. Ruch Odparcia Palikota
Czy syn prof. Jacka Bartyzela wstąpił do Ruchu Palikota?
17 lutego 2012
Oczekujemy odpowiedzi i wyjaśnień od Pana Profesora !!!
Szanowny Panie Profesorze!
W dniu dzisiejszym jeden z Czytelników naszego portalu przysłał nam link do profilu facebookowego Jacka Władysława Bartyzela: http://www.facebook.com/bartyzelZ tekstu profilu zdaje się wynikać, że jest to syn Pana Profesora, co potwierdza także fakt, że Jacek Władysław Bartyzel ma pośród swoich profilowych znajomych Pana i Pańską Małżonkę. To co nas przeraziło to fakt, że obok zdjęcia znajduje się LOGO RUCHU PALIKOTA PRAGA-POŁUDNIE.
Poniżej znajduje się także list otwarty w którym Jacek Władysław Bartyzel pisze, że występuje z PO i wstępuje do Ruchu Palikota (list poniżej).
Jako Ruch Odparcia Palikota zwracamy się więc z publicznym pytaniem do prof. Jacka Bartyzela: czy profil na fb jest prawdziwy i czy rzeczywiście syn tak znamienitego polskiego tradycjonalisty katolickiego i legitymisty wstąpił do partii jawnie antychrześcijańskiej? Prosimy o prostą biblijną odpowiedź tak tak / nie nie. Mamy szczerą nadzieję, że to jakiś żart internetowy lub sprawka hackerów, nie posądzamy bowiem Pana Profesora aby wychował swojego syna na “palikotowca”.
Z wyrazami szacunku
Ruch Odparcia Palikota
—-
List otwarty do członków Platformy Obywatelskiej RP i Stowarzyszenia „Młodzi Demokraci” (do wiadomości publicznej)
Zdecydowałem się z dniem dzisiejszym wystąpić z Platformy Obywatelskiej RP i ze Stowarzyszenia „Młodzi Demokraci”. Była to dla mnie szczególnie trudna decyzja, gdyż ze środowiskiem Platformy Obywatelskiej związany byłem od niemal początków jej istnienia. Do Stowarzyszenia „Młodzi Demokraci” przystąpiłem późną wiosną 2001 r., a do Platformy Obywatelskiej jesienią 2004 r. – tuż po uzyskaniu pełnoletności. W niniejszym liście chciałem Wam wyjaśnić powody swojej decyzji, jak i poinformować Was o przyczynach, z jakich zacząłem uważać, że o wolnościowe idee walczyć można skuteczniej wiążąc swoją polityczną przyszłość z Ruchem Palikota.
Powstanie Platformy Obywatelskiej było przełomem w Polskiej polityce. Partia niesiona postulatami ochrony wolności każdego człowieka szybko stała się naturalnym miejscem działania dla każdego, komu na sercu leżały wolność i demokracja. Postulat „Uwolnić energię Polaków” nie był tylko pustym hasłem, lecz programem i wizją, z którymi w pełni się utożsamiałem. Fakt, iż Donald Tusk, liberał z krwi i kości, którego szczerze i nieukrywanie podziwiałem, stał się szybko liderem partii, nadał platformie prawdziwie wolnościowy charakter. Platforma była wierna tym wolnościowym i demokratycznym zasadom przez sześcioletni okres pozostawania w opozycji (najpierw wobec nieudolnego rządu SLD, potem wobec populistycznego, narodowo-socjalistycznego i antydemokratycznego reżimu PiS, Samoobrony i LPR) i pozostała im wierna po objęciu władzy.
Pierwsza, czteroletnia kadencja u władzy, z Premierem Donaldem Tuskiem na czele, śmiało może zostać określona mianem najlepszego rządu III RP. Był to okres wielu niewątpliwych sukcesów: zniesienie niewolnictwa zwanego „poborem”, ogromny wzrost znaczenia Polski na arenie międzynarodowej, przejście „suchą nogą” przez światowy kryzys kredytowy i europejski kryzys fiskalny, rozwój infrastruktury i inwestycji. To niewątpliwe zasługi rozsądnej polityki, dzięki której przynależność do Platformy Obywatelskiej była jednoznacznie powodem do dumy. Sukcesy rządu zostały docenione, a ich najlepszą ocenę wystawili wyborcy powierzając Donaldowi Tuskowi ponowną misję sformowania rządu. Z oceną tą oczywiście się zgadzałem, samemu tak w ostatnich, jak i wszystkich wcześniejszych wyborach głosując na platformę.
