających. Dla tej, wcale nie małej, grupy ludzi dążenie do wolności i jej doświadczanie jest bardzo trudne i bardzo często przejawy tej “wolności” są jakby nową formą uzależnienia.

 

Każdy z nas potrzebuje poczucia bycia wolnym. Wszyscy też myślimy o sobie raczej w takich kategoriach. Wolność jest jednak nie tylko pragnieniem i ideałem, do którego dążymy, ale potrzebne nam są w życiu konkretne jej doświadczenia, które pozwolą nam podtrzymać w sobie dynamizm i chęć stawania się coraz bardziej wolnym. Wolność potrzebuje celu, perspektywy rozwoju. Źle by się stało, gdyby nasze poczucie wolności kształtowało się w tylko w opozycji do norm życia społecznego, do praktyki życia wspólnego, do prawa, które jest ustanowione. Choć elementów napięcia z tym związanych nie można wykluczyć, to jednak sama wolność jest wartością pozytywną, jest propozycją do osiągnięcia. Doświadczenie wolności jako sprzeciwu, jako niezgody nie jest pełnym jej doświadczeniem.
Człowieczeństwo w nieodzowny sposób związane jest z doświadczeniem bycia sobą, doświadczeniem swojej jedyności. Bez wolności, oczywiście mówiąc w wymiarze wewnętrznym, nie jesteśmy w pełni ludźmi. Wolność jest przejawem naszego człowieczeństwa i formą jego spełniania. Bez wolności też nie jest możliwe żadne postępowanie moralne, gdyż ono zakłada świadomość i wolną wolę. Dlatego też dążenie do bycia wolnym i dbanie o uwalnianie się od wszystkiego, co tej wolności przeszkadza jest jednym z głównych zadań w życiu człowieka.

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,441,czlowiek-jest-w-pelni-soba-gdy-jest-wolny.html

_________________________________

Szukanie nowych wrażeń a uzależnienia

PAP - Nauka w Polsce

Mechanizm odpowiedzialny zarówno za skłonność do poszukiwania mocnych wrażeń, jak i za podatność na uzależnienia odkryli w mózgu naukowcy z Zakładu Neurofarmakologii Molekularnej Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie.

 

– Wyniki naszych badań* mogą być pomocne w rozwoju nowych terapii osób uzależnionych – ocenia współautor pracy prof. Ryszard Przewłocki, kierownik Zakładu Neurofarmakologii Molekularnej w Instytucie Farmakologii PAN w Krakowie.

 

Wcześniejsze badania wykazały, że nowe doświadczenia aktywują w mózgu tzw. układ nagrody w sposób podobny do związków uzależniających. Różnym zespołom naukowców udało się też zaobserwować, że chęć poszukiwania nowości i angażowania się w ryzykowne sytuacje ma związek z większą podatnością do uzależnienia od alkoholu czy narkotyków. Wiadomo było, że podłożem jednych i drugich zachowań jest aktywność tzw. układu dopaminowego w mózgu (w układzie tym komórki nerwowe komunikują się za pośrednictwem neuroprzekaźnika dopaminy).

 

W swoich najnowszych badaniach na myszach naukowcy z Krakowa wykazali natomiast, że kluczową rolę odgrywają tu receptory mGluR5 dla glutaminianu. Jest to jeden z kilku receptorów dla tego neuroprzekaźnika.

 

Doświadczenia prowadzono na myszach, które w wyniku wywołanej mutacji nie posiadały tego receptora na neuronach wrażliwych na dopaminę.

 

Okazało się, że tak zmienione gryzonie w mniejszym stopniu eksplorowały nową klatkę, do której zostały przeniesione i były mało zainteresowane nowymi przedmiotami umieszczanymi w ich otoczeniu oraz poszukiwaniem nowych wrażeń.

 

Gdy udostępniono im alkohol, spożywały go podobnie jak zwierzęta niezmienione genetycznie. Jednak po okresie przymusowej abstynencji nie piły go w zwiększonych ilościach, w odróżnieniu od myszy kontrolnych, które niemal podwoiły spożycie alkoholu.

 

Jak wyjaśnił PAP prof. Przewłocki, kompulsywne picie alkoholu przez gryzonie, po okresie braku dostępu do niego, jest przez naukowców traktowane jako zachowanie świadczące o uzależnieniu. Wyniki doświadczeń oznaczają zatem, że myszy bez receptora mGluR5 nie przejawiają skłonności do nałogowego picia alkoholu.

 

Brak tego receptora nie miał natomiast wpływu na inne aspekty zachowania zwierząt, takie jak zdolność uczenia się i zapamiętywania, wrażliwość na nagrody i stres.

 

Rezultaty doświadczeń przeprowadzonych na myszach pozbawionych receptorów glutaminianu mGluR5 przybliżają nas do zrozumienia mechanizmu uzależnień – komentuje biorąca udział w badaniach doktorantka mgr Magdalena Sikora.

