Myśl dnia
Józef Piłsudski
WTOREK III TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK I
PIERWSZE CZYTANIE (Hbr 10,1-10)
Ofiara Chrystusa
Czytanie z Listu do Hebrajczyków.
Bracia:
Prawo, posiadając tylko cień przyszłych dóbr, a nie sam obraz rzeczy, przez te same ofiary, corocznie ciągle składane, nie może nigdy udoskonalić tych, którzy się zbliżają. Czyż bowiem nie przestano by ich składać, gdyby składający je raz na zawsze oczyszczeni nie mieli już żadnej świadomości grzechów? Ale przez nie każdego roku odbywa się przypomnienie grzechów. Niemożliwe jest bowiem, aby krew cielców i kozłów usuwała grzechy.
Przeto przychodząc na świat, mówi: „Ofiary ani daru nie chciałeś, aleś Mi utworzył ciało; całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie. Wtedy rzekłem: Oto idę, w zwoju księgi napisano o Mnie, abym spełniał wolę Twoją, Boże”.
Wyżej powiedział: „Ofiar, darów, całopaleń i ofiar za grzechy nie chciałeś i nie podobały się Tobie”, choć składa się je na podstawie Prawa. Następnie powiedział: „Oto idę, abym spełniał wolę Twoją. Usuwa jedną ofiarę, aby ustanowić inną.
Na mocy tej woli uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa raz na zawsze.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 40,2 i 4ab.7-8a.10.11)
Refren: Przychodzę, Boże, pełnić Twoją wolę.
Z nadzieją czekałem na Pana, +
a On się pochylił nade mną *
i wysłuchał mego wołania.
Włożył mi w usta pieśń nową, *
śpiew dla naszego Boga.
Nie chciałeś ofiary krwawej ani z płodów ziemi, *
lecz otworzyłeś mi uszy.
Nie żądałeś całopalenia i ofiary za grzechy. *
Wtedy powiedziałem: „Oto przychodzę”.
Głosiłem Twą sprawiedliwość *
w wielkim zgromadzeniu
i nie powściągałem warg moich, *
o czym Ty wiesz, Panie.
Sprawiedliwości Twojej nie kryłem w głębi serca, *
głosiłem Twoją wierność i pomoc.
Nie taiłem Twojej łaski ani Twej wierności *
przed wielkim zgromadzeniem.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Mt 11,25)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi,
że tajemnice królestwa objawiłeś prostaczkom.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mk 3,31-35)
Prawdziwi krewni Jezusa
Słowa Ewangelii według świętego Marka.
Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: „Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”.
Równi wobec Boga
Człowiek autentycznie wierzący będzie zawsze do spotkanych ludzi podchodził z szacunkiem i miłością. Oczywiście nie jest to łatwe, a po ludzku patrząc, wręcz niemożliwe. Dla Jezusa nie było ludzi godnych mniejszej uwagi. Do wszystkich podchodził on z jednakowym szacunkiem. Rozmawiał ze sprawiedliwymi i z grzesznikami. Nikt w jego oczach nie był uprzywilejowany, nawet osoby, które po ludzku były z nim spokrewnione. Jako chrześcijanie jesteśmy zaproszeni do pokonywania uprzedzeń, które mogą się rodzić w naszych sercach. Wszyscy przed Bogiem jesteśmy równi i w taki też sposób powinniśmy się wzajemnie traktować.
Boże, który znasz tajniki mego serca i wiesz, że tak trudno przychodzi mi kochać niektóre osoby, dodaj mi siły, abym się nie zniechęcał i był cierpliwy wobec sióstr i braci, których stawiasz na mojej drodze.
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
Błogosławiony Jerzy Matulewicz (1871-1927), odnowiciel Zgromadzenia Księży Marianów, biskup wileński, wizytator Kościoła na Litwie, pokazuje swoim życiem, co oznacza prawdziwe pokrewieństwo z Jezusem. Jego słowa mówiące o służbie w Kościele, która ma być prawdziwą ofiarą dla dobra całej wspólnoty, mogą nas zawstydzać: „Jeśli wolno prosić, to daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a potem wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt. Daj, bym był wzgardzony, bym się zdarł, zużył, byle tylko Twoja chwała rosła i rozszerzała się”.
ks. Jarosław Januszewski, „Oremus” styczeń 2009, s. 107
JA JESTEM W OJCU
Obym żył ukryty z Chrystusem w Bogu (Kol 3, 3)
W rozważaniach nad osobą Jezusa najwięcej zastanawia nas i interesuje stosunek Jego do Boga i wewnętrzne nastawienie duszy Jezusa do Boga. Jezus jest Synem Bożym i to jest istotą Jego wielkości i świętości, Z natury jest On jedynym Synem Bożym, wierzący zaś są dziećmi Bożymi przez laskę na obraz Jezusa i za Jego pośrednictwem, gdyż Ojciec przeznaczył ich „jako przybranych” synów przez Jezusa Chrystusa” (Ef 1, 5). Uczestnictwo w synostwie Bożym, które Jezusowi wyłącznie przysługuje z natury, On dal nam przez laskę. Cała więc wielkość i świętość chrześcijanina zależą od tego, czy potrafi on żyć w całej pełni jako dziecko Boże. Powinien przeto starać się odtworzyć w sobie, tak jak to jest możliwe dla zwykłego stworzenia, wewnętrzne usposobienie Jezusa w stosunku do Ojca niebieskiego.
„Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu” (J 10, 38). Jezus objawia w tych słowach swoje głębokie zjednoczenie z Ojcem. Jezus jako Słowo odwieczne jest z natury swojej zjednoczony z Ojcem w sposób substancjalny, niepodzielny, co nigdy nikomu nie będzie danym naśladować. Lecz również Jezus–Człowiek żyje ściśle zjednoczony z Ojcem. Cala Jego miłość ześrodkowała się na Ojcu. Cały umysł Jezusa tkwi w Ojcu, a Jego wola jest całkowicie zwrócona ku woli Ojca, którą we wszystkim wypełnia. To zjednoczenie Chrystusa–Człowieka z Ojcem niebieskim jest wzorem zjednoczenia chrześcijanina z Bogiem, z tej właśnie przyczyny, że i w Jezusie również jest ono łaską. Łaska, jaką posiada Jezus, jest nieskończona, ma pełnię i doskonałość, jakiej nie posiada żadne inne stworzenie; dlatego wypływające z niej zjednoczenie z Bogiem jest ponad wyobrażenie doskonałe. Jednak również łaska dana ludziom, czyni ich zdolnymi, przynajmniej do pewnego stopnia, do tego, by żyli wpatrując się w Ojca i skierowując do Niego z miłością swoją wolę. Jezus daje nam tego przykład, a równocześnie prosi dla uczniów swoich o podobne do swojego zjednoczenie z Ojcem: „Jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas” (J 17, 21). O nic większego nie mógł Pan prosić dla tych, którzy Go miłują, a fakt, że prosił o to w ostatniej swojej modlitwie do Ojca, jest wezwaniem, a zarazem i zachętą, by dążyć do tego najwyższego celu.
- O duszo moja, rozważaj tę wielką rozkosz miłości, jaką ma Ojciec, poznając Syna swego, a Syn Ojca swego, i zapał, z jakim Duch Święty z Ojcem i Synem się jednoczy! Żadna z trzech Osób nie może się odłączyć od tej miłości i poznania, bo wszystkie trzy są jedną istnością. Wzajemnie siebie poznają, wzajemnie miłują, wzajemną i wspólną cieszą się rozkoszą. Na cóż więc jest im potrzebna miłość moja? Na co jej żądasz ode mnie, Boże mój? Co na niej zyskasz?…
Raduj się, duszo moja, że jest ktoś, kto miłuje twego Boga tak, jak tego jest godzien. Raduj się, że jest taki, który zna dobroć i moc Jego. Dzięki Mu czyń, iż zesłał na ziemię Jednorodzonego Syna, który Go dobrze zna, Dzięki takiej opiece śmiało możesz przystąpić do Boga i błagać Go. Jeśli On znajduje w tobie rozkosz swoją, nie dopuść, aby rzeczy ziemskie przeszkadzały ci znajdować w Nim rozkosz twoją i radować się z wielmożności Jego. Skoro On jest nieskończenie godny tego, by Go wszystko stworzenie chwaliło i miłowało, proś Go, aby ci dał łaskę, byś i ty choć w cząstce zdołała się do tego przyczynić, aby było błogosławione Jego imię (św. Teresa od Jezusa: Wołania duszy do Boga 7, 2–3).
- Ojcze nasz, Ty wiesz, czego potrzebujemy; jeśli wzywasz nas do siebie, dajesz nam również środek, abyśmy mogli dojść do Ciebie. Dajesz nam swojego Syna, aby był naszą drogą, uczył nas prawdy i udzielił życia.
Jednocząc się z Tobą, o Jezu, utożsamiamy się z Tobą, jesteśmy w Tobie, a Ty w nas, jesteśmy twarzą w twarz z Ojcem. Nie widzimy Go, lecz przez wiarę wiemy, że jesteśmy przed Ojcem, razem z Tobą, Ty zaś przedstawiasz nas Jemu. Jesteśmy z Tobą na łonie Ojca, w świątyni bóstwa… Mimo naszej nędzy nie możemy się zniechęcać ani lękać zbliżyć się do Boga, dzięki bowiem Twojej łasce, o Zbawicielu, i razem z Tobą, możemy być zawsze na łonie naszego Ojca niebieskiego (K. Marmion: Chrystus w swoich Tajemnicach 3; 16).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. II, str. 63
http://www.mateusz.pl/czytania/2015/20150127.htm
********
#Ewangelia: Nowe więzy rodzinne
Mieczysław Łusiak SJ
Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: “Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie”. Odpowiedział im: “Któż jest moją matką i którzy są braćmi?” I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: “Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”. (Mk 3, 31-35)
Rozważanie do Ewangelii
Parę dni temu czytaliśmy fragment Ewangelii o bliskich Pana Jezusa, którzy postanowili powstrzymać Go w Jego gorliwości w pomaganiu ludziom, która była tak wielka, że wydawało się, iż “odszedł od zmysłów”. Dziś dowiadujemy się, co się stało, gdy faktycznie przyszli do Niego. Jezus, jakby dla potwierdzenia przypuszczeń, że zwariował, “spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”. Jak bardzo musiał On kochać tych ludzi, skoro byli oni dla Niego jak najbliższa rodzina! Jak bardzo On kocha nas! Mimo naszych grzechów On się do nas przyznaje!
Postawmy sobie pytanie: “Czy Jezus jest moim bratem? Czy kocham Go jak brata? choć trochę tak, jak On kocha mnie?”.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2317,ewangelia-nowe-wiezy-rodzinne.html
Na dobranoc i dzień dobry – Mk 3, 31-35
Mariusz Han SJ
Nasi bliscy krewni…
Prawdziwi krewni Jezusa
Nadeszła Matka Jezusa i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. Właśnie tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: Oto Twoja Matka i bracia na dworze pytają się o Ciebie. Odpowiedział im: Któż jest moją matką i /którzy/ są braćmi? I spoglądając na siedzących dokoła Niego rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten Mi jest bratem, siostrą i matką.
Opowiadanie pt. “O łzach na pogrzebie”
Na pogrzebie bardzo bogatego człowieka było dużo mów, wzdychań i płaczu. W głośnym zawodzeniu wyróżniał się szczególnie jeden z żałobników. Ksiądz prowadzący pogrzeb, podszedł potem do tego zawodzącego i zapytał: – Czy pan jest może krewnym zmarłego? – Nie. – To dlaczego pan tak płacze? – Właśnie dlatego!
Refleksja
Nasi najbliżsi sercu dają nam “jakąś pewność”, że nigdy nie będziemy sami. Nasze mamy, ojcowie, bracia, czy siostry mają w sobie zakodowaną ogromną miłość, która potrafi tak wiele wybaczyć, że daje to nam ogromny komfort czucia się kochanym. Mamy jednak świadomość, że prócz nich są wśród nas też i inni ludzie: krewni, ale też i przyjaciele, koledzy, czy osoby które niewiele znamy. Oni również są naszą “rodziną”, której poświęcamy nasze życie, talenty i czas…
Jezus miał świadomość skąd pochodzi, ale też wiedział jaką ma misję od Ojca. Ta misja polegała na uczeniu nas na nowo: wiary, nadziei i miłości. Uczył nas wiary w Boga i człowieka, dał nadzieję na lepsze jutro, oraz uczuł niełatwej miłości, która ogrania wszystko i wszystkich. Obyśmy czerpali z Tego, co Jezus nam codziennie daje, dla naszego i ludzi dobra…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Kto z rodziny jest Ci najbliższy i dlaczego?
2. Kto jest Twoim największym przyjacielem spoza rodziny? Dlaczego właśnie On?
3. Czy masz świadomość własnego pochodzenia od Boga Ojca?
I tak na koniec…
“Najważniejsze jest, by gdzieś istniało to, czym się żyło: i zwyczaje, i święta rodzinne. I dom pełen wspomnień. Najważniejsze jest, by żyć dla powrotu” (Antoine de Saint-Exupéry)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,152,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-3-31-35.html
******
Komentarz liturgiczny
Prawdziwi krewni Jezusa
(Mk 3, 31-35)
Asja Kozak
asja@amu.edu.pl
http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html
*****
Refleksja katolika
Dla Kościoła pracować, znosić trudy i cierpienia
Hasłem moim niech będzie: we wszystkim szukać Boga, wszystko czynić na większą chwałę Bożą, we wszystko wnosić ducha Bożego, wszystko przepajać duchem Bożym. Bóg i Jego chwała niech się stanie ośrodkiem całego mojego życia, osią, dokoła której mają się obracać wszystkie moje myśli, uczucia, pragnienia i czyny.
Całuję rękę Twej Opatrzności i całkowicie Tobie się oddaję, Panie. Prowadź mnie, Ojcze niebieski, czyń ze mną, co Ci się podoba. Dziwną drogą upodobałeś sobie prowadzić mnie, Panie, lecz któż odgadnie Twoje drogi i zamiary? Oto ja sługa Twój, poślij mnie, dokąd zechcesz. Rzucam się jak dziecko w Twoje objęcia, nieś mnie! Upodobałeś sobie wieść mnie drogą trudów, cierpień i ciężarów. Dzięki Ci za to, wielkie dzięki! Spodziewam się, że idąc tą drogą niełatwo zbłądzę, gdyż jest to droga, którą szedł mój najmilszy Zbawiciel, Jezus Chrystus.
Spraw, abym coraz bardziej zapierał się samego siebie, a Ciebie coraz więcej miłował. Udziel mi odwagi i męstwa, abym dla wywyższenia Twego Imienia i dla dobra Twojego Kościoła nie ugiął się przed żadnymi trudnościami, przeszkodami, ani rąk nie opuścił; żebym szedł odważnie, wszędzie się wciskał, gdzie tylko można dla Ciebie pracować i cierpieć.
Czyż nie powinniśmy iść tam, gdzie można jak najwięcej zyskać dla Boga, gdzie można jak najwięcej dusz zbawić, to jest tam, gdzie największe bezbożnictwo, zepsucie, obojętność w wierze, oddalenie od Kościoła? Czyż nie powinniśmy usiłować wszędzie się przedostać, wcisnąć, gdzie tylko można zdobyć coś dla Chrystusa i Kościoła? Jeżeli jedne drzwi zamknięte, przebijmy sobie inne, aby wpuścić światło.
Święty Kościele katolicki, prawdziwe królestwo Chrystusowe na ziemi, najgorętsze moje ukochanie! Jeślibym ciebie zapomniał, niech będzie zapomniana prawica moja. Niech przyschnie do podniebienia język mój, jeślibym o tobie nie pamiętał, jeślibym ciebie nie uważał za najmilszą Matkę moją, za największą pociechę moją. Niech ten okrzyk będzie ustawicznym wołaniem serca mego. Jeśli wolno prosić, to daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty kąt. Niech i mnie tak zużyją i wykorzystają, aby tylko w Twoim Kościele przynajmniej jeden kącik był lepiej oczyszczony, aby tylko w Twoim domu było czyściej i schludniej. Niech mnie potem rzucą gdziekolwiek, jak tę brudną, zużytą ścierkę. Daj, bym został wzgardzony, bym się zdarł, zużył, byle tylko Twoja chwała rosła i rozszerzała się, bylem się przyczynił do wzrostu i umocnienia Twojego Kościoła. Dozwól mi, abym mógł pracować i cierpieć dla Ciebie i Twojego świętego Kościoła, i jego widzialnej głowy – Ojca świętego.
Daj to, Boże, byśmy zostali porwani tą jedyną wielką myślą: dla Kościoła pracować, znosić trudy i cierpienia, tak się sprawami Kościoła przejmować, aby cierpienia, troski i rany Kościoła były naszymi troskami, cierpieniami i ranami serca; byśmy porwani tym jednym pragnieniem niczego tu na ziemi się nie spodziewali, niczego nie szukali, żadnej innej zapłaty nie oczekiwali, lecz tylko tego pragnęli, by życie swoje poświęcić Bogu i Kościołowi, zedrzeć się i zużyć w pracach, uciskach i walkach dla Kościoła; byśmy mieli to wielkie męstwo, aby żadnych przeszkód ze strony świata i jego potęg się nie lękać, żadnej bojaźliwości się nie poddawać, lecz iść odważnie do walki i pracy dla Kościoła, zwłaszcza tam, gdzie władza świecka prześladuje Kościół i zakony, gdzie organizacje i instytucje kościelne najbardziej krępuje. Jednego tylko się lękajmy: aby nie umrzeć, nie skosztowawszy cierpień, ucisków i trudów dla Kościoła, dla zbawienia dusz, dla rozszerzenia chwały Bożej. Obyśmy nasze myśli, pragnienia i zamiary kierowali ku temu jednemu, aby wszędzie wnosić Chrystusa, wszystko przepajać Jego duchem, wszędzie wywyższać imię Kościoła.
Dzięki Ci, Panie, za udzielone mi szczególne uczucie miłości względem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Jakże słodko jest modlić się przypadłszy do Jej stóp i zatapiać się w modlitwie. Dusza zdaje się omdlewać, owładnięta najsłodszymi uczuciami, ciało zaś przenikają dziwne, niepojęte i nie dające się wyrazić dreszcze. Prawie tego samego doświadczam, gdy Twój krzyż święty do serca i piersi przyciskam.
***
Biblia pyta:
Nie mów: Jak się to dzieje, że dawne dni były lepsze niż obecne? – Bo nieroztropnie o to się pytasz.
Koh 7:10
***
KSIĘGA III, O wewnętrznym ukojeniu
Rozdział XLIX. O UPRAGNIENIU ŻYCIA WIECZNEGO I O TYM, JAK WIELKIE RZECZY OBIECANO TAM BOJUJĄCYM TU NA ZIEMI
1. Synu, skoro uczujesz, że spłynęła na ciebie tęsknota wiecznej szczęśliwości 2 P 1,13-14, i zapragniesz wyjść z domu swego ciała, aby oglądać moją światłość nie zmąconą cieniem J 17,24, otwórz serce i przyjmij miłośnie to święte utęsknienie Jk 1,17.
Podziękuj najwyższej Dobroci, że zesłała ci tę łaskę nawiedzając cię miłościwie, zagrzewając żarliwie, unosząc ku sobie swoją mocą, abyś własnym ciężarem nie uwiązł przy ziemi.
Bo nie jest to zasługa twoich rozmyślań ani wysiłków, ale dar najwyższej łaski i Bożej miłości, abyś dojrzewał w dobru i pokorze i przygotowywał się do dalszych bojów, abyś całym sercem przylgnął do mnie i starał się służyć mi jak najgorliwiej.
2. Synu, bywa, że ogień płonie, ale płomień wznosi się ku górze wraz z dymem. Tak właśnie często płonie w ludziach pragnienie niebios, a przecież nie są wolni od pożądań ciała. Kiedy więc zwracają się z utęsknieniem do Boga, czynią to niezupełnie dla chwały Bożej.
Takie bywa często i twoje pragnienie, którym natrętnie chcesz mi pochlebić. Bo to, co ma w sobie choć trochę interesowności, nie może być czyste ani doskonałe.
3. Nie o to proś, co jest dla ciebie miłe i pożądane, ale co ja wybrałem jako dobre i chwalebne dla ciebie, bo jeśli głębiej pomyślisz, potrafisz swoje pragnienie podporządkować mojej woli i jej się tylko trzymać. Ja znam twoje pragnienia i słyszę twoje wzdychanie Ps 38(37),10. Wiem, że chcesz być już wolny w chwale dzieci Bożych Rz 8,21, marzysz o domu wiekuistym i ojczyźnie niebieskiej pełnej radości, ale jeszcze nie nadeszła godzina.
Jest jeszcze inny czas, czas walki Koh 3,6, czas trudu i czas próby. Pragniesz, aby cię napełniło najwyższe dobro, ale nie możesz tego osiągnąć. Jam jest, poczekaj na mnie So 3,8, mówi Pan, aż przyjdzie Królestwo Boże Łk 22,18.
4. Na razie musisz jeszcze być tutaj na ziemi i tu walczyć. Niekiedy będzie ci dane wytchnienie, nigdy nasycenie. Umacniaj się więc i bądź dzielny Joz 1,7 i w działaniu, i w znoszeniu tego, co sprzeciwia się twojej naturze. Masz się przeoblec w nowego człowieka Ef 4,24; Kol 3,10 i w innego człowieka się przemienić 1 Sm 10,6.
Trzeba, żebyś robił często to, czego nie chcesz, a rezygnował z tego, czego chcesz. Innym samo przychodzi to, czego zapragną; czego ty pragniesz, samo nie przyjdzie. Gdy inni mówią, wszyscy ich słuchają, kiedy ty mówisz, nikt nie zwraca uwagi. Inni proszą i otrzymują, ty poprosisz, nie dostaniesz.
5. Inni będą wielcy na ustach ludzi, o tobie będzie milczenie. Innym to lub owo powierzą, ciebie uznają za nieudolnego. Dlatego naturalne jest, że czasem będzie ci smutno, ale wielka to rzecz, jeśli zniesiesz to w milczeniu.
W ten sposób Pan doświadcza zwykle wiernego sługę, czy umie on się wyrzec wszystkiego i wszystko przezwyciężyć.
A już najbardziej masz siebie pokonywać, gdy coś jest przeciwne twojej woli, gdy czegoś nie chcesz widzieć i znosić, gdy każą ci robić coś, co ci nie odpowiada i wydaje ci się niepotrzebne.
Nie śmiesz sprzeciwić się władzy, choć jesteś stworzony do uległości, dlatego tak ciężkie ci się wydaje spełnianie cudzych poleceń i przeciwstawianie się własnym uczuciom.
6. Ale pomyśl, synu, jaki będzie owoc tego trudu, jak szybki koniec niedoli, jak ogromna nagroda, a wtedy nie będziesz już odczuwał ciężaru, ale wielką ulgę w cierpieniu. Bo w zamian za tę skromną swoją wolę, której tu sam się wyrzekniesz Hbr 6,18, otrzymasz wiecznotrwałą wolność w niebie.
Tam odnajdziesz wszystko, czego zechcesz, wszystko, czegokolwiek mógłbyś zapragnąć. Tam wszystko dobro samo przyjdzie do ciebie, i to bez obawy utraty. Tam twoja wola będzie zawsze równoznaczna z moją, nic z zewnątrz, niczego na własność nie zapragnie.
Tam nikt ci się nie sprzeciwi, nikt na ciebie nie poskarży, nikt nie przeszkodzi, nikt nie stanie na drodze, ale wszystko, czego zapragniesz, jednocześnie się spełni, orzeźwi cię i nasyci.
Tam za urazy doznane dam ci chwałę Iz 61,3, za smutki szatę wesela, a za ostatnie miejsce pobytu mieszkanie w Królestwie na wieki 1 Mch 2,57. Tam okaże się owoc posłuszeństwa, tam trud pokuty zmieni się w radość, a pokora przywdzieje wieniec chwały.
7. Teraz więc z pokorą podaj się w ręce ludzi i nie zważaj na to, kto ci co polecił lub kazał. Ale na to zważaj, aby przyjmować w dobrej wierze, a potem szczerze i ochotnie wypełniać wszystko, czegokolwiek ktoś od ciebie zażąda, czy to większy od ciebie, czy mniejszy, czy równy tobie.
Niech jeden dąży do tego, drugi do czegoś innego, niech jeden chlubi się tym, drugi czym innym, i niechaj chwalą ich tysiące, ty zaś nie ciesz się ani z tego, ani z tamtego, ale tylko z wyrzeczenia się siebie i wypełniania mojej woli.
Tego powinieneś pragnąć, aby przez życie twoje i przez śmierć zawsze działa się tylko chwała Boża Flp 1,20.
Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’
***
WIECZNOŚĆ NIE MA CHWIL
Czy wiecie, żeśmy dłużej niżeli Bóg żyli?
Bóg jest wieczny, a przecież nie żył ani chwili.
Adam Mickiewicz
***
Nigdy nie rób sobie tatuażu.
H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’
http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html
******
Refleksja maryjna
Pastoralne kierunki kultu Maryi
Sobór święty umyślnie podaje do wiadomości naukę katolicką, napominając równocześnie wszystkich synów Kościoła, aby szczerze popierali kult błogosławionej Dziewicy, szczególnie liturgiczny, a praktyki i zbożne ćwiczenia ku Jej czci, zalecane w ciągu wieków przez Urząd Nauczycielski, cenili wysoko i pobożnie zachowywali to, co Kościół postanowił o kulcie obrazów Chrystusa, Błogosławionej Dziewicy i Świętych. Teologów zaś i głosicieli słowa Bożego gorąco zachęca, by wystrzegali się zarówno wszelkiej fałszywej przesady, jak i zbytniej ciasnoty umysłu. Studiując pilnie pod przewodem Urzędu Nauczycielskiego Pismo Święte, Ojców i doktorów oraz liturgie Kościoła, niechaj we właściwy sposób wyjaśniają dary i przywileje Błogosławionej Dziewicy, które zawsze odnoszą się do Chrystusa, źródła wszelkiej prawdy, świętości i pobożności. Niech się pilnie wystrzegają wszystkiego, cokolwiek w słowach lub czynach mogłoby braci odłączonych lub jakichkolwiek innych ludzi wprowadzić w błąd co do prawdziwej nauki Kościoła. Niechaj następnie wierni pamiętają o tym, że prawdziwa pobożność nie polega ani na czczym i przemijającym uczuciu, ani na próżnej łatwowierności, lecz pochodzi z prawdziwej wiary, która prowadzi nas do uznania przodującego stanowiska Bogarodzicielki i pobudza do synowskiej miłości ku Matce naszej oraz do naśladowania Jej cnót.
KK 67
teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR, Kraków 2000
www.salwator.com
http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html
************
Św. Augustyn (354 – 430), biskup Hippony (Afryka Północna) i doktor Kościoła
Kazanie 25 do Ewangelii św. Mateusza; PL 46, 937
Błagam was, zważcie na to, co mówi wam Chrystus Pan, wyciągając dłoń w stronę uczniów: „Oto moja matka i moi bracia”. I następnie: „Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”. Czy Dziewica Maryja nie pełniła woli Ojca – przecież uwierzyła przez wiarę, poczęła przez wiarę, została wybrana, aby narodziło się z Niej zbawienie dla nas i została stworzona w Chrystusie, zanim Chrystus został stworzony w Niej? Święta Maryja pełniła, tak, pełniła wolę Ojca i, w rezultacie, dla Maryi ważniejszym jest bycie uczniem Chrystusa niż Jego matką; korzystniejszym jest dla Niej bycie uczniem Chrystusa niż matką Chrystusa. Maryja była zatem błogosławiona, ponieważ, zanim zrodziła Nauczyciela, nosiła Go w swoim łonie…
Święta Maryja, szczęśliwa Maryja! A jednak Kościół więcej jest wart niż Dziewica Maryja. Dlaczego? Ponieważ Maryja jest częścią Kościoła, członkiem wybitnym, znakomitszym od innych, ale jednak członkiem całego ciała… Dlatego, moi drodzy, spójrzcie na siebie: jesteście członkami Chrystusa i jesteście ciałem Chrystusa (1Kor 12,27). W jaki sposób? Zwróćcie uwagę na to co mówi: „Oto moja matka i moi bracia”. Jak będziecie matką Chrystusa? „Kto słucha, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką”.
*********
Kilka słów o Słowie 27 I 2015
****************
PLASTER MIODU. Psalm 4: Przełykając ślinę
PSALM 4
Modlitwa i napomnienie
1 Kierownikowi chóru. Na instrumenty strunowe. Psalm. Dawidowy.
2 Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi,
Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz.
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia –
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę!
3 Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali?
Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa?
4 Wiedzcie, że Pan mi okazuje cudownie swą łaskę,
Pan mnie wysłuchuje, ilekroć Go wzywam.
5 Zadrżyjcie i nie grzeszcie,
rozważcie na swych łożach i zamilknijcie!
6 Złóżcie należne ofiary
i miejcie w Panu nadzieję!
7 Wielu powiada: “Któż nam ukaże szczęście?”
Wznieś ponad nami, o Panie, światłość Twojego oblicza!
8 Wlałeś w moje serce więcej radości
niż w czasie obfitego plonu pszenicy i młodego wina.
9 Gdy się położę, zasypiam spokojnie,
bo Ty sam jeden, Panie,
pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie.
http://www.nonpossumus.pl/ps/Ps/4.php
****************************************************************************************************************************************
Jerzy urodził się 13 kwietnia 1871 roku w wielodzietnej rodzinie litewskiej, we wsi Lugine koło Mariampola na Litwie. Oboje rodzice umarli, gdy był małym dzieckiem. Był wychowywany przez swojego starszego brata Jana, niezwykle surowego i wymagającego człowieka. Pomimo kłopotów zdrowotnych i materialnych – często nie miał za co kupić podręczników – uczył się dobrze dzięki swojej niezwykłej pilności i pracowitości. Po kilku latach nauki na prawach eksternisty w gimnazjum (od 1883 r.) zachorował na gruźlicę kości. Musiał posługiwać się kulami. Choroba ta gnębiła go do końca życia. Już w gimnazjum pragnął zostać kapłanem. Jednakże dopiero w 1891 roku, jako dwudziestoletni młodzieniec, wstąpił do seminarium duchownego w Kielcach. Wówczas też zmienił swoje nazwisko z Matulaitis na Matulewicz. Zapamiętano go jako kleryka pełnego spokoju, wewnętrznej równowagi, otwartego i pracowitego. Gdy władze carskie zamknęły seminarium, kontynuował naukę w Warszawie, a następnie w Petersburgu. Tu przyjął święcenia kapłańskie 31 grudnia 1898 roku. W następnym roku ukończył Akademię Petersburską jako magister teologii. Doktorat uzyskał na uniwersytecie we Fryburgu Szwajcarskim.
Powrócił do Kielc, gdzie podjął zajęcia jako profesor seminarium (do 1904 r.). Postępująca gruźlica kości spowodowała, że musiał poddać się ciężkiej operacji w jednym z warszawskich szpitali. Po kuracji rozwinął działalność społeczną w Warszawie, zakładając m.in. Stowarzyszenie Robotników Katolickich oraz gimnazjum na Bielanach. W 1907 roku objął katedrę socjologii w Akademii Duchownej w Petersburgu. Dojrzał w nim wówczas zamiar odnowienia i zreformowania zakonu marianów, skazanego przez władze carskie na wymarcie. 29 sierpnia 1909 roku, w kaplicy biskupiej w Warszawie, złożył śluby zakonne na ręce ostatniego żyjącego marianina ojca Wincentego Senkusa. Rok później ułożył nowe konstytucje dla marianów, którzy odtąd mieli być zgromadzeniem ukrytym. Jeszcze w tym samym roku Pius X potwierdził regułę. Pierwszy nowicjat odnowionej wspólnoty złożony z 2 profesorów i jednego ucznia został utworzony w Petersburgu. W 1911 r. we Fryburgu Szwajcarskim powstał drugi nowicjat, następnie powstał dom zakonny w Chicago, a podczas I wojny światowej dom na Bielanach pod Warszawą. W 1911 roku Jerzy Matulewicz został generałem zakonu, którym kierował do śmierci.
Po zakończeniu działań wojennych ojciec Jerzy powołał Zgromadzenie Sióstr Ubogich Niepokalanego Poczęcia NMP, które szybko rozprzestrzeniło się na Litwie i w Ameryce. Założył również Zgromadzenie Sióstr Służebnic Jezusa w Eucharystii oraz wspierał zgromadzenia założone przez bł. o. Honorata Koźmińskiego. W 1918 roku Benedykt XV mianował go biskupem wileńskim. Udało mu się umocnić katolicyzm w diecezji. Na własną prośbę został zwolniony z obowiązków biskupa w sierpniu 1925 roku. Pragnął poświęcić się całkowicie kierowaniu zgromadzeniem marianów, lecz już w grudniu tego samego roku został mianowany wizytatorem apostolskim na Litwie. W ciągu dwóch następnych lat nieludzkimi wprost wysiłkami udało mu się zorganizować życie katolickie w tym kraju i naprawić stosunki ze Stolicą Apostolską.
W trakcie prac nad zatwierdzeniem konkordatu, ojciec Jerzy umarł nagle po nieudanej operacji 27 stycznia 1927 r. Beatyfikowany został przez św. Jana Pawła II w 1987 roku podczas uroczystości z okazji 600-lecia Chrztu Litwy. Jego relikwie spoczywają w kościele w Mariampolu. Jest jednym z patronów Litwy.
|
Moim hasłem niech będzie: we wszystkim szukać Boga, wszystko czynić na większą Chwałę Boga.Bóg i Jego Chwała niech się stanie ośrodkiem całego mojego życia.Bóg jest tak dobry i łaskawy, że szuka nas pierwszy.Panie, kocham Cię! Daj, abym Cię kochał i nigdy kochać nie przestawał.Daj mi, Panie, we wnętrzu mego serca i duszy, jakby w kaplicy, przebywać z Tobą.Dziwną drogą upodobałeś sobie prowadzić mnie, Panie, lecz któż odgadnie Twoje drogi i zamiary.Ukaż mi Sam, co mam czynić…….Głosiciel Ewangelii nie stanie się światłością świata, jeżeli zabraknie w nim Światłości.Pozwól nam, Panie, spłonąć jak świeca na ołtarzu i spalić się jak ziarnka kadzidła, wydając miłą woń na Chwałę Bożą.Trzymajmy w objęciu Krzyż Pana Jezusa, a nie zaszkodzą nam żadne moce.Daj to, Boże, abyśmy zostali porwali tą jedną wielką myślą: dla Kościoła pracować, znosić trudy i cierpienia.Niech nasza gorliwość zwraca się zawsze w tę stronę, gdzie ludzie wcale nie znają jeszcze Chrystusa.Dobry pracownik w winnicy Chrystusowej nie może pozostawić ani skrawka ziemi nie uprawiwszy jej i nie zrosiwszy swoim potem, a jeśli trzeba to nawet i krwią.Ja tak kocham Kościół nasz Święty, tak pragnę Mu służyć, tak pragnę, by jak najwięcej ludzi służyło Mu i pracowało dla Niego.Cel życia Chrystusowego powinien się stać i moim celem, a narzędzia i środki, jakich Chrystus używał powinny być również moimi.Jeżeli naprawdę pozbędziesz się wszystkiego i opuścisz wszystko dla Boga, to co Ci ludzie mogą zrobić? Boga Ci nie odbiorą, Nieba przed tobą nie zamkną, do piekła cię nie wtrącą, jeżeli sam tam iść nie zechcesz. Nawet nie wyrzucą cię z kuli ziemskiej.Wszystko dla Chrystusa i przez Chrystusa.
http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jerzy_matulewicz/mysli.htm
Litania do Bł. Jerzego Matulewicza
Kyrie Elejson, Chryste Elejson, Kyrie Elejson, Chryste usłysz nas, Chryste wysłuchaj nas, Ojcze z Nieba, Boże – zmiłuj się za nami, Synu, Odkupicielu świata, Boże,…. Duchu Święty, Boże,…. Święta Trójco, Jedyny Boże,….
Święta Maryjo – módl się za nami,Matko Chrystusowa,….
Niepokalana Matko Kościoła,….
Święty Józefie,….
Święty Piotrze i Pawle,….
Święta Tereso od Dzieciątka Jezus,….
Błogosławiony Biskupie Jerzy,….
Gorący czcicielu Niepokalanej,….
Rozmiłowany w Kościele,….
Posłuszny synu Stolicy Świętej,….
Pokorny Wizytatorze Apostolski Litwy,….
Wzorze Kapłanów i Zakonników,….
Dobry Pasterzu powierzonej ci Owczarni,….
Apostole jedności Kościoła,….
Sprawiedliwy ojcze zwaśnionych narodów,….
Gorliwy wychowawco młodzieży,….
Nauczycielu robotników i studentów,….
Obrońco praw człowieka,….
Opiekunie sierot,….
Odnowicielu życia zakonnego,…..
Baranku Boży, Który gładzisz grzechy świata, przepuść nam, Panie,
Baranku Boży, Który gładzisz grzechy świata, wysłuchaj nas, Panie,
Baranku Boży, Który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Módlmy się: Boże, Który w sercu Bł. Jerzego Biskupa, rozpaliłeś płomień miłości do Chrystusa i Kościoła, spraw prosimy, abyśmy za jego przykładem i wstawiennictwem usilnie naśladowali Twojego Syna i umacniali Jego Mistyczne Ciało. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
http://mtrojnar.rzeszow.opoka.org.pl/swieci/jerzy_matulewicz/litania.htm
Bł. KS. Bp Jerzy Matulewicz – Dzienniki – Refleksje, oświecenia, natchnienia, postanowienia
1
Najwyższy ideał
Petersburg, 14 października 1910 r.
Hasłem moim niech będzie: we wszystkim szukać Boga, wszystko czynić na większą chwałę Bożą, we wszystko wnosić ducha Bożego, wszystko przepajać duchem Bożym. Bóg i Jego chwała niech się stanie ośrodkiem całego mojego życia, osią, dokoła której mają się obracać wszystkie moje myśli, uczucia, pragnienia i czyny. Chwała Boża i zbawienie dusz! Czyż może być jakiś inny cel wyższy szlachetniejszy ponad ten? W porównaniu z nim jakże nikłe wydaje się wszystko inne! Wobec niego cóż warte najlepsze i najszlachetniejsze dążenia? Czyż nie jest to rzecz godna i sprawiedliwa, abyśmy dla tego celu poświęcili wszystko, co tylko mamy: czas, majątek, zdolności, a nawet samo życie?
2
Istota naszego powołania
15 października 1910 r.
Święci starali się ze wszystkich sił osiągnąć doskonałość, pamiętając o wzniosłych słowach Chrystusa: Bądźcie doskonali, jako i Ojciec wasz niebieski doskonały jest (Mt 5,48). Dążyli zaś do tego wzniosłego celu, czyniąc wysiłki, by stać się coraz bardziej podobnymi do Jezusa Chrystusa. Jeżeli więc naprawdę chcę iść śladami świętych, to cel życia Chrystusowego powinien się stać i moim celem, a narzędzia i środki, jakich Chrystus używał, powinny być również moimi.Czego pragnął Chrystus? Założyć Królestwo Boże na ziemi, to jest święty nasz Kościół. Jaką drogą do tego zmierzał? Drogą całkowitego zaparcia się, drogą pracy, trudów, ubóstwa, poniżenia, prześladowania i cierpienia. A szedł tą drogą, dopóki nie skłonił swej głowy, przybity do krzyża. Co z tego wynika? Obowiązek dla każdego z nas, aby dobrowolnie i całkowicie zaparłszy się siebie, bez zastrzeżeń oddać się i poświęcić Kościołowi
5) podkreślenie Autora. W tym widzę sens i istotę naszego powołania: należy dobrowolnie i chętnie zaprzeć się siebie, swoich wygód i przyjemności, zachcianek i rozkoszy. Wyrzec się tego świata: jego bogactw, dóbr, jego próżnej chwały, siebie samego zaś i wszystkie swoje talenty oraz dary natury i łaski zupełnie i całkowicie poświęcić i oddać Kościołowi, dla jego dobra, obrony, zachowania, rozwoju, postępu i wzrostu. Daj Boże, abym nigdy o tym nie zapomniał.
3
Duch apostolski
Jaka jest najlepsza taktyka w dążeniu do tego celu? Wydaje mi się, że nie tyle taktyka defensywna, obronna, ile raczej ofensywna, atakująca, zdobywcza. Sami, przejąwszy się duchem Chrystusowym, powinniśmy się starać zbierać wokół siebie i organizować ludzi dobrej woli. Kształcić ich, przygotowywać do pracy, a następnie razem z nimi i przez nich wszędzie wnosić Chrystusa, wszystko odnawiać i odbudowywać w Chrystusie, wszystkich pozyskiwać dla Chrystusa, wszystkich pociągać ku Chrystusowi. Panie Jezu, zapal serca nasze ogniem takiej gorliwości. O to Cię proszę.
4
Dążenie do doskonałości
17 października 1910 r.
Naszym celem powinno być dążenie do doskonałości. Doskonalenie siebie, doskonalenie innych i doskonalenie prac. Doskonalić się w życiu duchowym, wybierając spośród praktyk duchowych zwłaszcza te, które bardziej zmuszają człowieka, by żył świadomym życiem nadprzyrodzonym, jak np. czysta, nadprzyrodzona intencja, która powinna stać się w naszym życiu prawdziwym nawykiem, szczegółowy i ogólny rachunek sumienia, rozmyślanie, czytanie duchowne, dobrze i sumiennie odbywana spowiedź i przynajmniej raz w miesiącu dokładne, z całą szczerością składane sprawozdanie ze swojego życia duchowego kierownikowi sumienia. Jeśli zaś chodzi o inne sprawy, to należy dążyć do tego, by poza ogólnym wykształceniem zdobyć specjalizację w jakiejś dziedzinie, aby jak najlepiej wykorzystywać czas, zdawać przełożonym dokładne sprawozdanie ze swoich prac oraz z całego swego życia zewnętrznego. Pracując tak nad własnym udoskonaleniem, należy też pomagać innym w pracy nad sobą. Pomagając bowiem bliźnim w doskonaleniu się, służąc im, człowiek sam się doskonali i innych podnosi wzwyż.
5
Opracowywanie przepisów zakonnych
18 października 1910 r.
Chociaż wstąpiliśmy do starego zakonu, to jednak trzeba wszystko na nowo tworzyć i budować. Na nas samych ciąży obowiązek opracowania instrukcji i innych przepisów.W jaki sposób możemy to wykonać najlepiej? Oczywiście, trzeba najpierw szukać światła w modlitwie, ale sami powinniśmy też robić, co jest w naszej mocy. Wydaje mi się, że najlepszy byłby następujący sposób:
a) Najpierw trzeba, w miarę możliwości, zbadać, do czego doszli już inni w interesujących nas sprawach, do jakich wyników doprowadziło ich doświadczenie, wiedza, życie, aby nie podejmować dokonanej już pracy.
b) Następnie rady, wskazówki, pouczenia i przepisy dawnych naszych ojców powinniśmy próbować dostosować do własnego życia, do tych okoliczności, w których wypadło nam żyć i pracować. Należy uważać, co ze spucizny naszych poprzedników zachować, co zmienić, co odrzucić i co dodać. Innymi słowy: z zebranego materiału należy opracować nowe przepisy.
c) Te normy z kolei trzeba naprawdę wprowadzić w życie i starannie je zachowywać. Najpiękniejsze i najlepsze przepisy nie pomogą, jeśli nie będą zachowywane i nie będą stanowić zasad postępowania. Należy ustanawiać i zatrzymywać tylko takie przepisy, które odpowiadają naszemu celowi, są rozumne, pożyteczne i możliwe do wykonania.
Wprowadzając w życie te nowe przepisy, dobrze byłoby, aby każdy zanotował swoje uwagi, jak mu się udaje je zachowywać, jakie ma trudności i przeszkody, jaką w nich widzi korzyść lub szkodę, jak należałoby je ulepszyć, co zmienić itp. To samo można by powiedzieć o dawnych przepisach, jeżeli z biegiem czasu zaistnieje konieczność wprowadzenia w nich zmian. Szczególnie powinni się o to troszczyć przełożeni.
Po dostatecznym wypróbowaniu przepisów bracia powinni się zebrać, rozważyć wspólnie i przedyskutować swoje uwagi i doświadczenia, albo przynajmniej przesłać zebrany materiał specjalnie do tego wyznaczonej komisji. Zadaniem jej będzie uporządkowanie materiału oraz wprowadzenie odpowiednich zmian do przyjętych przepisów.
e) Poprawione i przedyskutowane przepisy należy dać ponownie do wypełniania wszystkim i wówczas można już je zaliczyć do wykazu wypróbowanych jako stałe.Można tak postąpić nie tylko odnośnie do norm i instrukcji, lecz również do podejmowanych prac i dzieł, a nawet pod pewnym względem do całego Zgromadzenia. Albowiem tak jednostka, jak i społeczność poweinny się ustawicznie doskonalić i rozwijać. Będę się starał stosować to w praktyce.
6
Świętość fundamentem prac
22 października 1910 r.
Wszystkie nasze prace i zamierzenia mamy opierać na fundamencie
naszej osobistej świętości. Tylko wtedy będą one miały silne i niewzruszone podłoże. Dla własnego duchowego udoskonalenia nie należy nigdy
żałować ani czasu, ani trudu. Temu dziełu, najważniejszemu z ważnych,
trzeba się oddać całym sercem. Cóż bowiem pomoże człowiekowi, choćby
cały świat pozyskał, a na duszy swojej szkodę poniósł? (Mt 16,26; por. Mk
8,36; Łk 9,25). Daj, Panie, abym o tym zawsze pamiętał.
7
Przygotowanie ludzi
23 października 1910 r.
Mając na względzie potrzeby Kościoła, prowadzone dzieła i instytucje
oraz zdolności każdego, należy uczyć i wychowywać braci, nie szczędząc
6
Braćmi nazywa o. Matulewicz wszystkich marianów; jeżeli zaś mówi wyłącznie o braciach
zakonnych niekapłanach, to wówczas zaznacza to wyraźnie, co w tłumaczeniu zostało
oddane przez: bracia zakonni, lub bracia laicy.
28ani trudu, ani pieniędzy. Doskonałość i dążenie do niej powinno być nie
tylko zasadą naszego osobistego życia, lecz także naszych prac. Gdy chodzi
o wychowanie duchowe braci, o ich doskonalenie i przygotowanie do pracy
i dzieł – podejmowanych dla dobra Kościoła i chwały Bożej – Zgromadzenie nasze niech nigdy nie szczędzi wydatków, pracy i ludzi. Trzeba bowiem
przygotować sobie odpowiednich pracowników.
8
Kierunki prac Zgromadzenia
Zgromadzenie powinno ustawicznie troszczyć się o swoje sprawy;
musi być w nim dobra organizacja, karność, zdrowy duch i porządek. Należy nie tylko pilnować utrzymania karności, porządku i zdrowego ducha,
lecz ponadto starać się rozwijać je i doskonalić. Poszczególne osoby, jak
również całe Zgromadzenie powinny starać się ustawicznie zdążać ku doskonałości i w niej wzrastać poprzez duchowe kształcenie, wychowywanie
swoich braci, przysposabianie ich i przygotowywanie do pracy dla dobra
Kościoła, zakładanie i udoskonalanie swoich dzieł i instytucji. Zgromadzenie powinno się również troszczyć o siebie jako o organizm, aby życie
w nim było coraz lepiej zorganizowane, ułożone i zdyscyplinowane.
Jeśli Zgromadzenie poświęca ludzi, wiele trudu i pieniędzy dla dobra
innych dzieł, to tym bardziej nie powinno niczego żałować na to, żeby w sobie, jako organizmie, podtrzymać, wzmocnić i udoskonalić życie, dobrego
ducha, karność, porządek i organizację.
9
Korzystać z doświadczeń innych
Dla dobrego zorganizowania się nie trzeba niczego żałować, gdyż
w tym jest nasza moc. Dlaczego nie mielibyśmy w tym celu poznać innych
organizacji, ażeby się przyjrzeć ich życiu, porządkowi i dziełom? Dlaczego
by nie przyswoić sobie tego dobra, do którego inni doszli przez własne wieloletnie doświadczenie, przez modlitwę, pod wpływem natchnienia Bożego
i szczególnej łaski? Czemu nie uczyć się od innych tego, co można? Od
innych zgromadzeń można by wziąć dla siebie coś pożytecznego. Dlaczego
by nie przestudiować konstytucji, instrukcji i reguł innych zgromadzeń? Ile
tam doświadczenia, ile ducha Bożego, ile nadprzyrodzonego światła!
29Popatrzmy, jak ludzie świeccy zakładają i udoskonalają swoje instytucje. Objeżdżają nie tylko całą Europę, lecz często i Amerykę, aby zobaczyć,
jak inni zakładają i prowadzą tego rodzaju dzieła. Cokolwiek dobrego zobaczą gdzie indziej, starają się przeszczepić do swego kraju, dostosowując do
miejscowych okoliczności i warunków. Czy i my nie moglibyśmy pójść za
ich przykładem, aby coraz to lepiej zorganizować, pokierować i uporządkować nasze Zgromadzenie?
10
Do pracy dla Zgromadzenia kierować ludzi najlepszych
Dla podtrzymania i udoskonalenia własnego organizmu Zgromadzenie
nasze nie powinno nigdy żałować poświęcenia ludzi najlepszych, najpoboż-
niejszych, najroztropniejszych, najzdolniejszych i najbardziej odpowiednich. W szczególny sposób mieć na uwadze wychowywanie nowicjuszy,
kształcenie braci i inne podobne prace. Dobrze byłoby odwiedzić niekiedy
inne zgromadzenia, przyjrzeć się ich życiu, aby zorientować się, co dobrego
można by przejąć i wprowadzić u nas, jak uniknąć rozmaitych trudności
i pomyłek. Trzeba się wystrzegać, by mistrzów nowicjuszy i przełożonych
domów nie obarczać innymi, ubocznymi pracami, aby mogli pilnie i wy-
łącznie służyć Zgromadzeniu.
Na drugim miejscu powinny być wszelkie dzieła i prace prowadzone
przez Zgromadzenie. I tutaj musi być zastosowana zasada doskonałości
i stałego postępu w niej, abyśmy w pracach stali nie gorzej od ludzi świeckich, lecz – o ile to możliwe – przewyższali ich i byli dla nich wzorem.
11
Prymat doskonałości osobistej
24 października 1910 r.
Ważne jest, aby każde przedsięwzięcie rozpoczynać we właściwy
sposób i od razu przystępować do sedna sprawy. Dlatego też we wszystkim
należy najpierw wziąć pod uwagę cel i istotę rzeczy, a po rozważeniu zadecydować, czy cel jest dobry, czy rzecz odpowiednia. Dopiero wtedy można
dążyć do usuwania przeszkód i trudności, które nam stają na drodze do wy-
30pełnienia zamiaru, oraz do poszukiwania odpowiednich środków ułatwiają-
cych osiągnięcie tego celu. Człowiek, gdy jest powołany do wykonywania
jakichś dobrych dzieł dla innych, skłonny jest do zaniedbania albo i całkowitego porzucenia pracy nad udoskonaleniem własnego życia duchowego.
Niekiedy tak się daje wciągnąć w wir rozmaitych prac, że dla niego samego
nie pozostaje nawet odrobiny czasu. W ten sposób żyjąc, pracując, gorączkuje się, duch jego stopniowo się osłabia, jałowieje, rozprasza się i staje się
zupełnie bezsilny. Gdy duch nasz stanie się letni i oziębły, nasza gorliwość
nie będzie miała czym żyć i dzieła nasze staną się powoli bardzo nikłe, anemiczne i zamierające. Tak więc na pierwszym miejscu trzeba zawsze stawiać doskonałość osobistą.
12
Najważniejszym polem pracy – Zgromadzenie
Jak z powodu zewnętrznych prac zaniedbujemy się w życiu duchowym, tak też dla tych prac sprawy naszego Zgromadzenia szybko spychamy
na drugi lub trzeci plan albo w ogóle na koniec. Taki sposób postępowania
nie może być pożyteczny, nie tylko dla Zgromadzenia, lecz również i dla
nas samych i dla naszych poczynań, z powodu których tak skorzy jesteśmy
do zaniedbywania się. Zgromadzenie jest punktem oparcia dla nas samych,
dla naszych dzieł i dla naszej działalności. Jest ono bowiem podstawą naszego życia. Im lepiej będzie Zgromadzenie uporządkowane i kierowane,
tym więcej będzie w nim ducha Bożego, tym bardziej i my będziemy mogli
wzrastać duchowo i czuć się dobrze, a nasze prace będą pożyteczne i owocne oraz będą oparte na mocnym fundamencie.
Żadna organizacja nie może istnieć i rozwijać się bez ludzi sobie oddanych. Również i Zgromadzenie nie będzie w stanie wzrastać i rozwijać się,
jeśli mu się nie oddadzą i nie poświęcą niezbędni do tego ludzie. Im liczniejsze będzie Zgromadzenie, i w trudniejszych warunkach przyjdzie mu
żyć, tym więcej musi mieć zakonników całkowicie i wyłącznie sobie oddanych na służbę. Tym zaś ludziom powinni przyjść z pomocą również wszyscy inni: dobrym przykładem, radami, zachowaniem porządku i karności
zakonnej, inicjatywą, poczuwaniem się do współodpowiedzialności itd. Im
lepiej zakonnicy zbudują, ozdobią, urządzą, uporządkują Zgromadzenie
– ten swój duchowy dom – tym lepiej, przytulniej i przyjemniej będzie im
tam przebywać. Im większa będzie między nimi miłość Boga i bliźniego,
31tym bardziej każdy z nich będzie gorliwy, gdyż będzie nosił w sobie ogień
rozgrzewający innych.
13
Synteza naszego życia
Podsumowując to wszystko, wydajemi się, że byłoby najlepiej, gdyby
nam się udało w następujący sposób uporządkować nasze życie:
I. 1. Ośrodkiem naszego życia powinien być Bóg. Jego większa chwała
powinna być celem dla nas wszystkich.
2. Celem wszystkich naszych trosk, trudów i wysiłków powinien być
Kościół, to Królestwo Boże na ziemi, i wszystkie jego potrzeby.
Kościół należy stawiać ponad wszystkie ziemskie bogactwa, dobra,
cele i dążenia, choćby nawet najzaszczytniejsze.
II. Moim zdaniem, każdy z nas w swoim życiu powinien:
1. Na pierwszym miejscu stawiać osobiste udoskonalenie i uświęcenie.
2. Dalej, powinien przyczyniać się do zachowania karności, porządku
i ducha.
III.Samo Zgromadzenie powinno się trzymać takiego porządku:
1. Nie szczędząc żadnych wydatków, przede wszystkim musi troszczyć
się o udoskonalenie duchowe każdego z braci.
2. Tak przygotować braci do przyszłych obowiązków, aby nie tylko je
wypełniali dobrze, lecz byli ponadto dla świeckich przykładem i ży-
wym pouczeniem.
