Wybierz swoją własną prawdę

Ale w tym tkwi sedno sprawy – i może nawet iskierka nadziei. Skoro każdy ma „swoją prawdę”, to moja jest równie ważna, jak każda inna. Czemu więc nie kwestionować wszystkiego? Odrzucić wszystkie warstwy, żądać dowodów i zaryzykować bycie odmieńcem. To wyczerpujące, jasne, ale lepsze niż frustracja, która rozwala głowę. W końcu prawda to nie bufet, to polowanie.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

 

Wybierz swoją własną prawdę

Znów zaczynam. Jestem zdezorientowany lemingami w moim życiu. Wydaje mi się, że jestem w ciągłym stanie dysonansu poznawczego. Tyle razy walnąłem się dłonią w czoło, że sam się dziwię, że nie uszkodziłem sobie poważnie mózgu. A może jednak uszkodziłem!

To dla mnie prawdziwe szaleństwo, jak coś, co czyni z tego, co wszyscy w przeszłości głosiliśmy, niepodważalną prawdę, może się ukazać, a te ofermy i tak tego nie dostrzegą. Właśnie obejrzałem „Follow the Silenced” Mikki Willis i po 20 minutach powiedziałem: „Czy może być lepszy dowód na to, że te szczepionki to zła wiadomość?”. Podzieliłem się tym z kimś bliskim, kto, wierzcie lub nie, jest lemingiem, a on powiedział: „To po prostu nieprawda”.

Że co?

Oni też podchodzili do tego dość swobodnie. Jakby nie było o czym dyskutować. To byłoby tak, jakbym pokazał im film o człowieku chodzącym z głową szczura. Nie byliby przerażeni, zastanawiając się, czy to prawda. Po prostu wiedzieliby, że nie. Bez wątpienia. Bez wahania. „To po prostu nieprawda”. Oczywiście, jest to coś innego niż człowiek z głową szczura (chociaż w dzisiejszych czasach z AI łatwo byłoby tak „skłamać”). Mówię o rzeczach, które są faktami, bez wątpienia, jasnymi i prostymi. Faktami.

Jasne, film Willisa prawdopodobnie nie jest w 100% oparty na faktach. A przynajmniej to, co JEST faktem, niekoniecznie dowodzi jego powszechności. Ale wiele z tego, co jest prezentowane, faktem już jest. A argument, że to, co Willis prezentuje, to tylko gra aktorska, po prostu nie trafia w sedno. Jasne, to też się zdarza, ale są momenty, w których taka manipulacja jest prawdopodobna. Film Willisa do nich nie należy.

A od kiedy coś, co zostało zaprezentowane, musi być w 100% zgodne z faktami, aby zostało wzięte pod uwagę? Żyliśmy w czasach, w których ocenialiśmy, na co warto zwrócić uwagę, biorąc pod uwagę istotność, odsetek rzetelnych informacji w porównaniu z całością oraz kontekst tego, co zostało zaprezentowane. Teraz każdy pomysł musi przejść test „100%”. To przypomina mi weryfikację faktów, która wykazała, że rajd Paula Revere’a, podczas której krzyczy on „Brytyjczycy nadchodzą, Brytyjczycy nadchodzą!”, nie była faktem, ponieważ nie CAŁE Imperium Brytyjskie najechało kraj, tylko jego niewielki odłam wojskowy. Zatem całe stwierdzenie uznaje się za nieprawdziwe. To standardowa „weryfikacja faktów” w mediach społecznościowych i jest to szaleństwo.

Mimo to istnieje wiele innych przykładów takiego demonstrowania wyboru tego, w co się wierzy. I jest coś psychologicznie dziwnego w tym, jak ludzie na to reagują. Co więc jest nowego? Naprawdę weszliśmy w czasy, w których ludzie naprawdę są stuknięci. A ja jestem psychoterapeutą! Tego nie znajdziesz w podręczniku.

Weźmy na przykład całą tę aferę ze zmianami klimatu. Nie zamierzam tu dyskutować, czy planeta się ociepla, czy to wszystko kosmiczny żart – choć mam co do tego podejrzenia. Ale spójrzcie, jak lemingi kurczowo trzymają się „swojej prawdy”, jakby była ostatnią szalupą ratunkową na Titanicu. Z jednej strony mamy ludzi, którzy łykają każdy alarmistyczny nagłówek z haczykiem, żyłką i ciężarkiem: tonące niedźwiedzie polarne, miasta pod wodą do przyszłego wtorku, a wszystko dlatego, że odważyliśmy się jeździć SUV-ami i jeść steki.

Pokaż im dane sugerujące cykle naturalne, rozbłyski słoneczne, a nawet historyczne okresy ocieplenia, takie jak średniowieczny okres ocieplenia (kiedy wikingowie uprawiali ziemię na Grenlandii, na litość boską), a oni przejdą obojętnie. „To negacjonizm” – mówią, jakby samo to słowo było magiczną tarczą chroniącą przed niewygodnymi faktami. Dlaczego? Bo pasuje do narracji, którą im wmówiono – tej, która sprawia, że ​​czują się porządni oddając do recyklingu plastikowe słomki jednocześnie ignorując prywatne odrzutowce elit głoszących tę ewangelię.

