Szanowni Państwo.
Matury zakwitły.
I ja chciałbym wrócić do lat dziecinnych. Przeżyć dreszcz maturalnych emocji.
Mianowicie prosić chcę Państwa o wystawienie mi surowej cenzurki.
Razu pewnego, przyznam się, że w przypływie emocji i gorączki, wysmarowałem poniższy tekścik i zamieściłem na pewnym forum.
Jak się można domyślać, po krótkich spięciach, cała sprawa wylądowała w forumowym koszu…
Jestem świadom, że popełniłem wiele błędów. Właśnie, po pierwsze, to te pobudki w emocjach. Słowa dobierane zbyt pośpiesznie, skaczące myśli. Wulgaryzmów nawciskałem jak rodzynków do dobrego ciasta. Tłumaczyłem sobie, że tak trzeba. Bo forumowicze to młode chłopy. Ale chyba jednak nie wypadało. Szczególnie gdy obok stoją słowa Bóg i Polska.
Nie ukrywam, że odważyłem się zaprezentować Państwu ten tekst, bo z paru fragmencików byłem kontent.
Tak czy inaczaj poległem. Wskażcie mi proszę, przyczyny mej klęski. Dziękuję.
_______________________
To Forum jest ważnym miejscem.
Jestem wdzięczny Właścicielowi za Jego poświęcenie i pracę.
Jestem wdzięczny za to, że mogę pisać a inni mogą czytać, że możemy rozmawiać.
To jest bardzo duża wartość.
Daję Wam słowo, że piszę szczerze, prosto z głowy i serca. Nie piszę na złość czy przeciwko komukolwiek. Proszę, zechciejcie przeczytać tych parę słów przykładając możliwie dużo dobrej woli i miejcie wyrozumienie dla mojego grafomaństwa. Dziękuję.
Panowie.
O co nam wszystkim chodzi?
Lubimy scyzoryki. Lubimy zapach ogniska.
Nie lubimy, że tak wiele lat już upłynęło, i że zdążyliśmy się zestarzeć.
Zaczęło się życie. Pół biedy, że tylko nasze. Ale zaczynamy być, lub już jesteśmy odpowiedzialni, za życie innych.
No właśnie.
I zaczyna się problem.
Bo zaczynamy nad tym wszystkim myśleć.
Jakim cudem sprawić by nam się pożyło możliwie długo…
I ja zacząłem myśleć jak wielu, może jak wszyscy…
Istotny jestem ja i ci co są ze mną.
Jakoś zakombinuję by się ustawić. Jakoś to będzie. Zarobię, kupię, pochytam.
I nawet jak doszedłem w swym myśleniu do punktu „emergancy“ to nadal ogólny plan był dobry i trzymał się kupy.
Czyli tak jak zapewniłem dom i samochód, to tak samo zapewnię szeroko rozumianą ewakuację, przetrwanie sytuacji kryzysowej itp.
Panowie.
To teraz mam pytanie do Was.
Ilu z Was doszło w tej całej rozkmince do tego etapu, że to jest lipa.
Że się oszukujemy. Że to nas przerasta, że stajemy przed pustką, przed wielką niewiadomą, gigantycznym wyzwaniem.
Ilu z Was jest świadoma tego, że w obecnej sytuacji jesteśmy zupełnie bezwolni.
Możemy wybrać dwie drogi.
Powiedzieć sobie i wszystkim – bzdura, przecież jest zajebiście.
Albo stanąć w prawdzie i zacząć żyć na prawdę.
Panowie, proszę. Zbanujcie, spałujcie ale dajmy sobie szansę i pogadajmy. Nic na tej rozmowie nie stracimy. Ufam, że wręcz przeciwnie…
A więc.
Zajęło mi trochę latek szukanie odpowiedzi na pytanie jaka jest prawda, i czy istnieje… Wiem, wiem. Mnie też wkurzało jak słyszałem takie pitolenie.
Prawda jest taka, że my, sami z siebie nic nie możemy i nic nie zrobimy.
Bo to nie my i nasza wola jest najważniejsza.
Bóg jest najważniejszy, pierwszy i jedyny.