14
Nie bać się ryzyka dla chwały Bożej
Zdarza się często, że zbytnio przejmujemy się trudnościami, które rzeczywiście istnieją, albo nawet tymi, jakie mogą zdarzyć się w przyszłości.
Martwimy się, że brak nam potrzebnych środków. Zaczynamy wówczas
myśleć, w jaki sposób usunąć te trudności i jak zdobyć odpowiednie środki.
Często wszystko na tym się kończy i do samego celu już nie dążymy.
Powinniśmy jednak postępować inaczej. Jeżeli cel jest dobry i odpowiedni, jeżeli może przynieść chwałę Bogu i pożytek Kościołowi, należy
32odważnie stanąć do pracy i zmierzać do celu. Jeżeli tylko naprawdę zaprzemy się siebie i całkowicie oddamy się i poświęcimy Bogu, bez wątpienia
znajdziemy sposób usunięcia przeszkód albo przynajmniej ich ominięcia
i zrealizujemy nasze zamiary.
Nie trzeba tylko obawiać się cierpienia dla chwały Bożej i dobra Ko-
ścioła, nie trzeba bać się pewnego ryzyka wystawienia siebie na niebezpieczeństwo. Przyszłość jest jakby przysłonięta kurtyną przed naszymi oczami; zresztą w życiu musimy ustawicznie narażać się na niebezpieczeństwo.
Tym bardziej w tych sprawach godzi się wystawiać się na niebezpieczeń-
stwo, gdyż nie ma obawy przegrania. Chociażby prace i zamierzenia nie
udały się, Bóg jednak przyjmie naszą dobrą wolę, zamiary i wysiłki. Wobec
Boga nic nie stracimy, raczej jeszcze zyskamy.
A wobec ludzi? Cóż mogłoby być tak bardzo ważne, co moglibyśmy
utracić i czego mielibyśmy się tak bardzo obawiać? Jeżeli tylko naprawdę
pozbędziesz się wszystkiego i opuścisz wszystko dla Boga, to co ci mogą
ludzie zrobić? Boga ci nie odbiorą, nieba przed tobą nie zamkną, do piekła
cię nie wtrącą, jeżeli sam tam iść nie zechcesz. Nawet nie wyrzucą cię z kuli
ziemskiej. Dokądkolwiek cię ześlą, znajdziesz tam ludzi i będziesz mógł
pracować nad ich zbawieniem. Zresztą Bóg jest wszędzie i zewsząd jednakowa droga prowadzi do nieba.
Panie, udziel mi tej łaski, abym na tyle zerwał wszystkie więzy łączące
mnie z ziemią, tak się uwolnił od wszystkich błahostek tej ziemi, od wszelkich ziemskich pragnień, pożądań, aspiracji, projektów, abym mógł śmiało
powiedzieć: niczego na ziemi się nie boję, jak tylko Ciebie, Panie mój, Boże
i mój Stworzycielu, tylko tego, abym nie podobał się Tobie mniej, niżbym
mógł się podobać, żebym nie zdziałał dla Twej chwały mniej, niżby na to
pozwalały moje siły wsparte Twoją łaską.
15
Podjęcie decyzji wstąpienia do zakonu
Odszedłem jednak od tej myśli, którą zamierzałem tutaj zanotować,
opierając się tak na doświadczeniu własnym, jak również i innych.
Zdarza się, że ktoś czuje potrzebę doskonalszego życia, przyłączenia
się do innych, wstąpienia do zgromadzenia zakonnego. Uczyniłby to chętnie, lecz oto stają mu przed oczyma różnego rodzaju przeszkody: krewni,
przyjaciele, znajomi, zaciągnięte długi, rozpoczęte, a jeszcze nie ukończone
33prace. Ileż to więzów krępuje człowieka! Jeżeli rozpoczniesz od tego, aby
najpierw uwolnić się od tych wszystkich trudności i gdy już będziesz wolny
od wszystkiego, dopiero wtedy zdecydujesz, czy wstąpić do zgromadzenia,
czy nie, i do jakiego, kto wie, czy w ogóle tę decyzję kiedyś podejmiesz.
Zaplątawszy się w trudnościach jak w pułapce, zginiesz.
Najpierw wypowiedz naprawdę ważkie słowo, które poruszyłoby ciebie całego i pobudziło wszystkie twoje siły: chcę wstąpić do zgromadzenia
zakonnego i muszę wstąpić. Jeżeli możesz, nawiąż jakieś stosunki z tym
zgromadzeniem i dopiero wówczas rozglądaj się, jakby przezwyciężyć
wszystkie tamte przeszkody. Jeżeli tylko nie zabraknie zdecydowanej woli,
znajdzie się sposób na spłacenie długów, zerwanie więzi z krewnymi i na
lęk przed znajomymi i ich sądem oraz na obawę, że twoje rozpoczęte prace
ucierpią albo w ogóle nie będą ukończone.
Jeszcze gorzej bywa, gdy zaczynamy sobie wyobrażać różnego rodzaju przeszkody w przyszłości, rzeczywiste, a często urojone. Czego nam
tu wyobraźnia nie wytworzy i nie zbuduje? Co będzie, jeżeli zachoruję?
Co będzie, jeżeli moi rodzice albo krewni zachorują? Co się stanie, jeżeli
władze świeckie wpadną na mój ślad, wtrącą mnie do więzienia lub skażą
na zesłanie itp? Powiedz sobie wówczas, czy chcesz być dobrym zakonnikiem, czy nie. Wstąp odważnie na drogę, jaką ci Bóg wskazuje, a dopiero
wtedy zatroszcz się o to, jak ominąć trudności lub jak je przezwyciężyć.
Kiedy Bóg dopuszcza nieszczęścia, to i dopomaga je znieść oraz poucza,
jak z nich wybrnąć.
16
Gotowość na prześladowanie
Kto chce zbytnio zabezpieczyć swoje życie przed wszelkiego rodzaju
niepowodzeniami i kłopotami, ten nie nadaje się do naszego Zgromadzenia.
Każdy należący do naszego Zgromadzenia powinien być przygotowany na
to, że wcześniej czy później władza świecka wyśledzi go i ukarze, może go
wtrąci do więzienia lub skaże na zesłanie
7
Należy przygotowywać się do tego .
7
Wzmianki o konieczności ukrywania swojej przynależności do Zgromadzenia wobec
władz świeckich odnoszą się do panującej wówczas sytuacji na terenach należących do
Rosji, gdzie od 1864 r. zakony zostały skazane na zagładę. Zgromadzenie Marianów zostało wznowione nielegalnie i w tajemnicy przed rządem, a więc przynależenie do niego
stanowiło przestępstwo.
34już w postulacie, przed wstąpieniem do nowicjatu, a i potem przypominać to
sobie często, żeby wpadnięcie w ręce władz nie było niespodzianką.
Byłoby też dobrze, by każdy z naszych braci umiał sam zrobić to wszystko, co jest niezbędne. Aby w razie potrzeby pracą ręczną lub umysłową
umiał zarobić sobie na chleb, aby umiał nawet na zesłaniu być samodzielny,
zarabiać na życie, dopóki inni bracia nie przyjdą mu z pomocą i dostarczą
wsparcia.
Oczywiście, należy być roztropnym i – o ile możliwe – strzec się, aby
nie wpaść w takie nieszczęście. Ale również i w tym trzeba zachować
umiar, abyśmy czasem z obawy nie zaniedbali się w swoich pracach, podję-
tych dla chwały Bożej i dobra Kościoła.
17
„Nie bójcie się…”
Czyż możesz być człowiecze w gorszym więzieniu i na surowszym
zesłaniu niż wtedy, gdy opanowany strachem ukrywasz się jak robak wci-
śnięty do własnej norki, śpisz i nic nie robisz? Obawiasz się, by cię inni
nie wtrącili do więzienia lub nie skazali na wygnanie, a sam się zamykasz
w gorszym więzieniu, które otoczone jest ciemnością senności, bezczynno-
ści, gdzie człowiek zaczyna psuć się i rozkładać. Sam siebie skazujesz na
zesłanie, ponieważ odłączasz się od grona prawdziwych, czynnych pracowników Kościoła.
Co warte takie życie? Czyż nie daleko lepiej być skazanym na zesłanie, na więzienie dla Chrystusa, aniżeli dobrowolnie tkwić w więzieniu
zbudowanym własnymi rękami; aniżeli haniebnie dźwigać ukute własnymi
rękami kajdany, w które zakuł nas wstrętny strach? Najbardziej zaś smutne
jest to, że człowiek przebywający długo w tego rodzaju więzieniu lub na zesłaniu zaczyna psuć się i rozkładać, albowiem żyje bez woli Boga, a często
i wbrew Jego woli.
Jeżeli zaś z powodu tych prac, które będziesz podejmował dla chwały
Bożej, pożytku Kościoła i zbawienia dusz, wypadłoby ci pójść na zesłanie
lub do więzienia, to będziesz miał tę pociechę i radość, że przebywasz tam
ze swym Panem i Bogiem. Jeżeli będziesz w więzieniu dla Boga i z Bogiem, czyż nie stanie się ono dla ciebie miejscem odpoczynku, a samo
zesłanie czyż nie zamieni się w raj?
3518
Pracujemy dla dobra społeczeństwa
Dlaczego zresztą mamy tak bardzo bać się władzy świeckiej? Czy
chcemy jej wyrządzić coś złego? Przecież nie zamierzamy ani obalać
tronów, ani burzyć królestw, nie chcemy się łączyć ani współpracować
z żadnymi politycznymi lub narodowościowymi stronnictwami, nie chcemy stać po stronie jednej lub drugiej partii, wyrzekamy się włączania do jakichkolwiek sporów politycznych lub narodowościowych. Jednym słowem
nie zamierzamy zakłócać porządku społecznego. Pragniemy tylko coraz
bardziej udoskonalać samych siebie, coraz lepiej, pobożniej żyć według
ducha Ewangelii. Chcemy, pragniemy i jesteśmy zdecydowani poświęcić
wszystko, aby imię Pana Boga naszego wszędzie było sławione, żeby Ko-
ściół święty, Matka nasza, rósł, kwitnął i rozszerzał się. To wszystko może
tylko przyczynić się do większego pożytku społeczeństwa i państwa.
19
Ufni w Opatrzność
Człowiek jest skłonny do ubezpieczania swojej przyszłości od wszelkich klęsk żywiołowych, pragnąłby też bardzo zabezpieczyć się przed
wszystkimi innymi nieszczęściami.
Ale czyż to jest możliwe bez Boga? Jeden jakiś mały drobiazg zniszczy
cały twój wymarzony pałac. Jedno nieostrożne słowo, choroba, nieuczciwy
człowiek zniszczy ci wszystko, co z taką troskliwością i wysiłkiem osiągnąłeś.
A cóż powiedzieć o śmierci? Czy nie jest spokojniejszy człowiek, czy nie spogląda śmielej w przyszłość, jeżeli z żywą wiarą zdał się całkowicie na Opatrzność Bożą? Przecież nawet włos z głowy naszej nie spada bez woli Bożej, ani
najmniejsza ptaszyna nie ginie bez wiedzy Bożej (por. Mt 10,29-30).
Zmierzając do celu, trzeba oczywiście czynić wszystko, co tylko jest
możliwe, aby uniknąć przeszkód i trudności, aby nie wpaść w pułapkę, w nieszczęście, żeby nie pójść do więzienia lub na zesłanie. Z drugiej jednak strony
nie wolno nam nigdy z powodu trudności i niebezpieczeństw wyrzec się
swego powołania, swojego wielkiego i wzniosłego celu, pogodzić się z tym,
żeby mniej robić, a nawet nic nie wnosić dla chwały Bożej i dobra Kościoła.
Należy roztropnie unikać niebezpieczeństw, lecz gdy zajdzie potrzeba, trzeba
umieć śmiało i odważnie spojrzeć niebezpieczeństwu w oczy.
36Bądźmy przemyślni, prości, ale roztropni; czyńmy, co jest w naszej
mocy, bądźmy jednak odważni i mężni, zmierzający do własnego celu, ufając mocno, że prowadzi nas ręka Opatrzności. Jak dziecko spokojnie spoczywa na rękach matki, tak też i my jeszcze spokojniej pracujmy i bądźmy
jeszcze spokojniejsi na łonie Opatrzności Bożej. Bądźcie więc roztropni jak
węże, a prości jak gołębice (Mt 10,16).
Jeśli się nie nawrócicie i nie staniecie się jako dziatki, nie wejdziecie do
królestwa niebieskiego (Mt 18,3).
20
Apostolska żarliwość
25 października 1910 r.
Synowie tego świata roztropniejsi są w swoich sprawach, aniżeli synowie światłości w swoich pracach i wysiłkach (por. Łk 16,8). Jakże często
się zdarza, że synowie tego świata prześcigają nas i przewyższają pracowitością, gorliwością, odwagą i męstwem, trudząc się dla swoich spraw!
Widząc to, co my powinniśmy uczynić dla Boga? Czyż nie powinniśmy iść
tam, gdzie można jak najwięcej zyskać dla Boga, gdzie można jak najwięcej
dusz zbawić, to jest tam, gdzie największe bezbożnictwo, zepsucie, obojętność w wierze, oddalenie od Kościoła. Czyż nie powinniśmy usiłować
wszędzie się przedostać, wcisnąć, gdzie tylko można zdobyć coś dla Chrystusa i Jego Kościoła? Jeżeli jedna droga zamknięta, dlaczego nie poszukać
innej? Jeżeli jedne drzwi zamknięte, przebijmy sobie inne. Jeżeli jedno okno
zabite, zróbmy inne, aby wpuścić światło. Widząc to, jakże powinniśmy się
rumienić ze wstydu, my, którzy nazywamy siebie naśladowcami Chrystusa,
sługami Jego Kościoła, szerzycielami i głosicielami Jego Królestwa, Jego
rycerstwem!
Czego nie robią ludzie dla zdobycia bogactw! Opuszczają nie tylko
własną ojczyznę, swoich znajomych i krewnych, ale nawet żonę i dzieci,
udają się w podróż przez morza do obcych krajów, nie obawiając się ani
zimna, ani gorąca; wchodzą pod ziemię, nie zwracając uwagi na największe
niebezpieczeństwa, zapominając o swoim zdrowiu, a wszystko dla zdobycia tej błahostki – pieniądza.
Czyż więc nie powinniśmy usiłować wciskać się wszędzie, przedostawać się tam, gdzie można coś zyskać dla Chrystusa i Kościoła: do wszel-
37kich stowarzyszeń i instytucji, do różnych krajów i państw, a zwłaszcza do
wielkich miast w pobliżu uniwersytetów, do młodzieży, aby prawdziwa nauka Chrystusowa wychodziła stamtąd, skąd obecnie wychodzi fałszywa; do
rozmaitych stowarzyszeń i związków robotniczych, aby one, jak obecnie są
często ogniskiem i narzędziem różnych prądów rewolucyjnych i wichrzycielskich, tak stały się wszędzie podporą i obroną wiary Chrystusowej i Ko-
ścioła; gdzie tylko wymaga tego większa chwała Boża.
21
Przezwyciężać przeszkody
Trudno nam tutaj zorganizować się i wyćwiczyć w życiu duchowym.
Dlaczego więc nie mielibyśmy poszukać sobie gdzie indziej lepszego i odpowiedniejszego miejsca? Jeżeli nie możemy urządzić nowicjatu w Rosji,
to możemy wyjechać za granicę. Byle tylko była zdecydowana dobra wola,
a miejsce na kuli ziemskiej zawsze sobie znajdziemy, np. w Szwajcarii lub
w Ameryce. Jeżeli jedna droga zamknięta, dlaczego nie poszukać sobie
innej; jeżeli w jednym miejscu nie można przejechać, dlaczego by nie spró-
bować gdzie indziej? Jeżeli jedne drzwi zamknięte, przebijmy sobie inne;
jeżeli jedno okno zatarasowane i zabite, zróbmy sobie drugie, aby światło
mogło się przedostać. To samo również powinno się stosować do naszych
prac i życia. Jeżeli nas wyrzucą przez jedne drzwi, wróćmy przez drugie,
choćby nawet przez tylne, gdy tylko tego domaga się większa chwała
Chrystusa i większy pożytek Jego Kościoła. Jeżeli nas wyrzucą przez jedno
okno, wchodźmy z powrotem przez drugie, aby tylko wszędzie wnosić ducha Chrystusowego i pozyskać wszystko dla Chrystusa i dla Jego świętego
Kościoła.
22
Za przykładem pierwszych chrześcijan
26 października 1910 r.
Jeżeli różne szkodliwe organizacje wszelkich rewolucjonistów i anarchistów potrafią dobrze się ukryć i w konspiracji istnieć i działać, to czyż
my dla dobra Kościoła, a nawet dla dobra tegoż samego społeczeństwa,
38przed którym musimy się ukrywać, nie moglibyśmy znaleźć sobie bezpiecznego miejsca i tak w nim się ukryć, żeby nikt niepowołany o nas nie
wiedział? Czyż byśmy nie umieli zachować milczenia o naszych zamiarach
i pracach?
Pierwsi chrześcijanie, chroniąc się, musieli przez tyle lat żyć w ukryciu, w katakumbach, w podziemiach, a jednak żyli, organizowali się, stali
mocno przy swojej wierze, pracowali, i to jak bardzo skutecznie i owocnie.
Jesteśmy przecież ich potomkami. Dlaczego więc nie mielibyśmy, gdy potrzeba, wstępować w ślady naszych świętych ojców? Oni nam dopomogą
swymi modłami, wstawiennictwem i opieką, byśmy tylko mieli ich wielkiego ducha.
Tego ducha tak nam dzisiaj potrzeba. Kościół wszędzie jest prześladowany, a przynajmniej uciskany, nie może działać jawnie i rozszerzać się.
Niektóre zakony nie mają zupełnie prawa wstępu do wielu krajów; w innych zaś nie pozwala się wstępować do zakonu, zabrania się zakonnikom
działać otwarcie albo się ich wypędza.
Cóż tedy mamy czynić? Czyżby się wyrzec swego powołania, porzucić
drogę, którą Bóg nam wskazał? Czyż mielibyśmy zawsze ustępować i ulegać
wszelkim niesprawiedliwym zarządzeniom przeciwników Kościoła? Czyż
wyrzekłszy się najdroższych ideałów mielibyśmy gdzieś pleśnieć, skurczywszy się i skuliwszy ze strachu? Jeżelibyśmy tak postępowali, doczekalibyśmy
się, że pewnego dnia zabroniono by nam nawet być katolikami.
Nie, przenigdy nie! Musimy iść śmiało i odważnie do celu drogą, jaką
nam Bóg wskazuje i tam, dokąd duch Boży nas wiedzie, nie zważając na
żadne przeszkody, nie lękając się niczego. Jeżeli będziemy pełni ducha Bo-
żego, to w końcu wszystko przezwyciężymy. Wszak ducha nikt nie zdoła
zakuć w kajdany ani zamknąć w więzieniu, ani zatrzymać na wygnaniu. On
zawsze się wyrwie i przez wszystko się przedrze.
Rozpal tylko, o Panie, serca nasze ogniem Twojej miłości. Udziel nam
Twego Ducha Świętego, abyśmy naprawdę wyrzekłszy się wszystkiego,
poświęcili się całkowicie tylko Twej chwale i Twemu Kościołowi.
Różne szkodliwe stowarzyszenia, rozpowszechniwszy się po całym
świecie, działają w ukryciu, pracują, podkopując często Kościół i społeczeństwo. Czyż my, opuściwszy ręce, będziemy się temu spokojnie przyglądać? Nie! Przeciwko tym nikczemnym organizacjom i ich wywrotowej
robocie musimy postawić nasze katolickie stowarzyszenia, musimy prowadzić naszą katolicką akcję. Niech pierwsi chrześcijanie będą nam w tym
przywódcami i wzorem.
39O święci giganci i bohaterowie naszej wiary, którzy z pomocą Chrystusa swoją przelaną krwią rozkrzewiliście święty Kościół Boży, wyproście
nam odwagę i męstwo, byśmy wstępowali w wasze ślady!
23
Zalety prawdziwego zakonnika
27 października 1910 r.
Jaka powinna być cecha charakteryzująca każdego z nas, po opuszczeniu świata i wstąpieniu do Zgromadzenia? Abyśmy szukali nie siebie,
ale Jezusa Chrystusa. Non quae sua sunt, sed quae Jesu Christi, quaerant
8
.
Abyśmy nie troszczyli się, jak przeprowadzić w Zgromadzeniu własne zamiary, jak osiągnąć swoje uboczne cele osobiste czy narodowościowe, jak
zrealizować swoje różnorodne projekty, lecz żebyśmy troszczyli się jedynie
o to, jak lepiej podobać się Panu Bogu, co i jak dla Jego większej chwały
uczynić, jak lepiej naszemu świętemu Kościołowi usłużyć. Szukajcie więc
najprzód królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie
wam przydane (Mt 6,33).
Szukając całym sercem Boga i ze wszystkich sił służąc Jego Kościo-
łowi, najlepiej przysłużymy się społeczeństwu, narodom i całej ludzkości,
gdyż non data in aliquo alio salus, nisi in Jesu Christo
9
.
Każdy z nas powinien być opanowany tą jedną wielką myślą, aby we
wszystkim naprawdę szukał Boga, by spośród różnych środków, choćby
i najlepszych, wybierał szczególnie te, które powiększą chwałę Bożą.
Obserwując zaś różne instytucje, związki i stowarzyszenia, zwłaszcza te,
w których nie ma jeszcze miejsca na Boga, aby się starał wnieść tam Boga,
wszystko duchem Chrystusowym ożywić, przeniknąć i odnowić.
24
„Święty Kościele katolicki…”
Święty Kościele katolicki, prawdziwe Królestwo Chrystusowe na ziemi, najgorętsze moje ukochanie! Jeślibym ciebie zapomniał, niech będzie
8
Niech szukają nie tego co swoje, lecz co jest Jezusa Chrystusa (por. Flm 2,21).
9
W nikim innym nie ma zbawienia, jak tylko w Panu Jezusie Chrystusie (por. Dz 4,12).
40zapomniana prawica moja. Niech przyschnie do podniebienia język mój,
jeślibym na cię nie pamiętał, jeślibym ciebie nie uważał za najmilszą Matkę
moją, za największą pociechę moją. Jeślibym cię zapomniał, Jeruzalem,
niech zapomniana będzie prawica moja! Niech przyschnie język mój do
podniebienia mego, jeślibym na cię nie pomniał, jeślibym nie położył Jerozolimy na początku wesela mego! (Ps 136,5-6).
Niech ten okrzyk będzie ustawicznym wołaniem serca mego. Daj to,
Boże, byśmy zostali porwani tą jedyną wielką myślą: dla Kościoła pracować, znosić trudy i cierpienia, tak się sprawami Kościoła przejmować, aby
cierpienia, troski i rany Kościoła były naszymi troskami, cierpieniami i ranami serca; byśmy porwani tym jednym pragnieniem, niczego tu na ziemi
się nie spodziewali, niczego nie szukali, żadnej innej zapłaty nie oczekiwali,
lecz tylko tego pragnęli, by życie swoje poświęcić Bogu i Kościołowi, zedrzeć się i zużyć w pracach, uciskach i walkach dla Kościoła; byśmy mieli
to wielkie męstwo, aby żadnych przeszkód ze strony świata i jego potęg się
nie lękać, żadnej bojaźliwości się nie poddawać, lecz iść odważnie do pracy
i walki dla Kościoła, zwłaszcza tam, gdzie największa tego potrzeba, to jest
tam, gdzie władza świecka prześladuje Kościół i zakony, gdzie organizacje
i instytucje kościelne najbardziej krępuje. Jednego tylko się lękajmy, aby
nie umrzeć, nie skosztowawszy cierpień, ucisków i trudów dla Kościoła,
dla zbawienia dusz, dla rozszerzenia chwały Bożej. Obyśmy nasze myśli,
pragnienia i zamiary kierowali ku temu jednemu, aby wszędzie wnosić
Chrystusa, wszystko przepajać Jego duchem, wszędzie wywyższać imię
Kościoła.
W tym celu mamy się posługiwać wszystkimi uczciwymi środkami:
strojem kapłanów lub jeżeli byłoby lepiej – habitem zakonnym, a jeżeli
byłoby stosowniej – odzieniem świeckim, jak również nauką, sztuką, pracą,
majątkiem, krwią własną i wszystkim. Czemuż nie mielibyśmy, gdy potrzeba, wykorzystać dla większej chwały Bożej i dobra Kościoła wszystkiego,
co Bóg stworzył i co dobrego istnieje? Wszystko bowiem jest wasze, wy zaś
Chrystusowi, a Chrystus Boży (1 Kor 3,22).
Niwa Kościoła, zwłaszcza zaś praca apostolska nad urabianiem i nauczaniem ludzi, ma być całkowicie zorana przez ofiarnych pracowników.
Oczywiście, wszędzie należy wybierać to, co mogłoby wyjść na większą
chwałę Bożą i czego bardziej potrzebuje Kościół.
4125
Cechy naszej działalności
Czym powinniśmy się w szczególny sposób odznaczać, górować i celować? Zaparciem się siebie, zupełnym oddaniem się Bogu i Jego Kościo-
łowi, życiem duchowym, wewnętrznym; z drugiej zaś strony aktywnością
pomiędzy ludźmi i wraz z nimi, gromadząc koło siebie ludzi dobrej woli;
gorliwością i męstwem bez chwiejności i lękliwości, na wszystko się decydując, wszystkim ryzykując dla większej chwały Bożej, dobra Kościoła
i zbawienia dusz; wielką inicjatywą, utrzymaną jednak w ryzach, uporządkowaną i zorganizowaną, ujętą w ramy doskonałego posłuszeństwa.
Każdy z nas powinien się starać w czymś doskonalić, specjalizować,
być wybitnym, aby stać się tym podporą dla innych. W zdobywaniu specjalności powinien być także jakiś porządek, celowość i umiar, ażeby i w tej
dziedzinie nikt nie zmierzał do własnego, indywidualnego celu, lecz przeciwnie, żeby wszyscy wspólnie zdążali ku jednemu.
Pomiędzy sobą powinniśmy żyć w jak największej jedności, złączeni
węzłami miłości braterskiej, gotowi jeden za wszystkich, a wszyscy za jednego położyć głowę.
26
Apostolstwo świeckich
Przyszła mi nagła myśl, że szczególnym zadaniem naszych czasów powinno być: wciągać większe zastępy ludzi i szersze warstwy społeczeństwa
do czynnej pracy dla obrony i rozszerzania wiary i Kościoła. Prace apostolskie tak spopularyzować, żeby dobrzy katolicy troszczyli się nie tylko
o instytucje dobroczynne, ale również o obronę wiary, o jej rozszerzanie,
o obronę Kościoła i jego wywyższenie.
Ileż dobrego mogliby zdziałać świeccy mężczyźni i kobiety! Rzecz
oczywista, że najpierw należałoby ich samych pouczyć dobrze o prawdach
wiary, oświecić, zapoznać z potrzebami Kościoła, zapalić świętym ogniem
gorliwości, a potem zorganizowane już grupy skierować do pracy nad rozszerzaniem wiary. Mogliby oni wnieść Chrystusa nawet tam, dokąd my,
kapłani, nie mamy już dostępu.
Powinniśmy skupiać przy sobie ludzi dobrej woli i wprowadzać ich do
pracy dla chwały Bożej, dla obrony i rozkrzewiania wiary. Cechą znamien-
42ną naszego działania wśród ludzi ma być umiejętność organizowania, łączenia ich i wciągania do obrony, rozszerzania i wywyższania Kościoła.
27
Modlitwa i praca
14 listopada 1910 r.
Będę czuwał, aby nie opuszczać pracy dla modlitwy ani modlitwy
dla pracy. „Módl się i pracuj”. Bez nieustannej modlitwy dusza więdnie
i marnieje, siły się wyczerpują, duch się rozprasza, a sama praca staje się
całkowicie bezowocna. Z drugiej strony nie należy zapominać, że nie tylko
modląc się, lecz i pracując dla chwały Bożej czcimy Boga i służymy Mu.
W naszym czynnym życiu musimy być koniecznie zaprawieni do życia wewnętrznego, duchowego, do nieustannej modlitwy wewnętrznej, do
odnajdywania w swoim sercu Pana Jezusa i stawiania siebie i swoich prac
w obecności Bożej.
Bardzo ważne jest umieć przeznaczać na modlitwę najkrótsze nawet
chwile wolnego czasu, jak np. przechodząc od jednego zajęcia do drugiego, jadąc gdzieś, a nawet idąc na przechadzkę, odrywając się od pracy, od
towarzystwa ludzi, od swoich zajęć. Bez takiej nieustannej modlitwy, bez
ciągłego podnoszenia duszy do Boga niedługo wytrzymalibyśmy w życiu
czynnym, jakie zamierzamy prowadzić. I odwrotnie, praca ożywiona modlitwą i uświęcona krótkimi westchnieniami do Boga, błyskawicznymi
wzlotami myśli i serca, bardzo udoskonala człowieka i jednoczy z Bogiem.
Po tak przeżytym dniu człowiek czuje wieczorem dziwny spokój ducha
i radość serca, że dzień nie był stracony.
28
Potrzeba porządku w życiu zakonnym
15 listopada 1910 r.
Co nam pomoże, jeżeli będziemy mieli nawet najznakomitsze i najlepsze instrukcje, jeżeli nie będziemy ich zachowywać? Lepiej jest mieć mało
przepisów i zachowywać je dokładnie, aniżeli dużo, a w życiu nie stosować
się do nich.
43Całe życie w zakonie powinno być należycie uporządkowane. Nie
wolno nigdy dopuścić, aby płynęło ono dowolnie jak rzeka. Życie zakonne musi być zawsze określone konstytucjami, instrukcjami, regułami
i zarządzeniami przełożonych. Trzeba nad nim pracować, odpowiednio
kierować i ujmować w ramy porządku. Nawet każdemu bratu, wysyłając
go gdzieś, trzeba dać instrukcje, w miarę możności na piśmie, aby wiedział,
czego ma się trzymać. Qui ordini vivit, Deo vivit
10
.
Oczywiście każdemu bratu należy zostawić dość obszerne pole działania, ażeby mógł swobodnie pracować dla większej chwały Bożej, zgodnie
ze swymi uzdolnieniami i poleceniami przełożonych. Lecz i jemu nie wolno prowadzić życia rozproszonego, nieuporządkowanego, według własnego zdania. On sam jednak powinien ująć swoje życie w ramy porządku, aby
każda godzina miała swój cel i przeznaczenie.
29
Najpierw wychować i wykształcić pracowników
17 listopada 1910 r.
Zewsząd słychać skargi, że brak nam odpowiednich ludzi do pracy. Zadań do spełnienia jest bez miary, a ludzi mało, albo i wcale ich nie ma. To
prawda. Ale kto temu winien? Czy nie my sami?
Najlepszy, przewidujący i opiekujący się wszystkimi Bóg znajduje zawsze odpowiednich ludzi, kiedy trzeba i kiedy zechce. Powołuje ich do pracy i udziela swojej łaski, oświecenia, natchnienia, miłości i świętej mocy.
Podnosi z błota pokornych (por. Ps 112,7). Wybiera głupich i słabych, ażeby zawstydzić możnych (por. 1 Kor 1,27-28). Duch tchnie, gdzie chce, kiedy chce i jak chce (por. J 3,8).
Bóg kieruje ludźmi przez ludzi; jednych z pomocą drugich wiedzie do
zbawienia. Bóg daje nam zazwyczaj tylko zrozumienie, czego Kościołowi
potrzeba, a my już sami przy Bożej pomocy mamy się starać, by te potrzeby
zaspokoić.
Potrzeba nam ludzi, a więc starajmy się wychować ich i wykształcić.
Zdaje mi się, że szczególnie od tego należałoby rozpoczynać wszystkie
10
Kto żyje zgodnie z porządkiem, dla Boga żyje.
44prace zmierzające ku odnowieniu wszystkich ludzi w Chrystusie. Omnia
restaurare in Christo
11
.
Umysł ludzki jest źródłem wszystkich idei, które stopniowo przedostawszy się do mas, rozszerzają się po całym świecie i poczynają rządzić
ludzkością. Wola ludzka jest siłą, która skupia i jednoczy wokół siebie innych ludzi, pcha ich naprzód lub cofa wstecz, podnosi ku górze lub spycha
w dół i ostatecznie, doszedłszy do władzy, może na całą ludzkość sprowadzić szczęście lub nieszczęście.
Serce człowieka pełne wszelkiego rodzaju gorących uczuć może być
siłą, która grzeje, zapala, rozszerza, która jak para lub elektryczność ciągnie
czy popycha do pożytecznej pracy, lub też jak żywioł szkodliwy niszczy
wszystko i druzgoce. Dlatego tak ważną jest rzeczą, aby dobrze, odpowiednio, w duchu Chrystusowym wychować człowieka: jego rozum oświecając
pełnią rzetelnej prawdy; wolę jego ujmując silnie w karby woli Bożej, wyrażonej w przykazaniach, w radach ewangelicznych, w obowiązkach stanu,
w powołaniu, w natchnieniach, w okolicznościach życia itp. oraz wzmacniając ją łaską Bożą, w którą nas Kościół, Matka nasza, przez sakramenty i na
inny sposób obficie zaopatruje i której nam sam Bóg hojnie udziela; serce
jego zapalając gorącą miłością Boga i bliźniego.
30
Przygotować pracowników na miarę potrzeb
Zgromadzenie nasze powinno się przede wszystkim troszczyć o to,
aby wykształcić i przygotować Kościołowi wartościowych ludzi. Z jednej
strony należałoby się najpierw dobrze przyjrzeć potrzebom Kościoła w każ-
dym narodzie i kraju, a następnie – zaczynając od ważniejszych i konieczniejszych – starać się te potrzeby dobrze zrozumieć, przemyśleć i zaspokoić.
Z drugiej strony należałoby rozejrzeć się i wyszukać odpowiednich ludzi,
wykształcić ich, wyuczyć i przygotować, aby mogli zaspokoić te potrzeby
i pracować owocnie. Należy się zawsze troszczyć przede wszystkim o wewnętrzne udoskonalenie człowieka, aby żył według serca Bożego – homo
secundum cor Dei
12
– aby mógł być dla innych źródłem duchowego odrodze-
11
Odnowić wszystko w Chrystusie (Ef 1,10).
12
Człowiek według serca Bożego (por. 1 Sam 13,14).
45nia i życia. Następnie należałoby go udoskonalić i w innych przydatnych
dziedzinach: w nauce lub w praktycznym zawodzie, lub też w działalności
społecznej, aby przynajmniej w jednej dziedzinie życia mógł być pożyteczny Kościołowi i społeczeństwu, służąc Bogu i ludziom udzielonymi sobie
darami i zdolnościami, pracą i zapobiegliwością. Wykształceniem, nauką,
umiejętnościami praktycznymi nie tylko nie powinien ustępować niewierzącym, albo i tym wierzącym, którzy nie poświęcili się wyłącznie Bogu,
lecz przeciwnie, powinien ich jeszcze przewyższać, aby tymi środkami
– owocnie użytymi – pociągnąć innych do Boga i Kościoła.
Nie należy zatem nigdy żałować ani czasu, ani ludzi, ani pieniędzy,
aby tych, których nam Opatrzność przysyła, jak najlepiej wykształcić, wychować i przygotować do pożytecznej pracy dla Kościoła i społeczeństwa.
Lepiej tu i ówdzie zostawić do czasu pola leżące odłogiem, aniżeli ludzi
niedostatecznie wykształconych, nieprzygotowanych posyłać do pracy. Lepiej mieć nawet mniej robotników, ale dobrych, pewnych, niezawodnych,
którzy by wykonali pracę tak, aby nie trzeba było jej powtarzać.
Cechą przełożonych powinna być wielka roztropność i cierpliwość,
aby widząc szerokie pola nieuprawione i wszędzie nawał pracy, a brak
pracowników, nie wysyłali do pracy ludzi jeszcze nie wykształconych i nie
dość przygotowanych, lecz umieli cierpliwie poczekać, aż pracownicy dojrzeją i do zadań swoich się przygotują. Pracy nigdy nie zabraknie. Jeszcze
szerokie pola leżą odłogiem, a nawet na uprawianych wiele kąkolu i chwastów. O pieniądze również nie tak trudno; Bóg troszczy się o wierne swoje
sługi, byle tylko nie brakowało dobrych i odpowiednich ludzi.
Z całą tedy pilnością mamy przygotowywać, uczyć i kształcić potrzebnych nam ludzi. A nawet i później, gdy już staną do pracy, każdy musi mieć
czas potrzebny do ciągłego doskonalenia się w życiu duchowym i w swojej
dziedzinie pracy. Obowiązek doskonalenia się ma być powszechną zasadą
naszego życia nie tylko wtedy, gdy chodzi o nasze osobiste udoskonalenie
się duchowe, lecz i w spełnianiu obowiązków, prac, posług, jakie będziemy
mogli wykonywać dla Kościoła.
Przykładem niech nam będzie Chrystus, który omnia bene fecit
13
.
Należy się strzec, aby nie przyjmować pracy przed czasem lub nie dać się
wciągnąć do niej nierozważnie, natomiast podjąwszy i rozpocząwszy jakieś
zadanie, trzeba się starać wykonać je dobrze i ciągle udoskonalać.
13
Wszystko dobrze czynił (Mk 7,37).
4631
Oceniać wszystko z wyżyn wieczności
Daj Boże, abym całkowicie wyrzekłszy się siebie, coraz więcej pogrą-
żał się w Tobie i Twojej najświętszej woli. Czuję dobrze, że tylko wówczas
człowiek zdobywa prawdziwą wolność synów Bożych, gdy wyzbywszy się
miłości własnej przyodziewa się szatą ducha i łaski Chrystusowej, kiedy
wyrzekłszy się siebie, świata i szatana, zaczyna wchodzić i zagłębiać się
w Bogu, kiedy porzuciwszy swoje zepsute ciało i bardzo ciasne gniazdko
tego świata, zamieszka w przybytkach Najwyższego. Jakże wówczas jasny
staje się umysł, swobodny duch, szerokie i otwarte serce. Dopiero wtedy
zaczynasz czuć naprawdę, że wszyscy ludzie są braćmi, a ludzkość tylko
jedną rodziną; zaczynasz wszystkich obejmować gorącym sercem, wszystkich z miłością przygarniać do serca. O, gdyby można oddać wszystką
krew, kroplę po kropli, aby swoich braci, tę Bożą rodzinę, przywieść do
Boga, do Kościoła, zjednoczyć ich z Chrystusem! Gdy miłość Boga przeniknie i rozszerzy nasze serce, wówczas staje się ono tak przestronne, że
wszystkich ludzi, bez różnicy stanu i narodowości, może objąć i ogarnąć.
Gdy dusza ludzka porwana Duchem Świętym wznosi się i ulatuje ku tym
wyżynom, gdzie Trójca Przenajświętsza w swojej wieczności jaśnieje
chwałą niewymowną, niewysłowioną, nieskończoną, i gdy z tych wyżyn
rzuci później okiem na świat, jakże wydaje się on nędzny i mały! Patrząc na
świat z tych wyżyn wiekuistych, uczysz się, jak należy oceniać każdą rzecz
ziemską i każdą na swoim miejscu stawiać; uczysz się używać stworzeń
jako środków do większej chwały Bożej. Quid hoc ad aeternitatem? Quid
ad maiorem Dei gloriam, prosperitatem Ecclesiae, salutem animarum,
propriam perfectionem14
-Daj Boże, abym na wszystko patrzył z wy .
żyn wieczności i wszystko rozważał w świetle wieczności. Sub specie
aeternitatis omnia respicere oportet
15
.
14
Co mi to pomoże do wieczności, do większej chwały Bożej, dobra Kościoła, zbawienia dusz,
własnego postępu w doskonałości?
15
Na wszystko należy patrzeć w świetle wieczności.
4732
Obumrzeć sobie i zanurzyć się w Bogu
Z wielką starannością we wszystkim należy szukać Boga i starać się
podobać Jemu samemu. Pan Bóg jest tak dobry i łaskawy, że szuka nas
pierwszy. Łaską swoją nas podnosi, budzi ze śpiączki duchowej, nieustannie nas pobudza i zachęca, abyśmy pracowali dla Jego chwały. On nas
prowadzi i pociąga w górę do coraz większej doskonałości i ku wszelkim
dobrym dziełom dla zbawienia dusz i pożytku Kościoła. Nie należy tylko
niweczyć tego wpływu łaski i nie przeszkadzać działaniu Bożemu w naszej
duszy, lecz przeciwnie – należy usuwać przeszkody i poddawać się łasce
Bożej. Nie zważając na nic, trzeba potargać te więzy, powrozy i sznury,
które trzymają naszą duszę przywiązaną do miłości własnej, do wygód naszego ciała, do rozmaitych kaprysów własnej woli, do ziemskich pomysłów
naszego rozumu i nie pozwalają jej wznieść się wyżej.
Trzeba zerwać te kajdany, które więzami próżnej chwały przykuwają
nas do spraw i błahostek tego świata. Trzeba zrzucić ze swoich bark to
ciężkie brzemię, jakie nakłada na nas niepotrzebne oglądanie się na próżny
wzgląd ludzki, który tak często nas przytłacza. Trzeba śmiało usunąć z naszej drogi wszystkie zapory, wzgardzić wszystkimi straszydłami, jakie lubi
nam przedstawiać lęk, obawa przed krzyżem, przed cierpieniami, uciskami,
niedostatkami, prześladowaniami i niepowodzeniami. Jednym słowem, nie
trzeba się lękać obumrzeć, jak ziarno rzucone w ziemię, o którym mówi
Ewangelia. Póki ziarno nie obumrze, leży w ziemi samo, bezowocnie,
a dopiero kiedy obumrze, wyda z siebie życie i przyniesie owoc wielokrotny. Nisi frumentum cadens in terram mortuum fuerit ipsum solum manet
16
.
Podobnie i człowiek nie powinien się lękać obumrzeć sobie i zanurzyć się
w Bogu. Gdy naprawdę obumrze sobie i światu, wówczas dopiero odżyje
i odrodzi się w Bogu i wiele owocu przyniesie. Kto tak duszę swoją „zgubi”
w Bogu i dla Boga, ten odnajdzie ją, ale już świętą, czystą, przebóstwioną
i zbawi ją, a przez nią wielu innych.
Kto zaś uczepiwszy się miłości własnej, trzymać będzie duszę swoją
jakby na uwięzi, lękając się wszystkiego i nie wie, jakby ją strzec, zgubi
duszę swoją i pozostanie samotny, jak zeschnięte ziarno. Qui animam suam
amat, perdet eam, qui eam perdiderit propter Christum salvabit eam17
.
16
Jeśli ziarno pszeniczne wpadłszy w ziemię nie obumrze, samo zostaje (J 12,24).
17
Kto miłuje duszę swoją, straci ją, kto ją straci dla Chrystusa, zbawi ją (por. J 12,25;
Mt 10,39).
48Jeżeli tylko naprawdę będziemy szukać Boga, równocześnie całkowicie zdając się na Jego wolę, to bez wątpienia Pan Bóg doprowadzi nas do
wszelkiego dobra.
Nie wszyscy święci wznieśli się od razu na wysoki stopień doskona-
łości. Wielu z nich szło powoli. Przez długie lata pracy i utrapień osiągnęli
wyższy stopień świętości, a doszli dlatego, że nie targowali się z Bogiem,
nie sprzeciwiali się Jego woli, nie stawiali przeszkód Jego łasce, lecz śmiało,
ochotnie i prędko, bez ociągania się, opuszczali wszystko, wszystkiego się
wyrzekali, czego tylko Bóg od nich zażądał. Nie lękali się ofiarować i po-
święcić wszystkiego dla Boga. Dlatego Bóg doprowadził ich do wszystkiego: do świętości i dobrych, pożytecznych dzieł dla Kościoła.
33
Innych do Boga pociągać
18 listopada 1910 r.
Sanctifico meipsum, ut et ipsi sanctificati sint
18
Troszcząc się o udoskonalenie własne i starając się ustawicznie dążyć do świętości, nie należy .
zapominać o doskonaleniu innych, lecz przeciwnie – należy starać się innych do Boga pociągać i dobry wpływ na nich wywierać.
Dobrze byłoby rozpoczynać tę pracę od najbliższych, od współbraci
i domowników, a potem w miarę możności sięgać dalej. Każdemu z nas
powinno zależeć nie tylko na tym, aby siebie doskonalić, lecz i dla innych
stać się podporą, źródłem, ogniskiem życia duchowego. Trzeba nam nie
tylko o to zabiegać, byśmy sami coraz lepiej się organizowali i formowali,
lecz również o to, by innych dokoła siebie skupiać i jednoczyć w pracy dla
Boga i dobra Kościoła.
18
Poświęcam samego siebie, aby i oni byli uświęceni (J 17,19).
4934
Udoskonalanie społeczności
20 listopada 1910 r.
Zastanawiałem się, jak można by najlepiej naprawić, odnowić, podnieść z upadku duchowego jakiś zespół zakonny. Przypuśćmy, zauważy-
łem, że w klasztorze ta lub inna rzecz nie jest w porządku. Jak należałoby
się zabrać do dzieła, żeby to nie tylko naprawić, lecz nawet jeszcze ulepszyć? Zazwyczaj w takim wypadku widzi się następujący, smutny objaw;
krytykuje się i gani wszystko i wszystkich, całą winę składa się na przełożonych, na konstytucje i na wszelkie okoliczności. Lamentom i narzekaniom
nie ma końca. Gorliwsi i – jak się zdaje – lepsi bywają wówczas najczęściej
najbardziej zaciętymi krytykami i cenzorami, przedstawiającymi wszystko
w czarnych kolorach. Jaka z tego korzyść? Duch tylko słabnie coraz bardziej i upada coraz niżej, zaczynają powstawać stronnictwa, między któ-
rymi rodzi się niekiedy nienawiść i dochodzi do walki. Nienawiść zaś, jak
każda nieuporządkowana namiętność, zaciemnia umysł człowieka, męczy,
gryzie, załamuje, napełnia goryczą serce. W podnieceniu, w niepokoju i we
wzburzeniu nie ma miejsca dla Ducha Bożego. Non in commotione Spiritus
Dei
19
.Tą drogą niczego dobrego się nie osiąga .
Jakiego więc sposobu należy użyć, by zacząć rzeczywistą poprawę życia albo przynajmniej ulepszyć to, co nie jest w porządku? Moim zdaniem
trzeba zastosować następujący sposób:
Przede wszystkim ten, kto zauważył i zrozumiał zły stan rzeczy, musi
w modlitwie u Boga szukać prawdziwego światła, zrozumienia, co ma czynić i prosić o siłę woli. Powinien całą sprawę dobrze przemyśleć i rozważyć
wobec Boga i tak się nią sam przejąć, żeby ona całkowicie objęła i opanowała jego umysł, siłę woli i uczucia serca.
Dalej, samemu trzeba zacząć żyć doskonale, wypełniać to, co nie jest
wypełniane, unikać zła, które przedostało się do klasztoru, słowem – żyć
według konstytucji Zgromadzenia i jego ducha. W ten sposób, starając się
samemu odpowiednio żyć i postępować, należy rozejrzeć się, czy nie znalazłby się jaki współbrat, który również zgodziłby się rozpocząć życie według
ducha Bożego, zechciał zgodnie dążyć do tego samego celu. Trzeba się starać natchnąć go miłością tego samego ideału, zrozumieniem tej samej spra-
19
Nie w zamieszaniu Duch Boży (por. 1 Krl 19,11)
50wy, takim samym, gorącym pragnieniem pełnienia w tym zamierzeniu woli
Bożej. Następnie obaj postępując drogami i ścieżkami Bożymi i pragnąc
we wszystkim większej chwały Bożej, niech się starają jeszcze pociągnąć
ku sobie trzeciego i czwartego oraz wielu innych współbraci.
W ten sposób powstanie nowy prąd, który powoli przepoi całą wspólnotę zakonną nowym duchem. Wiadomo, że to wszystko należy robić z zasady za zgodą przełożonych, z ich błogosławieństwem i pomocą.
Dzieła odnowy w Chrystusie nie należy zaczynać od potępiania, poni-
żania i pogardzania innymi, lecz od wejścia w samego siebie, od głębszego
przyjrzenia się własnemu życiu i postępowaniu, od zaparcia się samego
siebie, od usilnego starania, ażeby poprawić swoje życie i w miarę możności
żyć doskonale według woli Bożej. Trzeba samemu zacząć chodzić drogami
Bożymi, a dopiero później można zabiegać, aby innych pociągnąć za sobą,
zwłaszcza własnym przykładem. Taki sposób rozpoczęcia dzieła odnowy
będzie chyba najskuteczniejszy nie tylkow życiu zakonnym, ale także i w innych społecznościach.
35
Nieustanna modlitwa
24 listopada 1910 r.
Gdy złe myśli, pochodzące z naszej zepsutej natury, lub pokusy z poduszczenia szatana, zaczynają mącić naszą duszę, trzeba dłużej i więcej się
modlić, aby wola umocniona modlitwą mogła skuteczniej oprzeć się złemu.
Gdy natomiast pokusy się zmniejszyły i prawie zupełnie zamarły, a ich
miejsce zajęły dobre i święte uczucia, pragnienia i pożądania, wtedy już
nie potrzebujemy tak często chwytać za oręż dla odparcia wroga, można
wówczas mniej czasu poświęcać na wyłączną modlitwę. Mówię: wyłączną,
to znaczy w czasie specjalnie na nią przeznaczonym, gdy modlimy się klę-
cząc, gdy jesteśmy w kaplicy.
Należy się zaprawiać do ciągłej modlitwy w duchu, czy to idąc, czy
wykonując jakąś pracę, zwłaszcza gdy ona nie wymaga wysiłku umysłowego, lub też gdy mamy chwilę wolnego czasu, szczególnie przechodząc
od jednej pracy do drugiej, lub rozmawiając z ludźmi; słowem – zawsze
i wszędzie. Te krótkie westchnienia do Boga, te błyskawiczne wzloty ducha
ku niebu, te uczucia miłości Boga i bliźniego, to spoglądanie na wszystko
51oczyma wiary – nie wymaga specjalnego czasu i nie tylko nie przeszkadza
w pracy, ale jeszcze bardziej ją ożywia. Należy się zaprawiać do takiej cią-
głej modlitwy.
Szczególnie w naszym czynnym życiu ten święty nawyk jest koniecznie
potrzebny. Mamy chwytać te drobne chwilki, które tak szybko biegną i znikają, aby w nich modlić się, zamieniać je na modlitwę. Gdy człowiek po jakimś
czasie wyćwiczy się w takiej modlitwie, to nawet nie czuje, jak dusza sama
przez się ciągle wzlatuje ku Bogu, jakby jakąś siłą niesiona ku niebu. Ileż to
wówczas zdobywa się światła, ile świętych uczuć, jak się wzmacnia wola!
Jeżeli nie nauczymy się wykorzystywać na modlitwę tych przelotnych chwilek, to one przeminą jak błyskawica, lub co gorsza – często te chwile tracimy
bezużytecznie, zwłaszcza gdy nie jesteśmy zajęci.
Myśl musi stale pracować i dokoła czegoś się obracać. Jeżeli się nie
wzniesie ku Bogu, ku rzeczom świętym, to poleci gdzie indziej, najczęściej
tylko wiatry goniąc, albo będzie przetrawiała jakieś niemiłe zdarzenia lub
obracała się wokół własnej osoby i tak coraz więcej będzie karmiła miłość
własną. Człowiek bardziej się wówczas męczy, niż gdyby wykonywał jakąś
pracę umysłową, rozdrażnia tylko swoje nerwy i traci pokój ducha. Błogosławiony, kto nauczy się odrywać na chwilę od kłopotów i prac, a wznosić
się ku Bogu i w Bogu odpoczywać. Zwłaszcza my, nie mogąc na modlitwę
poświęcać wiele czasu, musimy przywyknąć do wewnętrznej modlitwy, do
nieustannego wznoszenia się myślą ku Bogu.
Ileż to chwil przepada na próżno, gdy myślimy o byle czym, o rzeczach
próżnych, a czasem nawet sami nie wiemy o czym. Człowiek czuje tylko,
że myśli, że umysł jego pracuje i nawet się męczy, ale o czym myśli, sam
tego nie wie; rzekłbyś – wiatry goni. Czyż nie lepiej w każdym wypadku
zwracać swą myśl i duszę do Boga? Wówczas przy najtrudniejszych nawet
zajęciach będziemy jeszcze mieli dość czasu na modlitwę.
Nauczmy się chodzić w obecności Bożej, bądźmy zawsze gotowi
spełniać to, co się Bogu bardziej podoba, a dusza nasza zatapiać się bę-
dzie w modlitwie. Daleko wyższym stopniem świętości jest umieć zawsze
i wszędzie, we wszystkich okolicznościach, przy wszelkich pracach, wśród
rozmaitych ludzi żyć z Panem Bogiem, z Nim się jednoczyć, Jego w sercu nosić, w Nim się zatapiać, Nim się radować i cieszyć, Jego szukać, ku
Niemu się wznosić, miłować Go – niż tylko wówczas z Nim obcować, gdy
jesteśmy w kaplicy, gdy klęczymy, gdy odmawiamy modlitwy.
52Błogosławiony, kto trudząc się i pracując dla większej chwały Bożej,
umie w ten sposób w Bogu się zatapiać i żyć z Nim w zjednoczeniu. Qui
Deo adhaeret unus spiritus est
20
.
36
Metody rozmyślania
27 listopada 1910 r.
Trzeba poznać różne metody jak najlepszego odprawiania rozmy-
ślania. Należy zwłaszcza dobrze poznać metodę św. Ignacego i w niej się
wyćwiczyć. Lecz i w tym dobrze jest zostawić każdemu swobodę. Jednemu
odpowiada ta metoda rozmyślania, innemu inna. Albo też raz odpowiada
lepiej ta metoda, innym razem znów inna – stosownie do stanu duchowego
człowieka. Dlatego i w tym – jak i wszędzie – nie tyle należy szukać formy,
ile raczej samego Boga. Ta metoda rozmyślania i to rozmyślanie będzie
najwłaściwsze, w którym Bóg udzieli nam najwięcej łask i sam bardziej się
nam odda. Należy się oddać bez zastrzeżeń, przede wszystkim szukać Boga,
a Pan Bóg, który najlepiej wie i widzi, czego nam potrzeba, co jest dla nas
pożyteczniejsze, sam zaprowadzi nas na prawdziwą drogę. Przy pomocy
Bożej powinniśmy szukać tej drogi tak długo, dopóki jej nie znajdziemy.
My ślepi, mali ludzie, jakże często błądzimy, chodzimy po omacku i jakby
w ciemnościach. Trzeba prosić Boga, najlepszego Ojca, aby sam wskazał
nam najodpowiedniejsze drogi.
