IV NIEDZIELA ADWENTU, ROK B
ANTYFONA DO NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY
Ratuj nas, opiekuj się sługami Twoimi.
Wprowadzenie do liturgii
DLA BOGA NIE MA NIC NIEMOŻLIWEGO
Gdy uczyłem w szkole, to jednym z trudniejszych tematów rozmów z młodzieżą było Zwiastowanie. Pytano: „Jak mogło się to stać bez udziału ojca?”, „Czy rozmowa z aniołem wystarczyła?”, „Co na to rodzice tej młodej dziewczyny?”. Wszystko dla nich było albo za trudne, albo śmieszne. Bo przecież dzisiaj „o tych sprawach” mówi się bardzo konkretnie, jasno i niestety często dość wulgarnie.
A jak wytłumaczyć Zwiastowanie nam, ludziom dorosłym? Uważam, że odpowiedzią na wszystkie pytania w tej materii są ostatnie słowa archanioła Gabriela do Maryi: „Dla Boga nie ma nic niemożliwego”.
Bóg może wszystko – stworzył świat z niczego, stworzył człowieka z prochu ziemi… i można by tak jeszcze długo wymieniać. Zwiastowanie jest konsekwencją Jego miłości do człowieka i to tej miłości zawdzięczamy obecność Jezusa na ziemi. Bóg chce, by Jego Syn był taki jak my – po to, by nas zbawić.
Młodzieży te słowa posłańca Bożego raz wystarczały, a raz nie. Musieli je przyjąć jako ostateczny argument, bo nie był on moim kapłańskim argumentem, ale „Boskim”.
Dzisiaj słowa archanioła Gabriela winny być dla nas nadzieją, że Boża moc sprawi, iż czasy będą lepsze, ludzie inni, dzieci grzeczniejsze, domy spokojne, rodziny szczęśliwsze itd. To prawda – Bóg może to sprawić, ale nie zrobi tego bez naszej pomocy. Tak jak Maryja stała się Bożą „pomocnicą” w dziele zbawienia, tak każdy z nas może czasem ludziom, dzieciom, rodzinom wlać więcej miłości, ciepła, życzliwości, oczywiście z Bożą pomocą, bo „dla Boga nie ma nic niemożliwego”.
ks. Krzysztof Stosur
Adwent ma swoich przewodników, którzy pomagają w odbyciu duchowej drogi wiodącej do spotkania z Jezusem. Na początku liturgia postawiła przed nami proroka Izajasza, kolejne dwa tygodnie to wędrówka z Janem Chrzcicielem. W ostatnim tygodniu Adwentu Kościół wskazuje na Maryję, tę, która wydała na świat Zbawiciela.
PIERWSZE CZYTANIE (2 Sm 7,1-5.8b-12.14a.16)
Historia zbawienia wypełnia się zgodnie z odwiecznymi zamysłami Pana Boga. To On wybiera sobie współpracowników i nimi kieruje. Przekonał się o tym król Dawid. Dzisiejszy psalm jest dalszą opowieścią o Dawidzie. Na tle jego historii wyraźnie rysuje się zapowiedź przyjścia Chrystusa.
Królestwo Dawida będzie trwało wiecznie
Czytanie z Drugiej księgi Samuela.
Lecz tej samej nocy skierował Pan do Natana następujące słowa: „Idź i powiedz mojemu słudze, Dawidowi: To mówi Pan: »Czy ty zbudujesz mi dom na mieszkanie? Zabrałem cię z pastwiska spośród owiec, abyś był władcą nad ludem moim, nad Izraelem. I byłem z tobą wszędzie, dokąd się udałeś, wytraciłem przed tobą wszystkich twoich nieprzyjaciół. Dam ci sławę największych ludzi na ziemi. Wyznaczę miejsce mojemu ludowi, Izraelowi, i osadzę go tam, i będzie mieszkał na swoim miejscu, a nie poruszy się więcej, a ludzie nikczemni nie będą go już uciskać jak dawniej. Od czasu kiedy ustanowiłem sędziów nad ludem moim izraelskim, obdarzyłem cię pokojem ze wszystkimi wrogami. Tobie też Pan zapowiedział, że ci zbuduje dom. Kiedy wypełnią się twoje dni i spoczniesz obok swych przodków, wtedy wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo. Ja będę mu Ojcem, a on będzie Mi synem.
Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki«”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 89,2-3.4-5.27 i 29)
List do Rzymian zakończony jest dostojnym hymnem pochwalnym na cześć Boga. Podsumowuje on naukę św. Pawła skoncentrowaną na osobie Jezusa Chrystusa. Ten, który był zapowiedziany w proroctwach i wydarzeniach Starego Testamentu, otwiera teraz wszystkim narodom drogę do Boga.
Refren:Na wieki będę sławił łaski Pana.
Na wieki będę sławił łaski Pana, *
moimi ustami będę głosił Twą wierność przez wszystkie pokolenia.
Albowiem powiedziałeś: „Na wieki ugruntowana jest łaska”, *
utrwaliłeś swą wierność w niebiosach.
„Zawarłem przymierze z moim wybrańcem, *
przysiągłem mojemu słudze Dawidowi:
Utrwalę twoje potomstwo na wieki *
i tron twój umocnię na wszystkie pokolenia”.
On będzie wołał do Mnie: „Ty jesteś moim Ojcem *
moim Bogiem, opoką mego zbawienia”.
Na wieki zachowam dla niego łaskę *
i trwałe będzie moje z nim przymierze.
DRUGIE CZYTANIE (Rz 16,25-27)
List do Rzymian zakończony jest dostojnym hymnem pochwalnym na cześć Boga. Podsumowuje on naukę św. Pawła skoncentrowaną na osobie Jezusa Chrystusa. Ten, który był zapowiedziany w proroctwach i wydarzeniach Starego Testamentu, otwiera teraz wszystkim narodom drogę do Boga.
Tajemnica ukryta dla dawnych wieków została objawiona
Czytanie z Listu świętego Pawła Apostoła do Rzymian.
Temu, który ma moc utwierdzić was zgodnie z Ewangelią i moim głoszeniem Jezusa Chrystusa, zgodnie z objawioną tajemnicą, dla dawnych wieków ukrytą, teraz jednak ujawnioną, a przez pisma prorockie na rozkaz odwiecznego Boga wszystkim narodom obwieszczoną, dla skłonienia ich do posłuszeństwa wierze, Bogu, który jedynie jest mądry, przez Jezusa Chrystusa, niech będzie chwała na wieki wieków. Amen.
Oto słowo Boże.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 1,38)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Oto ja służebnica Pańska,
niech Mi się stanie według twego słowa.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Łk 1,26-38)
Wiara Maryi i jej całkowite zawierzenie się woli Ojca dały początek największemu wydarzeniu w dziejach świata. Oto pocznie i porodzi Syna! Dziewica poślubiona Józefowi – mężowi z królewskiego rodu Dawida – zgodziła się przyjąć Boga do swojego życia. Odtąd życie to będzie z Nim związane w sposób jedyny i niepowtarzalny, tak jak życie dziecka jest związane z życiem swojej matki.
Maryja pocznie i porodzi Syna
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.
Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski. Pan z Tobą”.
Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.
Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego ojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.
Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”.
Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.
Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Obdarowana ponad miarę
Maryja obdarowana przez Boga. Obdarowana ponad miarę – łaski pełna. Obdarowana Jezusem – Słowem Wcielonym. Takie obdarowanie budzi lęk. Jak to możliwe? Dlatego Bóg słowami Gabriela zaprasza Ją do ufności: „Nie bój się, Maryjo, bo Bóg Cię obdarzył łaską”. Maryja przestaje się lękać, bo powierza się miłości Boga: „Tam, gdzie jest miłość, nie ma lęku, doskonała miłość odrzuca lęk” (1 J 4, 18). Ona, która doświadcza umiłowania ponad miarę i zostaje wypełniona Bożą łaską, pokornie zawierza się otrzymanemu darowi: „Jestem służebnicą Pana; niech mi się stanie według twego słowa”.
Jezu, ja także jestem obdarowany ponad miarę. Ojciec dał mi Ciebie a wraz z Tobą wszelkie łaski i nieskończoność swojego przebaczenia. Oto ja, Panie, niechaj Twoje słowo spełnia się w moim życiu.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html?data=2014-12-21
*******
Katecheza
Ratowanie dziecięcej wrażliwości
Współczesne zabawki znacznie różnią się od tradycyjnych. Miejsce uroczych lalek i pluszowych misiów coraz częściej zajmują czarownice i upiory.
Zabawka, jak sama nazwa wskazuje, ma służyć do zabawy, ale również przyczyniać się do rozwoju dziecka. Każda z nich czegoś uczy i przygotowuje do pełnienia określonych ról społecznych. Kiedy wybieramy jakąś zabawkę, powinniśmy pamiętać o tym, że dziecko przenosi swoje „zabawowe” doświadczenia na relacje z rodzicami i rówieśnikami.
Rynek zdaje się jednak zapominać o tych faktach i rządzi się swoimi prawami. Twórcy artykułów dla dzieci proponują to, co jest modne, ale niekoniecznie dobre. Kieruje nimi przede wszystkim chęć zysku. Obecnie bardzo modne są np. serie lalek Monster High. W ich przypadku mamy do czynienia z odwróceniem archetypów, prawzorów. To, co złe i brzydkie, ukazywane jest jako miłe i atrakcyjne. Pamiętamy, że w literaturze mieliśmy do czynienia z postaciami magicznymi i strasznymi, ale wiedzieliśmy, że są to bohaterowie negatywni. Dziś jest na odwrót. Dzieci ciągle uczą się przez zabawę, ale czego pozytywnego mogą nauczyć ich lalki-wilkołaki, zmory, upiory i straszydła? Takie zabawki na pewno nie otwierają na dobro i piękno.
Masowa akcja „zarażania” brzydkimi zabawkami trwa w najlepsze. Nie dajmy się przekonać o tym, że „to tylko zabawa” i że „wszyscy to mają”. Niektóre współczesne zabawki i bajki oraz nadruki na koszulkach (np. z trupimi czaszkami i potworami) nie inspirują pozytywnie. Łatwo da się zaobserwować, że kontakt z tym, co brzydkie, straszne i niebezpieczne, rodzi złość, impulsywność oraz agresywne zachowania.
Kiedy syn czy córka domagają się niebezpiecznej zabawki, nie ograniczajmy się tylko do zabraniania. Dyskutujmy i pokazujmy, dlaczego dana rzecz nie przyniesie im korzyści. Odwołujmy się do empatii, współodczuwania dziecka. Pytajmy, czy chciałoby wyglądać i zachowywać się tak, jak postać, którą chce się pobawić. Cierpliwie tłumaczmy, że nie musimy mieć wszystkiego, co jest reklamowane w telewizji. Nie pozwólmy, by nasze dziecko pozbawiono wrażliwości na zło i brzydotę. Uczmy, że wszystko nam wolno, ale nie wszystko przynosi korzyść (por. 1Kor 10,23).
Małgorzaty Więczkowskiej, pedagoga i medioznawcy, wysłuchała Agnieszka Wawryniuk
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/890/part/3
******
Rozważanie
Bywa, że wewnętrznie czujemy potrzebę uczynienia czegoś dobrego, ale powstrzymujemy się i nie idziemy za głosem tego natchnienia. Powody są różne. Czasem jest to obawa przed opinią otoczenia, innym razem nasze wygodnictwo i niechęć do zrobienia czegoś, co wiąże się z wyjściem poza szereg. Nie jest łatwo zrezygnować z utartych schematów działania i wypracowanego od lat stylu myślenia. Maryja została przez Boga zaproszona do uczestnictwa w dziele zbawienia. Zgoda na macierzyństwo odmieniała Jej życie o 180 stopni. Musiała jako niedoświadczona dziewczyna stawić czoła wielu trudnościom. Miała jednak świadomość, że uczestniczy w czymś wielkim i wypełnia wolę Bożą. Chciała temu poświęcić swoje życie. Nie lękajmy się wzorem Maryi iść za głosem dobrych natchnień, szczególnie jeśli wymagają od nas nawrócenia. Możemy być pewni, że pochodzą one od Boga.
Jestem służebnicą Pana;
niech mi się stanie według twego słowa.
Łk 1, 38
Rozważania zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
wydawanego przez Edycję Świętego Pawła
http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/890/part/4
********
Podobnie jak król Dawid pragniemy zbudować Bogu świątynię. Żeby było wiadomo, gdzie jest, gdzie Go można znaleźć. Świątynię piękną i trwałą, na miarę naszych możliwości i naszego wyobrażenia o wielkości Boga. Budujemy ją z najbardziej wzniosłych pojęć, subtelnych poruszeń serca, tkamy misterne zasłony definicji. Tu będziesz, mówimy do Boga, i na chwilę czujemy się bezpiecznie. Ale Bóg się wymyka, nie może usiedzieć na miejscu. Jest wszędzie. „Z nami”.
********
„Oto poczniesz i porodzisz…”
Na ogół gdy rozważamy tę ewangelię kładziemy główny nacisk na Maryję, na Jej pobożność i posłuszeństwo, pokorę i zaufanie do Boga. Faktycznie, jest to dla nas niedościgniony, a zarazem bardzo czytelny wzór wiary: wiary wyrastającej z modlitwy, wrażliwości na Boże Słowo, zaufania do Boga, posłuszeństwa, a w dodatku wiary zrealizowanej praktycznie i konkretnie w życiu, a nie tylko w teorii. Jest się czego uczyć.
Ale często w tym naszym zapatrzeniu w Maryję pomijamy to, co jest w Niej, albo raczej dla Niej – najważniejsze. Albowiem ta Jej wiara nie była tylko godną podziwu cnotą samą dla siebie czy dla praktykowania sobie w celu większej pobożności. Była to bardzo konkretna forma Jej odniesienia do Boga, Jej postawy wobec Boga – wyrażająca się w myśleniu, decyzjach i działaniu. I prawdopodobnie Maryja bardzo by nie chciała, abyśmy zatrzymywali swoją uwagę tylko na Niej, nie idąc dalej do Boga.
