Myśl dnia
Eleonora Roosevelt
Słowo Boże
_________________________________________________________________________________________________
PONIEDZIAŁEK IV TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK III
PIERWSZE CZYTANIE (2 Sm 15,13-14.30;16,5-13a)
Dawid ucieka przed Absalomem
Czytanie z Drugiej Księgi Samuela.
Przybył ktoś, kto doniósł Dawidowi: „Serca ludzi z Izraela zwróciły się do Absaloma”. Wtedy Dawid dał rozkaz wszystkim swym sługom przebywającym wraz z nim w Jerozolimie: „Wstańcie! Uchodźmy, gdyż nie znajdziemy ocalenia przed Absalomem. Spiesznie uciekajcie, ażeby nas nie napadł znienacka, nie sprowadził na nas niedoli i ostrzem miecza nie wygładził mieszkańców miasta”.
Dawid wstępował na Górę Oliwną. Wchodził na nią płacząc i mając głowę zasłoniętą. Szedł boso. Również wszyscy ludzie, którzy mu towarzyszyli, zasłonili swe głowy i wstępując na górę płakali.
Król Dawid przybył do Bachurim. A oto wyszedł stamtąd pewien człowiek. Był on z rodziny należącej do domu Saula. Nazywał się Szimei, syn Gery. Posuwając się naprzód, przeklinał i obrzucał kamieniami Dawida oraz wszystkich sług króla Dawida, chociaż był z nim po prawej i po lewej stronie cały lud i wszyscy bohaterowie.
Szimei przeklinając, wołał w ten sposób: „Precz, precz, krwawy człowieku i niegodziwcze. Na ciebie Pan skierował wszystką krew rodziny Saula, któremu zagarnąłeś panowanie. Królestwo twoje oddał Pan w ręce Absaloma, twojego syna. Teraz ty sam jesteś w utrapieniu, bo jesteś człowiekiem krwawym”.
Odezwał się do króla Abiszaj, syn Serui: „Dlaczego ten zdechły pies przeklina pana mego, króla? Pozwól, że podejdę i utnę mu głowę”.
Król odpowiedział: „Co ja mam z wami zrobić, synowie Serui? Jeżeli on przeklina, to dlatego, że Pan mu pozwolił: «Przeklinaj Dawida». Któż w takim razie może mówić: «Czemu to robisz?»” Potem zwrócił się Dawid do Abiszaja i do wszystkich swoich sług: «Mój własny syn, który wyszedł z wnętrzności moich, nastaje na moje życie. Cóż dopiero ten Beniaminita? Pozostawcie go w spokoju, niech przeklina, gdyż Pan mu na to pozwolił. Może wejrzy Pan na moje utrapienie i odpłaci mi dobrem za to dzisiejsze przekleństwo”.
I tak Dawid posuwał się naprzód wraz ze swymi ludźmi.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 3,2-3.4-5.6-7)
Refren: Powstań, o Panie, ocal moje życie.
Panie, jak liczni są moi prześladowcy, *
jak wielu przeciw mnie powstaje.
Mnóstwo jest tych, którzy mówią o mnie: *
„Nie znajdzie on w Bogu zbawienia”.
Ty zaś, o Panie, jesteś moją tarczą *
i chwałą moją; Ty głowę mą wznosisz.
Głośno wołam do Pana, *
a On mi odpowiada ze świętej swej góry.
Kładę się, zasypiam i znowu się budzę, *
ponieważ Pan mnie wspomaga.
I nie ulęknę się wcale tysięcy ludzi, *
którzy zewsząd na mnie nastają.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 7,61)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Wielki prorok powstał między nami
i Bóg nawiedził lud swój.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mk 5,1-20)
Uwolnienie opętanego w Gerazie
Słowa Ewangelii według świętego Marka.
Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. Ledwie wysiadł z łodzi, zaraz wybiegł Mu naprzeciw z grobów człowiek opętany przez ducha nieczystego.
Mieszkał on stale w grobach i nawet łańcuchem nie mógł go już nikt związać. Często bowiem wiązano go w pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą krzyczał, tłukł się kamieniami w grobach i po górach.
Skoro z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i krzyczał wniebogłosy: „Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie”. Powiedział mu bowiem: „Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka”. I zapytał go: „Jak ci na imię?” Odpowiedział Mu: „Na imię mi legion, bo nas jest wielu”. I prosił Go na wszystko, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy.
A pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosili Go więc: „Poślij nas w świnie, żebyśmy w nie wejść mogli”. I pozwolił im. Tak duchy nieczyste wyszły i weszły w świnie. A trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I potonęły w jeziorze.
Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli to w mieście i po zagrodach, a ludzie wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie legion, jak siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach. Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic.
Gdy wsiadł do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł zostać przy Nim. Ale nie zgodził się na to, tylko rzeki do niego: „Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą”. Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus z nim uczynił, a wszyscy się dziwili.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Zniewoleni stają się wolnymi
Człowiek z Gerazy opętany przez ducha nieczystego wybiegł spomiędzy grobów naprzeciw Jezusowi. Umiał przebić się przez powłokę zła, które go krępowało od lat. Na widok Jezusa odczuł przyciągającą siłę łaski uzdrowienia i oczyszczenia. Dzięki temu opętany doświadczył działania miłości. Jest to piękna scena, pokazująca, że człowiek nawet w takim stanie pragnie dobra i piękna, choć siedzący w nim demon krzyczy, aby Jezus odszedł. Chrystus jednak nie odchodzi, dopóki nie wypełni swojego posłannictwa. On przyszedł po to, aby zniewolonych uczynić wolnymi (Łk 4, 18). Jego obecność pomaga nam odkryć w sobie właściwy obraz, czyli podobieństwo Boże. Żaden zły duch, łańcuchy czy groby nie pozbawią nas tego daru Bożego.
Jezu, Synu Boga, tyle razy i ja mówię, abyś odszedł ode mnie. Mówię to nie z bojaźni przed Tobą, lecz jedynie z wygodnictwa. Usuń Twym Słowem to wszystko, co jest nieczyste we mnie.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”
- Mariusz Szmajdziński
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
____________________________
Dzień powszedni
Czy dane ci było kiedyś „szaleć ze złości”? Znasz to uczucie przytłaczjącej niemocy, bezsilności wobec rzeczywistości, braku zrozumienia czy złej woli innych ludzi? To taki stan, kiedy masz ochotę zniszczyć wszystko wokół siebie byle tylko uwolnić się od chaosu, jaki jest w tobie.
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Marka
Mk 5, 1-20
Jezus i uczniowie Jego przybyli na drugą stronę jeziora do kraju Gerazeńczyków. Ledwie wysiadł z łodzi, zaraz wybiegł Mu naprzeciw z grobów człowiek opętany przez ducha nieczystego. Mieszkał on stale w grobach i nawet łańcuchem nie mógł go już nikt związać. Często bowiem wiązano go w pęta i łańcuchy; ale łańcuchy kruszył, a pęta rozrywał, i nikt nie zdołał go poskromić. Wciąż dniem i nocą krzyczał, tłukł się kamieniami w grobach i po górach. Skoro z daleka ujrzał Jezusa, przybiegł, oddał Mu pokłon i krzyczał wniebogłosy: «Czego chcesz ode mnie, Jezusie, Synu Boga Najwyższego? Zaklinam Cię na Boga, nie dręcz mnie». Powiedział mu bowiem: «Wyjdź, duchu nieczysty, z tego człowieka». I zapytał go: «Jak ci na imię?». Odpowiedział Mu: «Na imię mi legion, bo nas jest wielu». I prosił Go na wszystko, żeby ich nie wyganiał z tej okolicy. A pasła się tam na górze wielka trzoda świń. Prosili Go więc: «Poślij nas w świnie, żebyśmy w nie wejść mogli». I pozwolił im. Tak duchy nieczyste wyszły i weszły w świnie. A trzoda około dwutysięczna ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora. I potonęły w jeziorze. Pasterze zaś uciekli i rozpowiedzieli to w mieście i po zagrodach, a ludzie wyszli zobaczyć, co się stało. Gdy przyszli do Jezusa, ujrzeli opętanego, który miał w sobie legion, jak siedział ubrany i przy zdrowych zmysłach. Strach ich ogarnął. A ci, którzy widzieli, opowiedzieli im, co się stało z opętanym, a także o świniach. Wtedy zaczęli Go prosić, żeby odszedł z ich granic. Gdy wsiadł do łodzi, prosił Go opętany, żeby mógł zostać przy Nim. Ale nie zgodził się na to, tylko rzekł do niego: «Wracaj do domu, do swoich, i opowiadaj im wszystko, co Pan ci uczynił i jak ulitował się nad tobą». Poszedł więc i zaczął rozgłaszać w Dekapolu wszystko, co Jezus z nim uczynił, a wszyscy się dziwili.