Nie należy jednak brać środków za cel, aby nie stać się niewolnikiem
tego czy innego sposobu modlitwy, lecz posługując się jak najlepszymi
środkami, wybierając z nich najbardziej odpowiednie, trzeba – jak przystało
na synów świętej wolności (por. Rz 8,21) – we wszystkim szukać samego
Boga Stworzyciela, ku Niemu się wznosić, pragnąc wypełnienia się Jego
świętej woli. Posługując się najbardziej odpowiednimi środkami, należy za
ich pomocą, jak gdyby po stopniach, wznosić się coraz wyżej, do ściślejszego zjednoczenia z Panem Bogiem, do większego zatonięcia w Jego świętej
woli, do coraz doskonalszej z Nim jedności.
20
Kto zaś łączy się z Panem, jednym jest duchem (1 Kor 6,17).
5337
Umartwienia cielesne
29 listopada 1910 r.
Z ciałem należy umieć tak roztropnie postępować, żeby było uległym
narzędziem w rękach duszy. Gdy powstaje ono przeciwko nakazom rozumu oświeconego światłem wiary, należy je wówczas bardziej umartwiać,
trzeba użyć nawet ostrzejszych środków, żeby je opanować i ujarzmić.
Kiedy jednak człowiek rzeczywiście zdecydowany jest raczej umrzeć niż
zagniewać swojego Boga choćby najmniejszym grzechem, kiedy człowiek
nie doznaje już żadnych większych pokus, bądź to od szatana, bądź ze strony zepsutego świata, bądź od własnych, nieuporządkowanych namiętności,
wówczas powinien patrzeć na swoje ciało, jak na własność samego Boga,
z której zarządzania i użytkowania będzie musiał zdać rachunek. Trzeba
więc uważać, by zdrowie nie ucierpiało i nie osłabło bez konieczności.
Człowiek osłabiony nie będzie mógł wykonać odpowiednio swoich prac,
a przynajmniej nie wykona ich tak dobrze.
Umartwienie musi uczynić ciało powolniejszym narzędziem duszy,
natomiast nie powinno go niepotrzebnie wyczerpywać i wyniszczać. Gdy
ciało będzie już podlegało duchowi, rozumowi oświeconemu wiarą, gdy
pomagać nam będzie do doskonalszego działania, wówczas jest ono naszym
przyjacielem i towarzyszem. Za pomocą ciała dusza może lepiej pracować
dla chwały Bożej. Trzeba więc ciało otaczać należytą miłością i w ogóle cenić sobie jego zdrowie, wystrzegając się jednak wpadania w przesadę, żeby
go nie rozpieszczać, żeby się zbytnio nie troszczyć o to, jak podtrzymywać
i zachować własne zdrowie.
Kiedy jednak ciało powstaje przeciwko duchowi i podnosi przeciw
niemu walkę, wtedy dobrze jest je skarcić i w jakiś sposób zmęczyć, szczególnie zaś trudniejszą ustawiczną pracą. Anima sana in corpore sano, ut hoc
modo homo sit melius dispositus ad serviendum Deo et laborandum pro
salute animarum21
.Tak więc w przypadku choroby ciała trzeba się zatroszczyć, by je leczyć, abyśmy mogli znów służyć Bogu i pracować ze wszystkich sił dla większej Jego chwały .
21
Zdrowy duch w zdrowym ciele, by przez to człowiek był zdolny do służenia Bogu i do pracy
dla zbawienia dusz.
5438
Postanowienia z rekolekcji miesięcznych
30 listopada 1910 r.
Odprawiłem rekolekcje miesięczne. Dziękuję Ci, Panie, za udzielone
mi światło. Postanawiam w tym nadchodzącym miesiącu:
1. Żyć w jeszcze większym zjednoczeniu z Panem Bogiem i – o ile to moż-
liwe – trwać ustawicznie w Jego obecności.
2. Ćwiczyć się coraz więcej w przezwyciężaniu samego siebie, zwłaszcza
dokładniej zachowując porządek dnia, lepiej wykorzystując swój czas,
cośkolwiek ujmując sobie w jedzeniu.
3. Ukończyć czytanie instrukcji dla zgromadzeń żeńskich.
4. Napisać artykuł o kierownictwie duchowym do czasopisma „Vadovas”
22
.
39
Przełożony a inicjatywa podwładnych
Przełożony niech uważa, by nie utrącał, nie gasił i nie unicestwiał dobrych inicjatyw swoich podwładnych, lecz przeciwnie, żeby raczej je
podtrzymywał, popierał, kierował na właściwą drogę i ująwszy je silnie
i roztropnie w swoje ręce, uzgodnił je z innymi obowiązkami tych podwładnych, z dziełami i zadaniami domu, z wysiłkami i dążeniami całego
Zgromadzenia. Mogą się przytrafić i takie projekty lub inicjatywy, że dla ich
realizacji trzeba będzie tego człowieka zwolnić ze wszystkich innych obowiązków. Należy się wystrzegać, aby nie gasić ducha swoich podwładnych,
przeciwnie, pozwólmy im doskonalić się i działać, nie popuszczając jednak
nigdy cugli ze swoich rąk, nie wyrzekając się kierowania.
Przytrafić się mogą inicjatywy nierozumne i nie nadające się do wykonania. Oczywiście, że przełożony nie może się na nie zgodzić.
22
„Vadovas” – miesięcznik poświęcony życiu wewnętrznemu, wydawany w Sejnach w języku
litewskim w latach 1908-1914. Wydaje się, że zamierzonego artykułu nie napisał.
5540
Wizytacje
Przełożony generalny powinien się troszczyć nie o to, aby go się bano,
ale raczej aby go kochano. Wizytując swoich podwładnych, niech się stara
ich pocieszyć, podnieść na duchu, podtrzymać. Niech okazuje, że leżą mu na
sercu prace i trudności każdego z nich oraz stan dzieł przez nich prowadzonych. Jeżeli zajdzie potrzeba wprowadzenia jakich zmian, niech nie okazuje
zdenerwowania i zniecierpliwienia. Niech podtrzyma to, co już miejscowi
przełożeni zdziałali, oczywiście, jeżeli jest to możliwe. Gdy zajdzie potrzeba
wprowadzenia nowych przepisów lub zarządzeń, niech je wprowadzą w swoich domach sami przełożeni miejscowi po odjeździe wizytatora. Oczywiście,
w przypadku konieczności wprowadzenia jakiejś zmiany natychmiast, niech
to bezzwłocznie uczyni sam wizytator. Jeżeli jednak takiej konieczności nie
ma, niech to pozostawi do przeprowadzenia przełożonym miejscowym, aby
nie podrywać ich autorytetu w oczach podwładnych.
41
„Poślij mnie, dokąd zechcesz”
13 stycznia 1911 r.
Długo nie pisałem, ale wiele w tym czasie przecierpiałem, przeżyłem.
Panu Bogu niech będzie chwała za wszystko. Niech się spełnia we wszystkim Jego najświętsza wola.
Całuję rękę Twej Opatrzności i całkowicie Tobie się oddaję, Panie.
Prowadź mnie, Ojcze Niebieski, czyń ze mną, co Ci się podoba. Dziwną
drogą upodobałeś sobie prowadzić mnie, Panie, lecz któż odgadnie Twoje
drogi i zamiary? Oto ja sługa Twój, poślij mnie, dokąd zechcesz. Rzucam
się jak dziecko w Twoje objęcia, nieś mnie! Upodobałeś sobie wieść mnie
drogą trudów, cierpień i ciężarów. Dzięki Ci za to, wielkie dzięki! Spodziewam się, że idąc tą drogą, niełatwo zbłądzę, gdyż jest to droga, którą szedł
mój najmilszy Zbawiciel, Jezus Chrystus.
Panie, kocham Cię! Daj, bym Cię kochał i nigdy kochać nie przestawał. Serce mi płonie. Pragnąłbym poświęcić się dla Ciebie aż do ostatniej
kropli krwi, wszystko Tobie oddać, wszystkiego się wyrzec, nawet życia,
56aby tylko rosła chwała Twoja, rozszerzał się i rósł Kościół Twój. Ukaż mi
sam, co mam czynić. Tyłeś mi łask użyczył, o Panie, cóż Ci oddam za to, co
ofiaruję, jak się wywdzięczę? Wszystko jest Twoje, co posiadam, więc cóż
Ci dać mogę? Wszystko, co mam. Z siebie nic nie mam, lecz z łaski Twojej
jestem bogaty. Wszystko Tobie ofiaruję.
Jeśli wolno prosić, to daj, Panie, abym w Twoim Kościele był jak ścierka, którą wszystko wycierają, a po zużyciu wyrzucają gdzieś w najciemniejszy, ukryty, kąt. Niech i mnie tak zużyją i wykorzystają, aby tylko w Twoim
Kościele przynajmniej jeden kącik był lepiej oczyszczony, aby tylko w Twoim domu było czyściej i schludniej. Niech mnie potem rzucą gdziekolwiek,
jak tę brudną, zużytą ścierkę.
Daj, Boże, abym został użyty w Twojej winnicy, na Twojej roli, jak
nawóz, byle tylko żniwo wypadło lepsze i owoc obfitszy. Daj, bym został
wzgardzony, bym się zdarł, zużył, byle tylko Twoja chwała rosła i rozszerzała się, bylem się tym przyczynił do wzrostu i umocnienia Twojego
Kościoła.
Głupi jestem, nie wiem, o co prosić. Daj, Boże, aby we wszystkim peł-
niła się Twoja wola. Oto ja, weź mnie i czyń ze mną, co chcesz, daj, bym był
w Twoich rękach odpowiednim narzędziem, byle tylko rosła chwała Twoja,
rozszerzało się Twoje królestwo, pełniła się Twoja wola.
Spraw, abym coraz bardziej zapierał się samego siebie, a Ciebie coraz
więcej miłował. O Jezu, kocham Cię i pragnę kochać. Udziel mi tej łaski,
bym Cię coraz więcej miłował. O Jezu, udziel mi odwagi i męstwa, abym
dla wywyższenia Twego Imienia i dla dobra Twego Kościoła nie ugiął się
przed żadnymi trudnościami, przeszkodami, ani rąk nie opuścił; żebym
szedł odważnie, wszędzie się wciskał, gdzie tylko można dla Ciebie pracować i cierpieć; abym sam duchem Twoim napełniony, starał się go wszędzie
wnosić.
42
Miłość do Matki Najświętszej
Dzięki Ci, Panie, za udzielone mi szczególne uczucia miłości wzglę-
dem Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Dawniej trudno
mi szła ta modlitwa, teraz zaś jakże słodko jest modlić się, przypadłszy do
Jej stóp i zatapiać się w modlitwie. Dusza zdaje się omdlewać, owładnięta
57najsłodszymi uczuciami, ciało zaś przenikają dziwne, niepojęte i nie dające
się wyrazić dreszcze.
Prawie tego samego doświadczam, gdy Twój krzyż święty do serca
i piersi przyciskam. Dzięki Ci, Panie, za wszystko. Boże, mój Boże, jakże
Cię kocham i kochać pragnę! Dozwól mi, abym mógł pracować i cierpieć
dla Ciebie i Twojego świętego Kościoła i jego widzialnej głowy – Ojca
Świętego.
Modlitwa, praca dla Boga, uciski i cierpienia dla Kościoła, splótłszy
się wzajemnie, niech wypełniają całe moje życie. Niech mi będzie przykładem sam Chrystus.
43
Pójść tam, gdzie największa potrzeba
Powinniśmy być taką siłą, która wszędzie się wciska, przebija, wchodzi, wszystko podbija, a nie taką, która jedynie się broni.
Trzeba, byśmy potrafili dostosować się do wszelkich, nawet najtrudniejszych okoliczności, a zwłaszcza powinniśmy iść tam, gdzie warunki są
najtrudniejsze i tam właśnie rozpoczynać nasze dzieła, przygotowując do
nich nas samych i innych.
Jesteśmy wprawdzie nastawieni na pracę wśród własnych rodaków, nie
możemy jednak ograniczać się jedynie do własnego narodu. Widząc i gdzie
indziej potrzeby Kościoła, powinniśmy tam śpieszyć z pomocą. Ufam, że
znajdzie się wśród nas zawsze dosyć ludzi ożywionych duchem ofiary, któ-
rzy pójdą służyć Bogu i dla Niego pracować będą wszędzie, nawet wśród
cudzoziemców, gdy tego będzie wymagała chwała Boża i dobro Kościoła.
Wypadałoby nam w szczególniejszy sposób zobowiązywać się, by
wystawiając się nawet na niebezpieczeństwo, opuściwszy własną ojczyznę,
udać się tam, gdzie Kościół jest prześladowany i nie ma swobody organizowania się, skąd zakonnicy są wydalani. Pośród innych zadań powinno nam
leżeć na sercu podtrzymywanie i rozszerzanie życia zakonnego tam, gdzie
jest ono ograniczane, zabraniane, prześladowane.
Wypadałoby nam też przyrzec biskupom, że w miarę możności bę-
dziemy obejmowali takie parafie, gdzie zdarzyły się jakieś zgorszenia, by
w nich popracować, dopóki wszystko zło nie zostanie naprawione. Przed
objęciem takiej parafii idący do niej powinni odprawić dłuższe rekolekcje.
Należałoby również przyjąć na siebie jakieś szczególne umartwienia, aby
58odpokutować za zgorszenia. Następnie, zaparłszy się siebie samych, stosując się skrupulatnie do nakazów i rad Jezusa Chrystusa, naśladując przykład
apostołów, stanąć do zadania odnowienia ducha, nie żądając żadnej zapłaty.
Ego ero merces tua magna nimis
23
Należy, odpowiednio przygotowanym .
iść do pracy tam, gdzie wydaje się, że już wszystko stracone i starać się naprawić, ponownie odzyskać dla Boga i Kościoła.
44
Nie brać środków za cel
16 stycznia 1911 r.
Powinniśmy starać się zdobywać wiedzę, uprawiać naukę i przyczyniać
się do jej postępu. Jednakże, moim zdaniem, w naszym Zgromadzeniu nauka
nie może być celem samym w sobie. Naukę, podobnie jak inne środki, trzeba
się starać wykorzystywać dla większej chwały Bożej, dobra i wywyższenia
Kościoła oraz dla zbawienia dusz. Głównym naszym celem powinno być
zawsze zbawienie dusz, rozszerzenie Królestwa Bożego na ziemi, praca
i walka dla zbawienia dusz i dobra Kościoła, zwłaszcza tam, gdzie najcięższe
warunki, gdzie wydaje się, że wszystko stracone, gdzie Kościół jest uciskany i prześladowany, gdzie zgorszenia zapuściły korzenie i rozkrzewiły się,
gdzie propaguje się błędy, gdzie nieprawość rośnie i rozmnaża się. Gorliwość
o zbawienie dusz, o podwyższenie Kościoła, o rozszerzenie chwały Bożej
powinna wszystko podtrzymywać, nad wszystkim panować i wszystko wykorzystywać do swoich celów.
Trzeba zastosować wszystkie środki, aby lepiej szerzyć chwałę Bożą,
aby więcej dusz zbawić, aby przynajmniej czymś przyczynić się do rozwoju Kościoła, czy to środkami naturalnymi, czy nadprzyrodzonymi. Omnia
vestra, vos Christi, Christum autem Dei
24
.
Dla chwały Bożej trzeba wykorzystać wszystko: talenty, uzdolnienia,
naukę, sztukę, rzemiosło, stowarzyszenia, bractwa, prasę itp. Lecz posługując się tymi środkami, nie należy zapominać, że są to tylko środki, a nie cel.
Są to tylko okazje do lepszego i łatwiejszego pociągania ludzi do Chrystusa.
Naszym głównym zadaniem powinno być zawsze prowadzenie ludzi do
23
Ja będę twoją zapłatą zbyt wielką (por. Rdz 15,1).
24
Wszystko bowiem jest wasze, wy zaś Chrystusowi, a Chrystus Boży (1 Kor 3,22-23).
59zbawienia drogą rzetelnej pokuty, niezachwianej wiary, szczerej miłości
Boga i bliźniego. Posługując się rozmaitymi środkami – nie tylko nadprzyrodzonymi, ale i doczesnymi – jak szkoły, stowarzyszenia, prasa, strzeżmy
się, aby w nich nie utonąć, zbytnio się nie pogrążyć, nie zatrzymywać, zapominając o głównym zadaniu. Nie róbmy celu ze środków. Poprzez ciało
i jego potrzeby, przez stworzenia i narzędzia ziemskie powinniśmy zawsze
starać się dotrzeć do ducha człowieka, do głębin jego duszy, by tam zapalić
miłość Boga i bliźniego, by wnieść ducha Chrystusowego.
45
Gorliwość o dusze
17 stycznia 1911 r.
Powinniśmy gromadzić i organizować ludzi dobrej woli, kochających
Boga i Kościół, pobudzać ich do pracy dla Boga, Kościoła i dusz, do prowadzenia walki z zepsuciem, niewiarą, głosić Chrystusa nie tylko im, ale
z nimi i przez nich również innym. Dobrych, pobożnych ludzi organizować w kółka i stowarzyszenia prawdziwych, uświadomionych katolików,
tworzyć ośrodki pobożności, ogniska intensywnego życia katolickiego, ale
wystrzegać się, by nie ograniczać naszej działalności jedynie do tego.
Nie wolno nam nigdy porzucać troski o tych, którzy grzęzną w nieprawościach, błądzą w ciemnościach, ponieważ nie poznali wiary albo ją
utracili i błądzą z dala od Chrystusa i Kościoła. Nie wolno nam nigdy o nich
zapominać. Czyńmy wszystko, aby przyprowadzić ich do Chrystusa.
Prawda, że miło pracować między pobożnymi ludźmi dla ich duchowego pożytku, a niełatwo zbliżyć się do tych, którzy są pełni uprzedzeń do
Kościoła, nie kochają go, nie znoszą, a nawet zwalczają. Powinniśmy i mię-
dzy nich wnieść naukę Chrystusową i dążyć do zbawienia ich dusz. Dobry
pracownik w winnicy Chrystusowej nie może pozostawić ani skrawka ziemi nie uprawiwszy jej i nie zrosiwszy swoim potem, a jeśli trzeba, to nawet
i krwią, aby tylko Królestwo Chrystusowe rosło i rozszerzało się.
Bądźmy podobni do owego dobrego i miłosiernego ojca ewangelicznego, który stojąc w drzwiach, wyczekuje powrotu marnotrawnego syna,
a ujrzawszy go, wychodzi na jego spotkanie, rzuca mu się na szyję, obejmuje, całuje, prowadzi do swojego domu, przyodziewa go w nowe szaty
i wyprawia mu ucztę (por. Łk 15,20-24).
60Jeszcze bardziej naśladujmy owego pasterza ewangelicznego, który
pozostawiwszy dziewięćdziesiąt dziewięć owieczek pasących się spokojnie, idzie przez góry, lasy i doliny szukać jednej owieczki zgubionej, a kiedy ją znajdzie, bierze na ramiona i przynosi z powrotem do owych dobrych
(por. Łk 15,4-7; Mt 18,12-13).
Niech nasza gorliwość zwraca się zawsze w tę stronę, gdzie ludzie
jeszcze nie znają wcale Chrystusa albo znają Go niewystarczająco, a szczególnie gdzie walczą przeciw Chrystusowi, abyśmy jak dobrzy żołnierze
Chrystusowi również tam walczyli i za Chrystusa głowę położyli.
46
Apostolstwo braci zakonnych
23 stycznia 1911 r.
Postanowiliśmy przyjmować do swojego grona nie tylko kapłanów,
ale i świeckich. Będą oni prowadzić różne szkoły, utrzymywać sierociń-
ce, przytułki i pracować w innych instytucjach. Nie zapominajmy jednak,
że pierwszym i głównym ich celem ma być głoszenie ludziom Chrystusa
słowem i przykładem, praca i walka dla chwały Bożej, zbawienia dusz
i rozszerzenia Kościoła. Gdzie kapłan nie będzie mógł dotrzeć, tam bracia
zakonni będą mogli wejść, wcisnąć się i wnieść ducha Chrystusowego.
Ateiści zwalczający Kościół osiągnęli już to, że dziś wielu stroni od
kapłana, nie chce słuchać jego słów, patrzy z ukosa na strój duchowny, pełni
są rozmaitych uprzedzeń wobec duchowieństwa. Dlatego dzisiaj kapłani
powinni zdjąć swój strój, a ubrawszy się po świecku, iść i głosić Chrystusa
tym, którzy unikają sukni kapłańskiej. Kapłan w tym wszystkim musi być
bardzo ostrożny, gdyż nie zawsze można tak postępować i nie wszędzie tak
wypada czynić. I właśnie w takich sytuacjach mogą zastąpić kapłana bracia zakonni. W tym celu należałoby ich odpowiednio wykształcić i dobrze
przygotować do takiej pracy. Trzeba ich nauczyć jakiejś pracy ręcznej lub
rzemiosła albo wyspecjalizować w jakiejś gałęzi wiedzy, aby byli w tym
bieglejsi, o ile to byłoby możliwe, od innych, którzy nie służą wyłącznie
Bogu. Trzeba im ponadto dać ogólne dobre wykształcenie i wychowanie,
powinni być bardziej wykształceni niż robotnicy, rzemieślnicy i inni pracownicy tego samego stanu. Tylko wtedy słowo naszych braci będzie przez
tych ludzi cenione i będą się cieszyć ich powagą i znajdą łatwiejszy posłuch,
aniżeli nagabywania rozmaitych agitatorów i wrogów Kościoła.
61Trzeba jednak wykształcić naszych braci laików przede wszystkim
w sprawach wiary, aby mogli być apologetami i prawdziwymi obrońcami
i szerzycielami wiary wśród ludzi swego stanu. Nie należy nigdy żałować
ani czasu, ani wysiłków, byle im tylko zapewnić dostateczną znajomość
wiary.
Nie mówię tu o duchowym życiu braci, o ich uświęceniu, gdyż jest
rzeczą zrozumiałą, że świętość życia i wewnętrzne, duchowe zjednoczenie
z Bogiem, jak również czystość duszy i gorliwość muszą być podstawą
i fundamentem wszystkiego.
47
Prowadzenie parafii
Przychodzi mi wciąż na myśl pytanie, czy zakonnicy nie za mało zwracali dotąd uwagi na wielkie znaczenie parafii w życiu Kościoła. Wszak
z parafii, jakby z organicznych komórek, składają się tkanki Kościoła.
Parafia w całym życiu społecznym jest czynnikiem ważnym, ale dotąd nie
dość zrozumianym i docenianym. Dlaczego parafia nie mogłaby się stać
źródłem duchowego odrodzenia i odnowienia? Czyż przykładając się do
lepszego uporządkowania i prowadzenia parafii nie moglibyśmy skutecznie
przyczyniać się do większego dobra Kościoła? Może nawet udałoby się lepiej to osiągnąć przez parafię, aniżeli używając innych sposobów. Trzeba te
sprawy dobrze przemyśleć i wypróbować.
Dotąd zakonnicy podejmowali się pracy najczęściej poza parafią,
pracowali ponad parafiami, pozostawiając pracę parafialną księżom diecezjalnym. Czy nie można by spróbować stanąć w jednym rzędzie z duchowieństwem diecezjalnym, wziąć się do prowadzenia parafii i zorganizować
je wzorowo? Kto wie, czy nie udałoby się w ten sposób przysporzyć wiele
dobra Kościołowi.
Każdy kościół parafialny z plebanią można by uczynić małym domem
zakonnym: byłoby tam dwóch, trzech księży i dwóch, trzech braci zakonnych do pomocy kapłanom. Jakże to piękny mógłby być dom zakonny, jakież ognisko życia duchowego! Należałoby dobrze się nad tym zastanowić.
Bracia kapłani wykonywaliby swoje posługi kapłańskie, zaś bracia laicy pomagaliby w kościele jako zakrystian i organista oraz wspieraliby kapłanów
w inny sposób. Brat mógłby też uczyć religii w parafii.
6248
Za wzorem św. Franciszka Borgiasza
Przeczytałem uważnie, w jaki sposób św. Franciszek Borgiasz, przeło-
żony generalny jezuitów, łączył pracę z nieustanną modlitwą. Warto spró-
bować pójść za jego przykładem. Nie mógł on tyle czasu poświęcać na
modlitwę, ile pragnęło jego serce. Chociaż bardzo cenił modlitwę i ilekroć
tylko odrywał się od swoich ważnych zajęć, zawsze się modlił, to jednak
z drugiej strony nigdy dla modlitwy nie zaniedbywał pracy. Prowadził niewypowiedzianie czynne życie.
Oto w jaki sposób ten święty potrafił swoją pracę zamieniać na nieustanną modlitwę. Każdą godzinę poświęcał Bogu i na każdą godzinę wyznaczał oddzielną intencję. Te intencje zapisywał nawet w notatniku. Następnie, oddając się pracy, ciągle myślał o intencji, jaką sobie na daną godzinę wyznaczył, nieustannie sobie przypominał, w jakiej intencji godzinę
poświęcił. Wyznaczał sobie intencje na poszczególne dni: czasem dwadzie-
ścia cztery, niekiedy dwanaście lub osiem czy tylko cztery. Poza tym w każ-
dej godzinie rozmyślał o jakiejś tajemnicy z życia Chrystusa lub o jakimś
przymiocie Bożym, czy też o jakimś świętym. Modlił się za poszczególne
prowincje lub domy Towarzystwa, o nawrócenie i poprawę grzeszników,
o nawrócenie pogan i heretyków, w potrzebach Kościoła i w potrzebach
swoich czasów itp.
W notatniku swoim zaznaczał również ważniejsze wydarzenia ze swojego życia, a następnie z radością je wspominał, w szczególniejszy sposób
polecając się Bogu
25
.
Wykorzystując te okazje, święty podtrzymywał w sobie wewnętrzne
życie duchowe, żył w ciągłym zjednoczeniu z Panem Bogiem i doszedł do
tego, że jego życie oddane pracy zamieniło się w ciągłą modlitwę.
Daj, Panie, bym za przyczyną tego świętego nauczył się, żyjąc i pracując,
nieustannie się modlić, ustawicznie znajdować się w Twojej obecności, zawsze jednoczyć się z Twoją świętą wolą, stale odczuwać w sercu swoim Twego najmilszego Syna, naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa, który codziennie
oddaje mi się we Mszy św. Daj mi we wnętrzu mego serca i duszy, jakby
w kaplicy przebywać z Nim, mieszkać, radować się, pracować i cierpieć.
25
Por. Monumenta Historica Societatis Iesu, Sanctus Franciscus Borgia, t. V, Madryt 1911,
s. 728-887 passim.
6349
Kapituły
24 stycznia 1911 r.
Jeśli zostaną u nas kiedyś wprowadzone prowincje, dobrze będzie
wzorować się w tej sprawie na Towarzystwie Jezusowym. W każdej prowincji mogliby się zebrać wybrani przedstawiciele z poszczególnych domów, aby rozważać sprawy swojej prowincji, przedstawiać różne projekty,
wyrażać swoje pragnienia itp. Wszystko to jednakże musi być przedłożone
do zatwierdzenia przełożonemu generalnemu i jego radzie lub kapitule generalnej. Kapituła generalna składałaby się z przełożonych prowincjalnych
i z delegatów, których powinno być po dwóch z każdej prowincji.
Do rady generalnej powinni wchodzić kolejno przedstawiciele poszczególnych narodowości. Radni generalni – dla bardzo ważnych powodów – muszą być uprawnieni, w porozumieniu ze Św. Kongregacją, do
zwołania ogólnego zgromadzenia, czyli kapituły. Wówczas władza przeło-
żonych ustałaby. Lecz u nas nie ma takiego niebezpieczeństwa, gdyż prze-
łożeni nie są wybierani na całe życie, jak u jezuitów, lecz tylko na kilka lat.
50
Szerokie pole pracy
Zdaje mi się, że powinniśmy unikać zwężania pola naszej pracy. Nie
byłoby dobrze utorować jedną lub drugą ścieżkę i kazać wszystkim braciom chodzić tylko po niej.
Wybierając sobie pracę, jej miejsce i rodzaj, narzędzia i środki, nie krę-
pujmy się niczym innym; należy tylko mieć na względzie większą chwałę
Bożą, pożytek Kościoła katolickiego i zbawienie dusz. Uwzględniając
zdolności i przygotowanie naszych braci, należy pozwalać im dążyć do celu
drogą, na której lepiej i więcej dobra mogą przysporzyć dla chwały Bożej.
Kierujmy też – w miarę możności – naszych braci tam, gdzie odczuwa się
największy brak pracowników, gdzie pole zaniedbane, gdzie grozi niebezpieczeństwo itd. Zresztą nie uchylajmy się od żadnego rodzaju pracy.
6451
Troska o cały Kościół
25 stycznia 1911 r.
Stawiamy sobie za zadanie, aby każdy z nas pracował przede wszystkim we własnym kraju i wśród swoich rodaków walczył o zbawienie dusz
i chwałę Bożą. Żniwo wszędzie wielkie, a robotników mało (por. Mt 9,37).
Dawniej, słysząc te słowa, ludzie pobożni myśleli o tych krajach, w których
narody są jeszcze pogrążone w ciemnościach bałwochwalstwa. Teraz te
słowa trzeba stosować do wielu krajów katolickich i właśnie w nich zamierzamy stanąć do pracy.
Wydaje mi się jednak, że nie byłoby dobrze, abyśmy tak zawężali pole
pracy, że nikt z nas nie chciałby pracować gdzie indziej, tylko we własnym
kraju i dla swoich rodaków. Powinniśmy troszczyć się o cały Kościół katolicki i o całą ludzkość. Gdzie tylko można czegoś dokonać dla większej
chwały Bożej, tam powinniśmy wchodzić i wciskać się.
Mam nadzieję, że nasi bracia będą zawsze troszczyć się o potrzeby
całego Kościoła, że będą umieli wyrzec się siebie, opuścić własny kraj
i naród, a pospieszyć do pracy tam, gdzie domaga się tego większa chwała
Boża. Szczególnie powinny nam leżeć na sercu obszary Rosji i Syberii,
gdzie tyle dusz błąka się bez przewodników; następnie Ameryka ze swoim
gorączkowym i hałaśliwym życiem oraz inne kraje. Spodziewam się, że
jeśli tylko będzie pośród nas panował prawdziwy duch Ewangelii, to nie
zabraknie także w naszym gronie takich, którzy zechcą apostołować wśród
ludów pogańskich i między innowiercami.
Prawda, że włączyliśmy do ustaw naszego Zgromadzenia i ten przepis,
że przełożeni mają się starać, by każdemu wyznaczać pracę, o ile można,
we własnym kraju, ale zdaje mi się, że należy to rozumieć w ten sposób,
by jeden naród nie wyzyskiwał, nie krzywdził, nie zagłuszał drugiego, lecz
przeciwnie, bracia jednej narodowości powinni pomagać drugiej, zwłaszcza dopóki nie ma w Zgromadzeniu zakonników z tego drugiego narodu.
Inaczej nie moglibyśmy się rozszerzać na inne kraje.
Musimy umieć wznieść się ponad spory i uprzedzenia narodowościowe, aby móc wszystkim jednakowo służyć, idąc przede wszystkim tam,
dokąd nas wzywa większa chwała Boża. Mnie osobiście zawsze trwoży
i niepokoi ten punkt ustaw i obawiam się, byśmy nie zamknęli się każdy
w swojej narodowości, lecz umieli iść do innych krajów i narodów, jeśli
65tego będzie się domagać większa chwała Boża i dobro Kościoła. Rad bym
widzieć naszych braci oddanych tylko Kościołowi i Bogu, a wyrzekających
się wszystkiego innego.
Bezpośrednim naszym celem nie jest praca misyjna między poganami, lecz raczej praca w samym Kościele, bez wyrzekania się, oczywiście,
i tamtego zadania. Dlatego słuszną jest rzeczą, byśmy posyłali braci do
pracy w ich własnym kraju. Nie zapominajmy jednak nigdy o potrzebach
całego Kościoła. Pobudzajmy ducha, aby jak najwięcej znalazło się wśród
nas takich, którzy by chętnie poszli służyć nie tylko swoim, lecz i obcym ludziom. Powinniśmy w tym naśladować ewangelicznego dobrego pasterza,
który nie przestaje się troszczyć o to, by przywieść do swej owczarni i te
owce, które do niej jeszcze nie należą. Ut fiat unum ovile et unus pastor
26
.
Trzeba się gorąco modlić, aby panował wśród nas zawsze duch katolicki, abyśmy umieli opuścić wszystko, wyrzec się wszystkiego i stanąć
do walki i pracy tam, gdzie potrzeba, a nawet życie swoje poświęcić dla
sprawy.
Przykładem niech nam zawsze będą: św. Paweł, św. Ignacy Loyola
i wielu innych świętych. Da, Domine, nobis spiritum apostolatus, spiritum
veri zeli omnes animas amplectentis
27
.
52
Żyjmy tylko dla Boga
Jakich ludzi nam potrzeba i jakich dla Boga pracowników domaga się
nasze powołanie? Ludzi, którzy umarli dla świata, a świat dla nich (por. Ga
6,14); ludzi, którzy całkowicie zaparli się siebie, a oddali wyłącznie Bogu;
ludzi, którzy wyzuli się z miłości własnej i zepsutej natury, a przyoblekli się
w łaskę i ducha Chrystusowego; ludzi, którzy pamiętają, że za wszystkich
umarł Chrystus, aby i ci, co żyją, już nie żyli sobie, ale temu, który za nich
umarł i zmartwychwstał (2 Kor 5,15).
Nie dajmy nikomu żadnego zgorszenia, aby nie ganiono posługiwania
naszego, ale we wszystkim okazujmy się jak słudzy Boży w wielkiej cierpliwości, w utrapieniach, w niedostatkach, w uciskach, w chłostach, w wię-
26
Aby była jedna owczarnia i jeden pasterz (por. J 10,16).
27
Daj nam, Panie, ducha apostolskiego, ducha prawdziwej gorliwości, obejmującej wszystkie
dusze!
66zieniach, w rozruchach, w pracach, w czuwaniach, w postach, w czystości,
w umiejętności, w wielkoduszności, w łagodności, w Duchu Świętym, w mi-
łości nieobłudnej, w słowie prawdy, w mocy Bożej, przez broń sprawiedliwości po prawicy i po lewicy, przez chwałę i zelżywość, przez zniesławienie
i dobrą sławę; jak zwodziciele, a prawdomówni, jak nieznani, a poznani,
jak umierający, a oto żyjemy, jak karceni, a nieuśmierceni, jak smutni, a zawsze weseli, jak ubodzy, a wielu wzbogacający, jak nic nie mający, a wszystko posiadający (2 Kor 6,3-10).
Baczmy, abyśmy idąc wielkimi krokami drogą wskazaną nam przez
św. Pawła, i sami dążyli do niebieskiej ojczyzny i drugich za sobą pociągali,
pomagając im tak, jak umiemy, szukając zawsze większej chwały Bożej. O,
gdybyśmy mogli, cały świat podnieślibyśmy ku niebu, by złożyć go w ofierze u stóp Najwyższego. Daj, Panie, abyśmy stali się takimi i zawsze płonęli
świętym ogniem zapału!
53
Wyróżniajmy się nie strojem, lecz duchem
Nie mamy zamiaru wyróżniać się od innych ani strojem, ani żadnymi
innymi znakami zewnętrznymi. Kapłani będą się ubierać jak inni poważni
i pobożni księża tego kraju, w którym nam przypadnie pracować. Niekiedy zdarzy się i kapłanowi konieczność przywdziania szat świeckich, aby
łatwiej się ukryć i pracować owocniej dla chwały Bożej. Podobnie i bracia
zakonni powinni przystosować się do poważnych i pobożnych katolików
tego samego stanu i zawodu.
Celem tego wszystkiego jest łatwiejsze zbliżenie się do różnych ludzi,
wniesienie ducha Chrystusowego do wszystkich stanów, niczym nie wyróżniając się publicznie, a obcując z ludźmi z bliska, abyśmy dawali przy
Boskiej pomocy przykład prawdziwie doskonałego życia katolickiego,
a kapłani – również kapłańskiego.
Usiłujmy wyróżniać się i odznaczać nie znakami zewnętrznymi, lecz
duchem, świętością życia, miłością Boga i bliźniego, silną wiarą, czystą
i prawdziwie katolicką nauką, gorliwością, sumiennym wykonywaniem
obowiązków, pracowitością i zręcznością w pracach.
Wykorzystując okazje i chwytając się różnych środków, patrzmy nie
na to, czy były już używane, lecz raczej czy są odpowiednie i o ile są przydatne do szerzenia chwały Bożej i zbawienia dusz.
6754
Inicjatywa osobista a posłuszeństwo
Ważne jest zagadnienie, jak najlepiej połączyć inicjatywę osobistą
z posłuszeństwem. W naszym zwłaszcza życiu potrzebni są nam ludzie,
którzy potrafią postępować samodzielnie i w sposób należyty, którzy umieliby być równocześnie zakonnikami łączącymi harmonijnie własną inicjatywę i samodzielność z pokornym, doskonałym posłuszeństwem i dostosowaniem się do wszystkich.
Do niczego dobrego nie prowadzi takie postępowanie, gdy przełożony
sam chce wszystko zrobić, do niczego nie dopuszcza innych i każdy drobiazg pragnie sam rozważać i decydować. Przełożony powinien posiadać
tyle skromności i pokory, aby dał innym działać, a dobrawszy sobie odpowiednich ludzi, wyręczał się nimi, darzył ich zaufaniem, pozostawiał innym
dostateczną swobodę działania. Powinien żądać także od niższych przeło-
żonych inicjatywy i pewnej samodzielności.
Przełożony generalny niech osobiście czuwa nad wszystkimi i wszystkim. Niech się stara wszystkim dopomagać, wszystkich pobudzać i wspierać dobrą radą; każdego człowieka i pracę kierować na odpowiednie tory,
aby wszystko wyszło na jak największą chwałę Bożą, pożytek Kościoła
i zbawienie dusz.
Trzeba będzie z pomocą Pana Jezusa jeszcze nieraz dobrze się zastanowić, w jaki sposób pogodzić inicjatywę i samodzielność z uległością,
pokorą i posłuszeństwem.
55
Przymioty przełożonego
Pierwszym przymiotem dobrego przełożonego jest, aby był najściślej
zjednoczony z Panem Bogiem, nie tylko podczas modlitwy, ale i przy za-
łatwianiu spraw i wykonywaniu obowiązków. Tylko wówczas, gdy sam
się wzniesie na wyżyny wieczności, będzie mógł każdą rzecz należycie
ocenić, rozważyć i bezstronnie rozstrzygnąć, mając na względzie większą
chwałę Bożą. Jedynie wtedy będzie zdolny rządzić innymi według woli
Bożej, niczego innego nie pragnąc, jak tylko spełnienia we wszystkim woli
Najwyższego.
68Przełożony powinien dawać przykład wszystkich cnót, wypełniając
sam to, co poleca i nakazuje innym. Jego słowa będą miały znaczenie
tylko wtedy, gdy zostaną poparte przykładem. Podwładni posłuchają jego
rozkazów, jeżeli będą go widzieli postępującego i żyjącego tak, jak mówi
i naucza innych, jak im rozkazuje.
Pierwsze miejsce wśród cnót niech zajmuje gorąca miłość Zgromadzenia i wszystkich jego członków, jak też naszej świętej Matki Kościoła katolickiego i wszystkich ludzi. Niech się stara być wszystkim dla wszystkich,
a za Kościół i Zgromadzenie niech będzie gotów w razie potrzeby oddać
życie.
Niech umartwia i opanowuje swoje uczucia, żeby nie zbuntowały się
i nie przyćmiły rozumu; niech zachowuje we wszystkim spokój ducha,
a przynajmniej niech nic nie czyni, zanim się nie uspokoi. Non in commotione Spiritus Dei
28
.
Z miłością i uprzejmością niech łączy energię, potrzebną surowość
i moc ducha. Niech się nie da nikomu odciągnąć od tego, co może bardziej
być miłe Bogu. Niech kroczy cierpliwie i wytrwale do celu, nie poddając się
żadnej obawie przed niebezpieczeństwem, nie upadając na duchu z powodu
przeszkód i trudności.
56
Rekolekcje miesięczne
3 lutego 1911 r.
Dziś dopiero mogliśmy odprawić rekolekcje miesięczne; wciąż nie
było kiedy. Cały ten miesiąc był bardzo rozbity, wiele było hałasu i przeróż-
nych spraw, wiele trosk i kłopotów. Za wszystko serdecznie dziękuję Bogu;
niech się pełni we wszystkim Jego święta wola, niech wszystko wychodzi
na większą Jego chwałę. Jeżeli tak ochotnie przyjmuję z Jego ojcowskich
rąk łaski, czemuż nie miałbym przyjąć krzyżów i kłopotów. Postanowienie
zostaje to samo, co poprzednio: coraz bardziej wyrzekając się siebie, łączyć
się z Panem Bogiem.
28
Nie w zamieszaniu Duch Boży (por. 1 Krl 19,11).
6957
Kryteria podejmowania prac
5 lutego 1911 r.
Przełożony powinien się bardzo wystrzegać, aby bez konieczności nie
ulegać pragnieniom i prośbom wszelkiego rodzaju ludzi wpływowych. Jeden chciałby skierować dom lub Zgromadzenie na takie tory, drugi na inne.
Jeden proponuje lub chce narzucić tę pracę, a drugi inną. Jeden prosi, by
mu dać tego brata do jakiejś pracy, inny tamtego itd. Jeżeli bez koniecznej
potrzeby przełożony będzie za bardzo ustępliwy, to wkrótce obcy ludzie,
ożywieni nawet najlepszymi intencjami, cały dom mu rozproszą, rozbiją,
popchną do prac, których nie miał zamiaru podejmować, lub które przewyższają jego możliwości. Tak więc trzeba umieć trzymać się własnego
sposobu postępowania i kroczyć swoją drogą. Prace nie uciekną, pola dzia-
łania nie zabraknie, bylebyśmy tylko mieli odpowiednich ludzi.
Wybierając prace i zadania do spełnienia należy mieć na względzie
nie tyle nalegania ludzi, ile raczej większą chwałę Bożą, pożytek Kościoła
i zbawienie dusz, jak również uzdolnienia i przygotowanie naszych braci.
Nie należy się spieszyć z zabraniem jakiegoś brata, który dotychczas
owocnie pracuje i praca mu się wiedzie, choćby inni usilnie o niego prosili,
chyba że większa chwała Boża skłaniałaby do spełnienia ich próśb.
58
Stosunki z ludźmi
Czytając żywot św. Ignacego, znalazłem bardzo dobrą radę, którą
święty dał dwom spośród swoich braci, posyłając ich między ludzi. „Radzę
wam, abyście ze wszystkimi ludźmi, a zwłaszcza z równymi i niższymi,
mówili niewiele i dobrze się namyśliwszy, co macie powiedzieć. Słuchajcie
natomiast pilnie aż do końca, póki mówiący nie wypowie wszystkiego, co
zamierzał powiedzieć. Wówczas dajcie mu krótką i jasną odpowiedź, aby
w miarę możności z góry przeciąć drogę wszelkim sporom i sprzeciwom.
Pożegnanie z ludźmi niech będzie krótkie, ale uprzejme”
29
.
29
Por. Instrukcja z września 1541 r. dla ojców Broeto i Salmeroni, wysyłanych do Irlandii
jako legatów papieskich, w: Monumenta Ignatiana, Series I, S. Ignatii de Loyola Epistolae
et Instructiones, t. I, Madryt 1903, s. 179.
70Rozmawiając z ludźmi, bądźmy wszystkim dla wszystkich (por. 1 Kor
9,22), o ile można przystosowując się do ich usposobienia, charakteru,
zwyczajów. Z ludźmi żywego usposobienia bądźmy żywi, z powolnymi
– powolni, poważni. W rozmowie starajmy się zawsze rzucić jakąś dobrą
myśl, projekt, potrzebę jakiejś pracy, pobudzajmy do dobrego, zwracajmy
serce człowieka do spraw wyższych, do Boga do Kościoła. Nie zapominajmy w rozmowie, że każde nasze słowo, każde zdanie może być powtórzone
publicznie. Pamiętajmy o tym, zwłaszcza wtedy, kiedy usiłujemy pogodzić
ludzi skłóconych. Nie możemy wyrzekać się stosunków z ludźmi, przeciwnie – musimy nawet szukać ludzi, zbliżać się do nich, aby ich potem pociągnąć do Boga i do pracy dla Kościoła. Trzeba się jednak zastanowić,
jak, kiedy i z kim się zapoznać i zaprzyjaźnić. Nie można iść na ślepo, lecz
trzeba wszystko najpierw przemyśleć i poradzić się innych braci; słowem
– należy to wszystko przygotować roztropnie. Nie możemy unikać ludzi, ale
musimy uważać, byśmy pośród nich nie utonęli. Zresztą zawsze mamy się
kierować tym, co przynosi pożytek Kościołowi i chwałę Bożą.
We wszystkim szukajmy Boga i Jego większej chwały, pożytku i dobra Kościoła. Znajdując się między ludźmi, troszczmy się o potrzeby ich
dusz. Zostając w domu między swoimi, pilnujmy szczególnie własnej duszy i starajmy się postępować w doskonałości. Gdy zaprzestaniemy starania
o własną duszę i jej postęp duchowy, wówczas nie będziemy się troszczyć
należycie o zbawienie innych, ani o dobro Kościoła, ani nie będziemy szukać większej chwały Bożej, lecz tylko siebie, swojej wygody i uznania.
Kiedy sami zaczniemy staczać się coraz niżej, upadną wraz z nami wszystkie nasze prace i zamierzenia i wszystko pójdzie na marne.
59
Uczestniczenie w zebraniach
Zamierzamy pracować dla Kościoła z pomocą zorganizowanych ludzi
dobrej woli. Dlatego każdy z nas powinien – w miarę możności – nauczyć
się organizować zebrania, przewodniczyć na nich, publicznie przemawiać.
Trzeba umieć słuchać, kiedy przemawiają inni, umieć uchwycić ich
myśl, odgadnąć zamiary, chęci, dążenia. Przemawiających trzeba słuchać
spokojnie, nie gorączkując się, lecz panując nad sobą, aby nie okazać żadnego rozdrażnienia, ani nawet żywszej radości, tak aby z wyrazu twarzy
naszej nie wyczytano myśli i poglądów.
71Wystrzegać się trzeba powtarzania innymi słowami tego, co poprzednicy już powiedzieli. Mówić trzeba krótko i jasno. Przemawiając, należy
podawać – w miarę możności – racje za i przeciw omawianej sprawie, podkreślając ich znaczenie, aby nie wydać się jednostronnym.
Nigdy nie odstępujmy od katolickich zasad. Jeżeliby się okazało, że nie
można publicznie bronić swoich katolickich poglądów, to aby nie rozbudzać
złych namiętności i nie popsuć jeszcze bardziej sprawy, lepiej zamilczeć i prosić w duchu Boga, by raczył sam wszystko naprawić. Jeżeli tylko można, nie
wolno kryć się ze swoim katolicyzmem, lecz należy bronić nauki katolickiej
i sposobu życia oraz organizacji Kościoła. Szczególnie wystrzegać się trzeba,
aby przemawiając nikogo nie urazić i nie dotknąć; należy być jak najbardziej
uprzejmym.
Powinniśmy się trzymać własnego zdania, lecz dla ludzi odmiennych
poglądów mamy okazywać prawdziwą miłość. Jedynie własnym głębokim
przekonaniem, silną wiarą, miłością, gorącym sercem pociągniemy innych
do Boga i do prawdy, a nie kłótnią, napaściami, obelgami i zniewagami.
Starajmy się szczególnie, aby w dyskusjach nie zapominać, jakim i czyim
duchem mamy się kierować. Czyż nie Chrystusowym? Baczmy, by nie zasłużyć na przyganę Chrystusową: nescitis cuius spiritus estis
30
.
Przygotowując zebranie, należy najpierw ułożyć porządek dzienny,
punkty propozycji i dyskusji, wybrać osoby, które każdy punkt do dyskusji
przedstawią i wyjaśnią, aby wszystko szło sprawnie, nie przedłużało się zebranie, nie męczyło niepotrzebnie uczestników i nie zabierało dużo czasu.
60
Ciągłe apostolstwo
Bracia, którzy przybyli do jakiejś miejscowości choćby na krótki czas,
niech nie pomijają żadnej okazji, aby wyświadczyć ludziom jakąś przysługę, pomoc, uczynić coś pożytecznego, zachęcić do dobrego, podnieść ku
Bogu. Kapłani niechaj chętnie słuchają spowiedzi, głoszą słowo Boże, uczą
dzieci i starszych katechizmu, niech prowadzą rekolekcje itd. Bracia zaś laicy niech również służą ludziom, czym mogą, pociągając ich do Boga.
30
Nie wiecie, czyjego ducha jesteście (por. Łk 9,55).
72Kapłani, słuchając spowiedzi, muszą pamiętać, że to, co mówią swoim penitentom na ucho, może być potem ujawnione i ogłoszone całemu
światu. Niech uważają, żeby swoich penitentów nie pociągali ku sobie,
zamiast kierować ich do Boga. Miłość i prawdziwe miłosierdzie niech panuje w sercach spowiedników i niech ma pierwszeństwo przed wszystkimi
innymi uczuciami. Niech usilnie pragną podnieść ludzi do Boga. W miarę
możności niech się starają udzielać penitentom nie tylko rozgrzeszenia, ale
również kierownictwa duchowego.
61
Stosunek do zaszczytów
W zakonie trzeba się jak ognia wystrzegać próżnej chwały, bo i do
klasztoru może się przedostać ambicja i pycha pod płaszczykiem dobrych
dzieł i szlachetnych intencji. Dlatego też zobowiązaliśmy się przysięgą
wobec Boga do unikania godności i zaszczytów. Zły duch, ukrywający
się pod płaszczykiem dobra, proponuje niekiedy zaszczytne stanowiska,
ukazując, jak wiele dobrego moglibyśmy na takim stanowisku zdziałać.
Niepokoi nawet sumienie, usiłując nam wmówić, że nie przyjmując danego
urzędu, albo się go zrzekając, możemy spowodować nieobliczalne straty
dla Kościoła i dusz. Trzeba czuwać, aby się nie dać uwieść szatanowi. Czyż
tylko na tym zaszczytnym stanowisku możesz owocnie pracować? Idąc za
Chrystusem, zachowując konstytucje, poddając się przełożonym, na pewno
daleko więcej zdziałasz dobrego.
Jeżeli przyjmowalibyśmy proponowane nam zaszczyty, wpływowe
urzędy, Zgromadzenie nasze szybko by się rozpadło. Jeden przyjąłby taki
urząd, drugi inny i przekonalibyśmy się, że nie ma kto kierować Zgromadzeniem i w nim pracować. Bądźmy pewni, że kandydatów na wpływowe i zaszczytne stanowiska nigdy w świecie nie braknie. My zaś starajmy
się zawsze stać przy Chrystusie, żyjącym w ubóstwie, posłuszeństwie,
ciężkiej pracy i trudach, w poniżeniu, wzgardzie i cierpieniu. Idąc za Nim,
stojąc przy Nim, usiłujmy obejmować te prace, do których inni niechętnie
się zgłaszają, placówki najbardziej opuszczone, stracone, wzgardzone. Starajmy się wychować dostateczną ilość chętnych kandydatów na placówki
uchodzące w opinii ludzi za najniższe i najgorsze.
Jak inni ludzie mają sobie za wielką chwałę wybić się na wysokie stanowiska, tak my uważajmy sobie za największą łaskę Bożą dostać się tam,
73gdzie potrzeba największego zaparcia się siebie, gdzie trzeba więcej się
trudzić i cierpieć dla Jezusa, gdzie więcej pracy, kłopotów, pogardy, poniżenia i ubóstwa. Czuwajmy, aby nie zabrakło pośród nas kandydatów, którzy
sami rwaliby się na takie placówki.
Jezu, udziel nam tej wielkiej łaski.
Przełożeni powinni siebie i swoich bronić od wszelkich zaszczytnych
stanowisk. Jestem najgłębiej przekonany, że każdy z nas – idąc śladami Jezusa Chrystusa, pokornego, żyjącego w ubóstwie, samozaparciu – daleko
więcej zdziała dla Kościoła, aniżeli zajmując wysokie stanowiska. A już
nie daj Boże, aby nasi mieli przyjmować honorowe odznaczenia i tytuły.
W tych sprawach należy przestrzegać ściśle konstytucji i instrukcji. Należy
się bronić nie tylko przed wszelkimi zaszczytami, które by nas krępowały,
lecz również przed pracami, które przeszkadzałyby nam swobodnie zdążać
do celu – ku większej chwale Bożej i dobru Kościoła.
62
Prace szczególnie polecane
Należy czuwać, abyśmy nie ugrzęźli w różnych zgromadzeniach
sióstr, w bractwach itp., podejmując się stałego kierowania nimi. Takie kierownictwo tak bardzo zajmuje człowieka i obciąża jego umysł, że prawie
nie jest zdolny do żadnej innej pracy. Z doświadczenia wiedzą o tym prze-
łożeni zgromadzeń, a również i mnie samemu przyszło tego doświadczyć.
Moglibyśmy najwyżej zgodzić się na prowadzenie rekolekcji dla sióstr,
albo podjąć się obowiązku spowiednika nadzwyczajnego, lecz tylko za
wiedzą przełożonych, uważając, by te zajęcia nie odciągały nas od ważniejszych prac i zadań.
Szczególnie powinniśmy się starać – o ile tylko można – służyć zawsze młodzieży męskiej, czy to na wsiach, czy w miastach, a zwłaszcza
tej, która się kształci na wyższych uczelniach. Chętnie też podejmujmy się
kierownictwa mężczyzn – zwłaszcza z inteligencji – i pracy w ich kółkach
i stowarzyszeniach.
Jeżeliby nas poproszono o prowadzenie rekolekcji dla kapłanów lub
kleryków w seminariach, powinniśmy – moim zdaniem – rzucić wszystko
inne, a pospieszyć tam z posługą. Powinniśmy również chętnie podejmować się kierownictwa duchowego kapłanów, ilekroć by tego pragnęli.
7463
Stosunek do przeciwników
Św. Ignacy usprawiedliwiał swoich przeciwników, wszystko im przebaczał, za złe płacił dobrem, ale gdzie zaszła potrzeba, tam umiał bronić swojego dobrego imienia i własnych praw. Gdy zatem pragnie się pracować
społecznie dla dobra innych, wówczas należy dbać szczególnie o dobre
imię i umieć bronić swoich praw, jeżeli tego wymaga większa chwała Boża
i pożytek dusz.
Lampa nie będzie świeciła, jeżeli zabraknie w niej paliwa. Głosiciel
Ewangelii nie stanie się światłością świata (por. Mt 5,14), nie będzie siłą duchową, pociągającą do Chrystusa, prowadzącą drugich do boju o Kościół,
pobudzającą ludzi do pracy, jeżeli w jego sercu nie będzie płonął ogień gorliwości, nie będą kwitły cnoty, jeżeli zabraknie w nim świętości.
