Słowo Boże na dziś – 8 lutego 2015 r. – V Niedziela Zwykła –

V NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

PIERWSZE CZYTANIE (Hi 7,1-4.6-7)

Marność życia ludzkiego

Czytanie z Księgi Hioba.

Job przemówił w następujący sposób:
„Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty. Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki.
Położę się, mówiąc do siebie: «Kiedyż zaświta i wstanę?» Lecz noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku.
Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna”.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 147A,1-2.3-4.5-6)

Refren: Panie, Ty leczysz złamanych na duchu.

Chwalcie Pana, bo dobrze jest śpiewać psalmy Bogu, *
słodko jest Go wychwalać.
Pan buduje Jeruzalem, *
gromadzi rozproszonych z Izraela.

On leczy złamanych na duchu *
i przewiązuje im rany.
On liczy wszystkie gwiazdy *
i każdej nadaje imię.

Nasz Pan jest wielki i potężny, *
a Jego mądrość niewypowiedziana.
Pan dźwiga pokornych, *
karki grzeszników zgina do ziemi.

DRUGIE CZYTANIE (1 Kor 9,16-19.22-23)

Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii

Czytanie z Pierwszego listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian.

Bracia:
Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii.
Gdybym to czynił z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza. Jakąż przeto mam zapłatę? Otóż tę właśnie, że głosząc Ewangelię bez żadnej zapłaty, nie korzystam z praw, jakie mi daje Ewangelia.
Tak więc nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam. Dla słabych stałem się jak słaby, aby pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.

Oto słowo Boże.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 8,17)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

Jezus wziął na siebie nasze słabości
i nosił nasze choroby.

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 1,29-39)

Jezus uzdrawia i wypędza złe duchy

Słowa Ewangelii według świętego Marka.

Jezus po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On zbliżył się do niej i ująwszy ją za rękę podniósł. Gorączka ją opuściła i usługiwała im.
Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.
Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: „Wszyscy Cię szukają”. Lecz On rzekł do nich: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Oto słowo Pańskie.

***************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

 Większa gorliwość

Gdy teściowa Szymona została uzdrowiona, zaczęła usługiwać Jezusowi i apostołom. Nie pozostała bierna, ale natychmiast powróciła do codziennych życiowych obowiązków. Każdy, kto spotkał Jezusa na swojej drodze, kto doświadczył Jego zbawiającej łaski, zaczyna rozumieć, że odpowiedzą ma Jego miłość będzie zawsze większa gorliwość w wypełnianiu przykazania miłości Boga i bliźniego. Po owocach poznaje się, czy dane dzieło jest Boże. Owocem prawdziwego spotkania z Jezusem jest zawsze wdzięczność, wyrażona w postawie służby. Mąż gorliwiej stara się kochać żonę, a żona męża. Dzieci z większym szacunkiem patrzą na rodziców, a rodzice stają się lepsi dla swoich dzieci. Nasze życie nabiera nowej jakości.

Panie, Ty uzdrowiłeś teściową Szymona, aby z większą gorliwością mogła służyć swoim najbliższym. Umocnij mnie, abym z większym oddaniem potrafił służyć ludziom, do których mnie posyłasz.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”

Autor: ks. Mariusz Krawiec SS

Edycja Świętego Pawła

 ******

Strach czy Miłość?

paulusorgpl

paulusorgpl
http://youtu.be/-GsSmvc-IiE
*****

 

Wprowadzenie do liturgii

 PERSPEKTYWY

Raz po raz przekonujemy się o tym, jak bardzo trudne jest życie. Jednak pesymizm, jaki rodzi zetknięcie się z cierpieniem i śmiercią, nie jest do końca uzasadniony. Wierząc, wiemy, że jest Ktoś, na Kogo możemy zawsze liczyć.

Skargę Hioba na marność życia, przemijania i beznadziei podzielają miliony ludzi na świecie, którzy codziennie walczą o przetrwanie. Zmagają się z upokarzającą nędzą, chorobami, śmiercią, wrogością i odrzuceniem ze strony innych. Cierpieniem spowodowanym brakiem poczucia sensu życia. Doczesność boleśnie rozczarowuje i męczy (I czytanie). Boli nas brak miłości, samotność nawet w rodzinie; pustka, której nie potrafią wypełnić drobiazgi i drobne satysfakcje. Czy w ostateczności Hiob ma rację? Czy mamy prawo ulegać tak wielkiemu pesymizmowi?
W naszych życiowych dramatach nie pozostajemy jednak sami. Na kogo możemy liczyć? Na Pana Jezusa, któremu nie jesteśmy obojętni. „Wszyscy Cię szukają” ‒ mówi dzisiejsza Ewangelia. Szukajmy Go również i my. Idźmy do Niego z naszą gorączką, obolałym sercem, niepewnością i lękami, pragnieniem miłości i akceptacji. Wiara upewnia nas, że On jest Bogiem dającym nowe perspektywy. „On leczy złamanych na duchu i przewiązuje im rany” (Psalm). Możemy Mu całkowicie zaufać. Chociaż nie zawsze zdejmie krzyż z naszych barków, to zawsze da siłę do jego dźwigania.
Nie tylko żyjmy nadzieją, którą daje nam wiara, ale jak św. Paweł stańmy się jej głosicielami. Stańmy się „słabi dla słabych” (II czytanie), aby pomóc im odnaleźć się w trudnych sytuacjach. Bądźmy świadkami Bożej nadziei. To nasze życiowe zadanie.

ks. Zbigniew Sobolewski

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/904

Liturgia słowa

Pełne udręki i trudów jest ludzkie życie. Nie widząc nieraz wyjścia z ciężkiej sytuacji, człowiek szuka pomocy i oparcia u Chrystusa. Podobnie czynili współcześni Mu ludzie. „Wszyscy Cię szukają” – zwraca się Szymon do Pana Jezusa w dzisiejszej Ewangelii, także i w naszym imieniu. Prośmy o to, abyśmy nigdy nie zaprzestali zbawiennego dla nas poszukiwania Boga.

PIERWSZE CZYTANIE (Hi 7,1-4.6-7)

Boleśnie doświadczony przez Boga Hiob ukazuje marność i nędzę ludzkiego życia. Zdobywając się na modlitwę, stawia Bogu, podobnie jak niejednokrotnie my sami, pytanie o sens cierpienia i ludzkiej egzystencji. Pełną odpowiedź na Hiobowe pytanie odnaleźć można tylko w cierpiącej i ukrzyżowanej miłości Jezusa.

Czytanie z Księgi Joba
Job przemówił w następujący sposób:
«Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty. Zyskałem miesiące męczarni, przeznaczono mi noce udręki.
Położę się, mówiąc do siebie: „Kiedyż zaświta i wstanę?”. Lecz noc wiecznością się staje i boleść mną targa do zmroku.
Czas leci jak tkackie czółenko i przemija bez nadziei. Wspomnij, że dni me jak powiew. Ponownie oko me szczęścia nie zazna».

PSALM (Ps 147A,1-2.3-4.5-6)

Wielkie są dobrodziejstwa Pana Boga dla wybranych: pomaga w powrocie z niewoli i w odbudowaniu świętego miasta Jeruzalem, leczy, troszczy się o swój lud. Jest Panem całego świata, posiadającym potęgę i mądrość, pragnącym zbawienia dla wszystkich. Takiemu Bogu śpiewamy nasz hymn uwielbienia: Chwalmy Pana, czyli Alleluja.

Refren: Panie, Ty leczysz złamanych na duchu.
lub: Alleluja.

Chwalcie Pana, bo dobrze jest śpiewać psalmy Bogu, *
słodko jest Go wychwalać.
Pan buduje Jeruzalem, *
gromadzi rozproszonych z Izraela. Ref.

On leczy złamanych na duchu *
i przewiązuje im rany.
On liczy wszystkie gwiazdy *
i każdej nadaje imię. Ref.

Nasz Pan jest wielki i potężny, *
a Jego mądrość niewypowiedziana.
Pan dźwiga pokornych, *
karki grzeszników zgina do ziemi. Ref.

DRUGIE CZYTANIE (1Kor 9,16-19.22-23)

Głoszenie Ewangelii jest dla św. Pawła nie tylko chlubą, lecz nade wszystko obowiązkiem, powierzonym mu przez samego Pana. Apostoł czyni to całkowicie bezinteresownie, nie korzystając nawet z przywilejów, jakie związane są z dziełem ewangelizacji. Jego zapłatą jest to, że stał się wszystkim dla wszystkich.

Czytanie z Pierwszego Listu świętego Pawła Apostoła do Koryntian
Bracia:
Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii.
Gdybym to czynił z własnej woli, miałbym zapłatę, lecz jeśli działam nie z własnej woli, to tylko spełniam obowiązki szafarza. Jakąż przeto mam zapłatę? Otóż tę właśnie, że głosząc Ewangelię bez żadnej zapłaty, nie korzystam z praw, jakie mi daje Ewangelia.
Tak więc nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich, aby tym liczniejsi byli ci, których pozyskam. Dla słabych stałem się jak słaby, aby pozyskać słabych. Stałem się wszystkim dla wszystkich, żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych. Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 8,17)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Jezus wziął na siebie nasze słabości
i nosił nasze choroby.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA (Mk 1,29-39)

Jezus leczący chorych, wypędzający złe duchy, zabraniający rozgłaszania wiadomości o tym, kim jest, głoszący Dobrą Nowinę, będący nieustannie wśród ludzi – oto jeden obraz naszego Zbawiciela. Splata się on z innym obrazem – Jezusa udającego się na miejsce pustynne, aby w ciszy modlić się, aby rozmawiać z Ojcem.

Słowa Ewangelii według świętego Marka
Jezus po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On zbliżył się do niej i ująwszy ją za rękę, podniósł. Gorączka ją opuściła i usługiwała im.
Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.
Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: «Wszyscy Cię szukają». Lecz On rzekł do nich: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem». I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/904/part/2

Katecheza

Beatlesi – zagrożenie duchowe

BEATLESI – ang. The Beatles. Zespół rockowy z Liverpoolu, istniejący od 1960 r. (od 1957 r. nosił nazwę The Quarrymen) do 1970 r. Uznany za najbardziej popularny zespół muzyczny wszech czasów. W historii amerykańskiej fonografii nikt nie sprzedał więcej płyt niż oni. Oblicza się, że pod koniec lat 90. XX w. została sprzedana miliardowa płyta Beatlesów. Na koncertach zespołu dochodziło do zbiorowej histerii, co świadczyło o ich ogromnym wpływie na słuchaczy. Zjawisko to nazwano beatlemanią. Swój pierwszy album, Please Please Me, Beatlesi nagrali w lutym 1963 r., a kompozycja Johna Lennona pod tym samym tytułem stała się ich pierwszym hitem.
Przełomowym rokiem dla zespołu okazał się 1966, gdy Lennon w wywiadzie udzielonym 4 marca tego roku gazecie „Evening Standard” stwierdził: „Chrześcijaństwo przeminie. (…) Jesteśmy bardziej popularni od Jezusa”. W Stanach Zjednoczonych słowa te wywołały falę ostentacyjnego palenia płyt zespołu. Pojawiły się pogróżki oraz krzyki protestu na koncertach. 29 sierpnia tego samego roku w San Francisco zespół zagrał ostatni swój koncert, a później skupił się na działalności studyjnej.
John Lennon (w wieku 17 lat przyjął sakrament bierzmowania) jest autorem piosenki nazwanej ewangelią ateistów, która nosi tytuł Imagine. Kolejnym wyrazem jego kontestacji chrześcijaństwa była książka skierowana głównie przeciw Kościołowi katolickiemu ‒ A Spaniard in the Works (Hiszpan w warsztacie). Lennon w karykaturalny sposób przedstawia w niej Jezusa jako El Pitico, „pożerającego czosnek, śmierdzącego, brudnego, faszystowskiego, katolickiego Hiszpana z nieprawego łoża”. Członek zespołu The Beatles, Ringo Starr, zaprzeczył, jakoby był przeciwko Chrystusowi, ale powiedział, że jest przeciwko chrześcijaństwu i papieżowi.
W repertuarze zespołu, jak to było wówczas powszechne wśród popularnych muzyków, znalazły się teksty wyrażające bunt przeciw moralności i tradycyjnym obyczajom. Pierwszą piosenką w stylu snu narkotycznego był utwór Raining. Jej kompozytorem był John Lennon (The Beatles, Revolver, EMI, 1966). Dalsza działalność zespołu dostarczyła wielu przykładów podejmowania podobnych tematów w związku ze wschodnim mistycyzmem, doznaniami psychodelicznymi, śmiercią, potrzebą ucieczki (np. Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band, EMI, 1967; Yellow Submarine, EMI, 1969).
Nadzieje fanów na reaktywację zespołu zostały rozwiane zastrzeleniem Johna Lennona przez szaleńca 8 grudnia 1980 r. w Nowym Jorku.

Ks. Andrzej Zwoliński, Mały leksykon zagrożeń duchowych, Częstochowa 2014. 

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/904/part/3

Rozważanie

 Jezus udał się na miejsce pustynne i tam się modlił. (Mk 1, 35)

Podziwiany przez tłum, poszukiwany przez żądnych sensacji gapiów, uwielbiany przez uzdrowionych, potępiany przez faryzeuszów Jezus ucieka od otaczającego Go zewsząd zgiełku. Ucieka na pustynię, aby się modlić, aby wsłuchać się w głos Tego, który Go posłał. Miejsce pustynne gwarantowało Mu ciszę, samotność, poczucie intymności i bliskie spotkanie z Ojcem. Pustynia pozwala zatrzymać się, wyciszyć, pomaga przenieść się w nadprzyrodzony wymiar kontemplacji Boga. Czas pustyni jest czasem spotkania z Bogiem i samym sobą. Jest to czas powrotu do Ojca, czas ponownego odkrywania Jego miłości. Tam o wiele łatwiej doświadczyć Jego obecności, odczytać Jego wolę i poznać Jego miłosierdzie. Czas pustyni dany jest każdemu, kto pragnie pogłębić swoją więź z Jezusem, kto chce wrócić do Niego, kto chce powierzyć Mu swoje problemy, kto szuka przebaczenia. Idź i ty na miejsce pustynne – nie bój się spotkania z sobą samym, nie bój się spotkać Boga twarzą w twarz!

Rozważania zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/904/part/4

„Jak trwoga, to do Boga” – kwitujemy czasem postawę kogoś, kto przypomina sobie o Bogu tylko w nieszczęściu. Jednak w dzisiejszej Ewangelii Jezus uzdrawia wielu chorych i opętanych, nie pytając o niczyją dojrzałość ani czystość motywacji. „On leczy złamanych na duchu i przewiązuje im rany” – śpiewamy w psalmie. I tylko świadectwo św. Pawła, oddającego całe życie dla Ewangelii, czy uzdrowionej teściowej Piotra, która służy innym, uświadamia nam, że prawdziwe spotkanie z miłością Boga domaga się od nas odpowiedzi.