 

Według współautora pracy dr. hab. Jana Rodrigueza wyniki tych badań dowodzą, że istnieje wspólny molekularny mechanizm uzależnienia i poszukiwania wrażeń. Mogą one też pomóc w opracowaniu nowych leków stosowanych w terapii osób uzależnionych – podsumowuje prof. Przewłocki.

 

***

 

Dr hab. Jan Rodriguez Parkitna jest biologiem molekularnym w Instytucie Farmakologii PAN w Krakowie badającym neuronalne mechanizmy odpowiadające za zmiany w zachowaniu. Jest współautorem szeregu prac w renomowanych międzynarodowych czasopismach takich jak Neuron, Nature Neuroscience i PNAS.

 

Mgr Magdalena Sikora jest absolwentką Instytutu Psychologii Stosowanej Uniwersytetu Jagiellońskiego i od roku 2009 doktorantem w Zakładzie Neurofarmakologii Molekularnej IF PAN w Krakowie.

 

Prof. Ryszard Przewłocki jest neurobiologiem i farmakologiem. Jest współautorem wielu fundamentalnych szeroko cytowanych prac w renomowanych czasopismach naukowych, w tym w Science, Nature, PNAS, Genome Biology, Neuron, Journal of Neuroscience, Neuropsychopharmacology i Pain. W obszarze jego zainteresowań znajdują się mechanizmy działania endogennych opioidów, stresu, bólu i uzależnień lekowych a wśród aktualnych zainteresowań znajdują się mechanizmy molekularne i genetyczne działania leków psychotropowych oraz transkryptomika i genomika. Jest kierownikiem Zakładu Neurofarmakologii Molekularnej w IF PAN oraz Zakładu Neurobiologii i Neuropsychologii Instytutu Psychologii Stosowanej UJ w Krakowie. Jest członkiem korespondentem PAU.

 

*Ich praca została opublikowana w najnowszym numerze renomowanego pisma “Biological Psychiatry”.

 

PAP – Nauka w Polsce

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,564,szukanie-nowych-wrazen-a-uzaleznienia.html

______________________________

To nałóg. Muszę się z tego spowiadać? [WIDEO]

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap

Ten grzech powtarza się cały czas. Za każdym razem próbuję i nie potrafię z nim zerwać. Próbuję to opanować, ale się nie da. Wpadłem w nałóg. Czy muszę się z tego spowiadać?

Grzechy główne spowiedzi. Postscriptum. Ojciec Śliwiński powraca. Pamiętacie cykl prowadzony przez niego w czasie Adwentu? Znajdziecie go tutaj. Tym razem odpowiada na więcej waszych wątpliwości związanych ze spowiedzią. W każdą środę i sobotę. Tylko na DEON.pl

http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2016/grzechy-glowne-spowiedzi/art,4,to-nalog-musze-sie-z-tego-spowiadac-wideo.html

_________________________________

 

SPOWIEDŹ NIE MUSI BARDZO BOLEĆ

SPOWIEDŹ NIE MUSI BARDZO BOLEĆ
O. Piotr Jordan Śliwiński OFMCap

Spowiedź jest “najtrudniejszym” sakramentem. Wymaga odsłonięcia się przed innym człowiekiem, dotknięcia tego, co intymne i wstydliwe.
Wielu wiernych odczuwa niechęć, stres, skrępowanie lub nawet lęk przed spowiedzią, powody tego mogą być różne. Niektórym spowiedź kojarzy się z procesem sądowym, a spowiednik ze wścibskim prokuratorem. Inni nie widzą jej sensu, skoro wciąż powracają do tych samych grzechów. Są też tacy, którzy zrazili się, bo w konfesjonale spotkali księdza, który ich nie zrozumiał albo obraził.

Odpowiadając na pytania dotyczące tych i wielu innych problemów ceniony spowiednik o. Piotr Jordan Śliwiński, współtwórca pierwszej na świecie Szkoły dla spowiedników, pokazuje przyczyny tych trudności oraz drogę do ich pokonania.
Tym, dla których spowiedź jest przykrym obowiązkiem “do odklepania”, książka ta pomoże odkryć w sakramencie pojednania to, co jest w nim najważniejsze – spotkanie z kochającym Bogiem.

*  *  *

 

Piotr Jordan Śliwiński OFMCap – znany spowiednik, kierownik duchowy osób konsekrowanych i świeckich, rekolekcjonista. Autor sześciu książek oraz dwóch cykli programów telewizyjnych poświęconych spowiedzi. Mieszka w Skomielnej Czarnej niedaleko Krakowa.

__________________________________

Jacy powinni być spowiednicy według papieża?

Wojciech Żmudziński SJ
(fot. youtube.com)

Ksiądz, który krzyczy na penitenta, wymyśla mu, stawia dziwne pytania, nie jest dobrym pasterzem lecz sędzią, biednym chorym człowiekiem wyrządzającym ludziom wiele zła.

 

Gdy św. Paweł apeluje, by radować się w Panu, mówi “zawsze radujcie się”, a to znaczy, że również w Wielkim Poście. Tego roku mamy szczególny powód do wielkopostnej radości. W Środę Popielcową Franciszek rozesłał świadków Bożej miłości.