Trzeba się przyjrzeć wrogom Kościoła, poznać ich cele, zamiary, dą-
żenia, sposób i metodę walki, środki, jakimi się posługują, a dopiero potem
wszystko dobrze rozważywszy, stanąć odważnie do boju i pracy tam, gdzie
wrogów najwięcej i bronić tych pozycji, które najbardziej są atakowane.
Zdaje mi się, że napaści przeciwników na wiarę i Kościół, ich oszczerstwa,
fałsze i wszelkie kłamstwa nie powinny nigdy pozostawać bez odpowiedzi, bez zbicia, bez wykazania ich błędu i fałszu. Rzecz jasna, że należy
to czynić nie w celu poniżenia przeciwników, lecz by prawda zwyciężyła
i nasi przeciwnicy sami się oświecili, opamiętali i wrócili do Boga. Trzeba
troszczyć się o zbawienie ich dusz, a nie usiłować ich poniżyć, ośmieszyć
i zdruzgotać.
64
Głosić całą prawdę
6 lutego 1911 r.
Nasi bracia i ci, co pójdą z nami, niech okazują się wszędzie zdecydowanymi katolikami, zwalczając nie ludzi i osoby, lecz ich błędne nauki
i poglądy.
Nie sądźmy, że ustępując błędom i pobłażając im, albo nawet poświę-
cając pewne cząstki istotnej prawdy, pociągniemy kogokolwiek do katolicyzmu. Przeciwnie, tylko podając ludziom nieskażoną prawdę, głosząc na-
75szą świętą wiarę katolicką w całej rozciągłości i pełni, w całym jej pięknie
i uroku, zdołamy pociągnąć błądzących do Kościoła.
Ważna to rzecz umieć dobrze walczyć o prawdę. Trzeba umieć tak bronić prawdy, żeby nawet jej przeciwnicy wyszli przekonani, że broniący
pełen jest dla nich miłości i szacunku. Należy się strzec, aby nie powiedzieć
czegoś takiego, co mogłoby przeciwnika zranić, urazić, dotknąć boleśnie
jego serce, gdyż wówczas zniechęciłby się do Kościoła. Nawet zbijając błę-
dy, trzeba się wystrzegać wyrażania pogardliwego, sarkastycznego, ironicznego. Najlepiej wyłożyć i okazać w całej czystości naukę katolicką, a stąd
samo przez się wyniknie, że nauka przeciwna jest nieprawdziwa. Zawsze
mi się wydaje, że praca pozytywna jest lepsza od negatywnej.
65
Stosunek do nowości
Należy zachować ostrożność wobec różnych nowych poglądów i nauk. Nie gonić pochopnie za tym, co nowe, ale pilnie uważać, czy zgadza
się z dawną prawdą katolicką. Z drugiej zaś strony nie należy spieszyć się
zbytnio z potępianiem tego co nowe, dopóki rzecz nie jest jasna i jak długo
Kościół jej nie potępi. Należy zachować ostrożność, badać sprawę, oświecać się i czekać, dopóki Kościół sam nie wskaże, jak się na tę lub inną rzecz
zapatrywać.
Nie wynika z tego, żebyśmy nie mieli nowych nauk badać, wyjaśniać
i wykazywać, czy zgadzają się lub nie z tradycyjną nauką katolicką. Nie
trzeba tylko się gorączkować i brać rzeczy na ślepo. Probate spiritus
31
.
66
Upomnienia braterskie
Gdziekolwiek znajdzie się razem kilku naszych braci, niech zawsze
wieczorem albo wczesnym rankiem naradzą się wspólnie, jak najlepiej
i pożytecznie dzień mają przeżyć, kto jakie prace ma wykonać, aby nigdy
nie żyli bez planu i porządku.
31
Badajcie duchy (1 J 4,1).
76Należałoby koniecznie zaprowadzić u nas zwyczaj, by każdy z braci
od czasu do czasu, co tydzień lub co dwa, prosił swojego admonitora lub
innego poważniejszego brata, by wskazał mu szczerze i otwarcie wszystkie
jego braki, błędy, nietakty w postępowaniu, w mowie, w obcowaniu z ludź-
mi. Byłaby to prawdziwie największa przyjacielska przysługa.
Sam człowiek nie zawsze widzi i dostrzega własne braki albo jeżeli je
widzi, to często niechętnie i jakby patrząc na nie przez palce. Inni natomiast,
patrząc na nas z zewnątrz, lepiej nas widzą i znają. Kiedy więc oni wskażą
nam błąd, wówczas i my sami lepiej i dokładniej zwrócimy na niego uwagę. To pobudza nas do poprawy.
Zdaje mi się, że dobrze byłoby wprowadzić taką zasadę, aby brat, który
coś wie o innym – dobre czy złe – powiedział to przełożonemu. Przełożony,
zestawiając to wszystko, mógłby właściwie każdym kierować i skutecznie poprawiać. Moim zdaniem, jeżeli szczerze pragniemy doskonalić się,
służyć Bogu, być świętymi, to powinniśmy chętnie przyjmować taką przysługę zarówno od współbraci, jak i od przełożonych. Za co masz być drugiemu bardziej wdzięczny, jak nie za to, że on ci otwiera oczy, wskazuje błę-
dy, przestrzega przed złem lub prowadzi na drogę prostą ku Bogu. Da nobis,
Domine, hanc sanctam simplicitatem, humilitatem, cordis rectitudinem,
hanc bonam voluntatem32
.
67
Rozpoznawać znaki czasu
Starajmy się poznać nasze czasy, zrozumieć i odczuć współczesnych
ludzi, ich zamiary, pragnienia, dążenia i cele. Każda dobra myśl niech znajdzie u nas zawsze przyjęcie, uznanie, każdy dobry projekt pochwałę, każda
dobra akcja lub dzieło podtrzymanie i pomoc, każde nieszczęście i strapienie – współczucie i pomoc. Każdy zaś błąd, odbiwszy się od nas, jak fale
morskie od skały, niech się rozbija, rozpryska i znika, a każde złe poczynanie i niegodziwe wysiłki niech znajdą w nas zdecydowanych przeciwników
i lekarzy dobrze rozumiejących chorobę.
32
Udziel nam, Panie, tej świętej prostoty, pokory, prawości serca i tej dobrej woli.
7768
Prześladowanie – bodziec gorliwości
Pragnąc wznieść piękny gmach doskonałości, trzeba najpierw – według wskazań mistrzów życia wewnętrznego – założyć mocny fundament
mortificationis et humilitatis
33
.
Św. Ignacy miał zwyczaj mawiać swoim braciom: „Dopiero wówczas
zacznę się naprawdę niepokoić, kiedy ludzie przestaną napadać i prześladować Towarzystwo. Byłby to znak, że oddaliśmy się lenistwu i nie służymy
jak należy Panu Bogu, ponieważ świat i szatan nawet nie zwracają na nas
uwagi i pozwalają nam spokojnie odpoczywać”.
Powinniśmy i my o tym pamiętać. Kto zacznie pracować gorliwie dla
Boga i Kościoła, temu nigdy nie zabraknie trudności, a nawet prześladowań.
Sposób, w jaki świat na nas patrzy i jak z nami się obchodzi, powinien być dla
nas znakiem rozpoznawczym, czy naprawdę idziemy śladami Chrystusa.
Nie trzeba upadać na duchu z powodu trudności i prześladowań, lecz
radować się i chwalić Boga, że staliśmy się godni cierpieć dla Jego Imienia
i dla Kościoła. Jeżeli spotka nas jakiekolwiek oszczerstwo, prześladowanie,
zarzuty, musimy być jeszcze ostrożniejsi, musimy zastanowić się, czyśmy
nie zawinili, i starać się doskonalej żyć, nie zaniedbując się w pracy, tylko
wykonując ją jeszcze gorliwiej.
Daj, Panie, aby zaciętość i wściekłość złego ducha, szyderstwa i prze-
śladowania zepsutego świata nigdy nas nie wykoleiły i nie sprowadziły
z drogi prawdy, nigdy nie odciągnęły od rozpoczętych prac dla Twojej
chwały, nigdy nie stłumiły ognia naszej gorliwości. Daj, Panie, aby dziś,
kiedy rośnie zuchwalstwo wrogów Twojego świętego Imienia, gdy mnożą
się wszelkiego rodzaju trudności, przeciwności, sidła i zasadzki, wzmacniała się, rosła i potężniała równocześnie nasza gorliwość, odwaga, pomysłowość, mądrość, męstwo i wytrwałość. Hasłem naszym niech będzie:
Omnia possum in Eo, qui me confortat
34
.
Daj, Boże, abyśmy wśród wszelkich burz, jakie wywoła przeciw nam
zły duch i zepsuty świat, zachowali stałość i niczym niezachwiany pokój,
a im więcej będą nas prześladować, abyśmy tym więcej się garnęli do Twojego najmilszego Syna Jezusa Chrystusa, z tym większą ufnością biegli pod
opiekę Niepokalanie Poczętej Dziewicy Marii.
33
Umartwienia i pokory.
34
Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia (Flp 4,13).
7869
Praca według sił
13 lutego 1911 r.
Nie będzie trwałości i wzrostu naszych dzieł i instytucji, jeżeli nie
damy im za fundament cnoty pokory. Wszystko będzie się wtedy najlepiej
wieść i udawać, kiedy będziemy szli drogą pokory, gdy będziemy zaczynali
pracę bez rozgłosu, od małego, a potem będziemy ją rozszerzać, pielęgnować jak ziarno, rozwijać i doskonalić.
Dokądkolwiek przybędziemy, zaczynajmy pracę od małych rzeczy,
spokojnie, bez reklamy, zwracając się przede wszystkim do biedaków, do
dzieci, do najmniej oświeconych, do najbardziej opuszczonych. Potem powoli, zapuściwszy korzenie, będziemy mogli objąć nawet i najszersze pole
dla większej chwały Bożej.
Chociażby nam nawet proponowano gdzieś wielkie i poważne instytucje, nie rzucajmy się na nie z chciwością, nie przyjmujmy skwapliwie,
dopóki nie będziemy mieli odpowiednich ludzi do ich prowadzenia. Lepiej
zaczynać od małego i stopniowo doskonalić, aniżeli objąwszy głośne i waż-
ne instytucje, prowadzić je źle, albo nawet pracę zaprzepaścić. Obejmując
pracę, trzeba umieć sapere ad sobrietatem35
.
Tak jednostki, jak i całe Zgromadzenie powinny czuwać, aby nie obarczać się zbytnio pracami, nie obciążać się ponad siły, nie upaść i nie zrujnować sobie zdrowia. Może dojść do tego, że taki zakonnik lub cała społeczność nie będzie już potem przydatna do niczego.
70
Właściwa miłość
16 lutego 1911 r.
Christum a me tollere nemo potest
36
Nie wszyscy pamiętają o tym, że .
nie tylko trzeba kochać Boga i Kościół, lecz ponadto trzeba umieć kochać.
Bywają matki, które bardzo kochają własne dzieci, lecz nierozumnie i nie-
35
Rozumieć z umiarkowaniem (Rz 12,3).
36
Nikt nie zdoła odebrać mi Chrystusa (por. Rz 8,35).
79odpowiednio. Tą niewłaściwą miłością nie tylko szkodzą swoim dzieciom,
ale niekiedy nawet przyczyniają się do ich zguby.
Bywają i katolicy, którzy gorąco kochają Kościół i katolicyzm, ale tak
nieroztropnie i w nieodpowiedni sposób, że więcej mu przyczyniają szkody
aniżeli pożytku.
71
Maksymy moralne
17 lutego 1911 r.
Mówi się: bądź takim, za jakiego pragniesz uchodzić w oczach drugich, a będziesz dobrym człowiekiem. Czyń drugim to, co tobie miłe, a co
ci niemiłe, tego i innym nie życz (por. Mt 7,12; Łk 6,31).
72
„W duchu pokuty”
4 marca 1911 r.
Przed kilku dniami odprawiłem rekolekcje miesięczne, lecz nie miałem
czasu zapisać w tym notatniku myśli i postanowień. Postanowienia zostały
te same, ale dodaję tylko, że będę się starał częściej spoglądać na Jezusa
dźwigającego krzyż i cierpiącego na krzyżu, będę ofiarował Panu Jezusowi
Chrystusowi moje prace, nieprzyjemności i cierpienia w duchu pokuty za
grzechy moje i całego świata.
Udziel mi, Panie, ducha pokuty, abym chociaż trochę odcierpiał za
wszystkie moje ciężkie i wielkie grzechy dawnego życia. Udziel mi, Panie,
obfitych łez, abym opłakał moje ciężkie i liczne wykroczenia.
8073
Szerzenie wiedzy katolickiej
5 marca 1911 r.
Wolą człowieka kieruje rozum, który jeżeli błądzi, wprowadza w błąd
także i wolę. Myślenie wywiera wpływ na całe nasze życie. Jeżeli myśli są
niejasne, pogmatwane, przewrotne, to i całe życie szybko się deprawuje.
Kto wie, czy nie największym nieszczęściem naszych czasów jest zboczenie umysłu z drogi prawdy, z drogi wiary, chaos i zamieszanie w dziedzinie myśli. Aby to zło naprawić, trzeba samemu zdobyć prawdziwą wiedzę katolicką, poznać dobrze, w pełni i wszechstronnie prawdy wiary, a następnie starać się zdobytym światłem oświecać umysły innych.
To prostowanie idei powinno być jedną z największych naszych trosk.
Dzisiaj należałoby spopularyzować pracę apostolską, szerzenie i obronę
wiary. Należałoby wciągnąć do tej pracy szersze kręgi ludzi. Podobnie jak
istnieją przeróżne organizacje dobroczynne, do których należy mnóstwo ludzi, tak również dla nauczania, szerzenia i obrony wiary powinny powstać
instytucje, do których należałoby wciągnąć jak najszersze rzesze ludzi.
Dzisiaj wszędzie i we wszystkich warstwach społecznych toczy się
walka o katolicki światopogląd. Kapłan przy najlepszych nawet chęciach nie
może ogarnąć wszystkiego. Duchownym powinni przyjść z pomocą świeccy. Muszą oni przyłożyć się do ważnej pracy – głoszenia prawdziwej nauki
katolickiej. Tak więc, prócz innych zadań, szczególną naszą troską musi być
szerzenie i obrona wiary katolickiej przy pomocy ludzi świeckich.
Można by w tym celu zakładać specjalne bractwa, stowarzyszenia,
instytucje. Można by odpowiednio przygotować i wykształcić głosicieli
i głosicielki wiary, którzy wnosiliby jej światło wszędzie: do prywatnych domów, do fabryk, do wszelkich instytucji i nie tylko do wierzących, ale i do
niewierzących, nie tylko do katolików, ale i niekatolików – dając wszędzie
prawdziwy wzór cnót chrześcijańskich.
Można by zakładać specjalne stowarzyszenia dla nauczycieli, rzemieślników, rolników, robotników, służących. Myślę, że ludzi znajdzie się
wszędzie pod dostatkiem. Trzeba do tej pracy wciągnąć ich jak najwięcej.
Qui testamentum legis habet, exeat post me
37
-Kto kocha Boga i Ko .
ściół, komu leży na sercu chwała Boża i wzrost naszego świętego Kościoła,
ten niechaj idzie do świętej walki o Boga i o Kościół.
37
Kto zachowuje przymierze, niech idzie ze mną (por. 1 Mch 2,27).
8174
Potrzeba specjalizacji
6 marca 1911 r.
Nie ci bowiem, co słuchają Zakonu, są sprawiedliwymi u Boga, ale ci
będą usprawiedliwieni, co Zakon pełnią (Rz 2,13). Złą jest rzeczą innych
dobrze ucząc, samemu źle żyć (por. Rz 2,17).
Każdy brat powinien posiąść dokładnie i dobrze choć jedną jakąś
specjalność, aby w tej dziedzinie stał się w Zgromadzeniu, w społeczno-
ści i w Kościele siłą, stanowiącą ostoję dla innych, oczywiście, w miarę
możności, o ile pozwolą na to uzdolnienia. Może to być jakaś gałąź wiedzy
czy administracja instytucji, czy jakieś rzemiosło, czy głoszenie kazań lub
prowadzenie rekolekcji, praca duszpasterska itp.
Tego rodzaju specjalność i wykształcenie w jakiejś jednej dziedzinie
ma znaczenie nie tylko dla Zgromadzenia, lecz również dla samego człowieka. Można zastosować tutaj słowa Pisma Świętego, że kto wierny jest
w małych rzeczach, temu Bóg udziela łaski do większych (por. Mt 25,21).
Kto wyspecjalizował się w jednej dziedzinie, ten umie w razie potrzeby
wziąć się i do czego innego. Taki człowiek będzie bardziej zadowolony
z życia i samowystarczalny.
Nieszczęśliwy to człowiek, który sądzi, że nic nie umie, nie może,
który nie wyznaczył i nie wybrał sobie żadnej określonej pracy. Częstokroć
sam nie wie, do czego się wziąć, do czego się przyłożyć.
Im lepiej swoją pracę określisz, tym bardziej do niej przywykniesz
i w niej się zagłębisz. Sama praca stanie ci się wówczas milsza i potrafisz
głębszą bruzdę przeorać na niwie Kościoła.
75
Rozwój jednostki we wspólnocie
7 marca 1911 r.
Przede wszystkim i na ile tylko można, należy usilnie formować i doskonalić osobowość każdego z naszych braci, budząc w nich i rozwijając
naturalne i nadprzyrodzone talenty i zdolności, mając na uwadze określoną
pracę, która przypadnie w udziale, zadania, którym zamierzają się poświę-
82cić itd. Następnie trzeba każdego w szczególny sposób kształcić w jakiejś
specjalnej dziedzinie. Tylko przez ludzi świętych, wartościowych, udoskonalonych i wykształconych zdołamy utrzymać na poziomie, a nawet podnieść w górę nasze Zgromadzenie. Przez takie jednostki wywrzemy wpływ
na ludzi.
Obok tego celu należy przy kształceniu braci mieć na względzie jeszcze inny cel, a mianowicie aby przy tak rozwiniętej indywidualności
i osobowości przygotować równocześnie każdego do życia społecznego
i wspólnego w klasztorze, aby każdy potrafił żyć i pracować wspólnie
z innymi. Jedynie takie przygotowanie każdego z braci do życia wspólnego, połączone z rozwojem osobistych przymiotów, będzie pożyteczne dla
Zgromadzenia i go nie rozbije.
76
Pełne naśladowanie Chrystusa
Nie zamierzamy odsuwać się całkowicie i odgradzać od ludzi, otaczać się wysokimi murami, przywdziewać specjalne habity i oddawać się
wyłącznie modlitwie. Zamierzamy prowadzić życie prawdziwie pobożne,
wewnętrzne, duchowe, ale równocześnie czynne i bardzo pracowite.
Wzorem niech nam będzie Chrystus, nie tylko pracujący w spokoju
nazaretańskiego domu, nie tylko pokutujący i poszczący przez czterdzie-
ści dni na pustyni, spędzający całe noce na modlitwie, lecz także Chrystus
pracujący, skarżący się, cierpiący, Chrystus wśród tłumów, obchodzący
wioski i miasta, odwiedzający grzeszników i sprawiedliwych, prostaczków
i uczonych, ubogich i bogatych. Chrystus nauczający i odpierający napaści
faryzeuszów, Chrystus szukający zagubionych owiec, Chrystus cierpiący,
prześladowany i zmuszony ukrywać się przed nienawiścią wrogów.
77
Za przykładem św. Pawła
Zamierzamy wpatrywać się w przykład św. Pawła Apostoła, w jego
czynne życie, odwagę, męstwo. Gdziekolwiek wypadnie nam przebywać,
czy w więzieniu, czy na wygnaniu – tam też zamierzamy głosić Chrystusa
83i nie odstępować od sposobu naszego życia. Nie wiadomo, co nas może
w życiu spotkać; jakie przykrości, prześladowania trzeba będzie wycierpieć
dla Chrystusa. Musimy być przygotowani na wszystko.
Potrzebujemy ludzi pełnych energii, czynnych, umiejących postępować samodzielnie, przedsiębiorczych i oględnych, umiejących żyć i zarabiać w potrzebie na kawałek chleba, umiejących rozumnie i przychylnym
okiem patrzeć na świat i ludzi, nie wyrzekających się nigdy własnych zadań
i celów, zawsze i wszędzie dążących do celu aż do śmierci, do połączenia
się z Bogiem w wieczności. Potrzeba nam takich ludzi, którzy w razie
usunięcia ich przez władze świeckie z klasztoru, zesłania na wygnanie,
umieliby natychmiast stanąć na nogi, urządzić sobie życie, zebrać i zgromadzić wokół siebie ludzi; a nawet gdyby komuś wypadło przebywać
dłużej pojedynczo, aby umiał żyć jak przystało prawdziwemu zakonnikowi,
dążyć samemu do Boga i innych za sobą prowadzić i pociągać, nie tylko
nie opuszczając się i nie stygnąc w powołaniu, ale jeszcze w innych budząc
wyższe uczucia i powołanie.
Chociaż postanowiliśmy pracować każdy z nas przede wszystkim we
własnym narodzie, mamy jednak obejmować prawdziwie katolickim sercem
cały Kościół i cały świat. Jeżeli wola Boża, okoliczności, przełożeni poślą nas
gdzie indziej, albo władza świecka skaże nas na wygnanie, mamy i tam stanąć
do pracy, nauczyć się miejscowego języka, wniknąć i wgłębić się w ducha
ludzi, w ich dążenia, potrzeby, pragnienia, oddać się im całym sercem, jak
swoim prawdziwym braciom i prowadzić dalej dzieło Chrystusowe. Si vos
persequentur in sua civitate, fugite in aliam, et evangelizate in alia
38
.
78
Jednostka a Zgromadzenie
Powinniśmy rozwijać w naszych braciach dobrze pojęty indywidualizm. Z drugiej strony bracia niech się nauczą zachowywać konstytucje,
porządek, pokornie poddawać się kierownictwu przełożonych i żyć we
wspólnocie z innymi braćmi.
Wspólne dobro, wspólne potrzeby i prace, prowadzenie i rozwijanie
wspólnych dzieł, większa chwała Boża, bardziej pilne duchowe potrzeby,
38
Jeżeli w jednym mieście prześladować was będą, uciekajcie do drugiego i tam głoście
Ewangelię (por. Mt 10,23).
84zwłaszcza sprawa zbawienia, a ponad wszystko potrzeby Kościoła – powinny stanowić granice dla każdego indywidualizmu. Indywidualizm stanie się
siłą niszczącą, jeżeli nie będą nim kierowały i trzymały go w karbach cnoty
samozaparcia, pokory, poświęcenia dla Boga i zbawienia dusz oraz bezwarunkowego posłuszeństwa Zgromadzeniu i jego przełożonym.
Jeżeli Zgromadzenie nie będzie kształciło braci, wychowywało ich osobowości, indywidualności, to będzie miało gromadę ludzi bezwartościowych, jak stado owiec lub kupa piasku, w której jedno ziarnko z drugim nie
jest złączone ani spojone i jedno od drugiego prawie niczym się nie różni.
Jeślibyśmy zaś kształcili jednostki, rozwijając jedynie ich cechy indywidualne, a nie przygotowując ich do życia wspólnego i pracy zespołowej,
to mielibyśmy coś na kształt pola pokrytego stojącymi patykami, które nigdy się nie rozwiną i nie pokryją się liśćmi. Każdy z braci byłby podobny do
nagiej skały wśród morza, od której odbijają się z hukiem i opadają fale, lub
też uderzają o nią i rozbijają się okręty.
Nie tylko nie wolno niszczyć w braciach indywidualności i szczególnych uzdolnień, umiejętności, inicjatywy, lecz przeciwnie – należy je kształ-
cić i doskonalić. Z drugiej jednak strony trzeba ćwiczyć ich w pokorze, posłuszeństwie, samozaparciu, aby byli gotowi poświęcić wszystkie swoje
zdolności, zamiary, pragnienia dla chwały Bożej i dobra Kościoła. Na nic
się nie przyda posiadanie gromady ludzi bezbarwnych, ludzi popychadeł.
Nieprzydatne są również gromady egoistów, którzy myślą tylko o własnych
sprawach, zachciankach i celach. Qui non quae Christi, sed quae sua sunt,
quaerunt
39
, nie liczą się z dobrem innych i wspólnym, ale każdy na własną
rękę zdąża do własnych celów. Trzeba koniecznie znaleźć tu złoty środek,
umieć pogodzić i połączyć energię i osobistą inicjatywę z doskonałym, zupełnym posłuszeństwem, samozaparciem, unikając jak wszędzie, tak i tutaj
jednostronności.
Niech panuje wśród nas radość i zapał w pracach, moc i wytrwa-
łość w cierpieniach i wykonywaniu zamierzeń, roztropna stanowczość
w rządzeniu. Starajmy się znaleźć dla każdego odpowiednie pole pracy
i właściwe zajęcie, usiłujmy należycie je rozdzielać pomiędzy wszystkich
i koordynować, lecz jednocześnie niech każdy z nas umie postępować,
wyrzekać się siebie, zapominać o sobie, poświęcać się dla wspólnych, waż-
niejszych zadań.
39
Szukają swego, a nie tego, co jest Jezusa Chrystusa (por. Flp 8,21).
85Każdy, wykonując swoją pracę, doskonaląc się w poszczególnych
dziedzinach, musi umieć w razie potrzeby stawać na zawołanie, do wszystkiego rękę przyłożyć, dla większej chwały Bożej i zbawienia dusz, od żadnej pracy i zajęcia nie uchylając się.
Prace mogą być różnorodne, ale zespołowe, uzgodnione i uporządkowane, skierowane do wyższych celów – chwały Bożej i dobra Kościoła oraz
dobra Zgromadzenia. Chociaż zdolności, wykształcenie, prace i zajęcia
mogą być różnorodne, to jednak wszystkich musi łączyć ścisła karność,
dyscyplina, bez której życie wspólne jest niemożliwe. Wszystkich nas wzajemnie zjednoczonych podtrzymywać ma jeden duch: miłość Boga i bliź-
niego, duch oddania się własnemu Zgromadzeniu, duch gorliwości, pokuty,
pragnienia zaparcia się siebie samego, zapomnienia o sobie, a służenia
chwale Bożej. Niech nas jednoczy posłuszeństwo płynące nie z przymusu,
lecz z pokornego serca, pełnego miłości Boga i Zgromadzenia.
Kształcąc i rozwijając w sobie rozliczne dary Boże i zdolności, umiejmy, gdzie trzeba, zużytkować je dla miłości Boga, dla dusz i dla własnego
Zgromadzenia.
Jakże słaby jest człowiek zostawiony samemu sobie ze swoim indywidualizmem, a jak silny się staje, gdy indywidualizm własny złączy i zespoli
z drugimi. Jak biedny bywa, gdy się opiera na samym sobie, na własnej
osobie, a jak bogaty, kiedy własne zdolności włoży do wspólnego skarbca.
Im kto bardziej wyrzekłszy się siebie, zanurzy się i zatonie w społeczności,
we wspólnym życiu i pracach, tym staje się ona silniejsza, a w niej i jej
członkowie.
Zgromadzenie niech będzie małym społeczeństwem, gdzie każdy
mógłby być celowo i owocnie wykorzystany, służąc Bogu i ludziom
według swoich zdolności. Każdą dobrą skłonność fizyczną czy duchową
można wykształcić i odpowiednio spożytkować w Zgromadzeniu. Każdy
z braci ze swej strony powinien uważać, aby nie dać się zaślepić różnym
własnym kaprysom i fantazjom.
Często człowiek sam siebie nie zna, zdaje mu się, że ma zdolności do
tej lub owej pracy, że tę lub ową rzecz zna i umie wykonać, a tymczasem
bywa całkiem przeciwnie: ma zdolności, ale do czego innego. Bywają
też ludzie, którym się wydaje, że nie potrafią wykonać powierzonej sobie
pracy, bo za mało sobie ufają. Trzeba więc, aby każdy pozwolił się chętnie
kierować przełożonym, którzy obowiązani są poznać nas i nasze zdolności,
znaleźć dla każdego odpowiednie miejsce i każdego użyć we właściwy sposób dla chwały Bożej. Przełożeni bowiem patrząc na nas z boku, słysząc,
86co inni sądzą o naszych zdolnościach, mogą często poznać nas lepiej niż
my sami siebie. Trzeba więc zaufać przełożonym w tym przekonaniu, że
oni, kierując się duchem Bożym, szukać będą nie innych, ubocznych celów,
lecz naszego dobra, większej chwały Bożej, zbawienia dusz, i odpowiednio nami pokierują. Znacznie częściej możemy się mylić i błądzić, idąc za
własnymi chęciami, zachciankami, pomysłami, niż poddając się pokornie
władzy przełożonych i oddając się ich kierownictwu. Superbis Deus resistit, humilibus dat gratiam40
.
Prośmy Boga, aby nauczył nas, jak łączyć rozumną inicjatywę z doskonałym posłuszeństwem, osobistą pomysłowość, energię, działalność
z doskonałym oddaniem się Zgromadzeniu, Kościołowi i Bogu. Nie obawiajmy się zużyć, wyczerpać, unicestwić dla większej chwały Bożej.
Daj nam, Panie, męstwo i odwagę, abyśmy nie lękali się niczego, lecz
zapomniawszy o sobie, utonęli całkowicie w Zgromadzeniu. Pozwól nam
spłonąć jak świeca na ołtarzu i spalić się jak ziarnka kadzidła, wydające
miłą woń na chwałę Bożą.
79
„Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”
Jeśli Bóg z nami, kto przeciwko nam? (Rz 8,31). Któż więc nas odłączy
od miłości Chrystusowej? Utrapienie czy ucisk, czy głód, czy nagość, czy
niebezpieczeństwo, czy prześladowanie, czy miecz? (Jak napisano: „Albowiem dla ciebie nas zabijają cały dzień, uważają nas za owce skazane na
rzeź”). Ale w tym wszystkim zwyciężamy przez tego, który nas umiłował. Albowiem jestem pewny, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani księstwa,
ani mocarstwa, ani teraźniejsze rzeczy, ani przyszłe, ani moc, ani wysokość,
ani głębokość, ani stworzenie – nie będzie nas mogło odłączyć od miłości
Bożej, która jest w Chrystusie Jezusie Panu naszym (Rz 8,35-39).
Te słowa niech będą naszym pokrzepieniem, podporą i pociechą we
wszystkich prześladowaniach. Z tych słów poznawajmy, gdzie nasza moc:
w całkowitym samozaparciu się siebie i w wielkim umiłowaniu Boga,
w zupełnym oddaniu się Chrystusowi i w zjednoczeniu z Nim.
40
Bóg pysznym się sprzeciwia, a pokornym łaskę daje (Jk 4,6; 1 Pt 5,5).
87Trzymajmy w objęciu krzyż Pana Jezusa, a nie zaszkodzą nam żadne
moce, nie powstrzymają nas ani nam drogi nie zagrodzą żadne potęgi. Jeśli
Bóg z nami, kto przeciwko nam? (Rz 8,31). Wszystko mogę w tym, który
mnie umacnia (Flp 4,13).
80
„Odnowić wszystko w Chrystusie”
8 marca 1911 r.
A nie upodabniajcie się do tego świata, lecz przemieniajcie się przez
odnowę umysłu waszego, abyście doświadczali, która jest wola Boża, dobra
i przyjemna i doskonała (Rz 12,2).
Nie poddając się złym obyczajom i namiętnościom tego świata, nie
ulegając jego błędnym opiniom i poglądom, będziemy się starali odnowić
wszystko w Chrystusie, a przede wszystkim odrodzić siebie, przejąć się
całkowicie duchem Chrystusowym, jego prawami i zasadami, głosić światu
Chrystusa w całej pełni i wszystkich do Niego prowadzić.
Postępując właściwie na wyznaczonej sobie placówce i spełniając
należycie swoje obowiązki, każdy z nas niech usiłuje przyczyniać się także
i do wspólnego dobra Zgromadzenia.
81
Przezwyciężone trudności
Fryburg, 17 sierpnia 1911 r.
Bardzo długo nic nie pisałem, chociaż wypadło mi w tym czasie wiele
przeżyć, przecierpieć, przemyśleć. Nowa burza zwaliła się na Kościół
41
.
Trzeba było wszystko usuwać, ukrywać. Niebezpiecznie było mieć u siebie
nawet najmniejszą kartkę, ażeby bez potrzeby nie narażać innych i nie zdradzić siebie. Niech Bóg we wszystkim będzie pochwalony.
Panie mój, Ty sam tylko wiesz, ile w tym czasie musiałem przezwyciężyć różnych pokus, i to bardzo ciężkich. Gdyby nie przykład najuko-
41
Autor mówi tu o nowej fali prześladowań religii katolickiej przez władze rosyjskie, szczególnie na terenie Petersburga, gdzie do niedawna przebywał.
88chańszego Syna Twojego Jezusa Chrystusa, mężnie odrzucającego od
siebie i zwyciężającego szatana, gdy ten na puszczy chciał powstrzymać
Jezusa i odwieść Go od Jego posłannictwa, gdyby nie przykład Pana Jezusa
omdlewającego w Ogrodzie Oliwnym i zlanego krwawym potem, gdyby
nie wołanie zawieszonego na krzyżu: Boże mój, Boże mój! Czemuś mnie
opuścił (Mk 15,34), a jednak z całą ufnością oddającego temuż Bogu swoją
duszę: W ręce Twoje polecam ducha mojego (Łk 23,46), a zwłaszcza gdyby
nie Twoja łaska, Ojcze niebieski, nie zdołałbym przezwyciężyć tych pokus.
Niech Ci będzie, o Boże, chwała i dziękczynienie. Niech będzie chwała
i dziękczynienie Panu Jezusowi, który uczy nas nieść każdy krzyż. Dzięki
składam również Najświętszej Dziewicy, Orędowniczce i Wspomożycielce
wszystkich uciskanych. Ileż razy opadały ręce wobec wyłaniających się
wszelkiego rodzaju przeszkód. Nogi jak gdyby ktoś podciął, posuwanie się
naprzód wydawało się ponad moje siły. Ty, Panie, ustawicznie pokrzepiałeś
mnie. Gdy mnie ogarnęły ciemności, Ty, przykładem Twojego Syna Jezusa
Chrystusa, świeciłeś mi jak najjaśniejsza gwiazda. Ty orzeźwiałeś mnie nieustannie i pocieszałeś wielkimi łaskami. Cóż Ci więc, Boże, ja nędzny, oddam za to, coś dla mnie uczynił i mi udzielił? Wezmę krzyż Twojego Syna,
jaki raczył łaskawie na mnie włożyć i będę go dźwigał. O Jezu, niech się
oddam Kościołowi Twojemu i ratowaniu dusz, Twoją krwią odkupionych:
ad convivendum Tecum, ad laborandum Tecum, ad compatiendum Tecum
i – jak ufam – commoriendum Tecum i conregnandum42
.
82
Przeszkody na drodze życia zakonnego
Dziwna rzecz, dopóki nie powziąłem postanowienia, aby wyrzec się
wszystkiego i pójść za Chrystusem, zwłaszcza za Chrystusem żyjącym we
wzgardzie, w ubóstwie, w posłuszeństwie, w troskach, w trudach i pracach,
w uciskach i cierpieniach, ludzie rzadko się do mnie zwracali, nawet trzymali mnie z dala od wszelkich zaszczytów i godności, nawet okrzyczeli
mnie wrogiem Kościoła, liberałem, socjalistą, czekistą itp. Z chwilą zaś,
kiedy zrobiłem pierwszy krok, ażeby pójść naprawdę za Chrystusem, zaczęli mi proponować wysokie, zaszczytne stanowiska: rektora seminarium,
42
Abym z Tobą współżył, z Tobą pracował, z Tobą współcierpiał i – jak ufam – z Tobą współ-
umarł i współkrólował (por. 2 Tm 2,11-12; 2 Kor 7,3; Rz 8,17).
89kanonika. Bez mojej wiedzy mianowano mnie wicerektorem Akademii.
Zaczęto mi schlebiać, mówiąc, że wkrótce zostanę biskupem sufraganem
lub rektorem itp.
Dopóki nie zaczęliśmy się naprawdę organizować, to i władze pań-
stwowe nie ingerowały w życie duchowe katolików, ich działalność i organizację. Gdy zaś nasz zamiar rozpoczęliśmy wprowadzać w czyn, władze
świeckie wznowiły prześladowanie, nastąpiły rewizje i poszukiwania tajnych organizacji: jezuitów i innych.
Ci, wobec których musieliśmy się ujawnić, nie wyłączając księży, zaczęli ganić nasze zamiary i przepowiadać, że nic z tego nie będzie. Nie brakło
jednak też kapłanów i biskupów – pełnych bojaźni Bożej – którzy zgadzali się
z nami. Najbardziej jednak ufaliśmy Tobie, o Panie.
In Te Domine speravi non confundar in aeternum43
,Ty, o Panie, widzisz, że niczego bardziej nie pragniemy, jak tylko większej Twojej chwały .
udoskonalenia i zbawienia własnej duszy, zbawienia dusz innych oraz dobra i wywyższenia Twojego Kościoła. Przyjmij, Panie, naszą dobrą wolę,
wszystkie siły i talenty i wszystko, czym jesteśmy i co posiadamy. Uczyń
z nami według Twojego upodobania.
83
Rekolekcje roczne
Podczas tych rekolekcji czułem się bardzo zmęczony i wyczerpany
może dlatego, że prowadząc je, musiałem więcej myśleć o innych aniżeli
o sobie.
Wiem tylko to, że jestem bardzo niedoskonały, że jestem rzeczywiście
wielkim grzesznikiem. Czegokolwiek bowiem bym się w moim życiu nie
dotknął, czymkolwiek bym się nie zajął, jakiegokolwiek obowiązku bym
się nie podjął, wszędzie widzę błędy, wykroczenia i niedoskonałości. Odprawiając te rekolekcje, starałem się zasadniczo odnowić swego ducha,
ożywić w sobie ideały życia duchowego i powołania, podnieść swoją duszę
wzwyż ku Bogu.
43
W Tobie, Panie, położyłem nadzieję, nie będę zawstydzony na wieki (Hymn „Te Deum”).
90Zrobiłem tylko trzy postanowienia:
1. Starać się prowadzić życie wewnętrzne, duchowe, w jak największym
zjednoczeniu z Panem Bogiem, szukać Boga we wszystkim, ażeby On
znalazł we mnie upodobanie.
2. Wykorzystać jak najlepiej czas, aby nie tracić ani chwili na próżno, wystrzegać się przede wszystkim niepotrzebnego zastanawiania się nad
problemami i sprawami nie należącymi do naszych zainteresowań, które
odciągałoby mnie od pracy, jaką w danej chwili wykonuję.
3. Starać się napisać instrukcje. Ponadto w ogóle świadczyć przysługi przyjaciołom i braciom.
Przedmiotem szczegółowego rachunku sumienia będzie dobre wykorzystanie czasu.
84
Powierzenie Zgromadzenia opiece Niepokalanej
7 września 1911 r.
Dzisiaj odprawiłem miesięczny dzień skupienia. Dzięki Ci, Panie, za
wszystkie dobrodziejstwa.
Panno Najświętsza, wyjednaj mi u Twego Syna tę łaskę, abym Ciebie
z każdym dniem coraz więcej miłował, coraz głębszą pokładał w Tobie ufność, coraz więcej cenił Twoją niezrównaną opiekę. Przyjmij nasze Zgromadzenie pod swoją potężną opiekę, o Matko nasza, przyjmij nas niegodnych,
jeśli nie dla czego innego, bośmy biedacy i żebracy duchowi, to przynajmniej
przez wzgląd na Twoje imię, które nosimy. Spraw, niech życie nasze będzie
czyste i niepokalane.
Postanawiam:
1. Wyrabiać w sobie ducha modlitwy, chodzić w obecności Bożej i usiłować podobać się Bogu.
2. Cenić każdą chwilkę czasu.
3. W dalszym ciągu opracowywać instrukcje i swoim współbraciom świadczyć przysługi.
9185
Miesięczne odnowienie ducha
3 lutego 1912 r.
Dzisiaj przy pomocy Boskiej odprawiliśmy rekolekcje miesięczne.
Uspokoiłem i odnowiłem się duchowo. Na najbliższy miesiąc postanowiłem:
1. Jak najlepiej wykorzystać czas, nie tracąc ani chwilki. Zauważyłem, że
w moich pracach przeszkadza mi w szczególny sposób wyobraźnia. Gdy
bowiem jakaś myśl przyjdzie mi do głowy, to ponosi mnie nie wiadomo
dokąd. Tak więc, trzeba bardziej panować nad swoimi myślami, a całą
energię ześrodkować na pracy.
2. Poświęcić wszystkie swoje siły Zgromadzeniu, z większą pilnością opracowywać instrukcje.
Panie Jezu, wzmocnij mnie, udziel mi wytrwałości. Niepokalanie Poczęta Dziewico, wspieraj mnie.
86
Cierpienia i trudności
18 listopada 1912 r.
Bardzo długo nie pisałem nic w tym zeszyciku. Dużo w tym czasie
musiałem wycierpieć. Wszystko niech będzie Bogu na chwałę. Wszystkie
te bóle, udręczenia duchowe, cierpienia i uciski serca razem wzięte niech
będą pokutą za ciężkie grzechy mojego przeszłego życia.
Nigdy nie przypuszczałem, zostając zakonnikiem, że ludzie tak będą
przeszkadzać w kroczeniu śladami Chrystusa. Gdybym przynajmniej
naprawdę był doskonałym naśladowcą Chrystusa! Daleko mi jednak do
tego. Ile to już mówienia, ile wyłoniło się przeszkód! A cóż dopiero musieli
wycierpieć święci, Twoi prawdziwi słudzy, Panie, prawdziwi naśladowcy
Twojego Syna! Dzięki Ci, Panie, żeś mi osładzał w tym czasie gorycze
mego życia przeróżnymi łaskami i niezwykłymi pociechami duchowymi.
9287
W Chrystusie źródło siły
6 stycznia 1913 r.
Wczoraj odprawiłem rekolekcje miesięczne. Same święta, rozmyślania
o Dzieciątku Jezus, porywały serce do Boga, przepełniały je świętymi uczuciami. Spojrzałem znów głębiej na swoje życie. Panie, jakież to wszędzie
straszne zepsucie natury. Jaka niemoc. Ileż wszędzie niedoskonałości i błę-
dów. Rozpacz by mnie ogarnęła, gdybym nie zaufał bezgranicznie Twemu
niewypowiedzianemu miłosierdziu. Widzę, Panie, jak Twoje obfite łaski,
płynące jakby strumieniami, nieustannie oczyszczają, zmywają z mej duszy
pył niedoskonałości i błoto wykroczeń. Dzięki Ci za to, miłosierny Boże.
W tym miesiącu najbardziej męczyła mnie wyobraźnia i rozmaite my-
śli. Za mało je opanowywałem. Ilekroć trafiła mi się jakaś ważniejsza sprawa, pochłaniała mnie całkowicie, ponosząc na wszystkie strony, rozpraszając i przeszkadzając w pracy. A nawet jeśli pracowałem, to prace moje
nie były należycie uporządkowane. A zatem postanawiam sobie w tym
miesiącu unikać, przy pomocy Bożej, nieporządku w moich zajęciach oraz
opanować swoje myśli i wyobraźnię.
Gdzie jest źródło siły dla każdego z nas? Bez wątpienia tylko w Chrystusie i w duchu Kościoła Chrystusowego: w celu, jaki nam wskazuje,
w normach, które nam podaje, w Sakramentach, których nam udziela. Oto
źródło naszej żywotności. Im więcej kto zagłębi się w duchu Chrystusa
i Kościoła, niejako zakwasi się nim i pozwoli się przeniknąć, tym pełniejsza będzie jego świętość i owocniejsza działalność. Haec est victoria, quae
vincit mundum: fides nostra
44
In hoc signo – signo cruces vinces .
45
.
88
Nowicjat dla profesów
7 stycznia 1913 r.
Czy nie byłoby dobrze wprowadzić do naszego Zgromadzenia taki
zwyczaj, aby bracia po skończonych studiach, zanim staną do pracy, odbyli
44
To jest zwycięstwo, które zwycięża świat: wiara nasza (1 J 5,4).
45
W tym znaku – znaku krzyża – zwyciężysz.
93trzymiesięczny ponowny nowicjat? W ten sposób odnowiliby swojego ducha, zapaliliby go na nowo ogniem gorliwości.
Odbycie takiego krótkiego nowicjatu byłoby także pożyteczne dla
braci już pracujących, po upływie pewnego czasu. Mogliby oni ten trzymiesięczny nowicjat odbywać co sześć, a przynajmniej co dziesięć lat.
Jak żołnierzy powołuje się co pewien czas ponownie do wojska, aby sobie przypomnieli to, czego się nauczyli, tak należałoby co jakiś czas wzywać
i zakonnika do odbycia nowicjatu, aby odnowił i wzmocnił swego ducha.
Sądzę, że wprowadzenie takiego zwyczaju byłoby z wielką korzyścią
tak dla poszczególnych braci, jak i dla Zgromadzenia i jego prac. Jasne, że
tego rodzaju nowicjat należałoby urządzać oddzielnie od właściwego nowicjatu dla młodzieńców.
89
Zadania apostolskie braci zakonnych
12 stycznia 1913 r.
Wciąż słychać narzekania, że brak ludzi. Wszędzie ogrom pracy, a nie
ma jej kto wykonać. Łatwiej o pieniądze na jakąś instytucję niż o ludzi.
Naszą największą troską powinno być przygotowanie jak największej
liczby ludzi, aby ich starczyło do wykonania ważniejszych prac i zadań
Kościoła. Nie żałujmy niczego na ich wykształcenie, uczenie, wychowanie.
Pieniądze, wysiłki, starania włożone w tę sprawę przyniosą obfite procenty.
Kształcąc braci laików, troszczmy się nie tylko o to, by dać im potrzebną
naukę lub wyuczyć jakiego rzemiosła, lecz nadto starajmy się wykształcić
ich w sprawach wiary, wyćwiczyć w życiu wewnętrznym, a zwłaszcza zapalić duchem apostolstwa, aby potem budzili wiarę w sercach tych, z którymi gdziekolwiek zetkną się i spotkają.
Bracia laicy, pełni ognia gorliwości, nadawaliby się dobrze do walki
z wszelką niemoralnością i zepsuciem. Mogliby po dwóch lub kilku iść na ratunek tonącym w zepsuciu, jak to czyni Armia Zbawienia
46
Rzecz jasna, że trzeba .
działać po katolicku, w porozumieniu z biskupami, idąc właściwą drogą.
46
Armia Zbawienia – protestanckie stowarzyszenie religijno-społeczne, powstałe w Anglii
w XIX wieku, zorganizowane na sposób wojskowy. Charakterystycznym sposobem apostołowania Armii Zbawienia jest głoszenie zasad własnej religii wszędzie i za pomocą
wszelkich możliwych środków.
94Bracia laicy mogliby również po dwóch lub kilku odwiedzać biednych
robotników w ich norach, barakach i suterenach, gdzie nikt nie interesuje
się ich nędznym życiem. Mogliby oni wnieść Chrystusa do wielu miejsc,
a niekiedy tam, dokąd kapłan nie może dotrzeć. Oby można było z pomocą
Bożą wykształcić takich braci. Mogliby oni nie tylko rozdawać jałmużnę,
ale i pouczać biednych, przeczytać im coś dobrego, dostarczyć pożytecznych książek, zachęcić do chodzenia do kościoła itp. Tacy bracia, pod
okiem i kierownictwem kapłanów, mogliby stać się wielką pomocą. Daj
nam, Boże, takich braci.
90
Potrzeba ciągłego dokształcania się
20 stycznia 1913 r.
Wyszukiwanie jak najwięcej ludzi, a następnie ich wychowywanie,
kształcenie, uczenie, przygotowywanie do wszelkich prac, aktualnie najbardziej koniecznych dla Kościoła, powinno stanowić naszą największą troskę.
Po ukończeniu nowicjatu i odbyciu niezbędnych studiów nikt nie powinien
zaniedbywać dalszego kształcenia się. Dobrze byłoby wybrać wizytatorów
nauki, ażeby odwiedzali braci i ich domy, dawali odpowiednie wskazówki
i rady, jak i czego się uczyć, czuwali, by bracia nie zaniedbywali dalszego
dokształcania się, lecz stale je uzupełniali i postępowali naprzód.
Każdy brat, skierowany na dłuższy czas do jakiejś pracy, powinien
ułożyć sobie stosowną instrukcję do swojej pracy czy obowiązku i dać ją
do zatwierdzenia przełożonym. Łatwiej znajdzie wówczas najodpowiedniejsze środki i sposób wykonania swoich prac, a z jego doświadczenia
i wskazówek inni będą mieli również niemałą korzyść.
Boże, daj nam odpowiednich ludzi. Zbierz nas i zgromadź w jedno ze
wszystkich krajów i narodów, abyśmy sławili Twoje święte imię i wiernie
Ci służyli, dla imienia Twojego staczali święte boje, Twojego ducha wszę-
dzie wnosili i szerzyli.
9591
Przygotowanie do pracy parafialnej
21 stycznia 1913 r.
Błędne jest mniemanie, że nauka i zdolności potrzebne są tylko do
pisania książek czy nauczania w szkołach, prace zaś parafialne może dobrze wykonać ktokolwiek. Mnie się zdaje, że nie mniej potrzeba zdolności
i przygotowania do należytego zorganizowania i prowadzenia parafii;
przede wszystkim nie należy zaniedbywać parafii wiejskich.
Kiedy się dobrze zorganizuje życie w parafii, to wyniknie stąd wiele
pożytku dla całej okolicy, będzie ona oparciem i przykładem dla innych
parafii. Takie dobre zorganizowanie parafii byłoby prawdziwym wzorem.
Jeżeli nam kiedyś wypadnie zarządzać parafią, to wiele będą mogli w tym
dopomóc swoją pracą bracia laicy.
92
Pokorna służba Kościołowi
23 stycznia 1913 r.
Łączymy się w społeczność nie w celu naprawiania księży i reformowania Kościoła, bo to rzecz Ojca Świętego i biskupów, lecz po to, by
poprawiać i doskonalić siebie i służyć Kościołowi: ludowi, kapłanom
i biskupom. W szczególny sposób mamy się trzymać biskupów, iść razem
z nimi, ofiarować się nawet niekiedy, aby nas na chwałę Bożą stosownie
wykorzystali. Zwłaszcza jeśli się trafi niebezpieczna placówka, obowiązek
lub praca, której nikt nie chce.
Kapłanów i biskupów szanujmy w szczególny sposób. Niechaj nikt
z nas nie ośmieli się coś złego o nich mówić albo ich ganić. Gdyby się nawet przytrafiło zauważyć coś złego u księży, usiłujmy to zło zrównoważyć
pokutą, samozaparciem, modlitwą, poświęceniem, dobrymi uczynkami,
gorliwością i starajmy się raczej to okryć, podobnie jak dobrzy synowie
okryli nagość swego ojca (por. Rdz 9,20-27).
Całym sercem kochajmy Ojca Świętego. Okazujmy mu jak największe
posłuszeństwo, bądźmy wierni jego rozkazom, poleceniom, postanowieniom. Brońmy, ile możemy i gdzie możemy, jego dobrej sławy, nauczania
i czynów, budźmy w sercach innych miłość i cześć dla Ojca Świętego.
9693
Myśli rekolekcyjne
3 lutego 1913 r.
Odprawiłem rekolekcje miesięczne. Zawsze te same błędy i te same
winy. Boże mój, Boże, jakże długo będziesz znosił mnie, nędznego grzesznika? Żałuję z całego serca, postanawiam na nowo walczyć ze sobą. Ty mi,
o Boże, dopomóż. W dalszym ciągu będę się starał o jak najlepsze wykorzystanie czasu.
94
Pracujmy bez rozgłosu
6 lutego 1913 r.
Nie zawsze dobrze jest rozgłaszać to, co zamierzamy robić albo co
robimy. Jeżeli praca się udaje, łatwo może się przyplątać miłość własna
i pycha. Powodując bez potrzeby rozgłos, zwracamy na siebie uwagę
innych i wówczas ludzie zaczynają nam się przyglądać, śledzić nasze
prace, oceniać je i ganić. Z tego powodu wielu z tych, co zamierzali do
nas wstąpić, zniechęca się, a nam samym opadają ręce. Zamiast pracować,
trzeba wówczas walczyć z przeciwnikami i tracić wiele sił niepotrzebnie.
Lepiej pracować bez rozgłosu, zwłaszcza w początkach, dopóki dzieło
jeszcze nie okrzepło. Gdy praca idzie już dobrze, to można niekiedy coś
rozgłosić, jeżeli chwała Boża i dobro ludzi tego wymagają, ale i wówczas
bardzo oględnie. We wszystkim należy szukać większej chwały Bożej. Ama
nesciri et pro nihilo reputari
47
Chociaż powiedziano również: luceat lux .
vestra coram hominibus ut videant opera vestra bona et glorificent Patrem
vestrum qui est in coelis
48
Jeżeli chwała Boża naszej reklamy nie potrzebuje, to lepiej pracować w cichości. Kiedy bowiem zbyt wiele hałasu, trudno .
wówczas pracować spokojnie i mniej się zrobi. Pater vester qui videt in
occulto, reddet vobis mercedem49
.
47
Pragnij być nieznany i za nic miany (por. Naśladowanie Chrystusa I, 2, 4).
48
Tak niechaj świeci światłość wasza przed ludźmi, aby widzieli uczynki wasze dobre i chwalili
Ojca waszego, który jest w niebiosach (Mt 5,16).
49
Ojciec twój, który widzi w skrytości, odda tobie (Mt 6,4.18).
9795
Niezwykłe łaski
5 kwietnia 1913 r.
Tak wiele czasu upłynęło od trzydniowych rekolekcji przed odnowieniem ślubów, a ja dotąd nie zabrałem się do spisania moich postanowień.
Ofiaruję Ci, Panie Boże, wszystkie moje prace, trudy, troski, przykro-
ści, ciężary, krzyże. Daj, Boże, bym dla Ciebie i dla Twojego Kościoła jeszcze więcej mógł pracować, trudzić się i cierpieć. Daj, bym spłonął jak świeca na ołtarzu, od żaru pracy i ognia miłości dla Ciebie i Twojego Kościoła.
Dzięki Ci, Panie, żeś mnie wywiódł z tego świata, gdzie błądziłem,
a może jeszcze i innych w błąd wprowadzałem, i to wszystko jakby z gorliwości. Ty, Panie, racz to naprawić.
Dzięki Ci za wszystkie łaski, jakich mi udzieliłeś. Jakżeś hojny, o Panie!
Jakże obficie rozdzielasz Twoje łaski nam, niegodnym Twoim stworzeniom.