Jeśli zdamy sobie sprawę z tego faktu to mamy szansę być wielcy.
Jeśli nie, to pozostaniemy mierni.
Łaaaaaaaa, napisał słowo „Bóg“……. zakazane, wstydliwe słowo……i jeszcze napisał, że to jest fakt, że Bóg istnieje…..łooooooo
Na tym świecie nie chodzi o pieniądze. Można stworzyć dowolną ilość pieniędzy. Pięniądze nie mają znaczenia, nie mają wartości.
Chodzi o władzę. Ale nie nad ludźmi. Po co komu tyle mięsa.
Chodzi o władzę nad duszami tych ludzi.
Wojna cywilizacji życia i cywilizacji śmierci.
Co nie?! Jakaś bajkowa, poetycka ściema. Ja też tak myślałem, chciałem tak myśleć.
To pomyślmy jeszcze raz.
Tą bajeczkę wymyślił nasz papież, Jan Paweł II.
I jak pomyśli się długo, bardzo, bardzo długo, i pozbiera wszystko w głowie do kupy – fakty z historii i wydarzenia każdych obecnych dni, to się okazuje, że to jest najprostszy opis tego co się dzisiaj dzieje z tym światem.
No ale jakie życia, o jakie śmierci chodzi.
O ropę wszystko idzie. O to, że są stany i ruskie i unia i bunia.
A w ogóle to teraz przecież najgorzej nie jest. Mamy względny spokój.
Choć zapewne każdy z nas tam był, to zapewne też każdy z nas stara się nie pamiętać tego co zobaczył w Oświęcimiu. Chyba nikt też z nas nie był w stanie objąć rozumowo ogromu zła, które tam się stało.
Kto mógł w taki scenariusz uwierzyć przed wojną.
Kto widząc to dziś, do końca pojmuje.
Ale to jest. Stoi. Było i jest faktem.
To teraz Panowie.
Miejcie na uwadze, że siemens równie dobrze jak robił kotły do obozowych krematoriów (pionierskie, nowoczesne, znakomite technicznie konstrukcje) dziś robi całą masę różnych rzeczy (cała energetyka). I użytkownicy, czyli my, chwalimy sobie ich wyroby.
Dalej.
Zyklon B.
Ilu z nas łyka aspirynkę?
A ilu z naszych ukochanych łyka tableteczki – albo żeby nie było, albo żeby się nie urodziło jak już jest?
Wielu z nas jest inżynierami, wyznaje się w naukach ścisłych.
To sobie policzmy.
Ile śmierci było na drugiej wojnie?
Ale ile jest teraz?
No teraz to oprócz arabów gdzieś tam i afryki gdzieś tam, to w sumie spokój.
Czyżby.
W skutek tzw. aborcji, według oficjalnych danych, zbieranych od lat piędziesiątych ubiegłego wieku, czyli po wojnie, na całym świecie zginęło miliard ludzi.
Czy wiecie, że Rosjanie zdążyli się zabić dwa i pół raza – 250% ich populacji.
A ile kobiet staje się bezpłodnych.
Bo łyka, bo się realizuje, bo się uniezależnia, rozwija.
A ludzkość się zwija.
Ile znacie kobiet w wieku rozrodczym, które chcą zostać matkami przed 20 rokiem życia?
No przeceiż to nienormalne. Tak wcześnie.
Acha. To w przypadku ich matek, matek ich matek i tak do Ewy, to rodzenie w tym wieku było normalne i naturalne a nagle w przeciągu jednego pokolenia nastąpiła przyspieszona ewolucja gatunku i już lepiej rodzić po czterdziestce. Brawo.
A w ogóle to nie pisz koleś tak pretensjonalnie i bezczelnie. I niedorzecznie. I ciemnogrodzko.
To są embriony, płody. To nie są ludzie.
Dobra.
Ile masz lat?
X
No to ja Ci mówię, że człowiek staje się człowiekiem dopiero jak ma X+1 lat, bo bla, bla, bla. I weź już się nie awanturuj. I tak walę Ci kulkę w łeb, bo nie jesteś człowiekiem. Proste.
Można?
Można.
Jeśli nie ma jednej prawdy to wszystko można. Bo wszystko wtedy jest prawdą lub wszystko może nią nie być.