Mira Majdan, „Oremus” luty 2009, s. 36

 

„Na to wyszedłem”

Ewangelia dzisiejsza ukazuje pewien drobny epizod z życia Jezusa, który jednak rzuca światło na całe Jego zbawcze posłannictwo. Jest to bardzo ważne, aby uchwycić sens i cel tego posłannictwa, gdyż tylko wtedy będziemy potrafili w sposób świadomy współuczestniczyć w dziele Jezusa. W przeciwnym razie nasze dążenia rozminą się z oczekiwaniami i wolą Bożą: doznamy zawodu, a Bóg nie będzie mógł nam pomóc, gdyż nie potrafimy odpowiedzieć ani podjąć Jego zamiarów.

Cóż jednak takiego ważnego wydarzyło się w Kafarnaum? Otóż po tym „mocnym” kazaniu w Synagodze i uzdrowieniu opętanego, Jezus poszedł do domu Szymona i Andrzeja. Nie były to tylko takie zwykłe, grzecznościowe odwiedziny. Jezus chciał się spotkać osobiście ze swoimi najbliższymi uczniami i to w ich własnym domu. To był istotny element metody ewangelizacyjnej Jezusa: nie tylko głosić płomienne kazania do wielkich, anonimowych tłumów, ale także wchodzić w bliskie, osobiste więzi. A cóż daje lepszą okazję do nawiązywania takich kontaktów, jak nie właśnie wizyta w domu?

Oto dlaczego Kościół w Polsce przywiązuje tak wielką wagę do odwiedzin kolędowych: wtedy księża mają okazję spotkać się ze swoimi parafianami we własnych domach. Zobaczyć i „pomieszkać” – chociaż przez chwilę pod czyimś dachem, to znaczy poznać człowieka, zrozumieć go, zobaczyć jego środowisko, wpływy, którym ulega, warunki, jakie go kształtują. Takiej praktycznej i bezpośredniej wiedzy nic nie zastąpi, nawet najlepsza ankieta personalna. Pamiętamy, że najpierw Jezus zaprosił Piotra i Andrzeja do siebie, a teraz przyszedł do nich. Odtąd stali się sobie naprawdę bliscy.

Może lepiej docenimy teraz wagę naszego osobistego spotkania z Chrystusem, i to właśnie w formie odwiedzin: w każdej chwili możemy złożyć Jezusowi wizytę w Jego Domu – kościele i zaprosić go do siebie, i to nie tylko z okazji kolędy.

Jezus nigdy nie przychodzi z pustymi rękami. Wtedy, w Kafarnaum, przyszedł z darem zdrowia. Dziś przynosi nam przebaczenie, pojednanie, pokój, akceptację, radość, nadzieję. Wystarczy tylko z zaufaniem przyjąć Go pod swój dach i bez lęku pozwolić chwycić się za rękę.

Ale myli się ten, kto sądzi, że Jezus przyszedł wyręczać służbę zdrowia. Często jesteśmy skłonni tak właśnie traktować Jezusa: zawiedli lekarze, zielarze, różdżkarze, no to może by jeszcze spróbować księdza z Olejami? Takie jednostronne, „ratunkowe” rozumienie misji Jezusa pojawiło się już wtedy: gdy ludzie dowiedzieli się, że Jezus uzdrawia, natychmiast rzucili się Niego. Oczywiście nie ma się co dziwić i Jezus także się nie dziwił, tylko leczył wszystkich po kolei. Ale zarazem doskonale rozumiał niebezpieczeństwo, jakie kryło się w takim traktowaniu Jego misji. Uzdrowienia fizyczne, których dokonywał, miały być jedynie przekonującym znakiem uzdrowień duchowych, wyzwolenia już nie tylko z mocy chorób ciała, ale przede wszystkim z mocy zła, z duchowej choroby grzechu. Dlatego w swojej posłudze wobec udręczonych i cierpiących, najchętniej i najczęściej wypędzał z człowieka złe duchy.

Ale nocą, jeszcze przed świtaniem, wymykał się na osobność, aby się modlić. Wiedział, że tylu jest jeszcze nieuzdrowionych, że tylu cierpi, że tylu już schodzi się do Niego różnymi drogami ze swoimi bolączkami, że tylu przecież cierpi po dziś dzień, na całym świecie – a jednak usuwał się w cień, aby trwać na modlitwie. Czy to znaczy, że Jezus nie chce pomagać? Że nie przejmuje się naszymi troskami? Że nie obchodzą Go nasze choroby?

„Ależ zrozumcie: nie na to wyszedłem – tłumaczył swoim uczniom – Zostałem posłany, aby nauczać, aby objawić wam prawdę, Dobrą Nowinę. To prawda was wyzwoli i uzdrowi. Tylko nie bójcie się jej przyjąć! Zaufajcie mi!”

Ks. Mariusz Pohl

 

Rzeka łez

Na ziemi jest wiele źródeł drogocennej wody. Gdyby wyschły, życie na ziemi dość szybko uległoby zniszczeniu. Źródła dają wodę słodką potrzebną do życia na lądzie stałym. Człowiek odruchowo zaczyna dziękować Stwórcy za ten zdumiewający cud natury, sekunda po sekundzie ubogacający ziemię. Źródło dające wodę życia zbliża do Boga.

Inaczej jest, gdy stajemy przy człowieku, który płacze. Jego cierpiące serce jest źródłem łez, które wypływają przez oczy. Płaczących na ziemi jest tak wielu, że gdyby ich łzy połączyć, popłynęłaby wielka rzeka. To źródło rzadko zbliża do Boga, ono znacznie częściej oddala od Niego. Ono rodzi pytanie: Czy ten świat w ogóle jest dziełem Boga, skoro w nim, pokolenie po pokoleniu, płynie rzeka ludzkich łez? Czy Dobry Bóg mógł zgodzić się na taką rzekę?

Właśnie nad brzegiem tej rzeki została napisana jedna z najbardziej wstrząsających Ksiąg Starego Testamentu — Księga Joba. To w niej autor rzuca w stronę Boga pytania pełne bólu i buntu. Mocuje się z nimi i często przyznaje, iż jest bezradny. Każdy, kto stanął nad rzeką łez lub usiłował wysuszyć jej źródła, czyli uspokoić serce płaczące, z łatwością odnajduje się w przeżyciach bohaterów Księgi Joba.

Znał tę Księgę również Jezus, Syn Boga, który przybył na ziemię z krainy wolnej od łez. Stanął nad naszą rzeką łez i długo rozmawiał z Ojcem na temat sensu jej istnienia. Otarł łzy kilkudziesięciu, może kilkuset osób usuwając swą cudowną mocą ich nieszczęście. Wiedział jednak, że celem Jego przyjścia na ziemię bynajmniej nie było osuszenie wszystkich źródeł łez i zlikwidowanie tej strasznej rzeki, która zda się dowodzić, że to nie Dobry Bóg jest stwórcą ludzkiej rodziny.

Sam zapłakał i powiększył wody tej rzeki o swoje łzy. Trudno przypuszczać, by nie płakał jako niemowlę, które płaczem sygnalizuje swe potrzeby. Ewangeliści zanotowali, że płakał razem z Marią podchodząc do grobu jej brata i płakał widząc przyszłe zniszczenie Jerozolimy. To były łzy Jego zranionej miłości. Syn Boga nie tylko nie wysuszył źródeł łez na ziemi, ale sam stał się jednym z nich. Chciał, by Jego bracia nie wstydzili się łez i by umieli płakać.

Dla nas żyjących według prawa: przyjemności — tak, cierpienie — nie, zachowanie Syna Bożego na ziemi jest zupełnie niezrozumiałe. Dla Niego zaś, żyjącego według zasady: miłość — tak, nienawiść — nie, cierpienie jest normalnym odruchem ludzkiego serca. W świecie ostrego zmagania miłości z nienawiścią, życia ze śmiercią, wieczności z doczesnością, cierpienie jest nieuniknione. Skoro Syn Boga zdecydował się na życie w naszym świecie, musiał powiększyć płynącą w nim rzekę łez. Uświęcił w ten sposób wszystkie wody tej rzeki i nadał im tajemniczy sens. Dla nas, zamkniętych w doczesności, sens ten jest wciąż ukryty. W oczach Boga ta właśnie rzeka jest najbardziej urodzajną rzeką ziemi. To w niej dokonuje się oczyszczenie i ożywienie wielu.

Chrześcijanin musi mieć odwagę podejść z autorem Księgi Joba nad rzekę łez płynącą po naszym globie, a kiedy już usłyszy i zrozumie słowa jego narzekania i buntu, musi mieć odwagę podejść do Chrystusa i razem z Nim zapłakać sercem, które kocha. Dopiero wówczas potrafi odkryć wartość łez i tajemniczy sens rzeki łez odradzającej ludzkiego ducha.

Ks. Edward Staniek

 

Lekarz przyjacielem chorych

Mieszkańcy Kafarnaum nie dostrzegali w Chrystusie ani „Umiłowanego Syna Bożego”, ani „Świętego Bożego”, lecz genialnego lekarza. Przynosili zatem do Niego wszystkich chorych, a On ich uzdrawiał. Jezus miał władzę nad wszelką niemocą i żadna choroba nigdy nie była ani nie jest dla Niego problemem. Uzdrawiał, ale nie chciał, by ludzie potraktowali Go wyłącznie jako lekarza. Nie przyszedł na ziemię, by leczyć choroby, lecz by prawdziwie uszczęśliwić człowieka.

Zdrowie jest ważnym elementem szczęścia doczesnego, ale wcale nie najważniejszym. Jest wielu ludzi zdrowych o pięknym ciele, a zarazem rozpaczliwie nieszczęśliwych. I odwrotnie są ludzie kalecy, cierpiący a równocześnie autentycznie szczęśliwi. Nie można zatem szczęścia budować na zdrowiu, bo ono nie jest jego fundamentem.

Drugi aspekt jest jeszcze ważniejszy. Z tego, że ktoś jest zdrowy, wcale nie wynika, że jest człowiekiem dobrym. Zdrowie nie ma żadnego związku z dobrocią ludzkiego serca. Można spotkać ludzi kalekich o kryształowym sercu i okazy tryskające zdrowiem o sercu tyrana. Ewangelie nawet nie wspominają o dalszych losach cudownie uzdrowionych przez Jezusa. Z tego, że wrócili do zdrowia, wcale nie wynika, że stali się lepsi. Przykład dziesięciu trędowatych, z których tylko jeden przyszedł podziękować Chrystusowi za uzdrowienie, mówi aż nazbyt jasno, że zdrowie nie wpływa na to, by serce stało się lepsze. Szczęście zaś człowieka związane jest ściśle z dobrocią jego serca.

W tej sytuacji Chrystus dysponując władzą leczenia wszelkich chorób, rzadko z niej korzystał. Zgodził się natomiast na przyjęcie cierpienia, by mógł być przyjacielem wszystkich cierpiących. Mając bowiem na uwadze serce człowieka, postanowił ubogacić je swoją przyjaźnią. Szczęśliwe serce potrafi udźwignąć ciężar cierpienia czy kalectwa.

Upływają wieki. Kościół prowadzi dalej zbawczą misję Jezusa. Rzadko pojawiają się charyzmatycy, wyposażeni w dar uzdrawiania chorych. Dziś Chrystus równie skąpo szafuje tym charyzmatem, jak w czasie swego publicznego działania. Ciągle natomiast ofiaruje cierpiącym swoją przyjaźń.

Jak długo człowiek wyżej ceni zdrowie niż przyjaźń, tak długo nie rozumie podejścia Chrystusa. W ludzkim rozumieniu jeśli dobry przyjaciel może uzdrowić, a nie uzdrawia, nie jest przyjacielem. Gdy jednak uwzględnia się autentyczną troskę o duchowe dobro chorego, rzecz staje się zrozumiała. Kto odkrył w Chrystusie przyjaciela, widzi w Nim doskonałego lekarza, który przede wszystkim leczy i ubogaca ducha, zostawiając jakby na drugim planie dolegliwości ciała.

Czyni to właśnie w trosce o ducha. „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają”. Gdyby uzdrowił ciało, pacjent by Go nie potrzebował, kuracja serca by się skończyła, a razem z nią perspektywa osiągnięcia pełni szczęścia.

Cierpienie, choroby, kalectwo zostały przez Chrystusa potraktowane jako istotny element dorastania do zbawienia. Są one miejscem najbliższego spotkania człowieka z Boskim lekarzem. W cierpieniu Bóg nawiązuje przyjaźń z człowiekiem, która staje się skarbem tysiące razy większym niż zdrowie. Jest to przyjaźń podnosząca chorego na zupełnie nowy poziom życia, dając mu udział w szczęściu samego Boga.

Niejeden chory będzie błogosławił swoją chorobę, która dała mu okazję do spotkania w Boskim lekarzu — przyjaciela. Spotkanie przyjaciela jest znacznie większym wydarzeniem w życiu niż spotkanie lekarza. Istotnym bowiem elementem szczęścia nie jest zdrowie, ale autentyczna przyjaźń.

Ks. Edward Staniek

 

„Chwalcie Pana, bo dobry… On leczy złamanych na duchu i przewiązuje ich rany” (Ps 147, 1. 3)

W swoich utrapieniach i uciskach Hiob się skarży: „Czyż człowiek nie pędzi dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia… dlatego wyczekiwałem miesięcy spokojnych, tymczasem przeznaczono mi nocne udręki” (Hi 7, 1–3). Hiob jest symbolem ludzkości uciśnionej i utrapionej przez ogrom zła fizycznego i moralnego. Cierpienie dochodzi do szczytu, popycha do rozpaczy, Hiob jednak wierzy Bogu i wzywa Go: „Wspomnij, że dni me jak powiew” (tamże 7). Ten jęk, błysk nadziei w morzu boleści, nie jest daremny, Bóg pochyla się ku człowiekowi i posyła mu Zbawiciela, aby złagodził jego cierpienie i otwarł serce dla większej nadziei.