Rzuć monetą, a zobaczysz drugą grupę, przekonaną, że to wszystko mistyfikacja sfabrykowana przez globalistów, by narzucić podatek węglowy zwykłym ludziom. Przedstaw im zdjęcia satelitarne topniejących czap lodowych lub rosnącego poziomu mórz, a oni zbagatelizują to jako zmanipulowane dane lub „to pogoda, nie klimat”. Obie strony obstają przy swoim, nie dlatego, że brakuje dowodów, ale dlatego, że przyznanie, że druga strona może mieć odrobinę racji, zrujnowałoby ich światopogląd. To plemienność na sterydach, gdzie „moja prawda” nie polega na poszukiwaniu rzeczywistości, lecz na przynależności do właściwego klubu. Psychologicznie wynika to z błędu konfirmacji [efekt potwierdzenia], tej podstępnej sztuczki mózgu, w której wybieramy informacje, które łechcą nasze ego, ignorując resztę. Dodaj do tego szczyptę strachu – strachu przed zmianą, strachu przed pomyłką, strachu przed nieznanym – i voilà, masz przepis na intelektualną stagnację.

Inny przykład, który jest mi bliższy jako terapeucie: fascynacja branży zdrowia psychicznego farmaceutykami. Widziałem klientów, którzy przychodzili zdesperowani, by uwolnić się od lęku lub depresji, a pierwszą rzeczą, jaką robił ich lekarz, było wypisanie recepty na SSRI, jakby rozdawał cukierki. Nieważne ostrzeżenia o poważnym ryzyku, historie o odstawieniu leków czy badania pokazujące, że placebo w wielu przypadkach działa równie dobrze. Pokaż pacjentowi w typie leminga nagranie, na którym ludzie opowiadają o swoich koszmarnych przeżyciach – skutki uboczne przypominające zombie, myśli samobójcze i tak dalej – a zignoruje to.

„Mój lekarz twierdzi, że to bezpieczne” – upierają się, jakby biały fartuch zapewniał im nieomylność. Dlaczego się tego trzymają? Bo to łatwiejsze. Połknięcie pigułki zwalnia ich z ciężkiej pracy: terapii, zmiany stylu życia, zgłębiania przyczyn, takich jak trauma czy dieta. To iluzja kontroli w chaotycznym świecie, otulona komfortem autorytetu. Zakwestionuj ten autorytet, a nagle staniesz się szaleńcem, nazwanym „antyszczepionkowcem” w kwestii zdrowia psychicznego. Ale fakty są faktami: epidemia nadmiernego przepisywania leków jest faktem, potwierdzona przez sygnalistów i skrywane raporty FDA. Jednak „ich prawda” zwycięża, ponieważ stawienie czoła alternatywie oznacza przyznanie, że system może być zepsuty – a kto chce mieć taki ból głowy?

Albo rozważmy pochodzenie samego covid-19. Teoria wycieku z laboratorium była kiedyś „spiskową bzdurą”, wyśmiewaną przez weryfikatorów faktów i zakazaną w mediach społecznościowych. Teraz? Nawet FBI i DOE [Design of Experiments] skłaniają się ku niej, a e-maile pokazują naukowców prywatnie potwierdzających to, podczas gdy publicznie zaprzeczają. Ale spróbuj powiedzieć to zagorzałym zwolennikom, którzy wciąż papugują „mokry targ” jak ewangelię. Dlaczego? Emocjonalna inwestycja. Gdyby to był wyciek z laboratorium, finansowany z naszych własnych pieniędzy podatkowych, obciążyłoby to bohaterów takich jak Fauci i zachwiało naszą wiarą w naukę. Łatwiej jest zbyć sygnalistów jako dziwaków niż stawić czoła zdradzie. To nie jest nic nowego. Historia jest pełna takich przypadków — pomyśl o eksperymentach w Tuskegee lub MKUltra. Ludzie wybierają „swoją prawdę”, aby zachować zdrowy rozsądek, unikając otchłani uświadomienia sobie, że struktury władzy kłamią.

W swojej istocie to zjawisko „przebierania” [pick and choose] sygnalizuje głębszy problem: śmierć obiektywnej rzeczywistości. Zamieniliśmy fakty na spersonalizowane sfery, tworzone przez algorytmy i bańki informacyjne. Dlaczego? Technologia oczywiście odgrywa rolę – niekończące się przewijanie [scrolling] wzmacnia uprzedzenia. Ale psychologicznie chodzi o wrażliwość. W niepewnym świecie kurczowe trzymanie się „swojej prawdy” daje jakąś pewność, nawet jeśli iluzoryczną. To mechanizm obronny przed przytłoczeniem, sposób na uproszczenie złożoności. Jako terapeuta obserwuję to codziennie: klienci manipulują osobistymi historiami, aby uniknąć bólu, ignorują sygnały ostrzegawcze w związkach, bo „miłość zwycięża wszystko”. Stosowanie tego w skali społeczeństwa prowadzi do masowego złudzenia.

Ale w tym tkwi sedno sprawy – i może nawet iskierka nadziei. Skoro każdy ma „swoją prawdę”, to moja jest równie ważna, jak każda inna. Czemu więc nie kwestionować wszystkiego? Odrzucić wszystkie warstwy, żądać dowodów i zaryzykować bycie odmieńcem. To wyczerpujące, jasne, ale lepsze niż frustracja, która rozwala głowę. W końcu prawda to nie bufet, to polowanie. A gdybyśmy wszyscy przestali karmić się jak lemingi a zaczęli tropić wszystko niczym zgryźliwce, to może odkrylibyśmy coś prawdziwego. Czyż nie byłby to zwrot akcji, dla którego warto się obudzić?

______________

Pick and Choose Your Own Truth, Todd Hayen, Oct 25, 2025

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!