I dlatego można zabić dowolnego człowieka. Ciebie też.
Po co ja o tym wszystkim.
Oczywiście, nie zaszkodzi, że będziemy mieli plecak, śpiwór i trylion gadżetów.
Ale to wszystko nie będzie mieć ostatecznie znaczenia.
Zbliżają się do nas zbyt duże wyzwania.
Ludzie kochani, skąd wytrzasneliście, że się gdzieś mamy ewakuować, że będzie istniało takie miejsce i że zabierze nam to 24 albo 72 godziny?
Powodzie w tym roku będą raz kolejny.
Czy widzieliście kiedykolwiek pomoc wojska w takich sytuacjach.
Ludzie stoją tygodniami w wodzie, gniją. I ch.
A Wy macie zamiar czekać na pomoc ze strony jakichś służb…Powodzenia życzę.
Na czym stoimy.
Na niczym.
Państwo polskie nie istnieje od 1945 roku.
Do tego roku istniało jeszcze nasze Państwo Podziemne.
Później jeszcze skrawki Polski istniały po lasach.
Obecnie Polska być może tylko w sercach Polaków. Nigdzie indziej Jej nie ma.
Jeśli zaczynasz być o tym przekonany, że coś się złego stanie, i chcesz ochronić siebie i swoich bliskich to sam tego nie zrobisz.
Nie zrobisz też tego w grupie dwóch czy dwudziestu, nawet dwustu osób.
Jedyną, realną, skuteczną ochronę życia zapewnia Bóg – bo to On je stworzył i umiłował.
Ale o tą ochronę mamy zabiegać. Ora et labora.
Czyli modlitwą i pracą, czynem.
Jedynym, realnym, skutecznym czynem, który zapewnia ochronę ludzkiego życia w szerokiej jak i małej skali jest państwo.
A dane państwo zapewnia i chroni zdrowie i życie tylko tych ludzi, którzy są jego obywatelami, którzy go tworzą i którzy nim rządzą.
My, Polacy, nie mamy takiego państwa.
Bowiem o ile pracujemy to jednak nie rządzimy żadnym państwem. Tak więc nasza praca buduje państwa inne.
Ale koleś pieprzy.
Proszę, udowodnij, że piszę nieprawdę.
Po wojnie nie było ani jednej polskiej władzy. Nie ma polskiej konstytucji.
Raz zdobytej władzy nie oddamy nigdy…
No dobra, ale co możemy zrobić.
Znowu mamy cały czas dwie drogi.
Jest zajebiście.
No bo jest.
Ja se piszę na laptopie, necik hula, Wy se to czytacie na Swoich pięknych laptopikach czy innych iphonach.
Woda w kranie, browar w lodówce, prąd w gniazdku, pies w budzie.
No to jak wybierzemy tą drogę zajebistości to za na prawdę nie długi okres czasu możemy być pewni, że zostanie nam z tego wszystkiego najwyżej pies w budzie. Co nie jest znowu taką złą perspektywą…Oby!
To całe gówno, którym jesteśmy oblepieni przeminie. Szybciutko.
Bowiem to wszystko jest pieniądzem, a dzisiejszy pieniądz nie jest pieniądzem bo jest pozbawiony wartości, nie przedstawia żadnej realnej wartości.
Panowie.
Wy wierzycie, że nasze pokolenie zobaczy emerytury….
No nie rozsmieszajcie siebie i mnie.
To, że leci woda w kranie albo jest prąd w gniazdku jest zupełnie niezależne od nas.
Kochani.
Jeszcze raz. Słownie i dosłownie.
To nie my podejmujemy decyzję o tym, czy woda jest w kranie i czy prąd jest w gniazdku.
Bzdura.
Ja płacę, ja wymagam. Musi lecieć.
A oni odłączą.
I co im zrobisz.
I tu się warto zatrzymać.
Przy tym kranie i gniazdku.
To jest clou całej sprawy.
Mianowicie.
Ludziska będą dotąd niepodskakujące i nieawanturujące się dopóki ten kran i gniazdko będą działać.
Mogą zabijać, gwałcić, rabować.
