Jerzy Gizella: Szantaż medialny (na przykładzie USA)

Jest tajemnicą poliszynela, że media w Polsce i na świecie tworzone są głównie przez dziennikarzy o poglądach lewicowych. Tekst Jerzego Gizelli z najnowszych ARCANÓW opisuje to zjawisko oraz metody atakowania konserwatywnego świata przez media w USA, a także w Polsce.

Gdyby bezczelność (arogancja) zostały uznane za przestępstwo, w USA zabrakłoby miejsc w celach więziennych, żeby w nich pomieścić wszystkich dziennikarzy, obsługujących telewizyjne serwisy informacyjne1.

Termin „szantaż medialny”/„zmowa medialna” ma już bardzo długą historię, choć związany jest pierwotnie z wynalazkiem druku i rozpowszechnieniem prasy. W początkach druku liczba ludzi korzystających z prasy i książek była ograniczona, ale już wtedy wydawcy (drukarze) często faworyzowali w sposobie przekazywania wiadomości najsilniejsze politycznie i najzamożniejsze grupy społeczne. Pierwszym filozofem, który bronił prawa do wolności prasy był John Milton (1664)2.

Od początku XIX wieku coraz częściej podkreślano konieczność zachowania obiektywizmu w redagowaniu wiadomości, zdając sobie sprawę z rosnącej siły prasy i jej wpływu na kształtowanie się opinii publicznej. Od tego czasu potęga prasy rosła nieprzerwanie, musiały się więc pojawić także oskarżenia o brak obiektywizmu i zarzuty o posługiwanie się szantażem medialnym. Głównym zarzutem, który stawiano ówczesnym dziennikarzom i wydawcom, był zarzut uprawiania propagandy. Od tego czasu większość współczesnych mediów znalazła się w prywatnych rękach, z wyjątkiem krajów, w których przetrwały media rządowe (głównie kraje postkomunistyczne i współczesne reżimy totalitarne, np. Kuba, Korea Północna, Chiny). Ale nawet prywatna własność nie jest gwarancją obiektywizmu – często wąskie grono oligarchów medialnych, poprzez monopolistyczną koncentrację własności, szantażuje rynek odbiorców i reklamodawców, z których współczesne media żyją. Zależności te mają także charakter sprzężenia zwrotnego.

Przed samowolą żurnalistów broniły się rządy – już w 1798 r. Kongres Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej uchwalił prawo, które zakazywało gazetom publikowania fałszywych, skandalicznych i złośliwych artykułów, skierowanych przeciw rządowi, ustawie Kongresu lub aktowi wykonawczemu Prezydenta. Podobne formy cenzury istniały już w innych krajach lub były stopniowo wprowadzane jako restrykcje rządowe. Korzystał z prawa cenzury Lincoln – w czasie wojny secesyjnej kazał zamknąć szereg gazet, które pisały nieprzychylnie o Unii w kilkunastu stanach graniczących z Konfederacją. W czasie poprzedzającym wybuch II Wojny w Niemczech zamykano redakcje gazet, które oskarżano o lewicowe czy marksistowskie sympatie; w Anglii i w Stanach w czasie wojny zamykano zaś redakcje gazet, które oskarżono o sympatie proniemieckie. Gazety te często oskarżały Żydów i Hollywood o nastawienie antyniemieckie oraz o rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości o prześladowaniach Żydów w Niemczech. Już po wojnie, w latach sześćdziesiątych, kiedy większość mediów amerykańskich zaangażowała się w szeroki ruch obrońców praw człowieka i ruch antywojenny, niektórych programów z obsadą rasowo mieszaną nie wyświetlano na Południu Stanów (np. serial „Star Trek”). Mimo, że na Południu wiele się od tego czasu zmieniło, jeszcze w latach 90. publiczność bojkotowała szeroko film „Bodyguard”, w którym dochodzi do romansu między białym mężczyzną a czarną kobietą (obie rasy z innych powodów).