Boże mój, Boże, jak słodko jest Ci służyć! Cóż to będzie w Twoim
niebie, jeżeli już tu na ziemi taką słodyczą przepełniasz duszę, gdy świętym
dreszczem przenikasz ciało i jakby do trzeciego nieba porywasz. Serce się
rozpływa i omdlewa, usta niemieją, w oczach ciemnieje, ręce i nogi drę-
twieją, całe ciało obejmują dziwne fale świętych dreszczy, a dusza – dusza
w Tobie się zanurza. Gdyby nie Twoja moc, zda się, umarłby człowiek z tej
miłości, z tych pociech.
Exi a me, Domine, quia peccator homo sum50
Domine, non sum .
dignus, dic tantum verbum51
Tu es erigens e stercore pauperem52 .
,Domine .
Domine, quam admirabilis es
53
.
50
Wynijdź ode mnie, bo jestem człowiek grzeszny, Panie (Łk 5,8).
51
Panie, nie jestem godzien, […] powiedz tylko słowo (Mt 8,8).
52
To Ty podnosisz z gnoju ubogiego (por. Ps 113,7; 1 Sm 2,8).
53
Panie, Panie, jak jesteś godny podziwu (por. Ps 8,2).
9896
Postanowienia z rekolekcji
Moje postanowienia:
1. Ćwiczyć się w pracowitości. Wykorzystać każdą chwilkę. Zabierać się
do pracy bez zwłoki. Unikać niepotrzebnych myśli i rozważań podczas
pracy. Wpatrywać się z miłością w Jezusa ciężko pracującego.
2. Podczas pracy podnosić często serce do Boga i z Nim się jednoczyć.
3. Umartwienia cielesne: a) dwa razy w tygodniu: w środę i w piątek dyscyplina; b) często odbywać przedpołudniowy rachunek sumienia, leżąc
krzyżem na ziemi.
4. Lepiej wypełniać obowiązki przełożonego.
Gdy widziałem błędy i wady podwładnych, starałem się podczas czytania duchownego – wyjaśniając konstytucje – mówić często o tym lub
o cnocie przeciwnej, sądząc, że błądzący opamiętają się i poprawią. Rzadko kiedy ośmielałem się powiedzieć o tym wyraźnie i jasno błądzącemu.
Była to jednak fałszywa grzeczność i delikatność. Przekonałem się, że
niektórzy podwładni nie rozumieją tego, co pod ich adresem się mówi; aby
zastosowali to do siebie, należy wytknąć im błędy wprost, a dopiero wtedy
je dojrzą. Postanawiam więc zwalczać tę moją nieroztropną łagodność czy
grzeczność, a raczej – ściśle mówiąc – miłość własną, lękliwość, obawę,
i każdemu wprost i wyraźnie wskazywać jego wady i słabości, aby mógł
się poprawić. Będę czynić to jednakże w sposób jak najbardziej uprzejmy
i łagodny, nie wobec wszystkich, ale na osobności.
Postanawiam żądać od każdego podwładnego miesięcznego sprawozdania, aby każdy dobrze je odbył. Do tych, którzy sami nie przyjdą,
sam pójdę albo ich do siebie poproszę. Najlepiej będzie, wziąwszy kwestionariusz, przebiec go z każdym szczegółowo. Ilekroć w ten sposób postępowałem, przekonywałem się, że zawsze jest o czym porozmawiać, i to nie
bez korzyści. Można człowieka pouczyć, wiele mu wyjaśnić, odpowiednio
pokierować, poprawić jego charakter. Postanawiam przeto zwracać dokładną uwagę, aby miesięczne sprawozdanie w tutejszym domu było jak
najlepiej odbywane.
5. Ja sam zdam sprawozdanie przed moim radnym i admonitorem ks.
Wiśniewskim. Potrzeba, aby i samego przełożonego ktoś przypilnował,
zachęcił, upomniał, zganił, a zwłaszcza aby mu szczerze powiedział całą
prawdę. Czyż może być jakaś pożyteczniejsza przysługa?
99Boże, Ty znasz moją ułomność, wspieraj mnie. Panno Najświętsza,
Twojej opiece się oddaję.
97
Urząd Nauczycielski Kościoła
9 kwietnia 1913 r.
Wczoraj i dzisiaj czytałem pilnie zeszłoroczne i tegoroczne „Acta
Apostolicae Sedis” i notowałem, co było interesujące i pożyteczne. Wieczorami mówiłem braciom o tym, co – moim zdaniem – mogło być dla nich
przydatne. Pan Bóg dał mi specjalną łaskę. Zrozumiałem jasno, że z pism,
przemówień i listów Ojca Świętego oraz z dzieł przez niego pochwalanych
najlepiej można poznać potrzeby Kościoła, choroby ludzkości, jakich środków najlepiej się trzymać, a także jakich błędów, niezdrowych poglądów
i prądów się wystrzegać, jakie prawdy najlepiej ludziom głosić, wyjaśniać,
przypominać. Dawniej większą uwagę zwracałem tylko na encykliki,
a zwykłe listy Ojca Świętego rzadko czytałem.
Boże, jakie to szczęście mieć nieomylnego nauczyciela! Ileż światła
przeciw modernistom i sillonistom54
dały mi przemówienia i pisma Ojca
Świętego. Człowiek ani się spostrzeże, jak wchłania jedną lub drugą opinię
niezupełnie prawdziwą, tym bardziej gdy takie opinie wygłaszają ludzie
uchodzący za katolików i człowiek mniej się wówczas ma na baczności.
Jak to dobrze, że Ojciec Święty ostrzega, poucza, wskazuje, gdzie niebezpieczeństwo. Dzięki Ci, Panie, za to wielkie dobro, za takie urządzenie
Kościoła. Co to za wielka łaska ten dar nieomylności!
Postanawiam teraz czytać nie tylko encykliki, ale również przemówienia i listy Ojca Świętego, gdyż tam łatwiej można znaleźć, czego nam nie
dostaje, poznać, jaką iść drogą, czego szukać, a czego unikać.
Dobrze byłoby, aby w naszym Zgromadzeniu ktoś z braci czytał zawsze pilnie dokumenty Stolicy Apostolskiej i uważał, w którą stronę Ojciec
54
Stowarzyszenie religijno-patriotyczne młodzieży, założone w 1893 r. w kolegium marystów w Paryżu przez Marc Sangnier. Pochwalane początkowo przez biskupów i papieży, w 1910 r.
zostało potępione przez Piusa X z powodu przejścia na tory polityczne i współpracy
z wolnomyślicielami. Sangnier podporządkował wówczas działalność ruchu dyrektywom
biskupów. Nazwa pochodzi od pisma „Le Sillon”.
100Świętego kieruje katolików, przed czym ich broni. Potem mogliby wszyscy
o tych sprawach porozmawiać. W ten sposób żylibyśmy prawdziwie życiem Kościoła, przejmowali się więcej jego duchem, lepiej pojmowali jego
zamiary i pragnienia. Skądże możemy obficiej zaczerpnąć prawdziwego
ducha, jak nie z encyklik, listów, nakazów, pragnień, upomnień i wskazó-
wek Ojca Świętego?
98
Pod patronatem św. Józefa
13 kwietnia 1913 r.
Odprawiliśmy dzisiaj miesięczny dzień skupienia. Postanowienia
pozostają te same, jakie zrobiłem podczas poprzednich rekolekcji. Szczególnie będę czuwał, aby po powrocie do swojej celi natychmiast zabierać
się do pracy.
Święty Józefie, opiekunie Kościoła, spojrzyj swymi miłosiernymi
oczyma na naszą małą rodzinę, opiekuj się nami i wychowuj tak, jak opiekowałeś się Najświętszą Rodziną w Nazarecie. Ucz nas kochać Jezusa
i Maryję, wskaż nam, jak mamy Im służyć i poświęcać się, jak żyć jedynie
dla Jezusa i Maryi.
99
Łączność życia zakonnego z pracą parafialną
Przed kilku dniami czytałem papieskie zatwierdzenie konstytucji
Kanoników Regularnych od Niepokalanego Poczęcia
55
Bóg udzielił mi .
szczególnego oświecenia, abyśmy również łączyli życie i karność zakonną
z pracą parafialną. Już od dłuższego czasu myśl ta przewijała mi się przez
głowę. Zastanawiałem się nieraz, dlaczego my, zakonnicy, nie moglibyśmy
obejmować parafii i w nich pracować. Jakże to wspaniały i doniosły teren
pracy! Czemuż nie podjąć się i tego rodzaju pracy, zaprawiać się w niej
i doskonalić? Stale pojawiał się jednak jakiś lęk, czy to dałoby się pogodzić
55
Adprobatio definitiva Constitutionum Congregationis Canonicorum Regularium Immaculatae Conceptionis, 11 III 1913, AAS VI (1913) 117-120.
101z wszystkimi obowiązkami zakonnymi i jak na to będzie się zapatrywała
Kongregacja do Spraw Zakonnych.
Teraz wszystkie wątpliwości zniknęły. Ojciec Święty nie tylko aprobuje, lecz pochwala, i to jeszcze do jakiego stopnia pochwala, taki sposób
życia zakonników. My zresztą i tak, zmuszeni okolicznościami, zaczęliśmy
prowadzić takie życie. Teraz możemy być spokojni, śmiało iść tą drogą
i ogólnie mówiąc, służyć biskupom, gdzie tylko zajdzie potrzeba. Dopomóż
nam, Boże, spełnić to dobrze.
100
Postanowienia roczne
1913 r.
Postanowienia z rocznych rekolekcji:
1. W stosunku do Boga: odprawiając Mszę św., odmawiając brewiarz i inne
modlitwy, troszczyć się o rzeczywistą uwagę na słowa i ich znaczenie:
actualis attentio
56
.
2. W stosunku do bliźniego: opracowywać nadal instrukcje i – jeżeli to moż-
liwe – przygotowywać podręcznik rekolekcji; wymagać od podwładnych
wypełniania przepisów konstytucji i instrukcji.
3. W stosunku do mnie samego: rozwijać ducha modlitwy, żyć w obecności Bo-
żej, troszczyć się o wykorzystanie czasu. Umartwienie to samo co poprzednio.
Domine Deus! Miserere mei, miserere mei peccatoris – secundum
magnam misericordiam tuam! Cor humilitatum et contritum ne despicias
Domine! Spiritum rectum innova in visceribus meis
57
.
56
Uwaga aktualna.
57
Panie Boże, zmiłuj się nade mną, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem, według wielkiego mi-
łosierdzia Twego. Sercem upokorzonym i skruszonym nie gardź, o Panie. Ducha prawego
odnów we wnętrznościach moich (por. Ps 50, 1. 12. 19).
102101
Opracowywanie instrukcji
23 lutego 1914 r.
Już dawno nie zanotowałem nic w tym zeszycie. Byłem bardzo pochłonięty różnymi sprawami i pracami, a zwłaszcza układaniem instrukcji.
Wszystkie moje myśli – nawet podczas rozmyślania – zwracały się najczę-
ściej ku instrukcjom. Niemal każdą dobrą myśl, oświecenie czy natchnienie,
jakie mi przyszło, umieściłem w instrukcjach. Dzięki najlepszemu Bogu
udało się dużo zrobić. Bogu dzięki za wszystko. Niech wszystko obraca się
na większą Jego chwałę.
102
Łaski mistyczne
Wiele, o Panie, dopuściłeś w tym czasie na mnie krzyży, ale równocześnie udzieliłeś mi też licznych szczególnych łask. Bądź za to po tysiąckroć pochwalony.
W szczególniejszy sposób dzięki Ci, Panie, za tę niezwykłą łaskę, jakiej udzieliłeś mi pewnego razu podczas Mszy św. Kiedy organista śpiewał
„Gloria”, przedziwne dreszcze przebiegły mnie całego i przeniknęły. Oczy
jakby się zaćmiły, ciało stężało i stało się bezsilne, a duszę przepełniła niewysłowiona rozkosz, nie dająca się w żaden sposób wyrazić. Słodycz jakby
przelała się po całym moim jestestwie.
Panie, jakże jesteś słodki! Któż mógłby to wypowiedzieć. Jeśli niegodnego grzesznika tak pocieszasz i raczysz nawiedzać, to cóż musiało się
dziać z prawdziwymi Twoimi sługami, ze świętymi. Panie, nie odrzucaj
mnie, zmiłuj się nade mną. Spraw, abym się znalazł w liczbie sług Twoich.
103
Opieka Matki Najświętszej
Jeszcze jednej łaski udzieliła nam Najświętsza Panna, broniąc nas od
niejakiego Rafałowskiego, prawdopodobnie agenta tajnej policji; tak przynajmniej wszystko na to wskazywało. Serce moje było w wielkim ucisku.
103Rafałowski zapewniał, że pragnie przejść z prawosławia na katolicyzm
i zostać kapłanem. Z jednej strony obawiałem się, żeby nie oddalić od
Kościoła człowieka, jeśli okażę mu nieufność, z drugiej jednak obawiałem
się wpuścić wilka między owce, abym nie dopomógł jakiemuś wilkowi
wcisnąć się pomiędzy katolików i ich instytucje. Całą sprawę poleciłem
Najświętszej Dziewicy Niepokalanie Poczętej. Bez wątpienia za Jej wstawiennictwem udało mi się wykryć kłamstwa Rafałowskiego i odsunąć go.
Dzięki Ci, Najświętsza Panno! Tyle razy broniłaś nas, wspierałaś, nie przestawaj nas nigdy bronić i mieć w swojej opiece.
104
Modlitwa
Dziękuję Ci, najłaskawszy Panie, za krzyże. Tutaj mnie chłoszcz, tutaj
mnie karz, tylko nie odrzucaj mnie od siebie i odpuść mi nierozwagę młodych
lat i przewinienia mego dawnego życia. Ty jesteś Bogiem wielkiego miłosierdzia, spojrzyj więc swymi miłosiernymi oczyma na mnie, niegodne stworzenie i przebacz mi wszystko, czymkolwiek przeciw Tobie zgrzeszyłem.
Panie, Ty widzisz serce moje, Ty wiesz, że Cię miłuję i pragnę coraz
bardziej miłować. Jeślibyś ujrzał we mnie chociaż jedną żyłkę, która by nie
pulsowała Twoją miłością, wyrwij ją i zniszcz.
Panie, Tobie całkowicie ufam, umacniaj nadzieję moją. Komuż mogę
więcej zaufać, będąc duchowym nędzarzem i nagim, jeśli nie Twojej dobroci, Panie, jeśli nie sercu Twego najmilszego Syna, pełnego miłości i miłosierdzia, jeśli nie potężnemu wstawiennictwu Najświętszej Maryi Panny.
Panie, wierzę we wszystko, coś objawił, czego naucza święty Ko-
ściół katolicki. Wierzę we wszystko, co zawiera Pismo Święte i Tradycja
świętych Ojców. Panie, Ty widzisz moje serce i wiesz, że od chwili, gdy
zostałem kapłanem, nigdy nie chciałem nawet w najmniejszej rzeczy rozminąć się z Twoją prawdą objawioną, z nauką Twojego świętego Kościoła.
Wsparty Twoją łaską jestem gotów, jak mi się wydaje, oddać życie za każdą
prawdę objawioną.
Jednakże i w tym poczuwam się do winy w wielu przypadkach. Habui
zelum Dei sed non secundum scientiam58
Zaślepiony pychą ośmielałem się .
58
Miałem żarliwość Bożą, ale nie według umiejętności (por. Rz 10,2).
104wtrącać do spraw i prac, których nie rozumiałem, ośmielałem się zabierać
głos w sprawach, których nie studiowałem, których nie przemyślałem dobrze, dlatego też błądziłem i, być może, innych w błąd wprowadziłem.
Panie, nie wchodź ze sługą swoim w sąd (por. Ps 143,2), lecz zmiłuj
się nade mną, udziel mi przebaczenia. Wejrzyj na serce moje skruszone
i odpuść wszystkie moje winy, wszystkie nierozważne czyny, każde słowo
wypowiedziane bez namysłu. Napraw moje błędy i zgorszenia, jakie mogłem dać innym.
105Dziennik podróży z Fryburga do Rzymu
14 listopada 1911 r.
Podróż z Fryburga szwajcarskiego do Rzymu rozpocząłem wczesnym
rankiem 14 listopada 1911 r. Zamierzałem załatwić dwie sprawy: Akademii Petersburskiej i Zgromadzenia Marianów. Jechałem przez Lozannę,
Montreux, St. Maurice, Domodossolę, Mediolan, Genuę i Pizę. W Rzymie
byłem już 15 listopada około godziny 9 rano. Podróż udała mi się dobrze.
Było dosyć ładnie i ciepło. W przejeździe przez góry wspaniałe widoki.
W drodze wypadło mi rozmawiać z dwoma Żydami o wierze. Podróżując
po świecie, zauważyłem, że szczególnie Żydzi lubią poruszać zagadnienia
wiary, gdy tylko w jadącym z nimi podróżnym odkryją lub domyślą się
kapłana.
15 listopada
Umywszy się, poszedłem do Ojców Zmartwychwstańców, aby odprawić Mszę św. Ponieważ obiecali załatwić mi formalności w Wikariacie,
więc zostawiłem im swój celebret. Po Mszy św. ojcowie poczęstowali mnie
kawą, po czym wróciłem do hotelu „Albergo Bavaria”, Müllers, Vicolo Alibert, gdzie się zatrzymałem.
Nie zwlekając długo, pospieszyłem do Św. Kongregacji Studiów, do
mons. Giuseppe Antonucci, w sprawie Akademii. Wręczyłem mu list rektora Akademii ks. Aleksandra Kakowskiego i sprawozdanie o stanie Akademii. Prosiłem, aby przejrzał, czy wszystko dobrze zrobione i czy czegoś nie
brakuje. Obiecał uczynić to, ja zaś zamierzałem przyjechać do jego mieszkania przy Via dell’Anima 45 po południu około godziny 4.30, aby uzyskać
informacje odnośnie do sprawozdania oraz zanieść przekazane przez rektora książki. Rektor, pragnąc przedstawić owoce pracy profesorów, zebrał niemal wszystko, co w ostatnich latach profesorowie opublikowali i przesłał
mi w celu przekazania Św. Kongregacji.
Zaraz po obiedzie, około godziny 2, przyszedł do mnie o. Mosser i zaprowadził mnie do Kolegium Polskiego
59
, aby odwiedzić arcybiskupa Teo-
59
Papieskie Kolegium Polskie – konwikt dla księży studentów, założony przez księży zmartwychwstańców w 1866 r. i przez nich kierowany do 1938 r., mieszczący się wówczas przy Via dei
Maroniti 22. Później przeniesiony na Piazza Remuria 2a i podlegający Episkopatowi Polski.
106dorowicza. Chciałem się również zobaczyć z dwoma klerykami seminarium warszawskiego, przebywającymi w Kolegium: Łysikiem i Kalinowskim. Wręczyłem im obydwom listy od ks. Bronikowskiego i rozmawiałem
z każdym z osobna o naszych zamiarach odnośnie do Zgromadzenia Marianów, lecz bardzo krótko. Powiedziałem im, że jeśli chcą bliżej poznać te
sprawy, będą mogli otrzymać listowne informacje od ks. Bronikowskiego.
Łysik rozmawiał już o tym z ks. Bronikowskim i zdecydował się nawet
przybyć w tym roku do nas, do Fryburga, lecz rektor seminarium zatrzymał
go, ponieważ miał w Rzymie stypendium. Kalinowski również nie sprzeciwiał się myśli, aby do nas wstąpić, ale obydwaj mają jeszcze dużo czasu do
ukończenia studiów, dlatego też nie było sensu rozmawiać bardziej szczegółowo o naszych zamiarach i pracach. Będzie jednak rzeczą pożyteczną
utrzymywać z nimi obydwoma kontakt listowny.
Gdy zaszedłem do J. E. arcybiskupa Teodorowicza, wkrótce przyszedł też ks. Gralewski. Z miejsca zapytał, czy nie zakładamy we Fryburgu klasztoru; widział się z Lutosławskim i od niego dowiedział się
o tym. Skierowałem rozmowę na inny temat. Zabawiwszy krótko u Jego
Ekscelencji, pojechałem z o. Mosserem odwiedzić arcybiskupa Symona,
który podczas mojego pobytu w Akademii był jej rektorem i profesorem.
W czasie rozmowy arcybiskup Symon bardzo nieprzychylnie wyrażał się
o ks. prof. Trzeciaku i jego ostatnim dziele naukowym, w którym jest wiele
wyrażeń i poglądów niekatolickich
60
Nie czytałem jeszcze tego dzieła, nie .
mogłem więc nic o nim powiedzieć. Od J. E. arcybiskupa Symona pospieszyłem z książkami do mons. Antonucci. Przeczytał on już sprawozdanie
o Akademii i wszystko mu odpowiadało. Zwrócił jedynie uwagę na brak
podpisu i stwierdzenia wiarygodności przez arcybiskupa mohylewskiego.
Wyjaśniłem, że sprawozdanie było pisane potajemnie za granicą i nie było
możności skomunikowania się z arcybiskupem. Obiecał sprawozdanie razem z książkami przekazać sekretarzowi Kongregacji Dandiniemu i dać mi
odpowiedź, czy mam się stawić osobiście u sekretarza.
60
Mowa tutaj o jego pracy: Religia i literatura u Żydów za czasów Chrystusa Pana, t. 1-2,
Warszawa 1911.
10716 listopada
Z ojcem Mosserem poszedłem do Kongregacji do Spraw Zakonnych.
Po drodze zaprowadził mnie do sklepu z dewocjonaliami, gdzie kupiłem za
30 franków potrzebne mi przedmioty. W Kongregacji do Spraw Zakonnych
nie udało mi się niczego załatwić, gdyż w tym dniu Kongregacja ma swoje
wspólne posiedzenie, na którym rozstrzyga wszystkie sprawy z całego
tygodnia.
Po południu udałem się od mons. Sapiehy; nie zastawszy go w domu,
zostawiłem bilet wizytowy. Następnie poszedłem na Via dell’Olmata 16 do
hrabianki Ledóchowskiej, spodziewając się, że może znajdę tam jej siostrę
Urszulę, zakonnicę, która pracowała w Petersburgu. Zadzwoniłem, jednak
nikt mi nie otworzył. Dowiedziałem się później, że zakonnica już wyjechała, dlatego też nie chodziłem ponownie do hrabianki Ledóchowskiej.
W wolnym czasie nawiedzałem kościoły i modliłem się. Przygotowałem
papiery dla Kongregacji do Spraw Zakonnych, przemyślałem sprawozdanie i lepiej je zredagowałem61
.
17 listopada
Ponownie udałem się do Kongregacji do Spraw Zakonnych. Przyjął
mnie zastępca sekretarza, który załatwia sprawy zakonów męskich, mons.
Caroli. Wyłożyłem mu pokrótce stan naszego Zgromadzenia:
1. Zrzekłem się obowiązków profesora i inspektora Akademii Petersburskiej i przeniosłem się do Fryburga szwajcarskiego. Okazało się bowiem,
że w Petersburgu i w ogóle w Rosji nie można otworzyć liczniejszego
nowicjatu, zwłaszcza gdy kandydaci są kapłanami. Natychmiast zwró-
ciłaby na to uwagę władza świecka. Do Fryburga zaś przyjeżdża wielu
księży i kleryków na studia uniwersyteckie, nawet z Rosji. Dlatego też
tutaj można się ukryć pod pozorem studiów uniwersyteckich. Rząd rosyjski na razie nie jest źle ustosunkowany do uniwersytetu we Fryburgu.
Nie cierpi tylko Innsbrucka i boi się Rzymu. Dlatego też mam nadzieję,
że łatwo i swobodnie będziemy mogli we Fryburgu kształcić się duchowo i umysłowo oraz organizować się, a następnie bez trudności powró-
cić do Rosji, by stanąć do pracy, stosownie do tego, co zostało ustalone
i omówione z niektórymi biskupami.
61
Tekst sprawozdania jest nieznany.
1082. Przedstawiłem, że na razie muszę jeszcze być równocześnie mistrzem
nowicjatu, chociaż to nie jest całkowicie zgodne z konstytucjami, ale
jest nas jeszcze za mało: zaledwie trzech po ślubach, a w nowicjacie jest
obecnie dziesięciu oraz wielu kandydatów, pragnących wstąpić.
3. Pytałem, jak postępować w takich przypadkach: biskupi w Rosji chętnie dają kandydatom, pragnącym do nas wstąpić, pozwolenie ustne,
lecz obawiają się dać je na piśmie, aby nie wpadło w ręce władz pań-
stwowych. Czy wystarczy takie pozwolenie?
4. Co robić, gdy biskupi powstrzymują niekiedy kandydatów i utrudniają im
wstąpienie do nas? Odpowiedział mi, że potrzeba cierpliwości i – jeżeli to
możliwe – załatwiać sprawę polubownie, za pomocą pertraktacji. Zwracanie się do Kongregacji jest niepożądane. Dodałem jeszcze, że mam nadzieję, iż kiedy biskupi zobaczą naszą pracę, może będą bardziej ustępliwi
i chętniej zachcą dostosować się do wymagań prawa kanonicznego.
5. Pytałem, czy Kongregacja łatwo udziela dyspensy kandydatom do zakonu, którzy mają już ponad 36 lat. Odpowiedział, że można otrzymać pozwolenie na określoną ilość przypadków przyjęcia takich kandydatów.
6. Zapytałem, dokąd należy się zwrócić, aby otrzymać pewne uprawnienia
i łaski dla swego Zgromadzenia. Odpowiedział, że do Kongregacji św.
Oficjum.
7. Poruszyłem sprawę Bizauskasa i Indrulisa. Wyjaśnił, że jeśli biskup
zwracał się do Kongregacji, to niech czekają na odpowiedź. Jeżeli odpowiedź będzie negatywna, wówczas mogą do nas wstąpić.
Równocześnie poprosiłem, aby: 1) zatwierdzono mnie na stanowisku
przełożonego; 2) wyrażono zgodę na przeniesiony świeżo do Fryburga
nowicjat; 3) udzielono dyspensy ks. Dworanowskiemu, ponieważ ma już
ponad 36 lat; 4) dano dyspensę Płókarzowi, usuniętemu z seminarium
warszawskiego pod zarzutem rzekomej przynależności potajemnej do
mariawitów.
Mons. Caroli poradził, abym przygotował i jutro przyniósł następujące
prośby: 1) aby mi wolno było pełnić również obowiązki mistrza nowicjatu;
2) aby Kongregacja uznała za wystarczające ustne pozwolenia biskupów,
jeśli nie chcą dać na piśmie; 3) aby upoważniono mnie do przyjmowania do
Zgromadzenia kandydatów mających powyżej 36 lat, lecz tylko na pewną
ilość przypadków.
Zapytałem ponadto, czy można otrzymać pozwolenie odprawiania
w kapliczce Mszy św. czytanych zamiast śpiewanych. Powiedział, że mogę
złożyć w Kongregacji taką prośbę.
109Przez J. E. arcybiskupa Teodorowicza zostałem zaproszony na obiad
do Kolegium Polskiego na godzinę 12.30. Przyszedł i mons. Sapieha, byli
również ojcowie zmartwychwstańcy: Czarba i Smolikowski.
Sapieha i Teodorowicz wypytywali o niektóre sprawy w Rosji. Było
mi bardzo nieprzyjemnie wypowiadać swoje zdanie o niektórych ludziach.
Czyniłem to, zdaje się tylko ze względu na Boga i tylko tyle, na ile pytali
i na ile to było konieczne.
Mówiono o przewodniku do rekolekcji matki Darowskiej, który ja skrytykowałem. Wyjaśniłem, dlaczego to uczyniłem. Napisałem recenzję i przez
Ratusznego zaproponowałem arcybiskupowi Bilczewskiemu, aby tego dzieła
nie pozwolił publikować, gdyż nie jest ono dobre. Czekałem cały rok. Kiedy
zaś ukazało się drugie wydanie, ogłosiłem recenzję i teraz tego żałuję, mogłem bowiem przesadzić i zaszkodzić. Niemniej była to praca negatywna.
Dowiedziałem się od o. Smolikowskiego, że założycielką niepokalanek była Józefa Karska. O. Kajsiewicz napisał jej życiorys, lecz na prośbę
matki Darowskiej oddał go jej. Darowska bowiem nie chciała, żeby ten życiorys był wydrukowany. Dowiedziałem się ponadto, że niektórzy ojcowie
zmartwychwstańcy byli pod wielkim wpływem matki Darowskiej i wpływ
ten wiele zaszkodził Zgromadzeniu Zmartwychwstańców. O. Smolikowski
posiada brulion życiorysu Karskiej napisanego przez o. Kajsiewicza, wiele
listów Darowskiej i innych interesujących dokumentów.
Mons. Sapieha, żegnając się, powiedział, że będę mógł mu złożyć wizytę w sobotę około godziny 7.00.
Około godziny 5.00 byłem u Antonucciego. Opowiedziałem mu teraz pokrótce o potrzebach naszego Zgromadzenia, a zwłaszcza o tym, że
pozostaję we Fryburgu. Prosiłem, czy nie mógłby wystarać się dla naszego
Zgromadzenia o pewne uprawnienia i łaski. Podjął się to załatwić. Spisali-
śmy całą listę. Chciał zasięgnąć informacji i we wtorek po południu dać mi
odpowiedź.
Poinformował mnie, że Św. Kongregacja Studiów zamierza przyjąć
mnie w poniedziałek około godziny 11.00 i udzielić mi odpowiednich
instrukcji.
11018 listopada
Przygotowawszy prośby, które radził mi złożyć mons. Caroli, zawiozłem mu je do Kongregacji do Spraw Zakonnych. Przedtem jeszcze mons.
Caroli przyjął mnie bardzo życzliwie, zachęcał do kroczenia obraną drogą
i winszował początków rozwoju naszego Zgromadzenia.
Po południu pojechałem z o. Mosserem do wspaniałej i pięknej bazyliki św. Pawła za Murami, aby ją zwiedzić i pomodlić się. Wieczorem
około godziny 7.00 udałem się do mons. Sapiehy. Zabawiłem u niego godzinę. Rozmawialiśmy o życiu kościelnym w Rosji. Zaprosił mnie na obiad
w przyszły wtorek.
19 listopada
Pojechałem do bazyliki św. Jana na Lateranie; odbyłem tam spowiedź
i wysłuchałem dwóch Mszy św. Powróciwszy, cały dzień przebywałem
w hotelu: czytałem i modliłem się.
20 listopada
Pojechałem do Kongregacji Studiów, gdzie około godziny 11.00 przyjął mnie sekretarz, mons. Dandini.
1. Zaznaczył, że cieszy się z przysłanego przez rektora sprawozdania, któ-
rego Kongregacja spodziewała się i oczekiwała.
2. Powiedział, żeby rektor koniecznie starał się wprowadzić filozofię według
dekretów i wskazań Kongregacji. Wyjaśniłem, że wprowadzenie fizyki,
astronomii i w ogóle przedmiotów świeckich jest sprawą trudną i niemoż-
liwą. Przede wszystkim władze świeckie nie zgodzą się na wprowadzenie
ich na wydział teologiczny. Jeśliby nawet zgodziły się, to zechcą wówczas
narzucić profesora, może prawosławnego i Rosjanina, to zaś jest niepożą-
dane i niebezpieczne. Odpowiedział: czyż koniecznie trzeba się zwracać
ze wszystkim do władz świeckich, czy nie można wprowadzić tego pod
pretekstem filozofii naturalnej i kosmologii?
3. Powiedział, aby dodać przynajmniej dwa lata filozofii albo dwa lata
teologii. Trzeba bowiem wszędzie podnieść poziom filozofii, nie tylko
w Rosji, ale wszędzie.
1114. Przybywający na Akademię powinni mieć ukończone seminarium
i być wyświęceni na kapłanów. Bardzo się tym zdziwiłem, gdyż stale
słyszałem w Petersburgu, jakoby miał być jakiś dekret Kongregacji, zabraniający klerykom studiującym na Akademii przyjmowania święceń
kapłańskich przed jej ukończeniem. Dowiedziałem się później od mons.
Sapiehy, że zamierzano włączyć do dekretu wymaganie, aby do Akademii mogli być przyjmowani wyłącznie kapłani.
5. Pytał, czy rektor nie ma jakich innych obowiązków. Powiedziałem, że
nie. Pochwalił to, gdyż Kongregacja sobie życzy, aby rektor był wyłącznie i całkowicie oddany Akademii.
6. Uczynił maleńką wzmiankę i o tym, że pomiędzy mariawitami znajduje
się wielu wychowanków Akademii i że trzeba to jakoś naprawić.
Widziałem również sprawozdanie rektora Żarnowieckiego, z upoważ-
nieniem danym Trzeciakowi. Szkoda, że ani ja, ani być może rektor Kakowski nie wiedzieliśmy, co ono zawierało. Nie wiedziałem, co mówić,
aby uniknąć sprzeczności. Sekretarz powiedział, że Żarnowiecki bardzo
wychwala mariawityzm.
7. Po tym wszystkim Antonucci dał mi od siebie taką radę. Niech J. E. arcybiskup zwróci się do seminariów z poleceniem podniesienia poziomu nauczania filozofii i doniesie o tym Kongregacji. Wtedy Kongregacja tym
się zadowoli. Wówczas na Akademii będzie mogło być więcej teologii.
8. Wreszcie Antonucci powiedział, że jeśli Kongregacja podejmie jakąś decyzję, to napisze do rektora. Zapewne Kongregacja da jakąś odpowiedź.
21 listopada
Byłem zaproszony na obiad do mons. Sapiehy. Poszedłem o godzinie 1.
Przybył też J.E. arcybiskup Teodorowicz. Rozmawialiśmy o potrzebach
Kościoła w Rosji, zwłaszcza zaś o Akademii. Zachęcali mnie, abym poszedł do o. Ledóchowskiego i do De Lai. Powiedziałem, że jeśliby była rzeczywista potrzeba, i oni tego chcieli, to poszedłbym. W przeciwnym razie
nie chcę bez potrzeby zajmować im czasu. Sapieha zamierzał skontaktować
się z owymi ludźmi i pomyśleć.
Mnie wszystkie te wypytywania nie podobały się. Mówiąc bowiem
o innych i o stanie Kościoła, trzeba brać odpowiedzialność za swoje słowa.
Wydawało mi się, że za wiele w tej trosce jest polityki i dyplomacji, a ja
przyjechałem przecież w innym celu. Aby służyć Kościołowi, jestem zde-
112cydowany uczynić wszystko. Moim ideałem jest pracować dla Kościoła.
Mam więcej zaufania do pracy kierowanej duchem Bożym, aniżeli do najzręczniejszej dyplomacji i kombinacji. Moim pragnieniem jest być dobrym
pracownikiem na niwie Bożej, a nie politykiem i dyplomatą.
Zastanawialiśmy się nad tym, jak zorganizować szybkie dostarczanie
do Rzymu prawdziwych wiadomości, zwłaszcza o posunięciach władz
świeckich, o artykułach w gazetach itp.
Po południu około godziny 5.00 udałem się znowu do Antonucciego. Rozmawialiśmy o sprawach Akademii, lecz niczego nowego się nie
dowiedziałem. Antonucci był przeciwny dekretowi wysłanemu do arcybiskupa Kluczyńskiego w takiej formie, w jakiej był zredagowany. Wiedział
bowiem, że wymagania dekretu są niemożliwe do wprowadzenia w życie.
Rozmawialiśmy następnie o odpustach, jakie można by otrzymać dla naszego Zgromadzenia. Z Antonuccim pożegnałem się już definitywnie. Prosiłem go, by przesłał nam – po uzyskaniu – niektóre uprawnienia.
22 listopada
Miałem dzień wolny. Po pracach czułem zmęczenie i wielkie wyczerpanie. Zwiedziłem z o. Mosserem kościół św. Cecylii i modliłem się. Wieczorem przyjechał do mnie ks. Sergiusz Grum Grzymajło. Umówiliśmy
się na spotkanie nazajutrz wczesnym rankiem i rozmowę o sprawach, dla
których przyjechał.
23 listopada
Dzisiaj odprawiłem Mszę św. za Zgromadzenie. Z rana spotkałem się
z ks. Grumem. Przyjechał na prośbę niektórych księży, aby przedstawić stan
Kościoła w Rosji, zwłaszcza położenie biskupów. Zamierzał udać się do o.
Ledóchowskiego, jezuity, następnie zaś, wieczorem, do Sapiehy. Prosiłem,
ażeby zapytał o. Ledóchowskiego, czy mógłbym go odwiedzić. Zestawiłem
sobie wykaz spraw, jakie zamierzałem przedłożyć o. Ledóchowskiemu odnośnie do naszego Zgromadzenia i Akademii. W wolnym czasie zwiedza-
łem kościoły i modliłem się. Rozmawialiśmy z Grumem, który przeniósł
się do tego samego hotelu.
11324 listopada
Około godziny 10 rano udałem się do o. Ledóchowskiego. Przyjął
mnie bardzo uprzejmie i życzliwie.
1. Przedstawiłem mu, w jaki sposób wskrzesiliśmy Zgromadzenie
Marianów i jak zamierzamy dalej pracować. Wyraził swoją najwyższą
aprobatę i okazał wielkie współczucie. Pytałem dalej o jego zdanie, czy to
nam nie zaszkodzi, jeśli większość naszych księży, przynajmniej na początku, będzie zmuszona pracować w pojedynkę, ponieważ niektórych proszą
do seminariów na ojców duchownych. Dodałem, że wydaje mi się, iż powinniśmy oddać tę przysługę biskupom i seminariom. My zaś możemy się
wzajemnie spotykać, podtrzymując w ten sposób ducha. O. Ledóchowski
zaakceptował nasze projekty.
Następnie przedstawiłem trudność, jaką mamy z księżmi biskupami.
Na ogół pochwalają oni nasz zamiar i okazują nam sympatię, lecz kiedy
tylko znajdzie się ksiądz, który chce do nas wstąpić, zaraz czynią trudności.
Zatrzymują na pewien czas, usprawiedliwiając się, że brak księży, że ludzie
umierają bez sakramentów.
Ojciec odpowiedział, że oni dawniej nie przyjmowali tych kapłanów,
których biskupi nie bardzo chcieli puścić, że w takim wypadku stali po stronie biskupa, ale obecnie przekonali się, że była to polityka błędna.
Radził – w miarę możliwości – przekonywać biskupów, aby nie stawiali trudności kandydatom. Dobrze byłoby, aby biskupi poznali dekret
Benedykta XIV, odnoszący się do tego zagadnienia
62
i dowiedzieli się, że
w Rzymie stosują go dotąd i być może, zawsze tak będzie. Należy więc
czynić wszystko, aby kapłana pragnącego wstąpić do Zgromadzenia wydobyć z diecezji, lecz bynajmniej nie obrażając biskupa i w żadnym wypadku
nie wszczynając nieporozumień, lecz odnosząc się grzecznie i ulegle, tak
jednakże, by w końcu kiedyś otrzymać pozwolenie. Byłoby dobrze, aby
księża biskupi znali odnośny przepis prawa kanonicznego. Można by to
nawet wyjaśnić w wydawnictwach kościelnych. Wskazane byłoby przedstawić trudność, choćby krótko, J. Em. kardynałowi Tuto y Vives.
Następnie o. Ledóchowski zachęcał, żebyśmy się bardzo troszczyli
o duchowe, wewnętrzne wyrobienie kandydatów. Z doświadczenia widział
i przekonał się, że ci kapłani, także w Towarzystwie Jezusowym, mają
62
Benedykt XIV, List apostolski „Ex quo” z 14 I 1747 r., „Codicis Iuris Canonici Fontes”,
vol. II, Romae 1924, s. 45-54.
114wpływ na ludzi, którzy dużo się modlą. Jesteśmy przedstawicielami życia
nadprzyrodzonego, musimy się więc najpierw troszczyć o podtrzymanie go
w nas samych. Musimy się starać, abyśmy reprezentowali między ludźmi
sprawy nadprzyrodzone, sprawy Kościoła, Ewangelię, a nie jakieś poboczne interesy i cele.
W studiach radził podnosić poziom prawdziwej wiedzy filozoficznej,
starać się, żeby dobrze poznano filozofię; bez tego fundamentu inne nauki
teologiczne, zwłaszcza pozytywne, wydają się nie posiadać wewnętrznej
spoistości. W teologii istotne jest poznanie doktryny św. Tomasza.
Mówił też o. Ledóchowski o ascetyce w naszym kraju, twierdząc, że nie
jest ona całkowicie zdrowa, gdyż zabarwiona sentymentalizmem. Tłumaczył
to trochę położeniem Polski, prześladowaniem przez władze rosyjskie. Wyjaśniłem, że staramy się ascetykę oprzeć na fundamencie zdrowej filozofii
i teologii. Powiedziałem również, że troszczymy się i nadal będziemy się
troszczyć szczególnie o to, aby nasze Zgromadzenie nie miało żadnych celów narodowościowych, politycznych czy społecznych, lecz było instytucją
wyłącznie katolicką, kościelną, pragnącą przede wszystkim i ponad wszystko
służyć Bogu i Kościołowi.
Miałbym jeszcze wiele pytań, lecz nie chciałem zajmować zbyt dużo
czasu. Kiedy zdobędziemy więcej doświadczenia, zbierze się wówczas
więcej zagadnień i trzeba będzie innym razem porozmawiać z ojcami jezuitami, a może i z innymi dobrymi zakonnikami.
2. Poruszałem sprawy Akademii, dla których również przyjechałem,
mówiłem i o sprawozdaniu ks. Kakowskiego. Wykazałem, że dekret Św.
Kongregacji Studiów w większej części jest nie do wykonania w obecnych warunkach, a zwłaszcza nie może być mowy o wprowadzeniu fizyki
i astronomii. Z rozmowy z o. Ledóchowskim dowiedziałem się, że w sprawie reformy Akademii był przygotowany zupełnie inny projekt, w którym
wzięto pod uwagę statuty dane Akademii przez cara Mikołaja I. Sprawy
się jednak jakoś dziwnie pogmatwały i wyszło zupełnie coś innego. Dosyć
długo i dużo rozmawialiśmy o sprawach Akademii. Byłem u o. Ledóchowskiego ponad godzinę.
O. Ledóchowski radził mi udać się ze sprawami naszego Zgromadzenia do J. Em. prefekta Kongregacji do Spraw Zakonnych; dał mi też list
polecający do kardynała.
Od o. Ledóchowskiego poszedłem do Kongregacji do Spraw Zakonnych. Mons. Caroli poinformował mnie, że wszystkie nasze sprawy zostały
załatwione pozytywnie z wyjątkiem jednej, która utknęła, a mianowicie
115prośba o zezwolenie na odprawianie w kaplicy Mszy św. czytanych zamiast
śpiewanych. Żądał ode mnie jeszcze pewnych wyjaśnień, które mu dałem.
Zrozumiałem, że popełniłem błąd, nie zgłaszając się wcześniej do
kardynała Tuto y Vrves i nie wyjaśniłem mu spraw. Okazuje się, że kierownicy Kurii Rzymskiej pragną ludzi poznać, a znajomość wiele znaczy.
Poznawszy człowieka, wiedzą, czy można mu zaufać i na ile można na nim
polegać. Stwierdziłem, że chcąc załatwić sprawy osobiście czy posyłając
innych, trzeba zawsze bardzo dobrze przemyśleć nie tylko same sprawy, ale
i sposób ich załatwienia oraz wiedzieć, z którymi ludźmi warto się spotkać.
Po południu poszedłem do bazyliki św. Piotra. Tam przy grobie św.
Apostoła złożyłem przysięgę, że ze wszystkich sił będę się starał, o ile to
będzie w mojej możliwości, żebym ani ja, ani członkowie naszego Zgromadzenia, ani też samo Zgromadzenie nie służyło żadnym celom pobocznym: politycznym, narodowościowym czy innym, lecz jedynie Bogu, Ko-
ściołowi i zbawieniu dusz, wykorzystując wszystkie możliwości zarówno
naturalne, jak i nadprzyrodzone, jako środki do osiągnięcia najwyższego
celu, mianowicie przysporzenia chwały Bożej. Dużo się modliłem.
W wolnym czasie rozmawiałem z ks. Grumem Grzymajło o różnych
sprawach. O tym napiszę później.
Z Grumem przyszło dwóch młodych księży: Araszkiewicz z diecezji
wileńskiej i Kępiński z Warszawy. Kępiński, zostawszy sam, rozpoczął
rozmowę na temat naszego Zgromadzenia. Powiedział, że po uzyskaniu
doktoratu zamierza wraz z czterema innymi wstąpić do klasztoru w Czę-
stochowie. Dotąd jeszcze żaden z nich nie zrobił doktoratu. Sam Kępiński
okazał chęć przyłączenia się do nas. Ja mówiłem niewiele i raczej o podstawach życia zakonnego w ogólności. Nie znając bliżej człowieka musiałem
być ostrożniejszy. Zapytałem potem Gruma o Kępińskiego. Powiedział,
że wątpi, by Kępiński miał powołanie zakonne. Nazajutrz rozmawiałem
z Kępińskim i doszedłem do tego samego stwierdzenia, ale u Boga nie ma
przecież nic niemożliwego; może jeszcze nabyć niezbędnego ducha. Araszkiewicz natomiast bardzo mi się podobał.
25 listopada
Przed południem zwiedziłem z Kępińskim Kaplicę Sykstyńską i Muzea Watykańskie. Nie bardzo lubię zwiedzać muzea, lecz chciałem je choć
przebiec, aby mieć przynajmniej jakieś ogólne pojęcie. Wolę zwiedzać
116kościoły, rozmyślać o przeszłości Kościoła, oglądać piękne święte obrazy.
Wyszedłszy z Muzeów Watykańskich, czułem, że głowę mam ciężką, że mi
w niej szumi; pożytku niewiele; zupełnie tego nie rozumiem.
Po południu około godziny 5.00 poszedłem do J. Em. kardynała Tuto
y Vives. Wcześniej napisałem sobie, o czym mam mówić. Krótko przedstawiłem stan naszego Zgromadzenia, wyjaśniłem, dlaczego przeniosłem się
z Petersburga do Fryburga. Nie trzeba było wiele wyjaśnień, gdyż okazało
się, że kardynał zna bardzo dobrze położenie Kościoła u nas. Mówiłem
o trudnościach, jakie niekiedy biskupi czynią księżom pragnącym do nas
wstąpić, tłumacząc, że brak im kapłanów, że ludzie umierają bez sakramentów. Przecież my chcemy wrócić i w miarę możności pracować wśród
swoich, dlatego nie jest to żadna strata dla biskupów.
J. Em. kardynał pamiętał bardzo dobrze, że byłem u niego przed dwoma laty. Przypomniał też sobie, że wskrzesiliśmy Zgromadzenie. Okazał
nam wielkie współczucie i przychylność. Powiedział: w ubiegły czwartek
rozmawialiśmy o waszym Zgromadzeniu i wiele rzeczy wam przyznaliśmy. Obiecał pomagać nam w miarę możności i popierać nas. Potem
obdarzył mnie swoimi książeczkami; otrzymałem ich trzy. Prosiłem, żeby
i nadal o nas nie zapominał, miał nas w swojej ojcowskiej opiece i aby
udzielił swego ojcowskiego błogosławieństwa mnie, całemu Zgromadzeniu
i każdemu z nas. Wyszedłem wzmocniony na duchu. Jakże dobrym jest
ojcem wszystkich zakonników J. Em. Tuto y Vives! Wracając do hotelu,
gorąco dziękowałem Panu Bogu za wszystkie udzielone łaski i dużo modli-
łem się przez cały wieczór za nasze Zgromadzenie, za wszystkich naszych
dobrodziejów, za nieprzyjaciół i za cały Kościół.
Tego dnia był u mnie ks. Wiskont z diecezji wileńskiej, mieszkający
w Kolegium Francuskim. Ukończył on filozofię ze stopniem doktora w Lowanium, a obecnie studiuje teologię.
26 listopada
Z rana byłem w bazylice św. Piotra, gdzie wysłuchałem Mszy św.
i modliłem się. Potem pojechałem do Kolegium Polskiego, pragnąc się po-
żegnać z J. E. arcybiskupem Teodorowiczem, lecz nie zastałem go w domu.
Widziałem się z klerykami: Łysikiem i Kalinowskim oraz z Szowo z diecezji kowieńskiej. Tego ostatniego obiecałem jeszcze raz odwiedzić.
117Po obiedzie poszedłem do Kolegium Francuskiego, gdzie odwiedziłem
Wiskonta i Araszkiewicza. Zapoznałem się z dwoma Rosjanami: Jewreinowem i Kolpińskim, którzy tam studiują teologię; ostatni z nich zna ks. Buczysa, który był jego spowiednikiem. Poznałem również ks. Campa, Włocha,
który pracuje w Wikariacie. Udaliśmy się wszyscy do bazyliki Św. Pawła.
Około godziny 6.00 stosownie do umowy, poszedłem do mons. Sapiehy. Rozmawialiśmy trochę o stanie Kościoła u nas. Potem zaproponował
mi, abym pozostał w Rzymie, albo przeniósł się do Rzymu, jako przedstawiciel interesów Kościoła w Rosji, na Litwie, w Królestwie Polskim,
a nawet w Galicji i w Poznańskiem, abym informował Stolicę Apostolską
o stanie Kościoła na tych terenach. Powiedział, że rozmawiał o tym z kardynałem De Lai i że sprawa jest do załatwienia. Otrzymałbym posadę
urzędnika Kongregacji (Konsystorialnej), gdzie wszystkie ważniejsze
sprawy Kościoła są decydowane, że w ten sposób mógłbym uczestniczyć
we wszystkich posiedzeniach z prawem głosu. Jasne jest, że nie mógłbym
wówczas spodziewać się jakiejkolwiek godności w Rosji, ale i o tym
rozmawiał z kardynałem De Lai, aby przyszłość takiego urzędnika była
zapewniona. Gdy chodzi o stronę finansową, to biskupstwa galicyjskie zło-
żyłyby dostateczną sumę pieniędzy na jego utrzymanie.
Teraz jest odpowiedni czas na wprowadzenie takiego urzędnika,
albowiem i Ojciec Święty chętnie zgodziłby się, a później nie wiadomo,
jak może być. W Rzymie zaś jest koniecznie potrzebny taki przedstawiciel, gdyż inaczej przychodzą informacje niejasne, błędne, nieprawdziwe
i Rzym nie wie, komu wierzyć, a Kościół przez to cierpi.
Przyznałem, że taki człowiek jest bardzo potrzebny. Przedstawiłem
jednak, jakie widzę przeszkody z mojej strony:
1. Zacząłem służyć swemu świeżo wskrzeszonemu Zgromadzeniu, tego
zaś dzieła nie można porzucić.
2. Jestem Litwinem, czy więc Polacy będą mieli do mnie zaufanie.
3. Nie znam włoskiego, lecz to nie ma większego znaczenia, gdyż łatwo
mogę się go nauczyć.
4. Nie czuję w sobie zdolności dyplomatycznych, słabo mówię po francusku, nie bardzo umiem przyjmować gości, jestem bardziej wymowny,
kiedy rozmawiam z pojedynczymi osobami, lecz na zgromadzeniach
publicznych mówię mało i nie umiem podtrzymać dyskusji.
5. Ogólnie mówiąc, inny jest ideał mojego życia; dotąd broniłem się przed
zaszczytami i godnościami; pragnę i w przyszłości na tej drodze naśladować Chrystusa.
1186. Jeszcze raz zaznaczyłem, że zatrzymują mnie prace w naszym Zgromadzeniu Marianów. Teraz zwłaszcza na początku potrzeba całkowicie się
poświęcić Zgromadzeniu.
Mons. Sapieha zapytał, czy nie można przenieść Zgromadzenia do Rzymu i wówczas zająć się obydwiema sprawami. Odpowiedziałem, że obecnie
nie wydaje mi się to rzeczą możliwą. Ostatecznie radził mi zastanowić się
i dać odpowiedź we wtorek. Zaprosił mnie do siebie na obiad we wtorek. Powiedział, że oprócz mnie będzie Grum i J. E. arcybiskup Teodorowicz.
W drodze i po powrocie zastanawiałem się, dlaczego tyle trudności napotykam od chwili, kiedy postanowiłem pójść za Chrystusem, żyć w ubó-
stwie, we wzgardzie, w posłuszeństwie, w pracy. Dopóki żyłem tak sobie,
nikt mi nie proponował zaszczytnych i wpływowych stanowisk, nikt mnie
do niczego nie namawiał, a teraz czynią mi coraz to nowe propozycje i to
takie, gdzie naprawdę można wiele zrobić dla chwały Bożej. Trzeba więc
się dobrze zastanowić, co robić. Od pewnego czasu postawiłem sobie taką
zasadę, aby zawsze w tego rodzaju wypadkach skłaniać się w stronę Chrystusa żyjącego we wzgardzie, w ubóstwie, w trudzie i w pracy. Ta droga
pewniejsza. Zdecydowałem się i postanowiłem, aby na wszystko, co mi
zaproponowano, dać stanowczo odpowiedź odmowną. Nie zdradzając tajemnicy poradziłem się jeszcze ks. Gruma. Spodziewałem się, że potwierdzi
moje stanowisko, toteż zdziwiłem się, gdy zaczął mi dowodzić, że po uporządkowaniu spraw, za rok, dwa, powinien bym koniecznie zostać gdzieś
biskupem albo przenieść się do Rzymu na przedstawiciela spraw Kościoła.
Wysłuchałem, godząc się w zasadzie, że niczego nie trzeba od siebie odrzucać, lecz we wszystkim mieć na względzie większą chwałę Bożą.
Czułem w duszy, że przede wszystkim powinienem się troszczyć, aby
nasze Zgromadzenie organizowało się i rozwijało. Nie podobało mi się
również wciąganie naszego Zgromadzenia i poszczególnych jego ludzi do
dyplomacji i polityki. Moim ideałem jest, żebyśmy byli dobrymi robotnikami w winnicy Pańskiej, a nie politykami. Głos wewnętrzny mówił mi bez
względu na wywody mons. Sapiehy i ks. Gruma, że muszę kontynuować
dzieło, które zacząłem, iść za Chrystusem ubogim, utrudzonym, wzgardzonym, iść drogą spokojnej, cichej pracy. Nie wypada nam pracować
w dyplomacji, gdzie należy wydawać sądy nawet o biskupach, bo myśmy
powinni ukochać służenie biskupom. Lecz jeszcze nazajutrz starałem się
szukać światła w modlitwie.
11927 listopada
Poszedłem do Kongregacji do Spraw Zakonnych dowiedzieć się, czy
są już gotowe dokumenty, o które prosiłem. Okazało się, że Kongregacja
była nieczynna, ponieważ odbywał się tajny konsystorz, na którym Ojciec
Święty mianował nowych kardynałów. Mons. Sapieha został też wówczas
prekonizowany na biskupa krakowskiego.
Mając wolne całe przedpołudnie, modliłem się w bazylice św. Piotra
i rozważałem wobec Boga propozycję mons. Sapiehy. Bóg udzielił mi podczas modlitwy światła i łaski. Doszedłem do przekonania, że teraz nie mo-
żna myśleć o tym, żebym mógł się oderwać od rzeczywistego mojego zadania i obowiązku. Potrzeba przynajmniej dwóch lat pracy, aby położyć
fundamenty pod nasze Zgromadzenie.