Wyraziła to wprost w swoim hymnie uwielbienia – „Magnificat”: „Błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”. Zdaje sobie sprawę ze swej roli i wyniesienia, ale jeszcze lepiej wie, skąd się to wzięło. Oto właściwy tytuł do Jej chwały: Bóg, któremu wszystko zawdzięcza! Dlatego właśnie na wszystkich obrazach z Jasnogórską Ikoną na czele, jednoznacznie i wyraźnie wskazuje ręką na swojego Syna. To On jest najważniejszy, a Ona, jako Jego Matka, jest tylko pokorną Służebnicą Pańską. Całą swoją postawą, oczami, oddaniem, miłością wskazuje na źródło swojej świętości – na Boga!
Jeden z kapłanów głosił kiedyś kazanie w święto Niepokalanego Poczęcia i poświęcił je Jezusowi, jako sprawcy Jej uświęcenia od pierwszego momentu życia. Zaraz po odpustowej sumie przyszła do zakrystii jakaś pobożna niewiasta z ubolewaniem, że w kazaniu było za mało o Maryi, a za dużo o Panu Jezusie. Mądry ksiądz odpowiedział jej na to, że Maryja na pewno bardzo się ucieszyła, że mówi się o Jej Synu, bo Ona zawsze się cieszy, gdy ludzie kochają i mówią o Panu Jezusie. Przecież Ona dla Niego tylko żyła, Jemu i Jego dziełu się cała oddała i do Niego jedynie chce prowadzić ludzi, nie do siebie.
Na tym polega Jej wielkość: na wielkiej, pokornej służbie Bogu. I takiej wielkości chce nas nauczyć. I na tym właśnie polega prawdziwa pobożność maryjna: na naśladowaniu Maryi w Jej bezgranicznym zawierzeniu i oddaniu Bogu. Maryja jest jak piękny, kryształowy witraż, który prześwieca i przepuszcza światło słońca, dodając mu blasku i koloru. Ale czym byłby witraż bez słońca – szarą przybrudzoną szybą. Maryja nie chce skupić naszej uwagi na sobie, lecz wyraźnie wskazuje na Boga. Popatrzmy więc i my w tym samym kierunku co Ona.
Kierunek ten wskazuje nam Archanioł Gabriel. „Ten, którego poczniesz i porodzisz, będzie nazwany Synem Najwyższego. Będzie wielki, a Bóg da Mu tron Dawida (czyli najwyższą mesjańską, królewską godność), da Mu panowanie na wieki nad wszystkimi wierzącymi (domem Jakuba). A stanie się to za sprawą samego Ducha Świętego”. Oto zadanie Maryi, które z taką wielkodusznością przyjęła. I właśnie w tym mamy Ją naśladować – w wielkodusznym oddaniu się Bogu do całkowitej dyspozycji. Maryja pokazała nam jak to zrobić. I pokazała także jak to potem wypełnić: w betlejemskiej szopie, w pośpiesznej drodze do Egiptu, w Nazarecie, w Jerozolimie, wreszcie na Golgocie, pod krzyżem. Oto Jej droga wiary. Spróbujmy iść z Nią.
Ks. Mariusz Pohl
********
Podzielić się własnym sercem
Zbliża się dzień, w którym podejdziemy do swoich bliskich i znajomych z ręką wypełnioną chlebem, by złożyć im życzenia. Dzieląc się opłatkiem, dzielimy się własnym sercem. Takie bowiem znaczenie posiada obrzęd dzielenia się wigilijnym chlebem. Warto przy tej okazji zastanowić się głębiej nad tajemnicą naszego serca. Chodzi o trzy prawdy.
Pierwsza dotyczy jego podziału. Serce ludzkie posiada zdumiewającą właściwość: rośnie i doskonali się wówczas, gdy dobrowolnie się rozdaje. Im więcej się dzieli, tym bardziej wzrasta. Taka jest jego natura.
W wigilijną noc wspominamy ten niepojęty gest Boga, który podzielił się z nami swoim własnym sercem, oddając w nasze ręce swego jedynego Syna. Ten zaś z kolei podzielił się z nami swoim sercem, zamieniając je w chleb i zapraszając do jedzenia: „Bierzcie i jedzcie z niego wszyscy…” Wspomnienie owej niepojętej miłości Boga wzywa nas do wyjścia w stronę drugiego człowieka z chlebem w ręku. Syn Boży od dwudziestu wieków codziennie dzieli się swoim sercem z milionami ludzi na całej ziemi i nic z Jego serca nie ubywa, wciąż jest ono pełne doskonałości. Szczęśliwy, kto przezwyciężył lęk i zdecydował się na obdarowywanie własnym sercem innych. W tym dziele już mu nikt nie przeszkodzi, odkrył bowiem najprostszą drogę do ustawicznego doskonalenia siebie samego, do prawdziwego szczęścia.
Druga prawda: Każde ludzkie serce jest dobre. Każde bowiem jest dziełem samego Boga, a z Jego rąk nie może wyjść nic niedoskonałego. W wigilijny wieczór trzeba tę prawdę dostrzec. Dobre jest serce narkomana. Dobre serce posiada ojciec robiący awanturę w domu i dobre serce posiada złodziej. Dobre serce otrzymał od Boga zdrajca i dobre serce otrzymał zabójca. Każdy z nich w wigilijny wieczór winien sobie uświadomić, że otrzymał od Stwórcy serce dobre, stworzone na wzór dobrego Serca Boga.
Złe czyny, jakich się dopuszczają, wynikają jedynie stąd, że swoim sercem nie chcą się dzielić z nikim. To nie serce jest złe, to egoizm uczynił z niego niejadalną i niepodzielną bryłę lodu. Wystarczy jednak, by właściciel lodowatego serca zaczął się nim dzielić z innymi, a natychmiast okaże się, że jest ono prawdziwie dobre. Jeśli pijak zechce ubogacić swym sercem innych, to nigdy nie poda im swego serca zanurzonego w alkoholu; wie bowiem, że jest ono wówczas samym nieszczęściem. Jeśli awanturujący się ojciec podejdzie do dzieci i żony z sercem w ręku, jak podchodzi się z białym opłatkiem, to jego najbliżsi zobaczą w nim kochającego tatę. Jeśli złodziej zacznie swe serce rozdawać, z łatwością odkryje, że w dawaniu jest tysiąc razy więcej szczęścia, niż w przywłaszczaniu cudzej własności. Gdy zabójca zdecyduje się na to, by własnym życiem ubogacać innych, to na pewno nie będzie ich niszczył.
Serce nasze, jako dzieło Boga, jest dobre. Cóż prostszego, jak ubogacać nim innych. To jest w zasięgu możliwości każdego człowieka. Każdego stać na to, aby był dobry.
Trzecia prawda: Serce trzeba dzielić mądrze. Tu tkwi trudność. Na szczęście Ewangelia podaje idealne rozwiąznie. Radzi oddać serce w ręce samego Boga. Niech On je dzieli tak jak chce, kiedy chce i komu chce. Tak uczyniła Maryja. Bóg podzielił się z Nią swoim sercem, a Ona natychmiast oddała swoje serce w Jego ręce. „Oto ja służebnica Pańska”. Odtąd Bóg obdarowywuje Jej sercem pokolenia, uszczęśliwiając miliony ludzi. Przy takim rozwiązaniu, naszego serca nikomu nie zabraknie. Pan Bóg będzie nim ubogacał wielu, a ono nie tylko nie będzie maleć, lecz będzie wzrastać.
Niech tajemnica serca, odkryta w wigilijny wieczór, stanie się dla wszystkich ludzi dobrej woli kluczem otwierającym drogę do szczęścia w nowym roku.
Ks. Edward Staniek
***************
Wigilijny chleb
24 grudnia 1989 roku. Młodzi ludzie w wieku około dwudziestu lat jadą pociągiem do rodzinnych domów, by zasiąść przy wigilijnym stole. Wagon był wypełniony ich głośnymi rozmowami. Kultura słowa i zachowania bardzo niska. Prawie każde zdanie kończyło się przekleństwem. Zbliżali się do stacji, na której część towarzystwa zamierzała wysiąść. Żegnając się składali sobie świąteczne życzenia. Rozdali opłatki. Atmosfera uległa natychmiastowej zmianie. Spoważnieli, słowa życzeń były szczere i odważne. Jednemu z nich w czasie ich składania wypadło z ust ordynarne słowo, co spotkało się z natychmiastową reakcją pozostałych. „Uspokój się, przy opłatku tak mówić nie wolno”. Przeprosił. Mocne uściski dłoni, słowa pożegnania i ustalenie daty spotkania po Świętach.
Obserwowałem to wydarzenie uważnie i ze wzruszeniem. Tysiąc lat Kościół w Polsce podejmuje wysiłek, by wychować społeczeństwo w szacunku do chleba. Mały epizod w wagonie w wigilijny dzień mówi, że ten trud nie idzie na marne. Ci młodzi ludzie wiedzą, że można iść na imieniny kolegi niosąc pół litra wódki i w składanych mu życzeniach zamiast przecinków i kropek stosować ordynarne słowa. Wiedzą również, że nie można tego uczynić w wigilijny wieczór z opłatkiem w ręku. Tu obowiązuje wyższy poziom kultury bycia i słowa. Nie stać ich na to, by podnieść swe codzienne życie na ten poziom, ale wiedzą, że on istnieje, a to już jest wielką wartością. Może kiedyś wchodząc w świat miłości — narzeczeńskiej, małżeńskiej, rodzinnej — zdobędą się na wysiłek podniesienia swego całego życia na ten wigilijny poziom kultury bycia.
Polska należy do nielicznych krajów na świecie, którym udało się odkryć, i to w skali społecznej, ewangeliczny wymiar chleba. W wigilijny wieczór ten sam biały chleb spoczywa w domu na stole i w świątyni na ołtarzu. To z tym chlebem w ręku wszyscy Polacy — wierzący i niewierzący — podchodzą do siebie, by okazać wzajemną życzliwość i podzielić się radością swego serca. Ten zwyczaj należy do polskej kultury. Opłatek tworzy wigilijną uroczystość.
Dla ludzi głęboko wierzących jest on niezwykle cennym przęsłem mostu wiodącego nie tylko do twórczego spotkania z bliskimi, lecz i do spotkania z samym Bogiem. Oto Jezus stał się chlebem, by objawić nam swoją miłość. Więcej, każdego dnia blisko czterysta tysięcy razy staje się chlebem w Eucharystycznej Ofierze. Pasterka pozwala na nowo przeżyć tę właśnie prawdę. Oto od wigilijnego stołu, od opłatka, przy którym przebaczamy sobie wyrządzone krzywdy i jednamy się jako bracia, przechodzimy do opłatka leżącego na ołtarzu, by przeżyć cud jego zamiany w Ciało Syna Bożego i przez Nie pojednać się z Ojcem Niebieskim.
Dziwnie łatwo w Boże Narodzenie ludzie wierzący przerywają odpoczynek nocny i wędrują do ołtarza. Wiedzą bowiem, że uczestnicząc w kulcie Jedynego Boga, wznoszą się na najwyższy stopień kultury dostępny dla człowieka. Ubrani odświętnie, oczyszczeni w sakramencie pojednania sięgają po to jedyne i niepowtarzalne spotkanie z Bogiem. Wiemy, że nie potrafimy trzysta sześćdziesiąt pięć dni przeżyć na tym poziomie; wiemy, że w każdą niedzielę trzeba na nowo wstępować na ten stopień kultury Bożego chleba, jaki wyznacza ołtarz; wiemy, że życie polega na stopniowym podnoszeniu codzienności do tego poziomu. To właśnie ta wiedza i ta możliwość czyni życie chrześcijanina bogatym i pięknym. Radość Bożego Narodzenia to radość z otwarcia dla nas możliwości życia na najwyższym, bo Bożym, poziomie kultury ciała i ducha. Czy może być większy powód do radości?
Ks. Edward Staniek
************
„O Panie, Wodzu domu Izraela… przyjdź nas odkupić mocą Twojego ramienia” (Śpiew przed ewangelią)
Liturgia słowa przedstawia dzisiaj jedno z doniosłych proroctw mesjańskich oraz jego spełnienie. Król Dawid pragnął zbudować „dom”, świątynię dla Boga. Lecz Pan oznajmia mu przez proroka Natana, że Jego wola jest inna: Bóg sam raczej pomyśli o „domu” Dawida, to znaczy o przedłużeniu jego potomstwa, bo spośród niego narodzi się Zbawiciel. „Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki” (2 Sm 7, 16). Kilkakrotnie w ciągu historycznych wydarzeń zdawało się, że ród Dawida wygaśnie, lecz Bóg zawsze go zachował, dopóki z niego nie wziął początku „Józef, mąż Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem” (Mt 1, 16) Jemu „Pan Bóg da tron Jego ojca, Dawida. Będzie panował… na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1, 32–33). Wszystko to, co Bóg obiecał, spełniło się pomimo niesprzyjających wydarzeń historycznych, grzechów ludzkich, zbrodni i bezbożności samych potomków Dawida. Bóg jest zawsze wierny: „Zawarłem przymierze z moim wybrańcem; przysiągłem słudze memu, Dawidowi… Zachowam dla niego łaskawość swą na wieki i wierne będzie moje z nim przymierze” (Ps 89, 4. 29).
