Za nami 6 stycznia, święto Objawienia Pańskiego popularnie zwane świętem Trzech Króli. Od zaledwie kilku lat ta data w kalendarzu ponownie w nim widnieje jako dzień wolny od pracy. Pamiętacie Państwo skandale, wrzask mediów i “ekonomistów” protestujących przeciwko tej nowince? Że po co nam to, że za dużo dni jest wolnych, że nas na to nie stać, że dla Polaków Trzech Króli już nie ma takiego znaczenia. Dziś, z perspektywy czasu widać, jak trafne były dążenia ludzi skupionych wokół Jerzego Kropiwnickiego. Święto Trzech Króli w Polsce, głównie za sprawą coraz popularniejszych, liczniejszych i mnogich Orszaków Trzech Króli staje się powoli podnoszącym na duchu fenomenem.
Na samym Orszaku w Warszawie, według reżimowych mediów, pojawiło się aż 50 tysięcy uczestników. Dziesiątki tysięcy w Krakowie, Poznaniu czy we Wrocławiu. W całej Polsce odbyło się prawie 200 Orszaków, a ich liczba z roku na rok rośnie lawinowo.
Białą plamą na mapie Orszaków było moje miasto, chyba największe w Polsce, gdzie nic nie zaplanowano. Stąd, śledziłem relację telewizyjną z Warszawy. Wrażenia, tylko pozytywne. Oglądając relację miałem podobne uczucia, jak podczas śledzenia Marszów Niepodległości, Marszów w obronie TV Trwam, czy zeszłorocznego protestu Solidarności. Aż miło było patrzeć. To była prawdziwa manifestacja przywiązania części społeczeństwa do religii. A jeśli w niektórych przypadkach niekoniecznie do niej, to na pewno do tradycji, poszanowania katolickiego porządku czy rodzinnych wartości.
Lemingi musiały doznać dysonansu poznawczego widząc, że tysiące ludzi w wielkich miastach całymi rodzinami, radośnie, kolorowo (momentami nawet tęczowo), z uśmiechem na ustach, śpiewająco, tolerancyjnie, pokojowo, podążają nie za tęczową flagą, ale za Chrystusem. Gdzie tu smutek, zgorzknienie, zacietrzewienie tych strasznych katoli – pewnie myślą. A sami katole udowodnili niedowiarkom, że luz, radość i kolorowość nie są domeną tylko jednej grupy obyczajowo-społecznej.
Panie Migorrrze.
I ja się raduję z Panem. Dziękują za notkę. Potrzeba jej było, takiej właśnie.
Ja dodam, pochwalę się nawet, że jedyna petycja jaką w życiu podpisałem, to właśnie o przywrócenie tego święta. No ale czy można było odmówić kobiecie, i to w habicie, i to jeszcze na Jasnej Górze?…
P.S.
Szanowny Panie.
Pańska deklaracja w stopce, pod notką, jest obłędna!!!
Nigdy lepszej nie widziałem.
Tak, wielu ma takie marzenie. Ale to za mało. Musimy zwariować, oszaleć na punkcie jego realizacji.
Przepraszam, że pytam, ale czy Pan przebywa w Kraju?
Przebywam. A nawet trwam :)
Przyłączam się w sprawie stopki, proponowałbym tylko:
“Aby jej kres, którego konsekwencją będzie budowa Wolnej Polski …”
No tak, zdarzył się i wielbłąd w tym miejscu, pardon. Dziękuję za zwrócenie uwagi. Cieszę się, że stopka się podoba, ale zapraszam również do komentowania samego wpisu :)
No i superowo!