Niestety, zacząłem w ostatnim czasie odnosić wrażenie, że determinacja wielu polityków platformy, z Premierem włącznie, do obrony wolności zmalała. Nie wiem, czy wynika to z ewolucji poglądów w stronę mniej wolnościową, a bardziej konserwatywno-autorytarną, czy też z przeniesienia nacisku z ochrony wolności na utrzymanie władzy.
Z jednej strony niepokoi pewne zahamowanie w realizacji planów i postulatów ekonomicznych. Gdy Platforma Obywatelska powstawała, sztandarowym punktem programu wyborczego było wprowadzenie podatku liniowego. Tymczasem punkt ten, jasny w identyfikacji, klarowny, i ze wszech miar słuszny, zupełnie wypadł z realnego programu politycznego tak partii, jak i rządu. Niewystarczające są też plany deregulacji gospodarki, a zamierzenia reformy finansów publicznych, choć słuszne, wydają się zbyt rozłożone w czasie. Wreszcie, już po wyborach, nastąpiła całkowita rewolucja w polityce względem rozwoju infrastruktury. W tym wypadku już nie można mówić o detalach, a o radykalnej zmianie na gorsze. Odsunięcie na bliżej nieokreśloną przyszłość dwóch kluczowych dla Polski projektów infrastrukturalnych (Kolej Dużych Prędkości i Centralny Port Lotniczy) jest decyzją niezwykle spowalniającą nadrabianie dystansu w rozwoju względem krajów Europy Zachodniej. Z drugiej zaś strony, od spraw gospodarczych bardziej bolą te pryncypialne. Mam na myśli trzy sprawy: świeckość państwa, wolność słowa i wolności osobiste (bo do ograniczeń tych wolności odnosi się przecież istniejąca prohibicja narkotykowa). Pamiętam, gdy na konwencji Platformy w Ergo Arenie Donald Tusk zapewniał: „nie będziemy klęczeli przed księdzem, bo do klęczenia jest kościół”. Niestety, mam wrażenie, że tej obietnicy Platforma nie dotrzymuje. Gdy po kolejnym, skandalicznym wyroku w sprawie o obrazę tzw. „uczuć religijnych” politycy niektórych partii opozycyjnych zasugerowali usunięcie z kodeksu karnego artykułu 196, na mocy którego wiele wyroków zapadało wbrew istocie wolności słowa, politycy Platformy Obywatelskiej nie podjęli tematu (a niektórzy opowiedzieli się wręcz jawnie za pozostawieniem tego artykułu) – a w tym wypadku zaniechanie jest winą. Również konformistyczna postawa względem krzyża w Sejmie na początku obecnej kadencji (na zasadzie: powiesili – niech wisi!) poddaje w wątpliwość poświęcenie platformy sprawie świeckości państwa. Kwestia wolności słowa stała się kolejnym tematem, gdzie moja liberalna dusza musiała opowiedzieć się przeciw rządowi. Nie będę tu oryginalny – i dobrze! – bo akurat w tej kwestii (tzn. podpisania umowy ACTA) społeczeństwo jako całość dostrzegło powagę sytuacji i zbuntowało się. Rząd Donalda Tuska forsując podpisanie tejże umowy, nie dość że nie zachował standardów demokratycznych (jawność postępowania nie była dotrzymana, podobnie jak obowiązek konsultacji), sprzeniewierzył się także ideom wolnościowym, a więc po prostu działał w złej sprawie. Cieszy wprawdzie, że pod wpływem presji ze strony społeczeństwa obywatelskiego Premier przyznał się do błędu i być może uda się nie dopuścić do ratyfikacji tej umowy, ale od Donalda Tuska, polityka o wolnościowych zasadach, wymagałbym i oczekiwał, aby był pierwszym stającym w obronie wolności, a nie tym, przed którym wolności należy bronić. Wreszcie sprawa legalizacji marihuany. Około połowy polskiej populacji choć raz w życiu paliło marihuanę. Nie możemy więc powiedzieć, że fakt kryminalizacji przez prawo około 20 milionów Polaków jest sprawą błahą. Oczywiście, wprowadzono pewne złagodzenie sytuacji (możliwość odstąpienia od karania), ale arbitralny i fakultatywny