– Ale ryba! – Młody rybak, dumny ze swojego trofeum, skakał na pomoście ze szczęścia.
– Ale ryba! – chodźcie zobaczyć!
Po chwili, pomost zadudnił szybkimi krokami ciekawskich.
– Fantastyczny okaz – powiedział kierownik, pochylając się nad wyłowioną sztuką. –Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Co to za ryba ? – spytał.
Rybak uśmiechnął się bezradnie. – Nie wiem, ja tylko tak… dla sportu…
– Panie Eugeniuszu – może pan zobaczy!?
Wyglądający na ponurego, siwy mężczyzna zbliżał się wolnym krokiem. Wszyscy zastygli w niemym skupieniu, czekając na to, co za chwilę powie pan Eugeniusz. Nikt tak jak on nie znał się na rybach.
Mężczyzna podszedł, stanął i spojrzał na miotający się w sieci okaz. Przez dłuższą chwilę milczał, wreszcie westchnąwszy ciężko, przemówił:
– To nie jest przecież ryba. To człowiek – dodał niskim głosem.
– Człowiek…?
– Co pan takie rzeczy, przed nocą, przy kobietach? – próbował zażartować kierownik. – Pewnie szczupak, nie…?
– Człowiek – powtórzył twardo pan Eugeniusz i odwróciwszy się odszedł szybkim krokiem.
– Rybak pobladł. Na pomoście zapanował rozgardiasz.
– Trzeba będzie wypuścić z powrotem – ktoś powiedział.
– Jeżeli to naprawdę człowiek to jakiś nienormalny. O…! patrzcie jak się bydle rzuca. Po co takiego żałować?
– Przecież to normalna ryba, ludzie!
– Nieprawda, pan Eugeniusz zna się na rybach!
– Na rybach to on się może i zna, ale na pewno nie na ludziach!
– Ja bym takiemu nie wierzyła. W zeszłym sezonie uwiódł mi córkę…
– Cisza!!! – wrzasnął kierownik – ja tu decyduję!
– Na co pan łapał ? – spytał groźnie rybaka.
– Ja… na przynętę… – niefortunny łowca pobladł jeszcze bardziej.
– Ale na co?!
– Właśnie na co? – Na co nabrałeś to stworzenie? Na żywca?
– Na pewno łapał na żywca. Takiego potwora tylko na żywca można złowić – warknął ratownik.
– Nie łowiłem na żywca… łowiłem na zwykła przynętę – tłumaczył się rybak.
– Kłamie! Człowieka tylko na drugiego można złowić, na nic więcej!
– Jezus Maria! – krzyknął ktoś.
– Ludzie, co wy… powariowaliście… – rybak był biały ze strachu. – Ja tylko…ko… tak… – bełkotał – dla sportu…
– Zabraniam panu łowić na terenie ośrodka – oświadczył kierownik – A wszystkich państwa proszę o opuszczenie pomostu – dodał zerkając łapczywie na wyłowioną sztukę.
– Ależ panie kierowniku…! – rozległy się protesty.
– Proszę się podporządkować! – przedyskutujemy te sprawę na jutrzejszym zebraniu. Dobranoc państwu!
Ludzie rozchodzili się niechętnie szepcząc między sobą.
Zapadła noc.
Nazajutrz rano, lodowata cisza… odebrała wszystkim mowę.
Ludzie chodzili tam i z powrotem pokazując na migi wschodzące Słońce.
_____________________________________________________________________
To moje stare opowiadanko postanowiłem zadedykować niektórym uczestnikom ostatnich burzliwych dyskusji. Na ewentualny zarzut, dlaczego im tak , a nam nie, odpowiadam: proszę sobie samemu złowić ;-)
_____________________________________________________________________
Grafika: projekcja 3D stworzona przez Laurę Jean Healey.
Kilka osób zapytało mnie “co poeta miał na myśli”.
“Ryba” jest alegorią, której sens jest związany z możliwościami ludzkiego poznania, ograniczonego realnym zasięgiem dobrej woli i potoczną bystrością umysłu.
Prawda jest “niedyskutowalna”, każdy kto ma oczy i chce zobaczyć, ten widzi, ale czy nie da się jej wyrazić w słowach? W Bożym języku na pewno. Na początku było Słowo i Słowo ciałem się stało. Tak?
Tak. W Bożym języku.