Na tym tle Ewangelia ukazuje Jezusa w otoczeniu mnóstwa cierpiących: „przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił” (Mk 1, 32–34). Zbawiciel działa, zbawienie dokonuje się. „I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy” (tamże 39). Chrystus, aby podnieść ludzkość ze stanu cierpienia fizycznego i moralnego, w jakim się wiła, naucza i uzdrawia. Swoim nauczaniem oświeca umysły, objawia miłość Boga, prowadzi do wiary, odsłania sens cierpienia, ukazuje drogę zbawienia. Cudami uzdrawia zbolałe ciała i wyrzuca złe duchy. Chrystus pragnie zbawić całego człowieka, duszę i ciało; co więcej, uzdrawia ciało, aby ono stało się znakiem i środkiem zbawienia duszy. A jeśli nie uwalnia od cierpienia, to uczy, że należy znosić je z nadzieją i miłością, aby przynosiło owoc na żywot wieczny.

Dzieło zbawienia, które rozpoczął Chrystus, wciąż się dokonuje. I Pan dał rozkaz Kościołowi, a w Kościele każdemu wierzącemu, aby to dzieło prowadzono aż do skończenia świata. Apostoł Paweł, bardzo wrażliwy na ten obowiązek i oddany mu ze wszystkich sił, oświadczył Koryntianom: „Nie jest dla mnie powodem do chluby to, że głoszę Ewangelię. Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9, 16). Każdy chrześcijanin, który dostąpił tej łaski, że otrzymał Ewangelię, powinien poczuwać się do odpowiedzialności wobec tych, którzy jej nie znają. Powinien uczynić wszystko, co może, by im ją przekazać. Kto żyje w zasięgu zbawienia, nie powinien patrzeć obojętnie na tych, którzy są od niego daleko. Na nim spoczywa obowiązek pociągnięcia do Ewangelii możliwie jak największej liczby braci.

  • Chwała Tobie, o, Chryste, światło prawdy i słońce sprawiedliwości. Tyś przyszedł przebywać w swoim Kościele, a on dzięki temu został oświecony; przyszedłeś do swego stworzenia, a ono cale się rozjaśniło. Grzesznicy zbliżyli się do Ciebie i zostali oczyszczeni. Zagubieni i rozproszeni odnaleźli się. Niewidomi przejrzeli i oczy ich się otwarły; nawet dusze pogrążone w ciemnościach zbliżyły się do światła. Umarli usłyszeli Twój głos i powstali; więźniowie i niewolnicy zostali uwolnieni; narody rozproszone zjednoczyły się. Ty jesteś światłością, która nie zna zmierzchu; jesteś jasnym porankiem, który nie zazna wieczoru. Niech otworzą się oczy naszych serc na Twoje światło, a nadejście Twego poranku niech będzie dla nas bodźcem do czynienia wszelkiego dobra. Twoja miłość niech zwiąże nasze dusze; a ponieważ uczyniłeś nas godnymi, dzięki swojemu miłosierdziu, wyjść z ciemności nocy i zbliżyć się do świtu, spraw, abyśmy przez Twoje słowo, żywe i wszechmocne, rozproszyli jak dymną zasłonę wszystkie utrapienia, jakie nas dręczą, a dzięki mądrości nam udzielonej zatriumfowali nad wszelkimi podstępami Złego, naszego nieprzyjaciela, który usiłuje nam się ukazać jak anioł światłości. Opiekuj się nami, o Panie; spraw, abyśmy nie byli kuszeni do popełniania uczynków ciemności i śmierci. Niechaj nasze oczy nie oderwą się nigdy od Twego jaśniejącego światła, a przykazania Twoje niechaj kierują zawsze naszym postępowaniem (Liturgia wschodnia).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 108

http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150208.htm

*******

Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”

V NIEDZIELA ZWYKŁA B
8 luty 2015 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

Jezus po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On zbliżył się do niej i ująwszy ją za rękę podniósł. Gorączka ją opuściła i usługiwała im. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest. Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: “Wszyscy Cię szukają”. Lecz On rzekł do nich: “Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem”. I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy. (Mk 1,29-39)

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Jezus po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja.

To ważny ruch, kierunek z domu do synagogi, do kościoła. Ale potrzebny jest też ruch i kierunek w drugą stronę z synagogi, z kościoła do domu. Pan Bóg bardzo się cieszy z naszej wizyty, ale pragnie rewizyty w naszym domu. Te miejsca jak synagoga, kościół, dom potrzebują obecności obu stron, Boga i człowieka, Boga i mojej.

Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej.

Nawiedzając nasze domy Pan Bóg spotka różne sytuacje zdrowia i choroby, pomyślności i biedy, jedności i podziałów, normalnej temperatury i stanów gorączkowych. Ważne, aby niczego przed Nim nie ukrywać, ale jak najszybciej, zaraz Mu o nich mówić, o tych dobrych i tych wstydliwych, o tych, które napawają dumą, i o tych, które zasmucają. O wszystkim.

Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi.

Pan Jezus nie ma kontraktu podpisanego z Narodowym Funduszem Zdrowia, nie ma limitów, dlatego można Mu przynosić nasze biedy, choroby, dolegliwości o każdej porze dnia i nocy i to w dowolnej ilości. On nas przyjmie, wysłucha, pomoże. Pan nam nie zabrania gromadzić się w kinie, muzeum, sklepie, restauracji, na stadionie czy ulicy. On liczy jednak, że gromadząc się w różnych przestrzeniach życia, nie pominiemy miejsca gdzie przebywa, że i tam będziemy gromadzić się jak najliczniej, u Niego.

Lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.

Dziwne by było gdyby terroryści reklamowali konferencję na temat pokoju i zaprzestania przemocy w życiu społeczeństw. Pan Jezus też nie chciał, aby “reklamę” Jego Osobie czyniły złe duchy. Nam nie zabrania mówić, dawać świadectwa. On na nie liczy. Złe duchy rwały się do mówienia o Jezusie, my często jednak milczymy, bo nie za bardzo wiemy, kim On jest dla nas. W świadectwie, bowiem nie chodzi o wiadomości na temat Pana Jezusa, te znamy, ale o relację z Panem Jezusem, a z nią bywa różnie. Mówić o Panu Jezusie a dawać świadectwo Jezusowi, to dwie różne sprawy.

Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił.

Wielu z nas by powiedziało: “Panie Jezu, po co było się tak wcześnie zrywać. Czy nie mogłeś sobie dłużej pospać i zacząć modlitwę trochę później?” Wielu z nas tak robi i co? Wkrada się pośpiech i nerwowość, także do modlitwy, którą skracamy, odmawiamy niedbale, w rozproszeniu, a niekiedy wręcz z niej rezygnujemy. W naszych warunkach klimatycznych ważne jest nie tylko obfite śniadanie. Potrzebujemy też dobrej, porannej modlitwy. Aby wychodziło nam z poranną modlitwą należy nastawić nie tylko budzik na odpowiednią godzinę, ale także i serce.

W modlitwie powiem Panu Jezusowi o wszystkich bolączkach i radościach mego życia i moich bliskich.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

On leczy złamanych na duchu
i przewiązuje im rany.
On liczy wszystkie gwiazdy
i każdej nadaje imię…
(Ps 147,3-4)

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Nasz Pan jest wielki i potężny

*****

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

******

A kto mi za to zapłaci?

Augustyn Pelanowski OSPPE

Sprawiedliwy Hiob oczekiwał zapłaty za noce udręki i miesiące męczarni, ale jego oczekiwania nie spełniły się szybko. Wiele nocy było dla niego długich jak wieczność i targanych bólem. Gdzieś w cieniu naszej szlachetności, jak pies za murem rzeźni, ukrywa się oczekiwanie gratyfikacji za życie ciemniejsze niż noce. Któż z nas nie skarży się jak Hiob na cierpienie? Wychowanie dzieci, tworzenie dobrych relacji ze współmałżonkiem, troska o przeżycie każdego dnia w czystości sumienia, walka o każdy grosz, zmaganie o rozwój duchowy, zaliczenie egzaminów, znoszenie upokorzeń, spełnienie wymagań stanu i powołania – to wszystko jest męczące, ale popatrz na Jezusa, Hioba, Pawła.

Paweł nie liczył na żadną zapłatę za trud głoszenia i obdarowywania innych tajemnicą odkupienia, chociaż za swoją bezcenną i wyniszczającą pracę powinien dostać najwyższe wynagrodzenie oraz urlop w śródziemnomorskim kurorcie. On jednak pracował jak niewolnik. Dawał nie tylko Jezusa i skarb Ewangelii, ale też całego siebie, aby tym liczniejsi byli ci, którym się oddawał. Zaprzedawał się, by odkupić choćby niektórych. Benedykt XVI powiedział, że brak postawy służby w kapłaństwie jest profanacją kapłaństwa.

Kiedy Jezus wieczorem dokonał uzdrowienia teściowej Piotra, był zapewne zmęczony i powinien udać się na zasłużony odpoczynek. Zaszło już zmęczone słońce, a całe miasto było zebrane u drzwi, które nie zamykały się do późnej nocy. Mało tego, kiedy po wyczerpujących uzdrowieniach i egzorcyzmach powinien pozwolić sobie na dłuższy sen, On wstał, gdy jeszcze było ciemno, i modlił się. Pracował dla ludzkiego zbawienia po zachodzie słońca, a o mrocznym poranku, zanim słońce wstało, modlił się. Zbawienie jest totalnym samoofiarowaniem się Boga ludziom. Dzięki niemu człowiek został odkupiony, całkowicie pozyskany. Jezus, dając się nam bez reszty, kupił nas też bez reszty dla nieba. Zdobył nas na zawsze, ponieważ nam się oddał na zawsze. Został na wieki królem, ponieważ pracował nad naszym zbawieniem jak niewolnik. Jaką nagrodę wdzięczności otrzymał od nas?

Teksty dzisiejszych czytań mogą Cię wybawić z roszczeń, narzekań, pretensji i oczekiwań na gratyfikację za to, co przeżyłeś. Jan Paweł II był już bardzo słabym, starym i chorym człowiekiem, ale ciągle wypływał na głębię dalekich podróży, aby pozyskiwać ludzi dla Jezusa. Ktoś inny na jego miejscu poprosiłby już dawno o emeryturę i zamieszkał w ciepłym mieszkanku, z daleka od ludzkich łez, emocjonując się jedynie telewizyjnymi wiadomościami. Jakiś czas temu byliśmy świadkami niesamowitej wyprawy na biegun północny Marka Kamińskiego i Janka Meli. Pokonywali ogromne przestrzenie dla zdobycia najzimniejszego punktu na ziemi. Czy dla zdobycia dla Ewangelii jednego zmarzniętego serca nie warto zaryzykować dalszej podróży?

Opuścić, aby odnaleźć

Augustyn Pelanowski OSPPE

Oddal na pół godziny wszystkich i wszystko, a odkryjesz bliskość Boga. Poczujesz, jak ujmuje cię za dłoń.
Życie nigdy nie zamknie się w jakiś system, który uwolni od lęku i błędu. A mimo tej oczywistej prawdy ciągle pytamy: Dlaczego tak trudno żyć? Dlaczego tak trudno jest uwierzyć w szczęście i tak łatwo dajemy opętać się beznadziei? Życie bez choćby próby zrozumienia jest więcej niż marnotrawstwem. Dopóki nie spotkamy naprawdę Tego, który potrafi ująć nas za rękę i podnieść z tego pożaru beznadziei, jaki nas trawi miesiącami i latami; dopóki nie spotkamy Tego, który jednym słowem odpędzi od nas sforę demonów, nic nie możemy ani dla siebie, ani dla innych uczynić. Bez spotkania z Bogiem, który z troski o nas stał się człowiekiem, błądzimy w udręce.

Uzdrowieniem ze zwątpienia i hiobowych rozpaczy jest bliska obecność Boga. Na pewno jakimś rodzajem pozyskania tego przywileju bliskości jest ewangelizowanie, przekonywanie o zbawieniu w Jezusie. „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”. Ta wypowiedź nie jest wyznaniem znerwicowanego faryzeusza, który głosi miłość Boga, ponieważ lęka się zemsty Wszechmogącego. To nie był lęk przed niewypełnieniem „micwy” nowotestamentowej. Powiedział te słowa, bo zdał sobie dogłębnie z tego sprawę, że prawdziwą przyczyną rozpaczy jest po prostu oddalenie od Boga, a nie może być blisko Boga ten, kto innych do Niego nie przybliża.

Istnieją ludzie, którzy zbliżają się do Boga raz do roku, na jedną godzinę, choćby w okresie spowiedzi wielkopostnej, i to im wystarcza. Nie czują tęsknoty. Czy to nie tłumaczy tego, skąd u nich biorą się hektolitry łez rozpaczy? Bliskość miłości daje nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale i szczęścia. Nawet oddalenie od drugiego człowieka budzi ból, cierpienie, tęsknotę palącą jak gorączka, a niekiedy nawet coś w rodzaju opętanego przymusu połączenia się z osobą kochaną i oddaloną. Ale są i tacy, dla których opuszczenie Boga tylko na jedną godzinę powoduje osunięcie się w mroki niewymownej nostalgii i smutku. Do których należysz? Istnieją różne wrażliwości. Czy wiesz, dlaczego tak trudno ci żyć?

Obecność i bliskość Jezusa jest dla każdego rozpalonego cierpieniem człowieka, który swe dni i noce przeżywa w udręce i w walce, niczym ujęcie za rękę. Jest poderwaniem z upadku. Kiedy On jest blisko, mija każda gorączka, opuszcza nas każdy demon. Opuszcza nas opuszczenie. Trzeba koniecznie doznać tej bliskości, dowiedzieć się, gdzie i w jaki sposób można jej doświadczyć! Na pewno nie musisz udać się do Tybetu ani wyjechać do Jerozolimy czy Mekki. Oddal na pół godziny, na godzinę, wszystkich i wszystko, a odkryjesz bliskość Boga. Poczujesz, jak ujmuje cię za dłoń. Jezus, pragnąc spotykać się z Ojcem, oddalał się nawet od apostołów, oddalał się nawet od tych, którzy go szukali. Poszedł w sam środek pustego miejsca.

Pójdźmy gdzie indziej…

Ks. Stanisław Obirek SJ (homilia z roku 2003)

Jakże różne źródła budzą niepokój ludzkiego serca. Może to być pragnienie spocznienia w Bogu, jak u św. Augustyna, może to być dramatyczne szukanie przyczyn bólu, jak u biblijnego Hioba, może to być potrzeba dzielenia się nowym zrozumieniem religii, jak u św. Pawła. Tych powodów jest tak wiele, jak wielu jest słuchaczy Słowa Bożego.

Każdy z nas, wsłuchując się w niedzielne teksty Liturgii Słowa, nie tylko próbuje zrozumieć przesłanie zawarte we fragmentach Pisma Świętego, ale również chce znaleźć odpowiedzi na pytania własnego, niespokojnego serca. Zrozumienie świętego tekstu to zwykle owoc spotkania przesłania biblijnego z naszą dzisiejszą sytuacją egzystencjalną. Dlatego marzy mi się niekiedy, zwłaszcza wtedy, gdy przygotowuję niedzielną homilię, by usłyszeć głos moich słuchaczy, tych, którzy zapewne inaczej niż ja rozumieją czytania, w które wspólnie przecież się wsłuchujemy.