charakter działań prokuratora jest urągający tak zasadom demokratycznego państwa prawa, jak i wolności osobistych. Trudno zrozumieć upór Donalda Tuska wobec legalizacji marihuany, jaką proponuje np. Ruch Palikota. Niemal wszystkie badania jednoznacznie dowodzą, że szkodliwość marihuany (mierzona skutkami zdrowotnymi, społecznymi oraz powodowaniem uzależnienia) jest nieporównywalnie mniejsza niż wielu legalnych używek (w tym alkoholu i tytoniu) czy leków. W takiej sytuacji utrzymywanie prohibicji w zakresie miękkich narkotyków spowodowane może być tylko bądź ignorancją (jednak nie wierze by rząd nie znał jakichkolwiek badań w tym zakresie), bądź ideologią zakładającą dopuszczalność ingerencji państwa we wszelkie obszary życia obywateli. Niewiedzę czy błąd można sprostować, natomiast wspomniany charakter ideologiczny jest niedopuszczalny dla kogokolwiek, komu wolność leży na sercu. Brak gotowości Donalda Tuska do współpracy z kimkolwiek, kto proponuje odejście od tej złej polityki prohibicji („Nie ma mowy o współpracy z nikim, kto chce w Polsce legalizować narkotyki”) odbiera nawet możliwość przeprowadzenia merytorycznej dyskusji, a ugruntowuje prawo oparte na błędnych przesłankach. A to już upór w trwaniu w błędzie, czego nie można usprawiedliwiać tym, że mylić się jest rzeczą ludzką. Było jeszcze kilka innych wydarzeń, które stanowią przykłady niebezpieczeństwa, że Platforma Obywatelska może stać się z czasem bezideową partią władzy, albo – co równie złe – partią podporządkowaną konserwatywnemu marazmowi, a nie rzecznikiem wolności w polskiej polityce. Niezrozumiałe wsparcie dla Victora Orbana udzielone przez Premiera Tuska mnie zszokowało. W Polsce doświadczaliśmy rozmontowywania demokracji przez rządy PiS i „przystawek”, które na szczęście szybko się skończyły. Na Węgrzech jednak sytuacja jest dramatyczna, skoro konstytucję napisano tam pod dyktando rządzącej partii, podobnie zresztą jak ustawy w sprawach tak różnych jak wolność mediów czy polityka pieniężna i (nie)zależność banku centralnego de facto od rządzącego Fideszu. Przynależność zarówno Platformy Obywatelskiej, jak i Fideszu do Europejskiej Partii Ludowej być może stanowi wytłumaczenie takiej postawy polskiego Premiera, ale w żadnym wypadku nie może być jej usprawiedliwieniem. Polityka personalna w nowym rządzie jest kolejnym przykładem działań, gdzie nad kompetencje i dokonania przedkładać zaczęto kwestie wizerunku i popularności. Choć bardzo cenię ministra Sikorskiego za wizje integracji europejskiej, czy ministra Rostowskiego za to jak bezpiecznie przeprowadził Polskę przez kryzys, i cieszę się, że ci dwaj pozostali na stanowiskach, to zmiany w kilku innych resortach poszły w zdecydowanie złym kierunku, obliczonym raczej mniej na dobro wspólne, a bardziej na wymiar wpływów politycznych. Innego wytłumaczenia nie widzę za odwołaniem – owszem, niepopularnego, ale bardzo kompetentnego – ministra w resorcie infrastruktury, albo za dymisją może też niepopularnej ale kompetentnej minister edukacji (dzięki której wreszcie doczekamy się w tym roku specjalizacji na poziomie liceów). Powołano natomiast znającego się chyba przede wszystkim na lobbingu na rzecz Kościoła Katolickiego nowego ministra sprawiedliwości. Wreszcie czym tłumaczyć koalicję, jaką Platforma zawarła po wyborach? O ile w kadencji 2007-2011 koalicja z Polskim Stronnictwem Ludowym była jedyną rozsądną możliwością (chęć współpracy z SLD była niewielka po obu stronach, a koalicja z PiS była niemożliwa z powodów zasadniczych i oczywistych), o tyle po ostatnich wyborach sytuacja