Słowo Boże na dziś – 7 grudnia 2014 r. – II Niedziela Adwentu

Wprowadzenie do liturgii

 LEW NA PUSTYNI

Współczesny świat jest pełen głosów, które wrzeszczą: „Nie ma Boga ani wieczności!”, „Żyj tak, jakby Boga nie było, bo Jego istnienie jest problematyczne!”, „Licz się z Bogiem, ale tylko tak ogólnie, bo Boga nie interesują twoje prywatne sprawy!”. Głosy te budzą jednak w człowieku beznadzieję, strach i niepokój.

Żyjemy w świecie odrzucającym Boże prawo, niczym na pustyni. Potrzebujemy dobrego głosu Boga, który ukazuje skołatanemu wrzaskiem świata człowiekowi sens jego życia. Głos taki może docierać za pośrednictwem człowieka. Wpatrujemy się dzisiaj w postać adwentową św. Jana Chrzciciela. On umiał w sposób doskonały być głosem Boga. Dzisiejsza Ewangelia nazywa go „głosem wołającego na pustyni”. Obraz ten przywodzi nam na myśl króla zwierząt pustyni – lwa, który objawia potężnym rykiem swe doznania i swoje znaczenie. Święty Marek, który rozpoczyna Ewangelię właśnie od słów o „głosie wołającego na pustyni”, jest ukazywany w ikonografii pod postacią lwa. Natomiast silny głos Chrzciciela, nawołujący do nawrócenia, bywa porównywany do ryku lwa na pustyni.
Czasy współczesne wymagają takiego właśnie ryku, mocnych znaków, silnych głosów opowiadających się za Chrystusem i Jego Ewangelią. Takim znakiem jest obecny papież Franciszek. Był nim też św. Brat Albert, który porzucił swe wygodne, artystyczne życie, aby przyodziać biedną siermięgę i świadczyć o Chrystusie wśród biedoty i kryminalistów.
Być głosem wołającego na pustyni to być narzędziem Pana obwieszczającym zagubionym ludziom, że jest Bóg, który ich kocha i pragnie uszczęśliwić swą nieskończoną miłością.

ks. Stanisław Jasionek

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/888

****

Liturgia słowa

Patrząc na różne dramatyczne wydarzenia, które dzieją się na naszych oczach, historia świata może jawić się nam jako pasmo katastrof i cierpień, przeplatanych okresami względnego spokoju. Widziana jednak od strony końca czasów, ich wypełnienia się w Chrystusie, okazuje się konsekwentnym podążaniem do domu Ojca.

PIERWSZE CZYTANIE (Iz 40,1-5.9-11)

Ten fragment Księgi Izajasza powstał w czasach wygnania z Ziemi Obiecanej i niewoli babilońskiej. Izraelici otrzymali od proroka słowa pokrzepienia i nadziei. Nadchodzi wyzwolenie. Nieprawości zostały odpokutowane. Czas wyruszać w drogę do swojej ziemi. Nawrócenie zawsze przynosi głęboką radość i siłę do nowego życia.

Czytanie z Księgi proroka Izajasza

«Pocieszcie, pocieszcie mój lud!» –
mówi wasz Bóg.

«Przemawiajcie do serca Jeruzalem
i wołajcie do niego,
że czas jego służby się skończył,
że nieprawość jego odpokutowana,
bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób
za wszystkie swe grzechy».

Głos się rozlega:
«Przygotujcie na pustyni drogę dla Pana,
wyrównajcie na pustkowiu
gościniec naszemu Bogu!

Niech się podniosą wszystkie doliny,
a wszystkie góry i wzgórza obniżą;
równiną niechaj się staną urwiska,
a strome zbocza niziną gładką.

Wtedy się chwała Pana objawi,
zobaczy ją wszelkie ciało,
bo powiedziały to usta Pana».

Wstąpże na wysoką górę,
zwiastunko dobrej nowiny w Syjonie!

Podnieś mocno twój głos,
zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem!

Podnieś głos, nie bój się!
Powiedz miastom judzkim:
«Oto wasz Bóg!».

Oto Pan, Bóg, przychodzi z mocą
i ramię Jego dzierży władzę.

Oto Jego nagroda z Nim idzie
i przed Nim Jego zapłata.

Podobnie pasterz pasie swą trzodę,
gromadzi ją swoim ramieniem,
jagnięta nosi na swej piersi,
owce karmiące prowadzi łagodnie.

PSALM (Ps 85,9ab-10.11-12.13-14)

Kiedy Izraelici powrócili z niewoli babilońskiej do ziemi ojców, ich serca były przepełnione radością i pokojem. Atmosferę tego czasu dobrze oddaje psalmista, zapowiadając jednocześnie czas zbawienia. Powrót z wygnania do swego domu to obraz nawrócenia, będącego powrotem do domu naszego Ojca.

Refren: Okaż swą łaskę i daj nam zbawienie.

Będę słuchał tego, co mówi Pan Bóg: *
oto ogłasza pokój ludowi i świętym swoim.
Zaprawdę bliskie jest Jego zbawienie
dla tych, którzy się Go boją, *
i chwała zamieszka w naszej ziemi. Ref.

Spotkają się ze sobą łaska i wierność, *
ucałują się sprawiedliwość i pokój.
Wierność z ziemi wyrośnie, *
a sprawiedliwość spojrzy z nieba. Ref.

Pan sam obdarza szczęściem, *
a nasza ziemia wyda swój owoc.
Przed Nim będzie kroczyć sprawiedliwość, *
a śladami Jego kroków zbawienie. Ref.

DRUGIE CZYTANIE (2P 3,8-14)

Druga niedziela Adwentu kieruje naszą refleksję na ostateczne przyjście Pana. Święty Paweł mówi o nim posługując się apokaliptycznym stylem ukazującym znaki temu towarzyszące. Chrystus powróci, to pewne. Przed nami stoi zadanie dobrego przygotowania się na spotkanie z Nim.

Czytanie z Drugiego Listu świętego Piotra Apostoła

Umiłowani, niech to jedno nie będzie dla was tajne, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Nie zwleka Pan z wypełnieniem obietnicy, bo niektórzy są przekonani, że Pan zwleka, ale On jest cierpliwy w stosunku do was. Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia. Jak złodziej zaś przyjdzie dzień Pański, w którym niebo ze świstem przeminie, gwiazdy się w ogniu rozsypią, a ziemia i dzieła na niej zostaną spalone.
Skoro to wszystko w ten sposób ulegnie zagładzie, to jakimi winniście być wy w świętym postępowaniu i pobożności, gdy oczekujecie i staracie się przyspieszyć przyjście dnia Bożego, który sprawi, że niebo zapalone pójdzie na zagładę, a gwiazdy w ogniu się rozsypią. Oczekujemy jednak, według obietnicy, nowego nieba i ziemi nowej, w których będzie mieszkała sprawiedliwość.
Dlatego, umiłowani, oczekując tego, starajcie się, aby On was zastał bez plamy i skazy, w pokoju.

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 3,4. 6)

Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Przygotujcie drogę Panu,
prostujcie ścieżki dla Niego;
wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.

EWANGELIA(Mk 1,1-8)

Jan Chrzciciel zapowiadał przyjście Mesjasza i wzywał do nawrócenia. Trzeba potraktować to wezwanie w sposób bardzo osobisty. To znaczy wciąż przygotowywać drogę mojego życia Panu i prostować ścieżki moich myśli, słów i uczynków dla Niego.

Słowa Ewangelii według świętego Marka

Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Jak jest napisane u proroka Izajasza:
«Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją.
Głos wołającego na pustyni:
Przygotujcie drogę Panu,
prostujcie ścieżki dla Niego».
Wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy.
Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym».

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/888/part/2

*****

Katecheza

 „Guadalupe – żywy obraz”

Nie przepadam za filmami dokumentalnymi, ale ten obejrzałam wbita w krzesło i z ciarkami na plecach. Zobaczyłam cud.

O Matce Bożej z Guadalupe już słyszałam. Znałam historię Juana Diego – pierwszego kanonizowanego Indianina. To jemu w dniach 9-12 grudnia 1571 r. na wzgórzu Tepeyac objawiała się Maryja, to on wydeptywał ścieżki do miejscowego biskupa, żeby przekazać mu Jej prośbę. I to na jego tilmie, czyli płaszczu, który był zwyczajowym, indiańskim odzieniem, Matka Boża zostawiła swój wizerunek. Nie wiedziałam jednak, jak wielkim arcydziełem jest ten obraz. I że ten obraz żyje.
Wypowiadający się w filmie naukowcy przekonują: „Obraz Matki Boskiej z Guadalupe nosi w sobie coś, co nazywamy darem języków”. Przemawia do wszystkich w ich własnym języku: „[…] naukowców przekonuje dowodami, historyków – świadectwami, antropologów – wiedzą”. Dowiadujemy się, że w gronie osób, do których należało przebadanie płótna i orzeczenie, w jaki sposób ono powstało, znaleźli się m.in. laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii i astrofizycy. Do analizy wizerunku stosowali najnowocześniejsze metody badawcze i narzędzia, którymi NASA poznaje kosmos. Lista cudownych odkryć jest niewyczerpana: w oczach Maryi ukryte są postacie, na obrazie nie widać pociągnięć pędzla, nie można zidentyfikować pochodzenia barwników itd. Niezwykłe jest też to, że wykonana z włókien agawy tilma powinna się rozpaść po ok. 30 latach. Tymczasem obraz przetrwał już kilka stuleci i „przeżył” nawet swoje kopie!
Najmocniej jednak uderzyło mnie coś innego. Obraz Madonny z Guadalupe pełen jest azteckich symboli. „Ówcześni Indianie odebrali ten obraz jako zakodowaną wiadomość, którą byli w stanie zrozumieć i przyjąć przesłanie miłości”. Maryja nie przemówiła do nich w niezrozumiałym języku, aby pokazać swoją wyższość i panowanie. Przeciwnie – biedny i niewykształcony Juan Diego odczytał z Jej przesłania więcej niż ówcześni dostojnicy kościelni.
Zatroskana o los swoich dzieci Maryja zjednoczyła dwie kultury. „Dotknęła serc zarówno Indian, którzy dostrzegli w niej kogoś godnego zaufania, jak i Hiszpanów, którzy uznali ją za swoją, a rdzennym mieszkańcom przyznali należytą im godność”. A jak Jej przesłanie rozumiesz Ty, drogi czytelniku?

Magdalena Guziak-Nowak

****

Rozważanie

 Wyznać grzechy może tylko człowiek pokorny. Musi on stanąć przed Bogiem i uznać, że jego postępowanie było niewłaściwe. Wyznanie grzechów wiąże się często z przełamaniem poczucia wstydu. Niekiedy musimy zmierzyć się z przykrymi wspomnieniami z przeszłości. Bywa, że wyznajemy grzechy we łzach, poruszeni emocjonalnie. Otrzymujemy w zamian przebaczenie i miłość Boga. Jan nosił ubranie z wielbłądziej sierści i skórzany pas na biodrach. Oba te atrybuty miały wyrażać jego wewnętrzną postawę. Znakiem naszego nawrócenia jest zmiana postawy życiowej. Jeśli ludzie, którzy nas na co dzień spotykają, dostrzegą w naszym postępowaniu coś nowego i pozytywnego, to wówczas stajemy się nie tylko biorcami łaski, ale tę łaskę będziemy rozsiewali dalej i staje się ona naszym świadectwem.

Głos, który woła na pustyni:
Przygotujcie drogę Pana!

