Warszawska Gazeta 29 sierpnia – 5 września 2014 r.
KOMENTARZ TYGODNIA
Ks. Stanisław Małkowski
WIARA CZYNI CUDA
W piątek 29 sierpnia wspominamy męczeństwo św. Jana Chrzciciela. Prorok oddał życie za wiarę i obronę świętości małżeństwa. Gdy dzisiaj sens małżeństwa, ojcostwa i macierzyństwa jest zwalczany przez pogański nihilizm (szerzony zresztą w Polsce przez fałszywych katolików u władzy), trzeba przywołać to prorockie świadectwo słowa i krwi. Nie wolno małżeństwa niszczyć. Poganie z ducha, a pseudo-katolicy z PR-u (prezydent, premier, marszałek sejmu, prezydent Warszawy et consortes) powinni być pozbawieni możliwości świętokradzkiego przyjmowania i znieważania Chrystusa w Eucharystii.
Liturgia słowa 22. niedzieli zwykłej 31 sierpnia ukazuje najpierw proroka Jeremiasza, który toczy wewnętrzną walkę, bo staje się pośmiewiskiem tych, którzy mu urągają za to, że woła „gwałt i ruina”, i prześladują za ujawnianie duchowego i moralnego upadku Jerozolimy krótko przed jej złupieniem i zburzeniem przez wojska babilońskie (Jr 20,7-9). Tak jest dzisiaj: „Za pszeniczne ziarno prawdy trzeba płacić”, jak powiedział 30 lat temu bł. ks. Jerzy Popiełuszko. Upadek materialny jest symptomem i skutkiem ruiny duchowej, której sprawcami są i źli władcy, i wspierający ich poddani, prowadzący kraj do zguby. Święty Paweł w drugiej lekcji wzywa do rozpoznania woli Bożej i nieulegania złym światowym wzorom (Rz 12,1-2). W Ewangelii Jezus ukazuje drogę odkupienia przez cierpienie, przez krzyż. Tego nie rozumie na razie Apostoł Piotr, który czyni wyrzuty Jezusowi: „nie przyjdzie to nigdy na Ciebie”, a w odpowiedzi słyszy słowa podobne do tych, które usłyszał diabeł w scenie kuszenia: „zejdź mi z oczu szatanie”. Sprzeciwia się woli Bożej, ucieczka od krzyża po to, by szukać ułatwień i korzyści za cenę grzechu. Zrozumienie miłości Boga i ofiary Jezusa przychodzi nieraz w wyniku osobistych doświadczeń zła: grzechu i krzywdy. Wyrażają tę mądrość krzyża w listach do mnie więźniowie doświadczający duchowej odnowy z mocy Ducha Świętego. Wśród listów, które dostaję od więźniów z różnych zakładów karnych i aresztów śledczych w całej Polsce, znajduję wiele świadectw wiary, modlitwy, przemiany i nawrócenia.
Oto dwa przykłady:
„Chciałbym Ci powiedzieć, że wzrosłem duchowo i żyję w dobrych relacjach z Maryją i Jezusem. Zrozumiałem sens cierpienia. Wszystkie udręki duchowe oraz wszystkie prace ofiaruję Jezusowi przez ręce i serce Maryi i łączę je ze zbawczą męką Jezusa za wszystkich ludzi, których skrzywdziłem, żeby z tego wydobył dla nich dobro. Dużo się za nich modlę do Miłosierdzia Bożego i co dzień przyjmuję na siebie różne utrapienia, a nawet o nie proszę, żeby Jezus obracał to w dobro dla nich. Jest dużo ludzi, których skrzywdziłem, i każdego pamiętam, i to, co komu zrobiłem. Jest tak, że co dzień mam udrękę duchową co do pewnych osób. Ludzie, którzy tego nie rozumieją, powiedzieliby, że jestem chory ale przecież Ty wiesz, o czym piszę. Jeżeli przyjmuje się jakieś cierpienie świadomie i ofiarowuje Bogu za pewną osobę, to Bóg to przyjmuje i poprzez to cierpienie ratuje tego człowieka, ratuje duszę. Ja teraz za stan życia i duszy tych ludzi czuję się odpowiedzialny, dlatego, że ludzie za zło, które ich dotknęło, często obwiniają Boga, a ci, których ja skrzywdziłem, pewnie też myśleli, dlaczego Bóg dopuścił do tego, że on wyrządził mi krzywdę i przez to pewnie zwątpili w miłość i dobroć Bożą. Dlatego robię wszystko, co mogę, żeby Jezus poprzez moje ofiarowanie tych udręk leczył rany w sercach tych ludzi i żeby Mu znowu zaufali. Uznałem też, że te modlitwy i ofiary to za mało. Bardzo mocno ciągnie mnie do