Ale nie mnie, nie Ciebie.
Gówno nas to obchodzi.
Ja mam dzisiaj meczyk, mam browar. Całą resztę świata mam w dupie.
Mało tego.
Jak nawet nas gwałcą i rabują ale ten meczyk nam zawsze na koniec dnia podarują, to i tak nie fikniemy. Bo i po co. Mam meczyk to i czego trza więcej. A, że i może faktycznie przed meczykiem mocno nas przycisną, wycisną, ale jednak ostatecznie meczyk jest, więc luzik.
I się kręci.
Jesteśmy niewolnikami sami na własnej ziemi.
W tej ziemi jest krew Twojego i mojego ojca.
Ale to nic.
Ja i Ty możemy se obejrzeć meczyk więc jest git.
Kurde. I meczyk. I beemeczke mam, i wczasy w Hurgadzie i opener festiwal z gwiadami. No kuwa jest zajebiście to co koleś przynudza, że niby nie jest zajebiście jak jest.
Ja wiem, jak się czyta takie pitolenie to człowieka denerwuje.
Ciekawostka.
A jak jak się to przeżywa, dzień, w dzień, to jakoś tak to wszystko miło leci – meczyk za meczykiem…
Kurek jednak w końcu zakręcą.
A to ja im wtedy pójdę i pokażę.
Brawo. Rychło w czas ale brawo.
A jak oni Cię zobaczą, że do nich idziesz, a wiedzą o wszystkim co robisz, to ci walną kulkę w łeb.
GAME OVER
Tak to się robi i tak to się zrobi i tym razem.
A czemu nie skoro to jest możliwe.
Dobra.
Wracamy do rozstaju dróg.
Wybieramy drogę – prawda.
Czyli robimy tak:
– Bóg, Jezus Chrystus jest naszym panem
– Matka Jego jest Królową Polski
Wskrzeszamy Polskę.
Na wczasy jeździmy sobie nad morze albo Bałtyckie albo Czarne, albo tu i tu. A kto bogatemu Polakowi zabroni.
Panowie, przypominam Panom.
Że za Bogiem, prawdą, wolnością, normalnością nie tęsknimy tylko my.
Tęsknią też inni. A dużo ich jest. I to jest cały czas ta sama dobra, zgrana ekipa…
Co nie?! Dziwnie się czyta takie rzeczy. No fajnie by było, no ale jak…?!
Kochani! Tak już było, tak już dawaliśmy radę. Dwa razy. Dwa razy ratowaliśmy cały kontynent.
No kto ma to zrobić jak nie my.
Inni tego widać nie potrafią. Nie są w stanie.
Dlatego też, jest to nasz obowiązek, który musimy wypełnić.
Popatrzcie sobie czasem na mapę.
I geograficzną i historyczną.
I zapytajcie siebie, którym państwem chcielibyście być.
Miłego marzenia. Miłego planowania.
Co prawda zwraca się Pan do Panów, mimo wszystko wrzucę spaniałą katechezę o. Dariusza jako rozpoczęcie dyskusji w bardzo ważnym temacie.
Wspaniałe kazanie o skutkach grzechu i sakramencie pokuty
Pani Judyto!
Czyli co? Mam rozumieć, że od Pani – ndst.
P.S.
Ojciec Dariusz. Mój idol! Najlepszy głos polskiego eteru.
Poznałem Go, jak jeszcze był większy, w sensie krąglejszy…
Jak Go później zobaczyłem w Trwam to mi się ścieżka audio z video nie zgrywała…
Tekst jest bardzo ładny. Wszystko dobrze poukładane. Jak by jeszcze kilka takich to byłaby fajna książeczka o tym jak z młodymi gadać. Taki podręcznik drużynowego drużyny starszoharcerskiej.
Na czy polegało to polegnięcie z tym tekstem?
Tylko co dalej? Dla ludzi, do których tekst trafi, dla tych co chwycą haczyk, trzeba mieć jakiś dalszy konkretny program.
No i tu jest problem.
Tacy co takie programy mają, to źle kończą. Obawiam się.
Robią to jednak w dobrym towarzystwie.
Próba przebudzenia lemingów?