Mk 1, 3

Rozważania zaczerpnięte z terminarzyka Dzień po dniu
wydawanego przez Edycję Świętego Pawła

http://www.edycja.pl/dzien_panski/id/888/part/4

*****

KOMENTARZ

Droga do serca – drogą do Boga

Jak trudno dotrzeć gdzieś, gdy droga jest w fatalnym stanie. Można ryzykować sprawność pojazdu, a także własne zdrowie lub życie. Podobnie jest w naszym życiu duchowym. Jakże trudno dotrzeć do Boga i drugiego człowieka, kiedy drogi prowadzące „do” i „od” naszego serca są w fatalnym stanie, pełne wybojów. Dziś słyszymy zaproszenie Jana Chrzciciela, proroka i poprzednika Mesjasza: „Przygotujcie drogę Panu, wyprostujcie Jego ścieżki”. Kiedy droga do naszego serca jest prosta, wtedy my również stajemy się żywą Ewangelią o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Stajemy się nowym początkiem. Może warto zacząć już dziś…

Jezu, Ty przychodzisz, aby obdarzyć mnie mocą Ducha Świętego i zanurzyć w Jego miłości. Ile razy przyjmuję w moim życiu drugiego człowieka, tylekroć otwieram serce na przyjęcie Ciebie.

www.edycja.plRozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2014”
s. Anna Maria Pudełko AP
Edycja Świętego Pawła

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

*****

*****

Św. Franciszek Salezy (1567-1622), biskup Genewy, doktor Kościoła
Kazanie na czwartą niedzielę Adwentu

 

„Przygotujcie drogę Panu”
 

Skoro nasz boski Pan jest blisko, czego nam potrzeba, aby przygotować się na Jego przyjście? Święty Jan Chrzciciel tak naucza: „Pokutujcie, obniżcie te góry pychy i wypełnijcie doliny, pełne letnich uczuć i małoduszności, bo bliskie jest zbawienie”. Te doliny nie są niczym innym, niż obawą, która, kiedy jest zbyt wielka, skłania nas do zniechęcenia. Spojrzenie wielkich popełnionych win przynosi zdziwienie i lęk, a to przygnębia serce. Takie są właśnie doliny, które należy wypełnić ufnością i nadzieją na przyjście naszego Pana.

„Obniżcie góry i wzgórza” – czym one są, jeśli nie zarozumialstwem, pychą i opinią, jaką ma się o sobie, co jest wielką przeszkodą w przyjściu naszego Pana. On ma w zwyczaju upokarzanie i uniżanie hardych, ponieważ idzie prosto w głąb serca, by odkryć ukrytą tam pychę. „Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu”. To jakby mówił: „Porzućcie wasze nieszczere intencje, a zachowajcie jedynie te, które podobają się Bogu. Czyńcie pokutę, to cel, do którego powinniśmy dążyć”.

Wyrównajcie drogi, miejcie spokojne usposobienie przez umartwienie waszych namiętności, złych skłonności i obrzydliwości. Och, jakże jest upragniona ta równowaga ducha i usposobienia, jak wiernie powinniśmy nad tym pracować! Ponieważ jesteśmy bardziej zmienni i niestali, niż się wydaje. Znajdą się osoby, które raz są w dobrym humorze i prowadzą przyjemną i radosną konwersację, ale w mgnieniu oka zastaniecie je zmartwionymi i zaniepokojonymi – to są te kręte i wyboiste drogi, które trzeba wyrównać na przyjście naszego Pana.

www.evzo.org

****

Moi Drodzy! Miłośnicy Bożego Słowa!

Od ponad 9 lat mam zaszczyt gościć, co niedzielę w Waszych domach. Okazją do tych nietypowych odwiedzin są moje niedzielne rozważania Bożego słowa, które przesyła Wam internetowy portal “Katolik”. Tak się składa, że część tych rozważań dzięki Wydawnictwu Salwator ukaże się w formie książkowej. Będą to rozważania do niedzielnych i świątecznych Ewangelii liturgicznego roku B. Gdyby ktoś z Was zdecydował się na zakupienie tej książki przez Internet w wydawnictwie, niech przy zamówieniu napisze, czy chce ją z moim podpisem i dedykacją. Chętnie to dla Was uczynię.

Z darem modlitwy
ks. Ryszard SDS

adres do strony, gdzie można dokonać zakupu:
http://www.salwator.com/912,po-prostu-lectio-divina.html

***

Propozycja kontemplacji ewangelicznej według “lectio divina”

II NIEDZIELA ADWENTU B
7 GRUDNIA 2014 r.

I.  Lectio: Czytaj z wiarą i uważnie święty tekst, jak gdyby dyktował go dla ciebie Duch Święty.

“Pocieszcie, pocieszcie mój lud!” mówi wasz Bóg. “Przemawiajcie do serca Jeruzalem i wołajcie do niego, że czas jego służby się skończył, że nieprawość jego odpokutowana, bo odebrało z ręki Pana karę w dwójnasób za wszystkie swe grzechy”.
Głos się rozlega: “Przygotujcie na pustyni drogę dla Pana, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu! Niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i wzgórza obniżą; równiną niechaj się staną urwiska, a strome zbocza niziną gładką. Wtedy się chwała Pana objawi, zobaczy ją wszelkie ciało, bo powiedziały to usta Pana”. Wstąpże na wysoką górę, zwiastunko dobrej nowiny w Syjonie!
Podnieś mocno twój głos, zwiastunko dobrej nowiny w Jeruzalem! Podnieś głos, nie bój się! Powiedz miastom judzkim: “Oto wasz Bóg!”. Oto Pan, Bóg, przychodzi z mocą i ramię Jego dzierży władzę. Oto Jego nagroda z Nim idzie i przed Nim Jego zapłata. Podobnie pasterz pasie swą trzodę, gromadzi ją swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie.
Iz 40,1-5.9-11

II. Meditatio: Staraj się zrozumieć dogłębnie tekst. Pytaj siebie: “Co Bóg mówi do mnie?”.

Niewola Babilońska była dla Narodu Wybranego szokiem. Wydawało się, że Izraelowi nic gorszego od egipskiego uciemiężenia już się nie przytrafi. Dlatego to była wielka radość dla proroka i narodu, że czas niewoli się kończy. Nieprawość Izraela została odpokutowana. Kara za grzechy odebrana z ręki Pana i to w podwójnym wymiarze. Służba u obcych dobiegła końca. Nadszedł czas pociechy i powrotu na ojczyzny łono.

Moje niewole, uciemiężenia, mój Babilon czy też Egipt? Czy pamiętam, że za grzechy będzie trzeba ponieść karę? Czy sumiennie odprawiam pokutę zadaną mi w świętej spowiedzi? Czy nie jestem na służbie, u tzw. obcych, czyli nie służę moim nałogom, wadom, grzechom? Czy słyszę, jak Pan delikatnie przemawia do mego serca i zachęca do nawrócenia i powrotu do życia w krainie Bożej łaski? A może niekiedy woła, wręcz krzyczy, bo się wydaje, że ogłuchłem i nie słyszę Jego wezwania do nawrócenia i powrotu?

Czas powrotu z niewoli, czas szczególny, wyjątkowy, radosny. Ważna jest też logistyka powrotu. Dlatego prorok wzywa cały świat przyrody: góry, pagórki, doliny, wzgórza, urwiska do przygotowania godnej drogi powrotu dla Pana Boga i Jego ludu. Droga ma być prosta, równa, pozbawiona wszelkich przeszkód czy utrudnień, aby podróż była szybka i jak najmniej uciążliwa.

Polskie drogi ciągle wiele pozostawiają do życzenia. Wielu kierowców tak wiele traci przez to nerwów, do tego i pieniędzy na naprawy swych pojazdów. Pan Jezus wprawdzie nie przyjedzie do mnie samochodem czy na motorze, ale droga do mego serca warto, żeby była w jak najlepszym stanie. Jest? Z jakimi utrudnieniami, przeszkodami musi się liczyć Pan? Czy droga do mego serca nie jest drogą ślepą?

Wiadomość o powrocie Izraela jest tak ważną nowiną, dobra nowiną, iż należy ją obwieść z wysokości, aby dotarła do jak najdalszych zakątków ziemi. To będzie wspaniały widok jak Pan Bóg na czele narodu jak pasterz na czele trzody, wraca na Syjon, do Jeruzalem.

Trzeba mi pamiętać, że to jest wspaniały widok, kiedy ja, skruszony wracam z krainy wygnania, z krainy grzechu do krainy Bożej łaski, Bożego miłosierdzia. Wracam? Czy się nie ociągam? Nie próbuję przedłużyć swego pobytu w tej nieciekawej krainie, bo mi się tam spodobało? O tak, przyzwyczaiłem się? Dobrze mi się służy u obcych, choć mnie bezwzględnie wykorzystują?

Wykorzystam czas adwentu na jak najlepsze przygotowanie dróg mego życia dla Pana Jezusa.

III  Oratio: Teraz ty mów do Boga. Otwórz przed Bogiem serce, aby mówić Mu o przeżyciach, które rodzi w tobie słowo. Módl się prosto i spontanicznie – owocami wcześniejszej “lectio” i “meditatio”. Pozwól Bogu zstąpić do serca i mów do Niego we własnym sercu. Wsłuchaj się w poruszenia własnego serca. Wyrażaj je szczerze przed Bogiem: uwielbiaj, dziękuj i proś. Może ci w tym pomóc modlitwa psalmu:

Pan sam obdarzy szczęściem,
a nasza ziemia wyda swój owoc.
Przed Nim będzie kroczyć sprawiedliwość,
i śladami Jego kroków zbawienie…
Ps 85,13-14

IV Contemplatio: Trwaj przed Bogiem całym sobą. Módl się obecnością. Trwaj przy Bogu. Kontemplacja to czas bezsłownego westchnienia Ducha, ukojenia w Bogu. Rozmowa serca z sercem. Jest to godzina nawiedzenia Słowa. Powtarzaj w różnych porach dnia:

Okaż swą łaskę i daj nam zbawienie

*****

opracował: ks. Ryszard Stankiewicz SDS
Centrum Formacji Duchowej – www.cfd.salwatorianie.pl )
Poznaj lepiej metodę kontemplacji ewangelicznej według Lectio Divina:
http://www.katolik.pl/modlitwa.html?c=22367

*****

*****

*****

Na dobranoc i dzień dobry – Mk 1, 1-8

Opowiadanie pt. “Nawrócenie”
Wyobraź sobie, że masz radio, które niezależnie od kręcenia gałkami odbiera tylko jedną stację. Nie masz wpływu na natężenie głosu. Czasami głos jest zaledwie słyszalny, kiedy indziej znowu jest tak głośny, że uszy ci pękają.
Poza tym nie można go wyłączyć; bywa, że zachowuje się spokojnie; czasami jednak zaczyna huczeć i to w chwilach, gdy chcesz odpoczywać albo spać. Któż pogodziłby się z tak działającym radiem?
A jednak kiedy twoje serce zachowuje się w tak idiotyczny sposób, ty nie tylko zgadzasz się na to, ale nazywasz ten stan normalnym i ludzkim (Anthony de Mello)
Refleksja
Aby pomóc komuś w nawróceniu, wpierw musimy sami być czyści i bez skazy. Nawet jeśli już jesteśmy bliscy doskonałości, to powinniśmy pamiętać, że nawrócenie zależy również w dużej mierze od wielu czynników, które od nas nie zależą. Tym, który daje łaskę nawrócenia ostatecznie jest sam Bóg. Ta sama metoda nawracania jednej osobie pomoże zejść ze złej drogi, a drugą jeszcze bardziej może oddalić od Boga, który działa w każdym z nas poprzez różne okoliczności życiowe, ale i ludzi, których spotykamy każdego dnia…
Jan, swoim skromnym życiem, nawracał tłumy. Miał bowiem w sobie iskrę, która nawracała i dawała nadzieję lepszego jutra. Boży Duch, który emanował z Jana, to miłość, która nie tylko nawraca ze złej drogi, ale daje przede wszystkim siłę, aby dzielić się radością w naszej codzienność. Miłość jest niewidzialną siłą, która jeśli pozwolimy jej działać, wtedy potrafi zdziałać w naszym życiu cuda…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak siebie nawracać i innych?
2. Na czym polega nawrócenie?
3. Dlaczego miłość jest tak ważna w naszym życiu?
I tak na koniec…
Istnieją tylko dwa rodzaje ludzi: sprawiedliwi uważający się za grzeszników i grzesznicy uważający się za sprawiedliwych (Blaise Pascal)

Mariusz Han SJ

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,742,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mk-1-1-8.html

******

Komentarz do Ewangelii

 

Zamiana chrztu “Janowego” na Chrystusowy chrzest “Duchem Świętym” to przejście od ludzkich wysiłków, by się zbawić, do działania Boga, który przychodzi nas zbawić. Od przyjścia Chrystusa naszym zbawieniem zajęty jest tylko Bóg. Nikt nie musi już się martwić o swoje zbawienie. On to “załatwi”. Nie oznacza to jednak, że Bóg zbawia nas bez naszego udziału. Do nas należy przygotowanie Bogu drogi do naszych serc. Polem zbawczego działania Boga są bowiem nasze serca, ciągle skażone egoizmem. Innymi słowy: zbawiony jest każdy, kto nie stawia Bogu oporu, ale poddaje się Jego działaniu.

