100 bajerów na 100 dni nie pykło: czas na cela+ oraz Igrzyska+

Z tym nie pykło, to nie do końca tak:
bo na przykład, w 100 bajerach na 100 dni, nic o Procedurze Nadmiernego Deficytu nie było… a pykło!
I to tak pykło, że się Polakom (zwykłym – nie politykom i ich matkom, żonom i kochankom) to pyknięcie odbije.
Czkawką.

Co gorsza, wspomniana procedura spowodowała efekt uboczny, czyli gacie – (minus) , bo obnażyła miałkość (staram się być uprzejmym) propagandy przedwyborczej o rzekomej, Tuskowej sprawczości w dilowaniu się z Brukselą=Berlinem.

Kiedy trzeba Pollacken (tak o nas tam brzydko mówią) stuknąć na kasę/na poziom życia/na szanse rozwojowe, to nikt się jakiegoś Tuska o zgodę nie pyta.
Nie ta ranga.

A gacie – opadły.

Żeby nie było, że ja się tylko Tuska czepiam, przypomnę, że taka sama nawijka (wiem, słowo knajackie, ale do tzw. polskiej klasy politycznej pasuje jak ulał, albo nawet jak w mordę strzelił – o tym ostatnim, to tylko pomarzyć można) o sprawczości na salonach brukselskich=berlińskich, była Ciemnemu Ludowi (© Jacek Namierowicz Kurski) żeniona przez Jarosława Kaczyńskiego, na okoliczność bankstera Morawieckiego, ze skutkiem jak wyżej, czyli – bezgaciowym.

Bankster napodpisywał Brukseli=Berlinowi wszystko co chcieli, napokazywał się Ciemnemu Ludowi tablic z kwotą 770 miliardów, które już dla nas niby załatwił i … nie pykło.

***

Z igrzyskami przez małe i też nie całkiem pykło, bo skrobanka+ , mająca spełnić pragnienia tych kobiet pięknych specyficznie, a okupujących ekrany telewizorów, laptopów i smartfonów, a nawet czasem – ulice, spektakularnie padła na Wiejskiej, stąd i Tuskowe przerzucenie się z igrzysk przez małe i na Igrzyska, że tak to modnie ujmę, pełnoskalowe.

Te ostatnie, to rzecz jasna humbug , a nawet hucpa (to lepiej, bo z zaginionego języka jidysz), co nie zmienia faktu, że pic na wodę fotomontaż, bo wg wszelkiego, ZUSowskiego prawdopodobieństwa, ja roku 2044 nie doczekam, młodsi ode mnie wprawdzie doczekają, ale o obiecanych Igrzyskach zapomną, ba! Polski może do tej daty nie być, jeśli wszystko pójdzie dalej tak, jak nam te dwie, koszmarne ferajny Tuska i Kaczyńskiego szykują.

Coś tam tylko Peowcy, wzorem Pisowców przytulą patentem na przygotowania, ale efekt finalny jest dla każdego, średnio inteligentnego obserwatora oczywisty:

nie pyknie.
***

Politycy kłamią. Wszyscy. I w każdej kwestii.
Inaczej nie byliby politykami.

To powinien każdy rodzic swemu dziecku powtarzać od maleńkości, odkąd tylko potrafi ono zrozumieć to, co się do niego mówi.
To jak szczepionka przeciw groźnej, potrafiącej zniszczyć całe życie chorobie: chorobie o nazwie naiwność.

A kto dzieciom powiedział, że nie wolno kłamać?
No właśnie: Mama, Tata, Dziadkowie…

No i co z tego, że powiedzieli?

W polityce nie obowiązują normy, zasady, a nawet obyczaje uznane w świecie normalnym, za oczywiste.
Polityka to świat równoległy – żeby zdefiniować ją prościej: bagno.

Ot, przykład pierwszy z brzegu: kasa.

Po pieniądze idzie się do biznesu – po wielkie pieniądze idzie się do polityki.

Ten bon mot, przypisywany Schetynie jest trafny.
I szczery.

Z tym, że kłamiący Tusk jest siermiężny, a Morawiecki – oślizgły wręcz modelowo.

Nie żebym miał coś przeciwko siermiężności czy oślizgłości (tym bardziej modelowej):
po prostu Tusk wychowywał się w rodzinie niemal robotniczej, a Morawiecki w inteligenckiej.

Choć trzeba przyznać, że są i inne różnice:
Tusk swoich dzieci do szkoły niemieckiej nie posłał, a mógł.

Za to Morawiecki wypiął się na polską szkołę, i dzieci swe umieścił w szkole żydowskiej.

***

Kiedy Kaczyński i Szydło obiecywali Ciemnemu Ludowi wsadzanie od pierdla POwskich aferzystów – kłamali.
Tak po prostu.

Dlaczego?
Dlatego, że zależało im na wygraniu głosowania (nie mylić z wyborami), a potem – potem, zamiast programu cela+ odpalili program Koryto+ i żyli długo (no co – 8 lat to długo) i szczęśliwie, bo jak kasa leci strumieniem i to za biezdurno leci, to każdy polityk jest szczęśliwy.
Tym bardziej, jeśli nie ma konkretnego zawodu.

A przecież jest tyle, pożytecznych zawodów, chociażby na literę „a”:
a ślusarz, a malarz, a elektryk, a kierowca, a traktorzysta, a…,

no właśnie – tyle, że politycy są obciążeni wadą genetyczną
– |dwie lewe ręce mają.

Straszne, prawda?
Taki człowiek, który na dwie lewe ręce, to wspomnianym ślusarzem, malarzem, kierowcą być z oczywistych względów nie może i jedyne co potrafi tymi nieszczęsnymi, dwiema lewymi rękami robić, to brać kasę.

I nic więcej.
To i biorą.

Bo do naciskania guzika zgodnie z instrukcją matuszki-partii, wystarczy ręka jedna, choćby i lewa, a nawet jeden palec.

***

Tuskowa cela+ też jakoś nie bardzo idzie, do tego stopnia, że odnoszę wrażenie, iż mamy do czynienia z tzw. działaniem pozorowanym:

bo nie zauważyć, że Ziobrowy wiceminister od sprawiedliwości Romanowski, ma, jak wyczynowy spadochroniarz, dwa spadochrony (czytaj – immunitety), to mógł tylko (parafrazując Jarosława Kaczyńskiego) kretyn albo agent.

Inna sprawa, że ja akurat jestem panu Romanowskiemu wdzięczny za interesujące zdiagnozowanie przyporządkowania premiera Morawieckiego, przyporządkowania, które w normalnym świecie, musiałoby się zakończyć pozwem sądowym, ale sam przecież wyjaśniłem parę akapitów wyżej, że polityka to świat równoległy, tak że…

Jest jednak nadzieja: wprawdzie robiący w agregatach kumpel Morawieckiego, występujący ostatnio pod pseudonimem artystycznym Michał K. – znikł, ale niewykluczone, że się odnajdzie.

I to by było rozwiązanie optymalne, bo przypomnę, że inny specjalista – tym razem od respiratorów, też znikł i to definitywnie, bo aż się spopielił, czego Michałowi K. nie życzę:

bo z braku głównego aktora, spektakl by ucierpiał.

https://ewaryst-fedorowicz.szkolanawigatorow.pl/po-co-polakom-polska-szkoa

O autorze: Ewaryst Fedorowicz