Szantaż medialny (niektórzy wolą używać terminu „terror medialny”) ma szereg form, z których kilka ma strategiczne znaczenie: najbardziej powszechną formą szantażu jest atak na partie prawicowe i ich wyborców. Atak ten trwa nieustannie od lat 60., niezależnie od tego, która strona politycznego „dialogu” sprawuje aktualnie władzę. Widać to we wszystkich rodzajach nośników informacji, ale sztandarowymi reprezentantami są tu główne stacje telewizyjne – w USA: CNN, ABC, NBC i MSNBC, CBS, PBS, a w Polsce po 1989 r. – TVP1 i TVP 2, Polsat i TVN.

Dlaczego media atakują konserwatywne wartości?

Drugą, równie powszechną formą „zmowy medialnej” jest atak na szkołę, rodzinę, normy moralne i system wartości, religię, związki wyznaniowe, w tym przede wszystkim chrześcijańskie, a szczególnie na księży katolickich i instytucję Kościoła, Papieża oraz Watykan. Szczególnie rozdmuchiwane i nagłaśniane są skandale seksualne, oskarżenia o pedofilię (często wypreparowane z ułomnej pamięci dziecka – tzw. „syndrom wypartej pamięci”), zarzuca się także katechetom „pranie mózgów” młodzieży i starszym osobom. To stara tradycja amerykańska i anglikańska, wzbogacona marksizmem kulturowym (filozofia Szkoły Frankfurckiej; Gramsci – walka z hegemonią kulturalną, pochód przez instytucje kultury, intelektualna i moralna reforma całego społeczeństwa, dechrystianizacja; filozofia Marcuse’go)3. Muzułmanie, Prezbiterianie, Żydzi czy Buddyści nigdy nie piorą mózgów swoim wyznawcom. Gdyby tego komuś było mało – kościoły i wiejskie parafie (katolicy raczej rezydują w największych miastach i na ich obrzeżach) są scenerią wszelkich satanistycznych epizodów czy wątków, jakimi wypełniona jest produkcja Hollywood. Zdrowo pośmiać się można w programach rozrywkowych (np. „Saturday Night Live”, NBC) z głupich księży, obleśnych zakonnic, w horrorach wyszydzić Matkę Boską, świętych katolickich i obrzędy (np. wstawiane do filmów sceny rytualnych mordów i tortur). Podobne chwyty stosuje się w reklamie4. Jeszcze gorsze „koncepty” względem katolików reprezentuje przemysł pornograficzny. Natomiast chwali się wszelkie akcje modernizacyjne i popiera ruchy dysydenckie w łonie Kościoła. W ataku na chrześcijaństwo popkultura odgrywa wiodącą rolę5.

Skoro mowa o reklamie, mówi się tu o szantażu w wypadku układania i przykrawania programów informacyjnych do potrzeb reklamodawców – sensacja, zbrodnia, dewiacje, skandale z udziałem gwiazd popkultury i show-biznesu są najlepszą ofertą telewizyjną. Mechanizmy te opisali dokładnie Piotr Legutko i Piotr Tomasz Nowakowski6.

(…)

W niektórych klasyfikacjach możemy spotkać też tzw. scientific bias – szantaż naukowy. Z konserwatywnego punktu widzenia chodzi tu o zakaz empirycznej weryfikacji teorii naukowych, spowodowany polityczną poprawnością (leczenie z homoseksualizmu jest niebezpieczne dla integralności osobowości, niemożliwa jest empiryczna weryfikacja danych podważających globalne ocieplenie czy stanowiska krytyczne wobec teorii ewolucji). Mówiąc wprost, to co twierdzi nauka (cokolwiek się pod tym pojęciem rozumie) nie powinno być podważane, jest dogmatem. „Poprawnościowcy” dodają też odmienny, szczególny rodzaj szantażu – „szantaż antynaukowy”, polegający na nadmiernym reprezentowaniu programów atakujących naukę i postawy racjonalne – przykładem ma być serial „The X-Files”, produkowany i emitowany przez kanał FOX (w latach 1993–2002), lansujący wyjaśnianie zdarzeń (nierozwiązanych zagadek kryminalnych) w oparciu o przyczyny nadprzyrodzone, głównie działanie sił pozaziemskich.