 

W przeddzień tego wydarzenia, w słowie skierowanym do kapłanów zebranych w Pałacu Apostolskim, przypomniał że Kościół jest Matką, która przyjmuje każdego, przygarnia i miłuje grzesznika, nie mówi “za karę masz odmówić taką czy inną modlitwę albo odbyć pielgrzymkę”.

 

Dla Kościoła spowiedź to nie sąd, który skazuje lecz “sąd”, który usprawiedliwia. Pokuty nie powinno odbierać się jako kary, lecz jako okazję do wyrażenia Bogu naszej wdzięczności i radości? Dlaczego w wielu wypadkach tak tego nie przeżywamy?

 

W swoim krótkim wystąpieniu Papież zachęca Misjonarzy Miłosierdzia, by reprezentowali swoją posługą Kościół będący troskliwą Matką i aby byli autentycznymi ojcami dźwigającymi ciężary słabszych, by nie osądzali, nie byli surowi lecz współczujący, dyskretni. “Jeśli nie czujesz się ojcem, to nie idź do konfesjonału” – mówi.

 

W wypowiedzi papieża nie zabrakło osobistego świadectwa. W kilku zdaniach wspomina spowiedź, która zmieniła kierunek jego życia. “Nie pamiętam, co ksiądz mi powiedział, wiem tylko, że się uśmiechnął”. W spowiedzi nie tylko słowa, ale i gesty są bardzo ważne. Nieraz uśmiech spowiednika może uczynić więcej niż jego nauka.

 

Spuszczone oczy penitenta często znaczą więcej niż wyznany słowami żal. Spowiednik powinien to dostrzegać. Sam gest przyjścia do spowiedzi oznacza, że penitent chce coś z siebie zrzucić, nawet jeśli nie potrafi tego wyznać. Trzeba to odczytać, zrozumieć, bo nieraz wstyd utrudnia wyznanie grzechów. “Wstyd to uczucie intymne, które ma wpływ na życie osobiste i wymaga ze strony spowiednika postawy szacunku i wsparcia” – mówi Franciszek.

 

“Nie uda nam się doprowadzić owcy zagubionej do owczarni za pomocą klucza osądzenia, lecz świętością życia” – kontynuuje Papież. “Świętość karmi się miłością” – dodaje. Ksiądz, który krzyczy na penitenta, wymyśla mu, stawia dziwne pytania, nie jest dobrym pasterzem lecz sędzią, biednym chorym człowiekiem wyrządzającym ludziom wiele zła. W tych słowach Papieża odczuwam wielką troskę o każdego grzesznika, jako o człowieka, który przede wszystkim potrzebuje doświadczyć miłości.

 

Pokutny charakter Wielkiego Postu kojarzył mi się w dzieciństwie z pątnikami idącymi boso i biczującymi się do krwi, ze słowami księdza posypującego głowy wiernych popiołem “z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”, z drewnianymi kołatkami zamiast dzwonków, z wyrzeczeniami i zakazem chodzenia na dyskoteki.

 

Wymyślone na okazję postu dodatkowe umartwienia wydawały mi się zawsze nieco sztuczne i często postanawiałem, że w Wielkim Poście będę pogodnie i z miłością znosił codzienne zmartwienia, czyli naturalne umartwienia, które samo życie przynosi. W tym roku też mam takie postanowienie.

 

Czasem uda się ze spokojem naprawić jakąś trudną relację, dodać komuś otuchy nie myśląc o sobie, zrezygnować z walczenia o swoje i cieszyć się z tego, że czyjeś, a nie moje jest na wierzchu. Znalazłem w tym niezawodny sposób na przeżywanie radości. Czyż nie przynosi radości pokonywanie samego siebie? Czyż nie cieszy odnoszenie zwycięstw nad własnym egoizmem? Któż nie odczuwa wewnętrznej radości, gdy może sobie powiedzieć: Odniosłem zwycięstwo! Udało się, z Bożą łaską, pokonać lęk, zmienić wroga w przyjaciela, a z przełożonym znaleźć wspólny język.

 

Papież wysyłając Misjonarzy Miłosierdzia daje kapłanom wielkie zadanie niesienia nam grzesznikom jeszcze większej radości. Nic nie musimy naprawiać, by Bóg odpuścił nam winy. Niczym nie musimy zasługiwać na Bożą miłość. Ta Dobra Nowina w Wielkim Poście, przeżywanym przez przeszłe pokolenia w pokutnym smutku i przykrych umartwieniach, to niewyczerpane źródło szczęścia. Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy i żaden grzech tego nie zmieni.

 

Przydałby się jeszcze jeden ciepły apel Franciszka zachęcający penitentów do przeżywania sakramentu pojednania w duchu radości. O pogodnej spowiedzi i doświadczeniu bycia usprawiedliwianym przez spowiednika pisałem na portalu DEON.pl dwa lata temu.
To niezwykłe doświadczenie, gdy wstając od konfesjonału uświadamiam sobie, że moje zadłużone konto napełnił Bóg miłością, że moje dziurawe serce znowu bije pragnieniem podobania się Chrystusowi. A wszystko to gratis.