Ciężka sprawa. Dla Polaka – nic odkrywczego.
Dla zombiego – bełkot.
Mnie się podoba, to co napisałeś, ale obiektywnie jest to całkiem bezużyteczne.
Spece od mediów powiedzieliby: przekaz niedostosowany do targetu.
Panie Jacku.
Polegnięcie polegało na tym, że tekst zawierał wyraz “Bóg”.
W sformułowaniu – Bóg jest. Taka warsja jest passé. Jest też wersja cool – Boga nie ma.
Co dalej?!
Nie ma dalej.
Odrzucany jest Pan już na starcie.
Tam była kłopotliwa sytuacja. Bo choć tekst był ostry, to jednak personalnie wobec innych forumowiczów, podczas poźniejszej dyskusji starałem się być grzeczny. Oczywiście nie wszyscy stosowali podobne podejście. Szybko pojawia się mechanizm huzia na Józia i jest po ptokach.
To jest wielkie pytanie. I dylemat.
Jak rozmawiać o Bogu. Nie rozmawiając o Nim.
Czy to jest możliwe.
Pojawiło się ostatnio takie zagadnienie na Legionie.
Czy można i należy stosować niepełne zastępniki – dobro, prawda.
Tego też trochę nawtykałem. I też źle.
Przypuszczam, że jakby z kimś pogadać bez udziału świadków, gdy grupa nie patrzy i nie widzi – to każdy wtedy przynajmniej podejmie próbę przyjaznej, spokojnej rozmowy.
A otwarte ewangelizacje w trybie – cześć, Bóg was kocha – są w praktyce mało efektywne.
Bym zapomniał.
Domagano się mojego uwierzytelnienia, świadectwa.
I zupełnie słusznie. No ale co pokażę – zdjęcie z ferrai i z papieżem. No tak by było najlepiej. Zapunktować według ichniejszej skali i dołożyć trochę ze swojej.
Cieżkie to sprawy.
Jakie są Państwa doświadczenia?
Nie, nie. To nie tak było.
Ot, po prostu napisałem tak odruchowo, z biodra, takiego połamańca. Pomyślałem sobie, że tak porządnie, z namysłem to bym pisał i rok. I tak by nie było idealnie. To już wolałem takie byle co. No głupio, wiem.
Po pierwsze największą przeszkodą – w początkowej fazie szczególnie mocną ale trwającą się przez cały czas – są więzi, zapętlenia stadne.
Jak stado było chowane według jednego klucza, kodu, no to ciężko to przełamać.
Wszystko jest odrzucane. Logika zupełnie nie jest uznawana.
Żeby to przejść, to faktycznie potrzeba interwencji z góry. Człowiek tu chyba nic nie może.
Może natomiast i powinien pomóc dalej. Jak już nastąpi zmiana zwrotnicy. Żeby wagonik rozpędzić.
Proszę. Zacznijmy możliwe głęboko rozmawiać o takich sprawach.
Ja przedstawiłem sytuację symboliczną.
Ale ile takich niekończących się bitew toczy się w naszych rodzinach.
Jak walczyć. Jak walczyć o pokój.
Absolutnie nie zgodzę się na żadną negatywną ocenę powyższego dzieła. No może poza wulgaryzmami, które strawić mi trudno. (Wyraz na z jest dla mnie NIE DO PRZYJĘCIA)Będę propagował ocenzurowaną wersję.
Oczywiście nie jest on uniwersalny, nie na każdą okazję i nie dla każdego. Z tego powodu nie trafił do “masowego widza”. To schemat do rozmowy w większym lub mniejszym gronie. Zamawiam broszurkę z takimi rzeczami. Nie dla mnie, ale wielu by potrzebowało. Ja nie zapłacę, ale potomni z całą pewnością.
Odwagi, wytrwałości i pomysłowości!!! Życzę sobie i Tobie Karolu!!
Na logikę – nie pisałeś do Papuasów chyba. Z dużym pestwem można powiedzieć, że każdy z nich był ochrzczony, chodził na religię itd.
Z wtórnymi poganami może być gorzej, bo oni wykonali duży wysiłek racjonalizacji odrzucenia Boga, przez który ciężko się teraz przebić.