Możliwe, że ów człowiek był opętany przez złego ducha, jak w owych czasach tłumaczono wszystkie choroby. Możliwe jednak, że nosił w sobie jakieś wielkie problemy wewnętrzne, które skumulowane pomieszały mu zmysły. Ile razy złość czy agresja zaślepia nasz umysł. Bywają chwilę, gdy sami czujemy, że jesteśmy nieobliczalni, a zła siła obraca się przeciwko nam i wszystkim wokół.
Ten opętany człowiek rozpoznał w Jezusie Mesjasza. Wiedział, po co przyszedł. Może go już wcześniej spotkał? Duch nieczysty ma na imię Legion. To cała armia złych duchów, zranień, uraz i fobii. Złe nałogi mają to do siebie, że zwykle się kumulują. Dotknięcie jednego problemu pociągnie za sobą konieczność stawienia czoła innym. To prawdziwa udręka. Prośba o pozostawienie w spokoju może pochodzić zarówno od złego ducha, jak i od człowieka.
Jezus godzi się na prośbę złego ducha, który atakuje i zabija całe stado świń. Jak długo zła moc przebywała w człowieku, objawiała się w atakach agresji, ale nie zabiła go, gdyż człowiek posiada w sobie boską cząstkę – wolną wolę. Zwierzęta poddane tej samej złej mocy od razu giną. Człowiek jest zawsze silniejszy do zła, któremu ulega i zawsze może wrócić do swego Stwórcy.
Uwolniony człowiek zostaje pozostawiony jako świadek bożego działania. Jak widać po reakcji świadków cudu, Jezus nie wszędzie jest mile widziany. On szanuje naszą wolność. Co możesz zmienić w sobie, by być znakiem, Jego miłości tam, gdzie On nie może działać wprost wśród ludzi?
#Ewangelia: Przestroga z użyciem świń
Mieczysław Łusiak SJ
Aby powiedzieć nam do czego prowadzi bratanie się ze złem warto poświęcić wiele. Życie wieczne jednego człowieka warte jest więcej niż milion świń.
________________________________________________________________________________________________
Świętych Obcowanie
_________________________________________________________________________________________________
Święta Brygida z Kildare, dziewica | |
Święty Rajmund z Fitero, opat | |
Święta Weridiana | |
Bazylika prymasowska w Gnieźnie |
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Turynie, we Włoszech – bł. Anny Michelotti, założycielki Małych Służebnic Najśw. Serca Jezusowego (Piccole Serve del Sacro Coure di Gesu). Od dwunastego roku życia wprawiała się pod kierunkiem matki do opieki nad chorymi. W roku 1875 założyła w tym celu zgromadzenie i od tego czasu nosiła imię Joanny Franciszki od Nawiedzenia. Nie obeszło się bez przeciwności, wśród których okazywała nie byle jakie męstwo. Zmarła w roku 1888. Beatyfikował ją w roku 1975 Paweł VI. oraz: bł. Andrzeja de Segni, prezbitera (+ 1302); św. Pawła, biskupa (+ VI w.); św. Pioniusza, prezbitera i męczennika (+ 250); św. Sewera z Rawenny, biskupa (+ 344) |
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/02-01.php3
_________________________________________________________________________________________________
40 modlitw dla twojego małżeństwa
Debbie McDaniel / jm
Małżeństwo to dar, niesamowite błogosławieństwo od Boga. Zdarza się jednak, że ta wspaniała rzeczywistość nie jest przeżywana tak radośnie jak powinna. Możliwe, że życie staje się szybsze, my bardziej zajęci i zdenerwowani.
Możliwe, że przestajemy doceniać obecność drugiej osoby w naszym życiu, traktując ją obojętnie. Być może nad naszym związkiem zawisły chmury niezgody i wzajemnego żalu, przysłaniając światło małżeńskiej radości.
Bywa, że bagaż życiowych doświadczeń, noszonych samodzielnie, staje się nie do udźwignięcia, gdy dodamy do niego kolejne obciążenie związane z drugą osobą. Coś, co funkcjonowało w miarę dobrze, gdy byłem sam, zmienia się w momencie, gdy jestem “jedno” z drugim człowiekiem.
Nakręcane w sztuczny sposób oczekiwania wobec współmałżonka, nieustanne porównywanie się z innymi, “szczęśliwszymi”, małżeństwami rani i zamyka w smutku. Zaczyna się powolny proces oddalania, prowadzący do rezygnacji z małżeństwa i szukania drogi wyjścia.