Właśnie z takiego dzielenia zrodziła się, zbyt jednostronnie chyba u nas oceniana, teologia wyzwolenia na kontynencie Ameryki Łacińskiej. Oto jak we wprowadzeniu do Teologii wyzwolenia określa swoją metodę Gustavo Gutierrez, jeden z najwybitniejszych przedstawicieli tego kierunku, a od kilku lat członek zakonu dominikanów: „Książka stanowi próbę refleksji opartej na Ewangelii i na doświadczeniu ludzi zaangażowanych w proces wyzwolenia, rozwijający się na uciskanej i wyzyskiwanej ziemi Ameryki Łacińskiej”, i dodaje: „Zamierzeniem naszym (…) jest rozważenie raz jeszcze wielkich kwestii chrześcijańskiego życia w radykalnie zmienionej perspektywie oraz w odniesieniu do nowych zagadnień wynikających z owego zaangażowania. Taki jest cel tak zwanej teologii wyzwolenia”. Czyż nie żyjemy w naszym kraju w „radykalnie zmienionej perspektywie”? Oprócz niewątpliwych niebezpieczeństw, związanych z bezkrytycznym niekiedy przyjmowaniem marksistowskiej analizy ekonomicznej, zawiera ona przecież niezwykły dynamizm pozwalający zrozumieć przemieniającą siłę Ewangelii – Bóg wchodzi w moją historię, by tak jak w dziejach Izraela i w życiu uczniów Jezusa dokonać wielkiego dzieła przemiany.

A wracając do tekstów przewidzianych na dzisiejszą piątą niedzielę zwykłą, co znajdujemy? Zrozpaczonego człowieka dotkniętego ogromnym cierpieniem. Iluż pośród nas ludzi dotkniętych nieoczekiwanym cierpieniem, ilu wysadzonych z siodła, bezsilnie kierujących niemą skargę ku niebu? Dlaczego właśnie ja, dlaczego akurat mnie musiało się to przydarzyć? Dlaczego to ja utraciłem pracę, dlaczego mnie przydarzył się nieszczęśliwy wypadek, dlaczego mnie dotknęła nieuleczalna choroba?
Tych „dlaczego” bez odpowiedzi jest dużo, dramatycznie dużo. Nie powinniśmy od tych pytań bez odpowiedzi uciekać. Nie uciekł od nich Hiob, posuwając się do bluźnierstwa, do przeklinania dnia, w którym się urodził. A jednak to właśnie jego, a nie przyjaciół, znajdujących zbyt łatwe wyjaśnienia, pochwalił Bóg.

Zupełnie odmienną sytuację życiową widzimy u Autora Pierwszego Listu do Koryntian. Święty Paweł to człowiek oszołomiony spotkaniem z Jezusem, które całkowicie odmieniło jego sposób widzenia Boga, drugiego człowieka i siebie samego. Zbyt dobrze znamy jego historię życiową, by ją tu przywoływać, ale przecież tak mało się z tej historii uczymy. Szaweł naprawdę był prześladowcą pierwszych chrześcijan, naprawdę wtrącał do więzienia i naprawdę był przyczyną cierpień wielu niewinnych ludzi. I to właśnie jego Bóg wybrał na głosiciela Dobrej Nowiny. Mógł wybrać kogoś, kto miał czysty życiorys, bez kłopotliwych obciążeń. A jednak wybrał Szawła, który stał się Pawłem. Prawdopodobnie takie obciążenia pozwalały mu pełniej zawierzyć i pełniej zrozumieć, co znaczy, że wszystko zawdzięcza Bogu, że sobie niczego nie może przypisywać.

W Ewangelii Jezus postępuje wbrew wszelkim regułom biznesu i marketingu. Zamiast wykorzystać sukces i niewątpliwe powodzenie u ludzi, choćby do tego, by pokazać swoim przeciwnikom, kto tu ma rację, prawie ucieka, usuwa się w samotną modlitwę, a potem z uczniami idzie gdzie indziej: „Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać”. Ci z Kafarnaum już się dowiedzieli, jaki jest prawdziwy Bóg, a więc mogą o własnych siłach do Niego dążyć, Ja muszę budzić innych.

Dzisiaj Jezus chce obudzić nas, gdyż naprawdę zbliżyło się do nas królestwo Boże.

Ewangelizacja

Piotr Blachowski

Przypuszczam, iż pośród nas nie ma nikogo, kto nie był w szkole, nie był nauczany. Od małego jesteśmy pojeni nauką, wiadomościami, katechezami, stopniowo przyswajamy wiedzę, ale także prawdy Boże, prawdy i dogmaty kościelne. Ze zdobytych wiadomości wyłuskujemy treść pozwalającą nam wierzyć, myśleć i być świadomym tego, co nas otacza, co nami kieruje, czym my mamy się kierować.

A wiedzy jest tyle, że nie sposób jej udźwignąć, nie sposób pojąć do końca. Nawet gdybyśmy kształcili się ustawicznie (a zdarzają się tacy), to i tak nie osiągniemy właściwego poziomu we wszystkich dziedzinach. Stąd też wskazana jest tzw. specjalizacja w określonej dziedzinie nauki. To samo dotyczy wiedzy o Bogu, o wierze, o naszym statusie religijnym. I tutaj też mamy specjalistów, którzy służą nam pomocą w rozwiązywaniu różnych problemów związanych z naszą egzystencją i proegzystencją. Są to przede wszystkim duchowni, ale ostatnio przybywa ewangelizatorów świeckich, którzy z ramienia ordynariusza miejsca otrzymują dekrety dotyczące dzieła ewangelizacji.

Jakie stoją przed nimi zadania? Mają nam przybliżać Pismo Święte, ewangelizować nas i wspierać duchowo w naszej drodze ziemskiej, byśmy odchodząc z tego świata byli świadomi, do jakiej rzeczywistości duchowej się wybieramy, co po sobie pozostawiamy i co ze sobą zabieramy. Chociaż to ostatnie jest oczywiste, to nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Przecież trumna nie ma kieszeni, więc pozostają tylko dobre lub, niestety, złe uczynki, które będą o nas świadczyć. Dobrze określa to Hiob: „Czyż nie do bojowania podobny byt człowieka? Czy nie pędzi on dni jak najemnik? Jak niewolnik, co wzdycha do cienia, jak robotnik, co czeka zapłaty.” Hi (7,1-2).

Trzeba jednak pamiętać o tym, że z racji przynależności do Kościoła Chrystusowego każdy z nas ma prawo i obowiązek głosić Ewangelię. Jak? Dobrym słowem, uczynkiem, cierpliwością, a przede wszystkim miłością. Przykładem niech będzie dla nas święty Paweł, który mówi: ”Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9,16b) „Wszystko zaś czynię dla Ewangelii, by mieć w niej swój udział.” (1 Kor 9,23). Ano właśnie, by mieć w niej udział…

Jezus, najlepszy nauczyciel i wzór niedościgły, mówi do nas to samo, co rzekł do swoich uczniów: „«Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem». I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.” (Mk 1,38-39). Idźmy Jego śladem i ewangelizujmy.

Maryjo, Boża Rodzicielko, Matko nasza, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o zdolność takiego wsłuchania się w każde skierowane do nas słowo Boga, byśmy w każdej chwili i w każdym miejscu potrafili je przekazać tym, którzy na nie czekają.

Odpocznijcie nieco

ks. Leszek Smoliński

Wokół Jezusa gromadziły się rzesze ludzi. Spragnieni byli słowa, jakie im Jezus głosił. Przychodzili także, by szukać uzdrowienia duszy i ciała. Jak mówi Ewangelista: „Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił”. Możemy sobie wyobrazić, jak bardzo był zajęty. Ale nie dał się pochłonąć do końca szaleńczej aktywności. „Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne i tam się modlił”. Wiedział, jak wielu jest jeszcze nieuzdrowionych, że tylu przychodzi do Niego ze swoimi bolączkami, tylu przecież cierpi po dziś dzień, na całym świecie – a jednak usuwał się w cień, aby trwać na modlitwie. Nawet Jezus potrzebował czasu dla siebie, odpoczynku, modlitwy. Potrzebował przede wszystkim kontaktu ze swoim Ojcem i to był sekret Jego ogromnej mocy i skuteczności działania.

My także potrzebujemy kontaktu z Bogiem, aby naładować się Bożą energią, która pomaga pełniej i sensowniej żyć. Dzisiejszy człowiek popada, jak nigdy dotąd, w różnego rodzaju depresje, gubi się w życiu. A to dlatego, że zagubił nieraz zdolność kontaktu z Bogiem, zastępując go różnego rodzaju „liturgiami”, choćby przed telewizorem, na stadionie czy w galerii handlowej. Wydaje się, że współczesnemu człowiekowi najbardziej potrzeba refleksji, czyli zastanowienia się i rozmyślania nad samym sobą, nad wartością i celem swojego życia, wybiegającym daleko poza ziemię.

Godne podziwu są często nasze poświecenia dla innych. Ale potrzebujemy też troski o samych siebie, chwili odpoczynku, spokoju. Potrzebujemy czasu, aby wznieść myśl do Boga, aby w jego świetle wszystko poustawiać w swoim życiu na właściwym miejscu. I pełniej żyć. Gdy tego zabraknie, możemy się zredukować do roli robota, który po zużyciu nikomu nie jest potrzebny. A ponadto może się okazać, że to nasze poświecenie nie wyszło na dobre naszej rodzinie lub też nie doczekaliśmy spokojnej przyszłości.

Jak zauważył Pius XI w encyklice Mens nostra, „najcięższą chorobą naszych czasów jest brak refleksji”, która jest „obfitym źródłem zła”. Ta choroba przejawia się w tym, że „człowiek ustawicznie i gwałtownie wylewa się na zewnątrz”, kierowany „nienasyconą żądzą bogactw i rozkoszy”. Człowiek porwany przez „rzeczy zewnętrzne i przemijające”, nie wgląda w swoje wnętrze i nie myśli o Bogu, który jest początkiem i kresem.

Jakże często dzisiejsi ludzie pochłonięci bez reszty zewnętrznymi sprawami, zapatrzeni w obrazy telewizyjne, strony internetowe nie znajdują czasu na to, aby spojrzeć w swoje wnętrze i wsłuchać się w głos Boży, który w nim rozbrzmiewa. Tymczasem ekranu sumienia, na którym człowiek widzi samego siebie, nie zastąpi nigdy ekran telewizyjny. A przecież od naszego wnętrza napełnionego Bogiem zależy doskonałość naszych czynów zewnętrznych. To właśnie w kontakcie z Bogiem odnajdujemy siłę i mądrość życia. Św. Josemaría Escriva przypomina: „Na pierwszym miejscu modlitwa, potem pokuta, na trzecim miejscu, bardzo ‘na trzecim miejscu’, działanie” (Droga, n. 82).

http://liturgia.wiara.pl/doc/419981.5-Niedziela-zwykla-B

*******

Marek 1,29-39

Zaraz po wyjściu z synagogi przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł do niej i podniósł ją ująwszy za rękę, gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała.

Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto było zebrane u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, ponieważ wiedziały, kim On jest.

Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił. Pospieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: «Wszyscy Cię szukają». Lecz On rzekł do nich: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo na to wyszedłem». I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synagogach i wyrzucając złe duchy.

Jezus jest człowiekiem drogi, tłumu, modlitwy w miejscach pustynnych. Ale zaznał także ciepła domu, w którym można być pewnym serdecznego przyjęcia. Pewnie myślicie o Betanii, o gościnie Łazarza, Marty i Marii? Był jeszcze inny dom, w którym Jezus szczególnie czuł się jak u siebie: dom Piotra i Andrzeja w Kafarnaum.

Dzisiejszy tekst jest tak bogaty (opisuje typowy dzień publicznego życia Jezusa), że zazwyczaj nie zatrzymujemy się na jego pierwszym epizodzie, uzdrowieniu teściowej Piotra. A tymczasem jest się nad czym zastanowić.

Marek z pewnością opowiedział to, co usłyszał od samego Piotra.

— Moja teściowa leżała złożona gorączką. Kiedy przyszedł Jezus, powiedziałem Mu o niej, a wtedy On podszedł do łóżka i podniósł ją za rękę; gorączka ją opuściła i zaraz zaczęła nam usługiwać.

Zwróćcie uwagę na dwa słowa: „podniósł ją” i „usługiwała im”. Jako że cud jest zawsze jakimś pouczeniem, ewangelista chce nam dziś pokazać, że moc Jezusa może nas podnieść, abyśmy stali się tymi, którzy służą.

Wszystko zatem dzieje się w „domu”. A kobieta, którą Jezus stawia na nogi, jest jego wspaniałą gospodynią. Kiedy gościem jest Jezus, wszyscy chcą świętować! Na razie obecni są tylko czterej wybrani: Piotr, Andrzej, Jakub i Jan, ale już wkrótce będzie ich dwunastu, a z nimi ich żony i dzieci. I tłum! Marek opowiada dalej: „Tłum się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli”. Nie są to zbyt miłe sytuacje dla pani domu, która widzi, że jej suflet z serem zaczyna opadać.

Wyobrażamy sobie teściową Piotra (szkoda, że nie znamy jej imienia) stawiającą wszystkiemu czoło, jak to czyni tak wiele kobiet, obdarzonych prawdziwym zmysłem gościnności, wymagającym hojności i dyskrecji. „I usługiwała im”. Warto w tym rozważaniu pomyśleć o „tych, które służą”. Być może sami jesteśmy wezwani do tego powołania, a może trzeba, abyśmy zastanowili się nad naszą postawą wobec wszystkich kobiet pełniących z wielkim oddaniem różne posługi.

Rozpocznijmy od kazania: nigdy więcej nie wolno żartować sobie z teściowej. Karykatury i docinki stwarzają niezdrową atmosferę wokół tej bardzo delikatnej roli: nie stawiać syna w sytuacji, w której musiałby wybierać pomiędzy matką a żoną, pomagać synowej z niezwykłą dyskrecją i cierpliwością, opiekować się chętnie wnukami, nie pragnąc ich wychowywać po swojemu. Być może przy okazji tej Ewangelii jest czas, ażeby, wobec Pana, który leczy złe gorączki, zastanowić się nad swoim postępowaniem i słowami.

