Korzystając z okazji bycia w nowym miejscu, w nieco węższym gronie, postanowiłem przywołać mój ostatni wpis z Nowego Ekranu, który został tam niemal całkowicie zmarginalizowany. Może tutaj zyska trochę większe zainteresowanie. Niech to będzie taki pierwszy, lżejszy tekst na tym portalu, zapraszam:
Dobra muzyka, zespół na żywo, konferansjer, eleganckie stroje, wykwintne alkohole, wysoka kultura i wyrafinowanie, w lato imprezy na otwartym powietrzu. Do pewnego czasu właśnie tak wyglądały weekendowe imprezy zwane potańcówkami, dancingami czy fajfami. Orkiestra grała, panowie sączyli wino, panie w odświętnych strojach czekały na zaproszenie do tańca. Dziś taki sposób zabawy wśród młodych ludzi odszedł już do lamusa. Co prawda pojedyncze kluby z dancingami istnieją, jest to domena ludzi w średnim wieku, bądź starszych, którzy w ten sam sposób bawili się w latach swojej młodości. Wielu z nich podkreśla, że kiedyś na tego typu imprezy, często chodziło się co każdą sobotę. Wiele pań przypomina, że przygotowania do wyjścia trwały już od piątku. W jednym z filmów dokumentalnych na temat Warszawy z czasów II RP usłyszałem, że “na miasto” młodzież chodziła jeszcze częściej, po trzy razy w tygodniu.
Jako, że jestem młodym człowiekiem i też czasem lubię się zabawić, zdarza mi się skorzystać z “dobrodziejstw” dzisiejszych klubów nocnych. Niestety dancingi przekształciły się w dyskoteki, co mi się bardzo nie podoba. Zamiast zespołu muzycznego mamy tandeciarskiego Didżeja. Zamiast nastrojowej muzyki tanecznej-łupankę przy której da się tylko skakać, jakiś głupi hip-hop, jakaś “czarna muza”, jakieś wieśniackie techno. Zamiast tańca w parach, taniec solo, albo koleżanki z koleżanką, zamiast wyrafinowanych trunków leje się strumieniami piwo, często nadużywane przez uczestników. Zamiast kultury osobistej, etykiety, mamy wulgarność, często także przez użycie zbyt wyzywającego stroju. Czasem, tak po prostu mam wrażenie, że jest to rozrywka nie dla ludzi, a dla jakiegoś bezmyślnego bydła.
Nie żebym miał coś przeciwko dyskotekom, nawet je lubię, bo pomimo tych wielu wad, zawsze można przeżyć jakieś sympatyczne chwile. Żałuję jedynie tego, że jako konsument nie mam możliwości wybrania lepszego produktu w tym sektorze, a takim byłby bez wątpienia klasyczny klub z dancingiem. Z ekonomii też wiem, że produkt jest szyty na miarę klienta. Czy to znaczy, że polska młodzież jest już na upodlona, że nie wybierze rozrywki na nieco wyższym poziomie, nawet gdyby takie kluby istniały? Dlaczego pewna określona grupa ludzi nie mogłaby się spotykać w nieco bardziej wykwintnej atmosferze, dlaczego nie ma swojej niszy. Ja bym z takiej oferty skorzystał i do tego nieźle zapłacił, oczywiście, jeżeli nie będzie to tylko i wyłącznie miejsce dla seniorów. A może komuś zależało na tym, by zniszczyć dancingi, by otumanić, ogłupić, wyprać młodych ludzi?
Liczę na komentarze wśród użytkowników, szczególnie „starszaków”. Jak bawiono się w państwa czasach? Kiedy i dlaczego dyskoteki zaczęły wypierać potańcówki? Czy państwu, jako ówczesnym młodym ludziom(a dziś młodym duchem) te zmiany przypadły wtedy do gustu? A jeśli nie przypadły, to dlaczego? Co państwo sądzicie o dzisiejszych dyskotekach? Czy to prawda, że nasze pokolenie jest mniej rozrywkowe od państwa pokolenia, ale za to bardziej zdemoralizowane?
PS. Emocje nieco minęły, choć pytań dotyczących przeszłości i przyszłości Nowego Ekranu przybywa. Tak tytułem komentarza obecnej sytuacji, bo jest ona gdzieniegdzie niezrozumiała, a blogerzy Nowego Ekranu dostają po uszach za swoją rzekomą łatwowierność i naiwność. Chciałbym zastrzec, że pisałem na Nowym Ekranie, nie dlatego, że byłem zwolennikiem jego “linii programowej”, a dlatego, że miałem tam możliwość swobodnej wypowiedzi. Nie zgadzam się zatem ze stwierdzeniami, że pisząc u Opary legitymizowałem jego plany polityczne, jest to bzdura, zresztą sam artykułowałem wątpliwości wobec czystości intencji władz Nowego Ekranu. A gdzie będę publikował w przyszłości? Chciałbym tutaj, bo tworzy się coś ciekawego. Należy poprawić tylko warunki techniczne. A jeśli nie tu, to gdzie? Zobaczymy. Na pewno będzie to gorsze miejsce od starego dobrego Nowego Ekranu.
A ja nie lubię żadnych potańcówek- oto moje zdanie na ten temat.
Może jestem nienormalny???
Pozdrawiam.
W zasadzie zgadzam się z moim przedmówcą.
Lubię tańczyć ,ale na przyjęciach weselnych i tylko z moją małżonką.
A gdzie można szukać małżonki? Na dyskotece na pewno nie. Taki “dansing” byłby nienajgorszym miejscem, pod warunkiem, że odrzucono by grzeszne tańce “latyno” :)
space/kontra 3:44
Dansing tym się różni od dyskoteki, że na dyskotece większość stanowią młodzi,a stare pryki są w mniejszości, a na dansingu jest odwrotnie.
A propos dansingów, polecam to, bo nie wiem dlaczego zawsze kojarzę to jako dansingowy klasyk:
A na marginesie dodam jeszcze to:
oczywiście jako kwintesencje wolnej tfu-rczości braci politycznej.
Pozdrawiam.
Dansingi to faktycznie były spaniałe potańcówki, na których grała autentyczna “żywa” orkiestra, było winko, no i ten zapełniony parkiet. W latach 60 ub.wieku było mało lokali tego typu gdyż władza musiała mieć “wszystkich na oku”. Parkiet więc pękał w szwach. Ale i wówczas również zdarzały się zadymy.
W moim mieście też się chodziło do takiego jednego lokalu a modna wówczas była piosenka “Criminal tango”. Wokalista śpiewał grając jednocześnie na skrzypcach i przy słowach tekstu “…tango i nóż!” gaszono na chwilę światło. W wytworzonej atmosferze grozy panie tuliły się do panów z lekkim och, ach… Podczas jednego wieczoru w momencie zgaszenia światła ktoś walnął wokalistę aż ten padł razem ze skrzypcami i jak zapalono światło, estrada stanowiła jedno wielkie pobojowisko. A na parkiecie spokój. Oczywiście sprawcy nie znaleziono ale od tej pory już nie gaszono świateł.
Ale naprawdę dansingi były wspaniałą sprawą.
AdNovum nie lubi tańczyć???? No nieee! Tego się nie spodziewałam! To przecież takie przyjemne!
Pozdrawiam
Nie ma tego, bo jak upada cywilizacyjny porządek wartości, upada też kultura.