Według mnie to nie są sprawy na rozum.
Trzeba cierpliwie i odważnie dawać świadectwo (pięknie dałeś) i nie liczyć na efekt.
Nie wykombinujemy jakiejś “diety cud”, pewnej strategii do walki o pokój.
Aha – warto zachować gotowość.
Bo kombinujemy jak tu nawracać, a być może – kiedy Pan postawi przed nami kogoś gotowego do nawrócenia – akurat wtedy się zaprzemy, zwątpimy albo ze strachu oddamy walkę.
W “Piątej Górze” Cohelo był motyw walki z Bogiem, że mamy nie czekać na sygnał z góry, tylko sami wywalczyć coś dobrego. Jednak wydaje mi się, że to niechrześcijańskie.
Że najwazniejsze jest abyśmy mieli mocne oparcie w pokorze i o sobie jak najmniej mniemali i chcieli zawsze służyć Bogu – tak jak On zechce, a nie jak sami sobie umyślimy.
O proszę, oto cały cytat (wiele razy użyty już przeze mnie):
5. Lepsze jest takie doświadczenie, niż gdyby zawsze wszystko szło po twojej myśli. Bo zasługa nie polega na tym, że ktoś ma więcej widzeń lub zachwyceń albo, że jest biegły w Piśmie lub piastuje wyższe od innych dostojeństwa, ale na tym, że ma mocne oparcie w pokorze i że przepełnia go miłość Boża, że zawsze szuka we wszystkim samej tylko czystej chwały Bożej, że o sobie niewiele mniema i widzi siebie w prawdzie swojej słabości, że więcej się cieszy, gdy ludzie nim gardzą i poniżają go, niż kiedy chwalą.
http://www.ugrewicz.internetdsl.pl/kempis/wewnatrz/wewnatrz7.html
A to rozumienie skąd, że taki wniosek?
Co do słów tzw. brzydkich to absolutna zgoda. Nie kropkowałem, nic nie zmieniałem, bo chciałem przedstawić oryginał.
Ale oczywiście. Taka forma jest niegodna Legionu i Legionistów.
Widać na pierwszy rzut oka, że taki pokraczny twór wyszedł. To w zasadzie stenopis wartkich, nieociosanych i nieokrzesanych rozmyślań lub spontanicznej, przypadkowej i powszechnej rozmowy.
Jeszcze raz wspomnę o tych wulgaryzmach, że to miało pełnić rolę stylizacji, ubrania w swoisty dialekt. Teraz dochodzę do przekonania, że nie dokońca jest to szczęśliwy zabieg.
Bardzo Panie Jacku, Jacku, dziękuję za merytoryczną uwagę.
Proszę podziel się Swoimi doświadczeniami w podobnych zmaganiach.
pozdrawiam!
Jak zwykle aż mnie skręca jak czytam tak wpunkcikowe słowa…!
oparcie w pokorze ~ oparcie w wierze, w Bogu
Clou sprawy.
Przy tych całych nawracaniach najlepiej widać jak wielkie braki ma sam nawracający…
Tak. U mnie to aż zionie wielka dziura.
To będzie samokrytyka jak w stalinowskiej szkółce.
Tak. Jestem chrześcijańską mizerią. Tyle wiem na pewno, że Bóg jest i że jest dobry.
Teologicznej finezji w tym ni ma za grosz. Z czym do ludzi Karolku?
Nooo nieee wiem prose Pani…
“Wulgaryzmów nawciskałem jak rodzynków do dobrego ciasta.’
Bardzo ciekawe wyrażenie – choć nie nazwałabym wulgaryzmów rodzynkami ale wiadomo o co chodzi:)
Jak chemi do ciastka z macdonalda…
Proponuję – z Duchem Świętym.
Ileż może być na świecie Edyt Stein, które można przekonać do wiary intelektualnie, prawdą – dobrą teologią?
Stawiam hipotezę, że przy 90% nawróceń Duch Święty wykonuje 99,9% roboty, a dawanie świadectwa to ten 0,01% – żebyśmy się mogli wykazać – na naszą miarę.
