Wybrany aspekt z tematyki „frendly fire”. (OT-WRE w czasie pokoju)

Część społeczeństwa, podchodzi chłodno, żeby nie powiedzieć wrogo do wynalazku zwanego bezpilotowcem. Co bardziej krewcy wygrażają się, że nie będzie po ich niebie latał, jak w kargulach i strzelają do nich. Głównie z wiatrówek. Czasem nawet trafiają.

Rząd jak to rząd, spieszy się uregulować. Jak skończy może być tak, że jedni nie postrzelają, drudzy nie polatają, a strzelanie do drona będzie traktowane, jako napaść z użyciem broni palnej na funkcjonariusza na służbie i stworzenie poważnego zagrożenia życia dla postronnych.

Nasze stanowisko w tej kwestii, musi być wyważone i nie wolno nam dać się porwać tej fali szaleństwa. Jakże typowej fali..

Duża część osób, które źle przyjmują obiekty latające, to osoby z tzw. „naszej strony”. „Wybitni patrioci”, narodowcy, osoby silnie związane z kościołem, które z pewnością minęły już wiosnę swojego życia, konserwatyści.

Ogólnie można by powiedzieć, że ta nasza strona, ma często syndromy gwałtownie odrzuceniowe dla nowinek i manifestujące się np. w taki sposób.

Jednak to nie wszyscy strzelcy. Równie dobrze wśród lemingów, łatwo znaleźć, obrońców własnego nieba. W pewnym sensie nawet łatwiej, bo reprezentacja broni w tym palnej, po leminżej stronie, jest z pewnością bardziej wyraźna. Czasem kupują dla „obrony”, ale częściej dla „fanu”. Szczególnie wiatrówy i śrutówy. Żeby sobie postrzelać przy grillu i przyszpanować przed kolegami, że ma lepszą/droższą. Mentalność kargula i egoizm, w tym przypadku, determinuje wycelowanie z tej flinty w bezzałogowca. Gdyby tylko mu powiedzieć, że właśnie jest filmowany, natychmiast by to odłożył i to mimo tego, że w tej chwili nic mu z automatu za to nie grozi. Bo tak to już z lemingami jest.

Taki narodowiec gdyby mu tak powiedzieć, pewnie jeszcze by wywiesił flagę, zaczął śpiewać Bogurodzicę i kazał starej sypać worki z piaskiem, że nie rzuci ziemi.

Wszyscy ci ludzie jakoś nie strzelają do samolotów, samochodów, kamer w pracy i na ulicy, innych urządzeń w tym rejestrujących, ale jednocześnie czują się „odzierani” ze swej prywatności, gdy takie urządzenie nad nimi przelatuje, choć w praktyce wcale nie nad nimi, tylko pół kilometra dalej i ma ich w poważaniu zwyczajnie.

Można jeszcze próbować zrozumieć tzw. „naszą stronę”. Zaszczuwani, inwigilowani, w wyimaginowanym, czy faktycznym poczuciu, bycia pod obserwacją reżimu. W przypadku lemingów to zwykła durnota prosta i egoizm. Przecież oni się chyba nie obawiają, ze ich Tusek, z Rostkiem, inwigilują i muszą się bronić zbrojnie…

Podobne zachowania miały miejsce w początkach lotnictwa. Też się kury nie niosły, a lotnik który wylądował, zazwyczaj awaryjnie na polu, był goniony widłami. Zresztą jest nadal. Coś mi dzwoni proces, który cały czas trwa, a przyczynkiem do którego było lądowanie balonu na polu. Może dodam, że baloniarze oczywiście chcieli zapłacić za pogniecioną trawę. Ciekawe, czy kargule granaty do sądu noszą w garniturze, żeby sprawiedliwości stało się zadość…

Z naszego punktu widzenia musimy do tego podchodzić filozoficznie, cierpliwie, ze zrozumieniem (jak do milusińskich) i tą modę/psychozę…wykorzystać.

Takie postępowanie naszych współplemieńców, może być bardzo szkodliwe dla organizacji, czy firm komercyjnych. Generuje po prostu koszty. Uszkodzone, czy zniszczone maszyny trzeba naprawiać, albo kupować nowe.

Dla nas, jako formacji proobronnej, sprawa ma się nieco odmiennie. Jeśli może was trafić jakiś mutant z wiatrówką, to co to będzie, gdy zamiast niego będziecie mieli prawdziwego przeciwnika?