Doświadczamy dzisiaj wielkiej batalii o małżeństwo, w której największy nasz wróg nieustannie szuka okazji, by doprowadzić je do upadku. Nie pozwólmy, by odniósł zwycięstwo.
Celem nieprzyjaciela jest zniszczyć. Bóg pragnie budować.
W obliczu wyzwań, jakie niesie życie małżeńskie, pośród trudności i kryzysów musimy zapytać o jedną, bardzo istotną rzecz… Czy się modlimy? Chodzi mi o prawdziwą, wytrwałą modlitwę.
Bóg przez usta proroka Izajasza (Iz 51,11) zapowiedział, że Jego słowo nie powróci bezowocne. Nie istnieje żadna magiczna formuła, poprzez którą słowa modlitwy nabierają mocy. To wyłącznie moc Ducha Bożego działa w nich, moc, która przynosi przebaczenie, uzdrowienie i odnowienie, bez względu na to, jak trudna jest nasza sytuacja. Jego miłość jest wielka, a łaska okrywa wszystko.
Oto 40 potężnych modlitw nad twoim współmałżonkiem:
Dobry Boże,
wychwalamy Cię za Twoją miłość i wierność. Dziękujemy za wielką Twoją łaskę oraz za to, że dałeś nam siłę, byśmy się wzajemnie miłowali. Dziękuję Ci za mojego współmałżonka, za dar naszego małżeństwa. Dziękujemy, że jesteś z nami, że walczysz o nas. Dziękujemy, że jesteś zbawicielem i obdarzasz nas dobrem. Prosimy, uczyń nas bardziej podobnymi do Ciebie. Wypełnij nasze życie i małżeństwo prawdą i okryj je płaszczem Twojego błogosławieństwa.
Prosimy Cię, Panie, obdarz nasze małżeństwo darem:
Bliskości – “Nie unikajcie jedno drugiego, chyba że na pewien czas, za obopólną zgodą, by oddać się modlitwie; potem znów wróćcie do siebie, aby – wskutek niewstrzemięźliwości waszej – nie kusił was szatan” (1 Kor 7,5).
Błogosławieństwa – “On błogosławi mieszkanie uczciwych” (Prz 3,33).
Celowości – “Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru” (Rz 8,28).
Czystości – “Także od pychy broń swojego sługę, niech nie panuje nade mną! Wtedy będę bez skazy i wolny od wielkiego występku” (Ps 19,14).
Delikatności – “A zatem zachęcam was ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, jakim zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości. Usiłujcie zachować jedność Ducha dzięki więzi, jaką jest pokój” (Ef 4,1-3).
Dziękczynienia – “Nieustannie się módlcie! W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was” (1 Tes 5,17-18).
Godności – “Niewiastę dzielną któż znajdzie? Jej wartość przewyższa perły” (Prz 31,10).
Hojności – “Człowiek uczynny dozna nasycenia, obfitować będzie, kto [bliźnich] napoi” (Prz 11,25).
Łaski – “Mowa wasza, zawsze miła, niech będzie zaprawiona solą, tak byście wiedzieli, jak należy każdemu odpowiadać” (Kol 4,6).
Łaskawości – “A łaskawość Pana Boga naszego niech będzie nad nami! I wspieraj pracę rąk naszych, wspieraj dzieło rąk naszych” (Ps 90,17).
Miłości – “A Pan niech pomnoży liczbę waszą i niech spotęguje waszą wzajemną miłość dla wszystkich, jaką i my mamy dla was” (1 Tes 3,12).
Nadziei – “Jestem bowiem świadomy zamiarów, jakie zamyślam co do was – wyrocznia Pana – zamiarów pełnych pokoju, a nie zguby, by zapewnić wam przyszłość, jakiej oczekujecie” (Jr 29,11).
Obfitości – “A Bóg mój według swego bogactwa zaspokoi wspaniale w Chrystusie Jezusie każdą waszą potrzebę” (Flp 4,19).
Ochrony – “Wierny jest Pan, który umocni was i ustrzeże od złego” (2 Tes 3,3).
Oddania – “A jeśli napadnie ich jeden, to dwóch przeciwko niemu stanie, a powróz potrójny niełatwo się zerwie” (Koh 4,12).