Dlatego namawiam – do nawracania tylko z Hymnem do Ducha Świętego na ustach:
O Stworzycielu, Duchu, przyjdź,
Nawiedź dusz wiernych Tobie krąg.
Niebieską łaskę zesłać racz
Sercom, co dziełem są Twych rąk.
Pocieszycielem jesteś zwan
I najwyższego Boga dar.
Tyś namaszczeniem naszych dusz,
Zdrój żywy, miłość, ognia żar.
Ty darzysz łaską siedemkroć,
Bo moc z prawicy Ojca masz,
Przez Boga obiecany nam,
Mową wzbogacasz język nasz.
Światłem rozjaśnij naszą myśl,
W serca nam miłość świętą wlej
I wątłą słabość naszych ciał
Pokrzep stałością mocy Twej.
Nieprzyjaciela odpędź w dal
I Twym pokojem obdarz wraz.
Niech w drodze za przewodem Twym
Miniemy zło, co kusi nas.
Daj nam przez Ciebie Ojca znać,
Daj, by i Syn poznany był.
I Ciebie, jedno tchnienie Dwóch,
Niech wyznajemy z wszystkich sił.
Dziękuję.
…KaroluJozefie, z mojej strony ciepłe podziękowania za ten piękny i mądry tekst.
Dopiero teraz zobaczyłem, że ten mój komentarz który jako pierwszy zamieściłem pod Twoim wpisem, wzięło i zeżarło. Gwoli uśmiechu o poranku: wyszło idiotycznie, bo tej samej nocy komentując wpis Freedoma, pomruczałem troche na Kolegów. Miałem pretensję, że głupstwa to komentują, a tymczasem tak cenny wpis jak właśnie Twój
pozostaje niezauważony. Przyganiał kocioł garnkowi, cholera! Przepraszam niniejszym i Ciebie i Wszystkich Zaineresowanych. Pozdrawiam serdecznie na nowy dzień – rvw.
P.S. W tzw “międzyczasie” pojawiła się ciekawa notka Pani IBF (na NE) związana nieco z tematem, który poruszyłeś (a który również tu w komentarzach się odbił).
Nie pamiętam niestety tytułu, a nie mogę sprawdzić, bo na NE komunikat:”przepraszamy, przerwa konserwacyjna”. Raz jeszcze miłego dnia – rvw.
Panie Ripie.
Niezbadane są wyroki Czytających…
Niesamowite.
Właśnie wszedłem sobie na Legion, przeglądam nowe wpisy i komentarze.
Mały, malutki, malusieńki się zrobiłem.
No bo myślę sobie – Karolku, z czym do ludzi?!
Większość osób tu piszących to wręcz regularni teologowie. Żyjący wiarą, sakramentami. O rozległej wiedzy, okrutnie oczytani i zorientowani.
A ja? A ja wyskakuję z takimi pokracznymi i siermiężnymi tekścikami.
No i Panie Ripie, jak już zmalałem do małej marnej kropeczki, patrzę – a tu Pański komentarz.
Jakże ciepły i miły.
Bardzo Panu dziękuję. Za to, że daje Pan nadzięję na zaistnienie nawet maluczkim.
P.S.
Świat Pani Izabeli, bardzo jest mi bliski. Dlatego, że tak oddalony od dzisiejszego świata…
P.P.S.
Co do komentarzy. Technicznego aspektu, edycji, znikania.
Tak! To jest też moja bolączka. Wielka.
W realu grzeszę gadulstwem. Tutaj muszę stukać w klawiaturę. Nie wydzodzi mi to, często stuknę coś fałszywie. I wściekły jestem, że i tak forma komunikacji pisanej jest zubożona wobec mówionej to jeszcze ta moja komputerowa nieudolność zniekształca moje intencje i myśli.
Tak na przykład było jak się kiedyś Pani Judyta na mnie pogniewała. Poszło parę bitów niefortunnych i nie w porę, i ambaras gotowy.
Dlatego też, stram się, choć nie zawsze mi to wychodzi, żeby wobec Innych mieć dużo wyrozumiałości, cierpliwości. Zakładam z gruntu, że nieporozumienia w naszych rozmowach wynikają właśnie głównie przez problemy techniczne.