 

Każdy chrześcijanin wstający od konfesjonału powinien stać się misjonarzem Bożego miłosierdzia i za pokutę opowiadać życiem o Bożej miłości, której doświadczył.

 

 

Wojciech Żmudziński SJ – dyrektor Centrum Kształcenia Liderów i Wychowawców im. Pedro Arrupe, redaktor naczelny kwartalnika o wychowaniu i przywództwie “Być dla innych”

http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/komentarze/art,2312,jacy-powinni-byc-spowiednicy-wedlug-papieza.html

____________________________

Czy wiesz, dlaczego Bóg stworzył kobietę?

Pewnego dnia Stwórca zbudził się trochę znudzony własną samotnością. Pomyślał zatem, że stworzy człowieka.

 

Wziął trochę gliny, ukształtował ją na swój obraz; ale kiedy już, już miał tchnąć w nią ducha życia, zorientował się, że nie wyszedł mu zbytnio ten model, i zniszczył go.
Znowu wziął glinę i z większą uwagą zabrał się do kształtowania następnego modelu. Skończywszy go, tchnął weń ducha życia. I oto został stworzony człowiek!
Od razu jednak zorientował się, w swej nadzwyczajnej mądrości, że coś było nie tak, czegoś brakowało. Postanowił zatem stworzyć kobietę, ale spostrzegł się, że nie ma już gliny. Zatem, w swojej wspaniałej fantazji, wziął trochę blasku słońca, faz księżyca, migotania gwiazd, łagodności pagórków, uroku nieba, wspaniałości nocy… i jeszcze dorzucił łagodne ruchy gazeli, falującą grzywę konia, miękki aksamit fiołków, odurzający zapach róży i hiacyntów, przejrzystą świeżość wody, ciepło ognia, lekkość powietrza, ukrytą tajemnicę życia zaczerpniętą od ziemi, …a ze światła kolory. Wymieszał to wszystko bardzo delikatnie, i oto została stworzona kobieta!
Zadowolony z własnej pracy, zawołał do siebie mężczyznę i powiedział do niego: “Popatrz!” Mężczyzna patrzył zdziwiony i zachwycony. Widząc jego zdumienie i radość, Stwórca powiedział: “Weź ją, jest twoja”.
Mężczyzna wziął pod ramię kobietę i nie pamiętając nawet, że grzeczność wymaga podziękowania, zabrał ją ze sobą.
Po jakimś czasie Stwórca zobaczył mężczyznę i kobietę, zmęczonych i smutnych, powracających z nie wiadomo jak odległych miejsc. Przodem szedł mężczyzna, z pochyloną głową, a kilka metrów za nim postępowała kobieta, zatroskana.
Stwórca zapytał: “Co się dzieje?”
Mężczyzna odpowiedział: “Czy nie pogniewasz się, jeśli Cię o coś poproszę?”
Stwórca na to: “Mów, człowieku”.
Mężczyzna zapytał: “Czy mógłbyś sobie wziąć z powrotem tę kobietę, którą mi podarowałeś?”
Stwórca, uśmiechając się, bez słowa zabrał kobietę do siebie.
Minął pewien czas i któregoś dnia mężczyzna, jeszcze bardziej zmęczony i smutny, powrócił na drogę, na której zwykł zatrzymywać się Stwórca.
Kiedy Stwórca go zobaczył, zapytał: “Co tym razem się stało?”
Odpowiedział mężczyzna: “Czy nie obrazisz się, jak jeszcze raz Cię o coś poproszę?”
“Mów, proszę, człowieku”, brzmiała odpowiedź Stwórcy.
Mężczyzna znów zaczął mówić, cichym głosem: “Czy mógłbym z powrotem dostać kobietę? Z nią nie zawsze będzie się łatwo żyło, ale bez niej życie jest niemożliwe”.
Stwórca uśmiechnął się i patrząc za nimi, jak się oddalali, zobaczył mężczyznę odwracającego się, i tym razem usłyszał jego szept: “Dziękuję”.

 

Więcej w książce: Kraina miłości. Przewodnik dla zakochanych, narzeczonych i młodych małżeństw – Gigi Avanti

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,142,czy-wiesz-dlaczego-bog-stworzyl-kobiete.html

______________________________

Jak kochają osoby depresyjne?

Zdolność wczuwania się, identyfikowania się z drugim człowiekiem poprzez akceptację wypływającą z miłości i uczestniczenie w jego przeżyciach przekraczające granicę własnego, ja”  jest dla osób depresyjnych szczególnie charakterystyczne i stanowi jedną z najpiękniejszych ich cech.