zmieniła się diametralnie. Do Sejmu weszła pierwsza nowa partia od 2001 r. Partia, podobnie jak Platforma, o korzeniach liberalnych. Ogromnym sukcesem Platformy było to, że w 2007 r. jako pierwsza partia liberalna zdobyła w Polsce władzę. Ale w 2011 r. dwie partie liberalne zdobyły łącznie 50% głosów. Było „oczywistą oczywistością”, że te dwie partie powinny współpracować. Gdy słyszałem ogłoszenie wstępnych wyników wyborów, miałem szczerą nadzieję, że faktycznie do takiej współpracy dojdzie. Nie doszło. I nadszedł czas, by się zastanowić z czyjej winy. Zamiast tego pozostała koalicja z PSL, o którym wszyscy wiedzieliśmy, że blokuje co odważniejsze reformy. Cierpliwie tę koalicję znosiliśmy, bo nie było wyboru. Ale teraz wybór jest. Zdecydowałem się wystąpić z Platformy Obywatelskiej. W najbliższym czasie zapiszę się do Klubu Warszawa Praga Południe Ruchu Palikota. Nie dlatego, żebym uważał że Platforma stała się zła czy wroga. Uważam, że dokonała bardzo wiele dla Polski i dla wolności każdego z Polaków. Ale odnoszę wrażenie, że w tej walce o wolność Platforma się zatrzymała, choć trzeba iść dalej. Te same idee, jakie były dla mnie najważniejsze, gdy pozostawałem członkiem Platformy Obywatelskiej i Stowarzyszenia „Młodzi Demokraci”, będą mi przyświecać dalej, gdy będę działać w ramach Ruchu Palikota. Tutaj jednak widzę teraz więcej energii, by te idee wcielać w życie. W platformie i w stowarzyszeniu poznałem wielu ludzi, których cenię i szanuję. To wśród Was jest większość moich przyjaciół, mnóstwo znajomych oraz osób, z którymi dzielę swoje poglądy i przekonania. Część z Was zapewne doszło do podobnych wniosków jak ja i przystąpi do Ruchu Palikota, ale wielu pewnie dalej będzie działać w Platformie Obywatelskiej. W obu wypadkach mam nadzieję, że będziemy współpracować działając na rzecz rozwoju społeczeństwa obywatelskiego, nowoczesnego państwa i ochrony wolności jednostki. Pozdrawiam, Jacek Władysław Bartyzel Warszawa, dn. 13 lutego 2012 r.
List na http://www.facebook.com/notes/jacek-wladyslaw-bartyzel/list-otwarty-do-cz%C5%82onk%C3%B3w-platformy-obywatelskiej-rp-i-stowarzyszenia-m%C5%82odzi-demo/10150801061423761Wszystkie wyboldowania w tekście listu od Redakcji
Ze strony;
http://www.konserwatyzm.pl/artykul/3709/czy-syn-prof-jacka-bartyzela-wstapil-do-ruchu-palikota
Biorąc pod uwagę, że Ruch Odparcia Palikota jest ruchem broniącym katolickich wartości, czyli złożonym z katolików, dziwi, że katolicy nie rozumieją elementarnych katolickich prawd, mianowicie takiej, że dzieci mają prawo się wyszumieć i rodzice mogą zrobić tylko tyle co ojciec z synem marnotrawnym, pozwolić im na to i modlić się.
Czy ci katolicy są ślepi, że kierują do ojca tak obłudne pytanie?
Może im się rodzą tylko te drugie dzieci, takie jak młodszy syn co był zazdrosny o brata?
Katolicy szukają idealnych jak sam Bóg pasterzy, co przypomina herezję Lutra i filozofię idealizmu niemieckiego. W dodatku co drugi ”inteligent” to ”tradycjonalista”. Uważam, że tradycjonalizm blokuje rozum, bo odcina go od prawdy i jest sztuczką diabła.
pokazują się takim publicznym pytaniem i tyle, za to sam tekst ciekawszy, niczym list do gw jakiejś ‘liberalnej duszy’, co se dopisuje ideologię przejścia ze wspaniałej platformy do reformatorskiej palikociarni. przy okazji trzeba było skrytykować inne opcje całkiem jakby chodziło o propagandę czy wybór w supermarkecie
W ogóle wszelkie ruchy ”odparcia (zła)” uważam za wpisujące się w neomarksizm, który polega na permanentnej i bezowocnej krytyce, wpatrywaniu się w zło zamiast skupienia się na prawdzie.