Odwagi – “Bądź mężny i mocny? Nie bój się i nie lękaj, ponieważ z tobą jest Pan, Bóg twój, wszędzie, gdziekolwiek pójdziesz” (Joz 1,9).
Opanowania – “Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni, ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia” (Ef 1,7).
Owocności – “Owocem zaś ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa” (Ga 5,22-23).
Pokory – “A niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich” (Flp 2,3-4).
Pokoju – “Niech pokój będzie w twoich murach, a bezpieczeństwo w twych pałacach” (Ps 122,7).
Prawości – “Kto żyje uczciwie, żyje bezpiecznie, zdradzi się ten, kto szuka dróg krętych” (Prz 10,9).
Przyjaźni – “Lepiej jest dwom niż jednemu, gdyż mają dobry zysk ze swej pracy. Bo gdy upadną, jeden podniesie drugiego” (Koh 4,9-10).
Przebaczenia – “Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg nam przebaczył w Chrystusie” (Ef 4,32).
Radości – “Niech źródło twe świętym zostanie, znajduj radość w żonie młodości” (Prz 5,18).
Rozeznania – “A modlę się o to, aby miłość wasza doskonaliła się coraz bardziej i bardziej w głębszym poznaniu i wszelkim wyczuciu dla oceny tego, co lepsze, abyście byli czyści i bez zarzutu na dzień Chrystusa” (Flp 1,9-10).
Szacunku – “W końcu więc niechaj także każdy z was tak miłuje swą żonę jak siebie samego! A żona niechaj się odnosi ze czcią do swojego męża” (Ef 5,33).
Serca uległego – “Ja sam i mój dom służyć chcemy Panu” (Joz 24,15).
Siły – “Niech Pan udzieli mocy swojemu ludowi, niech Pan błogosławi swój lud, darząc go pokojem” (Ps 29,11).
Uległości – “Bądźcie sobie wzajemnie poddani w bojaźni Chrystusowej” (Ef 5,21).
Uważności – “Z całą pilnością strzeż swego serca, bo życie ma tam swoje źródło” (Prz 4,23).
Uwielbienia – “Mój miły jest mój, a ja jestem jego” (Pnp 2,16).
Wiary – “Uwierz w Pana Jezusa – odpowiedzieli mu – a zbawisz siebie i swój dom” (Dz 16,31).
Wierności – “Niech miłość i wierność cię strzeże, przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz,
a znajdziesz życzliwość i łaskę w oczach Boga i ludzi” (Prz 3,3-4).
Wytrwania – “Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Miłość nigdy nie ustaje” (1 Kor 13,7-8).
Wyrozumiałości – “Podobnie mężowie we wspólnym pożyciu liczcie się rozumnie ze słabszym ciałem kobiecym! Darzcie żony czcią jako te, które są razem z wami dziedzicami łaski, [to jest] życia, aby nie stawiać przeszkód waszym modlitwom” (1 P 3,7).
Zachęty – “Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym” (Ef 4,29).
Zaufania – “W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą.
Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4,18).
Zdrowia – “Dobre słowa są plastrem miodu, słodyczą dla gardła, lekiem dla ciała” (Prz 16,24).
Zgodności – “A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela” (Mt 19,6).
Życzliwości – “Otwiera usta z mądrością, na języku jej miłe nauki” (Prz 31,26).
Niech oblicze Twoje jaśnieje nad nami, gdy Ciebie szukamy.
Amen.
Tłumaczył Jarosław Mikuczewski sj
http://www.deon.pl/religia/w-relacji/rodzina/art,89,40-modlitw-dla-twojego-malzenstwa.html
________________________
Nie byłam w stanie uwierzyć aż do tej chwili
Mila
Jestem młodą osobą, studiuję i chciałabym podzielić się tym, co Bóg uczynił w moim życiu. Pochodzę z niepełnej i niezamożnej rodziny. Moi bliscy do kościoła chodzą od święta, zadbali jedynie, bym przystąpiła do chrztu, pierwszej komunii i bierzmowania.
Poza tym nie myślą o duchowości i ja też przez długi czas nie byłam na niej skupiona. Brałam udział w katechezie i szkolnych rekolekcjach, a do kościoła chodziłam rzadko albo wcale. Nawet sakrament bierzmowania przyjęłam z opóźnieniem, bo dopiero w liceum i to tylko dlatego, że oczekiwała tego ode mnie rodzina. Warto dodać, że podczas bierzmowania krzyż, który musiałam mieć na szyi jako osoba bierzmowana, trzykrotnie odwiązał się i spadł na posadzkę – to mógł być znak, że odwróciłam się od wiary i nieszczerze przyjmuję sakrament, ale wtedy tak o tym nie myślałam. Nie miałam w sobie praktycznie żadnej wiary, a całkowicie straciłam ją w ostatniej klasie liceum. Miało na to wpływ wiele czynników – opowiem jak wyglądało moje życie od dzieciństwa do teraz.