Miłosierdzia Bożego, oddałem swoje życie Jezusowi, powiedziałem Mu, że jestem świadom tego, co robię i żeby łaską swoją kierował mną jak chce i gdzie chce. Ja oddałem resztę swojego życia do Jego dyspozycji, a w zamian za to poprosiłem, żeby ratował tych wszystkich ludzi, bo to ja sprowadziłem ich na manowce i wystawiłem na działanie zła w ich życiu, dlatego czuję się za nich odpowiedzialny. Powiem Ci, że Jezus bardzo mocno działa w moim życiu z Duchem Świętym i Maryją. To wszystko działo się powoli, aż Jezus dał mi zrozumieć w pełni ogrom zła, które zrobiłem w całym życiu a najbardziej zrozumiałem to, jak zło sprowadzone przeze mnie na kogoś innego zaczyna działać w życiu tego człowieka i jakie są tego skutki. To, co ja robiłem, było dla mnie prostą i szeroką drogą do piekła a najgorsze, że za sobą ciągnąłem innych, dlatego teraz muszę ich przy pomocy Jezusa ratować. Gdy modlę się do Ducha Świętego, to czuję, że dobrze wybrałem i że dobrą drogą idę. Jezus mówi do mnie poprzez sumienie i serce, jak i za kogo się modlić. Moje udręki duchowe zależą od tego, w jaki sposób skrzywdziłem danego człowieka, jaki był stopień bólu psychicznego i fizycznego, w jakim stopniu ja muszę udrękę znosić, jak często i jak długo. Gdy to doświadczenie przychodzi, jestem dręczony niewiarą, zwątpieniem, różnego rodzaju emocjami, myślami i stanami nastrojów, a szczególnie tym, żeby bluźnić Bogu za to. Ale znoszę to z wiarą i ufnością i przez cały czas trwania tego, stale powtarzam: Jezu ofiaruję Ci to cierpienie przez ręce i serce Maryi i łączę to z Twoją zbawczą męką. W tym wszystkim wspomaga mnie Maryja i Jezus, bez ich wspomożenia nie byłbym w stanie przyjąć tego na siebie, a co dopiero znosić to – zwariowałbym po prostu. Bardzo często, gdy się modlę, czuję w sercu, jakby Jezus mi za to dziękował, tego nie da się opisać słowami. Ostatnio gdy tak modliłem się za tych wszystkich ludzi Koronką do Miłosierdzia Bożego i wymieniałem prośby za nich, przypomniałem Jezusowi Jego własne słowa, które powiedział św. Faustynie: o jak wielkich łask udzielam duszy, która będzie odmawiać tę Koronkę. Powiedziałem Jezusowi, żeby tych łask, które teraz mają spłynąć na mnie, udzielił ludziom, za których się modlę. Wiem też, że tak długo, jak będę żył, będę modlił się za nich, za Polskę i o pokój na świecie. I bardzo ciągnie mnie do świadczenia o Miłosierdziu. Czuję teraz wewnętrznie, że gdy wyjdę na wolność, będę posłany przez Jezusa wraz z innymi ludźmi do ludzi biednych i głodnych nie tylko zwykłego pokarmu, ale przede wszystkim głodnych miłości Boga. Ja kiedyś też nie byłem świadomy, że dusza domaga się tego pokarmu, którym jest Boża miłość. Ukochałem Miłosierdzie Boże i zaufałem mocno. Jezus obiecał też, że jeżeli ty czy ja dajesz coś dobrego innemu, to On odda tobie dużo więcej. Zaczynam rozumieć i poznawać, czym jest miłość i jak wraz ze wzrostem miłości zmienia się wszystko, po to żeby Miłosierdzie Boże poznał świat. Nic nie potrafi tak ukochać i uzdolnić do kochania jak poranione naszymi grzechami najmiłosierniejsze Serce Jezusa. Pod wpływem Ducha Świętego poznaję wielkie rzeczy, które dotyczą miłości Bożej, a które dla wielu ludzi są tajemnicą, której niestety nie chcą poznać, a tak niewiele trzeba, żeby Jezus dał tę miłość każdemu, kto jej pragnie. Przed taką potęgą, jaką jest prawdziwa miłość nawet najgorsze i najzatwardzialsze zło ucieka w głębiny piekła, bo naporu takiej miłości nie jest w stanie znieść. Proszę Cię, przyślij mi „Egzorcystę” i Nowennę do św. Faustyny. A mój list, jak Bóg da, może posłuży Ci, żeby dać świadectwo komuś innemu, jak potężne jest Miłosierdzie Boże” (Jacek 20 sierpnia 2014).