Kobieta — żona, matka, teściowa czy kobieta niezamężna — często jest panią domu. Gdybym zaproponował jej, żeby wyobraziła sobie, że usługuje teraz Jezusowi i Jego apostołom, pewnie zaśmiałaby się albo zezłościła, bo przecież ludzie, którym stara się ofiarować wikt i schronienie, nie są Jezusem! Ale poczuje słodycz na myśl, że jej misją jest zapewnienie warunków życiowych, dzięki którym apostołowie są szczęśliwi i wypoczęci.

A nas wszystkich, którzy jesteśmy „obsługiwani”, opowieść o kobiecie, która służy, powinna zachęcić do rachunku sumienia. Czy jesteśmy wdzięczni albo choćby po prostu ludzcy wobec kelnerek, sprzedawczyń, urzędniczek? To prawda, nie zawsze są one uprzejme, ale czy nam łatwo byłoby się uśmiechać po wielu godzinach wyczerpującej pracy, w której bylibyśmy narażeni na kontakt z nieuprzejmymi klientami? Może chociaż my moglibyśmy rozjaśnić ich dzień?

ANDRÉ SÈVE, Homilie niedzielne Kraków 1999

******

o. Paweł

Udał się na miejsce pustynne

5. Niedziela zwykła, rok B

Job 7,1 -4.6-7; Ps 147; 1 Kor 9,16-19.22-23; Mk 1,29-39

Pustynia i ciemność to dwa obrazy oczyszczenia naszych serc. Bóg wyprowadza na pustynię, czyli prowadzi do straty wszystkiego, na czym opieraliśmy naszą małą stabilizację

Jeśli idziemy za Jezusem, to On prowadzi nas codziennie do dwóch miejsc. Jednym z nich jest pustynia. Sam Jezus idzie na pustynię, aby się spotkać z Ojcem, nad ranem, gdy jeszcze było ciemno.

Pustynia i ciemność to dwa obrazy oczyszczenia naszych serc. Przypominają o Izraelitach, którzy wyszli już z niewoli Egiptu, ale pozostali tam swoimi sercami. Egipt „wynieśli” w sobie. Egipt garnków pełnych jedzenia, dachu nad głową, pracy i jakiejś życiowej stabilizacji. Także Egipt oddzielenia od Boga i od głębszych pragnień swoich serc.

Bóg wyprowadza na pustynię, czyli prowadzi do straty wszystkiego, na czym opieraliśmy naszą małą stabilizację. Może nas bowiem na tyle napełnić, na ile zostaliśmy opróżnieni. Nie musi się to dokonać tak jak w życiu Hioba, przez zewnętrzne straty. Im większa jest wrażliwość i otwartość naszych serc, tym bardziej dokonuje się to w porządku miłości. Tracimy naiwność i będąc na pustyni odkrywamy, jak bardzo sami jesteśmy biedakami w miłości, jak biedny jest świat, w którym żyjemy. Cierpimy wraz ze św. Franciszkiem, wołając z płaczem: „Dlaczego Miłość nie jest kochana?”.

Bóg wyprowadza na pustynię, aby się nam objawić. Chce przemawiać z czułością i chce być rozpoznany. Pustynia, która odbiera nasze dotychczasowe życie, daje nam Boga. Bóg w modlitwie przychodzi do naszego prawdziwego „ja”, ubogiego i pokornego. Odkrywając biedę swego serca, rozpoznaję obdarowanie. Na pustyni ze skały wytryska woda prawdziwej miłości do Boga i do człowieka. Właśnie tam odkrywam Jezusa wołającego o miłość: „Daj mi się napić”. Także tam, na pustyni, potrafię dostrzegać to, co w ludziach najważniejsze: „Wszyscy Cię szukają”.

Drugim miejscem, do którego prowadzi mnie Jezus, jest serce drugiego człowieka. Jeśli na pustyni odnalazłem wodę, to ona jest nie tylko dla mnie. Jest dla nas. „Dla słabych stałem się słaby, aby pozyskać słabych”. Pozyskiwać i ocalać, ratować od śmierci wiecznej – to dokonuje się przez głoszenie Ewangelii. „Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii”.

 

 

opr. mg/mg

Copyright © by Przewodnik Katolicki (6/2006)

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/H/HN/2/5zwykly-7.html

********

 

POEMAT BOGA-CZŁOWIEKA    –Maria Valtorta


23. UZROWIENIE TEŚCIOWEJ PIOTRA

[por.Mt 8,14-15; Mk 1,29-31; Łk 4,38-39]

Napisane 3 listopada 1944. A, 3927-3939

Piotr rozmawia z Jezusem: «Nauczycielu, chciałbym Cię prosić, abyś przyszedł do mojego domu. Nie ośmieliłem się prosić Cię o to w zeszły szabat, ale… chciałbym, abyś przyszedł.»

«Do Betsaidy?»

«Nie, tu… do domu mojej żony, to znaczy do jej rodzinnego domu.»

«Skąd to pragnienie, Piotrze?»

«O… z wielu powodów… a dziś powiedziano mi, że moja teściowa jest chora. Gdybyś zechciał ją uzdrowić, być może…»

«Dokończ, Szymonie.»

«Chciałem powiedzieć… Gdybyś przyszedł do niej, ona skończyłaby… tak, wiesz, w końcu… co innego, kiedy słyszy się, jak o kimś mówią, a co innego, kiedy się go widzi i słyszy. A jeśli ten ktoś nawet ją uzdrawia, wtedy…»

«Chcesz powiedzieć, że wtedy opuści ją uraza.»

«Nie, nie – uraza. Ale, wiesz… miasto podzieliło się na wiele ugrupowań i ona… nie wie, komu przyznać rację. Chodź, Jezu.»

«Idę. Chodźmy. Uprzedź czekających, że dziś będę mówił w twoim domu.»

Idą w kierunku niskiego domu – jeszcze niższego niż dom Piotra w Betsaidzie – i położonego bliżej jeziora. Oddziela go od niego pas brzegu. Sądzę, że w czasie burz fale zamierają na samym murze domu. Dom, choć niski, jest bardzo obszerny, jakby [przygotowany] na nocowanie wielu osób.

W ogrodzie rozciągającym się przed domem, od strony jeziora, jest tylko stara i sękata winorośl. Okrywa ona prostą altanę i stary figowiec, cały pochylony ku domowi z powodu wiatrów od strony jeziora. Liście krzewu ocierają się w nieładzie o mury i uderzają w okiennice – zamknięte dla ochrony przed palącym słońcem, ogrzewającym mały dom. Jest tylko ten figowiec i winorośl oraz studnia o niskim, zielonkawym murku.

«Wejdź, Nauczycielu.» [– mówi Piotr.]

Niewiasty zajęte są pracą w kuchni: jedne przygotowują sieci, inne – posiłek. Witają się z Piotrem, a potem kłaniają się zawstydzone Jezusowi. Jednocześnie przyglądają Mu się z ciekawością.

«Pokój temu domowi. Jak ma się chora?»

«Mów ty. Jesteś najstarszą synową» – trzy niewiasty zwracają się do jednej, która właśnie ociera ręce o brzeg odzienia.

«Ma silną gorączkę, bardzo silną gorączkę. Widział ją medyk. Powiedział, że jest za stara, aby wyzdrowieć, i że kiedy ta boleść przychodzi z kości i serca i daje gorączkę, szczególnie w jej wieku, umiera się. Ona już nie je… Usiłuję przygotować jej smaczne jedzenie, ale teraz… Widzisz, Szymonie? Przygotowałam zupę, którą tak bardzo lubiła. Wybrałam najlepsze ryby wyłowione przez twych szwagrów, ale nie sądzę, że ją zje. Poza tym… jest pobudzona. Uskarża się, krzyczy, płacze, gdera..»

«Bądź cierpliwa, jakbyś była jej matką, a będziesz mieć zasługę u Boga. Zaprowadź mnie do niej» [– mówi Jezus.]

«Rabbi… Rabbi… nie wiem, czy ona będzie chciała Cię zobaczyć. Ona nie chce nikogo widzieć. Nie ośmielam się jej powiedzieć: “Przyprowadziłam ci Rabbiego”.»

Jezus uśmiecha się, zachowując spokój. Odwraca się do Piotra:

«Ty musisz zadziałać, Szymonie. Jesteś mężczyzną i najstarszym z zięciów. Tak mi powiedziałeś. Idź.»

Piotr robi znaczący grymas, ale jest posłuszny. Przechodzi przez kuchnię, wchodzi do izby. Przez zamknięte za nim drzwi słyszę, jak rozmawia z kobietą. Wychyla głowę i rękę na zewnątrz, mówiąc:

«Wejdź, Nauczycielu, szybko… – i dodaje cicho, ledwie zrozumiale: – Zanim nie zmieni zdania.»

Jezus szybko przechodzi przez kuchnię i otwiera na całą szerokość drzwi. Stojąc na progu, wypowiada tonem łagodnym i uroczystym Swe pozdrowienie: «Pokój z tobą.»

Wchodzi, choć nie otrzymał odpowiedzi. Podchodzi do niskiego posłania, na którym leży mała niewiasta, zupełnie siwa, wychudzona, zdyszana z powodu wysokiej gorączki, która zaczerwienia jej rozpaloną twarz. Jezus pochyla się nad łóżkiem, uśmiecha się do staruszki: «Jesteś chora?»

«Umieram!»

«Nie, nie umrzesz. Czy potrafisz uwierzyć, że mogę cię uzdrowić?»

«A po co miałbyś to uczynić? Przecież mnie nie znasz.»

«Ze względu na Szymona, który mnie o to prosił… i także dla ciebie, aby dać twej duszy czas na zobaczenie i pokochanie Światłości.»

«Szymon? Zrobiłby lepiej, gdyby… Jakże Szymon mógł pomyśleć o mnie?»

«To znaczy, że jest lepszy, niż sądzisz. Ja go znam, wiem, jaki jest. Znam go i jestem szczęśliwy, że mogę go wysłuchać.»

«Uzdrowisz mnie więc? Już nie umrę?»

«Nie, niewiasto, na razie nie umrzesz. Czy potrafisz uwierzyć we Mnie?»

«Wierzę, wierzę. Wystarczy mi, że nie umrę!»

Jezus znowu się uśmiecha. Bierze ją za rękę. Chropowata ręka z nabrzmiałymi żyłami znika w młodzieńczej dłoni Jezusa. Powstaje i przyjmuje postawę charakterystyczną dla Siebie, kiedy dokonuje cudów. Woła: «Bądź uzdrowiona, chcę tego! Wstań!»

Wypuszcza z dłoni rękę niewiasty. Ręka opada, nie wywołując skarg staruszki. Wcześniej, kiedy Jezus ją podnosił – choć uczynił to delikatnie – ten ruch wyrwał jęk z ust chorej.

Następuje krótka chwila ciszy. Potem staruszka woła głośno:

«O! Boże ojców! Ależ ja już nic nie czuję! Jestem zdrowa! Chodźcie! Chodźcie!»

Przybiegają synowe.

«Patrzcie! – mówi staruszka – poruszam się i nie odczuwam już bólu, i nie mam gorączki! Patrzcie, jaka jestem rześka! A serce nie wydaje mi się już kowalskim młotem.»

Ani jednego słowa dla Pana. Jezus się nie obraża. Mówi do najstarszej synowej: «Ubierzcie ją, aby mogła wstać. Może to zrobić.»

Jezus oddala się w stronę wyjścia. Udręczony Szymon zwraca się do teściowej: «Nauczyciel cię uzdrowił. Nic Mu nie powiesz?»

«Ależ, tak! Nie pomyślałam o tym. Dziękuję. Co mogę zrobić, aby Ci podziękować?»

«Bądź dobra, bardzo dobra. Przedwieczny bowiem był dobry wobec ciebie. I jeśli ci to nie przeszkadza, chciałbym dziś odpocząć w twoim domu. Przez cały ten tydzień obchodziłem całą okolicę. Przybyłem dziś o świcie. Jestem zmęczony.»

«Oczywiście, oczywiście! Zostań, jeśli tak Ci pasuje.»

Mało jest jednak entuzjazmu w jej słowach. Jezus, Piotr, Andrzej, Jakub i Jan idą usiąść w ogrodzie.

«Nauczycielu!…»

«Mój Piotrze?»

«Jestem zawstydzony.»

Jezus robi gest, jakby chciał powiedzieć: “Zostaw to.”

Potem mówi: «To nie pierwszy raz ani nie – ostatni, kiedy nie otrzymam zaraz podziękowania. Nie szukam wdzięczności. Wystarczy Mi, że dam duszom środek ocalenia. Spełniam Mój obowiązek. One muszą spełnić swój.»

«Ach, więc byli już inni podobni do niej? Gdzie?»

«Ciekawski Szymonie! Jednak zadowolę cię, choć nie lubię bezużytecznej ciekawości. To było w Nazarecie. Przypominasz sobie mamę Sary? Była bardzo chora, kiedy przyszliśmy do Nazaretu. [Dzieci] mówiły, że dziewczynka płacze. Aby ona – dobra i łagodna – nie została osieroconym [dzieckiem], a jutro dziewczyną, poszedłem do tej niewiasty… Chciałem ją uzdrowić… Jednak nie postawiłem jeszcze nogi na progu domu, kiedy jej mąż i bracia przepędzili Mnie, mówiąc: “Wynoś się! Odejdź stąd! Nie chcemy mieć problemów z synagogą.” Dla nich, dla wielu ludzi jestem już buntownikiem… Uzdrowiłem ją mimo to… ze względu na jej dzieci. Powiedziałem Sarze w ogrodzie, głaszcząc ją: “Przywracam zdrowie twojej mamie. Wracaj do domu i już nie płacz.” Niewiasta została uzdrowiona w tym właśnie momencie. Dziecko powiedziało o tym ojcu, wujowi… i została ukarana za to, że ze Mną rozmawiała. Wiem o tym, bo przybiegła do Mnie, kiedy wychodziłem z miasta. Ale to nie ma znaczenia…»

«Ja sprawiłbym, żeby się znowu rozchorowała!»

«Piotrze! – Jezus jest surowy. – To tego nauczałem ciebie i innych? Co usłyszałeś z Moich ust za pierwszym razem, kiedy Mnie słyszałeś? O czym mówiłem jako o pierwszym warunku, [jaki należy spełnić,] aby być Moim prawdziwym uczniem

«To prawda, Nauczycielu. Prawdziwy głupiec ze mnie. Przebacz mi. Ale… nie mogę znieść tego, że nie jesteś kochany!» [– mówi Piotr]

«O, Piotrze! Zobaczysz wiele innych zobojętnień! Będziesz miał bardzo wiele niespodzianek, Piotrze! Osoby, którymi tak zwani ludzie “święci” gardzą, takie jak celnicy, staną się przykładem dla świata: przykładem, za którym jednak nie pójdą pogardzający nimi. Poganie będą największymi wiernymi. Nierządnice staną się czyste, siłą woli i pokuty. Grzesznicy nawrócą się…»

«Posłuchaj: że grzesznik się nawróci… to może się zdarzyć. Ale prostytutka lub celnik!…» [– woła niedowierzająco Piotr]

«Nie wierzysz w to?» [– pyta Jezus]

«Ja? Nie.»