Mieczysław Łusiak SJ

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2247,nie-stawiajmy-bogu-oporu-mk-1-1-8.html

*******

„Pocieszcie, pocieszcie mój lud”. Współczujące spojrzenie nie pozwala nam dłużej milczeć. Nadzieja nie jest naszą własnością. Nikt, kto widzi i słyszy, nie może pozostać bezczynnym obserwatorem. Początkiem Ewangelii jest „głos wołającego na pustyni”. Trzeba wołać, bo znękany świat przestał czekać, bo już się niczego nie spodziewa. W środku bogatego świata człowiek doświadcza jałowej ziemi pustyni. Kto go pocieszy?

Wojciech Czwichocki OP, „Oremus” grudzień 2008, s. 36

Przygotujcie drogę Panu

Już samo wezwanie z Izajasza zacytowane w dzisiejszej Ewangelii i w powyższym tytule zawiera zasadniczą treść Adwentu: ma to być przygotowanie się na przyjęcie działania Bożego. Zastanówmy się chwilę nad tym:

Może jeszcze pamiętamy, jak swego czasu zakłady pracy, wojsko, młodzież – kogo tylko dało się zapędzić, na gwałt, nocą, do ostatnich minut, kładło asfaltową drogę, którą miał przejeżdżać bądź tylko podjechać ówczesny pierwszy sekretarz, by dokonać jakiegoś uroczystego odsłonięcia lub otwarcia; malowało się wtedy trawę na zielono, wtykano poucinane w lesie choinki – byle tylko przez godzinę jakoś to wyglądało. To jest parodia przygotowywania drogi, bo taka droga niczemu nie służy, jest nietrwała (dobrze, jak pierwszy sekretarz zdążył odjechać, zanim drzewka zwiędły!)

Gdy Bóg woła, aby przygotować drogę Chrystusowi, to czyni to nie dla własnej próżności, ale chce, że by ta droga służyła nam. I dlatego powinna być zbudowana solidnie i rzetelnie, by mogła przetrwać liczne deszcze i roztopy, napór pokus i ciężar grzechów. Bo właśnie taką drogą przychodzi do nas Jezus. Przychodzi, aby to wszystko sprzątnąć, zmieść z drogi, jak zawadzające śmieci czy zaspy śniegu. To On dokona tego, co najważniejsze, to Jego przyjścia wyczekujemy jak zbawienia. Bez Niego nic nie jesteśmy w stanie uczynić.

Ale drogę dla Jego przyjścia musimy przygotować właśnie my. Nikt nas w tym nie wyręczy. Co jest tą drogą? Przede wszystkim nasza wiara, zaufanie do Boga, tęsknota za Nim, umiłowanie prawdy, dobra, wierność przykazaniom i nauce Bożej. I wiele innych rzeczy. Ale droga nie jest celem samym w sobie. Celem jest Bóg i Jego działanie. Tylko Bóg może nas zbawić. Bo ktoś mógłby sobie pomyśleć: przecież jak już będę dobry, będę zachowywał przykazania, będę wierny prawdzie, no to chyba za to pójdę do nieba sam przez się?

Owszem, grożą takie myśli, ale są one niesłuszne. Po pierwsze dlatego, że nikt nie jest w stanie tego wszystkiego wiernie przestrzegać, tak by nie zgrzeszyć. Cały Stary Testament, który opierał się na Prawie Mojżeszowym, czyli na szczegółowych zasadach życia po Bożemu, jest w istocie jedną wielką opowieścią o tym, jak ludzie pomimo szczerych chęci nie byli w stanie tego prawa zachować. Nawet sam Mojżesz, Dawid, Salomon, czyli najwięksi bohaterowie i przykłady dla Żydów, popełniali bardzo poważne grzechy. Faryzeusze, którzy szczycili się doskonałą znajomością przepisów prawa i starali się je drobiazgowo wypełniać, w istocie sprawiali tylko pozory sprawiedliwości, za którymi kryła się obłuda i grzech, jak to odważnie demaskował Jezus. A więc człowiek nie jest w stanie o własnych siłach spełnić tego, co jako normę i niedościgły ideał przedstawił nam Bóg w Starym Testamencie.

A po drugie: do istoty zbawienia należy to, że jest ono darem Bożym dla tych, którzy ufają Bogu i wierzą w Chrystusa. To, co było niewykonalne samemu, staje się możliwe dzięki łasce Chrystusa. Ale tę łaskę trzeba umieć przyjąć, czyli właśnie przygotować drogę, którą ona do nas przybędzie. O to właśnie wołał Jan Chrzciciel na pustyni: przyjmijcie do siebie Boga, bądźcie pokorni, wrażliwi na potrzeby innych, miłosierni, (w Betlejem właśnie tego zabrakło!)prawdomówni. Przebaczajcie sobie i sami proście o przebaczenie. Uznajcie przed Bogiem swoją grzeszność i niesamowystarczalność. Zaufajcie Bogu bardziej niż sobie. Bo to wszystko, do czego jest zdolny człowiek, nawet za cenę heroizmu, jest niczym w porównaniu z tym, co może dać nam Bóg. Wobec Niego, sami z siebie nie jesteśmy godni nawet do najniższej, niewolniczej posługi. Dlatego nie liczcie na siebie, na swoje zasługi i osobistą świętość. To tyle co nic, jeśli maiłoby być tylko celem samym w sobie.

Ale przygotowujcie drogę dla Pana. Jeśli wasza świętość będzie służyć otwarciu się na Boga, przyjęciu Jego łaski, miłosierdzia i przebaczenia – dopiero wtedy wyda błogosławione owoce. Pan zobaczy, że jesteście gotowi przyjąć Jego dary i wtedy okaże swoją szczodrość. I dopiero wtedy ich nie zmarnujecie.

 

 

Święty do naśladowania

W tym roku szóstego grudnia stają przed nami dwaj święci. Jeden z kart Ewangelii. Młody, liczący około trzydzieści lat. Syn doświadczonych, bo w podeszłych latach, rodziców Elżbiety i Zachariasza. Cudowne dziecko, od poczęcia przeznaczone do wielkich dzieł. Asceta, mąż wyrzeczenia i modlitwy. Wielki autorytet moralny, wychowawca narodu, słynny kaznodzieja wzywający do nawrócenia. To święty Jan Chrzciciel.

Drugiego znamy znacznie mniej. Wiadomości historyczne są bardzo skąpe. Św. Mikołaj był w początkach czwartego wieku biskupem Mirry i zasłynął z wyjątkowej dobroci. Przeszedł do kalendarza, i kto wie czy nie jest świętym, który ma najdłuższą listę zasług, o ile taka jest prowadzona w archiwach królestwa niebieskiego. Czyni bowiem dobro na Ziemi do chwili obecnej przez ręce niezliczonej ilości ludzi, którzy czasem nie mają nawet nic wspólnego z religią. Z okazji wspomnienia św. Mikołaja istnieje prawie powszechna mobilizacja do czynienia dobra, i to bezinteresownego dobra, którego celem jest wzbudzenie radości w sercach innnych ludzi.

Według legendy św. Mikołaj miał dyskretnie pomóc wyjść za mąż młodym dziewczynom pochodzącym z ubogiego domu. To gest prawdziwej dobroci, zatroskanej o to, by stworzyć drugiemu człowiekowi możliwość jego rozwoju. Dar św. Mikołaja nie był jedynie upominkiem, którego celem była radość obdarowanych, lecz była to realna pomoc w ułożeniu dalszego życia. Biskup Mirry objawia typowo ewangeliczną koncepcję dobroci.

Świętość Jana Chrzciciela jest do podziwiania, świętość św. Mikołaja jest do naśladowania. Jan był dobrym człowiekiem, otrzymał jednak jeszcze dodatkową, trudną misję budzenia sumienia i dobroć jego serca została ukryta w surowej formie życia. Św. Mikołaj nie posiadał tego dodatkowego powołania. Był biskupem i chciał być dobrym pasterzem swoich wiernych.

Zestawienie tych dwu świętych pozwala zrozumieć wagę dobroci w życiu chrześcijanina. Niewielu z nas posiada powołanie tak wyjątkowe, jak Jan Chrzciciel. Wszyscy natomiast jesteśmy wezwani do dobroci na miarę św. Mikołaja. Od tej dobroci nikt nie może być zwolniony. Ona należy do istoty chrześcijańskiego powołania. Dobrym można być zawsze i wszędzie. Żadna sytuacja zewnętrzna nie może uniemożliwić człowiekowi czynienia dobrze. Nigdy też nie ma tak, by nie miał czym ubogacić innych. Bo nawet jeśli zabrakłoby do dzielenia chleba, to można ubogacić drugiego dobrym słowem czy uśmiechem.

Być dobrym dla żony, dla męża, dla dziecka, dla matki — cóż to za sztuka? To jedno jest w zasięgu możliwości każdego człowieka. Dobroć zależy tylko od nas, od nikogo więcej. Ktokolwiek chce być dobrym, może nim być zawsze i wszędzie. Możemy usprawiedliwiać naszą małą wiedzę nieudolnością naszych nauczycieli; materialną biedę — ubóstwem swoich rodziców; niepowodzenia w pracy — pechem; brak większych osiągnięć w życiu — słabym zdrowiem, ale niczym nie potrafimy usprawiedliwić braku naszej dobroci.

Wspomnienie św. Mikołaja jest wezwaniem do doskonalenia tego najbardziej potrzebnego na co dzień odruchu ludzkiego serca, jakim jest dobroć. To na nią czekają dzieci w przedszkolu i starcy w domach opieki. To za nią są wdzięczne ekspedientki w sklepach i żołnierze w koszarach. To dobroć stanowi o atmosferze pogody ducha w naszych domach, miejscach pracy i przygodnych spotkaniach w autobusie, pociągu, w kolejce po zakupy.

Są święci do podziwiania i są święci do naśladowania. Św. Mikołaja może naśladować każdy. Dobroć zaś stanowi najprostszą i najpewniejszą drogę do królestwa niebieskiego.

