Był to drugi wykład z cyklu “Czy piękno zbawi świat?” /opis pierwszego jest /TUTAJ/. Odbył się on 1 czerwca 2015 r. w Sali Koncertowej Zamku Królewskiego w Warszawie. a jego tytuł to “Być komuś mistrzem w świecie sztuki”. Prelekcja zaczęła sie o 17:30 od zagajenia przedstawicielki organizatora, czyli Fundacji im. Andrzeja Markowskiego /słynnego dyrygenta/. Potem Marek Dyżewski zaczął jak zwykle od czasów antycznych.
Opisał pochodzenie słów pedagog i edukacja oraz zastanawiał się, czy kształcenie artystów w ogóle jest możliwe. Jesli bowiem, tak jak Homer w Iliadzie uznamy, ze to bóstwo przemawia przez artystę, to żadne wykształcenie tej “iskry bożej” nie zastąpi. Niemniej od zawsze jedni artyści i pedagodzy kształcą innych. Potrzebne są bowiem odpowiednie warunki do tego by czyjś talent się ujawnil.
Dyżewski przypomniał tu, że Arystoteles był uczniem Plarona, a ten z kolei – Sokratesa. Stwierdził, iż dobry mistrz nie powinien ksztaltować ucznia na swoje podobieństwo, lecz pomagać ujawnić się jego indywibualnym cechom. Podawał liczne przykłady dobrych i złych mistrzow.
Opisał, jak Krystian Zimerman uczyl się przez 12 lat u Andrzeja Jasińskiego zanim wygrał Konkurs Chopinowski. Później mówił o Nadii Boulanger i Oliviera Messiaena. Ta pierwsza miała wielu uczniów, ale wszyscy oni nosili na sobie łatwo zauważalne piętno jej osobowości. Messiaen miał mniej podopiecznych, ale byli wsrod nich tak oryginalni artyści jak Pierre Boulez, czy Karlheinz Stockhausen.
Twierdził też, iż nauka nie może trwać za długo. Uczniów należy odblokowywać, a nie hamować ich rozwój. Podał przykład nauczyciela Yehudi Menuhina, który po cztereh latach uznał, ze niczego juz nie moze nauczyć młodego skrzypka i skierował go do Berlina do innego pedagoga.
Omawial tez przykłady negatywne, poczynając od kowala z noweli Prusa “Antek”, ktory wyrzucił zdolnego terminatora z kuźni, gdyż ten zbyt szybko nauczyłby się zawodu. Dyżewski nie ograniczał sie, jak widać, do przykładów z dziedziny muzyki. Opisywał rysownika Dobkowskiego, który studiowal u malarza Jana Cybisa. Wykonywal on posłusznie ćwiczenia zalecane przez mistrza, a polegajace na wiernym naśladowaniu jego stylu. Wieczorem natomiast robił zupełnie co innego, szukajac własnych srodków wyrazu. Dyżewski stwierdził, ze taka schizofrena jest szkodliwa.
Przytoczył też całe mnóstwo podobnych przykładów z różnych dziedzin sztuki. Podkreślał wielkąą odpowiedzialność mistrza. Jeśli bowiem namaluje on marny obraz lub skomponuje nieudany utwor muzyczny, to zawsze można to poprawić. Gdy jednak zmarnuje kilka lat zycia swego ucznia, lub wręcz zaprzepasci jego talent – odrobic tego juz się nie uda.
Ostatnią częśc swojej prelekcji Dyżewski poświęcił “sztafecie pokoleń”. Ma ona miejsce, gdy wybitny artysta kształci następnego, a ten jeszcze następnego itd… Podał wiele tego przykładów /podobne zjawisko występuje też w nauce, np. w matematyce/. Kształcić mogą tez dawno zmarli mistrzowie poprzez swoje dzieła. Podal przykład młodego pianisty ćwiczącego etiudę Szopena i doskonalącego jej wykonanie. To tak jakby sam Szopen prowadził jego rękę.
Wykład trwal do 19:15. Ilustrowany był muzyką Szopena, etiudami, mazurkami i balladami /m.in. w wykonaniu Krystiana Zimermana/. Filmowali go: Grzegorz Kutermankiewicz z portalu Solidarni 2010.pl oraz p. Zakrzewski z telewizji kablowej na Mokotowie.
Trzeci i ostatni wykład z cyklu “Czy piękno zbawi świat” odbędzie się 15 czerwca 2015 o 17:30 w Sali Koncertowej Zamku Królewskiego w Warszawie
Dodaj komentarz