«Jesteś w błędzie, Szymonie. Twoja teściowa idzie do nas.»

«Nauczycielu… proszę Cię, usiądź przy moim stole.»

«Dziękuję, niewiasto. Niech Bóg ci zapłaci.»

Wchodzą do kuchni i zasiadają za stołem. Staruszka usługuje mężczyznom, hojnie rozdzielając rybną zupę i pieczoną rybę.

«Nic innego nie mam» – tłumaczy się.

Aby nie wyjść z wprawy zwraca się do Szymona:

«Mężowie moich córek zapracowują się. Zostali sami, odkąd przeniosłeś się do Betsaidy! Gdybyż to choć służyło wzbogaceniu się mojej córki… Dowiaduję się, że często cię nie ma i już nie łowisz.»

«Chodzę za Nauczycielem. Byłem z Nim w Jerozolimie i zostaję z Nim w szabat. Nie tracę czasu na świętowanie.»

«Jednak tym sposobem nic nie zarabiasz. Skoro chcesz być sługą Proroka, zrobiłbyś lepiej przeprowadzając się tutaj. Przynajmniej moja córka, moje biedne dziecko, miałaby co jeść dzięki krewnym, kiedy ty udajesz świętego.»

«Nie wstydzisz się mówić tak wobec Tego, kto cię uzdrowił?»

«Ja do Niego nic nie mam. On wykonuje swój zawód. Krytykuję ciebie, bo jesteś leniem, a prorokiem czy kapłanem nigdy nie zostaniesz. Jesteś nieukiem i grzesznikiem, do niczego niezdatnym.»

«Masz szczęście, że On tu jest, bo inaczej…»

«Szymonie, twoja teściowa dała ci wyśmienitą radę. Możesz stąd wypływać na połów. Przedtem łowiłeś w Kafarnaum, tak mi się wydaje. Możesz tu teraz powrócić.»

«I zamieszkać tu znowu? Ależ Nauczycielu, Ty…»

[por. Mt 4,13n] «Tak, Mój Piotrze. Jeśli się tu przeniesiesz, będziesz albo na jeziorze, albo ze Mną. Zresztą cóż to takiego dla ciebie zamieszkać w tym domu?»

Jezus położył Piotrowi rękę na ramieniu i wydaje się, że spokój Jezusa przelewa się na wzburzonego apostoła.

«Masz rację. Zawsze masz rację. [– odpowiada Piotr Jezusowi. –] Tak zrobię. Ale… co z nimi?» – pyta Piotr, wskazując na Jakuba i Jana, swoich wspólników.

«A czy oni również nie mogliby tu przyjść?» [– pyta Jezus.]

«O, nasz ojciec, a przede wszystkim nasza matka, będą się coraz bardziej cieszyć wiedząc, że jesteśmy z Tobą, a nie z nimi. Nie będą się sprzeciwiać» – [odpowiada Jan i Jakub.]

«Być może przybędzie też Zebedeusz…» – zastanawia się Piotr.

«To bardzo prawdopodobne, a z nim – inni. Przybędziemy tu, Nauczycielu, na pewno tu przybędziemy.»

«Czy jest tu Jezus z Nazaretu?» – pyta mały chłopiec stając na progu domu.

«Jest tutaj. Wejdź.»

Dziecko podchodzi. Rozpoznaję w nim jedno z dzieci, które widziałam w pierwszych wizjach z Kafarnaum. To właśnie ten, który upadł pod stopy Jezusa i obiecał być dobry… aby jeść miód w Raju.

«Zbliż się, mały przyjacielu» – mówi Jezus.

Dziecko – trochę onieśmielone z powodu tak wielkiej ilości patrzących na nie osób – nabiera odwagi i biegnie do Jezusa. Nauczyciel obejmuje je, sadza na kolanach i podaje kęs Swej ryby na kawałku chleba.

«To, Jezu, dla Ciebie. Dziś ta osoba znowu powiedziała mi: “Dziś jest szabat. Zanieś to Rabbiemu z Nazaretu i powiedz twemu przyjacielowi, aby się modlił za mnie.” On wie, że Ty jesteś moim przyjacielem!»

Dziecko śmieje się ze szczęścia i zjada chleb z rybą.

«Brawo, mały Jakubie! Powiedz tej osobie, że za nią wznoszę Moje modlitwy do Ojca.»

«To dla biednych?» – pyta Piotr.

«Tak.»

«Zawsze ta sama ofiara? Zobaczmy.»

Jezus oddaje mu sakiewkę. Piotr opróżnia ją i liczy.

«Zawsze ta sama wysoka suma! Kim jest ta osoba? Powiedz, mały, kto to jest?»

«Nie wolno mi tego powiedzieć i nie powiem.»

«Jaki stanowczy! No, chodź, bądź grzeczny. Dam ci za to owoce» [– zachęca Piotr.]

«Nie powiem, czy mnie będziesz znieważał, czy głaskał!»

«Popatrzcie, co za język!»

«Jakub ma rację, Piotrze, on dochowuje danego słowa. Zostaw go w spokoju.» [– mówi Jezus.]

«A Ty, Nauczycielu, Ty wiesz, kim jest ta osoba?»

Jezus nie odpowiada. Zajmuje się dzieckiem, któremu znowu podaje kawałek pieczonej ryby, dokładnie oczyszczonej z ości. Piotr nalega, więc Jezus odpowiada: «Ja wszystko wiem, Szymonie.»

«A my? My nie możemy wiedzieć?»

«Czy nigdy nie wyleczysz się z twej przywary? – Jezus czyni ten wyrzut z uśmiechem. Dodaje: – Wkrótce się dowiesz. Zło chciałoby pozostać ukryte, ale nie zawsze mu się to udaje. Co do dobra – które chce się ukryć, aby mieć zasługę – to nadejdzie dzień, kiedy zostanie odkryte na chwałę Boga, którego natura rozbłyśnie w jednym z Jego synów. Natura Boga to miłość. On to zrozumiał, bo kocha bliźniego. Idź, Jakubie. Zanieś tej osobie Moje błogosławieństwo.»

Wizja się kończy. Jezus mówi potem do mnie i dla mnie:

«Pozdrowienie, które tak bardzo lubisz, Moje pozdrowienie: “Pokój wam!”, powinno być twoim powitaniem wobec wszystkich. Nawet gdyby to był Mój Wikariusz, pozdrawiaj tak, jak Ja pozdrawiałem i uczyłem pozdrawiać. Pokój – czyż to nie Sam Bóg? Pokój, w którym dostrzegamy najpiękniejszą z rzeczy. Czy nie wielbimy Boga, gdy wysławiamy pokój? Mów zatem: “Pokój z tobą”. Nie – z wami, lecz “z tobą”. Tak jak Ja mówiłem. A kiedy czasem masz wejść do jakiegoś domu, mów: “Pokój temu domowi”. Nie ma powitania bardziej pełnego, słodkiego i świętego, bardziej przypominającego Mnie niż to [pozdrowienie]. Żegnaj. Pokój z tobą.»

http://www.voxdomini.com.pl/valt/valt/v-02-023.htm

Mieszkając w nas i pośród nas, będzie uzdrawiał wszelkie choroby w nas i pośród nas. Wówczas to będziemy żyli w Komunii z Bogiem, a nasza rodzina, środowisko będą stawały się prawdziwym domem, czyli małym Kościołem, gdzie mieszka Chrystus i króluje miłość i pokój. W dzisiejszą niedzielę sam Jezus zaprasza nas już na drogę Nowej Ewangelizacji, której nam wszystkim, świeckim i duchownym tak bardzo potrzeba, abyśmy pogłębili i odnowili życie chrześcijańskie w obliczu rzeczywistości, która nas otacza.

http://www.slowo.redemptor.pl/pl/55675,4/0/Okres_Zwykly.html

*******

Nie zależąc od nikogo, stałem się niewolnikiem wszystkich (1Kor 9)

Oto słowa-świadectwo-wyznanie św. Pawła! Wyrzekł je, bo przed oczyma i w sercu miał niedościgły wzór, samego Pana, Jezusa Chrystusa.
Pan stał się niewolnikiem tych, którzy Go potrzebują. On nie umie odmówić. Nie potrafi zbyć. Nie jest jednak chłopcem na posyłki czy kimś, kto spełnia wszystkie ludzkie zachcianki i kaprysy. Zależy Bogu na nas i nie da nam czegoś, co mogłoby nam krzywdę zrobić! Bierzemy sami, wyciągamy ręce po rzeczy, które nas ranią, redukują nasze człowieczeństwo, naszą ludzką godność.
Nie dorównać, ale upodobnić się do Wzoru.

Komunikat lekarski

Ważne, by przedstawić Bogu nasze gorączki! Tj. to wszystko, co prowokuje osłabienie, zniechęcenie, odbiera chęć do życia, do działania, do stawania się. Gorączka kładzie nas na łopatki, a dokładnie do łóżka, czyli unieruchamia. Jej przyjście ogłasza czas zawieszenia wszelkiej aktywności. Jesteśmy skazani na bezruch. Pozycja leżąca mówi, że nic nie możemy, że bezsilni jesteśmy. O tym należy Panu powiedzieć, jak to uczynili ci, którzy przyszli z Jezusem do domu Szymona i Andrzeja.
Jeszcze jeden element owego wskazania stanu zapalnego, a mianowicie ewangeliczne zaraz. My żyjemy innym zaraz, które uwidacznia niecierpliwość i pretensjonalność ludzką. Słyszę często, że coś musi się dokonać natychmiast, już, w tej chwili, bo jak nie… Ewangeliczne zaraz jest odnoszeniem spraw, wydarzeń i osób do Boga, pokornym powierzaniem ich Panu, bez wymuszania czy stawiania ultimatum.
To jest właśnie prawdziwa modlitwa, której też uczy nas w dzisiejszej ewangelii Pan Jezus. Jej klimat, ważność podkreślają okoliczności opisane przez Marka: Nad ranem, gdy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustynne, i tam się modlił.

Dotykalna opowieść

Prawdziwa modlitwa jak opowieść. Opowieść prosta, konkretna, z serca dociera do serca słuchającego. A skoro słuchającym jest sam Pan! To On przychodzi do naszych gorączek, nie czeka na polepszenie stanu zdrowia. Nie boi się podejść do chorego, podnieść go ująwszy za rękę. Taki dotykalny jest nasz Pan! Za pomocą dotyku przenika do głębi serca i sprawia, że człowiek odzyskuje zdrowie. Oznacza to nie tylko zdrowie fizyczne, ale przede wszystkim zdolność bycia sobą tzn. dynamiczność, rozwój, żywotność, kreatywność, to wszystko, co gorączka unieruchomiła. Zresztą krótkie zdanie ewangelisty uwidacznia ową przemianę: … gorączka ją opuściła. A ona im usługiwała.

Wędrowny Lekarz

Jeśli, to po co wszyscy Go szukają? Czyżby nie dlatego, by przywiązać Go do miejsca, by mieć źródło do swojej dyspozycji.
Pan Jezus do każdego przychodzi i nie ma stałego miejsca zamieszkania. Gdzie indziej czyli tam, gdzie Go potrzebują. Każdy próba związania Go kończy się niepowodzeniem. Podobna jest bardziej do majaczenia przy wysokiej gorączce.

o. Robert Więcek SJ

http://www.ateny.deon.pl/?paged=31

**************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

 

8 lutego
Święty Hieronim Emiliani

Święty Hieronim Emiliani Hieronim urodził się w Wenecji w 1486 r. w starej, patrycjuszowskiej rodzinie. Jego ojciec był senatorem, a matka pochodziła z dożów, czyli panujących weneckich. Nie znamy bliżej dziejów Hieronima w młodości. W czasie wojny Hieronim był dowódcą jednej z twierdz Wenecji. Po przegranej wojnie republiki weneckiej z królem francuskim Ludwikiem XII został w 1511 r. uwięziony w Castel Nuovo. W odosobnieniu podjął decyzję o przemianie swego życia. Złożył ślub, że jeśli zostanie uwolniony, rozpocznie nowe życie, oddane służbie Panu Bogu i bliźnim. Udało mu się uciec w sposób cudowny. Udał się do Treviso i tam przed cudownym obrazem Matki Bożej postanowił resztę życia poświęcić chorym, ubogim i opuszczonej dziatwie. Rozpoczął studia teologiczne; podjął służbę chorym, ubogim i opuszczonym.
Około roku 1530 Hieronim, korzystając z majątku rodziny, założył w Wenecji pierwszy w historii sierociniec. W następnych latach założył kolejne, m.in. w Weronie, Brescii, Bergamo, Mediolanie i Padwie. Wychowanie sierot połączono tam z nauką zawodu, by w życiu mogli być samowystarczalni. Hieronim budował także szpitale. Zorganizował również dom dla pokutujących prostytutek. Z myślą o prowadzeniu podjętego dzieła w 1534 r. założył w Somasce (w pobliżu Bergamo) Towarzystwo Sług Ubogich. Uzyskało ono zatwierdzenie już w 1540 r. Jednak dopiero po śmierci Hieronima przekształciło się ono w zgromadzenie zakonne, które do dzisiaj realizuje program wytyczony przez Świętego. Istnieje także zgromadzenie sióstr z Somaska, które zajmują się sierotami i upadłymi dziewczętami.
Hieronim zmarł 8 lutego 1537 r. jako ofiara epidemii, w czasie której pielęgnował chorych. Beatyfikował go w 1747 roku papież Benedykt XIV, a kanonizował Klemens XIII w 1767 r. Pius XI w 1928 r. ogłosił go patronem sierot i opuszczonej młodzieży. Jest także patronem miast Treviso i Wenecji.

