Michał Hubert Sokolnicki zamieścił na łamach paryskiej „Kultury” (Nr 5/1951) omówienie publikacji Hansona Weightmana Baldwina z 1950 r. pt.: Wielkie błędy wojny (Great Mistakes ot the War); ed.: Harper & Brothers, Publishers. New York. (1950).
https://pl.wikipedia.org/wiki/Micha%C5%82_Sokolnicki_(dyplomata)
https://pl.wikipedia.org/wiki/Sokolniccy_herbu_Nowina
https://en.wikipedia.org/wiki/Hanson_W._Baldwin
W niniejszej notce przedstawiam fragmenty odnoszące się do kwestii kto, jak i dlaczego handlował narodami i państwami w czasach II wojny. W kilku miejscach uwspółcześniłem zbyt archaiczną pisownię i składnię (np. “więc” zamiast „przeto”, itp.). Komentarze w nawiasach kwadratowych pogrubioną czcionką są autorstwa Michała Sokolnickiego. Natomiast ja dodałem linki, zaś komentarze własne sygnowałem jako S.O.
Zaczynam od wyjaśnienia o jakich błędach napisał ww. amerykański autor recenzowanej publikacji. Ma on na względzie główne błędy polityki amerykańskiej wobec Rosji Sowieckiej. Oto w czym widzi ich główną przyczynę.
Według H. W. Baldwina błędy Stanów Zjednoczonych wynikały z ich politycznej niedojrzałości, a narosły wskutek niedostatecznej wiedzy, jak też brakowi właściwej interpretacji „posiadanych wiadomości”. Taka ignorancja stała się podstawą błędnej oceny Rosji sowieckiej, a złożyły się na nią cztery „wielkie oraz fałszywe przypuszczenia”:
1/ że sowieckie Politbiuro porzuciło plan światowej rewolucji, będąc gotowe do przyjaznej współpracy z Zachodem;
2/ że Stalin był to “porządny chłop” i że można z nim było “dojść do ładu”;
3/ że Rosja zdolna jest zawrzeć pokój separatystyczny z Niemcami;
4/ że przystąpienie Rosji do wojny z Japonią jest istotne dla zwycięstwa i konieczne dla zaoszczędzenia ofiar.
Każda z wymienionych iluzji okazała się być niezgodna z realiami. Ale nie tylko do nich ograniczała się niewiedza i nie tylko niewiedza była ich źródłem.
H.W. Baldwin doszukuje się głównej przyczyny w „niedojrzałości politycznej”, zaś inni krytycy skłonni są obarczać organiczny amerykański “infantylizm”, utrudniający badanie informacji i wyciąganie wniosków na podstawie realnych przyczyn. Tymczasem niedojrzałość czy infantylizm nie były bynajmniej regułą w dotychczasowej działalności administracji amerykańskiej, w doborze i użytkowaniu materiałów źródłowych oraz w stosowanych metodach zbierania informacji. Na Paryską Konferencję pokojową w 1919 r. delegacja Stanów Zjednoczonych przybyła z największym zasobem wiadomości o Europie i jej politycznym ustroju. (chodzi o Konferencję Wersalską – S.O.)
https://guide-supervision.ilo.org/wp-content/uploads/2021/06/EN-Report-CILL.pdf
Poprzedziły ją gruntowne studia nad poszczególnymi krajami i wybranymi kwestiami. Można by życzyć każdemu uczonemu polskiemu wiedzy i obiektywizmu, z jakim przybył wówczas do Paryża ekspert delegacji amerykańskiej ds. polskich, profesor Lord.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Robert_Howard_Lord
Wilson kładł na szalę rozstrzygnięć zbiorowych swój głos tylko za wiedzą i radą specjalistów-ekspertów z własnego kraju. Istnieją dane, że w latach trzydziestych oraz w pierwszych latach drugiego światowego konfliktu powtórzono podobne przygotowania, redagowano przy pomocy kadry z uniwersytetów amerykańskich nowe opracowania monograficzne. Wszystko to poszło dosłownie do kosza: nikt z kierowników polityki państwowej nie zapoznał się ze zgromadzonymi materiałami. James Francis Byrnes opowiedział o swym spóźnionym odkryciu tek zestawionych przez Departament Stanu, zawierających opracowanie wszystkich ważniejszych kwestii: pozostawiono je na okręcie, który przywiózł Prezydenta i jego świtę na Maltę, w drodze do krymskiej Jałty. Amerykańscy politycy przystępowali do rozstrzygania o przyszłej strukturze Europy i o losach jej narodów bez znajomości podstaw rzeczowych. Regułą dla postanowień była dogodność w danej chwili – „expediency”, a ich podstawą ignorancja.