Ks. Edward Staniek

 

Sens mego życia

To była trzecia nasza rozmowa w ciągu siedmiu miesięcy. Podczas niej usłyszałem wyznanie: „Odkryłem ze zdziwieniem, że grzeszę dlatego, iż nie dostrzegam sensu mego życia. Szukam grzechu, by przynajmniej jedna godzina miała ‘jakiś sens’. Szukam przeżyć erotycznych, szukam kieliszka, szukam towarzystwa do zabawy, by czymś wypełnić czas. Upływają lata. Wydaje mi się, że szukam sensu życia, że chcę robić coś wielkiego, ale ile razy staję przed jakimś zadaniem, nawet najwznioślejszym, prawie natychmiast stwierdzam, że ono nie ma sensu. Szukam i uciekam zarazem. To straszne. Grzeszę nie dlatego, że kocham grzech, ale dlatego, że chcę nadać ‘sens’ skrawkom mego życia. Po grzechu wiem, że oszukuję samego siebie. Jak wyjść z tej matni?”

Oto trafna diagnoza człowieka kończącego studia. On już rozumie, że nawrócenie polega na dostrzeżeniu sensu swego życia. Wie, że gdyby ten sens odkrył, życie jego uległoby zasadniczej zmianie. Jak pomóc człowiekowi w takiej sytuacji? Jeśli jest on zamknięty w ciasnych granicach doczesności, pomoc jest wyjątkowo trudna. Doczesność może wygrywać jedynie ten, kto dysponuje dużą siłą przebicia. Tymczasem kryzys sensu życia atakuje człowieka w godzinie jego słabości, kiedy na nic nie ma najmniejszej ochoty. Prawie jedyną szansą w takiej sytuacji jest wciągnięcie na siłę danego człowieka w jakieś sensowne dzieło. Zaangażowany przynajmniej nie pogrąża się w swoich czarnych myślach, stopniowo może odnaleźć radość z czynienia dobra, a razem z nią i sens każdego dnia.

Nieco łatwiejsza jest sytuacja wówczas, gdy dany człowiek zachował przynajmniej iskrę wiary. Kryzys sensu życia w wypadku wierzącego, jest bowiem ściśle połączony z kryzysem wiary, stąd nie występuje u ludzi o mocnej i żywej wierze. Jeśli jednak w sercu takiego człowieka jest iskra wiary, można ją stopniowo rozdmuchać i zamienić w płomyk, a to już wystarczy, by w jego świetle można było dostrzec sens chwili obecnej. Szczęśliwy taki człowiek, jeśli znajdzie się w pobliżu ludzi głęboko wierzących i jeśli ci swoją modlitwą i życzliwością pomogą mu ożywić wiarę.

Chrześcijaństwo niesie ludzkości wezwanie do nawrócenia. Tych, którzy żyją wyłącznie dla doczesności, uświadamia, iż ona nie jest warta ludzkiego życia. Przed tymi, którzy nie dostrzegają żadnego sensu, usiłuje otworzyć perspektywę zaangażowania w budowę królestwa Bożego mającego wymiar wieczny. Adwent to szczególnie głośne wezwanie do nawrócenia. To czas wielkiego dziękczynienia Bogu za ukazanie sensu naszej ludzkiej egzystencji przez wcielenie Jego Jednorodzonego Syna. Równocześnie Adwent to czas wielkiej mobilizacji wszystkich wierzących celem maksymalnego wykorzystania dni spędzonych na ziemi i objawienia w swym środowisku radości z powodu poznania Bożego sensu życia. Samo wyjście wcześnie rano na roraty jest już znakiem tej duchowej mobilizacji i gotowości do wykorzystania rozpoczynającego się dnia dla współpracy z Bogiem w dziele budowania Jego królestwa.

Słuchając wezwania Jana Chrzciciela: „Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego”, miejmy odwagę postawić pytanie o sens naszego życia. Jeśli jest on dla nas znany, jeśli precyzyjnie wiemy, w jaki sposób możemy wykorzystać w pełni dzień dzisiejszy, podziękujmy Bogu, bo już uczestniczymy w „przygotowaniu drogi Panu i w prostowaniu ścieżek dla Niego”. Obejmijmy zaś swoją modlitwą tych, którzy jeszcze nie dostrzegają sensu tej pracy, niech ich wiara wzrośnie na tyle, by ten sens dostrzegli. Jeśli zaś nie dostrzegamy sensu dzisiejszego dnia, a więc i sensu życia, zacznijmy wołać w stronę Boga, by nas wyzwolił z tych ciemności i zesłał światło, choćby w nikłym płomyku roratniej świecy. Niech w jego blasku dostrzeżemy bezsens grzechu i sens ewangelicznej drogi życia.

Ks. Edward Staniek

 

„Okaż nam, Panie, swoją łaskawość i daj nam swoje zbawienie” (Ps 85, 8)

Liturgia adwentowa jest jak potężne wołanie wzywające wszystkich ludzi do przygotowania dróg dla Pana, który ma przyjść. Podniosło się ono w Starym Testamencie przez usta Izajasza: „Glos się rozlega: «Drogę dla Pana przygotujcie na pustyni, wyrównajcie na pustkowiu gościniec naszemu Bogu, niech się podniosą wszystkie doliny, a wszystkie góry i wzgórza obniżą»” (Iz 40, 3–4). Bezpośrednim przedmiotem proroctwa był powrót Izraela z wygnania, powrót, który miał się dokonać pod przewodnictwem Boga, ukazanego i oczekiwanego jako Zbawiciela swojego ludu; dla Niego to miała być przygotowana droga poprzez pustynię. Lecz ostatecznie proroctwo odnosi się do przyjścia Mesjasza, który uwolni Izraela i całą ludzkość z niewoli grzechu. On będzie pasterzem, który gromadzi „trzodę swoim ramieniem, jagnięta nosi na swej piersi, owce karmiące prowadzi łagodnie” (tamże 11). Oto piękny obraz Jezusa dobrego pasterza, kochającego swoje owce aż do oddania za nie życia.

W Ewangelii wołanie Izajasza powtórzył i przekazał Jan Chrzciciel nazwany „głosem wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Jemu prostujcie ścieżki” (Mk 1, 3). Ewangelista Marek tak właśnie przedstawia poprzednika, który udziela chrztu „na pustyni i głosi chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów” (tamże 4). Surowa postać Chrzciciela potwierdza jego słowa: wzywa ludzi, aby przygotowali drogę Panu, lecz on pierwszy ją przygotował w samym sobie, usuwając się na pustynię, gdzie żył w oderwaniu od wszystkiego, co nie jest Bogiem: „Nosił odzienie z sierści wielbłądziej… „żywił się szarańczą i miodem leśnym” (tamże 6). Ani wrzawa ucztujących, ani wygody życia nie są środowiskiem sprzyjającym głoszeniu czy też słuchaniu wezwania do pokuty. Kto przepowiada, powinien to czynić bardziej życiem niż słowami, kto zaś słucha, winien czynić to w klimacie milczenia, modlitwy, umartwienia. W ten sposób wierzący, który przygotowuje się do obchodu przyjścia Pana w ciele, może pełniej przyjąć łaskę Bożego Narodzenia.

Należy przygotowywać się również na przyjście Pana w chwale, sposobiąc się do tego „w świętym postępowaniu i pobożności” (2 P 3, 11–12). Oczekiwanie na ostateczne przyjście Pana czyniło pierwszych chrześcijan niecierpliwymi; inni zaś stwierdzając opóźnianie się tego faktu, drwili, oddając się życiu łatwemu i swobodnemu. Dlatego św. Piotr przypomina wszystkim, że Bóg nie odmierza czasu tak jak ludzie: dla Niego „tysiąc lat jest jak jeden dzień” (tamże 8). A jeśli ostatnie przyjście Chrystusa opóźnia się, to nie dlatego, że Bóg nie jest wierny swoim obietnicom, lecz ponieważ „On jest cierpliwy… Nie chce bowiem niektórych zgubić, ale wszystkich doprowadzić do nawrócenia” (tamże 9). To miłosierdzie Boże przedłuża czas. Każdy powinien wykorzystać tę zwłokę dla swojego nawrócenia i współpracować nad nawróceniem innych. Zamiast dać się pochłonąć wydarzeniom ziemskim, chrześcijanin przeżywa je sercem nastawionym na „dzień Pański”, który przyjdzie niewątpliwie, „jak złodziej” (tamże 10). Postępuje tak, aby był znaleziony „bez plamy i skazy” (tamże 14) na ów dzień, a wcześniej jeszcze na ten, w którym nastąpi jego osobisty koniec. Wówczas życie ziemskie ustąpi miejsca życiu wiecznemu, które jest darem Chrystusa Zbawiciela dla wszystkich wierzących w Niego.

  • Wszechmogący Boże, Ty nakazujesz nam przygotować drogę „Chrystusowi Panu, spraw łaskawie, abyśmy mimo naszej skrajnej słabości, bez znużenia oczekiwali niebieskiego lekarza. Spraw, abyśmy z wielką czujnością oczekiwali przyjścia Twojego Syna, i wierni pouczeniom naszego Zbawiciela wyszli na Jego spotkanie ze światłem wiary i miłości w duszach (Mszał Polski: kolekta na środę II tyg. Adwentu).
  • Nasi pierwsi ojcowie w wierze, o Panie, wyczekiwali Ciebie jak brzasku dnia. Ty przyjdziesz na końcu wieków, kiedy zechcesz, a wszystko będzie gotowe na sąd ostateczny. Co mógłbyś włożyć jeszcze w moje ręce i jaki będzie mój ostateczny los?…
    Ty mi udzielisz odpuszczenia grzechów, a także wytrwałości, tego wzniosłego daru, jaki ukrywasz jak perle pod osłoną surowości śmierci, która jest znakiem oswobodzenia dla Twoich wybranych. Oczekuje jej, powinien bym lepiej przygotować sit; do niej i żyć w tym błogosławionym oczekiwaniu.
    Boże mój, na Twoje ostateczne przyjście zniszcz we mnie grzech, który wrósł w Twoje dzieło, zburz to wszystko, co jest przeszkodą, tryumfuj nad każdą słabością i przyjdź w Twojej godzinie, jak pan z dawna upragniony (P. Charles).