W ikonografii św. Hieronim przedstawiany jest w otoczeniu dzieci. Jego atrybutami są: łańcuch na rękach – znak wyzwolenia z niewoli, złożone ręce.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-08a.php3

Z listu św. Hieronima Emilianiego do swoich współbraci
(Wenecja, dnia 21 czerwca 1535)

Jedynie w Bogu należy pokładać nadzieję

 

Ukochani w Chrystusie, bracia i synowie Zgromadzenia Sług Ubogich.
Wasz ubogi ojciec pozdrawia was i zachęca, abyście trwali w miłości Chrystusa i wiernym zachowywaniu chrześcijańskiego prawa. Gdy byłem z wami, ukazywałem je słowem i czynem, aby przeze mnie Pan był w was uwielbiony.
Naszym celem jest Bóg, źródło wszelkiego dobra, toteż powinniśmy, jak to wypowiadamy na modlitwie, tylko w Nim, nie zaś w kim innym pokładać nadzieję. Miłosierny nasz Pan pragnąc pomnożyć naszą wiarę (bez której – jak powiada Ewangelista – Chrystus nie mógł zdziałać wiele cudów) oraz wysłuchać waszych próśb, postanowił posłużyć się wami jako ubogimi, udręczonymi, strapionymi, utrudzonymi, przez wszystkich lekceważonymi, a nawet pozbawionymi mej fizycznej obecności, chociaż nie pozbawionymi nigdy duchowej troski waszego ubogiego, ukochanego i kochającego ojca.
Dlaczego Bóg tak się z wami obchodzi? On jeden wie. My natomiast domyślać się możemy trzech powodów. Po pierwsze, przypomina wam nasz Pan, iż pragnie zaliczyć was, jeśli tylko wytrwacie na Jego drogach, do grona swych ukochanych synów. Tak bowiem postępuje ze swymi przyjaciółmi, tak właśnie czyni ich świętymi.
Drugi zaś powód to ten, iż pragnie, abyście w Nim, nie zaś w kimkolwiek innym coraz bardziej pokładali nadzieję. Albowiem jak powiedziałem, Bóg nie dokonuje swoich dzieł w tych, którzy nie mają odwagi Jemu wyłącznie zaufać. Tych natomiast, którzy wyróżniają się wiarą i nadzieją, zawsze obdarza miłością i w nich “dokonuje wielkich rzeczy”. Jeśli zatem umocnieni będziecie w nadziei i wierze, Ten, który wywyższa pokornych, dokona w was rzeczy wielkich. Tak więc zabierając mnie, czy kogokolwiek przez was umiłowanego, daje wam Bóg do wyboru: albo zagubicie wiarę i zwrócicie się do spraw świata, albo pozostaniecie mocni w wierze i tak zdobędziecie Bożą przychylność.
A oto i trzeci powód. Bóg pragnie was doświadczyć jak złoto w tyglu. Ogień bowiem pochłania wszelkie domieszki, złoto zaś pozostaje, a jego wartość staje się większa. W taki sam sposób Bóg postępuje z dobrym sługą, który trwa w Nim i ufa pomimo utrapień. Takiego sługę wspiera i za wszystko, co dla miłości Bożej opuścił, stokroć więcej oddaje na ziemi, a życiem wiecznym darzy w przyszłym wieku.

W ten sposób Bóg postępował ze wszystkimi świętymi. Tak też postąpił z ludem Izraela po wszystkim, co wycierpiał w Egipcie; nie tylko wyprowadził go stamtąd wśród wielkich znaków, a na pustyni żywił manną, ale dał mu ponadto Ziemię Obiecaną. Jeśli więc i wy pomimo doświadczeń wytrwacie w wierze, Pan da wam odpoczynek i pokój w tym świecie na jakiś czas, w przyszłym na zawsze.

http://www.brewiarz.pl/indeksy/pokaz.php3?id=6&nr=224

Hieronim Emiliani (św.): Chrystus działa w tych instrumentach, które pozwalają prowadzić się Duchowi Świętemu.

1. Wielmożny Panie Ludwiku, drogi w Chrystusie. Swoją cierpliwością uratujecie wasze dusze. Jaką korzyść będzie miał bowiem człowiek, jeżeli pozyska cały świat? Wydaje mi się, że możecie mnie zrozumieć, jesteśmy jak ziarno zasiane między kamieniami, to znaczy pochodzimy z tych, którzy wierzą przez jakiś czas, ale w godzinie pokusy ulegają.

2. Powinniśmy znosić bliźniego, przebaczać mu w głębi duszy i modlić się za niego, a na zewnątrz starać się, aby przemówić do niego jakimś łagodnym słowem, po chrześcijańsku, prosząc Pana, aby was uczynił godnym, dzięki waszej cierpliwości i łagodnemu przemawianiu, do powiedzenia mu takich słów, żeby został oświecony w swoim błędzie w tym momencie. Ponieważ Pan zezwala na taki błąd dla waszej i jego użyteczności, a to dlatego, abyście wy nauczyli się mieć cierpliwość i poznali niedoskonałość ludzką, i aby później, za waszym pośrednictwem, został on oświecony, i aby był chwalony Ojciec Niebieski w swoim Chrystusie.

3. I kiedy wydarzy się jedna z takich sytuacji, należy wystrzegać się czynienia czego innego, jakby to mogło być szemranie, mówienie źle, złoszczenie się, bycie niecierpliwym, twierdzenie: „nie jestem świętym; to nie są rzeczy, które można znieść; to nie są ludzie umartwieni” lub tym podobne; a później dawać własny zysk innym mówiąc: „dobrze by było, aby ów mu powiedział lub napisał, albo powiadomił go, ponieważ zrobiłby to lepiej ode mnie, mnie nie uwierzy; ja nie jestem w tym dobry, itd.”; ale powinniśmy myśleć, że tylko Bóg jest dobry i że Chrystus działa w tych instrumentach, które pozwalają prowadzić się Duchowi Świętemu.

List do Lodovico Viscardi w Bergamo, Brescia, 14 czerwca 1536, [fragm.], św. Hieronim Emiliani

http://www.skarbykosciola.pl/xvi-wiek-sobor-trydencki/hieronim-emiliani-chrystus-dziala-w-tych-instrumentach-ktore-pozwalaja-prowadzic-sie-duchowi-swietemu/

Nauczanie duchowe św. Hieronima

Sentencje świętego Hieronima Emiliani

 

Naszym celem jest Bóg, źródło wszelkiego dobra i w Nim tylko mamy pokładać ufność.

Chrystus działa tylko w tych, którzy pozwalają prowadzić się Duchowi Świętemu.

Naśladujcie drogę Ukrzyżowanego, pogardzajcie światem, miłujcie się wzajemnie, służcie ubogim.

Praca, pobożność i miłość są fundamentem naszego dzieła.

Najsłodszy Jezu, nie bądź mi sędzią, lecz Zbawicielem.

 http://www.somascy.org/index.php?option=com_content&view=article&id=237:nauczanie-duchowe-w-hieronima&catid=63:nauczanie&Itemid=323

Zaczęło się w Wenecji

Św. Hieronim – założyciel Ojców Somasków

MARCIN SCHMIDT

Zgromadzenie Ojców Somasków istnieje od prawie pięciu wieków, a jego założycielem jest człowiek świecki – Hieronim Emiliani, który w swoim rodzinnym mieście, Wenecji, zaczął gromadzić biedne dzieci i opiekować się nimi. Jako pierwszy w Europie założył dom dziecka. Również jako pierwszy połączył ten dom ze szkołą, dzięki czemu dał sierotom możliwość kształcenia się.
Zgromadzenie powstałe z inicjatywy św. Hieronima pragnie nadal rozwijać swoją działalność. Pierwszym i zasadniczym charyzmatem Zgromadzenia jest otaczanie opieką biednych dzieci, a zwłaszcza tych, które nie mają opieki. Ojcowie tworzą więc na całym świecie placówki opiekuńczo-wychowawcze dla dzieci w różny sposób pozbawionych opieki rodzicielskiej i dla młodzieży potrzebującej pomocy. Zgromadzenie, podzielone na 6 prowincji, prowadzi swoją działalność w 15 krajach świata: we Włoszech, Hiszpanii, USA, Meksyku, Gwatemali, Salwadorze, Hondurasie, Kolumbii, Brazylii, Ekwadorze, Sri Lance, Filipinach, Indiach, Rumunii i od 1995 r. w Polsce.
Jedyna w Polsce placówka Ojców Somasków znajduje się w Toruniu przy ul. Nowotarskiej 5, na osiedlu Bielawy. Podlega ona prowincjałowi – o. Oliviero Elastici z Turynu. Najpierw w Toruniu przebywał tylko jeden ojciec – Franco Moscone, którego zadaniem było utworzenie placówki. Po roku dołączyli do niego: o. Adam i o. Krzysztof, którzy są tam do dzisiaj. Obecnie ojcowie zajmują się prowadzeniem domu formacyjnego i znajdującej się w nim świetlicy, do której przychodzą dzieci z osiedla. Ojcowie mają zamiar zbudować również ośrodek religijno-socjalny na osiedlu Dębowa Góra, gdzie mieszka wiele rodzin potrzebujących wsparcia socjalnego i duchowego. Jest już zakupiony grunt pod kościół, oratorium, boisko, budynki socjalne i inne pomieszczenia. Termin rozpoczęcia budowy zależy jednak od wielu czynników.
O. Franco Moscone powiedział kiedyś: “Chcemy zapuszczać korzenie w Polsce i dlatego naszą największą troską jest zabieganie o powołania; potrzeba przede wszystkim ludzi, którzy w przyszłości mogliby rozwijać charyzmat Zgromadzenia, czyli tworzyć oratoria”. Obecnie w kraju i za granicą kształci się już kilku polskich kleryków.
Dzięki współpracy ze Zgromadzeniem grupa młodzieży z diecezji toruńskiej, pielgrzymująca na XV Światowy Dzień Młodzieży do Rzymu, przez kilka dni kroczyła śladami św. Hieronima. Dla wielu była to jedyna okazja poznania tego mało znanego w Polsce Świętego, którego dzieło we Włoszech nadal tętni życiem. Ojcowie Somascy planują podczas najbliższych wakacji zorganizować w Polsce spotkanie rekolekcyjne dla młodzieży zainteresowanej zarówno Zgromadzeniem, jak i pracą na rzecz dzieci i młodzieży potrzebującej.

Niedziela Ogólnopolska 6/2001E-mail: redakcja@niedziela.pl
Adres: ul. 3 Maja 12, 42-200 Częstochowa
Tel.: +48 (34) 365 19 17http://www.niedziela.pl/artykul/66231/nd/Zaczelo-sie-w-Wenecji

Św. Hieronim Emiliani dzisiaj
PDF
Drukuj
Email

” Z tymi moimi najmniejszymi chcę żyć i umierać.” ( Św. Hieronim Emiliani)

Ojcowie Somascy kontynuują w Kościele dzieło św. Hieronima poprzez:

– życie wspólnotowe,

– uświęcanie się poprzez modlitwę, służąc sierotom i opuszczonym,

– szczególne nabożeństwo do Chrystusa ukrzyżowanego i Najświętszej Maryi Panny, Matki Sierot,

– wychowywanie i kształcenie sierot oraz młodzież znajdującą się w trudnościach – nieprzystosowaną do życia,

–  pomoc młodzieży uzależnionej od narkotyków,

– prowadzenie palcówek o charakterze wychowawczym i resocjalizacyjnym,

– prowadzenie różnego typu szkół,

– różne formy pracy duszpasterskiej w parafiach i domach rekolekcyjnych.

http://www.somascy.org/index.php?option=com_content&view=article&id=238:w-hieronim-emiliani-dzisiaj&catid=65:dzisiaj&Itemid=266

*********

8 lutego
Święta Józefina Bakhita, dziewica

Święta Józefina Bakhita Józefina Bakhita urodziła się w 1868 r. w Sudanie. W wieku około 10 lat została porwana i stała się niewolnicą. Wielokrotnie sprzedawana kolejnym właścicielom, doświadczyła niemal wszystkich fizycznych i duchowych cierpień wynikających z niewolnictwa. Gdy ostatecznie znalazła się w rękach Callisto Legnani’ego, włoskiego konsula, odzyskała wolność. Wraz z nim udała się do Włoch, by zajmować się jego rodziną. Tam zetknęła się ze zgromadzeniem Córek Miłosierdzia, które podjęło trud jej religijnego wykształcenia. Po kilku miesiącach przygotowań Bakhita przyjęła chrzest i bierzmowanie. Otrzymała wówczas imię Józefina – jako znak nowego życia. Kilka lat później wstąpiła do zgromadzenia Córek Miłosierdzia w Wenecji. Przez następnych 50 lat służyła Bogu i współsiostrom, podejmując najprostsze prace: gotowanie, sprzątanie, szycie. Jej przyjemny wygląd i ciepły głos pomagał wielu biednym i opuszczonym, którzy przychodzili do klasztoru, w którym mieszkała. Po długotrwałej chorobie zmarła w 1947 r.
W 1992 r. beatyfikował ją św. Jan Paweł II. W następnym roku, podczas swej podróży apostolskiej do Afryki, mówił: “Ciesz się, Afryko! Bakhita wróciła do ciebie: córka Sudanu, sprzedana w niewolę, cieszy się już wolnością – wolnością wiekuistą, wolnością świętych!” W październiku 2000 r. św. Jan Paweł II kanonizował Józefinę Bakhitę. Benedykt XVI w encyklice Spe salvi przytoczył natomiast jej życiorys jako przykład nierozerwalnej i determinującej relacji wiary i nadziei w życiu chrześcijan.

 

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-08b.php3

Jan Paweł II

WPATRUJMY SIĘ WE WZORY ŚWIĘTOŚCI

Msza św. kanonizacyjna

W niedzielę 1 października 2000 r. Jan Paweł II kanonizował na placu św. Piotra 123 błogosławionych. Do grona świętych włączeni zostali: bł. Augustyn Zhao Rong i 119 towarzyszy — męczennicy, którzy ponieśli śmierć za wiarę w Chinach w ciągu minionych czterech stuleci; bł. Maria Józefa od Serca Jezusa Sancho de Guerra (1842-1912), Hiszpanka, założycielka Zgromadzenia Sióstr Służebnic Jezusa Miłosiernego; bł. Katarzyna Maria Drexel (1858-1955), Amerykanka, założycielka Zgromadzenia Sióstr Najświętszego Sakramentu, opiekującego się Indianami i Afroamerykanami; bł. Józefina Bakhita (1869-1947) z Sudanu, ze Zgromadzenia Córek Miłości. Uroczystość kanonizacyjna zgromadziła na placu św. Piotra tysiące pielgrzymów z Afryki, Ameryki, Azji i Europy. Z Ojcem Świętym koncelebrowało Eucharystię czterech kardynałów, liczni arcybiskupi i biskupi, przełożeni generalni zgromadzeń zakonnych. Uczestniczyli w liturgii także kardynałowie, biskupi i księża z Kurii Rzymskiej oraz oficjalna delegacja władz francuskich, hiszpańskich i włoskich.