 

Pragnienie miłości i bycia kochanym jest dla osób depresyjnych czymś najważniejszym. Mogą one pokazać tu swoje najsilniejsze strony, lecz zarazem też tutaj tkwi największe dla nich niebezpieczeństwo. Po tym, co już powiedzieliśmy, nietrudno się domyślić, że u tego typu osób na płaszczyźnie relacji międzyludzkich łatwo dochodzi do kryzysów. Napięcie, nieporozumienia i konflikty wywołują w nich cierpienia trudne do wytrzymania i obciążają je bardziej niż powinny, ponieważ uaktywniają ich lęk przed utratą. Choć tego nie rozumieją, ich starania, by utrzymać przy sobie partnera, prowadzą często do kryzysów, gdyż ten próbuje się uwolnić ze zbyt ciasnych więzów. Reagują więc na to paniką i głęboką depresją i w swoim lęku chwytają się niekiedy szantażu i gróźb, łącznie z próbami samobójstwa. Trudno im sobie wyobrazić, że partner nie ma tej samej potrzeby bliskości. Już samą potrzebę dystansu, jaką on sygnalizuje, odbierają jako nie dość silną akceptację siebie lub znak, że nie są już kochane.

Zdolność wczuwania się, identyfikowania się z drugim człowiekiem poprzez akceptację wypływającą z miłości i uczestniczenie w jego przeżyciach przekraczające granicę własnego, ja” jest dla osób depresyjnych szczególnie charakterystyczne i stanowi jedną z najpiękniejszych ich cech. Autentycznie przeżywana postawa tego typu jest istotnym elementem każdej relacji miłosnej. Więcej nawet – naszego człowieczeństwa. Zdolność identyfikowania się z drugim człowiekiem może się wzmóc, osiągając stan medialnego wręcz wczuwania się; wówczas rzeczywiście przestaje istnieć granica dzieląca “ty” od ,ja”.

Jest to odwieczna tęsknota wszystkich zakochanych i mistyków za tym, by poprzez transcendencję znoszącą wszelkie granice osiągnąć stan zjednoczenia z tym, co boskie i z całym wszechświatem. Być może, tkwi w tym nieświadome pragnienie znalezienia na nowo owego niczym nieograniczonego związku z matką z okresu wczesnego dzieciństwa. Przekonamy się jeszcze, że dla rozwoju naszej umiejętności kochania decydujące znaczenie ma najwcześniejszy etap relacji między matką a dzieckiem. Zdrowy człowiek posiadający rysy świadczące o skłonności do depresji charakteryzuje się wielką zdolnością do miłości, gotowością ofiary z siebie, poświęcenia się, przetrwania złego w związku partnerskim; potrafi on dać poczucie bezpieczeństwa, wrażliwość uczuciową i bezwarunkowe wsparcie emocjonalne.

Lęk przed utratą – byle nie zostać samemu

U osób silniej dotkniętych depresją przeważa w związkach uczuciowych lęk przed utratą. Związki te są też trudniejsze, bo mają charakter relacji prawdziwie depresyjnych. Pierwsza z wyżej wymienionych, najczęściej spotykanych form jest następująca: próbuje się jakby żyć jedynie życiem partnera, w całkowitej z nim identyfikacji. Umożliwia to rzeczywiście ścisłą bliskość. Człowiek wchodzi jakby w skórę tego drugiego, nie jest już istotą oddzielną, osobną, nie posiada własnego życia. Myśli i czuje tak jak partner, odgaduje jego życzenia, czyta z jego twarzy, wie, czego on nie lubi i co mu przeszkadza, i usuwa pyłek z jego drogi; przyjmuje jego poglądy i dzieli przekonania. Krótko mówiąc, żyje tak, jak gdyby inne myślenie, inne przekonania, inny smak, różnice pomiędzy nim, a partnerem były czymś niestosownym i niebezpiecznym wywołującym lęk przed utratą. Człowiek rozkwita, żyjąc życiem partnera, ze świadomością miłości pełnej poświęcenia, nie licząc się z własnymi potrzebami. Autentyczność takiej miłości zależy od tego, czy umie się uniknąć kręcenia się wokół własnej osi i związanego z tym lęku przed utratą, czy też, mimo świadomości pewnego niebezpieczeństwa, jakie niesie ze sobą każde zaangażowanie uczuciowe, potrafi się sobie i drugiej osobie pozostawić przestrzeń własnego rozwoju i mimo to kochać ją.