O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 63

http://www.mateusz.pl/czytania/2014/20141207.htm

**************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
7 grudnia

 

Święty Ambroży Święty Ambroży, biskup i doktor KościołaAmbroży urodził się około 340 r. w Trewirze, ówczesnej stolicy cesarstwa (dziś w Niemczech). Jego ojciec był namiestnikiem cesarskim, prefektem Galii. Biskupstwo powstało tu już w wieku III/IV, od wieku VIII było już stolicą metropolii. Po św. Marcelinie i po św. Uraniuszu Satyrze, Ambroży był trzecim z kolei dzieckiem namiestnika.
Podanie głosi, że przy narodzeniu Ambrożego, ku przerażeniu matki, rój pszczół osiadł na ustach niemowlęcia. Matka chciała ten rój siłą odegnać, ale roztropny ojciec kazał poczekać, aż rój ten sam się poderwał i odleciał. Paulin, który był sekretarzem naszego Świętego oraz pierwszym jego biografem, wspomina o tym wydarzeniu. Ojciec po tym wypadku zawołał: “Jeśli niemowlę żyć będzie, to będzie kimś wielkim!”. Wróżono, że Ambroży będzie wielkim mówcą. W owych czasach był zwyczaj, że chrzest odkładano jak najpóźniej, aby możliwie przed samą śmiercią w stanie niewinności przejść do wieczności. Innym powodem odkładania chrztu był fakt, że ten sakrament przyjęcia do grona wyznawców Chrystusa traktowano nader poważnie, z całą świadomością, że przyjęte zobowiązania trzeba wypełniać. Dlatego Ambroży przez wiele lat był tylko katechumenem, czyli kandydatem, zaś chrzest przyjął dopiero przed otrzymaniem godności biskupiej. Potem sam będzie ten zwyczaj zwalczał.
Po śmierci ojca, gdy Ambroży miał zaledwie rok, wraz z matką i rodzeństwem przeniósł się do Rzymu. Tam uczęszczał do szkoły gramatyki i wymowy. Kształcił się równocześnie w prawie. O jego wykształceniu najlepiej świadczą pisma, które pozostawił. Po ukończeniu nauki założył własną szkołę. W 365 roku, kiedy Ambroży miał 25 lat, udał się z bratem św. Satyrem do Syrmium (dzisiejsze Mitrovica), gdzie była stolica prowincji Pannonii. Gubernatorem jej bowiem był przyjaciel ojca, Rufin. Pozostał tam przez 5 lat, po czym dzięki protekcji Rufina Ambroży został mianowany przez cesarza namiestnikiem prowincji Ligurii-Emilii ze stolicą w Mediolanie. Ambroży pozostawał na tym stanowisku przez 3 lata (370-373). Zaledwie uporządkował prowincję i doprowadził do ładu jej finanse, został wybrany biskupem Mediolanu, zmarł bowiem ariański biskup tego miasta, Auksencjusz. Przy wyborze nowego biskupa powstał gwałtowny spór: katolicy chcieli mieć biskupa swojego, a arianie swojego (arianizm kwestionował równość i jedność Osób Trójcy Świętej, został potępiony ostatecznie na Soborze Konstantynopolitańskim w 381 r.).
Ambroży udał się do kościoła na mocy swojego urzędu, jak również dla zapobieżenia ewentualnym rozruchom. Kiedy obie strony nie mogły dojść do zgody, jakieś dziecię miało zawołać: “Ambroży biskupem!” Wszyscy uznali to za głos Boży i zawołali: “Ambroży biskupem!” Zaskoczony namiestnik cesarski prosił o czas do namysłu. Skorzystał z nastającej nocy i uciekł z miasta. Rano jednak ujrzał się na koniu u bram Mediolanu. Widząc w tym wolę Bożą, postanowił więcej się jej nie opierać. O wyborze powiadomiono cesarza Walentyniana, który wyraził na to swoją zgodę. Dnia 30 listopada 373 r. Ambroży przyjął chrzest i wszystkie święcenia, a 7 grudnia został konsekrowany na biskupa. Rozdał ubogim cały swój majątek. Na wiadomość o wyborze Ambrożemu swoje gratulacje przesłali papież św. Damazy I i św. Bazyli Wielki.
Pierwszym aktem nowego biskupa było uproszenie św. Bazylego, by przysłał mu relikwie św. Dionizego, biskupa Mediolanu, wygnanego przez arian do Kapadocji (zmarł tam w 355 r.). Św. Bazyli chętnie wyświadczył tę przysługę delegacji mediolańskiej. Relikwie powitano uroczyście. Z tej okazji Ambroży wygłosił porywającą mowę, którą wszystkich zachwycił. Odtąd będzie głosił słowo Boże przy każdej okazji, uważając nauczanie ludu za swój podstawowy pasterski obowiązek. Sam również w każdy Wielki Post przygotowywał osobiście katechumenów na przyjęcie w Wielką Sobotę chrztu. W rządach był łagodny, spokojny, rozważny, sprawiedliwy, życzliwy. Kapłani mieli więc w swoim biskupie najpiękniejszy wzór dobrego pasterza.
Wielką wagę przykładał do liturgii. Jego imieniem do dziś jest nazywany ryt, który miał spory wpływ na liturgię rzymską i który został zachowany do dzisiaj; celebracje w liturgii ambrozjańskiej dozwolone są w diecezji mediolańskiej i we włoskojęzycznej części Szwajcarii.
Ambroży dał się poznać jako pasterz rozważny, wrażliwy na krzywdę ludzką. Wyróżniał się silną wolą, poczuciem ładu, zmysłem praktycznym. Cieszył się wielkim autorytetem, o czym świadczą nadawane mu określenia: “kolumna Kościoła”, “perła, która błyszczy na palcu Boga”. Ideałem przyświecającym działalności św. Ambrożego było państwo, w którym Kościół i władza świecka wzajemnie udzielają sobie pomocy, a wiara spaja cesarstwo.

Dla odpowiedniego przygotowania kleru diecezjalnego Ambroży założył rodzaj seminarium-klasztoru tuż za murami miasta. Życiu przebywających tam kapłanów nadał regułę. Sam też często ich nawiedzał i przebywał z nimi. Był wszędzie tam, gdzie uważał, że jego obecność jest wskazana: w roku 376 wziął udział w Syrmium w wyborze prawowitego biskupa, a w dwa lata potem w tym samym mieście uczestniczył w synodzie przeciw arianom. Wziął także udział w podobnym synodzie w Akwilei, na którym usunięto ostatnich biskupów ariańskich (381). W roku 382 Ambroży wziął udział w synodzie w Rzymie, zwołanym przez papieża przeciwko apolinarystom (kwestionującym równość boskiej i ludzkiej natury Chrystusa) oraz przeciwko antypapieżowi Ursynowi. W roku 383 udał się do Trewiru, by omówić pilne sprawy kościelne.
W roku 378 przeniosła się do Mediolanu matka cesarza Walentyniana II, Justyna, jawna zwolenniczka arian. Zabrała jedną z bazylik dla swoich wyznawców i obsadziła ariańskimi duchownymi swój zamek. Na swym 12-letnim synu wymogła, żeby prefektem (namiestnikiem) miasta mianował poganina, Symmacha, a gubernatorem całego okręgu mediolańskiego Pretestata, innego poganina. W tym czasie legiony ogłosiły cesarzem Maksymiana. Walentynian II, niepewny o swój los, przeniósł się do Mediolanu, ulegając we wszystkim matce-ariance. Gdy Ambroży udał się do Wenecji na początku roku 386, Justyna wymogła na cesarzu, żeby wydał dekret równouprawnienia dla arian z groźbą kary śmierci dla ich “prześladowców”. Kiedy zaś Ambroży powrócił do Mediolanu, nakazała ariańskiemu biskupowi Mercurino Aussenzio zająć dla arian bazylikę Porziana. Uprzedzony przedtem o niebezpieczeństwie, Ambroży zamknął się w tej właśnie bazylice wraz z ludem. Straż cesarska wraz z arianami otoczyła kościół, ale Ambroży ich do niego nie wpuścił. Oblężenie trwało przez szereg dni i nocy (podobno aż dwa miesiące). Mieszkańcy Mediolanu donosili pokarm oblężonym. Ponieważ mogło to skończyć się rewoltą, arianie musieli ustąpić, gdyż stanowili już wówczas mniejszość. Wywołało to ogromny entuzjazm, a Ambrożemu przyniosło daleki rozgłos. W dwa lata potem zmarła Justyna. Ponieważ wzrastała liczba wiernych, a w mieście były tylko trzy kościoły, Ambroży wystawił dalsze dwa oraz kilka kaplic.
Pod wpływem Ambrożego cesarz Gracjan zrzekł się tytułu i stroju arcykapłana, jaki przynależał cesarzom rzymskim, usunął posąg Zwycięstwa oraz zniósł przywileje kapłanów pogańskich i westalek. Nie mniej serdeczne stosunki łączyły Ambrożego z następcą Gracjana, cesarzem Teodozjuszem Wielkim, który również na pewien czas obrał sobie w Mediolanie stolicę. Cesarz, nie bez wpływu biskupa Mediolanu, dekretem z roku 390 nakazał trzymać się orzeczeń soboru nicejskiego (325), w roku następnym zabronił wróżb i ogłosił kary za powrót do pogaństwa. W 390 roku wybuchły zamieszki w Tesalonice, w Macedonii. Cesarz łatwo je uśmierzył, lecz w swojej zapalczywości kazał zebrać się mieszkańcom miasta w amfiteatrze i wymordował ponad 7000 osób. Kiedy wracał z Werony do Mediolanu, Ambroży, wstrząśnięty wypadkami w Tesalonice, wystosował do niego list pełen czci, ale i wyrzutu, prosząc Teodozjusza, aby za tę publiczną, głośną zbrodnię przyjął publiczną pokutę. Jak wielki miał Ambroży autorytet, świadczy fakt, że cesarz pokutę wyznaczoną przyjął i przez trzy miesiące nie wstępował do kościoła (jako grzesznik). Pod wpływem kazań św. Ambrożego nawrócił się św. Augustyn, którego biskup ochrzcił w 387 r.
W roku 392 Ambroży udał się aż do Kapui, by wziąć udział w synodzie zwołanym dla potępienia herezji, która Maryi odmawiała dziewictwa. Chciał udać się także do Pawii, by wziąć udział w instalacji nowego biskupa (397). Niestety, zabrakło mu sił. Pożegnał ziemię dla nieba dnia 4 kwietnia 397 roku, mając ok. 57 lat. Pochowano go w Mediolanie w bazylice, która dzisiaj nosi nazwę św. Ambrożego, obok śmiertelnych szczątków świętych męczenników Gerwazego i Protazego.
Pozostawił po sobie liczne pisma moralno-ascetyczne i dogmatyczne oraz hymny – te weszły na stałe do liturgii. Bogatą spuściznę literacką stanowią przede wszystkim kazania, komentarze do Ewangelii św. Łukasza, mowy i 91 listów. Pracowity żywot zakończył traktatem o dobrej śmierci. Z powodu bogatej spuścizny literackiej został zaliczony, obok św. Augustyna, św. Hieronima i św. Grzegorza I Wielkiego, do grona czterech wielkich doktorów Kościoła zachodniego. Jego święto ustalono w rocznicę konsekracji biskupiej. Jest patronem Bolonii i Mediolanu oraz pszczelarzy.

W ikonografii św. Ambroży przedstawiany jest w stroju pontyfikalnym. Malarze często ukazywali go w grupie czterech ojców Kościoła. Jego atrybutami są: bicz o trzech rzemieniach, dziecko w kołysce, gołąb i ptasie pióro jako znak boskiej inspiracji, księga, krzyż, mitra, model kościoła, napis: “Dobra mowa jest jak plaster miodu”, pastorał, pióro, ul.