Równolegle z wiernością Boga, liturgia dzisiejsza ukazuje wierność Maryi, w której spełniły się Pisma. Wszystko było przewidziane w odwiecznym planie Boga i wszystko było już przygotowane do wcielenia Słowa w łonie Dzieweczki pochodzącej z domu Dawida. Lecz w chwili, w której ten plan miał się stać faktem historycznym, „było wolą Ojca miłosierdzia, aby Wcielenie poprzedziła zgoda Tej, która przeznaczona została na Matkę” (KK 56). Św. Łukasz podaje wzniosłą rozmowę anioła z Maryją, która kończy się pokornym i bezwarunkowym poddaniem się Dziewicy: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Boże „niech się stanie”, stworzyło z niczego wszystkie rzeczy; „niech się stanic” Maryi rozpoczęło bieg odkupienia wszystkich stworzeń. Maryja jest świątynią Nowego Przymierza, bez porównania cenniejszą niż ta, którą król Dawid chciał zbudować swojemu Bogu, świątynią żywą zawierającą w sobie nie arkę świętą, lecz Syna Bożego. Maryja jest najwierniejsza, całkowicie otwarta i poddana woli Najwyższego; i właśnie dzięki Jej wierności dokonuje się tajemnica powszechnego zbawienia w Jezusie Chrystusie.
Św. Paweł raduje się wobec tej wielkiej tajemnicy „dla dawnych wieków ukrytej, teraz jednak ujawnionej, a przez Pisma prorockie na rozkaz wiecznego Boga wszystkim narodom obwieszczonej” (Rz 16, 25–26). Nie była ona zastrzeżona dla zbawienia jedynie Izraela, lecz przeznaczona na zbawienie wszystkich narodów; Apostoł dodaje, że celem tego objawienia jest nakłonienie wszystkich ludzi „do posłuszeństwa wierze” (tamże). Tylko wiara czyni człowieka zdolnym przyjąć z uwielbieniem tajemnicę Boga, który stał się człowiekiem. Jego wiara powinna wzorować się na wierze Maryi, która przyjęła rzecz niepojętą — że ma stać się matką pozostając dziewicą, że będąc stworzeniem zostanie matką Syna Bożego — z „wiarą nie skażoną żadnym zwątpieniem” (KK 63).
„Bogu, który jedynie jest mądry” (Rz 16, 27), należy się chwała za wielką tajemnicę zbawienia, chwalą oddana Mu „przez Jezusa Chrystusa” (tamże), pokornej zaś Dziewicy z Nazaretu, pojętnemu narzędziu w wykonaniu planu Bożego, wdzięczność każdego zbawionego w Jezusie Chrystusie.
- Ojcze niebieski, za zwiastowaniem anielskim Niepokalana Dziewica przyjęła Twoje odwieczne Słowo i przeniknięta światłem Ducha Świętego stała się świątynia Bożą, prosimy Cię, spraw, abyśmy za Jej przykładem pokornie wypełnili Twoją wole (Mszał Polski: kolekta na 20 grudnia).
- O Matko Dziewico, Ty wydasz na świat i wychowasz Dzieciątko. Lecz patrząc na tego Maleńkiego, pomyśl o Jego wielkości: Ono będzie wielkim, bo Bóg Je uwielbi przed obliczem królów i wszyscy królowie ziemscy oddadzą Mu pokłon, a narody będą Mu poddane. Niechaj więc dusza Twoja uwielbia Pana, albowiem „będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego”. Będzie wielki i wielkich rzeczy dokona w Tobie, bo jest Wszechmocny i święte jest Jego imię.
A jakież imię może być świętsze od imienia Tego, który jest Synem Najwyższego? Niech i przez nas, nędzne stworzenia, będzie uwielbiony wielki Bóg, gdyż stał się małym, aby nas wielkimi uczynić. „Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany”.
Panie, narodziłeś się dla nas, nie dla siebie. Ty, zrodzony z Ojca od wieków w sposób niewysłowiony, nie potrzebowałeś narodzić się z matki w czasie. Nie narodziłeś się dla aniołów, oni bowiem posiadając Cię już w Twoim majestacie nie pragnęli, abyś dla nich stał się małym. Dla nas więc narodziłeś się i nam zostałeś dany, bo tylko nam byłeś potrzebny (św. Bernard).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 121
**********
Prezenty Boga
Kilka dni temu miałem w ręce dodatek świąteczny jednej z gazet, która proponuje pond 200 oryginalnych prezentów na święta po atrakcyjnych cenach. Dla wielu, choć nie dla wszystkich, czas świąt Bożego Narodzenia kojarzy się z doświadczeniem obdarowywania i otrzymywania prezentów. Piękny i dobry to zwyczaj, przez który podtrzymywane są więzi rodzinne, przyjaźnie i miłość. Wielu dobrych ludzi podzieli się bezinteresownie z tymi, którzy mają bardzo mało. Możemy się zastanawiać jednak ilu ludzi takich prezentów nie otrzyma? Mówię „takich prezentów”, ponieważ jest dar-prezent dla wszystkich. To dlatego świętujemy, że wszyscy otrzymaliśmy dar – łaskę (czyli Prezent przez duże „P”)!
Chciał król Dawid zbudować Bogu świątynię, ofiarować dar Bogu, gdyż sam mieszkał w pałacu cedrowym a Arka Pana umieszczona była w namiocie (por. 2 Sm 7,9). A jednak to Bóg pierwszy podarował Mu coś, co przekroczyło Jego oczekiwania: „Tobie też Pan zapowiedział, że ci zbuduje dom…. wzbudzę po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i utwierdzę jego królestwo…. Przede Mną dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki” (2Sm 7,11-16). Co kryje się pod nazwą tego prezentu Boga: „zbuduje ci dom”? W tym konkretnym tekście (2Sm 7, 1-16) jest mowa o trzech rzeczywistościach: pałacu królewskim, świątyni oraz potomstwu: „dom-dar” jest trwały wiecznie: „dom twój i twoje królestwo będzie trwać na wieki”. Takie są prezenty Boga!
Słowa proroka Natana spełniają się pod każdym względem w Maryi z Nazaretu, która uświadomiła sobie w chwili zwiastowania podwójny dar: Anioł mówi: „Bądź pozdrowiona pełna łaski…” oraz „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1, 28.30-33). Słowo „łaska”, użyte dwukrotnie, wskazuje na podwójny dar!
Najpierw, dzięki Aniołowi, Maryja odkryła (a my wraz z Nią), że Bóg zna Ją głębiej niż Ona siebie, a Jej tożsamość bardziej niż w imieniu, wyraża się w darze, który już ma – jest „pełna łaski”. Anioł nie mówi: „pozdrawiam Cię Miriam”, „Pokój Tobie Miriam”; takich lub podobnych określeń należałoby się spodziewać przy powitaniu. W miejscu gdzie jednak można by się spodziewać Jej imienia lub innego określenia, jest: „łaski pełna”. Przede wszystkim więc jest obdarowana przychylnością Boga, jest jej pełna, nic Jej nie brakuje, nic nie jest w niej splamione i zepsute, jest pełna Boga, jest święta. Wracając do obietnicy zapowiedzi danej Dawidowi, można powiedzieć, że Maryja jest „domem i pałacem”, niespotykanie pięknym pałacem cedrowym i świątynią. Można zapytać dlaczego Pan tak Ją „zbudował” od początku życia, uczynił zachwytem aniołów, „całą piękną” – pełną Jego darów? Po co taki prezent?
Odpowiedź jest prosta – aby spełniło się proroctwo o potomku Dawida. To łaska druga, o której mówi scena zwiastowania. Świątynia, którą jest Maryja jest święta i jest zdolna przyjąć Boga. Jezus, Syn Maryi i potomek Dawida to łaska-dar już nie tylko dla Niej, ale dla wszystkich: „Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Normalnie cieszymy się z prezentów, ale ten dar osoby Mesjasza i sposób jego podarowania Maryi jest tak zaskakujący i przekraczający wszystko co zostało do tej pory objawione przez Boga, że Maryja lęka się: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga” (Łk 1,30). „Znaleźć łaskę” to nie znaczy zakończyć jej poszukiwania, ale otrzymać, uzyskać dar, który tylko Bóg może dać: „Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę dla [uzyskania] pomocy w stosownej chwili (Hbr 4,16). Maryja nie tylko zbliżyła się do Boga i Jego tronu, ale cały czas była blisko przez wybranie i swoją świętość. W stosownej chwili, „gdy nadeszła pełnia czasu” (Ga 4,4) otrzymała dar tak wielki, że nie mieści się w myślach, planach ani możliwościach Maryi. Otrzymuje więc odpowiednią pomoc od Boga, aby dar przyjąć i podarować światu! Dar „Syna Najwyższego” jest jednocześnie jak małe ziarenko różańca; zostanie złożone w Jej łonie – jako Dziecko, aby rosło, urodziło się i ocaliło wszystkich. Któż by się nie zatrwożył takim prezentem?
Możemy powiedzieć, że Maryja jest „ikoną łaski” czyli obrazem przyjęcia i życia łaską dla Kościoła i każdego chrześcijanina. O. Raniero Cantalamessa, kapucyn i kaznodzieja papieski powiedział w swojej książce o Matce Bożej takie słowa: „Istnieją dwa sposoby opisu życia chrześcijańskiego, jak istnieją dwa sposoby oświetlenia starożytnych bazylik. Można oświetlać je z zewnątrz, skierowując na nie reflektory ze wszystkich korzystnych stron, jak robi się dzisiaj z niektórymi zabytkami, albo można je oświetlić od wewnątrz, by otwierając drzwi i okna pozwolić wyjść światłu na zewnątrz” (Maryja zwierciadłem dla Kościoła, Warszawa 1994, s. 38). Zachęca o. Raniero, a nawet wzywa do tego, by widzieć Kościół z zewnątrz (element historyczny i ludzki), ale zawsze w świetle wewnętrznym i boskim. Chodzi o rzeczywistość łaski, która jest czymś pierwotnym i fundamentalnym jak w życiu Maryi, chrześcijanina i Kościoła. Dzięki łasce Kościół i chrześcijanin ma zdolność przebaczania, ma siłę od Boga, aby żyć jak Jezus, aby słuchać Boga i być posłusznym we wszystkim , aby się modlić, aby mieć w sobie miłość i słodycz jak Maryja, aby o Bogu-Miłości mówić. Chodzi o światło, które wydobywać ma się z nas wierzących, dzięki łasce Bożej, chodzi o światło, które zaprasza, aby zamieszkać w świętym domu Boga i Bogu pozwolić zamieszkać w sobie.
Niestety dzisiaj zachowujemy jak zwolennicy Pelagiusza (żył na przełomie IV i V w.). I dzisiaj twierdzimy, że „poradzimy sobie sami”, że „musimy sobie poradzić”; żyjemy bardziej bez łaski niż w łasce. Czy rzeczywiście jesteśmy w stanie sami przezwyciężyć grzech i osiągnąć świętość? Czy raczej jest to dar – prezent, który przyjmuje Kościół i poszczególny wierzący na kolanach, w bezradności, ale w ufności. Tak jak Bóg dał nam Zbawiciela przez pełną łaski Maryję tak może i nas obdarzyć pełnią jeśli całym sercem i nieustannie będziemy Mu się powierzać, przyjmując Jego Słowo, Jego przebaczenie, Jego Najświętsze Ciało! To jest różnica: żyć z łaski Boga i żyć dzięki własnej mocy – bez łaski.
Czy żyjący łaską nie dają prezentu najpiękniejszego, bo dają życie Jezusa innym? Nie wyklucza to również podarowania rzeczy potrzebnych tym, którzy ich nie mają, nie tylko na święta. To jednak, co daje wierzący żyjąc łaską, nieskończenie przewyższa świat materii. To zaiste boski prezent na wzór Maryi.
Andrzej Prugar OFMConv
*******
Maryja i my podczas Wigilii
Anioł Gabriel pozdrawia Maryję słowami, które i my słyszymy często na początku Mszy Świętej, kiedy kapłan jakby na nowo uświadamia nam obecność Jezusa Chrystusa pośród nas. Kończący się już okres Adwentu także przygotowuje nas na spotkanie z Jezusem – spotkanie szczególne, bo w tajemnicy przyjścia Boga żywego do człowieka. W niej Pan Bóg jest tak bliski, że daje się zobaczyć oczom człowieka.
tęsknimy za wiernością Maryi, za Jej wiarą w obecność i działanie Boga. Najczęściej jednak bliżej jest nam do króla Dawida, który musi się przekonać, że grzech nie odbiera mu przychylności i życzliwości Bożej. Kiedy wydaje się nam, że my zbudujemy Panu Bogu dom i w ten sposób zasłużymy sobie na Jego miłość, Pan Bóg opowiada nam historię naszego życia i mówi: “To Ja cię stworzyłem i cieszyłem się, kiedy przychodziłeś na świat. Ja dałem ci talenty, które rozwijałeś. Byłem bardzo blisko, gdy wybierałeś drogę powołania. Byłem i wtedy, gdy powołanie twoje się chwiało, a także wówczas, gdy doświadczałeś zła i krzywdy od ludzi. Moja obietnica trwa!”.
Na dobranoc i dzień dobry – Łk 1, 26-38
Mariusz Han SJ
Bycie matką, to nie wstyd…
Opowiadanie pt. “Moja droga mamo”
Pragnę podziękować Ci za moje życie, za to, że jestem! Dziękuję Ci także za to, że mnie bardzo kochasz. Ofiarowałaś mi cud życia, Mamo! Zamknęłaś w swoim sercu każdy smutek, każde cierpienie. Twój uśmiech otwarłaś dla mnie, podczas, gdy dla Ciebie pozostał często ból. Dziś moje serce Ci mówi: “Mamo, dziękuję Ci za Twoją nieustanną miłość.”
Nawet, gdy jutro nie będę blisko Ciebie, pozostanie Twoja miłość. Pozostanie jak światło na całe życie. Wydałaś mnie na świat jako małe bezradne dziecię. Bez reszty poświęciłaś się dla mnie. Karmiłaś, okrywałaś, hojnie darzyłaś dobrocią. Codziennie na “dobranoc” znaczyłaś moje czoło krzyżem świętym, prowadząc delikatnie swój spracowany palec po małej główce. Pochylałaś się nade mną troskliwie podczas snu i do nieba posyłałaś modlitwę za mnie.
