Jak się nie ma co się lubi, to się lubi PiS-owskie rozporki

Tzw. “taśmy” weszły już na stałe do politycznego krajobrazu w Polsce. Od pewnego czasu ich publiczne ujawnianie jest elementem kreującym politykę krajową. Nie trzeba przecież przypominać, jakie były konsekwencje nagrania Rywina przez Michnika. Ostatnio ujawnione nagranie posła Kaczmarka z PiS, znanego pod pseudonimem “Agent Tomek” co prawda nie wpłynie na dekompozycję całej sceny politycznej, ale być może odbierze partii Jarosława Kaczyńskiego kilka cennych punktów sondażowych.

“Za trzy sekundy wstanę i cię naj***ę. Jedź do domu, bo ja się napie***liłem i mówię ci to szczerze: za trzy sekundy wstanę i cię naj***ę (…). Sp***alaj”. To tylko mały fragment wulgarnych słów posła Kaczmarka, jakie ujawniono w najnowszych taśmach na łamach Wprost. “Agent Tomek” miał grozić mężowi swojej kochanki na jednej z prywatnych imprez. Prawda, że robi wrażenie? A jakie wrażenie musi zrobić na wyborcy, który polityką się nie interesuje i głosuje w oparciu o emocje?

Jednak w tych, jak i poprzednich “taśmach prawdy” demaskujących PiS interesuje mnie zupełnie inna rzecz, niż meritum sprawy. Czy to permanentne wygłupy “Agenta Tomka”, czy słynne negocjacje Lipińskiego z Beger, czy pijackie libacje Karskiego na wakacjach, czy elbląskie taśmy przeklinającego Wilka, czy rubaszne żarty Hofmana na jednym z wyjazdów integracyjnych, a nawet ekscesy posła Wiplera, które umiejętnie podczepiono pod PiS, wszystko jedno. Każdą z tych afer łączy wspólny, obyczajowy mianownik.

To prawda, posłom partii podającej się za konserwatywną nie wypada rozbijać cudzych małżeństw, nie wypada używać rynsztokowego języka rodem spod budki z piwem, nie wypada wywoływać zgorszenia. Każdym posłom nie wypada, ale konserwatywnym szczególnie.

Pytanie jednak brzmi, na ile takie rzeczy, jak długość pewnej części ciała posła Hofmana czy wulgarny język Lipińskiego w zakulisowej rozmowie z Beger mają wpływ na życie szarych obywateli naszego kraju. Według mnie nie mają żadnego, w odróżnieniu do taśm dotyczących salonu, w których zazwyczaj mówi się o przewałach pieniężnych czy załatwianiu lukratywnych stanowisk lub kontraktów dla kolesi i rodzin.

PiS musi być w takim razie na tyle “czystą” formacją, że jej liczni szpiedzy są w stanie ujawnić jedynie taśmy z aferami obyczajowymi, nie mogąc doszukać się tych realnych-finansowych. Bo nie ulega wątpliwości, że tych drugich szukają w pocie czoła. I nic.

Inną stroną medalu jest nieostrożność PiS na polu obyczajowym. Wiedząc o medialnej nagonce mediów wobec takich aferek członkowie PiS muszą być krystalicznie czyści, nie tylko publicznie, ale i prywatnie. Wszak w wyborach w Elblągu kandydat PiS niemal nie przegrał przez ujawnienie taśm na których wulgarnie przeklinał. Dziwi zatem nieostrożność posła Kaczmarka, którego na takiej wpadce medialnej przyłapano przecież nie pierwszy raz.

No i na koniec, ci którzy najgłośniej brzydzą się “wchodzeniem księży do naszych łóżek”, najgłośniej potępiają rozporkowe afery PiS. Jestem pewien, że gdyby ci sami dziennikarze z takim samym zapałem prześwietliłyby na polu obyczajowym afery posłów “salonu”, okazałoby się, że grzechy PiS-u są tylko niewinną igraszką. Ale druga połowa reżimowych sługusów z miejsca by zawołała: “to bezczelne grzebanie w prywatnych sprawach naszych kochanych posłów”.

O autorze: Migorr

Jestem równolatkiem tworu zwanego "Trzecią Rzeczpospolitą". Moje marzenie: Aby jej kres, którego konsekwencją będzie budowa Wolnej Polski nastąpił jeszcze za mojego życia.