 

Święta Maria Józefa Rossello Święta Maria Józefa Rossello, dziewicaUrodziła się w Albissola Marina (Włochy) 27 maja 1811 roku. Tego samego dnia została ochrzczona oraz otrzymała imię Benedykty. Była czwartą z licznego rodzeństwa. Rodzice wyrabiali ceramiczne naczynia stołowe. Zarobek był niewielki, a rodzina duża. Dzieci pomagały rodzicom. Ubóstwo nie przeszkadzało jednak rodzicom wszczepić swoim dzieciom zdrowych zasad chrześcijańskich.
Benedykta wyróżniała się szczególnym nabożeństwem do Męki Pańskiej i do Najświętszej Maryi Panny. Miała serce wrażliwe na niedolę uboższych od siebie. Już we wczesnych latach postanowiła być świętą. Dlatego wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka.
Kiedy miała 19 lat, została przyjęta przez bezdzietne małżeństwo w Savonie jako przybrana córka. Jej głównym obowiązkiem u państwa Monleone było doglądanie chorego przybranego ojca. Nadto wykonywała wszystkie zajęcia domowe. Pozostała tu 6 lat ku zadowoleniu rodziny. Kiedy jej przybrany ojciec umarł, pani domu zaproponowała Benedykcie, by pozostała z nią na zawsze jako spadkobierczyni majątku. Dziewczę jednak odmówiło, mając postanowienie wstąpienia do zakonu. Na przeszkodzie stanęła jednak śmierć rodziców i obowiązek zajęcia się młodszym rodzeństwem.
Benedykta miała już 26 lat, kiedy miejscowy biskup, Augustyn de Mari, ogłosił apel, aby pobożne niewiasty zgłaszały się do wychowania ubogiej młodzieży. Benedykta była pierwsza wśród zgłoszonych. Biskup otworzył skromny dom, w którym zamieszkała. Zamiarem biskupa było założenie nowej rodziny zakonnej, która na terenie jego diecezji zajęłaby się wychowaniem opuszczonej dziatwy, a także chorymi i biednymi. Kiedy zgłosiło się kilkanaście dziewcząt, w 1837 r. biskup mianował przełożoną Anielę Pescio, zaś Benedykcie powierzył funkcję mistrzyni nowicjuszek i administratorki. Wtedy to Benedykta otrzymała imię Maria Józefa. Instytut zaś otrzymał nazwę Córek Matki Bożej Miłosierdzia. W dwa lata potem siostry złożyły śluby wieczyste, a na przełożoną wybrano Marię Józefę. Odtąd przez 40 lat dźwigała urząd przełożonej generalnej instytutu.
W rok potem zmarł biskup założyciel. Na szczęście zdołał jeszcze napisać regułę. Pod roztropnymi rządami Marii Józefy dzieło rozwijało się pomyślnie. Siostry założyły nowe domy nawet w Afryce i w Argentynie. Kiedy 7 grudnia 1880 roku Maria żegnała ziemię w otoczeniu ukochanych córek duchowych, zgromadzenie liczyło już 65 domów. Dzisiaj ma ich ponad 250, w których pracuje ok. 4000 sióstr. Prowadzą one sierocińce, szkoły podstawowe i średnie, szpitale, a nawet sprawują opiekę nad więzieniami dla kobiet. Duch zgromadzenia streszcza się w słowach św. Zyty: “Serce przy Bogu, a ręce przy pracy”.
Beatyfikacja Marii Józefy nastąpiła w 1938 roku, dokonał jej papież Pius XI. Do grona świętych włączył ją papież Pius XII w 1949 roku. Jej relikwie spoczywają w kaplicy domu macierzystego w Savonie.

 

 

 

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Mezopotamii – św. Atenodora, męczennika. Był mnichem. Poddano go okrutnym torturom, a potem skazano na ścięcie. Zanim kat zdołał wyrok wykonać, sam padł trupem, natomiast Atenodor, modląc się, spokojnie oddał ducha Bogu. Stało się to na początku IV stulecia.oraz:

św. Agatona, żołnierza, męczennika (+ 250); św. Eutychiana, papieża i męczennika (+ 283); św. Marcina, opata (+ VI w.); św. Serwusa, męczennika (+ V w.); św. Urbana, biskupa (+ IV w.)

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/12-07.php3
*****************************************************************************************
Uzupełnienie do Żywotów Świętych

Benedykt XVI

Św. Ambroży

Audiencja generalna, 24 października 2007

Drodzy bracia i siostry!

Św. biskup Ambroży — o którym będę dzisiaj mówił — zmarł w Mediolanie w nocy z 3 na 4 kwietnia 397 r. Świtał poranek Wielkiej Soboty. Poprzedniego dnia około piątej po południu zaczął się modlić, leżąc w łóżku z rozkrzyżowanymi ramionami i tak uczestniczył w uroczystym Triduum paschalnym, w śmierci i zmartwychwstaniu Pana. «Widzieliśmy, jak poruszały się jego wargi — potwierdza wierny diakon Paulin, który na prośbę Augustyna napisał jego żywot (Vita Ambrosii) — ale nie słyszeliśmy jego głosu». W pewnym momencie wydało się, że jego stan gwałtownie się pogorszył. Honorata, biskupa Vercelli, który opiekował się wówczas Ambrożym i spał piętro wyżej, obudził głos, który powtarzał: «Wstawaj szybko! Ambroży umiera…» Honorat zszedł pospiesznie — pisze dalej Paulin — «i podał świętemu Ciało Pańskie. Zaledwie Ambroży je przyjął i spożył, oddał ducha, zabierając ze sobą dobry wiatyk. I tak jego dusza, pokrzepiona mocą tego pokarmu, przebywa teraz wśród aniołów» (Vita Ambrosii, 47). W ów Wielki Piątek 397 r. rozwarte ramiona umierającego Ambrożego wyrażały jego mistyczne uczestnictwo w śmierci i zmartwychwstaniu Pana. Taka była jego ostatnia katecheza: gdy zamilkł, przemawiało jeszcze świadectwo jego życia.

Ambroży nie był stary, kiedy umierał. Nie miał nawet sześćdziesięciu lat, bo urodził się ok. 340 r., w Trewirze, gdzie jego ojciec był prefektem Galii. Była to rodzina chrześcijańska. Po śmierci ojca, gdy był jeszcze małym chłopcem, mama zawiozła go do Rzymu i skierowała na drogę kariery urzędniczej, zapewniając mu gruntowne wykształcenie w zakresie retoryki i prawa. Ok. 370 r. został wysłany do Mediolanu, skąd zarządzał prowincjami Emilii oraz Ligurii. Trwała tam walka między wyznawcami prawdziwej wiary a arianami, która przybrała na sile po śmierci ariańskiego biskupa Auksencjusza. Ambroży starał się pogodzić rozpalone umysły obu walczących stron. Autorytet jego urósł tak dalece, że chociaż był zwykłym katechumenem, został okrzyknięty przez lud biskupem Mediolanu.

Do tego momentu Ambroży był najwyższym rangą urzędnikiem cesarstwa w północnych Włoszech. Nowy biskup, bardzo wykształcony, ale nie znający Pisma Świętego, zaczął je gorliwie studiować. Poznawać i komentować Biblię nauczył się na podstawie dzieł Orygenesa, niekwestionowanego mistrza «szkoły aleksandryjskiej». Ambroży rozpowszechnił w środowisku łacińskim medytacje Pisma Świętego na wzór Orygenesa, wprowadzając na Zachodzie praktykę lectio divina. Metodę lectio stosował Ambroży w całym swym przepowiadaniu i we wszystkich pismach, które zrodziło właśnie modlitewne słuchanie słowa Bożego. Słynny wstęp jednej z ambrozjańskich katechez dobrze ukazuje, w jaki sposób święty biskup odnosił Stary Testament do życia chrześcijańskiego: «Kiedy czytaliśmy historie patriarchów oraz maksymy z Księgi Przysłów, zajmowaliśmy się codziennie moralnością — mówi biskup Mediolanu do swoich katechumenów i neofitów — abyście uformowani przez nie i czerpiąc z nich naukę, przyzwyczajali się iść drogą Ojców i posłuszeństwa Bożym przykazaniom» (De mysteriis, 1, 1). Innymi słowy, zdaniem biskupa, neofici i katechumeni, nauczeni żyć dobrze, mogą uważać się za przygotowanych do wielkich tajemnic Chrystusa. Nauczanie Ambrożego — stanowiące zasadniczą część jego ogromnej spuścizny literackiej — zaczyna się od lektury świętych Ksiąg («Patriarchów», czyli ksiąg historycznych, oraz «Przysłów», to znaczy ksiąg mądrościowych), by ukazać, jak żyć zgodnie z Bożym Objawieniem.

Jest rzeczą oczywistą, że osobiste świadectwo kaznodziei oraz stopień przykładności życia wspólnoty chrześcijańskiej decydują o skuteczności przepowiadania. W sposób wymowny świadczy o tym pewien fragment z Wyznań św. Augustyna. Przybył on do Mediolanu jako profesor retoryki. Był sceptykiem, niechrześcijaninem. Szukał prawdy chrześcijańskiej, ale w rzeczywistości nie mógł jej znaleźć. Tym, co poruszyło serce młodego afrykańskiego retora, nastawionego sceptycznie i zrozpaczonego, i w końcu skłoniło go do nawrócenia, nie były piękne (choć przez niego cenione) homilie Ambrożego. Dokonało tego świadectwo biskupa i Kościoła mediolańskiego, modlącego się i śpiewającego, zjednoczonego jak jedno ciało. Był to Kościół zdolny oprzeć się apodyktycznemu cesarzowi i jego matce, którzy w pierwszych dniach 386 r. na nowo próbowali zarekwirować dla potrzeb ceremonii ariańskich budynek sakralny. W budynku, który miał być zajęty — opowiada Augustyn — czuwał pobożny lud, «gotowy umrzeć razem ze swoim biskupem». To świadectwo pochodzące z Wyznań jest cenne, ponieważ sygnalizuje, że coś się poruszyło w sercu Augustyna, który mówi dalej: «Chociaż mnie jeszcze wtedy nie rozgrzewał żar Ducha Twego, udzielał się niepokój i podniecenie miasta» (Wyznania, 9, 7; tłum. Z. Kubiak, Kraków 2000, s. 241).

Życie i przykład biskupa Ambrożego nauczyły Augustyna wierzyć i przepowiadać słowo Boże. Możemy przypomnieć słynne kazanie Afrykańczyka, które zasłużyło na to, aby je przytoczono wiele wieków później w soborowej Konstytucji Dei verbum: «Jest przeto rzeczą konieczną — zachęca Dei verbum (n. 25) — aby wszyscy duchowni, zwłaszcza kapłani Chrystusowi i inni, którzy jako diakoni lub katechiści zgodnie z otrzymaną misją zajmują się posługą słowa, pozostawali w zażyłości z Pismem Świętym przez pilne czytanie duchowe oraz staranne studium, aby nikt z nich nie stał się — i tu cytowane są słowa Augustyna — ‘bezużytecznym głosicielem słowa Bożego na zewnątrz, wewnątrz nie będąc jego słuchaczem’». Właśnie od Ambrożego nauczył się tego «bycia słuchaczem wewnątrz», pilnego czytania Pisma Świętego z nastawieniem modlitewnym, by rzeczywiście przyjąć w swoim sercu i przyswoić sobie słowo Boże.

Drodzy bracia i siostry, chciałbym wam jeszcze zaproponować swoistą «ikonę patrystyczną», która — interpretowana w świetle tego, co powiedzieliśmy — dobrze ukazuje «sedno» doktryny ambrozjańskiej. W szóstej księdze Wyznań Augustyn opowiada o swoim spotkaniu z Ambrożym, spotkaniu niewątpliwie istotnym dla dziejów Kościoła. Pisze on, że gdy udawał się do biskupa Mediolanu, zawsze był on dosłownie otoczony ciżbą ludzi, którzy do niego przychodzili ze swoimi sprawami i którym służył pomocą. Zawsze stała tam długa kolejka pragnących porozmawiać z Ambrożym, by doznać pociechy i nabrać nadziei. Kiedy Ambrożego nie było z nimi, z ludźmi (a trwało to krótko), albo krzepił ciało niezbędnym pokarmem, albo umysł lekturą. W tym miejscu Augustyn wyraża zdziwienie, Ambroży bowiem czytał Pismo Święte z zamkniętymi ustami, jedynie oczami (por. Wyznania, 6, 3). W pierwszych bowiem wiekach chrześcijaństwa lektura była ściśle związana z głoszeniem słowa, a czytanie na głos ułatwiało zrozumienie również temu, kto czytał. Fakt, że Ambroży przebiegał całe strony jedynie wzrokiem, jest dla podziwiającego go Augustyna znakiem szczególnej umiejętności czytania i głębokiej znajomości Pisma Świętego. Otóż, w tym «cichym czytaniu», w którym serce stara się zrozumieć słowo Boże — to właśnie jest «ikoną», o której mówimy — możemy dostrzec metodę katechezy ambrozjańskiej: samo Pismo Święte, głęboko przyjęte, podsuwa treści do przepowiadania, aby doprowadzić do nawrócenia serc.