[W Jałcie delegacja amerykańska miała zaledwie paru wyższych urzędników Departamentu Stanu jako rzeczoznawców. Co się tyczy ekspertów brytyjskich, zginęli oni w wypadku samolotowym w drodze na Krym, który jak to z podobnymi wypadkami bywa, zdarzył się akurat w kluczowym momencie dla zachodnich delegacji]
Dla ludzi wychowanych na metodach dyplomacji nowoczesnej, opartej na analizie i ocenie faktów, pozostało niepojęte, iż statyści Zachodu, przystępując do narad w Moskwie, Teheranie i Jałcie, nie wiedzieli czym jest Rosja sowiecka, ani kim jest Stalin. A przecież istniały setki raportów, doniesienia świadków i informatorów, badania rzeczoznawców gospodarczych, administracyjnych, technicznych, naukowych czy politycznych. Ale jak świadczą z rozbrajającą otwartością wspomnienia Sekretarzy Stanu Hulla, Stettiniusa i Byrnesa czy Leahy’ego, Szefa Sztabu Prezydenta, dopiero na tych konferencjach “odkrywano” Rosję i Stalina, jak gdyby nie było żadnych dokumentów, zgromadzonych danych i żyjących świadków.
https://en.wikipedia.org/wiki/Cordell_Hull
https://en.wikipedia.org/wiki/Edward_Stettinius_Jr.
https://pl.wikipedia.org/wiki/James_Francis_Byrnes
https://en.wikipedia.org/wiki/William_D._Leahy
Churchill z nabożeństwem słuchał, co mu Stalin podawał do wierzenia w sprawie spisku Tuchaczewskiego, chociaż archiwa brytyjskiej “Intelligence Service” musiały zawierać o wiele wiarogodniejsze o tym dane, a prawdomówność sowieckiego “Wodza” miała już wówczas, wśród ludzi poinformowanych ustaloną reputację. Hull zastanawiał się nad “sfinksem” sowieckim, inni politycy USA widzieli w nim jedynie “enigmę”, zagadkę, sam zaś Roosevelt upraszał swego ministra pracy (Sekretarza ds. pracy – S.O.), zacną i sprawami zagranicznymi nigdy nie zajmującą się panią Frances Perkins, aby mu pilnie znalazła kogoś, kto mógłby mu objaśnić Rosję.
https://en.wikipedia.org/wiki/Frances_Perkins
Działo się to wtedy, gdy jeden z najlepszych znawców współczesnej Rosji, Dawid J. Dallin, wykładał na znanym amerykańskim uniwersytecie, gdy dziesiątki innych historyków, polityków i publicystów, emigracyjnych i własnych, poświęcało się jej zagadnieniom, gdy wśród dyplomatów i w samym Departamencie Stanu istniały pełne informacje i pracowali eksperci. Mogli oni szczegółowo poinformować Prezydenta o złowrogim zwrocie, jaki nastąpił w bolszewiźmie i w polityce Stalina, najpierw w 1933/34, w związku z głodem i kolektywizacją rolną, a potem w 1936/37, w następstwie procesów i likwidacji leninowskiego komunizmu. Rosja pozostała niewytłumaczoną enigmą czy tajemniczym sfinksem tylko dla tych, którzy ponad wiedzę o rzeczywistości przedkładali własną intuicję, chwilowy kaprys i wrażenia osobiste doznane na chwilowych spotkaniach. W ten sposób kontynuowali najgorszą tradycję lat powersalskich, gdy spotkania kierowników państw i rządów zastąpiły wypracowane latami sposoby i reguły międzynarodowych negocjacji.
https://en.wikipedia.org/wiki/David_Dallin
[Stalin, przy pierwszym spotkaniu z Churchillem, sam poruszył temat krwawej kolektywizacji, tłumacząc poniekąd swe postępowanie; tak był pewien tego, iż rzecz jest znana zachodnim rozmówcom, i że jej ocena musi być surowa. Ale później, gdy już lepiej poznał kompetencje swych partnerów przestał się mitygować i bez skrępowania opowiadał im bajeczki]
Ignorancja, przejawiona w kluczowym zagadnieniu Rosji, nie była bynajmniej ograniczona tylko do niej. Prezydent Roosevelt miał skłonność oceniania różnych spraw mu nieznanych na przykładach lub wzorach z dziedziny dlań dostępnej, tj. historii i praktyki konstytucji amerykańskiej. Gdy mowa była o stosunku rządu rosyjskiego do rządów krajów ościennych i o potrzebie, aby to były rządy “przyjazne”, zapomniał on zupełnie o zasadach “niepodległości” i “suwerenności”, zagwarantowanych w “Karcie Atlantyckiej “, a wskazał jako pożądany wzór wewnętrzne stosunki amerykańskie i konstytucyjne uprawnienia stanów wobec władz federalnych. Innym razem, uzasadniając improwi- zowany wniosek narzucenia “bezwarunkowej kapitulacji” wszystkim państwom nieprzyjacielskim, powołał się, zresztą nieściśle, na precedens generała Granta z amerykańskiej wojny secesyjnej; . jak gdyby istniał najsłabszy choć związek między proklamacją do własnych współobywateli, mającą na widoku przyszłą amnestię, zapowiadającą dalsze współżycie w jednym państwie, a stosunkiem zwycięzców do pokonanych z obcych państw w wyniku wojny, prowadzonej w celu wzajemnego wyniszczenia. Ignorancja szerzyła się jak kąkol po polach, nawet tam, gdzie łatwo było rzecz najpierw sprawdzić. Notatki Stettinius’a i wspomnienia admirała Leahy świadczą, że Roosevelt nie zdawał sobie sprawy, ani ze znaczenia cieśnin tureckich, ani z postanowień o swobodzie żeglugi, zawartych w Konwencji z Montreux.