Mnie osobiście nie odpowiada droga dyplomacji. Wolę iść za Chrystusem trudną i wyboistą drogą pracy. Prawda, że mając wyższe stanowisko,
można mieć większy wpływ. Lecz któż odgadnie, czy wówczas będzie się
miało wpływ i czy będzie on dobry. Jest to dziedzina nadprzyrodzona. Jeden Bóg wie tylko, gdzie człowiek może więcej zdziałać dla Jego chwały.
Widzimy, że jedni zajmując wysokie stanowiska, niewiele robią dla Boga,
inni zaś, niżej postawieni, uczynili bardzo dużo. Zdarzyło mi się widzieć
tego samego człowieka, który stojąc niżej, zdziałał wiele dobrego, wyniesiony zaś wyżej nie był do tego zdolny. Tak więc lepiej będzie dalej prowadzić swoją pracę, oddawszy się Bogu i Jego świętej woli.
W wolnym czasie rozmawiałem z Grumem o potrzebach Kościoła
i o naszym Zgromadzeniu. Odwiedziłem Szowę. Razem z ks. Grumem
odwiedziliśmy ks. Potulickiego, dyrektora Hospicjum Polskiego
63
.Poszedłem do ks. prałata Skirmunta, którego poznałem w tym tygodniu u mons .
Sapiehy, ale nie zastałem go w domu.
28 listopada
Jadąc tramwajem, spotkałem o. Ledóchowskiego. Wspomniałem mu
o propozycji mons. Sapiehy, o której zdaje się rozmawiano z o. Ledóchowskim. Ojciec powiedział mi: czyń, co czynisz. To mnie jeszcze bardziej
umocniło w moim postanowieniu.
63
Chodzi o Papieski Instytut Polski przy Via Pietro Cavallini, założony w 1910 r.
120Byłem w Kongregacji do Spraw Zakonnych. Otrzymałem zaledwie
jeden dokument, inne bowiem jeszcze niegotowe. Obiecali mi je przesłać
później do Fryburga. Zostawiłem swój adres.
Byłem w antykwariacie i kupiłem kilka książek, m. in. Benedykta XIV
„De Beatificatione et Canonisatione Sanctorum”
64
.“Otrzymałem jako bezpłatny dodatek do tego De Paz „De vita religiose instituenda .
Na godzinę 1.00 pojechałem z ks. Grumem do mons. Sapiehy. Był
również J. E. arcybiskup Teodorowicz. Podczas obiadu rozmawialiśmy
o filozofii i o Rosjanach katolikach wschodniego obrządku. Po obiedzie
rozmawialiśmy o tym samym z Grumem oraz o położeniu Kościoła u nas.
Ustalono, kiedy i do których kardynałów Grum powinien się udać.
Po wyjściu Gruma rozmawialiśmy z mons. Sapiehą i arcybiskupem
Teodorowiczem o propozycji mego pozostania w Rzymie. Przedstawi-
łem krótko swoje trudności i powiedziałem, że można o tym myśleć najwcześniej po dwóch latach. Przyznali, że nie można porzucać rozpoczętej
pracy. Była mowa o kandydatach. Wskazałem ks. Henryka Przeździeckiego, mojego przyjaciela, proboszcza z Łodzi. Nie widziałem bardziej odpowiedniego wśród znajomych. Polecono mi napisać do Przeździeckiego
za pośrednictwem Nikiela, kanclerza z Krakowa. Trzeba będzie to zrobić
zaraz. Pożegnawszy się, wyszedłem.
Za pośrednictwem Gruma wyraził chęć zapoznania się ze mną o. Fonck,
musiał jednak wyjechać z Rzymu na dwa dni, ja zaś nie mogłem dłużej zostać, napisałem więc tylko bilecik i przekazałem przez Gruma o. Fonckowi.
Wieczorem o godzinie 6.15, odprowadzony przez Gruma, Mossera
i Kępińskiego, wyjechałem z Rzymu.
29 listopada
O godzinie 2 po południu zatrzymałem się w Montreux i odwiedziłem
mego ciotecznego brata w hotelu „Bel-etir”. O godzinie 5.15 wyjechałem
z Montreux przez Lozannę do Fryburga. Trzech naszych ojców wyszło na
moje spotkanie. Z nimi wróciłem do Canisianum65
.
Przywitaliśmy się wszyscy serdecznie i poszedłem na kolację. Później
były pacierze.
64
De servorum Dei beatificatione et beatorum canonisatione, t. 1-4, Bolonia 1734-1738.
65
Canisianum, jeden z trzech konwiktów dla studentów duchownych, przy Uniwersytecie
we Fryburgu. Przez jakiś czas mieszkali tam marianie.
121Sprawy, o których rozmawialiśmy z ks. Grumem
1. Mówiliśmy o ćwiczeniach duchownych u nas. Przedstawiłem mu nasz
porządek dnia, zapytałem, czy nie uważa, że jest u nas zbyt mało ćwiczeń. Odpowiedział, że jest ich dostatecznie dużo; u jezuitów nie ma ich
więcej.
2. U nas na razie nie mamy pracy ręcznej i sprzątania, jesteśmy bowiem
zależni w tych sprawach od sióstr, do których należy dom i konwikt.
Zamiast więc tych zajęć mamy studium.
3. Zapytał, czy jest u nas dyscyplina, czyli lekkie biczowanie, przynajmniej w piątki; jest to, ogólnie biorąc, dobre ćwiczenie, chociaż niektórym
mogłoby szkodzić. Odpowiedziałem, że tej praktyki jako obowiązującej
wszystkich nie ma, zostawia się w tym swobodę. Każdy może tę sprawę
ustalić ze spowiednikiem. Niektórzy ją stosują. Powiedziałem, że tę
praktykę, która jest skomplikowana, można zastąpić innymi, zwłaszcza
wykonując męczącą pracę, opanowując się w małych rzeczach itd. Mnie
bardziej odpowiada w tych sprawach sancta filiorum Dei libertas
66
.
Ważne jest tylko to, aby każdy rozumiał konieczność i pożytek umartwienia i aby je praktykował, wybierając z licznych możliwości to, co
mu najbardziej odpowiada.
4. Pytałem, jak zorganizować studia i kto powinien mieć nad nimi nadzór,
jak postąpić z egzaminami. Zgodziliśmy się, że byłoby dobrze, aby
studenci składali egzaminy z tych przedmiotów, przynajmniej ważniejszych, na które uczęszczają. Należałoby mianować prefekta dla czuwania nad studiami. Na razie sam to wszystko wypełniałem i w dalszym
ciągu będę pełnił, dopóki nie znajdzie się ktoś wolniejszy, obecnie bowiem każdy jest zajęty swoimi studiami.
5. Grum uważał, że należałoby wprowadzić dla wszystkich podwieczorki.
Odpowiedziałem, że słabsi i młodsi otrzymują je, innym pozostawiono
to do uznania, lecz nie żądają podwieczorków. Zgodziliśmy się, że po-
żywienie musi być wystarczające i że każdy powinien mieć dostateczną
ilość bielizny i ubrania. Kąpać się powinni przynajmniej co miesiąc.
Każdy powinien mieć swoje rzeczy w porządku, jak też utrzymywać
porządek i czystość w pokoju.
66
Święta wolność synów Bożych (por. Rz 8,21).
1226. Pytałem, jak urządzają wakacje w innych zgromadzeniach. Odpowiedział, że jezuici po egzaminach wywożą swoich studentów na wieś,
gdzie przez piętnaście dni tylko wypoczywają. Nie mają żadnych zajęć,
dobrze jedzą, śpią nawet po obiedzie. Następnie odbywają dziesięciodniowe rekolekcje, po czym wracają do pracy na cały rok, nie wyłączając świąt.
7. Radziłem się, jak obronić nasze Zgromadzenie od różnych szkodliwych
prądów, zwłaszcza od nacjonalizmów i tendencji politycznych. Zgodziliśmy się, że trzeba usuwać takich, których ducha nie można w tym
względzie zmienić.
8. Rozmawialiśmy o rekreacjach. Zawsze troszczyłem się o nie. Mieszkamy w nieodpowiednich warunkach, trudno jest zawsze urządzić
rekreację, jakby należało. Na razie trzeba cierpieć, może w przyszłości
przy pomocy Bożej uda się nabyć inny dom, gdzie będzie można lepiej
w większym porządku wszystko utrzymać oraz czuć się swobodniej.
9. Mówiliśmy, że byłoby dobrze poprosić kogoś obcego do poprowadzenia rekolekcji. Może by się zgodził o. Weiss. To bardzo pożyteczne, aby
rekolekcje prowadził człowiek z innego środowiska, nawet z innego
zgromadzenia.
10. Mówiliśmy o tym, by znaleźć inny dom, wynająć go dla siebie, postarać się o siostry do pomocy, byśmy mogli być gospodarzami i rządcami
domu, przez nikogo nie krępowani i mogli się swobodnie urządzić. Na
temat znalezienia odpowiedniego domu i jego urządzenia tak, aby się
nadawał dla naszego Zgromadzenia, dosyć dużo rozmawialiśmy ze
sobą, lecz na razie trzeba jeszcze zaczekać, trzeba pocierpieć.
Innym zgromadzeniom powodziło się o wiele gorzej niż nam. Często
cierpieli głód, nie mogli mieć początkowo nowicjatu ani go odbywać.
Nam jeszcze, dzięki Bogu, niczego nie brakuje, chociaż mamy trudności, ale można jednak żyć. Z Bożą pomocą i my z czasem lepiej się
urządzimy. Na razie trzeba dziękować Bogu i za to, co mamy.
11.Grum przedłożył swoje trudności, jakie ma odnośnie do życia wspólnego (vita communis
67
); mają one podłoże psychologiczne. My, licząc
się w naszym Zgromadzeniu z cechami indywidualnymi każdego brata
i mając je na względzie, w przypadku trudności uważamy, że pomimo
wszystko można jeszcze być dobrym zakonnikiem. W dawnych zako-
67
Życie wspólne.
123nach traktowano surowiej te sprawy, my musimy być bardziej wyrozumiali. Oczywiście, jeśli kto zechce niekiedy pobyć sam, to mu się
chętnie na to pozwala, tak samo, jeżeli pragnie sam pospacerować. Waż-
ną jest rzeczą, żeby miał ducha zaparcia się, pokory, kochał Boga i bliź-
niego, zachowywał vota
68
i consilia
69
W innych rzeczach, jeśli zachodzi .
dostateczna przyczyna, można niekiedy zostawić większą swobodę.
12.Grum wyraził obawę, co by się stało, gdyby w czasie jego pobytu w Zgromadzeniu zachorowali ciężko jego rodzice. Oczywiście nie chciałby ich
opuścić, pragnąłby okazać im miłość, zwłaszcza że są przeciwni katolicyzmowi. Trzeba im pokazać, że katolicyzm urabia człowieka, daje siły do
stania się dobrym itp.
Odpowiedziałem, że według mego zdania, w takim wypadku nasz brat
powinien pojechać do rodziców, ażeby u nich pobyć i usługiwać im.
Caritas super omnia
70
I rzeczywiście, w położeniu Gruma, jak mi to .
wyjaśniono, nie można było postąpić inaczej.
13. Rozmawialiśmy, że dobrze byłoby, gdybym kiedyś mógł odwiedzić
jakiś nowicjat jezuitów (Feldkirchen) czy benedyktynów (Beuron), zamieszkać przez tydzień w nim, porozmawiać z mistrzem nowicjatu itp.
Powiedziałem Grumowi, że myślałem o tym, zamierzałem nawet posłać
kogoś ze swoich, aby przyjrzał się, jak jest gdzie indziej, lecz Grum
uważał, że lepiej by było, gdybym sam pojechał. Doszliśmy do zgody
w tych sprawach.
14.Przed wyjazdem powiedziałem Grumowi, żeby się dobrze zastanowił po
uzyskaniu doktoratu i załatwieniu innych spraw, czy nie byłoby dobrze,
żeby przyłączył się do nas i abyśmy razem pracowali, zwłaszcza, że Jurgutis wspomniał mi o takim pragnieniu Gruma. Przeszkody, o których
mi mówił, według mnie nie są prawdziwymi przeszkodami, gdyż u nas
są ludzie z podobnymi trudnościami, o których sądzę, że będą dobrymi
zakonnikami. Grum postanowił sprawę przemyśleć i przemodlić. Powiedziałem, że mógłby nam przynieść dużo pożytku i pracować u nas dla
chwały Bożej. Poleciłem wszystko Opatrzności Bożej. Trzeba będzie modlić się w tej intencji. Grum wyraził jeszcze obawę, czy nie zaszkodzi nam
wobec władzy rosyjskiej, jeśli do nas wstąpi. Odpowiedziałem, że według
68
Śluby.
69
Rady.
70
Miłość ponad wszystko.
124mnie nie zaszkodzi. A zresztą, pomyślałem sobie, w takich sprawach trzeba przede wszystkim zdać się na wolę Bożą i Kościoła.
Rozmowy o sprawach kościelnych
Rozmowy o sprawach Kościoła katolickiego w Rosji pomiędzy mną,
Grumem, Sapiehą a częściowo także Teodorowiczem.
Podaję tutaj część z nich.
1. Dlaczego katolicyzm słabo się szerzy pomiędzy prawosławnymi? Co
należałoby czynić?
a) Potrzebni są prawdziwi pasterze: proboszczowie i biskupi, aby prawosławni mieli dobry przykład. Mówią bowiem: źle jest u nas, ale
i u katolików nie jest lepiej.
b) Nasze katolickie parafie powinny być prowadzone wzorowo.
c) Katolicy, a zwłaszcza nasi duchowni, powinni bardziej zbliżyć się do
prawosławnych, być pomiędzy prawosławnymi, z nimi współżyć, dając równocześnie przykład wzorowego życia.
d) Prowadzić pracę pozytywną, unikając krytyki. Ludzie prości często
nie znają i nie rozumieją różnic dogmatycznych i odchyleń od prawdy,
a pociągają ich ideały, sama wiara. Dlatego też należy unikać ataków
na prawosławie oraz krytyki.
e) Należy się modlić o ich nawrócenie. Byłoby dobrze, gdyby powstało
takie stowarzyszenie.
f) Według mnie można by katolicyzm rozszerzyć pomiędzy prawosławnymi przez ludzi świeckich, ale trzeba ich specjalnie przygotować
i zorganizować. Rozmawialiśmy z Grumem, że musimy kształcić
braci zakonnych, aby mogli być dobrymi katechetami. Moim zdaniem
w pracy pośród katolików nie można się będzie obejść bez takich
świeckich katechetów. Bezbożnictwo bowiem tak się rozszerzyło
i takie jest odsunięcie ludzi od Kościoła, że do wielu miejsc i do wielu
ludzi można dotrzeć jedynie przez gorliwych apostołów świeckich.
Obecnie trzeba pracę apostolską rozszerzyć, wciągając do niej zarówno swoich braci zakonnych, jak i ludzi świeckich.
g) Chcąc pociągnąć prawosławnych, powinniśmy ponadto, my kapłani, umieć wznieść się ponad wszelkie polityczne i narodowościowe
uprzedzenia i szukać jedynie chwały Bożej, zbawienia dusz i dobra
Kościoła.
1252. Czego najbardziej potrzeba naszemu Kościołowi w Rosji?
a) Dobrych biskupów, którzy by posiadali nie tylko zdolności polityków,
dyplomatów, administratorów, lecz aby nade wszystko byli pobożnymi pasterzami. Dyplomacja z władzą rosyjską nie na wiele się przydaje, a tymczasem przy biskupie pełnym ducha Bożego, ludzie mogą
przynajmniej umocnić swoją wiarę, a kapłani gorliwi, odważni i pracowici znajdują podtrzymanie w swoich pracach i zamiarach.
b) Zbyt wiele widzi się wśród nas strachu, bojaźliwości i ustępliwości
wobec władzy świeckiej. Trzeba umieć powiedzieć: non possumus
71
.
c) Biskupi i księża powinni trzymać się z dala od Departamentu i jego
urzędników. Departament chce, aby go biskupi stale odwiedzali, ażeby on stał się centrum naszego życia. Departament chwyta się metody
zastraszania, przeprowadza rewizje itp. Ważną jest rzeczą zająć odpowiednie stanowisko, nie bać się pocierpieć dla Kościoła, iść odważnie
drogą wskazaną przez Ewangelię i Kościół.
O wielu innych sprawach była również mowa, lecz nie ma możliwości
ich zanotowania.
Jurgis Matulevičius
Doszedłem do wniosku, że od czasu do czasu należy złożyć wizytę
w Rzymie. Wiele znaczy, gdy poznają tam człowieka osobiście. W celu
załatwienia pewnych spraw dobrze jest zwrócić się osobiście do samych
kardynałów, a nie do ich sekretarzy.
Relacja ks. J. Matulewicza o propozycji
osadzenia księży marianów na Jasnej Górze
72
[Fryburg Szwajcarski, 19 września 1912]
Dnia 19 września 1912 roku przybył niespodziewanie do Fryburga
Jego Ekscelencja ks. biskup kaliski Stanisław Zdzitowiecki z Włocławka,
z Polski pod zaborem rosyjskim. Przyjechał razem z ks. prałatem Owczar-
71
Nie możemy.
72
Oryg.: LCVA, 1674, 2, t. 49, k. 9-12 (tł. z łac. ks. J. Bukowicz MIC).
126kiem, kanclerzem swego konsystorza. Celem wizyty była rozmowa z ks.
Matulewiczem, przełożonym generalnym [Zgromadzenia Księży Marianów] na temat odrodzenia i odnowy duchowej Klasztoru Jasnogórskiego.
Ksiądz biskup przedstawił smutny stan tego klasztoru:
a) Także i dawniej zdarzały się wykroczenia przeciwko karności i różne
przestępstwa. Pozostawały one jednak w ukryciu i tylko w archiwach są
zachowane ich ślady.
b) Bardzo smutna jest historia Macocha. Napełnia ona prawdziwym bólem
wszystkich katolików, jest rozpowszechniona po całym świecie i znana
wszystkim. Ci nieszczęśliwi zakonnicy już pokutują za swoje czyny
w więzieniu.
c) Nadal jednak pozostaje w klasztorze jeden niegodny i występny zakonnik, który zasługuje na wydalenie, ale władze świeckie w tym przeszkadzają. Ponadto panuje uzasadnione przeświadczenie, że dwaj inni
utrzymują podejrzane kontakty z władzami cywilnymi i donoszą im
o wysiłkach odnowy.
d) Ojciec Reyman, za którego smutnego przełożeństwa owe skandale
i zbrodnie zostały dokonane, jest w Austrii. Pozostaje on nadal w kontakcie z poprzednimi zakonnikami.
e) Ojciec Pius, bardziej inteligentny i gorliwy, został przez władze usunięty
na 5 lat.
f) Z tych zakonników, którzy znajdują się w klasztorze, o. Weloński jest już
stary i niezdolny do podjęcia reformy. W razie śmierci przeora ci lepsi
przypuszczalnie nie otrzymają zatwierdzenia od rządu, a więc cała władza może znowu wpaść w ręce poprzedników.
g) Pozostali są niezdolni do podjęcia i wprowadzenia reformy.
Według słów księdza biskupa ogólny stan klasztoru jest bardzo godny
pożałowania. Przedstawia niemal całkowitą ruinę moralną. Wyjątek stanowią ci lepsi, którzy jednak nie są w stanie podjąć jakichkolwiek skutecznych środków naprawy.
Prosił, aby nasze Zgromadzenie pospieszyło z pomocą temuż klasztorowi, mającemu wielkie znaczenie dla Królestwa Polskiego, a nawet dla całego
Kościoła, z racji czczonego tam Cudownego Obrazu Matki Bożej. Ks. biskup
obiecał, że będzie wspierał nasze wysiłki w miarę swoich możliwości.
Ks. Matulewicz przedstawił trudności, jakich można się spodziewać,
a mianowicie:
127a) Czy ojcowie paulini wyrażą zgodę na połączenie się z naszym Zgromadzeniem?
b) Marianów jest jeszcze niewielu. Mówił też i o innych trudnościach. Na
koniec jednak powiedział, że Zgromadzenie nasze jest gotowe próbować a także uczynić wszystko, aby w miarę swoich sił coraz skuteczniej
służyć Kościołowi, a szczególnie Najświętszej Maryi Pannie. Ponieważ
nasze Zgromadzenie jest poddane Maryi i czci Ją w szczególny sposób,
dlatego chętnie zrobimy wszystko dla Jej obrony i szerzenia Jej czci.
Ks. Matulewicz ostatecznie postawił następujące warunki:
1. Niech ks. biskup przedstawi tę sprawę w Rzymie Ojcu Świętemu i Kongregacji Zakonników. Ks. biskup odpowiedział, że najpierw będzie
o tym rozmawiał z o. Ledóchowskim, jezuitą, co bardzo się spodobało
ks. Matulewiczowi.
2. My, nasze Zgromadzenie, będziemy posłuszni decyzjom i rozporządzeniom Stolicy Apostolskiej.
3. Niech ks. biskup omówi całą sprawę z biskupami w Polsce i w Rosji.
Niech biskupi zgodzą się ją popierać. Niech też odsyłają nam kandydatów, którzy chcieliby wstąpić do naszego Zgromadzenia. Do Częstochowy zaś niech kierują kandydatów, pragnących pracować nad zbawieniem
bliźnich.
Ks. Matulewicz obiecał ks. biskupowi, że będzie się troszczył, aby
przysłani do naszego Zgromadzenia kandydaci, także kapłani, zostali rzetelnie wyuczeni drogi doskonałości, wykształceni w innych dziedzinach
teologii i otrzymali jak najlepszą formację.
Ks. biskup pojechał do Rzymu, obiecując poinformować stamtąd
o sprawie. Powiedział też, że uda się do Lourdes, aby polecić Matce Bożej
w tym cudownym miejscu to zagadnienie, tak bardzo trudne i skomplikowane z powodu konieczności uzyskania zgody rządu.
Ks. Matulewicz postawił też warunek, że będą nam pozostawione nasze Konstytucje, organizacja i zarząd oraz sposób życia, z wyjątkiem tego
co nie należy do istoty, a co nie może ulec zmianie ze względu na władze,
jak związana z Częstochową nazwa, ubiór i przyjęte tam zwyczaje.
Mało znaczy strój, zwyczaje, a nawet sama nazwa, byle tylko powiększała się chwała Boża, byleby Najświętsza Dziewica Maryja była należycie
czczona, a samo życie zakonne rozkwitało w całej pełni.
W innych miejscowościach, poza Częstochową, Zgromadzenie nasze
zachowa wszystkie swoje uprawnienia.
128Dziennik biskupi1918
Po uporządkowaniu jako tako spraw Zgromadzenia w Warszawie
mogłem pojechać do Mariampola, żeby założyć tam klasztor. Napisałem
do J. E. Karewicza, ordynariusza w Kownie, że chcę powrócić na Litwę.
Wystarał mi się u władz niemieckich trudne do zdobycia wówczas pozwolenie. 1 marca 1918 r. wyjechałem z Warszawy. Choć wiele opowiadano mi
o okropnościach i trudnościach podróżowania, to jednak podróż do Wilna
nie była tak zła. Jechałem trzecią klasą, wagon był prawie pusty, znajdowa-
ło się w nim zaledwie kilku wojskowych i kilku Żydów handlarzy. Około
godziny 7.00 przyjechałem do Wilna. Zatrzymałem się u braci dolorystów.
Zaszedłem do ks. prałata Michalkiewicza, administratora diecezji. Zapytał
mnie, czy przyjechałem już objąć w zarząd diecezję. Na początku nie zrozumiałem tego pytania. W rozmowie z księdzem prałatem wyjaśniło się, że
w Wilnie rozeszły się pogłoski, jakobym miał zostać ordynariuszem diecezji zamiast ks. prałata Michalkiewicza. Ks. prałat Michalkiewicz zapytał,
czyżby nie mówił mi o tym arcybiskup warszawski
73
,Odpowiedziałem .
że absolutnie nie i że jadę prowadzić rekolekcje w Kownie oraz zakładać
klasztor w Mariampolu. Przy okazji ksiądz Michalkiewicz opowiedział
mi, dlaczego musiał zasuspendować księży Litwinów, którzy złożyli swe
podpisy pod memoriałem, wręczonym władzom niemieckim74
Niewiele .
z tej rozmowy zrozumiałem, gdyż wcześniej nic o tym wydarzeniu nie
słyszałem.
Nazajutrz wyjechałem do Kowna. Tutaj prowadziłem jedne rekolekcje dla kleryków oraz dwie serie dla wiernych: jedną po polsku, drugą po
litewsku. Miasto było bardzo opustoszałe, uchodźcy jeszcze nie powrócili;
tylko wszędzie było pełno żołnierzy niemieckich; wszędzie widniały napisy
wyłącznie niemieckie. Od J. E. biskupa Karewicza dowiedziałem się, że na
stolicę biskupią w Wilnie w pierwszym rzędzie wysunięty został przez władze niemieckie ks. kanonik Olszewski, oprócz niego ks. prałat Dombrowski
73
Kandydaturę ks. Matulewicza na biskupa wileńskiego pierwszy zaproponował 18 I 1918 r.
patriarcha antiocheński Władysław Zaleski (1852-1925), a poparli ją inni biskupi polscy.
74
Litwini 10 VII 1917 r. wystosowali memoriał do władz niemieckich, opowiadając się
za niezależnością Litwy. Memoriał podpisało między innymi trzech księży wileńskich:
J. Bakszys, T. Brazys i J. Kukta. Za to spotkała ich kara – suspensa ze strony administratora K. Michalkiewicza, który 24 V 1917 r. podpisał memoriał, domagając się połączenia
Litwy z Polską.
131oraz ks. prałat Maculewicz, jakoby również i moja kandydatura została
wysunięta i podobno stało się to za przyczyną J. E. ks. biskupa Roppa oraz
biskupów polskich.
Musiałem pójść przedstawić się władzom niemieckim. Naczelnikiem
spraw kościelnych był wówczas von Altmann. Długo mnie wypytywał na
wszelkie sposoby o różne sprawy. Powiedziałem mu, że chcę jechać do
Mariampola i tam pozostać. Odpowiedział, że władza niemiecka nic nie
ma przeciw temu. Dodałem, że jestem zakonnikiem i zamierzam kierować
nowicjatem. Powiedziałem to dobitnie, gdyż z rozmowy domyśliłem się, że
Niemcy już doskonale wyśledzili o mnie wszystko. Troszczyli się o moją
osobę, gdyż zostałem zgłoszony jako kandydat na biskupa.
Jednakże, gdy poszedłem następnym razem po pozwolenie, von
Altmann nie chciał mi go dać, widocznie się bał, żebym jako przybysz
z Warszawy, nie rozpoczął jakiejś agitacji na Litwie. Nie chcąc mi dać pozwolenia, kręcił na różne sposoby. Mówił, że muszę mu dostarczyć pozwolenie od biskupa kieleckiego
75
i zgodę biskupa sejneńskiego
76
, że nie mogę
zakładać klasztoru bez pozwolenia Rady
77
[Taryby] itd. Odpowiedziałem,
że J. E. biskup chętnie mnie przyjmie i zaprasza do siebie, jeśli zaś chodzi
o pozwolenie biskupa kieleckiego, nie jest mi ono potrzebne, gdyż jestem
zależny bezpośrednio od Ojca Świętego. Rada nie powinna tu się wtrącać,
gdyż nie chcę zakładać nowego klasztoru. Klasztor w Mariampolu był kiedyś i teraz jest znowu, marianie czasowo rozproszeni, ponownie zbierają
się do gromady. Stanowczo zażądałem, żeby mi nie przeszkadzał jechać
do Mariampola, na co odparł, że poradzi się jeszcze swoich władz i porozmawia z biskupem kowieńskim. Nazajutrz Altmann, po odbyciu rozmowy
z biskupem kowieńskim, zgodził się puścić mnie do Mariampola oraz
wręczył mi pisemne pozwolenie na piętnaście dni, dodając, że naczelnik
Mariampola może je przedłużyć według swojego uznania.
Od biskupa kowieńskiego dowiedziałem się, że popiera on gorąco
moją kandydaturę do Wilna zarówno przed władzami niemieckimi, jak
i Radą. Starałem się, jak tylko mogłem, przekonać biskupa kowieńskie-
75
Ks. Matulewicz przed wstąpieniem do Zgromadzenia Księży Marianów należał do diecezji
kieleckiej.
76
Klasztor mariampolski znajdował się na terenie diecezji sejneńskiej w ówczesnych granicach.
77
Lietuvos Valstybes Taryba, utworzona we wrześniu 1917 r., liczyła 20 członków. Przewodniczącym został A. Smetona, a zastępcami ks. J. Staugaitis i S. Kairys. Był to tymczasowy
litewski organ wykonawczy.
132go, że jestem potrzebny Zgromadzeniu, że będąc w nim, poprzez swoją
spokojną pracę o wiele więcej zdziałam dla Kościoła i społeczeństwa, niż
na stanowisku biskupa, że mojej pracy w Zgromadzeniu nikt nie wykona,
natomiast, co dotyczy zarządzania diecezją, to i kto inny będzie mógł to
uczynić. Przynajmniej tyle obiecał biskup kowieński, że nie będzie popierał
mojej kandydatury i że sprawę tę pozostawi Opatrzności Bożej.
Po załatwieniu spraw w Kownie udałem się w podróż do Mariampola,
było to około 14 marca. W Mariampolu miałem rekolekcje dla uczniów
gimnazjum i seminarium, następnie krótkie, również dla wiernych. Klasztor w Mariampolu znajdował się w bardzo ciężkim położeniu. Pracy parafialnej było bardzo dużo, poza tym jeszcze stowarzyszenie „Žiburys”
78
i inne. Wszystko to spadało na barki o. Dvaranauskasa oraz częściowo o.
Novickasa. Wiele działa i pracuje ks. Szmulksztys.
W klasztorze mieszkają księża świeccy. Stale są tu goście i zjazdy księ-
ży. Trudno w takiej sytuacji o czas wolny, którego prawie nigdy nie było.
Niekiedy podczas zjazdów księża wypowiadali ostre uwagi krytyczne, nawet względem władz diecezjalnych, zwłaszcza z tej przyczyny, że brak było
seminarium i kurii. O ile tylko mogłem, starałem się uspokajać zapaleńców
i przypominać prawo kościelne. Księża chcieli, żebym się podjął obowiązków rektora seminarium w Sejnach: stanowczo odmówiłem. Przyjechałem
tu, żeby założyć klasztor a nie w żadnym innym celu. Do Mariampola
przyjeżdżał również biskup sejneński. Udało mu się od władz niemieckich
uzyskać pozwolenie na założenie seminarium w Sejnach, jednak pod tym
warunkiem, że wszystko będzie prowadzone w języku łacińskim i litewskim. Biskup na prośbę księży obiecał zorganizować kurię biskupią.
Kandydaturę ks. Olszewskiego Rzym stanowczo odrzucił. Niemcy
jednak zamierzali zmusić Rzym do przyjęcia tej kandydatury. W tym celu
aresztowali i zesłali ks. prałata Michalkiewicza
79
.
Wówczas Rada zaczęła wysuwać moją kandydaturę. Dowiedziawszy
się o tym, udałem się do Wilna. Udowadniałem p. Smetonie, że pozostając
zwykłym zakonnikiem, będę mógł pożyteczniej pracować dla Kościoła
i społeczeństwa, że klasztory są nam potrzebne i że w przypadku mojego
78
Stowarzyszenie wychowawcze i charytatywne założone w 1906 r.
79
Aresztowanie ks. Michalkiewicza przez władze niemieckie nastąpiło 29 VI 1919 r. Został
wywieziony do Maria Laach w Nadrenii. Na rządcę diecezji kapituła wybrała ks. Jana
Hanusowicza.
133odejścia, kto wie, czy się utrzyma klasztor w Mariampolu, i że może znaleźć innych kandydatów. Byłem również w Kownie u Zechlina, ówczesnego naczelnika wydziału politycznego. Jego również prosiłem, by nie
wyznaczano mnie do Wilna.
Napisałem też do Pacellego, nuncjusza papieskiego w Monachium,
przedstawiając trudne położenie Zgromadzenia i prosząc, aby mnie pozostawiono do prac w Mariampolu
80
.
Rada przysłała do Mariampola ks. Petrulisa i ks. Puryckiego w celu zbadania, czy rzeczywiście jestem Litwinem. Widocznie Rada poważnie zaczęła zastanawiać się nad moją kandydaturą.
Prosiłem również i braci z Warszawy
81
, Fryburga i Ameryki, ażeby
i oni od siebie napisali do Rzymu, przedstawiając ciężkie położenie Zgromadzenia i że obecnie jestem bardzo mu potrzebny.
Przez biskupa sejneńskiego, który wybierał się do Warszawy, przesłałem pismo do wizytatora apostolskiego mons. A. Rattiego, dowodząc,
że na razie jeszcze jestem bardzo potrzebny Zgromadzeniu
82
Ponieważ .
z każdym dniem wzrastało niebezpieczeństwo zostania biskupem wileń-
skim, postanowiłem pojechać do Monachium, żeby tam J. E. nuncjuszowi
Pacellemu osobiście przedstawić całą sprawę i stan Zgromadzenia
83
Rada .
prosiła, żebym równocześnie wyjaśnił, że ks. administrator Michalkiewicz
bez jej współudziału i bez winy Litwinów został wysiedlony do Niemiec
i że jest konieczne bezpośrednie skontaktowanie się z księżmi Litwinami
w Rzymie.
Byłem w Monachium, lecz odniosłem wrażenie, że trudno się spodziewać, by Ojciec Święty zechciał uwzględnić moje wyjaśnienia.
Z pomocą Bożą znalazło się trochę kandydatów do klasztoru w Mariampolu. Rozpocząłem ciężką pracę porządkowania klasztoru. Z Rosji
zaczęli powracać księża uchodźcy. Wielu z nich jechało przez Mariampol,
a niektórzy dłuższy czas mieszkali w klasztorze.
Powoli wprowadziliśmy czytania duchowne w czasie obiadów i kolacji, wyjaśnienia konstytucji, lekcje, a na koniec klauzurę. Księża świeccy
80
Pismo J. Matulewicza do nuncjusza E. Pacellego z 17 VI 1918 r., w: Stolica Apostolska
a biskup Jerzy Matulewicz, Warszawa 1995, s. 71.
81
Zobacz pismo marianów z Warszawy do wizytatora A. Rattiego z 17 VI 1918 r., w: tamże,
s. 67-69.
82
Pismo J. Matulewicza do nuncjusza A. Rattiego z 17 VI 1918 r., w: tamże, s. 69-71.
83
Ks. Matulewicz udał się do nuncjusza Pacellego w Monachium 2 IX 1918 r.
134wyprowadzili się do miasta. Rozpocząliśmy więc żyć jako tako życiem
zakonnym.
Mając trochę czasu, napisałem konstytucje dla Zgromadzenia Sióstr
od Ubogich. Ks. Łaukaitis przełożył je na język litewski. Udało się również
uporządkować życie sióstr
84
.
Sądziłem, że już będę mógł kontynuować pisanie instrukcji dla swego
Zgromadzenia. Z Warszawy bracia pisali, że mogę spokojnie pracować, że
nie ma niebezpieczeństwa, bym miał być prędko mianowany biskupem.
Potem znów napisali, że już rzeczywiście jestem wyznaczony na biskupa
Wilna.
O ile się nie mylę, 22 października ks. prof. Miłkowski przywiózł z Wilna list od J. E. mons. A. Rattiego, wizytatora apostolskiego, zawierający
wiadomość, że już zostałem mianowany biskupem Wilna. W liście tym było
zastrzeżenie, że gdybym nie chciał przyjąć nominacji i próbował odwoływać
się do Stolicy Świętej, Ojciec Święty tego odwołania nie przyjmie
85
Tej nocy .
nie mogłem spać. Poczułem cały ciężar, jaki się na mnie zwalił. Było mi cięż-
ko, lecz musiałem pogodzić się z wolą Bożą.
Z rozmowy z ks. Miłkowskim zrozumiałem, że księżom Polakom z Wilna moja nominacja nie bardzo się podobała, chociaż byli i tacy, którzy się
cieszyli, że tam idę.
Wkrótce przyjechali i przedstawiciele Rady, żeby mi złożyć życzenia:
ks. Petrulis i pan Wizbaras, a z nimi i mój przyjaciel ks. Kukta. Radziłem się
ich odnośnie mającej nastąpić konsekracji oraz ingresu. Prosili, aby moja
konsekracja odbyła się w Wilnie i żebym po otrzymaniu bulli natychmiast
przybył do Wilna. Rozmawialiśmy również o kolejności przemówień. Ja
wyraziłem swoje zdanie, że najpierw trzeba przemówić po polsku, ponieważ Polacy stanowią większość w Wilnie. Przedstawiciele Rady nalegali,
że najpierw powinienem przemówić po litewsku, ponieważ tego domaga
się rząd litewski i przedstawiciele Rady. Odpowiedziałem, że nie zostałem
mianowany biskupem dla rządu, ale dla wiernych i Kościoła: dlatego muszę
troszczyć się o sprawy Kościoła i ludzi. Przedstawicielom Rady nie bardzo
podobał się mój zamiar przemawiania najpierw po polsku.
84
Nekaltai Pradetosios Panos Marijos vardo „Vargdieniu Seseliu” Vienolijos Istatai (Statuty
Zgromadzenia Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny zwanych „Siostrami
Ubogich”), Mariampol 1920. Ks. Matulewicz jest założycielem sióstr. Zgromadzenie
zatwierdził bp A. Karaś 15 X 1918 r.
85
Komunikat wizytatora A. Rattiego z 18 X 1918 r. do ks. J. Matulewicza, że został mianowany biskupem wileńskim, zob. Stolica Apostolska…, s. 82-83.
135Chcieli, żebym przemówił również i po białorusku. Zgodziłem się,
żeby „probulla” była przeczytana po białorusku, natomiast czy przemówię
w tym języku, podejmę postanowienie dopiero po zasięgnięciu rady. Zdania
Białorusinów były podzielone. Na wszelki wypadek poprosiłem, żeby ks.
Tołoczko napisał króciutkie przemówienie.
Napisano mi z Warszawy, że bulla może nadejść dopiero po jakichś
dwóch miesiącach, a nawet i po pół roku. Gdy się nieco uspokoiłem, znowu
wziąłem się do pracy.
5 listopada 1918 r. wyjechałem do Kowna. Chciałem porozmawiać z J.
E. biskupem kowieńskim oraz wziąć udział w zjeździe Katolickiego Centrum. W drodze rozminąłem się z przedstawicielami kapituły wileńskiej:
prałatem Wieliczko i kanonikiem Uszyłło. Obaj odnaleźli mnie w Kownie
i złożyli życzenia w imieniu kapituły. Naradzaliśmy się w sprawie porządku ingresu oraz kolejności przemówień. Powtórzyłem, że mam zamiar
w pierwszej kolejności przemówić do Polaków po polsku, chociaż przedstawiciele Rady wywierają na mnie presję, bym najpierw przemówił po
litewsku. Powiedziałem, że jeszcze nie jestem zdecydowany, jak postąpić
z przemówieniem do Białorusinów. Obaj przedstawiciele byli stanowczo
przeciwni przemówieniu do Białorusinów, zwłaszcza mocno protestował
ks. prałat Wieliczko, który powiedział, że Białorusinów w Wilnie nie ma,
że jest to tylko twór niemiecki itd. Ja zaś zaznaczyłem, że nawet „Dziennik
Wileński”, który stoi na straży interesów Polaków przyznaje, iż co najmniej
17 % mieszkańców Wilna stanowią Białorusini
86
, a więc, czy nie warto jest
co nieco i dla nich uczynić? Na koniec powiedziałem, że decyzję odnośnie
całego porządku i kolejności przemówień do różnych przedstawicieli pozostawiam Kapitule, ponieważ ona jest gospodarzem, a ja przybywam tylko
jako gość. Prosiłem, żeby z całych sił starano się godzić wszystkie narodowości i prowadzić do pojednania. Przedstawiciele Kapituły nie chcieli,
żebym się konsekrował w Wilnie.
11 listopada 1918 r. otrzymałem z Warszawy od J. E. A. Rattiego
telegram, żebym, nie czekając nadeścia bulli, starał się o natychmiastową
konsekrację biskupią i żebym objął zarząd diecezji
87
.
86
Raczej na Wileńszczyźnie, jak to napisał ks. Matulewicz kilka stron dalej (zob. s. 138).
87
Ze względu na trudności wojenne wysłania bulli oraz szerzącą się rewolucję, z polecenia
sekretarza stanu P. Gasparriego, nuncjusz Ratti wysłał 11 XI 1918 r. telegram, aby nominat
nie czekając na bullę natychmiast przyjął święcenia i objął diecezję. Zob. Stolica Apostolska…, s. 91-92.
136Znowu udałem się do Kowna, aby w tej sprawie poradzić się J. E. biskupa. Chciałem nawet osobiście pojechać do Warszawy do J. E. Rattiego,
gdyż trudno jest objąć w zarząd diecezję, opierając się tylko na depeszy,
może się na to nie zgodzć kapituła. Okazało się, że pociągi idą tylko do Bia-
łegostoku, a nie jest wiadome, czy można jechać dalej.
Powróciłem do Mariampola. Postanowiliśmy, że do Warszawy pojedzie o. Dvaranauskas, by przywieźć potrzebne papiery. Miał on bardzo
uciążliwą podróż, jednak papiery przywiózł
88
.
Umówiłem się z J. E. biskupem kowieńskim, że będę konsekrowany
1 grudnia w Kownie, a zarząd diecezją obejmę 8 grudnia, w dzień Niepokalanego Poczęcia NMP.
Było jednak bardzo wątpliwe, czy który z biskupów będzie mógł przyjechać. Zapraszałem biskupa sejneńskiego
89
i mińskiego
90
.
Tymczasem biskup sejneński wyjechał do Łomży, a biskup miński nie
mógł przyjechać, gdyż otrzymał mój telegram chyba w pięć dni po mojej
konsekracji. Miałem zamiar odłożyć konsekrację, lecz mi odradzono, albowiem o niej zostało ogłoszone w kościołach wileńskich i w diecezji,
wreszczcie mogły nastąpić czasy jeszcze bardziej niespokojne. Dla tych
oraz innych przyczyn doradzono mi również, abym nie odkładał ingresu.
Zgodziłem się.
29 listopada 1918 r. z ks. Dvaranauskasem i Reklaitisem wyruszyliśmy
do Kowna. Pociąg już do Wyłkowyszek przybył z kilkogodzinnym opóź-
nieniem: w drodze zatrzymywał się dwa razy. Do Kowna przybyliśmy dość
późno, tak że zwątpiono tu, czy odbędzie się moja konsekracja.
30 listopada 1918 r. przyjechali przedstawiciele kapituły z Wilna: ks.
prałat Bajko, ks. kan. Lubianiec, a z nimi i ks. Kretowicz, przedstawiciel
księży wileńskich. Przybyło też więcej księży z diecezji wileńskiej. Ks.
Bajko wspomniał, że i przedstawiciele ziemiaństwa mieli zamiar przyjechać, lecz widocznie powstrzymali się. Nie podobało im się, że moja konsekracja jest w Kownie. Byli też przedstawiciele Rady i rządu
91
.
88
Ks. Dvaranauskas zawiózł do nuncjusza Rattiego list ks. Matulewicza z 17 XI 1918 r.
Przywiózł obszerny list nuncjusza oraz probullę z 22 XI 1918 r., zob. Stolica Apostolska…,
s. 97-99.
89
List J. Matulewicza do A. Karasia, 2 XI 1918.
90
Zaproszenie bpa mińskiego Zygmunta Łozińskiego na współkonsekratora, zob. List biskupa
nominata J. Matulewicza do wizytatora A. Rattiego w sprawie swojej konsekracji (17 XI
1918 r.), w: Stolica Apostolska…, s. 96.
91
Od 11 XI 1918 r. działał prowizoryczny rząd litewski.
1371 grudnia 1918 r. odbyła się konsekracja. Konsekratorem był
J. E. biskup kowieński, asystował ks. prałat Bajko i ks. prałat Dobryłło
z Wyłkowyszek.
Ani biskup miński, ani sejneński, jak też mianowany na biskupa ryskiego J. E. O’Rurke nie mogli przybyć.
Po konsekracji składały mi życzenia różne delegacje litewskie oraz
jedna delegacja polskich dziewcząt. Po wysłuchaniu życzeń odpowiedzia-
łem po litewsku, trzymając się ideałów Chrystusowych i ducha Kościoła,
ażeby nikogo nie urazić, następnie przemówiłem po polsku.
Po wszystkich przybyli osobno dwaj przedstawiciele żołnierzy z Małej
Litwy (Prus) i wręczyli mi pismo, w którym było wyrażone pragnienie po-
łączenia się z Wielką Litwą.
Około godziny 6.00 obiad w seminarium. I znowu różne przemówienia po litewsku i po polsku. Odpowiedziałem jednym i drugim, trzymając
się tak samo ducha Kościoła, i podkreślałem, że wszyscy powinniśmy się
trzymać ideałów Chrystusowych.
Ze wszystkich należy wyróżnić przemówienie ks. Tumasa: powiedział,
że mamy księży polityków, narodowców, społeczników i innych, lecz nie
mamy księdza-ojca, pasterza. Gdy trzeba pójść do spowiedzi, gdy chcesz
odprawić rekolekcje, nie ma dokąd, ani do kogo. Wyraził życzenie, żebym
był takim pasterzem, ojcem i wyraził nadzieję, że przyczynię się do zaszczepienia umiłowania ideałów Kościoła i rozbudzenia ducha Chrystusowego.
Nazajutrz z księdzem prałatem Bajko i ks. kanonikiem Lubiańcem, na
początku był obecny również Kretowicz, naradzaliśmy się znowu na temat
ingresu. Powiedziałem, że według mnie „probulla” powinna być czytana po
polsku, po litewsku i po białorusku, ja zaś przemówię po polsku, a następnie po litewsku. I Rada, i Białorusini wystosowali pisemne prośby, ażeby
koniecznie było coś i dla Białorusinów. Ponieważ białoruskiego nie znam
i nie ośmieliłbym się po białorusku mówić, to chciałbym, żeby przynajmniej „probulla” była czytana po białorusku. Ks. kanonik Lubianiec bardzo
mocno zaprotestował przeciwko temu: Białorusinów nie ma, jest tylko grupka ludzi, przekupiona przez Niemców i sztucznie stworzona przeciwko
Polakom. Polacy wezmą mi za złe taką rzecz i sam sobie zaszkodzę, stawiając takie pierwsze kroki.
Odpowiedziałem jednak, że nawet polskie pismo „Dziennik Wileński”
uznaje, że Białorusinów jest przynajmniej 17% i zamieszkują oni na dużym
obszarze, a zatem słuszną rzeczą będzie przeczytanie przynajmniej „probulli” po białorusku. Prosiłem, żeby Kapituła dobrze to rozważyła, żebym
138nie uraził części swoich owieczek i od siebie oraz Kościoła nie odsunął.
Ja chcę wszystkim jednakowo służyć i dla wszystkich być takim samym
pasterzem. Żal mi było tego pogardzanego narodu i chciałem, żeby Białorusini zobaczyli, że biskup ani nimi, ani ich językiem nie gardzi. Z drugiej zaś
strony nie chciałem wywoływać w kościele niepokoju i skandalu. Przeto
raz jeszcze stanowczo oświadczyłem, że według mnie „probullę” należa-
łoby przeczytać po białorusku i żeby kapituła raz jeszcze dobrze rozważyła
tę sprawę.
Pozostawiłem kapitule prawo decyzji, w jakiej kolejności delegacje będą
składać mi życzenia, gdyż ona jest tu gospodarzem, prosiłem tylko, żeby starano się godzić narodowości i żeby nie było jakichś nieprzyjemności.
Cały tydzień przebyłem w Kownie, gdyż wracać do Mariampola było
niewygodnie. Uczyłem się ceremonii. Na dwa dni pojechałem do Poniemunia do ks. Staugaitisa; tam mogłem spokojnie przygotować się na ingres
w katedrze.
Otrzymałem z Wilna wiadomość, że Polacy, wykorzystując mój ingres,
będą chcieli zorganizować manifestację narodową i że Niemcy w żadnym
wypadku do tego nie dopuszczą, gdyż mogłoby dojść do starcia i przelewu
krwi. Radzą mi dlatego, abym do Wilna jechał nie 8 grudnia z rana, jak zosta-
ło ustalone, lecz pociągiem pospiesznym, który przybywa do Wilna o godz.
6.00 wieczorem. Posłałem pismo do J. E. Michalkiewicza, żeby zbadał sprawę i doniósł mi, co mam robić. Przeczuwałem, że chodzi tu o jakąś rozgrywkę i walki polityczne. Dlatego byłem zdecydowany nie zwracać na to uwagi
i jechać do Wilna pociągiem pospiesznym o godz. 8. rano. Tak też uczyniłem,
po otrzymaniu wiadomości od kapituły, że pogłoski są nieprawdziwe.
Widocznie Niemcy nie chcieli, żebym jechał pociągiem pospiesznym
o godz. 8.00 rano; gdybym jechał wieczorem, obiecywali dać specjalny
przedział, rano zaś nie tylko nie dali specjalnego przedziału, lecz nawet
ledwo dostaliśmy bilety. Po drodze składał mi życzenia proboszcz z Landwarowa z parafianami.
Po przybyciu do Wilna na dworcu powitali mnie przedstawiciele kapituły, Rady i miasta. Zatrzymaliśmy się przy Ostrej Bramie. Tam w kapliczce
przemówił do mnie krótko po polsku ks. prałat Wołodźko, po czym odmó-
wiliśmy litanię do Najświętszej Marii Panny, a ludzie dosyć licznie zebrani
na ulicy odśpiewali po polsku „Pod Twoją obronę”.
Otrzymałem list od prezesa ministrów Voldemarasa, który przeczytali-
śmy w zakrystii z ks. prałatem Hanusowiczem i Wołodźko. P. Voldemaras
139żądał, żeby przedstawicielom rządu i Rady pozwolono jako pierwszym
mnie przywitać, w przeciwnym razie, gdy kapituła tego nie uwzględni, odmówią wzięcia udziału. Również żądał, żebym przemówił w kościele także
do Białorusinów.
Ks. Hanusowicz powiedział, że kapituła postanowiła jednogłośnie, iż
po białorusku nie tylko nie przemawiać, ale nawet nie czytać „probulli”,
gdyż nie ma ani jednej parafii, w której ten język byłby w użyciu. Jednak,
jeśli rozkażę, to może być przeczytana, lecz z tego mogą wyniknąć niepo-
żądane rzeczy. Odpowiedziałem, że ja się dostosuję do tego, co postanowiła
kapituła, która jest tu gospodarzem i lepiej ode mnie powinna znać stan rzeczy: nie chcę być przyczyną żadnych zamieszek.
Tak samo również nie ja decyduję, kto i w jakiej kolejności będzie do
mnie przemawiał, to jest sprawa kapituły: jednak proszę wszystkich godzić,
żeby nie było nieprzyjemności.
Ks. Hanusowicz powiedział, że jeżeli Rada będzie bardzo nalegać,
można dla niej ustąpić pierwsze miejsce i że powiadomi on o tym ks. Lubiańca. Prosiłem, żeby, jeśli to tylko możliwe, ustąpiono pierwsze miejsce
przedstawicielom Rady.
Gdy przyjechałem do katedry, spotkał mnie przy jej drzwiach J. E. Michalkiewicz z księżmi. Krótko przemówił, składając życzenia. Po ubraniu
się w szaty biskupie, rozpocząłem zwyczajne obrzędy ingresu. Ludzi było
bardzo dużo, nie mieścili się w kościele i przed kościołem stały tłumy.
Przemówiłem najpierw z tronu biskupiego po łacinie do księży, następnie z ambony najpierw po polsku, a potem po litewsku. Kanonik asystent przeczytał Ewangelię przed przemówieniami tylko po polsku. Gdy
skończyłem kazanie po polsku, zapytałem, czy będzie czytana Ewangelia
po litewsku. Odpowiedziano, że tutaj nie ma takiego zwyczaju. Mnie się
wydaje, że przed przemówieniem litewskim należałoby też w tym języku
przeczytać Ewangelię. Mniejsza o to; nie podejmując dyskusji, przemówi-
łem po litewsku.
Mówiłem do ludzi gorąco i jak tylko mogłem, serdecznie. Wydaje się,
że i Polacy, i Litwini byli zadowoleni.
Wracając po Sumie z prałatem Hanusowiczem, jeszcze raz prosiłem
go o przekazanie ks. kanonikowi Lubiańcowi, żeby przedstawicielom rządu
i Rady dał pierwsze miejsca. Przewidywałem bowiem, że z tego powodu
będą tarcia i różne nieprzyjemności.
140Przy wejściu do pałacu biskupiego
92
spotkał mnie z chlebem i solą J. E.
Michalkiewicz, przybyli również inni prałaci i kanonicy. W salach na górze
gromadzili się przedstawiciele delegacji.
Po drodze na śniadanie podszedł do mnie kanonik Kukta i powiedział,
że jeśli Kapituła zgadza się dać pierwszeństwo powitania przedstawicielom Rady, to przybędą oni mnie powitać, w przeciwnym razie nie pokażą
się w ogóle. Odpowiedziałem, że ks. prałat Hanusowicz zapewniał, iż nie
będzie sprzeciwu życzeniom Rady. Gdy usiadłem do śniadania, przyszedł
ks. Lubianiec i ostro zaprotestował przeciwko temu, żeby przedstawiciele
Rady przemawiali pierwsi. Został bowiem ustalony porządek, że pierwsi
mają przemawiać przedstawiciele polskich delegacji, a po nich litewskich,
dlatego trzeba się tego porządku trzymać.
Odpowiedziałem, że moim zdaniem chodzi tu o akt grzeczności wobec
władzy cywilnej. W kościele najpierw przemawiałem po polsku, a potem
po litewsku, ponieważ jest większość Polaków. A tutaj Rada występuje jako
władza, którą pozdrowił nawet Ojciec Święty. Z Radą prowadził układy
również nuncjusz Pacelli z Monachium, na nią Niemcy scedowali część
swojej władzy, ona reprezentuje też znaczną część kraju. Tak więc, biorąc
pod uwagę wymagania ogólnie przyjętej grzeczności, im należałoby się
pierwsze miejsce, tak mi się wydaje. Inni członkowie kapituły nie oponowali, biskup O’Rourke również był tego samego zdania. Tylko ks. Lubianiec nalegał, żebym prędzej szedł do delegacji, gdyż czekają. Zbiórka była
wyznaczona na godz. 2. Przedstawicieli Rady jeszcze nie było. Zaczekawszy do godziny 2.30, poszedłem do delegacji. Powiedziałem, że jak tylko
przyjadą przedstawiciele Rady, niech wszystko zostanie przerwane i oni zostaną dopuszczeni. Ks. Lubianiec powiedział, że może ich przyjąć w jakimś
osobnym pokoiku. Odpowiedziałem, że lepiej ich wcale nie przyjąć, niż
znieważać ludzi. Rozpoczęły się powitania: najpierw szli przedstawiciele
Polaków, potem Litwinów, wreszcie Białorusinów. Ks. Lubianiec chciał,
żebym wysłuchawszy Polaków, od razu im odpowiedział. Powiedziałem,
że po wysłuchaniu wszystkich, po kolei wszystkim odpowiem. Starałem się
mówić w miarę możności jak najserdeczniej: najpierw do Polaków, potem
do Litwinów i na koniec do Białorusinów, tym ostatnim po polsku, gdyż
po białorusku nie umiałem. Powiedziałem, że przybyłem tutaj wszystkim
92
Jedna z kamieniczek przy ulicy Zamkowej (Pilies) 8 służyła za siedzibę biskupa.