Ty pierwsza uczyłaś mnie wymawiać słowo Pan Bóg i uczyłaś mówić Ojcze nasz. – Przez Twoje polecenia i zakazy uczyłaś mnie trudnej sztuki rozróżniania między tym, co jest dobre, a tym co jest grzechem. Zawsze modliłaś się za mnie, i wiem, że dalej się modlisz.
W tej wielkiej trosce o mnie, jesteś Mamo tak bardzo podobna do tej Matki, która “Boga na świat nam przyniosła.” Maryja to “Matka, która wszystko rozumie, Sercem ogarnia każdego z nas. Matka zobaczyć dobro w nas umie, Ona jest z nami w każdy czas”.
Matko Najświętsza proszę Cię, weź w opiekę moją Matkę i spraw, aby była podobna do Ciebie – cicha, prosta i pełna miłości.
Refleksja
Rola matki w rodzinnym domu nie jest wielka, tylko jest … ogromna!!! Przede wszystkim matka jest współodpowiedzialna, aby miłość i zaufanie w domu było jej współudziałem. To ona uczy dziecko, jak budować pewność i poczucie własnej wartości. To ona jest wychowawczynią, opiekunką, tą która scala rodzinę i daje poczucie bezpieczeństwa, że wszystko jest dobrze…
Matka daje swoją miłość, czas i pracę także mężowi. Wspólnie ofiarując się swemu dziecku budują trwałą rodzinę, której żadna wichura nie zniszczy. Naszym zadaniem jest, aby będąc wychowanym w takie atmosferze, również potem jako matka czy ojciec, przekazywać następnym pokoleniom wartości, którymi sami przesiąkliśmy…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jaka wg Ciebie jest rola matki?
2. Czy Twoja matka była dla Ciebie wzorem?
3. Wzorem czego chcesz być dla swojego dziecka/dzieci?
I tak na koniec…
Są i takie opinie… “Jeśli złapiesz się na tym, że jesteś skromna, pokorna, uniżona, skończ z tym nonsensem natychmiast. Zacznij z powrotem wierzyć, że jesteś świetną laską. Koniec kropka. Sprawa zamknięta. Jeśli innym nie podoba się twoja pewność siebie, to ich problem. Dlaczego? Bo zawsze chodzi przede wszystkim o ciebie. Dlatego.” (Sherry Argov, Dlaczego mężczyźni kochają zołzy)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,99,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-1-26-38.html
*******
*******
Zawierzenie Maryi, było całkowite i bezgraniczne wobec słowa i propozycji, którą do Niej skierował Bóg przez anioła.
Wypowiadając: „Oto ja służebnica Pańska. Niech mi się stanie według twego słowa” zgodziła się na propozycję Boga i wszystkie konsekwencje wynikające z przyjęcia tej propozycji. Zgoda Maryi ukazuje postawę, poprzez którą Maryja powierza swoje życie woli Pana Bożej w całkowitej wolności i odpowiedzialności.
Jakże się dobrze składa, że w tym roku liturgicznym IV Niedziela Adwentu podejmuje Ewangelię, która była w centrum naszych rozważań również wczoraj. Możemy dalej z Maryją przeżywać jej radość z faktu, że Bóg Ją wybrał i obdarzył łaską, by wypełniła niezwykłe dzieło.
Pozdrowienie anielskie napełniło niepokojem Maryję. Ewangelista Łukasz napisał, że na słowa anioła Maryja „zmieszała się” – dietarachthe, a następnie „zaczęła rozmyślać, rozważać nad tym wszystkim” –dialogidzeto. Odnosząc się do znaczenia tych określeń, możemy powiedzieć, że treść posłania anioła, iż ma stać się Matką, choć „nie zna męża”, bo nie stała się w pełni jeszcze małżonką, napełniły Maryję lękiem, wzburzeniem, zmieszaniem i zakłopotaniem. Znała prawo i jego konsekwencje, które groziły za niezachowanie dziewictwa przed ślubem, zamieszczone w Księdze Powtórzonego Prawa (Pwt 22, 14. 21). Jednak zaproszona do „radości”, Maryja zaczęła rozmyślać, a dokładniej „rozmawiać ze słowem, które do Niej skierował anioł”, gdyż tak należy przetłumaczyć dialogidzeto.
Jak bardzo powyższa sytuacja, w której znalazła się Maryja, obrazuje doświadczenie naszego życia. Nie wszystko, co jest udziałem nas w życiu, a co otrzymujemy od Pana Boga jako dar, jest jasne, proste i zrozumiałe. Często darem Boga jest rzeczywistość, która nas napełnia niepokojem, lękiem, przerażeniem (choroba, cierpienie, wypadek, bolesne doświadczenie w rodzinie, utrata pracy, zdrada osoby bliskiej…). Mimo zaskoczenia trudnym i niezrozumiałym darem Boga, potrzebna jest umiejętność „rozważania i rozmyślania” w świetle wiary nad otrzymanym darem. Ważne przesłanie do zapamiętania: Jako osoba wierząca powinienem nieustannie uczyć się odczytywać wszystko w świetle wiary, co otrzymuje od Pana Boga.
W tej skomplikowanej sytuacji, w jakiej się znalazła Maryja, anioł pomaga Jej w zrozumieniu i w pełnym odczytaniu zamiaru Pana Boga względem Jej osoby. Tutaj należy usłyszeć słowa anioła „znalazłaś łaskę u Boga”. Stwierdzenie to jest odniesieniem do słów z Księgi Proroka Izajasza, że sługa wybrany przez Boga nie ma się lękać, gdyż Bóg jest z nim, i jak potrzeba umocni i podniesie go (por. Iz 41, 8. 10). W takiej sytuacji, gdzie anioł zapewnia, że Bóg jest z Maryją i nie musi się lękać, zostaje obwieszczony cel powołania Maryi: „oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus”. Zapowiedź anioła jest bardzo precyzyjna – poczniesz i porodzisz syna, który „zostanie nazwany Synem Najwyższego”, „któremu nadasz imię Jezus”, to znaczy „Bóg zbawia”.
Tutaj, nawiązując do wczorajszych rozważań, po raz kolejny odnajdujemy uzasadnienie pozdrowienia anielskiego, gdzie do Maryi zostały skierowane słowa „raduj się”. Powodem radości Maryi, o której teraz mówimy, jest spełnienie się obietnicy o Bogu, który zbawia człowieka. Obietnicy, o której czytamy u proroka Sofoniasza: „Podnieś radosny okrzyk, Izraelu! Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem! Oddalił Pan wyroki na ciebie, usunął twego nieprzyjaciela: król Izraela, Pan, jest pośród ciebie, nie będziesz już bała się złego. Pan, twój Bóg jest pośród ciebie, Mocarz – On zbawi, uniesie się weselem nad tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radości” (So 3, 14-15. 17).
Powyższe słowa Proroka należy dosłownie zinterpretować, i dosłownie potraktować i wpisać w nasze życie:
Raduj się, bo Bóg jest z tobą,
Raduj się, bo Bóg, który zbawia spełnia swoją obietnicę i przynosi tobie zbawienie,
Raduj się, bo Bóg w swojej Miłości do ciebie, darował ci twój grzech i twoją winę. Raduj się więc wraz z Maryją… Raduj się…
I choć Ewangelia IV Niedzieli Adwentu opisuje trudną, niezrozumiałą – oczywiście po ludzku, i zarazem skomplikowaną sytuację w jakiej się znalazła Maryja. To nie wolno przegapić przesłanie tej samej Ewangelii. Przesłania ukazującego osobę Maryi, która pomimo wszystkich tych utrudnień i niejasności potrafiła zaufać Panu Bogu (tutaj jest właśnie ta rzeczywistość, która pozwala mi połączyć rozważania IV Niedzieli Adwentu z rozważaniami z dnia wczorajszego to jest z soboty 20 grudnia). Jej zawierzenie było całkowite i bezgraniczne wobec słowa i propozycji, którą do Niej skierował Bóg przez anioła. Wypowiadając: „Oto ja służebnica Pańska. Niech mi się stanie według twego słowa” zgodziła się na propozycję Boga i wszystkie konsekwencje wynikające z przyjęcia tej propozycji. Zgoda Maryi ukazuje postawę, poprzez którą Maryja powierza swoje życie woli Pana Bożej w całkowitej wolności i odpowiedzialności.
Jakże dobrym światłem, które pomaga odczytać to przesłanie z dzisiejszej Ewangelii, są słowa odnalezione podczas „wertowania w internecie”:
Człowiek wierzący
prawdziwie wolny – wybiera Pana Boga
i nie lęka się
podjąć obowiązków wynikającej z tej decyzji…
Człowiek wierzący, który zawierzy, zaufa i tak jak Maryja całkowicie zda się na Boga, podejmując w wolności i odpowiedzialności obowiązki wynikające z wiary zostanie napełniony radością.
Komentarze pochodzi z Agendy Liturgicznej Maryi Niepokalanej, Tom I, 2015 rok, Wydawnictwo W MISJI, Wrocław.
Autor komentarza (który został napisany na prośbę Redakcji Agendy), o. Grzegorz Jaroszewski CSsR otrzymał zgodę na umieszczeniu powyższego komentarza na stronie Redemptorystowskiego Portalu Kaznodziejskiego.
Autor: o. Grzegorz Jaroszewski CSsR – Misjonarz, wykładowca teologii pastoralnej w wyższym
Źródło: slowo.redemptor.pl
*****
****
*******
prezbiter i doktor Kościoła
W 1543 r. wstąpił do jezuitów, których św. Ignacy Loyola założył zaledwie przed 9 laty, w 1534 r. Piotr szybko zaczął cieszyć się tak wielkim autorytetem, że nie będąc jeszcze kapłanem, trzykrotnie został wysłany do cesarza Karola V, wówczas władcy Hiszpanii, Niemiec i Niderlandów (Holandii i Belgii), aby ten usunął arcybiskupa Wiednia, elektora Hermana, jawnie sprzyjającego protestantyzmowi. W roku 1546 Piotr przyjął święcenia kapłańskie. Jako znakomity teolog został wezwany przez arcybiskupa Worms, kardynała Ottona Truchsess, by mu towarzyszył na soborze w Trydencie w charakterze teologa-konsultora (1547). Na uniwersytecie w Bolonii uzyskał tytuł doktora teologii. Skierowano go do krajów germańskich, aby powstrzymał napór protestantyzmu.
Przez 30 lat Piotr Kanizjusz niezmordowanie pracował, by zabliźnić rany, zadane Kościołowi przez kapłana-apostatę, Marcina Lutra. Brał czynny udział we wszelkich zjazdach i obradach dotyczących tej sprawy. Prowadził misje dyplomatyczne między cesarzem, panami niemieckimi a papieżem. Ułatwiał nuncjuszom papieskim oraz legatom ich zadania. W wykładach na uniwersytecie w Ingolstadcie wyjaśniał ze szczególną troską zaatakowane prawdy, wykazywał błędy nowej wiary. Był wszędzie, gdzie uważał, że jego obecność jest potrzebna dla Kościoła. Jego misji sprzyjało to, że cesarzem był wówczas Ferdynand I (1566-1569), wychowanek jezuitów, któremu sprawa katolicka leżała bardzo na sercu.
W 1556 roku św. Ignacy mianował Piotra pierwszym prowincjałem nowo utworzonej prowincji niemieckiej, która liczyła wówczas zaledwie 3 domy: w Ingolstadcie, w Wiedniu i w Pradze. Pod rządami Kanizego w latach 1566-1569 powstało 5 kolejnych konwentów: w Monachium, w Innsbrucku, w Dillingen, w Trynau i w Hali (Tyrol). Nadto powstała w północnych Niemczech druga prowincja. W 1558 r. Piotr odbył krótką podróż do Polski (Kraków, Łowicz, Piotrków Trybunalski), towarzysząc nuncjuszowi Kamilowi Mentuati. Cieszył się przyjaźnią kardynała Hozjusza.
Największą wszakże sławę Piotr Kanizy zyskał sobie pismami. Do najcenniejszych należą te, które wyszły z jego praktycznego, apologetycznego nauczania. Są to Katechizm Mały, Katechizm Średni i Katechizm Wielki, przeznaczone dla odbiorców o różnym stopniu przygotowania umysłowego. Katechizmy Piotra w ciągu 150 lat doczekały się ok. 400 wydań drukiem. Nie mniej wielkim wzięciem i popytem cieszyło się potężne dzieło św. Kanizego Summa nauki katolickiej, na którą złożyły się jego wykłady, dyskusje i kazania. Dzieło to stało się podstawą do wykładów teologii na katolickich uniwersytetach i do kazań.
Ostatnie lata życia spędził Piotr Kanizy we Fryburgu Szwajcarskim (1580-1597). Zmarł tam 21 grudnia 1597 roku. Zaraz po jego śmierci Niemcy, Austria i Szwajcaria rozpoczęły starania o jego kanonizację. Jeszcze za jego życia ukazał się jego pierwszy żywot, napisany przez o. Jakuba Kellera. Aktu beatyfikacji dokonał dopiero w 1864 roku papież Pius IX, a do katalogu świętych i doktorów Kościoła wpisał go uroczyście papież Pius XI w 1925 roku. Relikwie św. Piotra Kanizego spoczywają w kościele jezuitów we Fryburgu szwajcarskim.
Zachowały się szczęśliwie dwa portrety św. Piotra, wykonane jeszcze za jego życia. Jest nazywany “apostołem Niemiec”. Patronuje diecezji Brixen, czczą go także Innsbruck oraz szkolne organizacje katolickie w Niemczech.
Do Patriarchów, Prymasów, Arcybiskupów i wszystkich Biskupów Kościoła katolickiego, trwających w łasce i jedności ze Stolicą Apostolską!