(…)
Zastraszający był nie tylko poziom, ale również intencje. H.W. Baldwin przytacza nieznane dotychczas, fantastyczne plany Roosevelta wydania komunikacyjnych linii perskich pod zarząd sowiecki, które dozą swej przesady wzbudziły nieufność u Stalina. Prawdziwa orgia niewiedzy panowała, gdy zaczynano mówić o Polsce. Jak wiadomo o tym kraju przyjęte jest kłamać zarówno bezkarnie jak bezczelnie. Gdy Stalin w Jałcie mówił o “Polsce jako sąsiedzie”, jako “poprzez całe dzieje korytarzu najazdów na Rosję”, nikt tych rozmyślnych fałszów nie sprostował, a dygnitarze zachodnich demokracji wyrażali swe współczucie i pełne zrozumienie dla potrzeby ubezpieczenia Rosji. Gdy Churchill chciał wobec Izby Gmin usprawiedliwić brytyjski akces w Teheranie do podziału Polski, powtórzył on za Stalinem sfałszowaną historię “linii Curzona”, ale zamilczał zarówno o fakcie uznania przez Wielką Brytanię wschodniej granicy w 1923 r., jak o wzajemnym uznaniu integralności terytoriów obu państw w traktacie z 25 sierpnia 1939 r.. Gdy Churchill i Roosevelt, najpierw w Teheranie, potem definitywnie w Jałcie, zgodzili się na okrojenie Polski dokonane przez Sowiety w spółce z Hitlerem, nie spróbowali oni nawet uzasadnienia tej decyzji, nie sprawdzali wcale ani argumentów zaborczych Stalina, ani żadnych danych faktycznych o Polsce. Po prostu przyłączyli się do żądań sowieckich jako “sprawiedliwych” i wtórowali, zarówno wówczas. jak później, interesownej legendzie o zachodniej “Białorusi” i “Ukrainie”; nie zastanawiając się nad tym, na rzecz jakiej Ukrainy czy Białorusi poświęcali mieszaną ludność tych ziem.
(…)
Kiedy Zachód popełnił jedną ze swoich kardynalnych pomyłek w Poczdamie, włączając polskie pretensje finansowe do ogólnej kwoty niemieckich odszkodowań dla Rosji sowieckiej, nie wydaje się zbyt prawdopodobne, aby świadomie chciał się przyczynić do integracji Polski do obszaru jej okupanta i do poderwania na przyszłość ważnej więzi gospodarczo-politycznej między Polską a Zachodem.
Wypada raczej uznać, iż rzeczoznawcy angloamerykańscy wiedzieli z góry, bez żadnych iluzji, że sumy wypłacone Warszawie powędrują do Moskwy i nie chcieli płacić po dwa razy za jedno i to samo. W ten sposób ignorancja splatała się w jedno z cynizmem, i w efekcie spowodowała, że będące u szczytu swojej potęgi obydwa zwycięskie anglosaskie mocarstwa, okazały się niezdolne do przeprowadzenia swojej woli, ani nawet do skutecznej obrony swych interesów.
(…)
Od ustaleń w Casablance, poprzez spotkania w Moskwie, Teheranie, Waszyngtonie, Quebecu, aż do zjazdu w Jałcie – a więc dwa decydujące lata wojny, 1943 i 1944 – w podtekście oświadczeń i działań polityków Zachodu tkwiła obawa, że Rosja sowiecka zdradzi swych aliantów i powróci do układu z Niemcami.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Konferencja_w_Quebecu_(1943)
Obawa ta podyktowała w znacznym stopniu takie brzemienne w skutki posunięcia, jak nieograniczoną pomoc wojenną i materiałową dla Sowietów, jak demagogiczną formułę bezwarunkowej kapitulacji, jak wytyczne strategii zachodniej w 1944 r., jak wreszcie ustępstwa i upokorzenia polityczne. I jeszcze po Jałcie, wśród fanfar zwycięstwa, Stalin swobodnie grał na tym postrachu wobec opadającego z sił Roosevelta. Dobrze zapamiętano zmianę frontu Stalina z sierpnia 1939 r. i chociaż jawnie komplementowano go i chwalono, w głębi duszy uważano go za potencjalnego zdrajcę.