Tutaj stare przyrzeczenie wiążące dwoje ludzi: “Gdzie ty, Gajus, tam ja, Gaja” zostaje zabsolutyzowane. Dla partnera wprawdzie związek taki jest pod wieloma względami bardzo wygodny, kto jednak oczekuje od partnerstwa czegoś więcej niż znalezienia swojego odbicia w drugim człowieku i posiadania kogoś, kto zawsze będzie gotów do usług, ten będzie czuł się zawiedziony. Podobny przypadek stanowi sytuacja, gdy ktoś – z lęku, że straci partnera – rezygnuje z autentycznego bycia sobą, stając się jak dziecko. Przenosi wówczas na partnera wszystko, co mógłby i powinien czynić sam, stając się coraz bardziej od niego zależny i bezradny. Bierze się to również z wyobrażenia, że gdyby wykazywał samodzielność, partner mógłby pomyśleć, że nie jest potrzebny, a także z przekonania, iż największą gwarancją utrzymania przy sobie drugiej osoby jest manifestowanie własnej bezradności. W sposób nieświadomy dąży się tutaj do powtórzenia układu, jaki łączył nas w dzieciństwie z matką lub ojcem. Istnieje niemało małżeństw, w których ta reguła znajduje potwierdzenie. Podobnie ma się rzecz z ludźmi, którzy owdowiawszy, znów w krótkim czasie zawierają nowe małżeństwo, chociaż na swój sposób kochali przecież zmarłego małżonka. Ich własne życie jest jednak tak ubogie, że wolą raczej dopasować się do nowego partnera, byle nie zostać samemu.
To, co się osiąga na powyższej drodze, równa się symbiozie, zniesieniu granicy między ,ja” i “ty”. Dąży się zatem do jakiegoś stopienia się, w którym ,ja” i “ty” już nie różnią się od siebie i gdzie jak wyraziła się pewna osoba depresyjna – “Nie wie się już, gdzie jedno się kończy, a drugie zaczyna”. Najchętniej rozpłynęłoby się w tej drugiej osobie, pochłonęło ją niejako z miłości, tak by na zawsze zawrzeć się w ukochanym lub nosić go w sobie. W obu przypadkach problem leży w tym, że ucieka się przed własnym zindywidualizowanym istnieniem albo nie chce się przyznać prawa do takiego istnienia drugiemu człowiekowi.

Miłość oparta na szantażu

Często w związkach między ludźmi spotyka się takie wzajemne odniesienie, którego istota zawiera się w deklaracji: “Cokolwiek zrobisz i tak będę cię kochał”, “Kocham cię, możesz robić, co ci się żywnie podoba”. Taką wspaniałomyślnością próbuje się uniknąć lęku przed utratą; partner może się zachowywać, jak chce – w ostatecznym rozrachunku kocha się bardziej swoje uczucie do niego niż jego samego, jest się więc zależnym tylko od siebie i swojej gotowości kochania; w ten sposób można sobie zapewnić wieczność i poczucie, że nigdy nie utracimy obiektu naszej miłości.
Trudniejsza jest inna forma relacji między mężczyzną a kobietą – miłość oparta na szantażu. Stwarza ona pozór nadmiernej troski o partnera, za którą jednak skrywa się potrzeba dominacji, pochodząca z lęku przed tym, żeby go nie stracić. Jeśli taką postawą nie osiąga się tego, co by się chciało osiągnąć, sięga się po bardziej radykalne sposoby – groźbę popełnienia samobójstwa, a przede wszystkim próbę wzbudzenia w drugiej osobie poczucia winy. Jeśli zaś to nie wystarcza, popada się w ciężką depresję i zwątpienie. Sformułowania typu: “Jeśli już mnie nie kochasz, nie chcę dłużej żyć” nakładają na partnera odpowiedzialność; uświadamia on sobie, że od jego zachowania zależy życie związanej z nim osoby. Jeśli jest zbyt wrażliwy i łatwo wywołać u niego poczucie winy, nie dostrzeże sedna tej sytuacji, co sprawi, że może się tu rozegrać tragedia, której zapobiec się nie da, jeśli nastąpiło już obopólne, emocjonalne zapętlenie. Są też związki, które istnieją już tylko ze strachu, litości i poczucia winy jednego z partnerów, spoza których wyziera nienawiść i pragnienie, by ten drugi umarł. Również choroba może być środkiem szantażu i prowadzić do podobnej tragedii.

Im głębiej kochamy, tym więcej mamy do stracenia

Widzimy, że w lęku i konfliktach osób depresyjnych odbijają się prawa ogólniejszej natury: im głębiej kochamy, tym więcej mamy do stracenia, a będąc świadomi wszystkich niebezpieczeństw towarzyszących życiu, poszukujemy odrobiny bezpieczeństwa, którą, jak sądzimy, najpełniej można odnaleźć w miłości. Przekonaliśmy się jednak, że ucieczka przed tym, by uniknąć istnienia jako osoba o własnej indywidualności też nie daje gwarancji, że lęk przed utratą nas nie dosięgnie. Odwrotnie: przyjmując taką postawę, uciekamy przed tym, czego się w pewnym stopniu zrzekamy, a przez to wchodzimy w położenie, którego właśnie chcieliśmy uniknąć. By tworzyć dobry związek z drugim człowiekiem, potrzebny jest twórczy dystans, który umożliwia obydwu partnerom bycie sobą i rozwój zapewniający wykorzystanie własnych skłonności.