Czcigodni Bracia, pozdrowienie i błogosławieństwo papieskie!
Wojujący Kościół w uroczystych obrzędach czci pamięć tych, których wspaniała cnota i pobożność wyniosła do tryumfującej chwały. Przez te objawy starożytnego kultu podkreśla się znaczenie świętości tak bardzo potrzebnej w czasach trudnych dla wiary i cnoty. Właśnie w tym roku dzięki Bożej Opatrzności możemy się radować z okazji trzechsetletniej rocznicy zgonu nader świętego męża Piotra Kanizjusza i uważamy to za okazję dla pobudzenia dusz do takiego dobra, jakiego ten mąż szczęśliwie dokonał dla świata chrześcijańskiego. Obecne czasy noszą bowiem pewne cechy tamtego okresu, w którym żył Kanizjusz, gdy pęd za nowościami i swoboda doktrynalna spowodowały upadek wiary i przewrotność obyczajów. Ten Apostoł Niemiec, jakby następca Bonifacego, oddalał obydwie plagi od wszystkich, a szczególnie od młodzieży i to nie tylko siłą swej wymowy i dociekliwością rozumowania, lecz przez zakładanie szkół i najlepsze wydawnictwa. Za tymi wspaniałymi przykładami poszło wielu gorliwych ludzi, by posługiwać się niemniej zdecydowanie tą samą bronią przeciwko wrogiemu rodzajowi dla obrony religii i godności oraz uprawiania z entuzjazmem najszlachetniejszych nauk i wszelkich godziwych sztuk za aprobatą Najwyższych Pasterzy Rzymskich, którzy zawsze najusilniej starali się zachować starożytny majestat nauk i ich nowe osiągnięcia dla ludzkości. Nie jest też dla Was tajemnicą, Czcigodni Bracia, że Naszą najwyższą troską było zawsze zdrowe i właściwe wychowanie młodzieży i w tym celu wciąż podejmowaliśmy wysiłki, gdzie tylko było to możliwe. Teraz również korzystamy z okazji, by tym, którzy w obozach Kościoła są bojownikami dla Chrystusa postawić przed oczami wzór pełnego poświęcenia wodza Piotra Kanizjusza, aby łącząc w sobie oręż sprawiedliwości z orężem doktryny tym lepiej i skuteczniej mogli bronić sprawy religii.
Jak wielkie zadanie przyjął na siebie ten mąż najbardziej oddany dla wiary katolickiej w dziedzinie zarówno duchownej jak i cywilnej, można stwierdzić dopiero na tle sytuacji w Niemczech na początku rebelii luterańskiej. Przemiany obyczajów i ich upadek ułatwiały rozszerzanie się błędu, ten zaś przyspieszał ich ostateczną ruinę. Dlatego wielu odstąpiło od wiary katolickiej. W krótkim czasie zło ogarnęło prawie wszystkie kraje, dotknęło ludzi wszelkiego stanu i pozycji, wywołując w wielu umysłach przekonanie, że sprawa religii w cesarstwie doszła do krańcowego kryzysu i niedługo nie będzie żadnych środków dla uleczenia tej choroby. I rzeczywiście sytuacja byłaby bez wyjścia, gdyby Bóg nie pospieszył z pomocą. Pozostali wprawdzie w Niemczech ludzie dawnej wiary, wybitni pod względem nauki i gorliwości religijnej; pozostali też władcy Bawarii i Austrii a przede wszystkim król rzymski Ferdynand I, którzy stawiali ponad wszystko obronę katolickiej sprawy. Bóg jednak dał dla chwiejących się Niemiec nową długotrwałą i potężną pomoc, tak odpowiednią dla owych burzliwych czasów, w postaci towarzystwa ojca Loyoli, którego pierwszym organizatorem wśród Niemców był Piotr Kanizjusz.
Trudno podawać tu szczegóły z życia tego człowieka niezwykłej świętości, którego wysiłkiem ojczyzna rozbita niezgodą i zraniona buntami powróciła do dawnej jedności ducha i pojednania, który z zapałem podejmował dysputy z nauczycielami błędu, oddziaływał na umysły, usunął tyle nieszczęść, przeszedł przez tyle krain i podjął tyle misji w sprawie wiary. Do tego oręża nauki wprowadzał swego ducha, którym stale ją rozwijał tak roztropnie, biegle i skutecznie. Gdy wrócił do Messyny i zaczął prowadzić wykłady, w niedługim czasie rozwinął studia świętych nauk w Kolonii, Ingolstadt, w Wiedniu osiągając w tamtejszych akademiach wielkie znaczenie i ukazując niemieckim umysłom wielkość uznanych doktorów nauki chrześcijańskiej i teologii scholastycznej. Ponieważ tej nauki najbardziej nie znosili w owym czasie wrogowie wiary, dokładał on wszelkich starań, by właśnie ona świeciła najmocniej i wprowadzał ją do programów nauczania w liceach i kolegiach Towarzystwa Jezusowego, dla zakładania których podejmował tak wiele wysiłków i zabiegów. Nie wahał się zstępować z wyżyn mądrości do początkowego nauczania dzieci oraz pisania dla nich książek i podręczników. W ten sposób po wykładach na dworach książąt udawał się często z kazaniami do ludu a od pisania rozpraw na tematy sporne lub dotyczące obyczajów przechodził do pisania książeczek dla umocnienia wiary ludu lub pobudzenia czy zachowania pobożności. Podziw budzą jego wysiłki, by uchronić mniej biegłych w nauce przed popadnięciem w sidła błędu, czego dowodem jest wydana przez niego „Summa nauki katolickiej”, bogate i treściwe dzieło napisane w pięknym łacińskim języku przypominającym styl ojców Kościoła. Obok tego wspaniałego dzieła, które zostało przyjęte z ogromnym uznaniem przez uczonych prawie wszystkich krajów Europy, stoją mniejsze objętościowo, lecz niemniej pożyteczne i niezwykle popularne dwa katechizmy, przeznaczone przez błogosławionego męża dla mniej wykształconych, a mianowicie jeden dla dzieci, drugi zaś dla uczniów szkół średnich. Pierwszy z tych katechizmów stał się niezwykle popularny wśród katolików dla przekazywania podstawowych prawd chrześcijańskich nie tylko jakby pierwszy pokarm dla dzieci w szkołach, lecz także dla szerokiego użytku w kościołach. W ten sposób Kanizjusz jest już przez trzysta lat wspólnym nauczycielem katolików w Niemczech do tego stopnia, że utarło się powiedzenie: znać Kanizjusza to zachować prawdę chrześcijańską.
Dzieła tego najświętszego człowieka ukazują drogę dobra dla wszystkich. Wiemy, Czcigodni Bracia, że ród Wasz słynie zdolnością i wysiłkiem do powiększania chwały ojczyzny oraz tworzenia dobra prywatnego i publicznego. Dobrem wielu jest zaś to, by którzykolwiek są wśród was mądrzy i dobrzy dokładali wszelkich starań, wszelkiego światła geniuszu i humanistycznego ducha dla obrony i świetności religii, wykorzystując w tym celu każdą nową wartość sztuki i poznania nauki. Jeżeli były kiedyś czasy, które najbardziej wymagały wielkiej wiedzy i nauki dla obrony sprawy katolickiej, są nimi bez wątpienia nasze czasy, w których jakby szybszy pęd do humanizmu nieraz daje okazję wrogom do zwalczania wiary chrześcijańskiej. Dlatego z równą siłą trzeba przejmować ich ataki, utrzymywać pozycje, wytrącać broń z ręki, którą chcieliby przeciąć wszelkie przymierze między tym, co Boskie i co ludzkie. Katolicy o tak przygotowanych i wykształconych umysłach będą mogli obiektywnie wykazać, że wiara w Boga nie tylko żadną miarą nie unika uprawiania humanizmu, lecz jest jakby jego szczytem i to, co w naukach humanistycznych wydawało się przez długi czas jako sprzeczne i nie do pogodzenia, może się stać tak bliskie i powiązane z filozofią, że jedne i drugie nauki oświecają się nawzajem coraz bardziej, zaś przyroda nie musi być wrogiem, lecz wspólniczką i powierniczką religii, której tchnienie nie tylko wzbogaca poznanie wszelkiego rodzaju, lecz udziela także wiele mocy i życia literaturze i innym sztukom. Ile godności i blasku nauki duchowne mogą czerpać ze świeckich, niech świadczy choćby fakt, że poznanie natury ludzkiej może ułatwiać jej kierowanie zmysłami. Dlatego narody wyróżniające się naukami humanistycznymi mają mniej zaufania do ścisłej mądrości i ich uczeni przeważnie lekceważą to, co ma ubogi kształt lub formę. U mądrych zaś jesteśmy dłużnikami w mniejszym stopniu niż u niemądrych, gdyż z pierwszymi winniśmy stać w szyku, drugich zaś podnosić i podtrzymywać, gdy upadają.
Właśnie tutaj obóz Kościoła poniósł największe straty. Kiedy bowiem po wielu początkowych klęskach odzyskano ducha a wiarę tę najsilniejsi ludzie przypieczętowali krwią, najbardziej uczeni uświetnili ją swą wiedzą i geniuszem. Do chwały tej dążyli przede wszystkim Ojcowie i gdy tamci odnosili rany, wystąpili z niezrównanym męstwem z mocą słowa wielce wykształconego i godnego rzymskich i greckich uszu. Ich wiedzą i wymową wielu innych tak zostało pobudzonych, że skoncentrowali wszystkie swoje wysiłki na studiowaniu rzeczy świętych i zebrali tak wielkie dziedzictwo mądrości chrześcijańskiej, że inni ludzie Kościoła w każdym czasie mogli znaleźć coś dla rozproszenia starych przesądów lub obalenia nowych błędów. To bogactwo uczonych przynosi każda epoka, także ta, w której najpiękniejsze dzieła padły ofiarą barbarzyństwa, zostały zapomniane lub popadły w zapomnienie. Dlatego, jeśli starożytne arcydzieła ludzkiego umysłu lub ręki człowieka, które cieszyły się u Rzymian i Greków największym uznaniem nie zostały całkowicie utracone, jest zasługą pracy i przemyślności Kościoła.
Jeżeli religia czerpie tyle światła z badań naukowych i uprawiania sztuki to ci, którzy całkowicie się im poświęcają, nie ograniczają się tylko do myślenia, lecz także podejmują działania, by ich jednostkowa wiedza nie wydawała się jałową. Niech więc uczeni czynią swe badania pożytecznymi dla świata chrześcijańskiego a ich prywatne zajęcie niech się staje wspólną sprawą, by ich wiedza nie pozostawała jakby tylko rozpoczętym dziełem bez urzeczywistnienia w działaniu. Działanie to jest zaś najbardziej cenne dla wychowania młodzieży, które wymaga największego wkładu pracy i troskliwości. Dlatego najgoręcej zachęcamy przede wszystkim Was, Czcigodni Bracia, byście zachowywali szkoły w bezbłędnej wierze, a w razie potrzeby ustawicznie dążyli do jej przywrócenia zarówno w tych, które powstały dawniej, jak i w nowych, i to nie tylko w podstawowych, lecz także średnich i akademickich. Zaś wszyscy katolicy na Waszym terenie winni przede wszystkim starać się i osiągać to, by w sprawie kształcenia młodzieży były zachowane i zapewnione prawa rodziców i prawa Kościoła.
W tej dziedzinie trzeba uczynić wszystko, co jest możliwe. Przede wszystkim szkoły katolickie, szczególnie zaś dla chłopców, nie powinny być mieszane, lecz wszędzie osobne. Wiele bowiem niebezpieczeństw kryje w sobie takie nauczanie, w którym religia jest skażona lub wcale jej nie ma, co często się zdarza w szkołach zwanych mieszanymi. Nie można bowiem łatwo i bez szkody kształcić ducha w pobożności bez nauki. Jeżeli zaś żadna dziedzina życia czy to publicznego czy też prywatnego nie może się obyć bez pomocy religii, tym mniej można odmawiać tej pomocy w tej grupie wieku, w której sądy są pochopne a serca gorące i wystawione na tyle pociągających postaci zła. Kto więc tak kształtuje program nauczania, by nie miał nic wspólnego z religią, ten niszczy same zarodki tego, co piękne i szlachetne i zamiast pomocy dla ojczyzny przygotowuje zepsucie i zagrożenie dla rodzaju ludzkiego. Jeżeli usunie się Boga, to co będzie skłaniało młodych do pełnienia obowiązku lub przywoływało na drogę cnoty, gdy z niej zeszli lub wpadli w otchłań nałogów?
Dlatego konieczne jest nie tylko nauczanie religii dla młodych w pewnych godzinach, lecz kształtowanie całego wykształcenia w duchu chrześcijańskiej pobożności. Jeżeli tego zabraknie i to święte uczucie nie będzie obecne w umysłach uczących, to niewielkie korzyści będzie można uzyskać z jakiejkolwiek nauki zaś szkody często będą niezmierne. W każdej bowiem nauce kryją się inne niebezpieczeństwa i trudno będzie uchronić od nich młodzież, jeżeli ich umysłów nie wyposaży się w pewne Boże kryteria a dusz nie napełni wstrzemięźliwością. Trzeba więc jak najbardziej dbać o to, by to, co jest najważniejsze – kult sprawiedliwości i pobożności nie schodził na dalsze miejsce, by młodzież zacieśniona tylko do tego, co jest dostępne dla oka, nie utraciła wszystkich nerwów cnoty, by nauczyciele przekazując pracowicie szumne twierdzenia nauki i drobiazgowe analizy nie zapominali o tej mądrości, której początkiem jest bojaźń Boża, a której przykazaniom pod każdym względem winna odpowiadać praktyka życia. Troska o kształtowanie ducha winna więc obejmować poznanie wielu rzeczy, każde zaś nauczanie, jakiekolwiek by było, winna podbudowywać i panować nad nią religia oraz tak je ogarniać swoim majestatem i dobrocią, by pozostawiła w duszach młodzieży jakby bodźce.