„Można wierzyć albo nie wierzyć w istnienie Boga. Jeżeli się wierzy, to „traci się życie doczesne” na modlitwy i czynienie dobra ale zyskuje się życie wieczne. Jeżeli się nie wierzy, zyskuje się życie doczesne, ale traci wieczne. Wiara więc się opłaca, bo ryzykujemy tylko kilkadziesiąt lat, a w nagrodę otrzymamy życie wieczne, które jest darem dla wszystkich i co najlepsze – całkowicie za darmo. Ja już miałem to „wspaniałe życie”, które doprowadziło mnie do tego miejsca, gdzie jestem, byłem synem marnotrawnym i dopiero teraz zrozumiałem, że źle robiłem. Jak mogłem tak żyć bez Boga? Cieszę się, że odnalazłem drogę do Pana Boga, a raczej Bóg Ojciec usłyszał moje wołanie o pomoc płynące z mojego serca, co jest wielką łaską i muszę ją wykorzystać. Gdy patrzę na to swoje stare życie, to nie rozumiem, jak mogłem żyć tyle lat bez Boga, a teraz jest On dla mnie wszystkim. Przebywając w areszcie odnalazłem Boga i już do Niego należę. Czytam dobre pisma i chcę, żeby za tym poszło moje życie, bo wiara bez uczynków jest martwa. Czasopisma od Księdza są dla mnie bardzo wartościowe, bo odpowiadają na moje duchowe problemy. Jak przeczytam, przekazuję dalej, aby ktoś inny mógł zapoznać się z dobrą nowiną. Jestem jeszcze zbyt słaby, aby samemu wszystko sobie wyjaśnić. Z tak silnym przeciwnikiem, jakim jest szatan – ojciec kłamstwa, który umie przedstawić zło pod postacią dobra, ciężko jest wygrać, ale jestem na dobrej drodze. Jezus Chrystus jest najlepszym przewodnikiem do nieba, trzeba Mu tylko zaufać, trzeba Go uznać. Mam mały modlitewnik i Pismo Święte. Czytając pismo „Niedziela”, znalazłem ogłoszenie o kursie biblijnym ale dowiedziałem się, że kurs niestety jest płatny i musiałem zrezygnować. Co najważniejsze, nie zniechęcam się pomimo trudności. Cały czas zbliżam się do Boga, który jest moją miłością miłosierną”. (Krzysztof 13 sierpnia 2014).
Te wyznania pozwalają mi lepiej zrozumieć i wykorzystać doświadczenie napaści rozbójniczej, które przeżyłem kilka dni temu.
i bonus:
Gazeta Polska Codziennie # 198 z 27 sierpnia 2014 r.
PRZESTĘPCZOŚĆ / Przyjaciel ks. Popiełuszki pobity
BRUTALNY NAPAD NA KS. STANISŁAWA MAŁKOWSKIEGO
Jarosław Wróblewski
W sobotę między godziną 21 a 22 we własnym domu został pobity i okradziony ks. Stanisław Małkowski, niezłomny kapłan i przyjaciel ks. Jerzego Popiełuszki. Zaatakował go Andrzej T., były więzień, któremu duchowny wcześniej pomagał.
O sprawie pierwszy poinformował portal Niezależna.pl.
– Ten człowiek [Andrzej T.] po wyjściu z zakładu karnego odwiedzał mnie wiele razy i zawsze o coś prosił. Tłumaczył mi, że pracował na czarno i nie dostał pieniędzy. Mówił też kiedyś, że został pobity czy okradziony. W miarę możliwości mu pomagałem – tak o napastniku opowiada „Codziennej” ks. Małkowski, legendarny warszawski kapłan.
Kawa, rozmowa, napad
– Kiedy w sobotę mnie odwiedził, powiedziałem mu przez uchylone okno, że nie dam mu pieniędzy. On odparł, że nie chce pieniędzy, tylko porozmawiać, napić się kawy – mówi kapłan. Dodaje, że mężczyzna wszedł do jego domu i zaczęli spokojnie rozmawiać, jednak Andrzej T. w pewnym momencie stwierdził, że jednak chce pieniędzy. – Wtedy mu powiedziałem: „Andrzeju, umówiliśmy się, że nie będziesz o nie prosił i tym razem ci ich nie dam”. Dałem mu jednak 10 zł, żeby kupił sobie coś do jedzenia. Dostał też trzy koszule, skarpety i spodnie, o które prosił – tłumaczy ks. Małkowski. Mężczyzna zapakował otrzymane rzeczy, ale gdy wychodził, nagle odwrócił się w stronę kapłana, obrzucił go wyzwiskami i zagroził, że jeśli zaraz nie dostanie 3 tys. zł, to go zabije. – Te słowa, że mnie zabije, ciągle powtarzał – wspomina ksiądz. – Uderzył mnie w twarz – mam podbite oko do dziś, kopnął mnie, zarzucił ręce, aby dusić. Chciał dostać wszystkie pieniądze, jakie mam – opowiada.
