Przedstawiciel tak zwanych katolików „ podstępowych”, pan Konrad Sawicki wystąpił ostatnio w obronie bazarowej tęczy szpecącej przez dłuższy czas Plac Zbawiciela. Pan Sawicki powołał się na Księgę Rodzaju, w której tęcza jak pamiętamy została nazwana znakiem przymierza. Sakralny temat nie czyni jednak odpustowej szmiry dziełem sztuki. Gdyby tak było muzea zapełnione byłyby pod sufit jarmarcznymi bohomazami. A przecież sama Matka Boska ukazała się podobno jej niestrudzonemu malarzowi Janowi Styce mówiąc : „Ty Styka przestań malować mnie na kolanach. Namaluj mnie wreszcie dobrze. ”
Tęcza zawłaszczona przez środowiska LGBT to nie pierwszy symbol kultury unieważniony przez niewłaściwe użycie. Najlepszym przykładem zjawiska unieważnienia czy wręcz splugawienia symbolicznego znaku jest swastyka. Na temat swastyki można napisać grubą księgę nie wyczerpując jej wszelkich znaczeń. Była związana z kultami solarnymi, była symbolem płodności, emblematem bogini Kali. Swastyką znakował szlaki w Tatrach Mieczysław Karłowicz. Pamiętam te zatarte znaki na Małym Kościelcu. Potem zniknęły, pamięć Karłowicza musiała przegrać z pamięcią zbrodni III Rzeszy. Hitler i jego III Rzesza zawłaszczając ten znak wykreślili go raz na zawsze z rejestru dóbr kultury. Nikomu nie przyszłoby również do głowy posługiwać się dzisiaj szlachetnym znakiem sierpa zawłaszczonym przez komunę i zohydzonym przez jej zbrodnie. Zauważmy, że temat sierpa przestał pojawiać się w malarstwie po 1917 roku. A wcześniej pojawiał się bardzo często. Mogę podać liczne przykłady. Choćby Żniwa – obraz z 1911 roku Włodzimierza Tetmajera, który można obejrzeć w Muzeum Narodowym czy Żniwiarki Kanuty Rusieckiego z 1844 roku do obejrzenia w Litewskim Muzeum Sztuki w Wilnie. Wyjątkiem jest obraz Vlastimila Hofmana z 1923 roku przedstawiający żniwiarki. Na obrazie tym widzimy dwie dziewczyny w ludowych strojach. Jedna całuje czy wręcz liże sierp, a na głowie ma wyraźne rogi utworzone z włosów. Obraz jest w rękach prywatnych więc można zobaczyć tylko jego reprodukcję. Trudno ustalić co właściwie Hofmanowi chodziło po głowie.
Innym ciekawym zjawiskiem są literackie hipostazy . Obrazy nieistniejących zjawisk tak sugestywne, że wchodzą do zbiorowej świadomości jako fakty i tak są traktowane. Jedną z takich hipostaz jest obraz karuzeli na placu Krasińskich, który pojawił się w dyskusjach po opublikowaniu wiersza Czesława Miłosza pod tytułem Campo di Fiori opisującego ludzi bawiących się wesoło na karuzeli w takt salw dochodzących zza murów płonącego getta. Nie wiem na czyje zamówienie Miłosz napisał ten wiersz. Być może z potrzeby serca. Natomiast fakty trudno ustalić. Są świadectwa osób, które pamiętają rozbawiony tłum i wirującą karuzelę. Tak się składa, że byli to ludzie określonej opcji politycznej- Leszek Kołakowski, Irena Sendlerowa, Jerzy Andrzejewski. Istnieją również spisane wspomnienia tych, którzy widzieli w tamtych dniach karuzelę nieczynną. Byli to Stanisław Soszyński, Stefan Bratkowski, Ryszard Matuszewski. Profesor Szarota stwierdził pojednawczo, że karuzele były dwie – jedna nieczynna, a druga działająca. Godna zaufania osoba z mojej rodziny, mieszkająca w pałacu Krasińskich twierdziła, że nie było żadnej czynnej karuzeli. Stanisław Soszyński ostatecznie uznał, że „karuzelę ustawiono wprawdzie według planów okupanta, ale zgodnie z lokalizacją wskazaną przez władze Polski Podziemnej. Miała stać blisko (…) getta celem ułatwienia kontaktów” (fragment listu ogłoszonego w1993 roku na łamach „Życia Warszawy”). Jaka jest prawda -nie wiadomo.
Jeszcze bardziej charakterystyczna jest sprawa Kapuścińskiego i jego powieści pod tytułem „Cesarz” konstruującej niezwykle sugestywny i zupełnie fałszywy obraz dworu cesarza Haile Selassie. „Cesarz” był traktowany przez klakierów Kapuścińskiego jako parabola tyranii. Nie przyszło im do głowy, że Kapuściński był wysłannikiem innej tyranii i że realizował jej dalekosiężne plany. Kapuściński utrzymywał najpierw, że „Cesarz” jest reportażem, potem bronił się, że jest to reportaż fabularyzowany. Był to jednak tylko zbiór kłamstw i nonsensów. Nawet niezwykle zabawny obraz cesarskich piesków sikających na buty oficerów był czczym wymysłem autora. Autor traktowany w Polsce jako ikona dziennikarstwa był jak się okazało pospolitym kłamcą wykorzystującym przy tym swoje agenturalne powiązania. Po ujawnieniu agenturalnej roli Kapuścińskiego podniosły się głosy, że bez daniny serwilizmu z jego strony jaką było donosicielstwo świat zostałby pozbawiony niezwykłych dzieł. Trudno o większą naiwność. Teksty Kapuścińskiego powinny być omawiane na wydziałach dziennikarstwa jako przykład sprzeniewierzenia się etosowi tego zawodu. Kapuściński jak wielu jego kolegów walczył po prostu piórem o wygodne życie. I to w zasadzie wszystko tłumaczy. Bardziej niepokojący jest fakt, że istnieją pożyteczni idioci, którzy traktują obraz świata powstały w deformującym lustrze czyjejś kłamliwej wyobraźni jako obraz prawdziwy .
Następnym przykładem zakłamywania rzeczywistości przez spaczoną wyobraźnię był serial „ Boża Podszewka” w reżyserii Izabeli Cywińskiej. Serial powstał na podstawie powieści Teresy Lubkiewicz-Urbanowicz, która podobno napisała tę książkę z autopsji. Szczerze współczuję pani Lubkiewicz choć trudno mi uwierzyć, żeby jej kresowa rodzina realizowała standardy klasycznego wielkomiejskiego menelstwa. Sądzę, że pani Lubkiewicz nie wyrosła z mentalności nastolatki, która oskarża rodzinę o całe zło świata i swoje niepowodzenia życiowe, natomiast Cywińska przypisująca ziemiaństwu kresowemu pijaństwo i rozpasanie erotyczne przenosi na Kresy prymitywne obyczaje środowiska, w którym spędziła większość życia, to znaczy partyjnej lumpeninteligencji.
Czesław Miłosz i Leszek Kołakowski widzieli karuzelę niewidoczną dla innych oczu. Izabela Cywińska konsekwentnie popierała Bronisława Komorowskiego. Czas na pytanie filozoficzne. Czy Leszek Kołakowski gdyby żył też popierałby Komorowskiego?
Tekst drukowany w ostatnim numerze Warszawskiej Gazety
Hipostazy w rozumieniu innym niż u Plotyna, to również przedmioty, wydarzenia fikcyjne uznane za istniejące. W dzisiejszym świecie największym ich producentem są media… one również potrafią ożywić nie jedną karuzelę, o jakiej wspomniała autorka.