Tak więc, zgodnie z nauczaniem Ambrożego i Augustyna, katecheza jest nieodłączna od świadectwa życia. Do katechety może odnosić się również to, co napisałem we Wprowadzeniu do chrześcijaństwa na temat teologa. Kto wychowuje do wiary, nie może wystawiać się na ryzyko, że będzie przypominał swego rodzaju klowna, który z racji wykonywanego zawodu odgrywa swoją rolę. Powinien raczej — by posłużyć się jednym z ulubionych obrazów Orygenesa, pisarza szczególnie cenionego przez Ambrożego — być niczym umiłowany uczeń, który położył głowę na sercu Mistrza i w ten sposób nauczył się myśleć, mówić i działać. Ostatecznie prawdziwym uczniem jest ten, kto głosi Ewangelię najbardziej wiarygodnie i skutecznie.

Podobnie jak apostoł Jan, biskup Ambroży — który zawsze powtarzał: Omnia Christus est nobis!, «Chrystus jest dla nas wszystkim!» — pozostaje autentycznym świadkiem Pana. Jego też słowami, pełnymi miłości do Jezusa, kończymy naszą katechezę: «Omnia Christus est nobis! Jeśli chcesz uleczyć ranę, On jest lekarzem; jeśli cię trawi gorączka, On jest chłodną wodą; jeśli jesteś przygnieciony nieprawością, On jest sprawiedliwością; jeśli potrzebujesz pomocy, On jest mocą; jeśli lękasz się śmierci, On jest życiem; jeśli pragniesz nieba, On jest drogą; jeśli otaczają cię ciemności, On jest światłem. (…) Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan: szczęśliwy człowiek, który pokłada w Nim nadzieję!» (De virginitate, 16, 99). Również my pokładajmy nadzieję w Chrystusie. A będziemy żyć w szczęściu i pokoju.

Słowo Ojca Świętego do Polaków:

Pozdrawiam serdecznie pielgrzymów polskich. Witam szczególnie siostry elżbietanki, przybyłe w dziękczynnej pielgrzymce za beatyfikację m. Marii Luizy Merkert. Wraz z wami i całym Kościołem w Polsce dziękuję Bogu za ducha wiary i apostolską posługę tej «śląskiej samarytanki». Was tu obecnych i waszych bliskich polecam jej opiece. Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.
opr. mg/mg

Copyright © by L’Osservatore Romano (12/2007) and Polish Bishops Conference

http://www.opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/audiencje/ag_24102007.html#

******

“JAK PRZEKAZYWAĆ WIARĘ DZISIAJ?”
kerygmat
katecheza
homilia
dialog wiary
mystagogia
materiały z Sympozjum
Ks. Stanisław Czerwik
ŚW. AMBROŻY
MISTAGOG STAROŻYTNEGO KOŚCIOŁA
O MISTERIUM I MISTAGOGII

 

http://www.kkbids.episkopat.pl/uploaded/a16/SW.AMBROZY.pdf

 

***************

Petrus-Albinus

św. Ambroży – Wieczysty rzeczy Stworzycielu (Aeterne rerum conditor)


 

Wieczysty rzeczy Stworzycielu,

Ty, który dniem i nocą rządzisz,

Ty, co odmieniasz pory czasu,

Aby nam ulżyć w trudach życia!

 

Już pieje dnia radosny zwiastun,

Który w głębokiej nocy czuwa.

Światło wśród mroku dla wędrowców,

Światło dzielące noc od nocy.

 

Wołaniem kura przebudzona

Jutrzenka nocny mrok rozprasza,

A cała zgraja błędnych duchów

Przestaje ludziom czynić szkodę.

 

Żeglarz z otuchą ster ujmuje,

Fale się morza cichsze ścielą.

Słysząc wołanie kura, Kościół –

Opoka płacze grzechów swoich.

 

Powstańmy teraz pełni mocy!

Już kur leżących ze snu budzi,

Woła, omdlałych napomina,

Tych, którzy przeczą, przekonuje.

 

Nadzieja wraca z jego śpiewem

I zdrowie krzepi ciała chore.

W pochwę się kryje miecz mordercy

Kto zrozpaczony – znowu ufa.

 

Spójrz, Jezu, na tych, co upadli.

Spojrzeniem swoim nas podźwignij.

Gdy na nas patrzysz, giną grzechy

I we łzach wina się rozpływa.

 

Ty światłość jesteś. O, zabłyśnij

Zmysłom i mroki duszy rozprosz!

Ciebie niech sławi głos nasz pierwszy,

Ciebie niech sławi pieśń ostatnia!

przełożył Zygmunt Kubiak

http://poema.pl/publikacja/146864-sw-ambrozy-wieczysty-rzeczy-stworzycielu-aeterne-rerum-conditor
********

Św. Ambroży o sakramentach

Przyjęliście zatem chrzest i uwierzyliście. Nie godzi mi się mieć innego zdania, gdyż nikt, kogo by Chrystus nie uznał za godnego, nie zostałby powołany do łaski.

Fot. Lawrence OPŚw. Ambroży, Wybór pism dogmatycznych, tłum. i oprac. ks. L. Gładyszewski, ks. S. Pieszczoch, Poznań 1970 (fragmenty).

Z wstępu

Niemałą trudnością dla tłumacza obu dziełek [De sacramentis i De mysteriis] Ambrożego jest nierozgraniczenie i nieprecyzowanie przez autora sensu zasadniczych pojęć: misterium i sacramentum. Niestety w kilku wypadkach używa ich zamiennie. Np. Sacr I 1,2.

Ogólnie rzecz biorąc misterium (gr. mystérion) jest w ustach Ambrożego oznaczeniem tajemnic wiary w ich biblijnej postaci, a więc w zbawczych czynach Chrystusa (Myst. 1,4; 6, 31) i typicznych wydarzeniach Starego Testamentu (Myst. 3,9-18; 9,51), zapowiadających jako figury rzeczy przyszłych nie tylko dzieło Chrystusa, ale również całą Zbawczą działalność Kościoła poprzez liturgię chrztu i Eucharystii (…).

Sacramenta zaś służą tu jako oznaczenie tych obrzędów inicjacyjnych, które zawierają treść misteryjną (Myst. 1,2).

Wiemy jednak, że w IV w. miało to słowo bardzo ogólny sens znaków zewnętrznych oznaczających religijną treść (…). Przecież wtedy miał ten termin w teologii łacińskiej już wiekową tradycję. Twórcą jej był Tertulian, który zaczyna swój traktat O chrzcie zwrotem sacramentum aquae nostrae (I, 1 – CC I, 277). (…) Tertulian przejął ten termin m.in. ze świeckiego określenia przysięgi wojskowej – sacramentum militiae. która była związana z określonym symbolem (…). Chrzest jest przecież początkiem militiae Christi (De idiolatr. XIX, 2 – CC II, 1120), a więc wtajemniczeniem w zasady wiary w Chrystusa, związanym z określonymi znakami przekazanymi przez Ewangelię. (…)

Ambroży wypowiada najlapidarniej zasady [sakramentologii] w Komentarzu do Ewangelii Łukasza: Visibile per visibilia, invisibile per invisibile misterium consecratur ( II, 79 – CC XIV, 65).

* *

SAKRAMENTY

Będę mówił o sakramentach, które przyjęliście. Wcześniej nie należało wyjaśniać Wam ich treści. Dla chrześcijanina bowiem czymś najważniejszym jest wiara. Dlatego w Rzymie dopiero Ci, którzy przyjęli chrzest, otrzymują miano „wiernych“. Ojciec nasz Abraham również tylko ze względu na wiarę został usprawiedliwiony, a nie dzięki uczynkom (por. Rz 4,1-22). Przyjęliście zatem chrzest i uwierzyliście. Nie godzi mi się mieć innego zdania, gdyż nikt, kogo by Chrystus nie uznał za godnego, nie zostałby powołany do łaski.

Czegóż więc dokonaliśmy w sobotę? Otóż – „otwarcia“ (appertionem). Misterium „otwarcia“ miało miejsce wtedy, gdy kapłan dotknął twoich uszu i nosa. Co to oznacza? Gdy Panu naszemu Jezusowi Chrystusowi – jak podaje Ewangelia (Mk 7, 32–35) – pokazano głuchego i niemego, wówczas dotknął jego uszu i ust. Uszu – gdyż był głuchy, ust – bo niemy. Następnie powiedział Effetha. Jest to słowo hebrajskie, które po łacinie znaczy „otwórz się“. Kapłan dotknął Twoich uszu po to, by otworzyły się na słowa jego pouczenia.

Ale powiesz, „Czemu dotykał też nosa?“ Tamten człowiek był niemy, dlatego Chrystus dotknął jego ust, aby odzyskał zdolność mówienia    i mógł głosić tajemnice niebieskie. A ponadto, ten człowiek był mężczyzną. Obecnie jednak chrzest przyjmują również kobiety. Sługa zaś nie posiada tej samej czystości, co Pan – cóż to zresztą może być za porównanie, skoro Pan przebacza grzech, a sługa otrzymuje odpuszczenie własnych przewinień – dlatego ze względu na łaskę związaną ze świętymi czynnościami i z urzędem biskup dotyka nosa, a nie ust. Dlaczego właśnie nosa? Aby człowiek otrzymał miły zapach wieczystego szczęścia i mógł powiedzieć: „Jesteśmy dobrą wonnością Chrystusa dla Boga (2 Kor 2, 15) – jak mówi Apostoł – a także by zapalić mocny ogień wiary i pobożności.

Przybyliśmy do źródła chrzcielnego. Wszedłeś do niego i zostałeś namaszczony. Rozważ, kogo widziałeś, co powiedziałeś, rozważ starannie i powtórz! Stanął przed Tobą lewita i kapłan. Namaszczono cię niby zapaśnika Chrystusowego, który ma podjąć się walki z tym światem. Wymieniłeś przeszkody, jakie musisz pokonać podczas czekających cię zawodów. Każdego zawodnika czeka nadzieja, bo gdzie zawody, tam nagroda. Walczysz w życiu ziemskim, ale nagrodą obdarzy cię Chrystus. Będzie to nagroda za potykanie doczesne. Chociaż otrzymuje się ją w niebie, tutaj trzeba sobie na nią zasłużyć[1].

Co odpowiedziałeś, gdy Cię zapytano: „Czy odrzekasz się diabła i jego uczynków“? „Odrzekam“. „Czy odrzekasz się świata i jego przyjemności“? – co odpowiedziałeś – „Odrzekam“. Pamiętaj o swoich słowach i nigdy nie zlekceważ doniosłych skutków tego zapewnienia. Jeśli pożyczasz od kogoś pieniędzy, dajesz mu na nie pokwitowanie. Jesteś nim związany, bo gdybyś nie chciał zwrócić pożyczki, wierzyciel ma w ręku kwit. Poprowadzi cię do sądu i tam twoje własne poręczenie będzie stanowić dowód przeciwko tobie. (…)

Następnie podszedłeś bliżej. Zobaczyłeś źródło chrzcielne i stojącego nad nim biskupa. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ogarnęło was to samo uczucie, którego doznał Neman Syryjczyk. On bowiem miał zastrzeżenia, zanim został oczyszczony. Dlaczego? Uważaj, wyjaśnię.

