W ramach społecznego protestu skierowanego przeciwko rządowej polityce cięć płac i podwyżkom podatków greckie związki zawodowe: GSEE- zrzeszający pracowników sektora prywatnego i ADEDY- zrzeszający pracowników sektora publicznego rozpoczęły w dniu dzisiejszym 24-godzinny strajk generalny.
Zorganizowana przez te dwa największe związki zawodowe akcja protestacyjna sparaliżowała większość firm prywatnych i sektora publicznego. Nie pracują m.in. kierowcy transportu publicznego, załogi promów, kolei i banków.
Według kierownictwa związków zawodowych polityka oszczędnościowa podjęta przez premiera Antonisa Samarasa pogłębia i tak tragiczną sytuację społeczeństwa greckiego, które mimo to próbują ostatnim wysiłkiem woli przetrwać tą najgorszą recesję jaka może zdarzyć się w warunkach pokoju.
“To nasza odpowiedź na ślepą politykę, która wyciska wszystkie soki z pracowników, prowadzi do zubożenia społeczeństwa i pogrąża gospodarkę w recesji i kryzysie”, tak twierdzą liderzy związku zawodowego GSEE.
“Będziemy walczyć, dopóki rząd nie przestanie wprowadzać tych środków”- dodano w oświadczeniu uzasadniającym strajk.
Grecja już od sześciu lat zmaga się z bankructwem finansów państwowych, którego unika tylko dzięki trwającej trzy lata międzynarodowej pomocy. W zamian za wsparcie Międzynarodowego Funduszu Walutowego i UE władze greckie zobowiązały się do wprowadzenia drastycznego programu oszczędnościowego polegającego na zmniejszeniu deficytu budżetowego i podwyższaniu podatków oraz kosztów nośników energii i wody oraz wywozu śmieci.
Zobaczymy ile czasu potrzeba aby nasza “zielona wyspa” musiała podjąć podobne działania jak obecnie czynią to greckie władze?
Sądzę jednak, że dokuczliwość takich reform, dla społeczeństwa polskiego, będzie bardziej odczuwalna, bo pułap materialny z jakiego rozpoczęli swe reformy Grecy jest dużo wyższy niż ten obserwowany w Polsce dokuczliwej biedy.
Pozdrawiam.
I tak to się właśnie robi, pokojowo i bez zadymy.
Kraj staje na 100% i to do skutku i taki Tusk musi sobie pójść do diabła.
Na strajk przecież nie poślą ZOMO ani Bundespolizei.
Ludzie po prostu przychodzą do pracy i nie pracują. Tylko tyle.
Chcesz Tusku , to sam stań przy tokarce.
Nierząd się zawsze wyżywi, ci zdrajcy nie potrzebują ani grama produktów z Polski, kraj może 100 lat strajkować, tylko się sami zagłodzimy, wpędzimy w nędzę, długi, przestępczość. Na strajkach było zomo i wojo w 1981, wcześniej też. Teraz to może przyjechać i rodzime wojo thóska, znaczy wermacht.
Poza tym kto ma strajkować? Nie ma już kto, to nie PRL. Zostały małe, prywatne firmy, a budżetówce wcale nie jest tak źle, zaliczam do nich i firmy skarbu państwa.
Thósk nie stanie przy tokarce, ale przy telefonie do Berlina wzywając bratnie wojska stabilizacyjne. Metoda z 1939 i późniejsze.
Panie Marku,
Można wjechać czołgami do zakładu zamkniętego przez strajk okupacyjny.
Wiem bo sam w tym uczestniczyłem w 81 r.
W przypadku strajku otwartego :stoję przy maszynie ale nie pracuję, co ma zrobić to wojsko i ten Wehrmacht ?
Stanąć przy każdym pracowniku i grozić :”pracuj bo inaczej kula w łeb “?
To śmieszne i niewykonalne.
Myśl Pan po nowemu a nie schematami z ubiegłego wieku.
Dwa tygodnie takiej hecy i korporacje same kopną Tuska w dupę, kiedy podliczą straty.
I o to chodzi.