Pragnieniem Kościoła było zawsze ścisłe powiązanie wszelkich studiów z religijnym wychowaniem młodzieży i dlatego nauczanie religii winno mieć nie tylko swoje miejsce i to szczególne, lecz tak ważnego zadania nie może spełniać nikt, kto nie zostanie uznany jako odpowiedni do tego decyzją i autorytetem samego Kościoła.
Religia domaga się swoich praw nie tylko w szkołach chłopców. Był taki czas, kiedy przepisy akademii szczególnie paryskiej postanawiały, że wszelkie studia winny być tak zgodne z teologią, by o nikim nie twierdzono, że osiągnął szczyt mądrości, jeśli nie miał tytułu w tej dyscyplinie. Wielki odnowiciel wieku, Leon X, i inni Nasi poprzednicy po nim pragnęli, by rzymskie ateneum i inne uniwersytety były silne jak twierdze, gdy srożyły się bezbożne wojny z religią i by w nich pod kierownictwem i nadzorem chrześcijańskiej mądrości kształcono młodzieńców. Taki porządek studiów, który stawiał na pierwszym miejscu Boga i sprawy sakralne przyniósł niemałe owoce i z pewnością sprawił, że młodzieńcy ci lepiej spełniają swe obowiązki. Sukces ten będzie też Waszym udziałem, jeśli wszelkimi siłami będziecie się starali, by w szkołach zwanych średnimi, gimnazjach, liceach i akademiach były zachowane prawa religii.
Niech nigdy nie będzie tak, by zamiary nawet najlepsze były daremne a podejmowana praca bezskuteczna, gdy potrzebna jest jedność umysłów i zgodność w działaniu. Czego bowiem dokonają podzielone siły dobrych przeciw zjednoczonemu atakowi wrogów? Albo na co się zda cnota jednostek, gdy nie ma wspólnej dyscypliny? Dlatego usilnie zachęcamy, by po usunięciu kłopotliwych kontrowersji i sporów grupowych, które łatwo mogą dzielić umysły, wszyscy jednym głosem wyrazili zgodę dbać o dobro Kościoła i połączonymi siłami jedno mieli na myśli i jeden wysiłek woli troszcząc się o zachowanie jedności ducha w więzi pokoju (Ef 4, 3).
Takie myśli nasuwa pamięć i wspomnienie wielkiego Świętego i oby jego wspaniałe przykłady utkwiły w umysłach, budziły jego miłość mądrości, która nigdy nie przestawała troszczyć się o zbawienie ludzi i obronę godności Kościoła. Ufamy zaś, Czcigodni Bracia, że Waszym pierwszym staraniem będzie to, by mieć jak najwięcej współtowarzyszy chwalebnej pracy spośród najbardziej uczonych mężów. Tę szlachetną sprawę będą mogli mieć jakby w swoim łonie ci, którzy zostali postawieni przez Bożą Opatrzność na czele wspaniałego dzieła kształcenia młodzieży. Jeśli będą pamiętali o tym, co podkreślali starożytni, że wiedzę oddaloną od sprawiedliwości trzeba nazwać raczej przebiegłością niż mądrością a jeszcze lepiej, gdy utrwalą sobie w duszy to, co mówi Pismo Święte: „próżni są… wszyscy ludzie, w których brak wiedzy Bożej” (Mdr 13, 1) i nauczą się korzystać z oręża nauki nie dla własnej korzyści, lecz dla wspólnego zbawienia. Będą mogli zbierać owoc pracy i umiejętności, jaki osiągnął kiedyś Piotr Kanizjusz w swych kolegiach i instytutach, a mianowicie dobrych i przykładnych młodzieńców odznaczających się szlachetnością obyczajów i z daleka unikających przykładów bezbożnych ludzi oraz zabiegających w równym stopniu o wiedzę jak i cnotę. W ich umysłach, w których pobożność zapuści głębsze korzenie nie będzie obawy skażenia przewrotności opinii lub odstąpienia od pierwotnej cnoty. Kościół i społeczeństwo świeckie będą miały najlepszą nadzieję posiadania znakomitych obywateli, dzięki nauce, zaradności i roztropności których będzie mógł być zachowany porządek rzeczy świeckich oraz spokój życia domowego.
Resztę polecamy w modlitwach Bogu najwyższemu i najlepszemu, który jest Panem nauk, Jego Matce Dziewicy nazywanej Stolicą Mądrości oraz orędownictwu Piotra Kanizjusza, który tak bardzo zasłużył się chwałą nauki dla Kościoła katolickiego, by pozwolił Wam stać się uczestnikami zamiarów, które powzięliśmy dla wzrostu samego Kościoła oraz dla dobra młodzieży.
Umocnieni tą nadzieją, każdemu z Was, Czcigodni Bracia, oraz duchowieństwu i całemu Waszemu ludowi udzielamy miłościwie apostolskiego błogosławieństwa jako zadatek niebieskich darów oraz dowód Naszej życzliwości.
Dan w Rzymie u Świętego Piotra, 1 sierpnia 1897, w dwudziestym roku Naszego pontyfikatu.
Leon XIII
http://www.rodzinakatolicka.pl/index.php/magisterium/45-leon-xiii/24522-leon-xiii-militantis-ecclesiae-o-bogosawionym-piotrze-kanizjuszu
Jan Paweł II
LIST DO BISKUPÓW NIEMIECKICH Z OKAZJI 400-LECIA ŚMIERCI ŚW. PIOTRA KANIZEGO
Czcigodni Bracia w biskupstwie!
1. 2 września 1549 r. Piotr Kanizy, otrzymawszy od papieża Pawła III błogosławieństwo na pracę apostolską w Niemczech, ukląkł u grobu św. Piotra, Księcia Apostołów, aby się pomodlić. To, co wówczas przeżył, poruszyło go tak mocno, że we fragmencie swych wyznań napisał: «Ty wiesz, Panie, jak bardzo intensywnie owego dnia polecałeś mi Niemcy. Od tamtej chwili kraj ten zajmował coraz bardziej me serce i umysł, tak iż moim gorącym pragnieniem było ofiarować swe życie i śmierć za zbawienie wieczne Niemiec».1 Temu życiowemu programowi Kanizy pozostał heroicznie wierny aż do momentu błogosławionej śmierci 21 grudnia 1597 r.
Kanizy został beatyfikowany 20 listopada 1864 r. przez papieża Piusa IX, a mój czcigodny poprzednik Leon XIII słusznie określił go w encyklice Militantis Ecclesiae z 1 sierpnia 1897 r. mianem «Drugiego Apostoła Niemiec».2 Papież Pius XI, ogłaszając go 21 maja 1925 r. świętym, nadał mu tytuł Doktora Kościoła.
W czasach, gdy zdawało się, że głos katolickiego przepowiadania wiary w krajach niemieckojęzycznych zupełnie zamilknie, Bóg w swej miłosiernej Opatrzności uczynił św. Piotra Kanizego swoim wysłannikiem. Tak więc osobowość i działanie Doktora Kościoła miały się rozwijać w przestrzeni wyznaczonej przez dwa punkty odniesienia: Niemcy, które obejmowały wówczas znacznie większe terytorium niż obecnie, i prawda katolickiej wiary narażona na ataki z wielu stron.
2. Jako «współpracownik prawdy» (por. 3 J 8) Piotr Kanizy służył Kościołowi w Niemczech na wiele sposobów. Nawet wówczas gdy oddawał się działalności politycznej i organizacyjnej, pierwszorzędnym celem jego starań było głoszenie prawdy, a motywem przewodnim jego licznych publikacji — katechizacja i troska duszpasterska. O prawości i mądrości, które go cechowały, świadczy zarówno wielki szacunek, jakim cieszył się u hierarchii kościelnej i władzy państwowej, jak również przeszkody, które przeciwnicy kładli na jego drodze.
Szczególną troską otaczał święty młodzież, przekonany, iż jej wychowanie intelektualne i religijno- -etyczne jest istotnym warunkiem katolickiej przyszłości Niemiec. Na tym właśnie polegała działalność jego zakonnych współbraci z Towarzystwa Jezusowego, która rychło zyskała szerokie uznanie, gdyż jej owocem było wykształcenie w ciągu kilku zaledwie dziesięcioleci duchowej elity, która stała się przewodnią siłą tamtej epoki kulturowej, zbierającej obfite żniwo idei zaszczepionych przez Sobór Trydencki.
Skuteczność tego przedsięwzięcia uczy nas, jak wielkie znaczenie może mieć w dzisiejszych czasach szkoła przeniknięta duchem Ewangelii, ściśle związana z życiem Kościoła, szerząca wzniosłe ideały kulturowe. Dlatego też, czcigodni bracia, kładę wam na sercu troskę o katolickie szkolnictwo, które zresztą jest w Niemczech od dawna prowadzone w sposób przykładowy. Służąc młodzieży, służymy przyszłości Kościoła i kultury. Dlatego też formacja ludzi młodych, oparta na nauczaniu Kościoła, jest nieodzownym wsparciem dla kulturalnej i religijnej żywotności Niemiec, dla której warto poświęcić wiele ludzkich sił i nakładów finansowych.
3. Zdumieniem i podziwem napawa fakt, że Piotr Kanizy mimo niestrudzonej działalności na rzecz budowania Kościoła pozostawił również bogatą spuściznę teologiczną. Co prawda, jeśli oceniać teologa na podstawie osiągnięć twórczo-spekulatywnych oraz historyczno-krytycznych, trudno odkryć u Kanizego jakąś szczególną oryginalność i wzniosłość idei. Takie ambicje były mu obce, ponieważ żyjąc w epoce bardzo niespokojnej pojmował siebie jako duszpasterza posłanego do ludzi, służącego prawdzie wiary. «Pragnę rozbudzić w sobie i w innych wielką troskę o zachowanie depozytu wiary, który Apostoł nie bez przyczyny złożył w naszych sercach i który przewyższa wszystkie skarby tego świata. Ten depozyt musimy wysoko cenić i zachować nietknięty i niezafałszowany, ponieważ od niego zależy chrześcijańska mądrość, powszechny pokój i zbawienie ludzi».3
Piotr Kanizy świadomie wszedł w nurt świętej Tradycji, otrzymanej i przekazanej przez apostołów, która jako żywy przekaz wiary ustanawia więź między każdym nowym pokoleniem a źródłem Objawienia w Jezusie Chrystusie. Kanizy łączył w sobie duchową wiedzę, świętość życia i — stosownie do ideałów epoki humanizmu i odrodzenia — elegancję i finezję wypowiedzi. Dlatego wkrótce po śmierci nazwany został «Augustynem swojej epoki».
Wiedza teologiczna, czerpiąca z Pisma Świętego i Tradycji, pozostająca w harmonii z Urzędem Nauczycielskim Kościoła, poświadczona przykładem własnego życia — oto ideał dla wszystkich, którzy oddają się dzisiaj nauczaniu teologii. Dzieło Piotra Kanizego ukazuje, że uprawianie teologii jest owocne, gdy pojmuje się ją jako służbę objawionej prawdzie. To zadanie mogą wypełnić tylko ci teologowie, którzy nie wypowiadają się z pozycji krytycznego dystansu wobec Kościoła, lecz są w nim zadomowieni jako jego członkowie żyjący wiarą, nadzieją i miłością. Teolog powinien oczywiście reagować niczym sejsmograf na nieustanny rozwój ludzkiej wiedzy, lecz — miast stać się jej niewolnikiem — musi przyjmować jej zdobycze w świetle wiary i z tego punktu widzenia dokonywać ich oceny. Tylko wtedy będzie wiarygodnym i uczciwym partnerem w dyskusji z naukami świeckimi, które szukają dla siebie etycznych punktów odniesienia. Właściwą przestrzenią życiową teologa jest zatem Kościół. Jak ryba nie może żyć bez wody, tak i teolog pozostaje wierny swojej tożsamości tylko wtedy, gdy jego poszukiwania i pytania, jego badania i publikacje są głęboko zakorzenione w życiu Kościoła.
4. Piotr Kanizy nie zajmował się tylko «wielkimi» w Kościele i polityce. Był jednocześnie człowiekiem oddanym «maluczkim», zwłaszcza dzieciom. W jednym ze swych listów wyznaje: «Inni mogą zasłaniać się swą pracą, dążyć do stanowisk, które przynoszą Kościołowi większe korzyści (…). Mogą również usprawiedliwiać się tym, że nie chcą zdziecinnieć wśród dzieci. Chrystus jednak, wcielona Mądrość Boża, nie wstydził się obcować z dziećmi z wielką poufałością».4 Kanizy wykorzystywał każdą sposobność, by osobiście uczyć dzieci prawd wiary, a jednocześnie starał się docierać do wszystkich dorosłych mieszkańców katolickich krajów niemieckojęzycznych, opracowując dla nich katechizmy z wykładem wiary i moralności. Kierując się trafnym rozeznaniem możliwości poznawczych czytelników, Kanizy wydał trzy katechizmy skierowane do różnych grup, stosownie do wieku i wykształcenia, mające jednak tę samą strukturę i treść. Choć święty żył w epoce naznaczonej przez dramatyczne napięcia i konflikty, kierował się zawsze zasadą, która każe unikać przesadnej polemiki, nie powiększać różnic między punktami widzenia, a przede wszystkim wykładać naukę katolicką w sposób rzeczowy, nie wymieniając przeciwników, a tym bardziej ich nie atakując.