Wszedłeś, zobaczyłeś wodę , biskupa i lewitę. Czy przypadkiem ktoś z was nie powiedział: I to wszystko? I rzeczywiście, to jest wszystko, bo tu jest pełnia niewinności i pobożności, pełnia łaski i uświęcenia. Oczyma zobaczyłeś tylko rzeczy dostępne dla ludzkiego wzroku. Nie zobaczyłeś tego, co się na prawdę dokonuje, lecz co jest widoczne na zewnątrz. Rzeczy niewidzialne zaś są o wiele większe od widzialnych, ponieważ „rzeczy widzialne są doczesne, a niewidzialne – wieczne“ (2 Kor 4, 18).  (…)

Zdaniem Apostoła przejście przez Morze Czerwone stanowi figurę naszego chrztu. Wynika to z jego słów: „Ponieważ wszyscy nasi ojcowie zostali ochrzczeni w obłoku i w morzu“ (1 Kor 10, 1.2). Do tego dodaje: „Lecz to wszystko przydarzyło im się w figurze (1 Kor 10,11). To, co się działo, było dla nich figurą, u nas natomiast jest prawdziwą rzeczywistością.

Mojżesz dzierżył wówczas laskę. Lud żydowski był zewsząd otoczony. Z jednej strony – uzbrojone wojsko egipskie, z drugiej – morze. Żydzi nie mogli ani przejść przez nie, ani zwrócić w kierunku wrogów. Zaczęli więc szemrać.
Nie pocieszaj się złudnie, że mimo to Bóg ich wysłuchał. Chociaż tak się stało, to jednak Ci, którzy szemrali, nie byli wolni od winy. Gdy jesteś w ciężkim położeniu, powinieneś wierzyć, że cało z tego wyjdziesz, a nie wolno Ci szemrać. Powinieneś modlić się, prosić, a nie – żale wywodzić.


[1] Typowa metafora sportowa, ukazująca życie doczesne jako zawody sportowe (agon – List 43,4, lucta – tutaj), w których różne trudności życiowe porównane są do poszczególnych przeszkód lub konkurencji (certamina). Ambroży buduje tę metaforę, opierając się na tekstach biblijnych (Ap, 2, 10; 2 Tym 2,5; 4,7), a także wykorzystuje reminiscencje z literatury pogańskiej, gdyż ludzie antyku zdradzali wyraźne zamiłowanie do zawodów sportowych (…).
http://www.liturgia.pl/artykuly/Sw-Ambrozy-o-sakramentach.html
******

Św. Ambroży o chlebie powszednim

Mistrzowie wiary i życia
7.12.2010

„Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj“. Pamiętaj o tym, co mówiłem, omawiając sakramenty. Powiedziałem, że przed wymówieniem słów Chrystusa, chlebem nazywamy to, co składamy w ofierze, ale po tych słowach mówimy już o ciele, a nie o chlebie.

Dlaczego więc w dalszym ciągu Modlitwy Pańskiej Chrystus powiada: “chleba naszego“? Mówi wprawdzie „chleba“, ale dodaje epiousion, to znaczy substancjalnego. Nie chodzi o chleb, którym posila się ciało, ale o tamten chleb żywota wiecznego, który podtrzymuje substancję naszej duszy, dlatego po grecku mówi się epiousion. Łaciński tekst natomiast nazywa ten chleb powszednim – cottidianum.

Grecy określają zbliżający się dzień jako ten epiouson hemeron. Zarówno tekst grecki, jak łaciński wydają się być jednakowo właściwe, po grecku jedno słowo oddaje jeden i drugi sens. Tekst łaciński używa tylko jednego określenia powszedni. Jeśli jest to chleb powszedni, to dlaczego przyjmujesz go po roku? Przyjmuj go codziennie, gdyż codziennie może Ci udzielić pomocy! Tak żyj, abyś mógł przyjmować każdego dnia. Kto nie jest godzien przyjmować codziennie, nie jest godzien również po roku.

Dlatego Hiob składał codziennie ofiarę za swoich synów, aby nie zgrzeszyli czymś w sercu lub w słowie. Słyszałeś przecież, że każdorazowe złożenie ofiary oznacza śmierć, zmartwychwstanie, Wniebowstąpienie Pańskie oraz odpuszczenie grzechów i jeszcze nie chcesz codziennie przyjmować tego chleba życia. Gdy ktoś ma w ciele ranę, potrzebuje lekarstwa, raną jest to, że ulegamy grzechowi, a lekarstwem Najświętszy Sakrament.

Źródło: Ojcowie Kościoła o Eucharystii, św. Ambroży, Księgarnia św. Jacka, Katowice 2005.

http://www.liturgia.pl/artykuly/Sw-Ambrozy-o-chlebie-powszednim.html

******

św. Ambroży z Mediolanu
Komentarze do Ewangelii

Mt 13,24-43

w. Ambroży (+397)

„Pozostaje nam jeszcze powiedzieć coś także o ciele ludzkim, bo nie można zaprzeczyć, że i ono przewyższa wszystko inne pięknością i wdziękiem. Choć utworzone z tej samej materii co pozostałe twory ziemskie, choć niektórym zwierzętom nie dorównuje ani siłą, ani wzrostem, u ludzi ma ono kształt bez wątpienia znacznie piękniejszy. Postawa jego jest prosta i strzelista, nie nadmiernie wysoka ani zbyt niska i mała. Kształty zewnętrzne łagodne i ujmujące, nie odstraszają ogromem jak u zwierząt, ani nie budzą pogardy jak u robaków”.

http://www.niedziela.pl/artykul/1766//Mt-1324-43

Mt 16, 13-20

Św. Ambroży (+397)

„Zstąpiłeś więc do sadzawki chrzcielnej. Przypomnij sobie, co odpowiedziałeś. Że wierzysz w Ojca, wierzysz w Syna, wierzysz w Ducha Świętego. Nie było tam nigdzie wzmianki, że «wierzę w większego, mniejszego i ostatniego». Tym samym głosem zapewniłeś, że podobnie jak wierzysz w Syna, tak w Ojca i Ducha Świętego. Zrobiłeś tylko jedno zastrzeżenie. Wierzysz mianowicie, że na krzyżu zawisnął tylko Pan Jezus”.

Mk 1, 14-20

Św. Ambroży (+397)

„Uważam, że do godności, zwłaszcza kościelnej, należy dążyć dobrym postępowaniem i w czystej intencji; zła jest zarówno wyniosła zarozumiałość, jak i lekceważąca obojętność, tym bardziej zaś wszelkie karierowiczostwo i wygórowana ambicja. Całkowicie wystarczy, a nawet stanowi najlepsze polecenie szczera prostota”.

Mk 10,35-45

Św. Ambroży (+397)

Skoro Chrystus nie miał im dać tego, o co prosili, zaofiarował im co innego, by w ten sposób wspomnieć najpierw o tym, co zamierzał im dać, a nie o tym, czego im miał odmówić. Chciał, ażeby zrozumieli, że nie Panu brakowało chęci do okazywania hojności, ale że ich prośba była nieodpowiednia. „Kielich mój wprawdzie pić będziecie”, to znaczy nie poskąpię wam cierpień mojego ciała: możecie naśladować to, co posiadam jako człowiek. Podarowałem wam zwycięstwo męki, dziedzictwo krzyża, ale „siedzieć po prawicy mojej albo po lewicy” nie jest moją rzeczą dać wam.

Łk 4, 21-30

Św. Ambroży (+397)

„Z postępowania i ze słów Pana widać, iż daremnie oczekujesz pomocy boskiego miłosierdzia, jeśli zazdrościsz komuś owoców jego cnoty. Pan bowiem gardzi zazdrosnym i od tych, którzy dobrodziejstwa Boże w innych prześladują, odwraca cuda swojej potęgi. Postępowanie Pana jako człowieka okazuje Jego bóstwo i to, co w Nim jest dla nas niewidzialne, pokazuje się przez to, co widzialne. Zbawiciel żadnych cudów nie uczynił w swojej ojczyźnie, gdyż oni przez swoją zazdrość wyzbyli się miłości. Miłość bowiem nie zazdrości”.

Łk 5, 1-11

Św. Ambroży (+397)

„Uważaj na siebie, abyś poznał, co wchodzi do ciebie, a co z ciebie wychodzi. Niech mowa twoja nie zawiera uwodzicielskich pokus, nie używaj podstępu, nie znieważaj bliźniego obelgami. Bóg uczynił cię rybakiem, a nie rabusiem. Ten jest rybakiem Chrystusa, któremu powiedziano: «Odtąd ludzi będziesz łowić» (Łk 5,11). Tak zapuszczaj swoje sieci, tak kieruj oczy, tak prowadź rozmowę, abyś nie pognębił nikogo, ale wspierał chwiejnych”.

Łk 10, 38-42

Św. Ambroży (+397)

„Starajmy się posiadać to, czego nikt nam nie może odebrać, nadsłuchując pilnie, a nie z lekceważeniem Słowa Bożego, bo nawet ziarna samego Słowa niebiańskiego mogą zostać ukradzione, jeśli zostaną posiane koło drogi. Niech ciebie – jak Marię – ogarnie pożądanie posiadania mądrości, bo to jest zadanie większe i doskonalsze, i niech troska o służbę nie przeszkadza ci w poznawaniu Słowa. Nie gań też i nie osądzaj jako leniwych tych, których widzisz, że poświęcili się poszukiwaniu mądrości”.

Łk 15, 1-3.11-32

Św. Ambroży (+397)

„Co jeszcze bardziej oddala to odejście od siebie samego; odłączyć się nie przestrzenią, lecz postępowaniem, nie odległością ziem, lecz zapatrywań, i jakby pod działaniem żaru światowej rozwiązłości wziąć rozwód z dobrym postępowaniem. Albowiem kto od Chrystusa się odłącza, jest wygnańcem z ojczyzny, a obywatelem świata. My jednak nie jesteśmy obcymi i przechodniami, ale współobywatelami świętych i domownikami Boga (Ef 2,19); choć byliśmy z dala, jednak staliśmy się bliscy we krwi Chrystusa (Ef 2, 13)”.

Łk 19, 1-10

Św. Ambroży (+397)

„Nie chcemy bogatych obrażać, pragniemy bowiem, o ile to możliwe, wszystkich uzdrowić. Nie w majątku tkwi wina, ale w tych, którzy swego majątku nie umieją używać. Bogactwa będą przeszkodą u złych, u dobrych są pomocą do cnoty. Bogaty Zacheusz był niewątpliwie wybrany przez Chrystusa, a to dlatego, że połowę swych dóbr rozdał ubogim, tych zaś, których skrzywdził, w czwórnasób wynagrodził. Pierwsze nie wystarczyło, gdyż hojność nie ma wartości, jeśli trwa krzywda; nie idzie bowiem o rabunek, lecz o dar. Za to, co dał, większe otrzymał wynagrodzenie.”

J 2, 1-11

Św. Ambroży (+397)

„Maryja nie zwątpiła, lecz uwierzyła i dlatego otrzymała owoc wiary. Lecz i wy jesteście błogosławieni, którzy słyszeliście i uwierzyliście. Każda bowiem dusza, która wierzy, poczyna i rodzi Słowo i uznaje Jego dzieła. Niechaj w każdej duszy będzie dusza Maryi, aby radowała się w Bogu. Co do ciała, jest tylko jedna Matka Chrystusa; jednakże co do wiary, Chrystus jest owocem wszystkich”.

http://www.niedziela.pl/artykul/1718//J-2-1-11

 

O autorze: Judyta