141jednakowo służyć, wszystkim okazywać miłość, że w stosunkach pomię-
dzy poszczególnymi narodowościami zobowiązani jesteśmy trzymać się tej
samej moralności Chrystusowej, jak i w stosunkach pomiędzy poszczególnymi ludźmi, że nikogo nie wolno mieć w nienawiści, nikogo znieważać, że
trzeba wszystkich jednakowo miłować itd.
Przedstawiciele Rady nie przyjechali. Okazało się, że zaszło nieporozumienie. Dorożkarz nie zrozumiał: postawszy przed gmachem Rady,
powrócił. Nie było przedstawicieli Rady również w katedrze, ponieważ
kapituła nie chciała im dać osobnych miejsc, a tylko razem z wszystkimi
innymi przedstawicielami stowarzyszeń w prezbiterium.
Nie wiem dlaczego, ale nigdy dotąd nie ukazały mi się tak marnymi,
tak godnymi pogardy wszystkie narodowościowe spory, nienawiść, upór,
jak teraz. Wydaje mi się, że przy odrobinie dobrej woli i ustępliwości moż-
na by było wszystkich pogodzić w Chrystusie. Wygląda na to, że dużo winy
było tutaj po stronie niektórych księży.
Dowiedziałem się właśnie, że kapituła i polscy księża zupełnie nie
uznają Rady i państwowej władzy litewskiej.
Później dotarły do mnie wieści, że przez dwa tygodnie mówiono tylko
o tym w Wilnie, w jakim języku najpierw przemówię i jeślibym ośmielił się
najpierw przemówić po litewsku, jak obstawała przy tym Rada, to Polacy
wywołaliby w kościele wielki hałas i zamieszanie. Ponieważ przemówiłem
po polsku, byli bardzo zadowoleni.
Polscy obywatele (ziemianie) zaprosili mnie 9 grudnia na godz. 2. na
obiad. Takie też zaproszenie otrzymałem od przedstawicieli Rady. Zapyta-
łem: na którą godzinę, odpowiedzieli: na 6. Widząc więc, że będzie można
to pogodzić, przyjąłem zaproszenie Polaków. Litwini jednak swój obiad
odwołali.
Tego wieczoru uczcili mnie przyjęciem księża w seminarium. Było
wiele przemówień.
Zaraz nazajutrz odwiedziłem prezesa Rady i jego zastępców oraz
wszystkich ministrów i ważniejszych dygnitarzy państwa litewskiego.
Wieczorem w Radzie padła następująca interpelacja: dlaczego „probulla” nie była czytana po białorusku, dlaczego nie było przemówień w tym
języku i czemu przedstawicielom Rady nie zostały wyznaczone odpowiednie miejsca.
Dopiero 9 grudnia wczesnym rankiem otrzymałem od sekretarza ks.
Steckiewicza pismo, które Rada wręczyła administratorowi ks. Hanusowiczowi odnośnie języka białoruskiego, a więc po czasie.
142Tak i odpowiedziałem prezesowi ministrów Voldemarasowi po litewsku, przewodniczącemu Rady Białoruskiej po białorusku. Litwini i Bia-
łorusini nie bardzo byli zadowoleni z takiego przebiegu ingresu, jednak
widzieli, że nie było w tym mojej winy. Cały porządek ustalała kapituła, ja
zaś jako gość miałem się dostosować do takiego porządku.
Podczas obiadu, wydanego przez polskich obywateli ziemskich wzniesiono toast za moje zdrowie w sposób bardzo dla mnie niebezpieczny.
Mianowicie żywiono nadzieję, że się przyczynię do wskrzeszenia unii
pomiędzy Polską a Litwą. Odpowiedziałem, że będąc w Polsce, całym sercem służyłem ludziom i tutaj też będę służył wszystkim. Co z mojej pracy
wyniknie – nie wiem. Będąc księdzem i biskupem, mogę głosić ludziom
jedynie miłość, braterstwo i jedność, i muszę ludzi godzić, co dotyczy zaś
unii politycznych, to one nie do mnie należą i nie są w mojej mocy. A więc
odnośnie tej sprawy nie mogę i nie chcę dać odpowiedzi. To przemówienie Polakom się spodobało. Przemówień było dużo i potrzebna była duża
ostrożność, żeby nie powiedzieć czegoś nieodpowiedniego.
Następnego dnia zostałem zaproszony na kolację przez chrześcijań-
skich demokratów. Tu również były przemówienia i trzeba było być ostroż-
nym. Zaznaczyłem, że nie mogę się wtrącać do polityki, ale mam nadzieję,
że najlepiej przysłużę się krajowi, ucząc ludzi cnoty i ukazując im naukę
Chrystusową.
Na koniec, po uspokojeniu się, zaprosili mnie na obiad przedstawiciele
Rady i rządu. Przemówień było dużo: występowali Litwini, Białorusini,
przedstawiciele Polaków, Żydów, partii politycznych. Niektórym odpowiedziałem osobno, potem wszystkim ogólnie. Starałem się ukazać i wyjaśnić
ideały nauki Chrystusowej. Korzystając z okazji, powiedziałem chyba
ze dwa krótkie apologetyczne kazania. Moje przemówienia, widocznie,
podobały się wszystkim, wszyscy byli zadowoleni: i Żydzi, i Białorusini,
i Litwini.
Tak Bóg dopomógł znowu dojść do zgody z rządem litewskim. Litwini
byli zasmuceni z powodu ingresu i nie mieli pewności, jakim będę dla nich,
teraz uspokoili się.
Codziennie przed południem odwiedzało mnie wielu różnych ludzi, po
południu zaś ja zazwyczaj odwiedzałem znaczniejszych obywateli miasta
i kraju. Przybyli z wizytą przedstawiciele i przedstawicielki zakonów.
Będąc zaproszony, odwiedziłem szkoły Sióstr Nazaretanek; pięknie
mnie przyjęły. Wiersze i przemówienia były w bardzo polskim narodowym
duchu. Odpowiadając, podnosiłem znaczenie wiary i jej wartość dla ducha
143narodowego i pracy wychowawczej. Byłem też u siostrzyczek ze Mszą św.
na dzień św. Szczepana, powiedziałem kazanie. Dziewczynki i dzieci robiły
przyjemne wrażenie. Postanowiłem szanować pragnienia i dążenia każdego
narodu, o ile nie są one przeciwne zasadom naszej wiary. Jeśli chcą, mogą
sobie iść z Warszawą; to nie jest sprzeczne ze zbawieniem, byle tylko miłowali Boga i Kościół.
15 grudnia 1918 r. w katedrze wileńskiej odbyła się konsekracja J. E.
O’Rourke. Ja byłem konsekratorem, a J. E. biskup kowieński i Michalkiewicz asystowali. J. E. biskup miński Łoziński nie mógł przyjechać z powodu zajęcia Mińska przez bolszewików.
16 grudnia 1918 r. zaprosiłem do siebie J. E. biskupa kowieńskiego, J. E.
biskupa ryskiego i ks. prałata Michalkiewicza. Omówiliśmy kilka zagadnień:
1. Jak mają zachować się księża w przypadku nadejścia bolszewików:
a) w kazaniach nie poruszać spraw politycznych, a jedynie wyjaśniać ludziom naukę Chrystusową, kładąc w szczególności nacisk na te zagadnienia, przeciwko którym będą występować; b) uporządkować pieniądze i depozyty, gdyż robią rewizje; c) w wypadku domagania się akt kościelnych,
postępować jak księża w Rosji – wydawali duplikaty; d) księża w Rosji,
jeśli zachodziła potrzeba, utrzymywali z bolszewikami kontakty prywatne,
nie zaś oficjalne.
2. Zarówno Rada, jak i przedstawiciel Polaków dr Ziemacki zwrócili się
do mnie, każdy z osobna, z prośbą, że chcą mieć wydział teologiczny.
Litwini i Polacy wbili sobie do głowy, że każda strona założy własny wydział. Jest rzeczą oczywistą, że dwa wydziały teologii to stanowczo dla
nas za dużo. Bardzo łatwo można pogodzić skłóconych, gdyż językiem
wykładowym będzie łacina. Zgromadzeni rządcy diecezji byli zdania, że
sprawę należy wziąć w swoje ręce i założyć wydział teologiczny. Należy
się zwrócić do nuncjusza i naradzić się z Radą oraz przedstawicielami
Polaków.
Ze względu na powstały w Wilnie zamęt i przewroty z założeniem wydziału teologii postanowiłem zaczekać.
3. Mówiliśmy o odzyskaniu kościołów skonfiskowanych przez władze
rosyjskie i w ogóle o rewindykacji dóbr kościelnych. Ustalono, że tam,
gdzie będzie można i o ile można, księża mają zabierać to, co w kościo-
łach pozostało.
4. Naradzano się w sprawie wydania wspólnego listu pasterskiego do wiernych i powierzono mi jego napisanie. Wątpię, czy w takim zamieszaniu
będzie można to zrobić.
1445. Postanowiono, aby kurie biskupie przesyłały sobie nawzajem swoje
pisma, ważniejsze zarządzenia i pozwolenia w celu uzgodnienia stanowiska.
6. Konieczne jest ustalenie wzorów ksiąg metrykalnych. My w Wilnie postanowiliśmy prowadzić wszystkie w języku łacińskim; wzory ksiąg są
już w druku.
7. Naradzaliśmy się w sprawie prowadzenia misji i rekolekcji i zakładania
zakonów, lecz w tych czasach trzeba się od tego powstrzymać i zaczekać.
8. Należałoby wspólnie się naradzić, jak wprowadzić w życie nowy Kodeks
Prawa Kanonicznego.
Tego samego dnia o godzinie 5. po południu zaprosiłem księży miejskich, żeby się naradzić, jak się zachowywać na wypadek przyjścia bolszewików i jak przygotować do tego ludzi.
1. Krótko wyłożyłem, co uważałem za konieczne, zwłaszcza, żeby budzili
Chrystusowe ideały, pozytywnie wykładali naukę Chrystusa, w szczególności wyjaśniając te prawdy, które tamci atakują, żeby unikali atakowania i nie poruszali w kazaniach tematów politycznych.
Wysłuchałem zdania księży o sytuacji i o sposobach uniknięcia zła albo
zapobieżenia mu. Zostały wskazane środki: odpowiednie kazania, ulotki,
broszurki i inne tego rodzaju wydawnictwa; odpowiednie publikacje
w gazetach, odwiedzanie parafian, zwłaszcza podczas kolędy, przede
wszystkim zaś administrowanie sakramentów świętych i zachęcanie do
pobożności, można by wprowadzić skrzynki zapytań, żeby później wyja-
śniać robotnikom sprawy, co do których mają wątpliwości, albo przeciwko którym są czynione zarzuty.
2. Postanowiliśmy wprowadzić w kościołach Wilna po kolei nabożeństwa
przebłagalne z odpowiednimi kazaniami.
Poleciłem dziekanowi miasta, żeby wezwał proboszczów w celu ustalenia porządku tych nabożeństw i rozdania tematów kazań.
3. Poleciłem, żeby księgi metrykalne były prowadzone po łacinie. Schematy zostaną wydrukowane.
4. Prosiłem, gdyby ktoś miał pytania lub sprawy, nadające się do roztrzą-
sania podczas takich zebrań księży, by mi łaskawie wręczył je na piśmie
lub wrzucił do skrzynki pocztowej.
5. Przypomniałem, aby księża wszelkie depozyty i inne pieniądze, jakie
mają przy sobie, postarali się uporządkować i to jak najprędzej.
145W mieście z dnia na dzień robiło się coraz bardziej niespokojnie.
Niemcy przygotowywali się do opuszczenia Wilna. Dowiedziałem się, że
do 2 lub 5 stycznia 1919 r. Niemców w Wilnie już nie będzie. Różne partie
zaczęły walczyć między sobą o władzę. Pojawiło się dużo gazet w różnych
językach. Chyba aż sześć ugrupowań walczyło o władzę w Wilnie: Litewska Rada, Rada Niemieckich Wojskowych, Komitet Polaków, Rada Robotnicza Bolszewików, Rada tych samych bolszewików, założona w Wilejce
z Kapsukasem, dawny carski zarząd miasta. Niemcy wszystkich zwodzili,
nikomu nie pozwolili odpowiednio zorganizować się, nikomu nie dali broni.
W końcu Radzie przekazali rządowe budynki, których nie byli w stanie obronić i utrzymać, a staremu zarządowi miasta i Radzie Bolszewików
wyrazili swoją życzliwość. Miasto, jak się okazało, w rzeczywistości oddali
polskim legionistom. Dziwna ta niemiecka polityka: wszystkich poróżnili,
a sami wywieźli wszystko.
Moje położenie było niezmiernie trudne: co jednym się podobało,
to nie podobało się innym. Nie wiadomo, w jaki sposób można by było
wszystkim dogodzić. Dokoła wszystko wrzało. Trzymałem się Chrystusa
i Kościoła. Wiedziałem, że zarówno Litwini, jak i Polacy ciągną na swoją
stronę, nie zwracając uwagi na sprawy Kościoła.
Bolszewicy organizowali manifestacje robotnicze, wymierzone przede
wszystkim przeciwko Niemcom. Żądali, żeby im (Radzie Robotniczej) została przekazana cała władza.
W noc Bożego Narodzenia celebrowałem i wygłosiłem kazanie.
W święta odwiedziłem różne urzędy litewskie i polskie, również w Wigilię
poszedłem do urzędów, żeby się przełamać opłatkiem.
27 grudnia 1918 r. przyszedł do mnie Stefan Mickiewicz, przysłany
do Wilna jako komisarz przez polskie władze z Warszawy. Doniósł, że
władze polskie postanowiły zająć Litwę, lecz że to nie oznacza aneksji
i będzie pozostawione prawo do samookreślenia. Powiedział, że legioniści
i władze polskie gwarantują wolność Kościoła i że jednakowo będą bronić
wolności wszystkich narodowości. Odpowiedziałem, że ja się do polityki
nie mieszam, ale gdy przyjdą legioniści, my, księża, również i o ich zbawienie będziemy się troszczyć tak samo, jak i o innych ludzi. Ja nieustannie
mówię o konieczności jedności, miłości i braterstwa; to mój, jako pasterza,
obowiązek.
Chyba 29 grudnia 1918 r. ks. Purycki w imieniu Przedstawicielstwa
litewskiego w Berlinie przysłał telegram, że Niemcy Wilna nie oddadzą ani
bolszewikom, ani Polakom. Żebym uspokoił ludzi i że państwa sprzymie-
146rzone uznają Radę, która otrzymała 100 milionów pożyczki. Przesłałem ten
telegram do Rady, prosząc, żeby nie w moim imieniu, ale w imieniu własnym podała go do wiadomości publicznej.
30 grudnia 1918 r. już mi doniesiono, że 2 stycznia 1919 r. o godz. 12.
odjedzie ostatni pociąg osobowy i że wszyscy Niemcy wyjadą. Wyjeżdżają
również litewscy ministrowie ze swoimi kancelariami. Litewskie instytucje
pozostają.
1471919
1 stycznia
Na zakończenie starego roku powiedziałem kazanie. W Nowy Rok
o godz. 5. po południu polscy legioniści przejęli w swoje ręce obronę miasta i władzę w nim. Na ulicy Wroniej otoczyli Radę Robotniczą Bolszewików. Rozpoczęła się strzelanina. Aresztowali kilku Litwinów bolszewików
i wielu Żydów.
2 stycznia
Otoczona i ostrzeliwana Rada Robotnicza musiała się poddać. Chyba
około sześciu osób, widząc, że poddanie się jest nieuniknione, popełniło
samobójstwo.
W mieście niespokojnie, nieustanna strzelanina. Komendant legionistów Mokrzecki ogłosił stan wojenny.
Do Wilna uciekło wielu księży z miejscowości zajętych przez bolszewików. Z ich doniesień było widać, że bolszewicy nieustannie zbliżają się
do Wilna: jedna grupa ciągnęła od Dźwińska przez Ucianę, widocznie na
Kowno, druga przez Święciany, inna znowu przez Oszmianę, jeszcze inna
w kierunku Lidy.
Moim zdaniem, legioniści nie zdołają utrzymać Wilna; niepotrzebnie
tylko swoją strzelaniną, aresztowaniami itd. rozjątrzyli ludzi z opozycyjnych stronnictw. Bez wątpienia, bolszewicy po przyjściu będą się mścić
najpierw na księżach, a potem na Polakach.
Do legionistów nie przyłączyli się ani Litwini, ani Żydzi. Działania
legionistów ściągną na mieszkańców tylko większe nieszczęście, jeżeli nie
potrafią oprzeć się bolszewikom.
Spodziewano się, że chłopi przyjdą z pomocą. Dowiedziałem się od
księży uciekinierów, że wieś nieskora jest do walki. Wieśniacy zazwyczaj
odpowiadają: przecież nie przeciwko nam idą walczyć bolszewicy, ale
przeciwko właścicielom ziemskim i księżom.
Polacy mają nadzieję, że Warszawa przyśle pomoc, lecz, prawdopodobnie, na próżno, albowiem, jak się słyszy, i tam nie mają ani broni, ani
amunicji.
1482 stycznia 1919 r. do Kowna przeniosły się ministerstwa ze swymi kancelariami, wyjechali również prawie wszyscy Niemcy, tylko dworzec kolejowy i część górnego miasta trzymali jeszcze w swoich rękach. Były starcia
legionistów z niemieckimi żołnierzami. W niektórych miejscach legioniści
chcieli rozbroić Niemców, lecz ci nie dali się. Kilku legionistów zostało
zabitych.
Samopoczucie Polaków mieszkających w Wilnie poprawiło się, zbierali ofiary na utrzymanie legionistów itd.
3 stycznia
Był u mnie brat zakonny, przysłany przez braci dolorystów z zapytaniem, czy nie należałoby braciom wstąpić do Legionów, żeby społeczeń-
stwo nie patrzyło na nich krzywym okiem: tylu mężczyzn, a nie chcą bronić
kraju.
Odpowiedziałem, żeby w żadnym wypadku nie stawali do walki, jest
to bowiem przeciwne duchowi i powołaniu zakonnemu oraz prawu kościelnemu. W wypadku otwarcia szpitali, mogą tam, o ile zechcą, obsługiwać
chorych i rannych.
Przybiegł jeden proboszcz zapaleniec (było to 2 stycznia) z zapytaniem, co robić, czy można pozwolić, żeby wciągnięto na wieżę kościoła
karabin maszynowy, skąd łatwo by się dało ostrzelać Radę Robotniczą
Komunistów i zmusić ją do poddania się. Zabroniłem: nie wolno bowiem
używać domu Bożego do celów wojennych.
Przyszedł przysłany przez generała Wejtko ksiądz, żeby zasięgnąć
rady w sprawie kapelanów dla legionistów. Generał prosił, żeby ten przysłany ksiądz był jakby dziekanem, a inni kapelani byli tylko za jego wiedzą
wyznaczani. Zgodziłem się, gdyż trzeba się troszczyć o zbawienie każdego
człowieka, zwłaszcza gdy mu śmierć ustawicznie grozi. Powiedziałem, że
zgodzę się mianować na kapelanów tych, których sami dobrowolnie zechcą
i zgodzą się.
4 stycznia
Przyjechało kilku księży z miejscowości zajętych przez bolszewików.
Donieśli, że bolszewicy zachowują się spokojnie, nikomu nie robią krzywdy, karzą tylko złodziei i bandytów; za to, co biorą od ludzi, drogo płacą.
149Czepiają się tylko tych księży, którzy mieli jakieś powiązania z legionistami. Donoszono, że bolszewicy z gruntu zmienili sposób postępowania
z ludźmi.
W mieście niekiedy było słychać strzelaninę. Legioniści bili się z bolszewikami koło Wileńskiej Wilejki, 8 wiorst od Wilna.
Mój sekretarz przyszedł i powiedział mi, że ludzie mają za złe księżom,
iż w takiej chwili jak ta niczym się nie wykazują, nie stając do walki. Mogliby jakoś bardziej wspierać legionistów. Odpowiedziałem, żeby byli ostroż-
ni. Trzeba trzeźwo patrzeć na sprawy. Kto wie, czy legioniści utrzymają
Wilno. Bolszewicy są coraz bliżej i bez wątpienia zajmą miasto. Legioniści
nie wzbudzili entuzjazmu, zwłaszcza na prowincji, nawet we wsiach czysto
polskich. Moim zdaniem jest rzeczą wątpliwą, czy doczekają się jakiejś pomocy z Warszawy. Tutaj Żydzi nie przychodzą z pomocą, a nawet często są
wrogo nastawieni do legionistów. Broni i amunicji nie ma, a przynajmniej
jest bardzo mało.
Tyle już mieliśmy w Wilnie różnych rządów. Możemy się jeszcze doczekać i innych. Księżom lepiej się nie gorączkować, nie mieszać się do sporów
i wojen, ale oddawać się zadaniom kościelnym i pracy nad zbawieniem dusz.
5 stycznia
Już i sami Polacy zaczęli mówić, że legioniści odstępują w kierunku
Grodna. Tam po zgromadzeniu sił i zreorganizowaniu szeregów, po jakichś
dwóch tygodniach znów powrócą, ażeby odbić Wilno. A tymczasem są
zmuszeni oddać miasto bolszewikom. Część legionistów już odmaszerowała z miasta. Wieczorem było słychać silną strzelaninę, zdaje się, że na
Antokolu.
Niemcy, odstępując, zabrali ze sobą wszystkie lokomotywy i pociągi:
legioniści objęli dworzec kolejowy zupełnie pusty. Jeszcze 3 i 4 stycznia
szły pociągi z Landwarowa do Kowna. 5 stycznia ogłoszono, że pójdą już
tylko z Koszedar do Kowna.
Przed Bożym Narodzeniem przyjechał z Włocławka przez Warszawę
o. Juozas Wojtkiewicz. Podróż miał ciężką i męczącą. Doczekawszy się go,
bardzo się ucieszyłem i odetchnąłem spokojniej, że będę miał przy sobie
swego człowieka.
W Wilnie było mi bardzo ciężko. Tu naprawdę droga była usłana cierniami. Społeczność polska bała się mnie, nie miała do mnie zaufania i obserwo-
150wała, co będę robił. Nawet podczas ingresu jedna paniusia życzyła mi, abym
dla Polaków nie był ojczymem, ale ojcem. Litwini również się bali, żebym się
nie skłonił w stronę Polaków. Nie wiadomo było, jak jednym i drugim dogodzić. Panuje tu straszna nienawiść narodowościowa. Polacy nie uznają tutaj
obecności ani Litwinów, ani Białorusinów, sami zamierzają wziąć i biorą władzę w swoje ręce. Litwini z kolei mówią, że nie ma tu prawdziwych Polaków:
lud to Białorusini, a na polskich właścicieli ziemskich i nacjonalistów nie ma
co zwracać uwagi. Przywódcy białoruscy też chcieliby, żeby i Białorusinom
coś przypadło, gdy tymczasem lud ten wciąż pozostaje nieuświadomiony,
ciemny, zaniedbany. Kiedy księża chcą się do nich zwrócić lub mówić po bia-
łorusku, nie znoszą tego i protestują przeciwko temu. Żydzi znowu skłaniają
się w stronę rosyjską i chcieliby przyłączyć się do Rosjan. Poza tym dochodzą
jeszcze różne stronnictwa polityczne. Doprawdy, w mieście wrze jak w garnku, a nienawiść przelewa się.
Dużo mi dopomógł mój przyjaciel, ks. kanonik Kukta. Podarował wiele rzeczy niezbędnych do urządzenia domu i prowadzenia gospodarstwa
domowego, kupił, co potrzeba, i doradził, co kupić. Okazał naprawdę braterskie serce.
Współbracia, wyprawiając mnie z Mariampola, zaopatrzyli, w co mogli. Po przyjeździe do Wilna, o. Reklaitis, a potem o. Dvaranaskas pomogli
mi w przeprowadzce i urządzeniu się. Również przełożona Sióstr od Ubogich, poreperowała i uporządkowała, co mogła.
Miejscowe społeczeństwo polskie w sposób widoczny nie chciało
w niczym przyjść mi z pomocą.
Pracy i wszelkiego rodzaju spraw miałem bardzo dużo. Często trzeba
było przemawiać. Bardzo się zmęczyłem i wyczerpałem, przyszła bezsenność. Mogłem się długo modlić. Pan Bóg nawiedzał mię szczególnie obfitymi łaskami, pocieszał, umacniał. Jak dobry jest Pan! Choć zsyła krzyżyki,
to pomaga je nieść, osładza, dając duchowe pociechy. Panie, jakże Cię
kocham. Tu mnie karz, tu mnie chłostaj za moje przewinienia, ale udziel mi
jednocześnie swojej łaski, abym za każdym razem coraz bardziej Ciebie mi-
łował. Przyrzekam, wszystkim bez różnicy jednakowo służyć, chociażbym
nie wiem ile nieprzyjemności miał doświadczyć. Daj, Boże, abym wytrwał
w swoich zamierzeniach.
5 stycznia pod wieczór grupki legionistów jeszcze chodziły ulicami,
śpiewając narodowe piosenki, przed odejściem głośno dawali o sobie znać
151ludziom. Wieczorem, około godz. 8. słychać było w mieście strzelaninę,
niedaleko mojego miejsca zamieszkania, prawdopodobnie na ulicy Bernardyńskiej. O godzinie 8. wieczorem już bolszewicy zajęli miasto. Legioniści
odstąpili w kierunku Grodna.
Jeszcze przed południem tego dnia, przewidując, na co się zanosi, powiedziałem do jednego poważnego i zrównoważonego księdza Polaka: je-
żeli legioniści nie utrzymają się, to ich położenie będzie nie do pozazdroszczenia, będą musieli uciekać. „Skądże – odpowiedział ten ksiądz – generał
Klinger to mądry i poważny człowiek. Czyżby naprawdę nie było nadziei
zwycięstwa? To prawda, że legioniści, to takie tam wojsko, lecz i wojsko
bolszewickie nie wiele jest warte”. Widocznie najczęściej wzrok człowieka
pada na to, co mu miłe i widzi to, co mu odpowiada.
Legioniści wycofali się, a z nimi i ich przywódcy, zwolennicy i opiekunowie. Zachowali się naprawdę jak dzieci, jak najgorzej, trudno znaleźć
odpowiednie określenie na oddanie czegoś podobnego. Swoimi aresztowaniami, napaściami, strzelaniną, rewizjami rozdrażnili tylko i wzburzyli
ludzi, rozdrażnili i rozzłościli Żydów, Litwinów, Białorusinów, najbardziej
zaś bolszewików, przez co mogą ściągnąć ich zemstę na niewinnych ludzi.
Smutne, że Polacy w starszym wieku popierali to dzieło, wierzyli w nie, podtrzymywali i wciągali do tego młodzież. Jeszcze smutniejsze jest to, że wielu
polskich księży było w to zamieszanych; można powiedzieć, że to oni byli inspiratorami i twórcami Legionów. Straszne tutaj, w Wilnie, jest uwikłanie się
w politykę, którą uprawiają księża, gdyby nie oni i obywatele ziemscy, sami
legioniści nic by nie zrobili. Bez wątpienia, niektórzy muszą uciekać i jeszcze
mogą ściągnąć nieszczęście na Kościół i innych księży. Nie ma gorszej rzeczy
jak mieszanie się księży do polityki, zwłaszcza tutaj, w Wilnie, gdzie jest tyle
narodowości i stronnictw politycznych. Kapłan powinien być dla wszystkich
jednakowo ojcem i pasterzem; nie wolno mu należeć do partii, tym bardziej
nie wolno mu prowadzić działalności konspiracyjnej.
Daj Boże, żeby znikło to plemię księży polityków z naszego kochanego Kościoła. Kiedy o tym rozważam, wciąż nachodzą mnie myśli, że Pan
Bóg wyciągnie swoją rózgę i jeszcze bardzo boleśnie ukarze za to naszych
księży.
1526 stycznia
Wstawszy wcześnie, już z samego rana ujrzałem idących grupkami czerwonogwardzistów. Na ulicy było pusto. Tu i ówdzie można było
zobaczyć pobożne kobieciny z książeczkami do nabożeństwa, idące do
kościoła, bądź powracające. Gdzieniegdzie, wychyliwszy się z bram, kobiety i mężczyźni trwożliwie rozglądali się na wszystkie strony, zaskoczeni
zmianą. Z każdą chwilą coraz więcej ludzi pojawiało się na ulicach. Lecz
nie byli to już ludzie wczorajsi i wygląd ulicy nie był wczorajszy. Wczoraj
paradowali na ulicach legioniści. W większości była to młodzież, zwłaszcza
dziewczęta, wielu panów i pań. Żydzi, rzec można, ukryli się nie wiadomo
gdzie. Rzadko, gdzieniegdzie któryś z nich przemknął. Prawie wszyscy Polacy mieli poprzypinane orzełki, czuło się, że to ich panowanie. Saneczkami
rozjeżdżali w tę i w tamtą stronę, przeważnie legioniści.
Dzisiaj co innego. Na ulice wysypali się ludzie pracy, zwłaszcza Żydzi;
dziewczęta i chłopcy tu i ówdzie witają czerwonogwardzistów, rozmawiają
z nimi. Widać, że spotykają i znajomych; pomiędzy żołnierzami niemało
Żydów. Panowie jakby wymarli. Saneczkami jeżdżą proletariusze i czerwonogwardziści. Jakby nie to miasto. Spokojnie, tylko dochodziły wieści, że
aresztowano niektórych ukrywających się legionistów. Radzono mi gdzieś
wyjechać lub przeprowadzić się do innego domu. Postanowiłem nigdzie
stąd się nie ruszać. Co Bóg da, to będzie. Jeśli jest taka wola Boża, żeby
mnie aresztowali albo zabili, to zewsząd jest taka sama droga do nieba. Nie
poczuwałem się do tego, żebym miał co złego komukolwiek uczynić lub
w czym zawinić, dlatego też jestem spokojny. Powiadają, że bolszewicy
już nie są tacy sami, jacy byli na początku: uprzejmie i łagodnie postępują
z ludźmi, jeśli tylko nie wchodzą im w drogę.
W katedrze odprawiłem sumę. Kościół był pełen ludzi.
7 stycznia
Było spokojnie. Ukazało się obwieszczenie bolszewickiej władzy – cał-
kiem ludzkie. Mówi się, że bolszewicy schwytali kilkunastu legionistów,
że dokonują rewizji u niektórych panów, podejrzanych o przynależność
do legionistów. Mówi się również, że legioniści wycofali się w kierunku
Landwarowa, gdzie początkowo zostali rozbrojeni przez Niemców, potem
jednak udało się dojść do porozumienia. Niemcy zwrócili im broń i koleją
odesłali do Białegostoku, a stamtąd puścili do Polski. Tymczasem w Wilnie
153na tym skończyła się działalność legionistów. Panuje taka opinia, że chcieli
pokazać całemu światu, że Wilno jest miastem polskim; nawet ogłosili, że
litewska Rada doszła do porozumienia z Polakami i sama pozwoliła działać
Legionom na Litwie, że Litwa z Polską idą razem.
Niektórzy znowu sądzą, że Niemcy dlatego pozwolili legionistom
zorganizować się i zająć miasto, aby niespokojnym żywiołom, które im
doskwierały, pozwolić wyjść na światło dzienne i żeby w ten sposób łatwiej
było się ich pozbyć. Być może, że Niemcy chcieli pokazać wobec państw
sprzymierzonych, że są w porządku, że bolszewików nie popierają.
8 stycznia
Bolszewicy uroczyście grzebali swoich poległych towarzyszy oraz komunistów zabitych przez polskich legionistów i tych, którzy otoczeni przez
legionistów popełnili samobójstwo. Chowali ich koło katedry, gdzie był
przedtem pomnik Katarzyny. Zwłoki zmarłych obnosili ulicami przez całe
miasto; ludzi uczestniczyło dużo, przeważali Żydzi. Plac katedralny i część
ulic były zatłoczone. Kilku mówców przemawiało do tłumu po litewsku,
po polsku i po białorusku. Mówca, przemawiający po polsku, bardzo napadał na księży, że wystąpienie legionistów było ich dziełem, że oni ponoszą
odpowiedzialność za to wszystko. Gazety bolszewickie spokojniej pisały
o tych wydarzeniach: chociaż w sercu tkwią uczucia zemsty, to nie będą
się mścić, gdyż nie ma nawet czasu na to; najsłuszniej będzie, jeśli Armia
Czerwona, postępująca do przodu, będzie spełniała swoją misję wyzwolenia ludzi. Rzeczywiście dobrze i mądrze pisano: większość bała się zemsty
bolszewików z powodu ich poległych towarzyszy.
Tego dnia było święto robotników: sklepy pozamykane, praca wszędzie
wstrzymana, rozkazano wszystkie domy przystroić czerwonymi flagami.
Doniesiono mi, że Litwini na zebraniach i w ogóle prywatnie radzili
się, jak teraz odnosić się i żyć z bolszewikami. Na ogół ganiono Radę i rząd,
że dali się Niemcom wodzić za nos i że dotąd są jeszcze przez Niemców
zwodzeni. Ustawicznie przyrzekali, odwlekali, a nie pozwalali nic robić.
Teraz słychać, że obiecują dać odzież i broń dla 10 tysięcy żołnierzy: podobno już przekazali 100 milionów. I tak teraz dla Rady tworzenie wojska
byłoby nieistotne. Chrześcijańscy Demokraci mówią, że lepiej by te pienią-
dze obrócić na podniesienie poziomu rolnictwa. Napiętnowano Radę i rząd,
że uciekły z Wilna i że z Kowna zamierzają jeszcze dalej uciekać do Tylży
lub do Grodna.
154Naczelny Zarząd Chrześcijańskich Demokratów ogłosił, że grunty
państwowe i należące do dworów powinny być natychmiast rozdane chłopom bezrolnym i małorolnym: ustalenie odszkodowań pozostawiając tworzącemu się sejmowi: w ten sposób chciano zagrodzić drogę bolszewikom.
Wybrano kilka osób do prowadzenia rozmów z bolszewikami. Postanowienia Litwinów były następujące:
1. Nie sprzeciwiać się bolszewikom w przypadku uznania przez nich niepodległości Litwy. Niech sobie próbują przeprowadzać swoje reformy.
2. Podejmować pracę w urzędach bolszewickich, żeby ludzie innych narodowości nie wzięli wszystkiego na Litwie w swoje ręce.
3. Organizować wojsko, choćby i wraz z bolszewikami.
Rada prawdopodobnie dlatego uciekła, żeby móc reprezentować Litwę
wobec sojuszników i aby z nimi prowadzić pertraktacje.
10 stycznia
Bolszewicy aresztowali Birziskę, Janulaitisa i Żyda Wygodzkiego,
ministrów, którzy pozostali w Wilnie. Mówi się, że potrzymają ich kilka dni
i wypuszczą; żądają od nich oświadczenia, że wyrzekają się Rady i jej prac.
Słychać też, że aresztowali niektórych Polaków. Poza tym jest spokojnie,
ludzie powrócili do swoich codziennych zajęć. Później bolszewicy aresztowali i Staszyńskiego.
10 lutego
Nic nie pisałem, gdyż nie było kiedy. W końcu, nic szczególnego się
nie wydarzyło.
Aresztowanych członków Rady bolszewicy po jakimś czasie wypu-
ścili, tylko p. Staszyński jest jeszcze więziony. Nowa władza zaczęła się
urządzać, i już jako tako utwierdziła się. Powołano zarząd miasta. Wybory
tak przeprowadzono, że do zarządu mogli wejść tylko komuniści. Dlatego
też zostali wybrani chyba wyłącznie komuniści. Przewodniczącym nowej
rady miejskiej został Eidukiewicz.
Z przyjściem bolszewików wszystko zaczęło drożeć: cena funta chleba
podskoczyła z 60 kopiejek do 6 rubli, masła z 7 lub 8 rubli do 30 rubli. Słyszałem, że w Witebsku funt masła kosztuje około 60 – 70 rubli, a funt chleba
12 rubli.
155Ludzie w mieście bardzo narzekają z powodu tej drożyzny. Fabryki
stoją; coraz więcej osób jest bez pracy. Z wiosek prawie że nie przywozi się
żywności do miasta. Ludzie się boją, żeby im nie odebrano wiezionych artykułów, lub obawiają się, żeby nie trzeba było podwozić niewiadomo dokąd
żołnierzy bolszewickich. Jak słychać, mieszkańcy miasta są bardzo niezadowoleni z tej drożyzny żywnościowej. I cóż z tego, że podnieśli dniówkę
robotnikom nawet do 12 albo do 20 rubli. Dawniej za 20 rubli można było
kupić 33 funty chleba, a teraz za 20 rubli dostanie się tylko 4 funty.
Ludzie ze wsi spodziewali się, że otrzymają od komunistów ziemię.
Gdy zobaczyli, że bolszwicy nie pozwalają parcelować dworów, że nie
zamierzają rozdawać ziemi, ochłonęli i zaczynają szemrać. Tak więc i wieś
jest niezadowolona z bolszewików, zwłaszcza że ci tu i ówdzie zaczęli rekwirować żywność.
Bolszewicy wydali dekret o ziemi
93
-Ziemia i bogactwa dworów i Ko .
ściołów zostały ogłoszone własnością społeczną. Dekret ten wprawił mnie,
moją Kapitułę i wszystkich księży w niepokój. Czytałem, co mogłem:
i kanony Kościoła, i różne ich komentarze i wyjaśnienia, które odnoszą
sią do dóbr i własności kościelnej, abym w niczym nie oddalił się od myśli
i ducha Kościoła. Radziłem się członków Kapituły, co robić i radziłem się
tych, którzy już w Rosji przeżyli rewolucję komunistyczną. Idąc za radą ks.
prałata Michalkiewicza, zaprosiłem p. Wróblewskiego, znanego w Wilnie
adwokata i z nim również przeprowadziłem rozmowę na ten temat. Ten
ostatni podjął się opracować Statut gminy parafialnej, aby opierając się
na nim, parafianie przejęli dobra Kościoła i ich bronili. Gdy Statut został
przygotowany, zaprosiłem prałata Michalkiewicza, ks. Sadowskiego, kanonika Maciejewicza, kanonika Steckiewicza, oczywiście, był i sam p.
Wróblewski i ja. Na mocy tego Statutu całą opiekę, nadzór i zarządzanie
dobrami kościelnymi przekazuje się Radom Parafialnym, o księżach nawet
nie wspomniano, jako że inaczej ułożonego statutu i inaczej zorganizowanego stowarzyszenia władze bolszewickie by nie uznały. Wysłuchawszy
tego wszystkiego, powiedziałem, że wszystko to jest całkowicie sprzeczne
z prawem kościelnym i że ja moją władzą takiego Statutu i takiego stowarzyszenia zatwierdzić nie mogę i żadnemu księdzu takich praw nie mogę
93
Dekret o ziemi ukazał się 17 I 1919 r. w czasopiśmie „Komunista”, który upaństwawiał między
innymi ziemie kościelne i klasztorne, jak również ich budynki i majętność gospodarczą.
156udzielić. Zdecydowałem, że tę sprawę trzeba jeszcze na pewien czas odło-
żyć i poczekać, co nam życie pokaże.
Od siebie, gdzie mogłem, radziłem księżom, że gdyby bolszewicy czepiali się dóbr kościelnych, tworzyć komitety parafialne dla obrony dóbr, nie
zaś dla ich przejęcia pod swoją władzę. Prosiłem, żeby wyjaśniali ludziom,
że te dobra należą do parafii, a nie do księdza. Jeżeli bolszewicy zabiorą je
od parafii, to wówczas parafianie sami będą zmuszeni w inny sposób troszczyć się o księdza i o utrzymynie kościoła. Gdy zabraknie dóbr Kościołowi,
wówczas nowy ciężar spadnie na barki parafian.
Po dworach, w większości miejsc, bolszewicy pozakładali już rady
chłopskie i robotnicze, kościelnych zaś dóbr jeszcze nigdzie dotąd nie tknęli.
Jeszcze bardziej jestem zmartwiony z powodu religii w szkołach. Od
samego początku, gdy tylko przyszli, bolszewicy grozili, że wydadzą dekret
dotyczący szkół, na mocy którego zostaną usunięte ze szkół wszystkie godła religijne, sama religia i księża.
Gdzieniegdzie już zaczęli to wprowadzać w życie. Ludzie z tego powodu bardzo się wzburzyli, żądali i wołali wszędzie, żeby nie wyrzucano
religii, żeby szkoła pozostała taką, jaką była: jeśli wyrzucą religię i usuną
księży, to oni nie bądą posyłać swoich dzieci do szkoły.
Słyszałem, że w jednej miejscowości, było to chyba w Święcianach,
komisarz bolszewicki usunął dotychczasowego dyrektora gimnazjum katolika, wstawiając na to stanowisko swojego człowieka i zaczął po swojemu
zarządzać szkołą. Starsi chłopcy, gdy to zauważyli, pouciekali do domów,
a młodsi, spędzeni do szkoły, popłakiwali. Komisarz, widząc, że gimnazjum się rozpada, pozostawił dawny porządek i tych samych ludzi.
Powiedziałem księżom, żeby zakładali przy szkołach komitety rodzicielskie albo rady. Niech rodzice sami bronią swoich praw, niech żądają,
żeby ich dzieciom była wykładana religia.
Tymczasem czytałem wszystko, co udało się zdobyć, żebym w niczym
nie wykroczył przeciwko prawu kościelnemu, wskazaniom i duchowi Ko-
ścioła: badałem mianowicie, jak Kościół postępuje w tych krajach, gdzie
religia została usunięta ze szkół.
Z powodu szkół wzburzyła się i wileńska społeczność katolicka, zarówno polska, jak i litewska. I księża diecezjalni, i ludzie świeccy przyszli
do mnie po radę, co robić. Okazało się, że polscy nauczyciele podzielili się
na dwie grupy: świadomi katolicy są zdecydowani stanowczo żądać, żeby
szkoła pozostała katolicka, katolicy letni i niekatolicy zamierzali wchodzić
w układy z bolszewikami.
157Przedstawiciele Polaków przyszli do mnie, bym ich pogodził i udzielił wskazówek, żeby szkoły polskie nie zmarniały i nie rozpadły się. Był
u mnie i p. Wróblewski, adwokat, żeby się zorientować, jak ja się zapatruję
na laicyzację szkół. Mówiono mi, że niegdyś uchodził on za gorliwego katolika, na ulicy publicznie całował księżom ręce: później znalazł się w szeregach polskich narodowców, zwanych endekami, teraz, gdy powiał inny
wiatr, dołączył się do lewicowych socjaldemokratów. Mówił mi o ciężkim
położeniu polskich szkół. Jeśli na żądanie bolszewików zgodzą się na usunięcie ze szkół religii, to mogą przeciwko temu wystąpić księża i rodzice
katolicy przez bojkot szkół i obwołanie ich bezbożnymi. Jeśli nie posłuchają bolszewików, to szkoły polskie będą zmuszone same przez się zginąć.
Bolszewicy wtedy nie udzielą im zapomogi, a mogą nawet odebrać pomoce
naukowe i pomieszczenia. Ponieważ wszystko drożeje, trzeba będzie podnieść nauczycielom pensje, pytanie tylko, z czego. Czesne uczniów jest już
tak wysokie, że nie można go podnosić. Bolszewicy w swoich gimnazjach
bardzo dobrze opłacają nauczycieli, nauka w nich jest bezpłatna. Polskie
szkoły nie otrzymujące żadnej pomocy, nie będą w stanie dłużej wytrzymać
konkurencji ze szkołami bolszewickimi, będą zmuszone ulec likwidacji,
a dzieci z czasem trafią do zakładów bolszewickich, nie chcąc pozostać bez
nauki. Godząc się z bolszewikami i zachowując polskie gimnazja, dzieci
będą otrzymywać wiedzę od swoich dobrych nauczycieli w odpowiedni
sposób: religii zaś będzie można uczyć gdzie indziej – poza szkołą.
Odpowiedziałem, że nie mogę się zgodzić, żeby religia została usunięta ze szkół. Obowiązkiem rodziców jest protestować przeciwko temu;
nauczyciele także mogliby się wypowiedzieć, że dla nauczania byłoby to
niepożądane. Zapytał, czy litewscy rodzice zamierzają również protestować. Odpowiedziałem, że o ile wiem, to tak.
Z rozmowy z p. Wróblewskim i z innymi polskimi przedstawicielami
zrozumiałem, że gdybym powiedział, że my, księża i katolicy, będziemy
bojkotować szkoły, z których zostanie usunięta religia, to Polacy zaczęliby
nas oskarżać o wyrządzenie ogromnej szkody społeczności polskiej, o zrujnowanie polskiego szkolnictwa: zaczęliby nam stawiać te zarzuty, a wszelkiego rodzaju socjaliści wykorzystaliby to do walki z Kościołem.
Po wyjściu p. Wróblewskiego przyszedł zaraz p. Kościałkowski,
dyrektor I polskiego gimnazjum męskiego. Sam był dobrym katolikiem,
lecz w jego gimnazjum pracują nauczyciele niekatolicy. Powiedział mniej
więcej to samo, co i p. Wróblewski. Prosił, bym dał jakieś dyrektywy lub
polecenia i pogodził skłóconych.
158Odpowiedziałem, że moje dyrektywy nie mogą być inne od tych, które
daje Kościół:
1. Katoliccy rodzice mają prawo i obowiązek żądać, aby ich dzieci były
kształcone i wychowywane po katolicku. Przy tym przeczytałem p. dyrektorowi odpowiedni kanon prawa kanonicznego.
2. Rodzice są zobowiązani stanowczo przeciwstawić się próbom bolszewików usunięcia religii ze szkół.
3. Nauczyciele katoliccy, moim zdaniem, powinni przynajmniej oświadczyć, że ze względu na społeczeństwo, na dzieci, na ich rodziców i wreszcie na samo wychowanie religia powinna pozostać w szkole.
4. Do waszych pertraktacji z bolszewikami, powiedziałem, jak rozumiecie,
nie mogę się wtrącać. Róbcie, co możecie, żeby religia pozostała w szko-
łach. Lecz jeśli bolszewicy siłą ją wyrzucą, nic nie poradzimy. Wtedy
będziemy się przyglądać, jaka to będzie ta ich świecka szkoła. Jeśli się
okaże, że w niej będzie podcinana i niszczona wiara, to rzecz zupełnie
zrozumiała, że rodzice katoliccy nie będą mogli posyłać dzieci do takich
szkół, gdyby zaś posyłali, to księża nie będą mogli dawać rozgrzeszenia
takim rodzicom.
5. Niech pan nie myśli – powiedziałem – że bolszewicy, dając zasiłki, pozostawią wasze szkoły takimi, jak obecnie, kiedy są prowadzone w duchu
katolickim. Jeżeli dadzą pieniądze, to również zechcą, żeby szkoły prowadzono tak, jak im się podoba. Moim zdaniem, na pana miejsce dadzą
innego dyrektora, swojego człowieka i po swojemu zaczną organizować
pracę.
6. Ustępliwość panów i ugodowość z bolszewikami tylko wtedy może być
usprawiedliwiona, gdyby można było się spodziewać, że wyjdą stąd do
lata, wówczas utrzymując jako tako szkoły do wakacji, nie dopuściłoby
się do dezorganizacji i w nowym roku szkolnym można byłoby powró-
cić do dawnego porządku. Lecz jeśli bolszewicy pozostaną dłużej, to
nadejdzie czas, że i tak przyjdzie nam, katolikom, stanąć z nimi do walki
o nasze ideały. Można się spodziewać, że jak w Rosji, tak i tutaj od nowego roku szkolnego zlikwidują wszystkie nie swoje szkoły i religię ze
wszystkich szkół usuną.
7. Dodałem, że jeśli zajdzie potrzeba, to mam zamiar wydać list do księży
i rodziców katolików, żeby im przypomnieć, jakie powinny być szkoły
w krajach katolickich i do jakich szkół mogą posyłać dzieci z czystym
sumieniem.
159Wczoraj odwiedził mnie dyrektor polskiego gimnazjum w Witebsku
Henryk Łukaszewski. Powiedział, że zgodził się na usunięcie religii ze
szkoły, ksiądz zaś uczy religii obok, w sąsiednim budynku. Dzieci jeszcze
bardziej gorliwie uczą się religii i jeszcze lepiej chodzą do kościoła. Bolszewicy dają teraz zasiłki pieniężne dla gimnazjum. Dziwił się, że tutaj w spo-
łeczeństwie polskim z tego powodu robi się tyle hałasu.
Wydaje mi się, że rozmowa tego pana została ukartowana, żeby mnie
uspokoić: sam ten człowiek wydał mi się bardzo podejrzany.
Widziałem w końcu, że dobrzy katolicy są zdecydowani raczej pozamykać szkoły, niż pozwolić usunąć z nich religię. Inni nauczyciele
i nauczycielki zamierzali widocznie pójść na ustępstwa, żeby tymczasem
księża uczyli ich uczniów religii gdzieś na uboczu. Poczekam, co z tego
wyniknie.
Wracając do wspomnianego dyrektora z Witebska, to dodał on, że jeśli
rodzice zaczną za bardzo protestować, wówczas bolszewicy mogą mnie
aresztować, tak jak aresztowali prawosławnego archireja w Witebsku. Odpowiedziałem, że pójdę do więzienia. Rozmawiając z nim, stwierdziłem, że
jest w dobrych stosunkach z bolszewikami.
Potem przyszedł ks. Jasieński, prefekt jednego z polskich gimnazjów.
Zapytał, jak postępować z tymi gimnazjami, które zamierzają ulec bolszewikom i usunąć religię, czy je bojkotować.
Odpowiedziałem, że na razie najlepiej jest wstrzymać się z bojkotem
i poczekać. Jeśli zbojkotujemy te szkoły, to społeczeństwo polskie, zwłaszcza socjaliści, mogliby czynić zarzuty, że my, księża, zniszczyliśmy im
szkoły. Lecz jeśli te szkoły zaczną zwalczać religię, wtedy, bez wątpienia,
trzeba będzie rodzicom zabronić posyłania dzieci do takich szkół.
Poprosiłem ks. Tumasa, żeby poszedł do komisarza oświaty Birziski
i porozmawiał w tej sprawie. Ks. Tumas udał się do brata komisarza Micha-
ła Birziski, dyrektora gimnazjum. Ten powiedział, że komisarz był u niego,
żeby zasięgnąć rady w sprawie szkół. Dyrektor odradzał komisarzowi wydawania tego dekretu, w przeciwnym bowiem razie bolszewicy wzburzą
przeciwko sobie całe katolickie społeczeństwo. Dotąd, dzięki Bogu, ten
dekret się nie ukazał. Cały czas się modliłem, ażeby Pan Bóg nas bronił od
wszelkich niebezpieczeństw. Tyle nasz Kościół wycierpiał za carów, a teraz
znowu nowe cierpienie i to w imię wolności sumienia. Boże, jaki dziwny
jest ten świat. Ci sami ludzie, którzy wołali, wykrzykiwali przeciwko karze
śmierci, teraz sami strzelają i zabijają złapanych swych przeciwników. Ci
sami, którzy niedawno walczyli przeciwko cenzurze, przeciwko ogranicze-
160niom wolności prasy, teraz nie pozwalają na gazety przedstawiające inne
poglądy, a jeśli jakaś odważy się ukazać, to natychmiast starają się zamknąć
jej usta. Ci ludzie, co tak mocno żądali wolności stowarzyszeń, zgromadzeń
i wolności słowa, teraz człowiekowi o innych poglądach nie dają nawet ust
otworzyć i innych stowarzyszeń nie znoszą. Ci, którzy wpierw tak gorliwie narzucali czterostopniowe zasady głosowania, a potem już i pięcio
i sześciostopniowe, teraz odrzuciwszy te stopnie, już brauningami, grożąc,
starają się wbrew woli wszystkich narzucić swoich kandydatów. Wcześniej
żądali równych praw dla wszystkich, teraz przyznają je tylko swoim stronnikom, tylko małej grupce ludzi. Doprawdy, straszna to rzecz ta polityka!
Jakże często stosowana jest zasada moralna, którą się kieruje niegodziwy
człowiek: jak ty mi ukradniesz krowę – to źle, jak ja tobie – to dobrze. Tak
bardzo obwiniany był Kościół z powodu nietolerancji, tak wiele uczyniono
mu z tego powodu zarzutów. A tymczasem się okazało, że nie ma człowieka
bardziej tolerancyjnego od katolika, naprawdę kochającego Boga i bliźniego. Taki katolik, jako pierwszy potrafi zrozumieć cudze błędy i ulituje się
nad błądzącym.
Był u mnie ks. Kiersnowski, prefekt pierwszego polskiego gimnazjum,
powiedział, że był obecny na zebraniu polskich nauczycieli u p. Węcławskiego, przewodniczącego polskiego komitetu wychowania. Nauczyciele
socjaliści i postępowcy nie przyszli. Zgromadzeni uchwalili, żeby nie
wchodzić w układy z bolszewikami, nie przyjmować od nich zasiłku i nie
pozwolić usunąć religii ze szkoły. Jeśli nie można będzie inaczej, są zdecydowani raczej pozwolić na zamknięcie szkół. Umotywowali to postanowienie następująco: panowanie bolszewików nie będzie tutaj długie, niebawem
spodziewano się powrotu Polaków. Jak wówczas będą wyglądać w oczach
społeczności polskiej wszyscy ci, co się pokumają z bolszewikami. Uchwalono więc bojkotować te szkoły, które poddadzą się bolszewikom i usuną
religię. Sam prosił, ażeby mu pozwolono opuścić to gimnazjum, w którym
jest, jeśli ono zgodzi się na usunięcie religii, choćby nawet pokątnie można
by było tam jeszcze uczyć religii. Zgodziłem się.
Tak więc nie udało się bolszewikom i ich stronnikom przeciągnąć na
swoją stronę ani rodziców, ani nauczycieli: z tych ostatnich tylko mała czą-
steczka skłoniła się na ich stronę. Na zebraniach publicznych nic nie wskó-
rali, jednak nie przestają nadal prowadzić swojej roboty. Namawiają więc
osobno znakomitszych rodziców, żeby nie burzyli polskiej szkoły i oświaty,
aby ustąpili i zgodzili się przyjąć stawiane warunki. Niektórzy rodzice zaczęli się wahać.