Jako jedynaczka byłam trzymana pod kloszem i moi bliscy myśląc, że się o mnie troszczą, tak naprawdę mi zaszkodzili. Wychowali mnie bowiem na niesamodzielną i nieśmiałą osobę. Pierwsze problemy zaczęły się w szkołe podstawowej, kiedy rówieśnicy zaczęli mnie poniżać, wyzywać i bić. W końcu spowodowali wypadek, w wyniku którego doznałam zauważalnego uszczerbku na zdrowiu.
Czułam się z tym wszystkim bardzo źle, ale nie było we mnie chęci odwetu, zresztą i tak nie mogłam się obronić, bo napadało na mnie kilka osób naraz. Moja rodzina wielokrokrotnie zgłaszała tę sprawę nauczycielom i szkolnemu psychologowi, ale oni sugerowali, że to ja prowokuję takie zachowania rówieśników (tak jakby to, że jestem skryta i biedniej ubrana było prowokacją). Pogodziłam się więc ze statusem ofiary i uznałam, że muszę to znosić.
Do gimnazjum poszłam z silnie już utrwaloną nieśmiałością – bałam się, że sytuacja z poprzedniej szkoły się powtórzy. Moje obawy się nie spełniły – trafiłam na pozytywnie nastawione osoby. Oczywiście zdarzały się różne konflikty, ale już nie tak poważne – nie spotkałam się z poniżeniem czy wykluczeniem. W liceum trzymałam się z osobami, które uważałam za przyjaciół, ale to były toksyczne znajomości. Te osoby ściągały mnie w dół, częściej poniżały i wykorzystywały niż wspierały na duchu.
Gdy poczułam, że już nikogo przy mnie nie ma, a musicie wiedzieć, że moje życie wyglądało tak: szkoła-dom, szkoła-dom, to jeszcze bardziej zamknęłam się w sobie. Miało to miejsce w ostatniej klasie szkoły średniej – nigdy wcześniej kompleksy i lęki nie uderzyły mnie z taką siłą. Z dnia na dzień zaczęłam się bać kontaktu z ludźmi – wydawało mi się, że każdy mnie wyśmieje, że wyglądam gorzej niż inni i nigdy nie ułożę sobie życia. Nawet na zajęciach w szkole miałam wrażenie, że moja głowa się trzęsie, bolały mnie oczy… Nie byłam w stanie skupić się na niczym poza bólem i chłostałam się autodestrukcyjnymi myślami: “Nienawidzę siebie. Jestem, szpetna, niezaradna, nie ma dla mnie przyszłości, nikomu na mnie nie zależy. Taka ofiara losu nie powinna się nawet urodzić”.
Nieustannie rozdrapywałam swój umysł, więc nic dziwnego, że moja psychika została w końcu zniszczona. Nie przystąpiłam do matury. Ciężką pracą nadrobiłam zaległości i zdałam maturę rok później. Walczyłam o to, by w ogóle wstać z łóżka. Uczęszczałam na kurs dokształcający, ale zrezygnowałam z niego, gdy tylko zdałam egzamin dojrzałości. Za każdym razem, gdy jeździłam na kurs, czułam strach – wiedziałam, że to lęk społeczny, ale nie szukałam pomocy psychologa. Nawet gdybym chciała, nie mogłam się przemóc – nic nie miało dla mnie sensu. Zastanawiałam się czy dam radę na studiach. Nie musiałam wyjeżdżać na studia do innego miasta, ale i tak się bałam. Czułam się jak stłamszone, nieporadne dziecko.
Mój ból emocjonalny zmniejszył się trochę, gdy zobaczyłam, że osoby z kierunku nie próbują mnie krytykować, ani poniżać. Na studiach poznałam bezkonfliktowe osoby, zaczęłam bardziej o siebie dbać, rozwijać swoje talenty… Niestety wciąż miałam wiele zmartwień – wiedziałam już od dawna, że choruję i leczyłam się, ale mniej więcej od ukończenia liceum moja choroba zaczęła dawać więcej objawów.