 

Prawdziwe partnerstwo jest możliwe jedynie pomiędzy dwiema niezależnymi osobami, nie zaś w relacji uzależnienia jednego z partnerów od drugiego, w której jeden staje się przedmiotem działania drugiego. Kto nie ma odwagi, by być niezależnym, temu grozi właśnie niebezpieczeństwo utraty; uzależnianie się od kogoś i poczucie małej wartości siebie sprawia, iż zwiększa się ryzyko, że inni przestaną się z nami liczyć i będą traktować nas jako osoby “niepełne”. Z drugiej strony, jeśli ktoś próbuje traktować partnera jak niesamodzielne dziecko, musi się liczyć z tym, że ten zechce się kiedyś uwolnić i zacząć być traktowany poważnie albo że przekroczymy granicę jego tolerancji i miłość zmieni się w nienawiść. Chyba że tkwi się w dobrowolnej neurozie we dwoje, która w dłuższej perspektywie jest relacją pozbawioną dynamiki, w gruncie rzeczy jest też niemal dosłownym powtórzeniem układu emocjonalnego z matką z okresu dzieciństwa.

Sfera seksualności osób depresyjnych jest dla nich czymś mniej ważnym niż miłość, przywiązanie i czułość. Jeśli otrzymują jednak te ostatnie, potrafią dać szczęście także w sferze cielesności, ponieważ umieją się wczuwać w potrzeby partnera i uważają, że miłość nie uznaje żadnych granic ani podziału na to, co dozwolone i niedozwolone. W wypadkach głębokiej zależności od partnera możliwe są wszystkie formy masochizmu, za czym ukryte jest przekonanie, iż jest to jedyna możliwość utrzymania partnera przy sobie.

Trudno określić jakąś ogólną regułę, ile wolności – lub odwrotnie – ile więzi potrzebuje lub może znieść dana osoba; tu każdy musi znaleźć odpowiedź dla siebie. Zbyt różnią się między sobą sami ludzie, sytuacje, w których się znajdują, historia ich życia i kontekst społeczny, by można było wskazać w sposób wiążący normy, jakie powinna spełniać relacja z drugim człowiekiem, a postawy odbiegające od normy oceniać jako fałszywe lub złe. Musimy okazywać sobie tyle wzajemnego ludzkiego zrozumienia, byśmy umieli respektować także takie formy miłości, które wydają się nam niezrozumiałe i obce. Inaczej zbyt łatwo zaczniemy oceniać tych, którzy wyniósłszy znaczne braki emocjonalne ze swego dzieciństwa, nie potrafili później sprostać dojrzałej miłości, za co jeszcze mieliby być karani naszymi sądami.

Wiecej w książce: Oblicza lęku. Studium z psychologii lęku – Fritz Riemann

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/depresja/art,43,jak-kochaja-osoby-depresyjne.html

________________________________

Metody lecznicze naszych prababek

PAP - Nauka w Polsce

Lipa rozgrzeje, dziurawiec rozweseli, melisa uspokoi, lubczyk… roznieci ogień pożądania – nasze prababki wiedziały i zioła stosowały.

Wiedza o lekach roślinnych oraz umiejętność ich stosowania powoli wracają do łask. Od niedawna studenci kilku polskich uczelni medycznych uczestniczą w zajęciach z fitoterapii. Zainteresowanie jest duże, także wśród lekarzy – mówi prof. dr hab. Renata Ochocka, kierownik Katedry i Zakładu Biologii i Botaniki Farmaceutycznej Akademii Medycznej w Gdańsku.

 

Triumfalny powrót ziół nie byłby jednak konieczny, gdyby nie ich “klęska” na początku XX wieku. Rozwój chemii farmaceutycznej sprawił, że o lekach naturalnych zapomniano. Przeciwzapalny i przeciwgorączkowy wywar z kory wierzby zastąpiła na przykład aspiryna. Podobnych “podmian” było więcej. Chemia królowała aż do niedawna.

 

Mawia się, że zielarstwo jest tak stare, jak ludzkość. W staroegipskich papirusach wymienia się kilkadziesiąt roślin leczniczych. Sumerowie stosowali m.in. czosnek, rumianek, babkę. Chińskie zapiski sprzed 4 tys. lat wspominają ok. 300 roślin leczniczych. Niewiele mniej (ok. 200) znajduje się w “Corpus Hipocraticum” – dziełach zebranych Hipokratesa. W średniowiecznej Europie za zielarskich ekspertów uchodzili Benedyktyni. Dziś na ziołach znają się farmaceuci. Lekarze o nich wiedzą zaś niewiele. Ziołolecznictwa studentów medycyny nie uczy się od czasu II wojny światowej.

 

A jednak skuteczne

 

“Zioła nie działają” – usłyszeć można w rozmowie ze studentami medycyny i lekarzami. Brak wiary w ich skuteczność, to jeden z powodów bojkotu ziół. Czy słusznie?

 

– Wiele syntetycznych substancji czynnych (leczniczych) tworzono na wzór roślinnych. Niekiedy obie formy są nie do odróżnienia. Utarło się jednak, że naturalne działają słabiej lub w ogóle nie działają. To absurd – przekonuje prof. Ochocka.

 

Rośliny lecznicze wprost “wypełnione” są substancjami czynnymi. Morfina (działająca przeciwbólowo) występuje w maku. Atropina (stosowana podczas reanimacji) w owocach wilczej jagody. Salicylina (działająca podobnie do aspiryny) w korze wierzby. Znaną z Rutinoscorbinu rutynę znaleźć zaś można w liściach szczawiu, owocach berberysu i dzikiego bzu. Konwalia zawiera glikozydy – substancje wzmagające siłę mięśnia sercowego oraz zapobiegające jego arytmiom.