W tym kontekście pragnę wspomnieć mój list apostolski Catechesi tradendae, który podejmuje dziedzictwo «Nauczyciela przepowiadania» i kreśli zasady współczesnej katechezy. Zbudowana w sposób systematyczny, powinna ona ukazywać istotę doktryny katolickiej w całej jej rozciągłości i, stosownie do poziomu wykształcenia słuchaczy, wprowadzać ją we wszystkie obszary życia chrześcijańskiego.5 Podobnie jak dojrzałe sumienie musi się opierać na solidnej wiedzy, tak też konieczna jest dobra znajomość wiary, aby człowiek w swoim życiu, które dzisiaj przypomina czasem stąpanie nad przepaścią, potrafił rozróżniać między prawdą i fałszem, między dobrem i złem, między drogą właściwą i błędną.
Słowa uznania i wdzięczności kieruję do licznych kobiet i mężczyzn, którzy pełnią niełatwą czasem posługę katechezy. W obliczu politycznych przemian we wschodnich landach niemieckich misja katechizowania zyskała nowy wymiar. Kościół musi objąć tą posługą nie tylko dzieci i młodzież, lecz również dorosłych. W waszym kraju żyje bowiem wiele osób, którym broniono dostępu do prawdy o Jezusie Chrystusie, oraz tych, którzy niegdyś w nią wierzyli, ale potem świadomie usunęli ją ze swego życia. Z wdzięcznością obserwuję różnorakie inicjatywy katechetyczne, które podejmujecie, aby ludziom szukającym sensu życia ukazać źródło wody, zdolnej nie tylko ugasić zewnętrzne pragnienie, lecz «dającej życie wieczne» (por. J 4, 14).
5. Podstawowym źródłem, z którego Piotr Kanizy czerpał jakby eliksir życia, było Pismo Święte. Do niego odwoływał się przede wszystkim w swych kazaniach. W katedrach i na dworach książęcych, w kościołach i w klasztorach ambona była dla niego miejscem szczególnie skutecznej służby prawdzie. Sam powiedział kiedyś, że nie ma w Kościele Bożym dostojniejszej, skuteczniejszej i radośniejszej posługi niż kaznodziejstwo, jeśli tylko wiernie i jasno ukazuje ono i tłumaczy Ludowi Bożemu właściwie rozumiane słowo Boże. I odwrotnie, nic bardziej nie szkodzi chrześcijaństwu jak urząd kaznodziei oddany w ręce tych, którzy szerzą błędną naukę.6
Wspomnienie wielkiego kaznodziei Kanizego uświadamia nam, że wśród rozmaitych form religijnego przepowiadania kazanie zajmuje szczególnie ważne miejsce. Jest nie tylko orędziem budującym wspólnotę, lecz echem głosu samego Jezusa Chrystusa, mówiącego człowiekowi: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!» (Mk 1, 15).
W dzisiejszych czasach urząd kaznodziei wystawiony jest na szczególną próbę. W dobie, w której człowiek z trudem może się oprzeć oddziaływaniu środków społecznego przekazu, wzmocnionemu często przez atrakcyjne obrazy, gdy wzrasta tendencja do upraszczania wszystkiego i gdy szerzy się wątpliwe systemy wartości, kaznodzieja nierzadko czuje się jak głos wołający na pustyni (por. Mt 3, 1-3). Mimo to kazanie jest również dzisiaj bardzo przydatne w przekazywaniu wiary. Szczególnie ważny jest tu osobisty kontakt kaznodziei ze słuchaczami. Bezpośredniość tej relacji podkreśla autentyczność głoszonego orędzia, kaznodzieja bowiem jest nie tylko nauczycielem, lecz przede wszystkim świadkiem. Słowo jest głoszone przez upoważnionego pośrednika, przez co kazanie staje się echem nauczania samego Chrystusa: «Kto was słucha, Mnie słucha» (Łk 10, 16). Dlatego konieczne jest, aby kapłani osobiście pełnili posługę kaznodziejską, zwłaszcza w czasie ofiary eucharystycznej.
W obliczu tych wielkich wymagań zachęcam wszystkich, którzy pełnią urząd kaznodziei, aby gruntownie przygotowywali się do swych obowiązków przez studium, modlitwę i medytację. Jeśli słowo Pisma Świętego jest chlebem powszednim kaznodziei, łatwiej jest mu głosić wiernym Dobrą Nowinę jako słowo życia.
6. Jak wspomniałem na początku listu, «Drugi Apostoł Niemiec» szukał natchnienia do realizacji życiowego powołania u grobu swego wielkiego patrona — św. Piotra Apostoła. Jego następca, papież Paweł III, udzielił misji Kanizego swego błogosławieństwa.
Z głęboką wdzięcznością możemy dziś stwierdzić, że więź między Stolicą Apostolską i niemieckimi biskupami jest bardzo mocna. Radością napawają mnie znaki jedności i duchowej łączności, które mi nieustannie przekazujecie. Serdeczność i wierność okazują mi również liczni księża i wierni. Ze swej strony Stolica Apostolska zawsze przykładała wielką wagę do głębokiej łączności z Kościołem w Niemczech i wielokrotnie zapewniała go o swym szczególnym przywiązaniu. Podczas trzech podróży apostolskich sam dałem wyraz swej szczególnej więzi z Kościołem niemieckim. Wiecie, że Następca św. Piotra, któremu Pan powierzył zadanie umacniania braci w wierze, czuje się zobowiązany przykładem św. Pawła — Apostoła Narodów — by troszczyć się o wszystkie wspólnoty. Warto tu przypomnieć słowa papieża Piusa IX wygłoszone w czasie Soboru Watykańskiego I: «Czcigodni bracia, najwyższa władza Biskupa Rzymu nie uciska, lecz podnosi, nie niszczy, lecz buduje, utwierdza w godności, jednoczy w miłości, wzmacnia i chroni prawa jego współbraci — biskupów».7 O prawdziwości tego stwierdzenia przekonało się wielu ludzi, którzy musieli znosić prześladowania z przyczyn politycznych lub światopoglądowych.
Rola Biskupa Rzymu ujawnia się również w sprawach dotyczących jedności chrześcijan. Od czasów Piotra Kanizego, gdy na Zachodzie utrwalił się bolesny rozłam w wierze, stosunki między Kościołem katolickim a powstałymi z Reformacji Wspólnotami kościelnymi uległy głębokim przemianom. Wspomnę tu tylko Dekret Soboru Watykańskiego II o ekumenizmie Unitatis redintegratio oraz moją encyklikę Ut unum sint, zachęcając was do przestudiowania sformułowanych tam zasad autentycznego ekumenizmu i do wprowadzania ich w życie. Prymat Biskupa Rzymu jawi się tam jako niezbywalna posługa na rzecz jedności. «Przewodniczyć w prawdzie i miłości, aby łódź (…) nie została rozbita przez burze i pewnego dnia mogła zawinąć do portu»8 — na tym polega główne zadanie Następcy św. Piotra. Dlatego apeluję do was, byście traktowali duchową więź ze mną jako fundament waszych wysiłków na rzecz jedności niemieckiego Kościoła, oraz jedności z odłączonymi Wspólnotami kościelnymi. Jednocześnie powtarzam słowa modlitwy, wypowiedziane przed dziesięciu laty w obecności Patriarchy Ekumenicznego, Jego Świątobliwości Dymitra I: «modlę się gorąco do Ducha Świętego, by obdarzył nas swoim światłem i oświecił wszystkich pasterzy oraz teologów naszych Kościołów, abyśmy wspólnie poszukiwali takich form sprawowania owego urzędu, w których możliwe będzie realizowanie uznawanej przez jednych i drugich posługi miłości».9
Czcigodni bracia!
Doktor Kościoła św. Piotr Kanizy, który przez pięćdziesiąt lat służył prawdzie w duchu heroicznego posłuszeństwa i całkowitego oddania, nierzadko siać musiał we łzach, lecz żniwo zebrane wkrótce po jego śmierci było wielkie. Drogi, które przemierzał w służbie katolickiej wiary zawiodły go do wszystkich krajów środkowej Europy: od rodzinnego Nijmegen przez Rzym do Mesyny, od Sztrasburga aż do mego rodzinnego Krakowa i wreszcie do Fryburga. Granice państwowe nie stanowiły przeszkody dla jego działalności, ponieważ jego celem była służba Kościołowi, który jest ponadnarodowy. W owych niespokojnych czasach Kanizy mógł tylko przeczuwać to, co jest naszą nadzieją na progu trzeciego tysiąclecia: że Bóg przygotowuje z naszą pomocą «wielką wiosnę chrześcijaństwa», młody Kościół na starym kontynencie Europy. Niech Matka Boga i Matka Kościoła, którą «Drugi Apostoł Niemiec» głęboko czcił słowem, pismem i modlitwą, wspiera was i wszystkich powierzonych waszej trosce dobrą radą: «Zróbcie wszystko, cokolwiek [On] wam powie» (J 2, 5). Z serca udzielam wam na to Apostolskiego Błogosławieństwa.
Watykan, 19 września 1997 r.
Przypisy:
1. Petri Canisii Epistulae I, 54.
2. AAS 30 (1897), 3-9, zwł. 3.
3. Meditationes seu Notae in Evangelicas Lectiones, w: «Societatis Jesu Selecti Scriptores» II, Freiburg i.B., 1955.
4. Petri Canisii Epistulae, VII 333 i nn.
5. Por. Catechesi tradendae, 21.
6. Petri Canisii Epistulae et Acta VI, 627.
7. Collectio Lacensis VII, 497 i nn.
9. Homilia Jana Pawła II podczas Mszy św. w Bazylice św. Piotra z udziałem Patriarchy Ekumenicznego Konstantynopola Dymitra I (6 grudnia 1987), 3: AAS 80 (1988), 714.
Copyright © by L’Osservatore Romano and Polish Bishops Conference
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/listy/piotr_kanizy_19091997.html#
Benedykt XVI
Św. Piotr Kanizjusz
Audiencja generalna 9 lutego 2011
Uratowanie Piotra Kanizjusza
w czasie powodzi w 1567 r.
Drodzy bracia i siostry!
Dziś będziemy mówić o św. Piotrze Kanizym — Kanizjuszu, jak brzmi zlatynizowana wersja jego nazwiska — bardzo ważnej postaci w świecie katolickim XVI w. Urodził się on 8 maja 1521 r. w Nijmegen w Holandii. Jego ojciec był burmistrzem tego miasta.
Podczas studiów na uniwersytecie w Kolonii zetknął się z kartuzami z klasztoru św. Barbary, który był prężnym ośrodkiem życia katolickiego, oraz z grupą głęboko wierzących ludzi, kultywujących duchowość zwaną devotio moderna. Wstąpił do Towarzystwa Jezusowego 8 maja 1543 r. w Moguncji (Nadrenia-Palatynat), po odbyciu rekolekcji pod kierownictwem bł. Piotra Fabra — Petrusa Fabera — jednego z pierwszych towarzyszy św. Ignacego Loyoli. Wyświęcony na kapłana w czerwcu 1546 r. w Kolonii, już w następnym roku, jako teolog biskupa Augsburga, kard. Ottona Truchsessa von Waldburga, był na Soborze Trydenckim, podczas którego współpracował z dwoma współbraćmi, Diegiem Lainezem i Alfonsem Salmeronem.
W 1548 r. św. Ignacy wysłał go do Rzymu, by uzupełnił swoją formację duchową, a potem do kolegium w Messynie, by wprawiał się w spełnianiu prostych posług domowych. Gdy 4 października 1549 r. w Bolonii uzyskał doktorat z teologii, został skierowany przez św. Ignacego do pracy apostolskiej na ziemiach germańskich. 2 września tego samego roku, 1549, odwiedził papieża Pawła III w Castel Gandolfo, a następnie udał się do Bazyliki św. Piotra na modlitwę. Prosił wówczas wielkich świętych apostołów Piotra i Pawła o pomoc, aby na zawsze zachowało skuteczność błogosławieństwo apostolskie, które otrzymał na swoją ważną drogę, na swoją nową misję. W swoim dzienniku napisał parę słów o tej modlitwie. Mówi: «Tam poczułem, że wielka pociecha i łaska zostały mi dane za pośrednictwem tak wielkich orędowników [Piotra i Pawła]. Potwierdzili oni moją misję w Niemczech, i zdało mi się, że chcieli mnie, jako apostoła Niemiec, wesprzeć swoją życzliwością. Ty wiesz, Panie, na ile sposobów i ile razy w owym dniu powierzyłeś mi Niemcy, które później otaczałem nieustanną troską, dla których pragnąłem żyć i za które byłem gotowy umrzeć».
Musimy pamiętać, że mówimy o okresie reformacji luterańskiej, o czasie, w którym wydawało się, że w krajach niemieckojęzycznych wiara katolicka przygasała w konfrontacji z reformacją i jej siłą przyciągania. Powierzone Kanizjuszowi zadanie ożywienia, odnowienia wiary katolickiej w krajach germańskich było niemal niewykonalne. Jego realizacja była możliwa tylko dzięki mocy modlitwy. Była możliwa tylko od wewnątrz, czyli dzięki głębokiej osobistej przyjaźni z Jezusem Chrystusem; przyjaźni z Chrystusem w Jego Ciele, w Kościele, którą musi umacniać Eucharystia, Jego rzeczywista obecność.
Z misją powierzoną przez Ignacego i przez papieża Pawła III Kanizjusz wyruszył do Niemiec, najpierw do księstwa Bawarii, które przez wiele lat było miejscem jego posługi. Jako dziekan, rektor i wicekanclerz uniwersytetu w Ingolstadt opiekował się życiem akademickim uczelni oraz troszczył o reformę religijną i moralną ludu. W Wiedniu, gdzie krótko zarządzał diecezją, pełnił posługę duszpasterską w szpitalach i w więzieniach, zarówno w mieście, jak na wsi, i przygotował do publikacji swój Katechizm. W 1556 r. założył kolegium w Pradze i aż do 1569 r. był pierwszym przełożonym jezuickiej prowincji północnych Niemiec.
