Ciekawe jest nie tylko to, o czym się mówi, ale i to, o czym się milczy. O jakim kraju się nie wspomina w związku z kryzysem bliskowschodnim? O Egipcie. To bardzo interesujące. Dziesięć dni temu, 19 września bloger Wielki Wodz Apaczow zamieścił w Salonie24 notkę “Mur apartheidu” {TUTAJ}. Czytamy w niej:
“Gdy Izrael wybudował mur oddzielający go od terytoriów palestyńskich w mediach zawrzało. Mur apartheidu!
Potem Izrael wybudował mur na granicy strefy Gazy. Krzyk podniósł się jeszcze większy. Znieść izraelską blokadę strefy Gazy! (…)
Nie ma żadnej izraelskiej blokady strefy Gazy. Jest wspólna izraelsko-egipska blokada strefy Gazy. Gaza jest otoczona zasiekami i murem zarówno na granicy z Izraelem jak i Egiptem. (…) Przez lata bieda panująca w Gazie sprawiała, że jedyną drogą dostarczania tam zaopatrzenia – pliwa, żywności, lekarstw – a przy okazji i broni – były tunele kopane pod granicą na półwysep Synaj. W ciągu lat armia egipska zajmowała się wyszukiwaniem zamaskowanych wejść i wysadzaniem ich w powietrze. A Palestyńczycy w desperacji kopali następne.
Teraz się to ma skończyć. Egipscy wojskowi postanowili problem tuneli rozwiązać raz na zawsze. Wzdłuż granicy strefy Gazy wytyczyli strefę buforową gdzie zaczęli kopać wielką fosę, którą zapełnią wodą morską. To powinno tunele zatopić [{TUTAJ} i {TUTAJ}]. A wybudowanie nowych, które bedą biegły pod fosą na tyle głęboko aby woda do nich nie ściekała ma być niemożliwe bez pomocy ciężkiego sprzętu, którego w Gazie nie ma.
Gdzie są obrońcy praw człowieka, krytykujący Izrael (a ostatnio też Węgry) za budowanie zasieków na granicach? Że co, że mur na granicy izraelsko-arabskiej to jest “mur apartheidu” a na granicy arabsko-arabskiej – już nie?”.
Wielki Wodz Apaczow ma rację. Wszyscy obrońcy Palestyńczyków gdzieś znikli, a główne media nie pisza o tej sprawie. Widać, że nad tym, co wyprawia rezim Al Sisiego w Egipcie rozpościera się szczelny medialny parasol. Dlaczego?
Odpowiedział na to pytanie lewicowy publicysta Robert Walenciak pisząc {TUTAJ}:
“W Egipcie po obaleniu Mubaraka przeprowadzono wybory prezydenckie. Wygrał w nich kandydat Bractwa Muzułmańskiego, ale długo nie porządził, bo obaliła go armia, wprowadzając – ku wielkiej uldze Zachodu – wojskową dyktaturę. Ku uldze. bo – co prawda – generałowie bez wahania podpisują wyroki śmierci, ale z Egiptu uciekinierów nie ma.”.
Czy jednak na pewno chodzilo o uciekinierów? Ideałem “arabskiej wiosny” 2011 roku nie był jakiś dżihad, ale naśladowanie Turcji, gdzie umiarkowany islamista Erdogan odniósł wielkie sukcesy w rządzeniu tym krajem. Wzorować się na nim chciał Mursi z Bractwa Muzułmańskiego, wybrany demokratycznie po rewolucji 2011 r. W lipcu 2013 wojsko w Egipcie obalilo go i zaprowadziło krwawą dyktaturę. Nie spotkało się to z żadnymi głosami potępienia ze strony “obrońcow praw człowieka” na Zachodzie.
Co wiecej w tym samym 2013 roku próbowano obalić takze Erdogana, wykorzystując lokalny konflikt o zabudowę parku Gezi. Nie powiodło się to jednak. W roku 1991 w Algierii wojsko obaliło demokratycznie wybrany, umiarkowanie muzułmański, rząd tego kraju, również przy aprobacie Zachodu. Efektem była długotrwała wojna domowa. Za poparciem Zachodu dla al-Sisiego stoi zapewnie Izrael. Obawiał się on, że Mursi będzie wspólpracował z Palestyńczykami.
Jeszcze większą obawę budziła możliwość powtórzenia przez Egipt oraz inne kraje arabskie sukcesu Turcji. Dopóki w tych państwach toczą się wojny domowe lub rzadzą dyktatury i zmurszałe monarchie, żadna większa potęga się tam nie zrodzi. Izrael oraz Zachód mogą spać spokojnie. Oczywiście, zawsze może się zdarzyć coś nieoczekiwanego, takiego jak tegoroczna inwazja migrantów. Powstanie naprawdę silnych i niezależnych państw Bliskiego Wschodu byłoby na dłuższą metę znacznie groźniejsze.
Dodaj komentarz