Na początku Mszy św. abp José Saraiva Martins, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych wraz z postulatorami przedstawili Papieżowi prośbę o kanonizację błogosławionych, a następnie zostały odczytane ich krótkie biografie. Jan Paweł II wypowiedział słowa formuły kanonizacyjnej, na co wierni odpowiedzieli śpiewem «Amen» i «Alleluja» oraz długimi oklaskami. Abp Saraiva Martins podziękował Papieżowi za kanonizację. W liturgii słowa fragmenty Pisma Świętego zostały odczytane w języku chińskim i angielskim, łacińskim i greckim. Udział wiernych z Chin i Sudanu, ubranych w tradycyjne stroje, podkreślał międzynarodowy i powszechny charakter uroczystości. Na zakończenie Eucharystii Ojciec Święty odmówił ze zgromadzonymi «Anioł Pański» oraz przywitał się osobiście z członkami delegacji oficjalnych. Następnego dnia, w poniedziałek 2 października, spotkał się ponownie na placu św. Piotra z pielgrzymami przybyłymi na kanonizację. Poniżej zamieszczamy tekst papieskiej homilii, rozważanie przed modlitwą maryjną oraz słowa Ojca Świętego skierowane do pielgrzymów — uczestników kanonizacji męczenników chińskich, wypowiedziane podczas audiencji 2 października.

1. «Słowo Twoje jest prawdą: uświęć nas w Twojej miłości» (śpiew przed Ewangelią: por. J 17, 17). Takie wezwanie, będące echem modlitwy, jaką Chrystus skierował do Ojca w czasie Ostatniej Wieczerzy, zdaje się zanosić do Boga rzesza świętych i błogosławionych, których Duch Boży wzbudza w Kościele w kolejnych pokoleniach.

Dzisiaj, po dwóch tysiącach lat dziejów odkupienia, i my powtarzamy te słowa, wpatrując się we wzory świętości, jakimi są św. Augustyn Zhao Rong i 119 towarzyszy — męczennicy, którzy ponieśli śmierć w Chinach, Maria Józefa od Serca Jezusa Sancho de Guerra, Katarzyna Maria Drexel i Józefina Bakhita. Bóg Ojciec «uświęcił ich w swojej miłości», spełniając prośbę Syna, który wyciągnął ręce na krzyżu, aby nabyć Mu lud święty, a umierając pokonał śmierć i objawił moc zmartwychwstania (por. II Modlitwa Eucharystyczna, Prefacja).

Witam serdecznie was wszystkich, drodzy bracia i siostry, którzy zgromadziliście się tutaj bardzo licznie, aby złożyć hołd tym świetlanym świadkom Ewangelii.

2. «Nakazy Pana są radością serca» (Psalm responsoryjny). Te słowa psalmu responsoryjnego trafnie wyrażają doświadczenie Augustyna Zhao Ronga i 119 towarzyszy, umęczonych w Chinach. Świadectwa, jakie do nas dotarły, pozwalają nam dostrzec, że byli to ludzie zachowujący głęboki spokój ducha i radość.

Kościół okazuje dziś wdzięczność swemu Panu, który go błogosławi i obficie obdarza światłem, jakim promieniuje świętość tych synów i córek Chin. Czyż Rok Święty nie jest najwłaściwszym momentem, aby ukazać w pełni blask ich heroicznego świadectwa? Młodziutka, czternastoletnia Anna Wang, nie lęka się gróźb oprawcy, który nakłania ją do apostazji, i na chwilę przed ścięciem oświadcza z promienną twarzą: «Brama niebios jest otwarta dla wszystkich», a po cichu wypowiada trzykroć imię «Jezus». Zaś osiemnastoletni Chi Zhuzi woła nieustraszenie do tych, którzy właśnie odcięli mu prawe ramię i zamierzają obedrzeć go żywcem ze skóry: «Każdy kawałek mego ciała, każda kropla mojej krwi będą wam powtarzać, że jestem chrześcijaninem».

Podobną moc przekonania i radość okazało pozostałych 85 Chińczyków, mężczyzn i kobiet w różnym wieku i różnego stanu — kapłanów, zakonnic i świeckich, którzy przypieczętowali swoją niezłomną wierność Chrystusowi i Kościołowi oddając życie. Działo się to w różnych stuleciach, w złożonych i trudnych epokach historii Chin. Dzisiejsza uroczystość nie jest właściwym momentem, aby formułować opinie o tych epokach historycznych: będzie można i będzie trzeba uczynić to w innym miejscu. Dzisiaj, poprzez to uroczyste uznanie świętości, Kościół pragnie jedynie ukazać, że ci męczennicy są przykładem odwagi i wierności dla nas wszystkich i przynoszą zaszczyt szlachetnemu narodowi chińskiemu.

Do tej rzeszy męczenników należą także świetlane postaci 33 misjonarzy i misjonarek, którzy opuściwszy ojczyznę starali się wejść w chińską rzeczywistość i z miłością przyswajali ją sobie, pragnęli bowiem głosić Chrystusa i służyć temu narodowi. Ich groby znajdują się w Chinach, jak gdyby na świadectwo ich nieodwołalnej przynależności do tego kraju, który oni — mimo ludzkich ograniczeń — szczerze kochali, oddając mu wszystkie siły. «Nigdy nikomu nie uczyniliśmy nic złego — odpowiada bp Franciszek Fogolla gubernatorowi, który zamierza się, aby zadać mu cios mieczem. — Przeciwnie, wielu wyświadczyliśmy dobro».

po chińsku:

Niech Bóg obdarzy was szczęściem.

3. Zarówno pierwsze czytanie, jak i Ewangelia dzisiejszej liturgii ukazują nam, że Duch tchnie tam, gdzie chce, i że Bóg w każdej epoce wybiera sobie pewne osoby, aby objawiały Jego miłość do ludzi, oraz powołuje instytucje, które mają być szczególnie skutecznymi narzędziami Jego działania. Tak stało się w życiu św. Marii Józefy od Serca Jezusa Sancho de Guerry, założycielki Zgromadzenia Sióstr Służebnic Jezusa Miłosiernego.

W życiu nowej świętej, pierwszej kanonizowanej Baskijki, w szczególny sposób ujawnia się działanie Ducha. To On wskazywał jej drogę służby chorym i przygotował ją, by stała się matką nowej rodziny zakonnej.

Św. Maria Józefa przeżywała swoje powołanie jako autentyczny apostolat w dziedzinie ochrony zdrowia, jako że niosąc pomoc starała się łączyć troskę o sprawy materialne z opieką duchową i wszelkimi środkami zabiegała o zbawienie dusz. Choć sama była chora przez ostatnie 12 lat swego życia, nie unikała wysiłków ani cierpień, ale poświęcała się całkowicie służbie miłosierdzia wśród chorych, zachowując ducha kontemplacyjnego i pamiętając, że «pomoc nie polega jedynie na dawaniu choremu lekarstw i pożywienia; jest inny jeszcze rodzaj pomocy, (…) pomoc serca, która każe wczuwać się w położenie cierpiącego człowieka».

Niech przykład i wstawiennictwo św. Marii Józefy od Serca Jezusa pomogą narodowi baskijskiemu na zawsze położyć kres przemocy, tak aby Euskadi stała się błogosławioną ziemią pokojowego i braterskiego współistnienia, by prawa wszystkich ludzi były w niej zawsze szanowane i nigdy już nie lała się tam krew niewinnych.

4. «Zebraliście w dniach ostatecznych skarby» (Jk 5, 3). W drugim czytaniu dzisiejszej liturgii apostoł Jakub karci bogatych, którzy pokładają ufność w swojej majętności i niesprawiedliwie traktują ubogich. M. Katarzyna Drexel urodziła się w bogatej rodzinie w Filadelfii w Stanach Zjednoczonych. Od swoich rodziców nauczyła się jednak, że majątek rodziny nie był przeznaczony tylko dla niej, ale należało dzielić się nim z ludźmi mniej zamożnymi. Jako młoda kobieta głęboko ubolewała nad ubóstwem i beznadziejnym położeniem wielu Indian i Afroamerykanów. Zaczęła wykorzystywać swój majątek w pracy misyjnej i oświatowej pośród najuboższych członków społeczeństwa. Później zrozumiała, że potrzeba czegoś więcej. Z wielką odwagą i ufnością w łaskę Bożą postanowiła oddać bez reszty Panu nie tylko swoje dobra materialne, ale całe swe życie.

W swojej wspólnocie zakonnej — Zgromadzeniu Sióstr Najświętszego Sakramentu — krzewiła duchowość opartą na modlitewnym zjednoczeniu z Chrystusem Eucharystycznym oraz na gorliwej służbie ubogim i ofiarom dyskryminacji rasowej. Jej apostolat przyczynił się do tego, że coraz żywiej uświadamiano sobie potrzebę walki z wszelkimi formami rasizmu poprzez wychowanie oraz działalność socjalną. Katarzyna Drexel jest znakomitym przykładem praktycznego miłosierdzia i wielkodusznej solidarności z mniej zamożnymi — postaw, które od dawna charakteryzują amerykańskich katolików.

Niech jej przykład pomaga zwłaszcza ludziom młodym uświadomić sobie, że na tym świecie największy skarb można znaleźć przez naśladowanie Chrystusa niepodzielnym sercem i wielkoduszne korzystanie z darów, które otrzymaliśmy, tak aby służyły one innym i przyczyniały się do budowania świata bardziej sprawiedliwego i braterskiego.

5. «Prawo Pana doskonałe — (…) poucza prostaczka» (Ps 19 [18], 8).

Słowa z dzisiejszego psalmu responsoryjnego rozbrzmiewają doniosłym echem w życiu s. Józefiny Bakhity. Uprowadzona i sprzedana w niewolę, gdy miała zaledwie siedem lat, wiele wycierpiała z rąk okrutnych panów. Zyskała jednak zrozumienie głębokiej prawdy, że to Bóg, a nie człowiek jest prawdziwym Panem każdej ludzkiej istoty, każdego ludzkiego życia. To doświadczenie stało się źródłem wielkiej mądrości dla tej pokornej córy Afryki.

W dzisiejszym świecie tysiące kobiet nadal pada ofiarą niesprawiedliwości, nawet w rozwiniętych, nowoczesnych społeczeństwach. W św. Józefinie Bakhicie dostrzegamy wspaniałą rzeczniczkę prawdziwej emancypacji. Historia jej życia nie skłania do biernego oporu, ale budzi zdecydowaną wolę skutecznego działania w celu uwolnienia dziewcząt i kobiet od ucisku i przemocy oraz przywrócenia im godności, tak aby mogły w pełni korzystać ze swoich praw.

Myślę w tej chwili o ojczystym kraju nowej świętej, nękanym od 17 lat przez okrutną wojnę domową, której końca nie widać. W imieniu cierpiącej ludzkości raz jeszcze apeluję do osób sprawujących odpowiedzialne funkcje: otwórzcie serca na wołanie milionów niewinnych ofiar i wejdźcie na drogę dialogu. Wzywam społeczność międzynarodową, aby przestała ignorować tę ogromną ludzką tragedię. Zachęcam cały Kościół, aby prosił św. Józefinę Bakhitę o wstawiennictwo w intencji wszystkich naszych prześladowanych i zniewolonych braci i sióstr, zwłaszcza w Afryce i w jej ojczystym Sudanie, tak aby mogli oni zaznać pojednania i pokoju.

Słowa serdecznego pozdrowienia kieruję na koniec do kanosjańskich Córek Miłości, które dzisiaj radują się z wyniesienia swojej współsiostry do chwały ołtarzy. Oby umiały czerpać z przykładu św. Józefiny Bakhity nowe bodźce do ofiarnej służby Bogu i bliźniemu.

6. Drodzy bracia i siostry! Poddając się działaniu jubileuszowej łaski przyzwólmy ponownie Duchowi Świętemu, aby dokonał w nas głębokiego oczyszczenia i uświęcenia. Na tę drogę wprowadza nas także święta, której wspomnienie dzisiaj obchodzimy: Teresa od Dzieciątka Jezus. Jej to, patronce misji, oraz nowym świętym zawierzamy dziś misję Kościoła na początku trzeciego tysiąclecia.

Maryja, Królowa Wszystkich Świętych, niech wspomaga w drodze chrześcijan i wszystkich, którzy poddają się działaniu Ducha Świętego, aby na całym świecie szerzyło się światło Chrystusa Zbawiciela.

 

opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (1/2001) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/homilie/kanonizacja_01102000.html

********

8 lutego
Święty Idzi Maria
od św. Józefa, zakonnik

Święty Idzi Maria od św. Józefa

 

Franciszek Antoni Pontillo urodził się 16 listopada 1729 r. w niewielkiej wiosce Taranto w Apulii we Włoszech. Zajmował się wyrobem lin. Czując wezwanie do życia zakonnego, wstąpił do franciszkanów w Neapolu w 1754 r., przyjmując zakonne imię Idzi Maria (Idzi to spolszczenie imienia Egidiusz). Pragnął zostać kapłanem, ale z powodu braków w wykształceniu pozostał bratem zakonnym.
Służył jako furtian. Codziennie spotykał się z ludźmi w potrzebie. Szczególnie gorliwie służył chorym i trędowatym, do których podróżował poza miasto (trędowatym nie wolno było mieszkać razem z innymi obywatelami). Już za życia uważano go za świętego i orędownika w chorobach. Według legendy, kiedy Idziemu powierzono opiekę nad wydzielaniem żywności i datków dla biednych, sam św. Józef miał się troszczyć o to, żeby Idziemu nigdy nie zabrakło potrzebnych środków.
Zmarł 7 lutego 1812 r. w Neapolu z przyczyn naturalnych; na jego pogrzeb przybyły olbrzymie tłumy. Został beatyfikowany 5 lutego 1888 r. przez Leona XIII, a kanonizowany 2 czerwca 1996 r. przez papieża św. Jana Pawła II.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-08c.php3

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Muret, w Owernii – św. Stefana, założyciela kongregacji z Grandmont. Łączyła ona w swej duchowości elementy zbliżone do życia mniszego, kanonickiego i eremickiego, ale Stefan stworzył coś nowego lub dokonał szczęśliwej syntezy. Zmarł w roku 1124.W Krakowie – bł. Izajasza Bonera, augustianina z klasztoru św. Katarzyny na Kazimierzu. Zmarł w roku 1471, otoczony czcią dla swych cnót, uczynności i niezwykłych darów modlitewnych. Jego kult, nie zawsze podtrzymywany skutecznie, nigdy nie doprowadził do formalnej aprobaty, ale uchodzić może za spontaniczny, długotrwały, niepamiętny.

oraz:

św. Honorata z Mediolanu, biskupa (+ ok. 570); św. Juwencjusza, biskupa (+ 396); św. Kointy z Aleksandrii, męczennicy (+ ok. 250); św. Pawła, biskupa Verdun (+ 649); bł. Piotra Igneo, biskupa (+ 1089)

O autorze: Judyta