Najlepszym odparciem zła jest trwanie w prawdzie ( o sobie samym to podstawa i droga na całe życie) i powiększanie obszaru prawdy. Jeśli pouczamy, to sami musimy mieć dobre rozeznanie prawdy i siebie samego, co ma Bartyzel- bardzo dobrze zna siebie, stąd tak mądrze pisze.. Ci ludzie sami nie bardzo rozeznają się w tym co dobre, co złe, co prawdą, co fałszem, i stąd krytykują Bartyzela za to, na co nie ma wpływu, bo nie mamy wpływu na dorosłe dzieci, one już są suwerenne, wolne i mogą się zbuntować i upaść jak każdy. Oni powinni raczej na Fejsbuku pouczyć syna Bartyzela, by pomóc Bartyzelowi, ale na to nie wpadli, bo właśnie sami siebie nie uporządkowali. Ciekawe, czy ich dzieci się nie buntują i jaką oni mają metodę, by się z tym uporać.
tym się różni np. ruch narodowy od wszelkich ruchów oburzonych i protestów ‘przeciwko’, oczywiście wygodne to zebrać grupę do buntu ale gdzie z tym iść dalej? ale po owocach, nawet jak podstawy nie są silne (byle nie fałszywe), od braku kotleta czy podwyżki cen też może się coś zacząć
Tak, ale po zaczęciu, co dalej jeśli nie ma elit i jak przejść od walki do budowania? Ruch zostanie znów przejęty. Przerabiała to Rewolucja Francuska, kolejne gabinety posyłały na szafot poprzednie, to samo z Solidarnością ( z Walentynowicz i Gwiazdów zrobiono wariatów, zamordowano kilku księży i ludzi, resztę odsunięto), ukradli nam kontrrewolucję. Dlatego musimy się kształcić i sprawdzać w ogniu, by kształcić innych. Jak nas będzie wielu, nie poradzą sobie.
Sęk w tym, że zawsze znajdzie się agent lub melancholik, który pociągnie kilku i cała sprawa zjedzie na boczny tor. I tak od 400 lat w tej cywilizacji. Nie możemy nabrać siły, bo jesteśmy słabi, wszyscy bez wyjątku. Każdy, kto psuje nie jest w stanie sam porwać ludzi, on umie tylko żerować na cudzej sile, mocować się z ”ważnym”, i wybiera bardzo trafnie wrogów, by się podwyższyć, zwrócić na siebie uwagę. Tak działa demon przez człowieka, inteligentnie. To samo jest zresztą tutaj.
Jakiś tam stefański, albo Ruch Odparcia podburzają ludzi na portalu Klubu Konserwatywnego, współzałożonego przez Bartyzela, lokomotywę konserwatystów i zawsze znajdą powód i popleczników. Jak rozwalą w ten sposób Klub, już nie będą mieli na czym żerować. Ich zadanie się skończy. Co wtedy zrobią? Otworzą własne kluby? Kto pójdzie za tymi jemiołami?
To niestety wygląda na robotę diabelską.
“Oczekujemy odpowiedzi i wyjaśnień od Pana Profesora !!!”
Akurat sam fakt postawienia tego pytania jest symptomem rozprzestrzenienia się iście talibowej mentalności wśród konserwatywnej części polskiego społeczeństwa.
O ile się nie mylę, odpowiedzialność cywilna za dziecko kończy się z osiągnięciem przezeń 18 roku życia. Czyżby talibina Circ o tym nie wiedziała???
Podobnie jak chore jest zwalnianie z pracy dzieci za to, co robią ich rodzice, podobnie chore jest stawianie takich pytań. Syn Bartyzela wolnym człowiekiem jest.
A co do konserwatyzmu, to często największym zagrożeniem dla wartości konserwatywnych jest właśnie sam konserwatyzm – sama konserwa. Dzieciom w niej ciasno i idą gdziekolwiek, byle była szansa zarobku na własną konserwę (chałupę) i nie trzeba było się gnieździć z dotychczasowymi jej lokatorami.