Pełniąc ten urząd, stworzył w krajach germańskich gęstą sieć wspólnot swojego zakonu, a zwłaszcza kolegiów, które były punktem wyjścia reformy katolickiej, odnowy wiary katolickiej. W tym okresie uczestniczył również w Wormacji w rozmowach z przywódcami protestanckimi, wśród których był Filip Melanchton (1557 r.); pełnił funkcję nuncjusza papieskiego w Polsce (1558 r.); uczestniczył w dwóch sejmach wAugsburgu(1559 i 1565r.); towarzyszył kard. Stanisławowi Hozjuszowi, legatowi papieża Piusa IV, w podróży do cesarza Ferdynanda (1560 r.); zabrał głos podczas ostatniej sesji Soboru Trydenckiego, poświęcając swoje wystąpienie kwestiom komunii pod dwoma postaciami i Indeksu ksiąg zakazanych (1562 r.)
W 1580 r. wycofał się z życia czynnego i zamieszkał we Fryburgu Szwajcarskim, gdzie całkowicie oddawał się kaznodziejstwu i pisarstwu; tam umarł 21 grudnia 1597 r. Beatyfikowany przez bł.Piusa IX w 1864 r., został ogłoszony drugim apostołem Niemiec przez papieża Leona XIII, a papież Pius XI kanonizował go i ogłosił doktorem Kościoła w 1925 r.
Św. Piotr Kanizjusz spędził większą część swego życia obok najwyżej postawionych społecznie postaci swojej epoki, a jego pisma wywarły znaczny wpływ na współczesnych. Był wydawcą wszystkich dzieł św. Cyryla z Aleksandrii i św. Leona Wielkiego, listów św. Hieronima i mów św. Mikołaja z Flüe. Opublikował modlitewniki w różnych językach, żywoty kilku świętych szwajcarskich i liczne teksty homiletyczne. Jednakże najbardziej znanymi jego dziełami były trzy katechizmy, napisane w latach 1555-1558. Pierwszy przeznaczony był dla uczniów, którzy mieli opanowane podstawy teologii; drugi dla dzieci z ludu, rozpoczynających naukę religii, a trzeci dla młodzieży, która już posiadła wykształcenie na poziomie wyższym podstawowym i średnim. Nauka katolicka była w nich wyłożona za pomocą pytań i odpowiedzi, zwięźle, językiem biblijnym, w sposób bardzo jasny i pozbawiony elementów polemicznych. Za jego życia ukazało się 200 wydań tego katechizmu! A potem kolejne setki, aż do XX w. W Niemczech jeszcze w pokoleniu mojego ojca ludzie mówili na katechizm po prostu «Kanizjusz»: przez całe stulecia pełnił on rzeczywiście funkcję katechety, przez stulecia kształtował wiarę ludzi.
To właśnie cechowało św. Piotra Kanizjusza: potrafił on łączyć harmonijnie wierność zasadom dogmatycznym z szacunkiem należnym każdej osobie. Św. Kanizjusz odróżniał umyślne, świadome wyrzeczenie się wiary odjej utraty nieumyślnej, uzależnionej od okoliczności. Zapewnił Rzym, że większość Niemców, którzy przeszli na protestantyzm, była bez winy. W historycznym momencie silnych napięć między wspólnotami wyznaniowymi uniknął w ten sposób — i jest to rzecz nadzwyczajna — ostrej i gniewnej retoryki — co, jak powiedziałem, w owych czasach należało do rzadkości w dyskusjach między chrześcijanami — a jego celem było wyłącznie wskazywanie korzeni duchowych i ożywianie wiary w Kościele. Temu służyła rozległa i głęboka znajomość Pisma Świętego i ojców Kościoła: znajomość ta była także podstawą jego własnej więzi z Bogiem i surowej duchowości, opartej na devotio moderna i mistyce nadreńskiej.
Charakterystyczną cechą duchowości św. Kanizjusza jest głęboka, bliska przyjaźń z Jezusem. Pisze na przykład 4 września 1549 r. w swoim dzienniku, zwracając się do Pana: «Ty w końcu jakbyś otworzył przede mną serce Najświętszego Ciała, które jak mi się zdawało, widziałem przed sobą, kazałeś mi pić z tego źródła, zachęcając mnie niejako, bym czerpał wodę mojego zbawienia z Twoich zdrojów, o mój Zbawicielu». Potem zaś widzi, że Zbawiciel daje mu strój z trzech części, które nazywają się pokój, miłość i wytrwałość. W tym stroju, złożonym z pokoju, miłości i wytrwałości, Kanizjusz prowadził swoje dzieło odnowy katolicyzmu. Jego przyjaźń z Jezusem — stanowiąca centrum jego osobowości — karmiona miłością do Biblii, miłością do Sakramentu, miłością do ojców, ta przyjaźń w jasny sposób łączyła się ze świadomością, że kontynuuje w Kościele misję apostołów. Przypomina nam to, że każdy prawdziwy ewangelizator jest zawsze narzędziem zjednoczonym z Jezusem i Jego Kościołem i dlatego skutecznym.
Przyjaźń Piotra Kanizjusza z Jezusem ukształtowała się pod wpływem duchowego środowiska kartuzji kolońskiej, w której przebywał w ścisłym kontakcie z dwoma mistykami kartuzjańskimi: Johannem Lanspergerem, w wersji zlatynizowanej Lanspergiuszem, i Nicolasem van Hesche, w wersji zlatynizowanej Eschiuszem. Później pogłębił doświadczenie tej przyjaźni — familiaritas stupenda nimis — dzięki kontemplacji tajemnic życia Jezusa, którym poświęcone są w dużej części Ćwiczenia duchowne św. Ignacego. Jego wielkie nabożeństwo do Serca Pana, którego najwyższym wyrazem było oddanie się posłudze apostolskiej, dokonane w Bazylice Watykańskiej, na tym właśnie się opiera.
W chrystocentrycznej duchowości św. Piotra Kanizjusza zakorzenione jest głębokie przekonanie: żadna dusza, troszcząca się o swoją doskonałość, nie może nie oddawać się codziennie modlitwie, rozmyślaniu, co jest naturalnym sposobem, pozwalającym uczniowi Jezusa żyć w zażyłości z Boskim Mistrzem. Dlatego w pismach, które miały na celu duchowe wychowanie ludu, święty mocno podkreśla znaczenie liturgii, komentując Ewangelię, święta, obrzędy Mszy św. i innych sakramentów, a jednocześnie stara się ukazać wiernym, jak potrzebną i piękną rzeczą jest modlitwa osobista, która towarzyszy uczestnictwu w publicznym kulcie Kościoła i je przenika.
Wartość tego zalecenia i tej metody pozostaje niezmienna, zwłaszcza po tym, jak potwierdził ją w autorytatywny sposób Sobór Watykański II w konstytucji Sacrosanctum Concilium: życie chrześcijańskie nie rozwija się, jeżeli nie umacnia go uczestnictwo w liturgii, zwłaszcza w niedzielnej Mszy św., codzienna osobista modlitwa, silna więź z Bogiem. Pośród licznych zajęć i różnorodnych bodźców, jakich dostarcza nam otoczenie, trzeba codziennie znajdować czas na momenty skupienia przed Panem, by Go słuchać i z Nim rozmawiać.
Jednocześnie wciąż aktualną i trwałą wartość zachowuje przykład pozostawiony nam przez Piotra Kanizjusza nie tylko w dziełach, ale przede wszystkim przykład jego życia. Uczy on w sposób jasny, że posługa apostolska jest skuteczna i przynosi owoce zbawienia w sercach tylko wtedy, gdy kaznodzieja sam jest świadkiem Jezusa i potrafi być narzędziem do Jego dyspozycji, ściśle się z Nim jednoczy przez wiarę w Jego Ewangelię i w Jego Kościół, spójne moralnie życie i nieustającą jak miłość modlitwę. Odnosi się to do każdego chrześcijanina, który chce z zaangażowaniem i wiernie przeżywać swoje przylgnięcie do Chrystusa. Dziękuję.
po polsku:
Serdecznie witam pielgrzymów polskich. W piątek przypada wspomnienie Matki Bożej z Lourdes i Światowy Dzień Chorego. W modlitwie polecajmy Niepokalanej Matce chorych i tych, którzy z miłością pochylają się nad nimi w szpitalach, w domach opieki i w rodzinach. Zobaczmy w twarzach osób chorych oblicze cierpiącego Chrystusa. Niech umacniają nas słowa św. Piotra: «[Krwią] Jego ran zostaliście uzdrowieni» (1 P 2, 24). Wszystkim chorym, wam tu obecnym i waszym bliskim z serca błogosławię.
opr. mg/mg
Copyright © by L’Osservatore Romano (4/2011) and Polish Bishops Conference
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/audiencje/ag_09022011.html
*****
Nauka moralna
Święty Piotr Kanizjusz ułożył podczas swego pobytu w Wiedniu katechizm, w którym wyjaśnia w postaci pytań i odpowiedzi prosto i zrozumiale naukę wiary i obyczajów. Biskupi dali temu dziełku zatwierdzenie i zalecili je rodzinom i szkołom. Znajomość artykułów wiary, przykazań Boskich i sakramentów świętych jest najlepszym zabezpieczeniem od zarazy innowierstwa. Dlatego usilnie polecić należy:
1) Chętne i częste odczytywanie katechizmu, jest on bowiem najlepszym drogowskazem i przewodnikiem na drodze żywota, zagrożonego tylu burzami, pokusami i różnorodnymi niebezpieczeństwami. Jak Rafał archanioł pod postacią młodzieńca towarzyszył w podróży młodemu Tobiaszowi, jak mu wskazywał, co ma czynić a czego unikać, i tak posłusznemu synowi zapewnił szczęście, tak i nas poucza przez katechizm Kościół katolicki, co mamy czynić, czego unikać, by zyskać szczęście wiekuiste. Katechizm, który nam wręcza ustanowiony przez papieża biskup, daje nam czystą, nieomylną naukę Chrystusa Pana; przemawia on do nas językiem Zbawiciela. Słuchając nauk katechizmu, słuchamy samego Jezusa; lekceważąc i odrzucając katechizm, lekceważymy i odrzucamy samego Zbawiciela. Czytajmy przeto katechizm z dobrą wiarą i ufnością, gdyż on jest naszym nieomylnym nauczycielem i wskazuje nam, czego potrzeba, aby żyć pobożnie i dobrze umierać.
2) Rozczytujmy się często w katechizmie, bo przemawia on do nas językiem Boga. Jakiż język, jaka rozmowa może dla nas być korzystniejsza, przyjemniejsza i cenniejsza od rozmowy z Ojcem niebieskim? Pożałowania godny jest ten, kogo żywiej obchodzą nowinki i plotki gazeciarskie lub wynalazki i spekulacje giełdowe; ubolewać należy nad takim, kogo nudzi słowo Boże, zachęcające do cnoty, doskonałości i walki ze złym, uszlachetniające serca i dusze. Święty Jan mówi: “Kto z Boga jest, słucha słowa Bożego”. Z doświadczenia wiemy, jak tępa jest pamięć nasza dla prawd nadprzyrodzonych, jak mało staramy się wniknąć w ich treść i dokładnie je pojąć, jak łatwo te prawdy w naszej pamięci się zacierają w nawale trosk codziennych, doczesnych zajęć, domowych kłopotów i ustawicznych rozrywek. Dlatego też odświeżanie w pamięci tych prawd jest rzeczą konieczną i świętym obowiązkiem. Psalmista Pański słusznie przeto mówi: “Szczęśliwy mąż, który umiłował przykazania Boże i rozważa je dniem i nocą. Wszystko, co czyni, uda mu się”.
Modlitwa
Beże, który na obronę świętej wiary katolickiej uzbroiłeś świętego Piotra siłą cnoty i nauki, spraw za jego przyczyną, prosimy Cię pokornie, aby wszyscy innowiercy nawrócili się do prawdy, a wszyscy wierni silnie trwali przy prawdzie. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.
http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/p/piotrkan.htm
******************
Chłopiec był bardzo samodzielny. Nauczył się fachu kominiarza, uzyskał odpowiedni dyplom i od 1834 roku zarabiał na życie. Miał wtedy zaledwie 15 lat. Jego siła brała się z częstego przyjmowania Jezusa w Eucharystii. Był bardzo pobożnym młodzieńcem. Martwiła go obojętność na sprawy Boże ówczesnej młodzieży, zwłaszcza zaniedbanej, opuszczonej, zostawionej samej sobie. Zaangażował się w działalność Stowarzyszenia św. Alojzego. Swoją postawą i głębokim umiłowaniem Mszy świętej dawał świadectwo prawdziwej wiary.
Zorganizował wiele wspólnot Stowarzyszenia w miejscowościach, w których pracował jako kominiarz. Pomagał młodym chłopcom i dziewczętom odnaleźć sens życia. Około 1845 r. wstąpił do nowicjatu redemptorystów w Wittem, w Holandii.
Cały ten czas dojrzewało w nim pragnienie jeszcze pełniejszego oddania się na służbę Bogu i potrzebującym. W 1850 roku założył, z pomocą Guglielmo Arnoldiego, Zgromadzenie Braci Miłosierdzia Maryi Wspomożycielki (z Trewiru). Rok później przenieśli swoją siedzibę do Koblencji. Jego członkowie nie przyjmowali święceń kapłańskich. Za główne zadanie nowego zgromadzenia Piotr uznał opiekę nad chorymi mężczyznami, zbyt ubogimi, by na siebie zarobić. Oficjalne zatwierdzenie konstytucji tej wspólnoty dokonało się już po śmierci założyciela w 1905 roku, decyzją papieża św. Piusa X (1903-1914).
Kominiarz Piotr zmarł w dniu 21 grudnia 1860 roku w Koblencji. Do grona błogosławionych wprowadził go w dniu 23 czerwca 1985 roku papież św. Jan Paweł II.
Dodaj komentarz