Niech strzelają sobie na zdrowie. Waszym zadaniem jest zidentyfikować punkty ogniowe i uniknąć trafnego ostrzału. To jest cenny trening, nie przedszkole, że wam zabaweczkę psują. To, że was taki łysy koleś z przegrzanym mózgiem trafi, albo rozbije, to nie jest jego wina, czy problem. To problem, jak weszliście mu pod lufę i systemu/konfiguracji sprzętu. Czyli to nasz problem. Proszę tu zauważyć, że oni ćwiczą z nami na ochotnika, w ogóle o tym nie wiedząc i nie płacimy za ammo. To dla nas dobry interes.:)

Kolejna rzecz, którą chciałbym zaakcentować i przypomnieć, jest taka, że absolutnie nikt szczególnie na początku, nie będzie rozróżniał, które maszyny są nasze, które rządowe, które komercyjne, które wrogie. Może się zdarzyć, ze zestrzeli was własna ciotka, bo będzie myślała, że to Tusek i co?:))

Nic. Zdarza się. Następnym razem tak lataj, żeby nie miała tej szansy. Jeśli jest taka dobra, albo Ty tak słaby, że nie masz z nią szans, to kup jej lornetkę. Żeby się nauczyła identyfikować cele i do siostrzeńca już nie pruła.

Proszę się wystrzegać wrogich zachowań, choćby werbalnych, względem polskojęzycznych cywili, którzy was trafią. Należy mu gorąco pogratulować celnego strzału. Ewentualnie uświadomić jakiej formacji maszynę zestrzelił i że obniżył zdolności obronne kraju. Tylko tyle. Prawdopodobnie skłoni go to, po miesięcznym czasie namysłu, do zakupu lornetki. Oczywiście możecie trafić na leminga i się jeszcze z tego ucieszy. Jeśli to będzie ktoś od nas, możecie mu zaproponować pod rozwagę etat wyborowego, w OT, czy Strzelcu.:)

Po takim zdarzeniu oprócz niezbędnego serwisu, należy niezwłocznie wypełnić odpowiedni raport ze zdarzenia, przewidziany regulaminem. Jeśli to możliwe, z udziałem rzeczonego cywila, zgodnie z procedurą, z zabezpieczeniem trwałym nośników. Dlatego to takie istotne, bo na podstawie dokumentacji z takich zdarzeń, dokonujemy modyfikacji sprzętowych, dzięki którym trudniej was strącić i dopracowujemy taktykę działań, co znowu wraca do was.

Bezpośrednio po trafieniu, uszkadzającym istotne podzespoły, stosujemy procedury przewidziane dla awarii. Bezpieczeństwo ludności cywilnej, w czasie pokoju, ma priorytet najwyższy. Możecie ostatecznie rozbić maszynę w drzazgi, w miejscu bezpiecznym. Nie możecie spaść komuś na głowę, bo będziecie za wszelką cenę próbowali dociągnąć do lądowiska, poważnie uszkodzoną maszyną. Czy jeszcze gorzej, kontynuując zadanie mimo świadomości uszkodzeń. To niedopuszczalne. W przypadku świadomego narażenia bezpieczeństwa cywili, nie będziecie mogli liczyć na ochronę i wsparcie prawne, ze strony formacji. Zrobicie formacji medialną krzywdę, którą wrogowie z pewnością rozdmuchają, obarczając waszą winą, nas wszystkich i służbę.

Za zniszczenia wynikłe bezpośrednio z uszkodzenia maszyny, przez strzelca, odpowiada strzelający. Czyli, jeśli trafi wam w łączność i przywalicie w wózek z 6cio miesięczną Madzią, nawet o tym nie wiedząc, to jego wina. Jeśli odstrzeli wam skrzydło i w niesterownym korkociągu uderzycie w cysternę przetankowującą na orlenie, to jego wina.

W takich przypadkach formacja udzieli wam wszelkiej pomocy prawnej.

Oczywiście nie zachęcamy podczas rozmów do strzelania, ale nie zajmujemy się zakazywaniem, czy zabranianiem, tym bardziej nie kablujemy. We firmie, o ile tylko możliwe, nie kablujemy do MAKu. Gdy dojdzie do takiej sytuacji, staramy się wytłumaczyć delikwentowi, na spokojnie, że stwarza zagrożenie, być może dla swojej córki, która mogła by się znaleźć na drodze spadającego bezzałogowca. Nie liczcie przy tym na jego inteligencję przesadnie, czy że uda wam się zmienić jego zachowanie.

Możemy trafić na wybitnych szkodników, którzy nie ograniczą się do okazjonalnych ostrzeliwań. Ludzie są różni, chorzy psychicznie, kryminaliści, inteligentni inaczej. Mogą wam czynić przeszkody, grozić, a nawet czynić straty, niekoniecznie w powietrzu. Takie przypadki powinny być zgłaszane bezpośredniemu przełożonemu. Należy zadbać o kopię/dowód takiego powiadomienia.

Pozdrawiam

O autorze: Torin

Płuca - są, wersja sportowa, ale zajechane; wątroba, nery na 100%; serce - przydalby się przeglad po 40latach, ale raporty blędow czyste; kolana na 65% liczne, w tym cięzkie urazy i duze zuzycie; brzuch, hmm, jak to brzuch - nie cieknie; głowa.. pojęcie względne. Dwurdzeniowy, z nadrzednym, gornym rdzeniem.