Zaburzenia hormonalne odbiły się na moim wyglądzie – znacznie przybrałam na wadze, moja skóra porozciągała się i popękała. Wyobraźcie to sobie – skoro miałam kompleksy nawet wtedy, gdy jeszcze wyglądałam znośnie, to jak bardzo musiałam się znienawidzić gdy zupełnie straciłam urodę? Czułam, że nie mam szans na związek – nie miałam też życia towarzyskiego – po prostu niczego poza szkołą, a potem uczelnią. Moja rodzina czasem zwracała uwagę, że nie wychodzę z domu, że jestem smutna, ale to było coś więcej niż smutek. Wstydziłam się tego kim jestem i jak wyglądam.
W tamtym czasie często zastanawiałam się czy Bóg jest czy Go nie ma i zawsze dochodziłam do wniosku, że duchowa rzeczywistość nie istnieje, a ludzie to zwierzęta, których głównym celem jest prokreacja. Uznałam, że nie ma miłości, tylko instynkty. W chwilach największego bólu, gdy nie mogłam zasnąć i byłam złamana, zdarzało mi się modlić. Byłam wprawdzie ateistką, ale modliłam się tak: “Jeśli jesteś, Jezu, daj mi znak. Jeśli mi go nie dasz, nie poświęcę Ci już ani jednej myśli. Brak odpowiedzi to też odpowiedź. Upewnię się tylko w tym, że Cię nie ma”. Uważałam, że Bóg nie istnieje, a jeśli nawet to zmienia życie innych ludzi, nie moje. Wszyscy inni ludzie byli wartościowi i normalni – wszyscy… poza mną. Byłam rozdarta między wiarą, a jej brakiem przez długi czas. Miesiącami walczyłam ze sobą, bo chciałam znać prawdę. Nie chciałam uwierzyć w coś, czego nie ma, po to, by poczuć się lepiej i stworzyć sobie fałszywą nadzieję.
Wiedziałam, że nie jestem w stanie wykrzesać z siebie wiary – tylko doświadczenie mogło sprawić, bym uwierzyła, nie świadectwa ludzi czy cokolwiek innego. Wiedziałam o stygmatach, cudach eucharystycznych, o Całunie Turyńskim, ale ignorowałam te rzeczy. Uznałam, że musi być jakieś inne wytłumaczenie tych zjawisk – to nie były dla mnie dowody istnienia Boga.
Pewnego wieczoru, leżałam w łóżku, myślałam o sobie jak najgorzej i niczego już nie oczekiwałam. Nagle poczułam, że coś się zmienia. Nie wiem jak to opisać, ale w tamtej chwili zniknęły wszystkie moje wątpliwości, dotyczące istnienia Boga. Przypomniałam sobie słowa “Kołaczcie, a otworzą wam” i zrozumiałam, że szukałam prawdy tak długo aż Bóg postanowił mi ją dać. Nie poczułam ciepła ani niczego szczególnego, ale już wiedziałam – iskra wiary została we mnie zapalona. Ja sama nigdy nie byłabym w stanie jej wykrzesać – nigdy bym nie pomyślała, że doświadczę czegoś podobnego.
Od tamtej chwili Jezus mnie uzdrawia, leczy mnie z nienawiści wobec samej siebie, depresji i lęku społecznego. Pokazał mi, że to nie ma znaczenia jak dana osoba wygląda ani jak źle czuje się sama ze sobą, bo On może ją podnieść. Włożył w moje serce wiele słów, ale jednymi z ważniejszych są te: “Nawet będąc rozbitym, miej godność człowieka. Nawet będąc samotnym, doceniaj swoje serce”.
Nie można skupiać się tylko na sobie i swoich emocjach – to wyniszcza człowieka. Każdy człowiek jest nieskończenie cenny w Bożych oczach. Teraz już wiem, że wiara to nie wmówienie sobie czegoś czy kierowanie się w życiu złudzeniami. To nieprawda, że wiara zależy od kultury w jakiej się wychowujesz. Nie wszędzie chrześcijaństwo jest rozpowszechnione, ale to nie znaczy, że Jezus nie jest realny – po prostu nie każdy miał szansę o nim usłyszeć i zwrócić się do Niego. Ja chciałam znać prawdę o tym czy Bóg jest czy nie i byłam wytrwała w tym pragnieniu (“Kołaczcie, a otworzą wam”). Pan Jezus pochyla się nad każdym kto chce poznać prawdę o świecie, ale nie narzuca jej nikomu. Ja przez długi odrzucałam tę prawdę.