Typowym przykładem tego stanu rzeczy jest Afganistan – tam młodzi bardzo chętnie przystawali do Talibów, bo to był – jak na tamte realia – synonim Nowego, Modernizmu, Nowoczesności. O tym się nie pisze, ale Talibowie dysponowali błyskotkami: komórami, autami, ichnim know-how, no i pokaźną kasą, a Afgańczycy (Pasztuni) jedynie osiołkami i pragnieniem utrzymania dorosłych synalków na poziomie mentalnych kelnerów do 40 r. ż., gnojąc ich jakąkolwiek samodzielność.
Dlatego właśnie młodzi Pasztuni tak licznie wstępowali do Talibów i teraz Afganistan na problem.
Dlatego właśnie młodzi Polacy tak licznie napływają do stolicy i kilku dużych miast i wstępują za grosze w szeregi zachodnich korporacji, przejmując iście talibańską mentalność hołdującą tylko jednemu bożkowi – własnej firmie, w której synonimem sukcesu jest osiągnięcie statusu firmowego macho – meta marzeń to jest dziś: stać się szefem gnębiącym wszystkich wokół i jako jedyny zarabiającym przyzwoicie i zasilającym firmę-matkę w pokaźne zyski czerpane z kraju postfeudalnego.
Sytuacja patowa. Beznadziejna.
Ci, którzy mieliby potencjał intelektualny i mogliby ten kraj budować, są zmuszeni wysyłać własne dzieci na służbę do EU-talibów, gdzie są poddawani mentalnemu zaczadzeniu, często na zabój.
Bo farbowana lewica, która – jak zawsze u nas, pawiem narodów byłaś i papugą itd. wyposażona we wrodzoną jej kameleowatość przywleka kształty wszelakie zgodnie z zasadą mimikry – dysponuje środkami, które umożliwiają jej realne wykonywanie władzy i sprawowanie kontroli, to tak naprawdę “konserwatywne warstwy posiadające, zainteresowane utrzymaniem ichniego status quo”, a jedyne grupy o pewnym potencjale intelektualnym są pozbawione jakichkolwiek możliwości działania.
Jedynym dziś narzędziem edukacji, którym może się posłużyć, jest Internet. Stąd taki wysyp aktywności ze strony prawicowej blogosfery, przy takiej miernocie po stronie lewej.
Jednak sam Internet to nie wszystko. Decydują – jak w każdym postkomunistycznym kraju na dorobku – dysponenci apanaży materialnych.
Dlatego konieczne jest przeniesienie wypracowywanych środków materialnych do Internetu i stworzenie alternatywnego świata wymiany dóbr i usług, bo tutaj mamy niekwestionowaną przewagę.
Dodam jeszcze jedną uwagę: w Polsce zatarła się istniejąca na całym świecie zbitka prawica-konserwatyzm kontra lewica-postępowość, przynajmniej jeśli chodzi o sferę gospodarczą.
Dziś konserwatyzm (chęć utrzymania obecnego status quo) cechuje postmagdalenkowych beneficjentów, pociotków itd.
Natomiast siłą napędową wszelkiej innowacyjności, nowoczesności – a przy tym niechęci do konserwatywnego betonu z PZPR-SLD, jest patriotyczno-religijna warstwa dawnej systemowej opozycji i szerokie warstwy ludu dawniej nieaktywnego, które w kolejnym pokoleniu aspirują do uczestniczenia w Dziele, jakim jest Polska.
Najprostszym rozwiązaniem jest oczywiście stworzenie Światów Równoległych: 1. Oficjalnego, zastałego, skostniałego świata interesu (choć kulturowo oczywiście obowiązkowo propostępowego, czyli wszelakie mniejszości seksualne, akceptacja wszystkiego itd.), o którym mówi TVP, Unia itp., oraz 2. tego schowanego przed wzrokiem byłych aparatczyków i znajomych królika świata Internetu, gdzie słowo ma jakąś wymierną wartość, a artyści tworzą utwory znacznie atrakcyjniejsze, niż sprzedawany w ilościach setek tysięcy egzemplarzy chłam z EMPiKu), a więzi międzyludzkie nie oscylują wokół interesu, lecz wokół Wartości samych w sobie.
nie łudzę się, że ten drugi, bogatszy świat ma obecnie realną szansę na stanie się większością. Bo nie ma i długo mieć nie będzie. Co nie znaczy, że trzeba zaniechać jego budowę.