Szantaż medialny (albo cenzura, czyli „polityczna poprawność”) jest głównym fundamentem działania i zarządzania koncernami medialnymi. Jest to po prostu „ład korporacyjny”, który w wielu krajach ma swoich zagorzałych przeciwników i zwolenników. Ci ostatni, podobnie jak „bolszewicy” w 1917 r., cały czas starają się udowodnić, że stanowią większość we współczesnym społeczeństwie.

Poglądy polityczne dziennikarzy

Ciekawe wnioski płyną z analizy „ładu medialnego” od strony czynnika ludzkiego. W 1981 r. Robert S. Lichter i Stanley Rothman przeprowadzili badania na 240 dziennikarzach (takich mediów jak „The New York Times”, „The Washington Post”, „US News and World Report”), dotyczące ich postaw i politycznych preferencji. Badania to wykazały, co następuje:

– 90% ankietowanych dopuszcza aborcję;
– 80% popiera preferencje rasowe;
– 81% głosowało na Demokratów od 1964–1972 roku;
– Większość oskarża USA o szerzenie biedy w krajach Trzeciego Świata7.

W 1995 r. Kenneth Walsh zapytał swoich kolegów z korpusu dziennikarzy obsługujących Biały Dom, na kogo głosowali w wyborach prezydenckich w latach 1976–1992. Okazało się, że tylko 7 na 57 głosowało kiedykolwiek w tym czasie na Republikanów8. W 1995 r. Stanley Rothman i Amy H. Black częściowo powtórzyli badania z 1981 r., sprawdzając jaki procent dziennikarzy mainstreamu głosował na Demokratów – w 1988 r. 76% procent dziennikarzy głosowało na Dukakisa (w porównaniu do 46% wyborców), zaś w 1992 r. 91% dziennikarzy głosowało na Clintona (w porównaniu do 43% wyborców). Elaine Povich zapytała grupę swoich kolegów (139 dziennikarzy), na kogo głosowali w wyborach z 1992 r. Wynik podała w procentach: na Billa Clintona głosowało 89%, na Rossa Perota (kandydat „niezależny”) – 2%, a na Georga H. W. Busha 7% ogółu9. W nowszych badaniach przeprowadzonych na próbie 300 osób – 120 dziennikarzy z telewizji i 180 z gazet (Kerry – Bush, 1996 r.) do głosowania na kandydata Demokratów przyznało się 52%, 21% (ciekawostka!) odmówiło odpowiedzi, zaś do głosowania na Busha przyznało się 19% dziennikarzy pracujących w mediach lokalnych i ogólnokrajowych.

Interesująco wyglądają niektóre wyniki badań nad poglądami studentów dziennikarstwa – w 1982 r. (za prezydentury Ronalda Reagana) 85% absolwentów studiów podyplomowych dziennikarstwa na Uniwersytecie Columbia identyfikowało się z lewicą, a tylko 11% z prawicą. Nie wiadomo jednak, czy takiej orientacji nabrali na studiach (pod wpływem szantażu akademickiego), czy też zapisali się na studia dziennikarskie, ponieważ mieli lewicowe nastawienie10. Nie od rzeczy będzie przypomnienie, że to ten właśnie uniwersytet rozpoczął długoletnią inwazję „Szkoły Frankfurckiej” na grunt amerykański11.

W obraniu zdecydowanego kursu na lewo przez amerykańskie media pomogła „afera Watergate”, rzekomo wykryta przez parę dziennikarzy śledczych z „The Washington Post”. Media nadały sprawie niebywały rozgłos, temat nie schodził z pierwszych stron gazet i wiadomości telewizyjnych w latach 1972–1974, skończyło się rezygnacją ze stanowiska Richarda Nixona i wyrokami wieloletniego więzienia dla jego najbliższych współpracowników.

Od tego momentu jawne popieranie Republikanów czy jakiekolwiek pozytywne opinie na temat prawicy były już praktycznie w środowisku mediów niemożliwe. Szantażu medialnego doświadczał (wybrany na drugą kadencję miażdżącą przewagą nad swym oponentem) prezydent Ronald Reagan. To właśnie arogancka postawa mediów wobec Reagana zmobilizowała konserwatystów do bardziej systematycznego, długofalowego działania w celu przełamania szantażu medialnego lewicy.