Na długo przed tym jak otrzymałam iskrę wiary, miałam religijne sny i wciąż je mam – po prostu przychodzą. Jeszcze niedawno, gdyby ktoś opowiedział mi podobną historię, uznałabym, że ta osoba się oszukuje, że nie chce się pogodzić z niesprawiedliwością i bólem, dlatego wymyśliła sobie Boga. Teraz myślę inaczej, bo wiem, że nie byłabym w stanie sama sprawić, by mój ból i lęk zelżał. Moja psychika była zbyt poraniona, bym mogła powiedzieć sobie: “Ok, nie jest jeszcze ze mną tak źle, przestanę się nienawidzić i wyjdę do ludzi”. To nie działa w ten sposób.
Introwertyczny człowiek, który zamyka się w czterech ścianach i raz po raz urządza sobie sesję samoponiżenia, nie poczuje się lepiej ot tak. Byłam jak narkoman, który daje sobie w żyłę – moim narkotykiem były złe myśli, które podsycałam i które mnie wyniszczały. Nie mogłam się od nich uwolnić. Nie jestem typem osoby, która coś sobie wmawia, by poczuć się lepiej. Raczej wmawiam sobie wszystko, byle tylko poczuć się gorzej, daję się pochłonąć negatywnym emocjom, więc to niemożliwe, bym sama sobie pomogła. Gdyby nie to, że Jezus mnie dotknął, wciąż bym nie wierzyła – nawet gdybym Go zobaczyła, uznałabym pewnie, że to mi się tylko przewidziało.
Dla mnie najbardziej oczywistą prawdą o świecie był ból. Byłam pewna, że jeśli ktoś nie ma urody i siły przebicia to wyjątkowo słaby z niego gracz i nie ma dla niego miejsca na tym świecie. Nie wierzyłam w sny, w których widziałam Jezusa, nie wierzyłam też w działanie Ducha Świętego. Podczas pewnych rekolekcji byłam świadkiem sytuacji, w której chłopak podszedł do księdza i powiedział: “Jestem ateistą, ale chcę sprawdzić czy ta cała modlitwa na mnie podziała”. Ksiądz modlił się, a ten chłopak zmienił się na twarzy (to nie mogła być udawana reakcja), zaczął szlochać i wyznawać wiarę. Widziałam też osoby doświadczające tak zwanego spoczynku w Duchu Świętym. W pierwszej chwili mnie to poruszyło, ale wyparłam te zdarzenia z pamięci i pozostałam niewierząca.
Tak więc tylko to, że sam Jezus pociągnął mnie ku sobie sprawiło, że odrobinę zaufałam, bo obojętnie co bym zobaczyła i tak nie wzbudziłoby to we mnie wiary. Teraz proszę Go, by mnie uzdrawiał i On czyni to w trudnym, ale oczyszczającym i doskonałym procesie. Mój ból nie jest już tak głęboki – już nie tylko wegetuję, ale dojrzewam do życia. On uwalnia mnie od samej siebie, bym przestała się niszczyć. Zastanawiałam się czy umieszczać to świadectwo, bo wciąż wstydzę się rozmawiać z ludźmi o wierze – wiem, że wiara jest przez wielu kwestionowana i odrzucana. Niewielu ludzi, którzy doświadczyli odrzucenia i samotności jest gotowych, samemu się na nie wystawić i dostać łatkę “dziwaka”, “oszołoma”, “nawiedzonego no-life’a, który opiera się na religijnych bajeczkach, żeby poczuć się lepiej”…
Ja nie jestem odważna, bo moja ufność jest wciąż wątła, ale wiem już, że nikt nie żyje dla nicości i dziękuję Bogu, że mi to pokazał. Modlę się też za wstawiennictwem świętej Rity i widzę jak wiele się we mnie zmienia z każdym dniem. To nie tak, że wszystkie moje problemy zniknęły, ale teraz już wiem, że nie muszę rozdrapywać swojego umysłu i ranić się przykrymi myślami. Nie muszę polegać na uczuciach, które mnie niszczą – oddaję te emocje Bogu, by je uzdrawiał. Nie jestem już więźniem swoich emocji.
Nawet gdy jestem rozbita, mam godność człowieka. Nawet gdy jestem samotna, doceniam swoje serce.
Dodaj komentarz