 

Wiele leków przeciwnowotworowych również ma naturalne “korzenie”, choćby taksol, pozyskiwany z krzewów cisa, a wykorzystywany w terapii raka piersi i jajnika. Bardziej banalne schorzenia także leczy się roślinami lub ich przetworami. Czosnek na przykład obniża ciśnienie krwi, a także poziom cholesterolu, pobudza trawienie, działa antybiotycznie. Lipa i bez zbijają gorączkę. Przykładów wymieniać można bez liku…

 

– Renesans ziołolecznictwa jest faktem. Chorzy zauważyli, iż leki syntetyczne mają wiele działań ubocznych. W przypadku ziół oczywiście występują, ale rzadziej – przekonuje właściciel warszawskiej zielarni. Na ziołach poznały się także zwierzęta.

 

Puszczańska terapia

 

Bydło wypuszczone na pastwisko najpierw szuka leczniczych chwastów. Pobudzają wydzielanie soków trawiennych, zwiększają apetyt i perystaltykę jelit. Podobne zachowania obserwuje się u zwierząt dzikich. Łosie zgryzają kaczeńce (źródło witaminy C), paprocie (działają przeciwpasożytniczo), bagno zwyczajne (odkaża układ moczowy), gałązki topoli, wierzby, sosny (mają działanie przeciwbiegunkowe). Olejki eteryczne występujące w roślinach iglastych zwiększają zaś u “rogacza” poziom libido, dlatego ich udział w jadłospisie wzrasta przed oraz w okresie rui. Sarny i jelenie również czerpią z leśnej apteki – zjadają zioła na trawienie, odkażające, wiatropędne, moczopędne, rozkurczowe, pobudzające krążenie, a w okresie rui nie pogardzą psychoaktywnymi grzybami, wprowadzającymi je w stan lekkiej euforii.

 

Także ptaki stosują fitoterapię. Indyki i kury “leczą się”, jedząc krwawnik i mniszek – rośliny bogate w immunostymulatory oraz witaminy. Rdest ptasi, mięta czy bylica pospolita to rośliny poszukiwane przez padlinożerców. Umożliwiają trawienie nieświeżego, gnijącego wręcz, pokarmu.

 

Zioło radości

 

Farmakologiczna aktywność roślin intrygowała ludzi od zawsze. Zainteresowanie wiązało się jednak nie tylko z leczeniem, ale i… obcowaniem z bóstwami oraz duszami zmarłych. Od zarania dziejów ludzie narkotyzowali się, wykorzystując rośliny.

 

Inne rośliny również dawały wiele “radości”. Muchomor czerwony używany był przez syberyjskich szamanów do wywoływania halucynacji; zaś przez skandynawskich wojowników dla dodania odwagi przed walką. Od tysiącleci ze słomy i makówek otrzymuje się opium. Bagno – niski krzew rosnący na moczarach północnej Eurazji i używany przeciw molom – również stosowano jako halucynogen. Szacuje się, że w polskich lasach i na łąkach rośnie co najmniej kilkadziesiąt narkotycznych roślin.

 

– Jednak wszystko, co działa i jest stosowane niezgodnie ze sztuką, może szkodzić. Zarówno leki syntetyczne, jak i roślinne. Społeczeństwo chce ziół i będzie je stosować. Od lekarzy zależy zaś, czy ich stosowanie wyjdzie na dobre. Podstawy fitoterapii powinny wejść do kanonu wiedzy lekarskiej – podsumowuje prof. Ochocka

 

Zasady bezpiecznej fitoterapii:

 

  • Przed podjęciem terapii skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.
  • Stosuj tylko zioła z wiarygodnych źródeł, najlepiej kupione w aptece lub zielarni.
  • Stosuj tylko te preparaty, na opakowaniu których znajduje się naukowa nazwa, daty produkcji i przydatności do spożycia oraz adres producenta.
  • Zawsze stosuj się do instrukcji podanych na opakowaniu, nie zmieniaj dawek ani czasu przyjmowania.
  • Cierpliwości! Może upłynąć kilka dni, a nawet tygodni zanim zauważysz pierwsze efekty terapii.
  • Jeśli cierpisz na jakąś przewlekłą chorobę, przed podjęciem fitoterapii skonsultuj się z lekarzem.
  • W razie pojawienia się skutków ubocznych, przerwij terapię.
  • Nie stosuj ziół, gdy jesteś w ciąży lub karmisz piersią, chyba że zgodził się na to lekarz.
  • Nie podawaj “dorosłych” ziół niemowlętom ani dzieciom. Stosowanie ziół przeznaczonych dla dzieci skonsultuj z lekarzem pediatrą.

 

PAP – Nauka w Polsce

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/zdrowie/art,702,metody-lecznicze-naszych-prababek.html

_________________________________

Dziurawiec na depresję. Skuteczny?

O autorze: Słowo Boże na dziś