Jak dasz znać policji, to cię zabiję i spalę
Zaatakowany kapłan dał Andrzejowi T. ok. 2 tys. zł, a ten na odchodne zagroził mu. „Jak dasz znać policji, to cię zabiję i spalę” – powiedział ks. Stanisławowi napastnik. – On chciał mnie bić do skutku, aż dam mu wszystkie pieniądze. Powiedziałem, aby sam ich szukał, ale nie chciał tego zrobić. Pilnował mnie, abym mu się nie wyśliznął, choć był i tak o wiele silniejszy i niemożliwe było uwolnienie się spod jego niebezpiecznej obecności. Bałem się, że mnie udusi albo tak pobije, że trafię do szpitala, więc dawałem mu pieniądze z kopert, a on mówił, że jeszcze, jeszcze, jeszcze, że muszę dać mu wszystko – opowiada pobity kapłan, któremu T. zabrał też telefon, aby nie mógł do nikogo zadzwonić i poinformować o napaści. Telefon następnego dnia duchowny znalazł w kuble na śmieci.
– To było inne oblicze tego człowieka. Do tej pory prezentował wiarygodny sposób postępowania. Pokazał mi np. kartę, że zadeklarował oddanie honorowo swojej nerki, opowiadał też, że przed przyjściem do mnie oddał ochotniczo krew, za co dostał osiem czekolad i darmowy bilet do zoo. Jedną z czekolad nawet mi dał, chociaż się wzbraniałem – mówi kapłan, który nie kryje, że był bardzo zaskoczony tak okrutnym zachowaniem byłego więźnia.
Kolejny telefon z pogróżkami
Ksiądz po konsultacji z bratem i serdecznym znajomym zdecydował się powiadomić policję. Złożył zeznania na komisariacie przy ul. Grenadierów. – Policjanci zainteresowali się sprawą, wypytywali mnie o Andrzeja t., pokazywali mi zdjęcia więźniów ze Sztumu [gdzie T. był osadzony]. Widać, że policjanci coś w tej sprawie robią, nie czekają, aż im go przyprowadzę – mówi kapłan. Jednak dodaje, że jest teraz bardzo zaniepokojony, ponieważ dostał telefon z pogróżkami od Andrzeja. Ks. Małkowski tłumaczy, że mieszka sam, więc „pewien stan zagrożenia jest”. –Jak do mnie zadzwonił w niedzielę po napadzie, to zapytał, czy zgłosiłem to na policję. Powiedziałem, że tak, więc żądał wycofania skargi – mówi kapłan, który usłyszał też wtedy kolejne wyzwiska i pogróżki.
Pomoc więźniom
Pobity duchowny wspomina o wypadkach skrzywdzenia dobroczyńców przez byłych więźniów, którzy żądali więcej, a jeśli tego nie otrzymywali, to potrafili nawet zabić. – Poznałem w więzieniu w Białołęce więźnia, który zamordował księdza emeryta. Kapłan regularnie mu pomagał, jednak ten mężczyzna doszedł do przekonania, że jak splądruje mu mieszkanie, to będzie miał więcej. Zabił księdza i zawinął w dywan. Nie przebywał nawet długo w areszcie. Widziałem go nawet na jednym z pogrzebów, który odprawiałem. To było kilkanaście lat temu – mówi ks. Stanisław. Dodaje, że ma świadomość, iż pomaganie ludziom, którzy mają skłonności roszczeniowe i osobowość psychopatyczną, jest niebezpieczne.
Kapłan od lat pomaga wielu więźniom. Wysyła do nich tygodniowo ok. 50 listów m.in. z prasą, środkami czystości i literaturą religijną. Korespondują z nim więźniowie, którzy m.in. proszą o karty telefoniczne, dewocjonalia czy Biblię. Chcą wiedzieć, co się dzieje na świecie, uczyć się języków obcych. Ksiądz nie pyta ich z reguły, za co odbywają swoje wyroki. Z Andrzejem T. ksiądz korespondował około roku, od czasu kiedy tamten przebywał w zakładzie karnym w Sztumie.
– Zarzucam sobie jednak, że gdy jego dobra twarz zmieniła się w oblicze okrutnego bandyty, to zamiast w skupieniu pomodlić się za niego i siebie, to myślałem, jak się ratować i uciec, co okazało się i tak niemożliwe – podsumowuje całe wydarzenie kapłan.
Ks. Stanisław Małkowski, kapelan Solidarności, w czasach komuny był prześladowany przez SB za swoje poglądy i działalność opozycyjną. Po katastrofie smoleńskiej codziennie modlił się z wiernymi przy krzyżu na Krakowskim Przedmieściu. Do dziś uczestniczy w apelach jasnogórskich i modlitwach przed Pałacem Prezydenckim, w miejscu, z którego Bronisław Komorowski, po tym jak został prezydentem, nakazał usunięcie Krzyża Pamięci.