Próba społecznego monitoringu mediów

Sprawą liberalnego terroru (szantażu) zajął się założony w 1987 r. przez Brenta Bozella III w Alexandrii (Virginia) Media Research Center. Była to odpowiedź na podobną instytucję po lewej stronie spectrum – Fairness and Accuracy in Reporting (FAIR, 1986). Kiedy jednak powstał MRC, lewica natychmiast powołała dziesiątki podobnych instytucji. MRC jest instytucją prywatną, lewicowe odpowiedniki są non-profit i dostają fundusze z budżetu oraz ze źródeł, których się nie ujawnia – prawdopodobnie od największych korporacji medialnych. Przykładem ich „interwencji” były krytyczne uwagi w czasie wizyty papieża Benedykta XVI w USA, że media zbyt pozytywnie naświetlały jego wizytę mimo tego, że Kościół w przeszłości popełniał wiele przestępstw (sic!). Innym przykładem było rozpowszechnienie informacji, że 40% kobiet jest maltretowanych przez mężczyzn podczas finału pucharu footballu amerykańskiego (Super Ball Game). Tak więc w rzeczywistości atakuje się po prostu wszystko, co jest oznaczane jako konserwatywne, katolickie i prorodzinne. W Polsce odpowiednikiem takich lewicowych organizacji jest Rada Etyki Mediów, zajmująca krytyczne stanowisko w zdecydowanej większości orzeczeń wobec tylko jednej opcji politycznej. Analizując orzeczenia Rady na skargi osób i instytucji zwłaszcza po ustąpieniu z Rady ostatnich reprezentantów opcji prawicowej (lub neutralnej światopoglądowo), niektórzy krytycy porównują REM do dawnej cenzury.

(…)

Poza mediami afiliowanymi przez związki wyznaniowe (na szczególną uwagę zasługuje telewizja i radio katolickie EWTN (nadające od 1981 r. z Irondale w Alabamie) medialny szantaż udało się osłabić w Internecie i w radio. Niektórzy lewicowi eksperci twierdzą nawet, że prawica zawłaszczyła fale eteru. Chociaż głos konserwatywnych komentatorów jest słyszalny na poziomie krajowym i lokalnym, to jednak rdzeń tych rozgłośni jest na wskroś politycznie poprawny. W Polsce możemy o takim komforcie tylko pomarzyć. Nie mamy swojego Rusha Limbaugh, Marka Levina, Seana Hannity czy dr Laury Schlessinger. W 2008 r., gdy wybory wygrał B. H. Obama, wśród dziesięciu najpopularniejszych talk-show był tylko jeden socjalista (Ed Schultz na miejscu 8), i radiowy dowcipniś w rodzaju Kuby Wojewódzkiego – Don Imus (na miejscu 7). W pierwszej setce 90 miejsc zajmowali jednak zdecydowani konserwatyści12. Niestety, bez telewizji i gazet, które niemal w całości należą do lewicowych organizacji medialnych, wywarcie znaczącego wpływu na decyzje wyborcze przez konserwatystów jest bardzo trudne. W Polsce mamy tylko jedną telewizję i radio, które bronią wolności na sposób amerykański. Dzięki Bogu. Ale i tę wysepkę wolności, porównywalną z dawną rozgłośnią Radia Wolna Europa, chcą jej liczni wrogowie zlikwidować. Bez niej będzie konserwatystom jeszcze trudniej przełamywać zmowę lewicowych mediów, państwowych i prywatnych.

Jerzy Gizella
Jerzy Gizella (ur. 1949) – poeta, krytyk literacki, stały współpracownik „ARCANÓW”. Od 1987 r. przez wiele lat mieszkał w USA, autor kilkunastu książek m.in. Prawo pobytu (2002), Pożegnanie z uproszczeniami (2003), Sytuacje bezgraniczne (2010). Mieszka w Krakowie.

Źródło: http://www.portal.arcana.pl/Szantaz-medialny-na-przykladzie-usa,3986.html

O autorze: night-rat

Polak, działacz Legionu. Polonia restituta! VRRSNSMV – SMQLIV