16116 lutego
W ubiegłym tygodniu miałem dużo pracy, kłopoty i zmartwienia z powodu sprawy ojca Friedricha Muckermanna, jezuity. Zdaje się, że dopiero
w 1840 r. kościół św. Kazimierza został zabrany przez Rosjan i zamieniony
na prawosławny sobór św. Mikołaja. Gdy Niemcy zajęli Wilno, odprawiali
w tym kościele nabożeństwa dla żołnierzy protestantów, potem przekazali
go żołnierzom katolikom. Kapelanem był o. Muckermann. Nasi ludzie,
przypomniawszy sobie, co było dawniej, również tłumnie zaczęli uczęszczać do tego kościoła. O. Muckermann, nauczywszy się trochę po polsku,
wygłaszał kazania także i do ludu. Duchowni rosyjscy czatowali, żeby
znowu zagarnąć ten kościół. Zwrócili się do władz niemieckich, lecz nic
nie wskórali. Chcieli wedrzeć się siłą, lecz ludzie nie dopuścili. Po moim
przyjeździe do Wilna, archirej prawosławny zwrócił się zaraz do mnie za
pośrednictwem swojego duchownego, a potem i osobiście, żebym rozkazał
oddać im ten kościół. Odpowiedziałem, że ten kościół został zbudowany
przez katolików, a tylko później odebrany im przez władze rosyjskie, że
wierni zawsze uważali go za swój kościół, a dopiero teraz, gdy się nadarzyła okazja, znowu powrócili do swego kościoła i o ile znam usposobienie
ludu, widzę, że obecnie nie da on sobie tego kościoła wydrzeć. Powiedzia-
łem, żeby lepiej archirej teraz, w tak niespokojnym czasie, nie wtrącał się
do tej sprawy, gdyż może wzbudzić przeciwko sobie ludność katolicką.
Ja również nie mam zamiaru wtrącać się do tej sprawy: władza niemiecka
zajęła ten kościół, Niemcy tam gospodarują, a więc – mówię – niech Wasza
Ekscelencja z nimi się porozumie. Według mnie, gwoli sprawiedliwości,
ten kościół powinien wrócić do katolików, gdyż to ich własność. Słyszałem,
że po przyjściu bolszewików, duchowni prawosławni zwracali się kilkakrotnie, żeby im kościół zwrócono. Nic nie wskórali. Bolszewicy odpowiedzieli, że prawosławni mają dosyć cerkwi, a ten kościół był katolikom
skonfiskowany.
Ta świątynia należała przedtem do ojców jezuitów. Bardzo mi zależało
na tym, żeby po wycofaniu się Niemców nie wymknęła się z rąk katolików.
Prosiłem o. Muckermanna, żeby nie wyjeżdżał razem z niemieckim wojskiem, ale pozostał. Jeśli teraz uda się ten kościół obronić, to jezuici będą
mogli przy nim otworzyć swój dom. O. Muckermann został nawet mianowany przez swoich przełożonych rektorem tego kościoła. O. Muckermann
posłuchał mnie i pozostał, dałem mu do pomocy jeszcze jednego księdza.
W kościele bardzo pięknie odprawiały się nabożeństwa, przychodziło dużo
162ludzi. Z nadejściem bolszewików życie jakby zostało wstrzymane. Ks. Olszański, który przewodniczy organizacjom robotniczym, musiał z początku
się ukrywać.
O. Muckermann przyszedł poradzić się, co dobrego można by dla robotników zrobić. I mnie, i jemu zależało, żeby pomieszczenie przy kościele
obrócić na dobre cele. Poradziłem wybadać, czy bolszewicy nie będą przeszkadzać tym poczynaniom, czy nie będą się go czepiać, przynajmniej na
początku. Prosiłem, żeby o. Muckermann trzymał się czysto katolickiego
gruntu, ażeby prowadził robotę katolicką, odrzuciwszy na bok politykę i nacjonalizmy. Powiedziałem, o ile rozumiem, jeśli ksiądz będzie prowadził
robotę czysto katolicką, to robota pójdzie. Tutaj już wszyscy mają dosyć
tego nacjonalizmu. Ustalcie, że cel pracy będzie czysto religijny, kulturalny
i nie materialny.
Na początku spróbował o. Muckermann wygłosić robotnikom konferencję w niedzielę o godz. 5 po południu. Zgromadziło się bardzo dużo
ludzi. Gdy to zobaczył, zaprosił ich do pustych sal przy kościele i przystąpił
do pracy organizacyjnej. Nową organizację nazwał „Związek Chrześcijań-
ski”. Ludzie się zaczęli gromadnie zapisywać.
Dałem do pomocy o. Muckermannowi ks. Piotrowskiego, Białorusina,
potrafi on dobrze przemówić do ludzi i poradzi sobie w pracy społecznej.
Do tego związku zaczęli się zapisywać najbiedniejsi ludzie – bez względu
na narodowość. W krótkim czasie zapisało się ponad 9 tysięcy mężczyzn
i kobiet. Nie podobało się to księdzu Olszańskiemu: kilka razy przybiegał
do mnie na skargę, że przez to niszczona jest jego praca. Po zbadaniu całej
sprawy i naradzeniu się z bardziej kompetentnymi księżmi, wezwałem do
siebie o. Muckermanna, ks. Olszańskiego, ks. Lubiańca, dyrektora akcji
społecznej w diecezji. Kazałem im obydwu przedstawić swoją sprawę.
Zadecydowałem, żeby każdy z nich prowadził swoją pracę samodzielnie i żeby przez to jeden nie przeszkadzał drugiemu. Ks. Olszański
niech organizuje i prowadzi związki zawodowe i działalność kulturalną,
a o. Muckermann swoją pracę religijną, oświatową i ekonomiczną; swymi
robotnikami niechaj zasila związki zawodowe ks. Olszańskiego. W ten sposób spór został zakończony.
O. Muckermann wpadł nawet na pomysł wydawania pisma. Zaczął
również zakładać kooperatywę. Nie spodobało się to bolszewikom. Zaledwie ukazał się pierwszy numer pisma, natychmiast zostało zabronione.
Samemu o. Muckermannowi, przysłani w nocy dwaj milicjanci rozkazali
opuścić Wilno w ciągu 24 godzin. Miało to miejsce w niedzielę, 9 lutego.
163Natychmiast, wcześnie z rana otrzymałem o tym wiadomość. Zaraz też zjawił się u mnie i sam o. Muckermann i ks. kanonik Ellert, proboszcz parafii
św. Jana, do której należał kościół św. Kazimierza oraz księżniczka Gruziń-
ska. Naradzaliśmy się, co począć.
O. Muckermann zamierzał jeszcze przez pewien czas pozostać w Wilnie i ukrywać się, zanim nie uporządkuje i nie załatwi wszystkich swoich
spraw. Postanowiliśmy, że Związek Robotników ma nadal istnieć, jak
poprzednio i żeby pomagał mu ks. Piotrowski. Opiekę nad kościołem i rozpoczętymi w nim pracami miał wziąć na siebie Zarząd Związku Robotników pod przewodnictwem ks. kanonika Ellerta. Po rozejściu się wieści, że
bolszewicy wypędzają o. Muckermana z Wilna, ludzie zaczęli się zbierać
w kościele św. Kazimierza. O. Muckermann również przyszedł do kościoła
i na pożegnanie powiedział krótkie kazanie. Gdy chciał wyjść z kościoła,
ludzie go nie puścili, mówiąc, że nie pozwolą go wypędzić. Nie tylko
w kościele, ale i przed kościołem były tłumy ludzi. Milicjanci żydowscy,
chcąc tłum rozpędzić, oddali kilka strzałów w powietrze. Mówi się, że jeden pocisk trafił w okno kościoła. Tłum wpadł we wściekłość, rzucił się na
żydowskich milicjantów, rozbroił ich i oddał w ręce czerwonogwardzistów.
Ludzie wzięli tę strzelaninę za prowokację ze strony Żydów; mianowicie
już w sobotę i niedzielę widzieli ludzie Żydówki podrzucające, a nawet
przylepiające na drzwiach i ścianach kościoła ulotki przeciwko księdzu
Muckermannowi.
Władza bolszewicka, poczuwszy, że rośnie wściekłość ludzi przeciwko Żydom, wycofała żydowskich milicjantów z ulic w pobliżu kościoła św.
Kazimierza, a na ich miejsce postawiła czerwonogwardzistów. Ludziom
ogłoszono, że ci, co strzelali, zostaną ukarani. Okazało się, że i czerwonogwardziści nie wszyscy są wierni władzy. Niektórzy z nich mówili, że nie
pozwolą krzywdzić ludzi, ani też żeby Żydzi jeździli na karkach chrześcijan. Widocznie doszły o tym wieści do przywódców bolszewickich, gdyż
wysłali oni z miasta niezbyt lojalne oddziały żołnierzy, kościół otoczyli
wiernymi sobie żołnierzami Polakami. Pozwalali ludziom wychodzić z ko-
ścioła, natomiast nie pozwalali wchodzić. Ludzie bez przerwy posyłali delegatów do władzy bolszewickiej w sprawie uwolnienia i pozostawienia o.
Muckermanna. Kolejarze byli nawet zdecydowani urządzić strajk: tak samo
i pracownicy elektrowni. Do mnie również przychodzili zarówno poszczególni ludzie, jak i przedstawiciele robotników w sprawie o. Muckermanna.
Ta sprawa poruszyła w mieście wszystkich katolików. Robiłem, co mogłem,
żeby uratować o. Muckermanna. Zaraz w poniedziałek poprzez ks. Kuktę
164poprosiłem p. doktorową Vileisis, żeby w tej sprawie poszła do KapsukasaMickevciusa i Lutkevicisa. Pani Vileisis była bowiem dobrą znajomą Kapsukasa; niegdyś wybawiła go z więzienia i ocaliła od śmierci. Lecz nic nie
wskórała. We wtorek posłałem księży, Lubiańca i Maciejewicza, do rabina
żydowskiego, z prośbą, żeby rozkazał swoim, by nie drażnili i nie prowokowali, gdyż może dojść do pogromu Żydów. Rabin przyrzekł to uczynić.
Powiedziałem, że będę błagał również i swoich. Posłałem ks. Tumasa z listem do Kapsukasa
http://totustuus.net.pl/index.php/b-jerzy-matulewicz/27-b-jerzy-matulewicz-mic
**********
Myśli bł. Jerzego Matulewicza o życiu duchowym
Kalendarium wg pism bł. Jerzego Matulewicza MIC
RADY – WSKAZÓWKI
WE WSZYSTKIM SZUKAĆ BOGA
1.
Hasłem moim niech będzie: we wszystkim szukać Boga, wszystko czynić na większą chwałę Bożą, we wszystko wnosić ducha Bożego, wszystko przepajać duchem Bożym. Bóg i Jego chwała niech się stanie ośrodkiem całego mojego życia, osią, dokoła której maja się obracać wszystkie moje myśli, uczucia, pragnienia i czyny.
2.
Staraj się coraz bardziej, by Bóg był w centrum całego Twojego życia:
Twoich myśli, uczuć, czynów, by Twoja wola była coraz bardziej
zjednoczona z wolą Bożą. O resztę się nie troszcz.
3.
Ośrodkiem naszego życia powinien być Bóg. Jego większa chwała powinna
być celem dla nas wszystkich.
4.
Najlepiej zrobisz, jeśli całkowicie zdasz się na wolę Bożą i będziesz
widzieć we wszystkim Boga i Jego świętą wolę. Szukaj tylko całym
sercem Boga i staraj się w miarę możności podobać Bogu. Wówczas nie trzeba będzie się obawiać.
5.
Należy nieustannie ożywiać w sobie gorące pragnienie wyższej
doskonałości własnej i płomienną gorliwość o większą chwałę Boga, o większą pomyślność kościoła oraz o zbawienie i dobro bliżnich. ”
Albowiem miłość Chrystusa przynagla nas.” ( 2 Kor. 5, 14)
6.
Staraj się tylko o coraz większe zjednoczenie się z wolą Bożą, o coraz
większe przejęcie się duchem Chrystusowym, nauką Chrystusa,
intencjami i zamiarami, o coraz większe wznoszenie się do Boga, a
wówczas i sumienie będzie się coraz bardziej rozjaśniało. Kieruj się
świętą roztropnością, która nie pobłaża zbytnio sobie, ale też liczy
się ze słabością natury i z rozumnymi jej potrzebami.
7.
Po co żyjesz na świecie? Przypominaj sobie, że po to, by Bogu służyć i
spełnić Jego świętą wolę. A wolę Bożą pełnimy nie tylko pracując, ale
i cierpiąc. Przedziwny jest Bóg w swoim świętych, przedziwne są drogi, po których On nas prowadzi do siebie. Nie opuszczaj nic z Twojej pobożności. Bóg Ciebie nie opuści. Ale tymczasem trzeba zdać się na wolę Bożą i czekać cierpliwie, nie ustając w wierności tym łaskom, jakie obecnie od Boga otrzymujesz.
8.
Gdy czujesz, że coś Ciebie dręczy, męczy, uciska – przynajmniej zwierz się komuś z tego, to Ci ulży. Bądż spokojny, bracie, spoglądaj i patrz na wszystko oczami wiary, nic się nie dzieje bez woli Bożej.
9.
Za bardzo martwisz się o przyszłość. Co będzie, tylko Bóg jeden wie.
My zaś ludzie musimy ciągle odgadywać i ryzykować. Lecz jeżeli
człowiek stara się iść słuszną drogą, to ma zawsze czyste sumiennie i
trzeba mieć nadzieję, że Bóg go nie opuści. Nie ma czego się bać, to
nic Ci nie da.
10.
Wpadłszy w wir prac i spraw, bardzo dobrze jest starać się ustawicznie
chodzić w obecności Bożej i żyć w jak największym zjednoczeniu z
Bogiem. Przyjdzie czas, że i umysł można będzie ożywić, wzmocnić,
odnowić.
11.
Na ogół wybieraj to, co więcej ciebie podnosi do Boga, co rozbudza
bardziej w twym sercu miłość, co może przynieść większy pożytek
bliżnim, a Bogu większą chwałę.
12.
Wstąp odważnie na drogę, jaką ci Bóg wskazuje, a dopiero wtedy
zatroszcz się o to, jak ominąć trudności lub jak je przezwyciężyć.
Kiedy Bóg dopuszcza nieszczęścia, to i dopomaga je znieść oraz poucza, jak z nich wybrnąć.
13.
Jeżeli tylko naprawdę będziemy szukać Boga, równocześnie
Całkowicie zdając się na jego wolę, to bez wątpienia pan Bóg doprowadzi nas do wszelkiego dobra.
14.
Chwała Boża i zbawienie dusz! Czyż może być jakiś inny cel wyższy i
szlachetniejszy ponad ten? W porównaniu z nim jakże nikłe wydaje sięwszystko inne! Wobec niego cóż warte najlepsze i najszlachetniejsze dążenia? Czyż nie jest to rzecz godna i sprawiedliwa, abyśmy dla tego celu poświęcili wszystko, co tylko mamy: czas, majątek, zdolności, a nawet samo życie?
15.
We wszystkim zdążaj zawsze do coraz większej miłości Boga i bliżniego. Kto w miłości trwa, ten trwa w Bogu, a Bóg w nim. Ciesz się i raduj,że Bóg tak dobry i służ Mu z radością i weselem.
16.
Proszę zdać się na wolę Bożą i umieć ją we wszystkim upatrywać. Ten
wiele robi, kto pełni wole Bożą, a ponad miłość Boga i bliżniego nie
ma czynów wznioślejszych.
17.
Niczym się nie zrażaj, pracuj, poświęcaj się i wierz mocno , i ufaj w
zwycięstwo i triumf dobrego nad złem.
18.Gdybyśmy mieli żywą wiarę, chronilibyśmy się do serca swego ,
by tam rozmawiać z Bogiem: znależlibyśmy siłę do czystości sumienia, ogieńzdolny rozpalić miłość potężną , popchnąć do pokonywania namiętności,do wytrwałej pracy nad sobą. Gdy się nauczymy tak korzystać z obecności Bożej, będziemy mogli powiedzieć ze św. Pawłem: ” Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyję we mnie Chrystus” (Ga 2, 20)
19.
Wyszliśmy od Boga, dążymy do Boga, wracamy . Że tak jest, dowodzi
fakt, iż nic nie może zaspokoić nas oprócz Boga, ani bogactwa, ani
zaszczyty, ani nawet nauka, praca, ideały ludzkie: nawet sama cnota,
choć wielka i wysoką jest rzeczą , bo połączona z trudem, zawodami,
niedoskonałościami. Żadne dobro dziedziny materialnej, ani nawet
wyższej , nie zaspokaja nas, tylko Bóg, Prawda Nieomylna, Dobro
Całkowite, Doskonałość Najwyższa.
20.
Serce ludzkie instynktownie wyrywa się do Boga: póki w Nim nie spocznie, jest niespokojne. Bóg woła do siebie odczuciem dziwnym serca, często jakąś pustką, niesmakiem. Kiedy serce zamiast w Bogu, szuka celu w stworzeniu, człowiek czuje jakiś niepokój i smutek. Bóg woła nas i ciągnie do siebie.
21.
Czy staramy się Boga poznać naprzód w księdze przyrody? Czy umiemy tak patrzeć na świat, aby w nim poznać wielkość, dobroć, doskonałość Bożą? Czy nas widok świata podnosi do Boga jak świętych, którym dość było spojrzeć na świat, na gwiazdy, aby unieść myśli i serca do Boga?
22.
Trzeba patrzeć na Boga, jako w nasz cel i koniec, Boga odnaleźć, w Bogu się zatopić. Trzeba sobie uprzytomnić, że Bóg jest wkoło nas, w Nim jesteśmy, poruszamy, bo On w nim przebywa. Trzeba ożywić ducha wiary.
23.
Wszechmoc Boga, cudowne działanie Jego Opatrzności we wszechświecie, napełniły by nas podziwem i czcią najgłębszą, gdybyśmy je należycie poznali. Bóg nie tylko stwarza i utrzymuje wszystko, ale ciągle podtrzymuje życie, któremu dał początek, a które bez jego pomocy obróciłoby się w nicość.
24.
Szukając całym sercem Boga i ze wszystkich sił służąc Jego Kościołowi, najlepiej przysłużymy się społeczeństwu, narodom i całej ludzkości, gdyż w nikim innym nie ma zbawienia, jak tylko w Panu Jezusie Chrystusie (por.Dz. 4, 12)
25.
Chociażby prace i zamierzenia nie udały się, Bóg jednak przyjmie naszą dobrą wolę, zamiary i wysiłki. Wobec Boga nic nie stracimy, raczej jeszcze zyskamy.
26.
Jak istnieje chrzest z pragnienia, tak samo można Bogu oddać się całkowicie, poświęcić w duszy zupełnie przez pragnienie.
27.
Należy oddać się bez zastrzeżeń, przede wszystkim szukać Boga, a Pan Bóg, który najlepiej wie i widzi, czego nam potrzeba, co jest dla nas pożyteczniejsze, sam zaprowadzi nas na prawdziwą drogę.
28.
Miej tylko zawsze czyste intencje, szukaj Boga, miej dużo cierpliwości i pokory. Istnieje mistyczny związek dusz i w sposób mistyczny przenosi się dobro z jednego na drugiego.
29.
Bóg nie chce zguby żadnego człowieka, to i Ciebie nie odrzuci, tylko zdążaj i przytulaj się di Niego całym sercem.
30.
Głupi jestem, nie wiem o co prosić. Daj, Boże, aby we wszystkim pełniła się Twoja wola. Oto ja, weź mnie i czyń ze mną, co chcesz, daj, bym był w Twoich rękach odpowiednim narzędziem, byle tylko rosła chwała Twoja, rozszerzało się Twoje królestwo, pełniła się Twoja wola.
31.
Kto ma Boga, kto ma Jezusa, ma wszystko.
FRAGMENT HOMILII OJCA ŚWIĘTEGO
W DNIU BEATYFIKACJI 28 czerwca 1987
Otrzymaliśmy chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa (Rz 6,3) W dniu, w którym – w jedności z Kościołem na ziemi litewskiej – dziękujemy Trócy Przenajświętszej za Chrzest Narodu przed 600 laty, przemawia do nas w sposób szczególny św. Paweł: “Czyż nie wiadomo wam, że my wszyscy, którzyśmy otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć?” (Rz 6,3).
Jeśli ktoś pyta, co stało się przed sześciuset laty w Wilnie i na Litwie, to w tych słowach Apostoła znajduje się właściwa odpowiedź. Pełna odpowiedź. Chrystus wszedł w dzieje wewnętrzne wielkiego księcia i jego rodaków mocą swojej paschalnej tajemnicy. Zostali zanurzeni w Jego odkupieńczej śmierci, aby wraz z Chrystusem przejść do nowego życia w Jego zmartwychwstaniu.
Dziś pragniemy dziękować za wszystkich, którzy stali się przed sześciu wiekami sługami i szafarzami tajemnic Bożych wśród Waszych praojców. Równocześnie zaś dziękujemy za to, że Chrzest Litwy wydaje swe zbawcze owoce w naszym stuleciu, czego wyrazem jest postać Błogosławionego Waszego Rodaka, którego właśnie w dniu dzisiejszym dane mi jest wynieść do chwały ołtarzy.
Arcybiskup Jerzy Matulaitis-Matulewicz, którego życie i zasługi zostały nam przed chwilą przypomniane, jest szczególnym darem dla Kościoła i Narodu na Litwie na tegoroczny Jubileusz. Prawdziwy “sługa i apostoł Jezusa Chrystusa”, gorliwy i niestrudzony w wypełnianiu kapłańskiej posługi na własnej ziemi ojczystej, w Polsce, w Rzymie i na innych miejscach, był Pasterzem pełnym męstwa i inicjatywy, zdolnym w sposób roztropny i w duchu poświęcenia stawiać czoło trudnym dla Kościoła sytuacjom. Jedyną jego troską było zawsze zbawienie powierzonych mu dusz.
I jeśli umiał wyjść zwycięsko ze wszystkich prób, jeśli cieszył się tak wielkim szacunkiem, to dzięki cnotom praktykowanym w sposób niezwykły. Świadczy o tym owocność jego pracy duszpasterskiej na tak wielu polach: od gorliwego wykonywania posłannictwa kapłańskiego, po wypełnianie delikatnych zadań powierzonych mu przez Stolicę Apostolską; od nauczania zmierzającego do szerzenia chrześcijańskiej kultury i sprawiedliwości społecznej, po osobiste zaangażowanie w służbę najbiedniejszym i najbardziej potrzebującym.
Chciałbym zwłaszcza przypomnieć gorliwość, z jaką sam praktykował i proponował życie zakonne, odnawiając Zgromadzenie Księży Marianów i zakładając Zgromadzenie Sióstr Niepokalanego Poczęcia oraz Służebnic Jezusa w Eucharystii. Jego duchowi synowie i córki, licznie dziś tutaj reprezentowani, przejęli od niego cenne dziedzictwo świętości i oddania Kościołowi oraz braciom. Bogactwo to rodziło się z intensywnego życia wewnętrznego, poprzez które pozostawał nieustannie zjednoczony z Bogiem.
Błogosławiony Jerzy Matulewicz, który w sposób heroiczny starał się być “wszystkim dla wszystkich”, głęboko świadomy swej pasterskiej misji, prawdziwy apostoł jedności oddany bez reszty głoszeniu Ewangelii i dziełu uświęcenia dusz, jest w sposób szczególny wspaniałym wzorem biskupa.
Cieszę się, że moi rodacy podzielają radość braci i sióstr we wspólnocie katolickiego dziedzictwa na Litwie, których historia jest tak bardzo związana z naszą historią, i wraz z nimi dziękuję Bogu za to, że dar Chrztu świętego, przyjęty ongiś przez ich praojców, wydaje zbawcze owoce w naszym stuleciu, czego wyrazem jest postać Błogosławionego, którego w dniu dzisiejszym dane mi jest wynieść do chwały ołtarzy.
SŁOWO OJCA ŚWIETEGO DO POLAKÓW
PO MODLITWIE ANIOŁ PAŃSKI 29 VI 1987r.
W dniu dzisiejszym pragnę szczególnie uwydatnić to, że 600-lecie Chrztu Litwy obchodziliśmy równocześnie z wyniesieniem na ołtarze syna tego narodu. Został wczoraj ogłoszony uroczyście błogosławionym sługa Boży Jerzy Matulewicz. Dziś pragnąłbym przede wszystkim ku tej postaci skierować naszą wspólną uwagę. Mąż Boży: jego zasługi wobec Boga i Kościoła w naszym stuleciu są wielkie. Wielka była jego wiara i jego nadzieja, i jego miłość do Boga, do ludzi, do wszystkich bez wyjątku ludzi. Ta miłość była zawsze większa od wszystkich podziałów i napięć, wśród których wypadło mu żyć i ta miłość była też źródłem wszystkich jego cierpień i całej wielkiej służby jego życia, stosunkowo krótkiego (56 lat). Cieszymy się, że na 600-łecie Chrztu Litwy został wyniesiony na ołtarze ten syn ludu litewskiego, bo z ludu litewskiego pochodził, ten syn narodu litewskiego, wielki syn, a równocześnie wielki syn Kościoła Chrystusowego. Związany przez swoje narodzenie i przez swój ą posługę z własnym narodem, jest także związany z Polską, z Kościołem w Polsce, w szczególności z niektórymi diecezjami polskimi. Mam tu na myśli Kielce, gdzie się przygotowywał do kapłaństwa i chociaż został wyświęcony na kapłana w Petersburgu, to został wyświęcony na kapłana diecezji kieleckiej, pozostawał w łączności z tą diecezją dotąd, aż przez śluby zakonne w Zgromadzeniu Marianów związał się z tym zgromadzeniem, przestając być kapłanem diecezjalnym. Był także biskupem wileńskim, po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku, powołany na to stanowisko przez Stolicę Apostolską za sprawą ówczesnego wizytatora apostolskiego w Polsce, a także i na Litwie, Achillesa Ratti, późniejszego papieża Piusa XI. Postać bliska, bliska nam nie tylko w znaczeniu historycznym, bliska nam w czasie, ale bliska nam przede wszystkim przez to, że był uczestnikiem wydarzeń, dziejów; najbardziej przez to, że był mężem Bożym, przez jego świętość. Wiemy, że jest odnowicielem zakonu Księży Marianów i wspólnie z tym Zgromadzeniem radujemy się wszyscy zarówno na Litwie, jak i w Polsce oraz wśród emigracji, gdzie marianie pracują, spełniaj ą swój ą misję zakonną i apostolską. Radujemy się wszyscy z beatyfikacji Jerzego, arcybiskupa a zarazem marianina i odnowiciela Zgromadzenia Marianów w naszym stuleciu.
Zasłynął jako apostoł dzieci i wspólnot osób świeckich. Dzięki katechizowaniu dzieci mógł wypełnić swoje młodzieńcze pragnienie zostania nauczycielem. W 1872 r., aby ułatwić pracę katechetom, ułożył i wydał Praktyczny przewodnik katechety. Wydawał także gazetę Santa Teresa de Jesús. Zatroszczył się także o dzieci nie uczęszczające do szkoły, organizując dla nich “szkółki niedzielne”, gdzie uczyły się pisać i czytać. Ofiarne apostolstwo umiejętnie łączył z głębokim życiem modlitwy. Bogate doświadczenie w życiu wewnętrznym pozwalało mu skutecznie prowadzić do Boga liczne osoby.
W 1873 r., zachwycony głębią myśli św. Teresy od Jezusa, założył stowarzyszenie katolickiej młodzieży żeńskiej. Postawił mu za cel troskę o ewangeliczne wychowywanie kobiet – przyszłych matek. Rozwijało się ono bardzo szybko – po roku liczyło już ok. 700 członkiń, a w osiem lat później – blisko 140 tysięcy w całej Hiszpanii. Dla potrzeb Towarzystwa Henryk napisał książkę Kwadrans – zbiór krótkich medytacji przeznaczonych dla młodzieży.
W 1876 r. powołał do życia także nowe zgromadzenie – Towarzystwo św. Teresy od Jezusa. Pragnął, by siostry mogły zdobywać odpowiednie przygotowanie naukowe i pedagogiczne do opieki nad dziewczętami. W 1890 r. zgromadzenie liczyło blisko 300 osób; sto lat później liczba profesek wzrosła do dwóch tysięcy.
Utrudzony cierpieniem i różnorakimi próbami, także ze strony władz kościelnych, zmarł na atak serca w Gilet w Walencji w nocy z 27 na 28 stycznia 1896 roku. W 1908 r. trumnę z jego szczątkami przeniesiono do domu jego zgromadzenia w Tortosie. Jego beatyfikacji w 1979 r. i kanonizacji w 1993 r. dokonał papież św. Jan Paweł II.
Szczepan Praśkiewicz OCD – Mało znani święci Karmelu z okresu pontyfikatu Jana Pawła II – 1. ŚW. HENRYK DE OSSÓ Y CERVELLÓ
1. ŚW. HENRYK DE OSSÓ Y CERVELLÓ
Urodzony nazajutrz po liturgicznym wspomnieniu św. Teresy od Jezusa, 16 października 1840 r., Henryk de Ossó y Cervelló [4], jakkolwiek nie był karmelitą bosym, to jednak należy do największych terezjanistów hiszpańskich minionego stulecia [5]. Jako najmłodszy syn katalońskich rolników Jaime de Ossó i Michaleli Cervelló, spędził on dziecięce lata razem z dwojgiem rodzeństwa pośród winnic i oliwkowych gajów rodzinnego miasteczka Vinebre. Jego pobożna matka bardzo pragnęła, aby Henryk został księdzem. Syn marzył natomiast o pracy nauczycielskiej. Odmiennie myślał ojciec, który chciał, by Henryk zrobił karierę kupiecką, i z tą myślą wysłał go w 1851 r. do Quinto de Ebro, 150 km od domu rodzinnego, aby pomagał swemu wujowi w prowadzeniu sklepu, wdrażając się tym samym w kupieckie rzemiosło. Tam rozpoczyna on naukę i równocześnie pracuje w sklepie. Po roku czyni to samo w Reus, ważnym gospodarczym ośrodku katalońskim, gdzie ojciec umieszcza go u kupca Piotra Ortal, aby zdobył zawód na przyszłość.
Ojcowskie plany przekreśla jednak zaraza cholery, która zbiera w tym czasie w Katalonii obfite żniwo śmierci. Umiera m.in. matka Henryka. Przed śmiercią zdradza mu ona, że całe życie modliła się o to, aby został księdzem. Jest to rok 1854, Henryk liczy 14 lat. Od pewnego czasu rozczytuje się w dziełach św. Teresy od Jezusa, których egzemplarz otrzymał od ciotki w Reus. Jego ojciec nie dopuszcza jednak myśli o kształceniu młodszego syna na księdza i nakazuje mu pozostać u kupca w Reus. Henryk, zachęcony przykładem wielu świętych, w życiorysach których się rozczytuje, i przekonany, że ma prawo decydować o sobie, skoro nie może się uczyć, by zostać księdzem, postanawia służyć Bogu jako pustelnik. Pisze list pożegnalny do ojca, rozdaje uboższym od siebie zbędną odzież, opuszcza dom kupca Ortal, i o żebraczym chlebie udaje się do sanktuarium Matki Bożej Patronki Katalonii w Monserrat. Odnajduje go tam starszy brat, który obiecuje mu pomoc i nakłania do powrotu do domu.
Teraz, pod presją krewnych, ojciec pozwala Henrykowi na wstąpienie do seminarium w Tortosie, gdzie rozpoczyna on najpierw naukę w zakresie szkoły średniej, a potem studium filozofii i teologii. Niektóre przedmioty z tej ostatniej dyscypliny studiuje w Barcelonie, przemysłowej stolicy Katalonii, gdzie styka się na co dzień z poważnymi problemami świata robotniczego. 21 września 1867 r. otrzymuje w Tortosie święcenia kapłańskie, i udaje się z prymicjami do Monserrat, aby w narodowym sanktuarium katalońskim zawierzyć swoje kapłaństwo Matce Chrystusa.
Początki jego posługi kapłańskiej zbiegają się z nader trudnym okresem społecznopolitycznym w Hiszpanii, a właściwie i w całej Europie. Masoneria i skrajni liberałowie, natchnieni ideami rewolucji francuskiej, oskarżają Kościół, że broni zażarcie „starego porządku”. Gdy dochodzą oni do władzy, ograniczają zakres jego działalności, zwłaszcza w sektorze oświatowo-wychowawczym. W rok po święceniach kapłańskich Henryka wybucha w jego ojczyźnie tzw. „rewolucja wrześniowa”: likwiduje i ograbia się klasztory, wprowadza się zakaz składnia ślubów zakonnych, zostają upaństwowione majątki kościelne, aresztuje się wielu biskupów, wśród których także ordynariusza Tortosy. Gmach seminarium tego miasta zajmuje rada rewolucyjna.
Młody ks. Henryk przeżył cały ten niespokojny czas w swoim rodzinnym Vinebre, oddając się posłudze kapłańskiej, przede wszystkim katechizacji, do której był szczególnie predysponowany. Jak podkreślają biografowie, dzieci przepadały za nim, a on z nimi czuł się w swoim żywiole. W dzieciństwie marzył o tym, by być nauczycielem; i teraz był nie tylko nauczycielem, ale i kapłanem. Udzielał się w katechizacji jeszcze jako kleryk. Wszystko to sprawiło, że gdy w końcu 1868 r. biskup Tortosy powrócił do diecezji, mianował ks. Henryka profesorem w seminarium i odpowiedzialnym za katechizację z ramienia kurii diecezjalnej. Była to nominacja bardziej niż trafna, wręcz opatrznościowa. Henryk de Ossó uważał bowiem katechizację dzieci i młodzieży za najważniejszy środek rechrystianizacji społeczeństwa; tego społeczeństwa, które – jak sam napisał – „zestarzało się, zasłabło w nim światło wiary, wygasł też w nim płomień miłości”. W jego przekonaniu odrodzenie Kościoła i odrodzenie społeczeństw należało zacząć od dzieci: „wszystko zależy od pierwszych lat życia człowieka. Co się pozna jako pierwsze, zapomina się jako ostatnie”. Dlatego pragnął, aby wszystkie dzieci były objęte katechizacją, i już w pierwszym roku pełnienia swego obowiązku wydał diecezjalny regulamin katechizacyjny. Proponował, aby każda katecheza była dobrze przygotowana i ożywiana śpiewem pieśni religijnych. Sugerował też nagradzanie najpilniejszych uczniów. Katechizacja odbywała się w kościołach, bo w szkołach na nią nie pozwalano. W 1872 r., w celu ułatwienia katechetom ich pracy, którą znał z własnego doświadczenia, opublikował Praktyczny przewodnik katechety,a w rok później założył stowarzyszenie katolickiej młodzieży żeńskiej pod patronatem Niepokalanego Poczęcia NMP i św. Teresy. Miało ono służyć odrodzeniu rodziny katolickiej poprzez wychowanie przyszłych matek, w myśl jego powiedzenia: „świat zawsze był takim, jakim uczyniły go kobiety”. Rozumowanie ks. Henryka inspirowało się pismami Teresy z Avila: „Świat współczesny, podobnie jak świat św. Teresy, płonie żarem. Oto chcieliby na nowo zasądzić na śmierć Chrystusa! (…) Uratować go może jedynie kobieta, która jest sercem rodziny. Mocy kobiety katolickiej nic się nie oprze. A źródłem jej ogromnej mocy powinny być: codzienny kwadrans modlitwy medytacyjnej, częsta Komunia św., lektura pism św. Teresy”. [6] Stowarzyszenie rozwijało się bardzo szybko. Po dziesięciu latach istnienia liczyło 140 tysięcy człon kiń. Założyciel przygotował dla jego potrzeb kilka podręczników: El quatro de hora de oración(Kwadrans modlitwy), tj. zbiór krótkich rozważań, opartych na życiu Chrystusa, przeznaczonych dla matek i dorastających dziewcząt; Rebañito del Niño Jesús (Trzódka Dzieciątka Jezus) dla dzieci, oraz Viva Jesús(Niech żyje Jezus), także dla dzieci. W październiku 1872 r. zaczął on ponadto wydawać poczytny miesięcznik Santa Teresa de Jesús, w którym propagował doktrynę terezjańską, informował o życiu Kościoła i komentował dokumenty papieskie, m.in. słynną wówczas encyklikę Rerum NovarumLeona XIII, stanowiącą wielką kartę w historii katolickiej nauki społecznej.
W 1876 r. Henryk de Ossó, wprawdzie z mniejszym skutkiem, założył także męskie stowarzyszenie pw. św. Józefa („Hermandad Josefina”), a następnie, inspirując się zawsze doktryną terezjańską, przygotował fundamenty pod fundację żeńskiego zgromadzenia zakonnego – Compania de Santa Teresa -(Towarzystwo św. Teresy), którego siostry, dobrze przygotowane pod względem pedagogicznym i naukowym, miały podejmować dzieło katolickiego wychowania dzieci i młodzieży. 1 stycznia 1879 r. grupa pierwszych ośmiu sióstr złożyła na jego ręce śluby zakonne w kaplicy św. Pawła w Tarragonie. Za 10 lat zgromadzenie liczyło już 184 zakonnice profeski, prawie 80 nowicjuszek i 11 postulantek, i dzieliło się na 3 prowincje. Szkoły i kolegia prowadzone przez siostry w wielu miastach cieszyły się wielkim uznaniem. Tak jest do dzisiaj, gdy zgromadzenie, cieszące się prawami papieskimi i agregowane do Zakonu Karmelitów Bosych, liczy 1874 członkinie i 190 wspólnot w 21 krajach [7].
Bogata działalność Henryka de Ossó miała zawsze charakter duszpasterski i katechizacyjny. Gdzie nie mógł dotrzeć on sam, docierały jego liczne duszpasterskie publikacje i pomoce katechetyczne. Rozmiłowany w orędziu terezjańskim, podobnie jak jego wielka Mistrzyni, Teresa de Ahumada, wyczuwał doskonale potrzeby swoich czasów i nie szczędzi sił, aby im zaradzić. W tym wszystkim źródłem jego mocy była głęboka przyjaźń z Chrystusem, umacniana wytrwałą modlitwą. Zgodnie z terezjańską duchowością Karmelu kochał i czcił Maryję, Matkę Chrystusa i Matkę Kościoła, i starał się przeżywać swą eklezjalną komunię z braćmi w całkowitej wierności Urzędowi Nauczycielskiemu. Na wzór matki Teresy, która umierała jako wierna córka Kościoła, zapragnął, aby po jego śmierci wyryto na płycie nagrobka jedynie słowa: „jestem synem Kościoła”.
Prawie co roku odwiedzał hiszpańskich karmelitów bosych, którzy dożywali swoich dni w jedynym klasztorze Półwyspu Iberyjskiego, dawnym eremie Desierto de las Palmas, usytuowanym na wybrzeżu śródziemnomorskim, naprzeciw Balearów, który (niczym nasz polski erem czerneński) jako jednyny ostał się przy życiu po kasacie z lat 1834-1837, i był klasztorem zbiorczym dla wszystkich zakonników, jakim udało się uniknąć sekularyzacji. Rozmawiał z nimi o dawnej świetności Zakonu w Hiszpanii, chętnie słuchał ich wypowiedzi o Matce Teresie, odprawiał swoje prywatne rekolekcje i wyznawał, że gdyby czasy były inne, tzn. gdyby funkcjonowało normalne życie zakonne, na pewno byłby karmelitą bosym. W sposób duchowy był nim ustawicznie.
Doświadczony różnymi życiowymi próbami, m.in. konfliktami z liberalistycznymi władzami cywilnymi, które likwidowały zakładane przez niego i przez siostry kolegia i szkoły, a także nieporozumieniami z przełożoną założonego przez niego zgromadzenia, jakkolwiek liczył tylko 56 lat, zmarł niespodziewanie na zawał serca w nocy z 27 na 28 stycznia 1896 r., podczas gdy przebywał na rekolekcjach w klasztorze ojców franciszkanów w Gilet koło Walencji. Tam też został pogrzebany na franciszkańskim cmentarzu. Do końca był twórczy i jeszcze z miejsca śmierci zredagował – jako założyciel – list okólny z radami dla spowiedników swoich sióstr z Towarzystwa św. Teresy od Jezusa.
W 1908 r. trumnę z jego doczesnymi szczątkami przewieziono do macierzystego domu zgromadzenia w Tortosie, a w latach następnych rozpoczęto proces beatyfikacyjny, który w 1956 r. przejęła i doprowadziła do szczęśliwego finału Postulacja Generalna Karmelitów Bosych. 15 maja 1975 r. odczytano w obecności papieża Pawła VI dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego, a Janowi Pawłowi II przypadło dokonać zarówno jego beatyfikacji jak i kanonizacji: pierwsza odbyła się 14 października 1979 r. w Rzymie, a druga 16 czerwca 1993 r. w Madrycie. Liturgiczne wspomnienie św. Henryka de Ossó y Cervelló obchodzi się w Karmelu i w diecezjach hiszpańskich w dniu 27 stycznia.
W homilii kanonizacyjnej Papież powiedział m.in.: „Jego ojciec chciał, aby został kupcem; on zaś, jak kupiec z ewangelicznej przypowieści, wybrał perłę największej wartości, bo samego Jezusa Chrystusa. Miłość Jezusa Chrystusa doprowadziła go do kapłaństwa i właśnie w posłudze kapłańskiej znalazł on drogę do pełnego utożsamienia się z Chrystusem i zaspokoił swoje pragnienie apostolstwa. Jako dobry żołnierz Jezusa Chrystusa(2 Tm 2,3) wziął udział w trudach Ewangelii i czerpał siły z łaski Bożej, by przekazywać innym mądrość, którą otrzymał. (…) Obok kapłaństwa rozwinął także swoje wielkie powołanie do nauczania. Nie tylko pomagał innym odkrywać mądrość ukrytą w Jezusie Chrystusie, ale dostrzegał potrzebę wychowywania ludzi, którzy też będą zdolni nauczać innych,jak pisze św. Paweł do Tymoteusza (2 Tm 2,2). Założone przezeń Towarzystwo św. Teresy od Jezusa ma tylko jeden cel: poznawać i miłować Chrystusa oraz tak postępować, aby i inni poznawali Go i kochali. (…) Dzięki pomocy pism św. Teresy od Jezusa Henryk de Ossó zrozumiał, że miłość Chrystusa musi stanowić centrum jego dzieła. (…) Przynaglony tą miłością służył swoją pracą najuboższym dzieciom, młodzieży robotniczej i wszystkim ludziom, bez względu na wiek i pozycję społeczną; w szczególny sposób skierował swą apostolską posługę ku kobiecie, świadom roli, jaką może ona odegrać w przekształcaniu społeczeństwa” [8].
[1] MERTON TOMASZ, Szukanie Boga,Kraków 1983, s. 35
[2] Cytat za: Karmel,2/1994, nr 51, s. 48.
[3] Zob. Życie Karmelu(Kraków), 6 (1998) 73.
[4] Il Beato Enrico de Ossó y Cervelló. A cura delta Postulazione, Roma 1979; SIMEON DE LA SAGRADA FAMILIA, Itinerario de una glorificación. La causa de beatificación y canonización de Don Enrique de Ossó, Burgos 1980.
[5] Zob. MACCA Valentin, Enrique de Ossó y Santa Teresa de Jesus.BAC popular 85, Madrid 1987, s. 51-64.
[6] Zarówno te jak i cytowane nieco wcześniej stwierdzenia czerpię z: ENRIQUE DE OSSÓ Y CERVELLÓ, Escritos,Barcelona 1976, s. 207 nn.
[7] Zob. Conspectus Ordinis Carmelitarum Diścalceatorum,Romae 1997, s. 312.
[8] L’Osservatore Romano,wyd. pol., nr 8-9/1993, s. 22-23 (gdzie na s. 25 znajduje się też krótki biogram św. Henryka).
http://karmel.elk.pl/czytelnia/55-malo-znani-swieci-karmelu.html?showall=&start=10
Jan Kochel
ŚWIĘCI KATECHECI
Św. Henryk de Ossóy Cervelló (1840-1896) – hiszpański kapłan, katecheta, pedagog i dziennikarz. Urodził się w Vinebre (Katalonia) jako najmłodsze z trojga dzieci Jakuba de Ossó i Micheli Cervelló. W 1854 r. rozpoczął studia w seminarium w Tortosie, które później kontynuował w Barcelonie. Święcenia kapłańskie przyjął we wrześniu 1867 roku. Szybko został wychowawcą i wykładowcą w seminarium w Tortosie. Tam rozpoczęła się jego bogata działalność pedagogiczna. Po kilku latach owocnej pracy formacyjnej, na własne życzenie opuścił seminarium i oddał się całkowicie duszpasterstwu. Był to okres szerzącego się w Hiszpanii antyklerykalizmu, liberalizmu i wpływu masonerii. Ksiądz Henryk de Ossó był przekonany, że wobec procesów laicyzacji musi wziąć na siebie zadanie obrony i propagowania „interesów Jezusa” wśród wiernego ludu. Swoją działalność skupił wokół katechezy. Organizował katechizację dla dzieci i młodzieży, zakładał stowarzyszenia religijne, popierał działalność szkół katolickich. Uważał, że tylko przez własną formację człowiek może zmienić świat i przybliżyć się do Boga. W 1876 roku założył Towarzystwo św. Teresy od Jezusa – zgromadzenie żeńskie, którego celem było chrześcijańskie nauczanie i wychowanie dzieci i młodzieży. Był spowiednikiem i kierownikiem duchownym dla wielu osób, a zwłaszcza dla młodych nauczycieli i wychowawców.
Wcześnie dostrzegł siłę oddziaływania słowa pisanego, dlatego rozpoczął wydawać pismo „Santa Teresa de Jesús”, które zdobyło sobie dużą popularność. Był także autorem wielu prac o charakterze ascetycznym i pedagogicznym, z których najbardziej znana nosi tytuł „Kwadrans modlitwy”.
Święty Henry de Ossó jest pięknym wzorem osobowym dla współczesnych duszpasterzy i katechetów. Jego życie i działalność powinny im uświadomić, że „pierwszym celem nowej ewangelizacji, do której jesteśmy powołani, musi być urzeczywistnianie wśród wiernych ideału świętości, przejawiającej się w świadectwie wiary i w miłości bez granic, okazywanej w codziennym życiu poprzez konkretne czyny” .
Bł. Małgorzata Bays (1815-1879) – świecka katechetka. Urodziła się w La Pierraz w Szwajcarii. Jej rodzice byli rolnikami. Małgorzata całe życie spędziła ze swoją rodziną, opiekując się rodzeństwem, pracując jako krawcowa i wykonując różnorakie prace domowe. Prowadziła życie ciche i spokojne, przepojone osobistą pobożnością. Jako osoba obdarzona zdolnościami pedagogicznymi zaangażowała się w katechizację dzieci i młodzieży w swojej rodzinnej parafii. Nauczała podstawowych prawd wiary i codziennej modlitwy. Odwiedzała też chorych, prowadziła dzieła misyjne i upowszechniała prasę katolicką.
Jej aktywna działalność została przerwana w wieku 35 lat, kiedy zachorowała na raka. Gdy pomoc lekarzy okazała się bezowocna, zwróciła się z prośbą o uzdrowienie do Matki Bożej. I została wysłuchana dokładnie w dniu, w którym papież Pius IX ogłosił dogmat o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny (8 grudnia 1854 r.). Jednocześnie otrzymała dar stygmatów.
Bł. Małgorzata jest wzorem dla współczesnych katechetek, które często kosztem wielu wyrzeczeń i ofiar służą swoim wychowankom.
Bł. Franciszek Stryjas (1882-1944) – świecki katecheta, jeden z 108 polskich Męczenników okresu II wojny światowej. Urodził się w Popowie. Od swoich rodziców, Marcina i Antoniny, otrzymał elementarne wykształcenie i przykładne wychowanie religijne. Sam nauczył się czytać i pisać. Od wczesnej młodości marzył, by zostać nauczycielem religii.
Poślubił Józefę Kobyłkę, z którą miał siedmioro dzieci. Po jej nagłej śmierci ożenił się z Józefą Leiman. Bezpośrednio przed wybuchem wojny rodzina Stryjasów zamieszkała we wsi Trokomyśle (diecezja kaliska). Gdy w 1940 r. wywieziono z Chełmc i z kilku sąsiednich wiosek księży do obozu koncentracyjnego w Dachau, Franciszek rozpoczął konspiracyjne nauczanie religii. W domach prywatnych zorganizował stałe punkty katechetyczne, w których przygotowywał dzieci do I Komunii św. Pan Stryjas katechizował dwa razy w tygodniu, z narażeniem życia, troszcząc się o rozwój życia religijnego powierzonych mu dzieci. Nigdy nie liczył na wynagrodzenie.
20 lipca 1944 r. Franciszek otrzymał wezwanie na posterunek żandarmerii w Opatówku. Mimo ostrzeżenia przyjaciół, którzy doradzali mu ucieczkę, oddał się w ręce hitlerowców. Oskarżono go o tajne nauczanie i prowadzenie działalności politycznej. Zmarł zamęczony przez gestapo 31 lipca 1944 r. Pogrzeb Franciszka Stryjasa stał się patriotyczną manifestacją i wyrazem wdzięczności za jego ofiarny trud i religijne wychowaniu dzieci.
Ks. Jan Kochel
Copyright © by Gość Niedzielny (48/99)
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/T/TA/TAK/gn_religia_5.html#
**************************************************************************************************************************************
ks. Stanisław Łucarz SJ
W sidłach zła
1 Sm 16, 23
To niezwykła scena: Dawid grający na cytrze i słuchający go król Saul. Saul żyje w udręce, bo oddalił się od Boga, postawił na siebie samego i przez to stał się zakładnikiem złego ducha. Ciągle towarzyszy mu niepokój, przechodzący czasami w lęk i wściekłość, bo ta udręka staje się nie do zniesienia. Czemu jednak tak jest? Skoro Saul jest w mocy złego ducha, to przecież ten duch powinien traktować go dobrze i posługiwać się nim jako swym narzędziem. Czemu zły duch niszczy swe ludzkie narzędzia? Odpowiedź jest prosta: człowiek stworzony jest na obraz Trójjedynego Boga, który jest Miłością. Zły duch natomiast to przeciwieństwo miłości. On żyje nienawiścią. Tradycja Kościoła nazywa go wprost nieprzyjacielem natury ludzkiej, bo najgłębszą naturą człowieka jest kochać i być kochanym. Już w tym momencie, gdy zły duch dotyka człowieka, pojawia się dysonans. Tym bardziej kiedy go opanowuje jak w przypadku Saula. Wtedy życie człowieka staje się kakofonią — karykaturą harmonii.
Z Dawidem jest przeciwnie, bo w nim obecny jest Duch Pana — duch Miłości. Dlatego Dawid jest spokojny i promieniuje harmonią. Słudzy Saula starają się pomóc swemu władcy — przywrócić mu harmonię. Ktoś radzi, że najlepszym sposobem będzie gra na cytrze. Nie przypadkiem okazuje się, że najlepiej na cytrze gra właśnie Dawid. Owa gra Dawida to nie tylko muzyczna wirtuozeria. To wyraz głębokiej harmonii, jaką on nosi w sobie. Dawid, owszem, jest artystą, ale harmonia, którą wydobywa z instrumentu, płynie z jego wnętrza. To harmonia, którą rezonuje jego dusza pod wpływem Bożego Ducha.
terapia duchowa
Psalm 42 mówi: Przepaść przyzywa przepaść hukiem swych wodospadów. To przepaść ludzkiego serca spragnionego miłości przyzywa przepaść Boga, która jest samą Miłością. Jeśli te przepaści się spotkają, człowiek doświadcza pełni. Jeśli nie, zieje w nim pustka. Tej przepastnej pustki doświadcza Saul i wszyscy jemu podobni. Z jednej strony ma wszystko, czego może życzyć sobie człowiek tego świata: władzę, dostatek, przyjemności; z drugiej trawi go wewnętrzny niepokój, który to wszystko zaprawia goryczą bezsensu.
Harmonia grającego Dawida udziela się, owszem, Saulowi, ale na krótko — jakby go na moment egzorcyzmowała. Słuchając gry Dawida, król uspokaja się, ale to spokój tylko chwilowy, bo serce Saula pozostaje niezmienione. Niepokój szybko powraca. Prawdziwego pokoju bowiem — Bożego pokoju — nie da się uzyskać przez wpływ zewnętrzny. To wnętrze — serce — musi się przemienić. U Saula przemiana ta nie następuje. Jest wręcz coraz gorzej. Z czasem Saul staje się agresywny także w stosunku do samego Dawida. Dwukrotnie, gdy ten gra na cytrze, próbuje przebić go dzidą. Tekst natchniony mówi, że Saul bardzo bał się Dawida. Ale dlaczego? Nie miał przecież po temu powodów. Dawid był lojalny wobec króla i co więcej, nie dysponował żadnymi środkami przemocy, żeby mu zagrozić. Skąd więc ten strach? Diagnoza autora natchnionego jest prosta i brzmi niemal jak refren: bo Pan był z [Dawidem], a od Saula odstąpił.
Zło jest brakiem dobra — pisał ongiś św. Augustyn. Ostatecznie jest ono brakiem Boga w człowieku. Jest jakby zahipnotyzowane sobą samym — dlatego wszędzie widzi zło i próbuje je złem zdusić. Człowiek opanowany przez nie wpada w spiralę samozniszczenia, niszcząc i innych. Saul jest tego przykładem i zarazem ostrzeżeniem.
opr. ab/ab
Copyright © by Posłaniec
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/P/PR/poslaniec2015_01_saul.html
PLASTER MIODU. Psalm 4: Przełykając ślinę
PSALM 4
Modlitwa i napomnienie
1 Kierownikowi chóru. Na instrumenty strunowe. Psalm. Dawidowy.
2 Kiedy Cię wzywam, odpowiedz mi,
Boże, co sprawiedliwość mi wymierzasz.
Tyś mnie wydźwignął z utrapienia –
zmiłuj się nade mną i wysłuchaj moją modlitwę!
3 Mężowie, dokąd będziecie sercem ociężali?
Czemu kochacie marność i szukacie kłamstwa?
4 Wiedzcie, że Pan mi okazuje cudownie swą łaskę,
Pan mnie wysłuchuje, ilekroć Go wzywam.
5 Zadrżyjcie i nie grzeszcie,
rozważcie na swych łożach i zamilknijcie!
6 Złóżcie należne ofiary
i miejcie w Panu nadzieję!
7 Wielu powiada: „Któż nam ukaże szczęście?”
Wznieś ponad nami, o Panie, światłość Twojego oblicza!
8 Wlałeś w moje serce więcej radości
niż w czasie obfitego plonu pszenicy i młodego wina.
9 Gdy się położę, zasypiam spokojnie,
bo Ty sam jeden, Panie,
pozwalasz mi mieszkać bezpiecznie.
http://www.nonpossumus.pl/ps/Ps/4.php