W. Baldwin ocenił, że staranna analiza strategicznych faktów, oraz będące pod ręką dane z informacji wojskowej, powinny były jasno wykazać niemożliwość z rosyjskiego punktu widzenia, zawarcia pokoju separatystycznego z Niemcami. Pokój taki, w początkowych latach wojny, mógł być kupiony tylko za większe koncesje terytorialne, groźne dla reżimu Stalina i pozostawiające konflikt rosyjsko-niemiecki nadal otwartym. W końcowych zaś latach wojny Rosja prowadząc dalej wojnę aż do zupełnego zwycięstwa miała wszystko do pozyskania i nic do stracenia, więc odrębny pokój byłby politycznie rzeczą śmieszną”. Bliższą analizę tego zagadnienia przeprowadził Edgar E. Mowrer w książce o „przywidzeniach amerykańskiej polityki zagranicznej” (The Nightmare of American Foreign Policy; New York 1948 – S.O.).
https://en.wikipedia.org/wiki/Edgar_Ansel_Mowrer
Zwraca w niej przede wszystkim uwagę na fakt, że inicjatywa wojny niemiecko-sowieckiej znajdowała się w ręku Hitlera i nie miał on żadnego interesu ani powodu jej porzucać. W ciągu pierwszych siedemnastu miesięcy wojny Hitler miał na ogół zwycięstwo po swojej stronie i nie zawarłby pokoju za mniejszą cenę, niż zatrzymanie Ukrainy. A wówczas, mając wybór między Aliantami, choćby żądali powrotu Rosji w granice z 1939, a Niemcami żądającymi przepołowienia europejskiej Rosji – cóż by Stalin wybrał? – Bitwa pod Stalingradem (lipiec – grudzień 1942) oznaczała przełom w tej wojnie iu Sowiety stały się odtąd jeszcze bardziej aroganckie; jednakże Hitler, który dopiero co utracił swe armie w bezsensownej obronie straconych pozycji nad Wołgą, czyż mógł się teraz ugodzić z mniej jeszcze skłonnym do ustępstw Stalinem?
Autor ten dochodzi do wniosku że istniał jedynie krótki okres (między lutym a wrześniem 1944) możliwości pokoju separatystycznego. Wiadomo jest na podstawie niepełnych jeszcze dokumentalnych danych, że między Sowietami a Niemcami prowadzone były ostrożne i pośrednie kontakty i że nawiązane w lecie 1943 r., zerwane zostały, czy może okresowo porzucone, jesienią tegoż roku. Prawdopodobnie wstępne rozpoznanie stanowisk trwało od lata 1943 do lata 1944. Być może wyolbrzymione pogłoski o ich „intensywności” miały skruszyć zachodnich aliantów do większych ustępstw, które przejawiały się w ich politycznym defetyzmie – tak w Moskwie i Teheranie, czy później w Jałcie.
Jednak podstawowym błędem w kalkulacji polityków Zachodu było mniemanie, ile klucz pokoju i wojny znajdował się w ręku Stalina: gdy wprost przeciwnie, bo aż do 1944 klucz ten trzymał Hitler. Błąd ten pochodził jeszcze od lata 1939, kiedy politycy brytyjscy sądzili, że Hitler, podobnie jak oni sami, ubiegał się o łaski Stalina, podczas gdy, jak wiemy dzisiaj, to Stalin się starał o porozumienie i od lata 1941 r. czekał na odpowiedź Hitlera. Ci sami Brytyjczycy wyobrażali sobie, że Stalin ma wolny wybór – namawiali więc Turków i innych, by go się starali ugłaskać i kupić – gdy tymczasem nie kto inny jak Hitler miał w ręku decyzję o pokoju i wojnie, z całą swobodą i spokojnym rozmysłem przygotowywał swą napaść, toteż żadne umizgi czy łapówki podawane przez Stalina na zaniechanie tych planów wpłynąć nie mogły.
Podobnie było i po wybuchu wojny, i aż do jej przełomu w 1943 r. Komplementy i ustępstwa zachodnich aliantów na to nie wpłynęły, a ich postawa bardziej stanowcza i godna niczego nie zmieniłaby na frontach wojny. Zdaniem Baldwina, Mowrera i L. Fischera, na ten właśnie okres, kiedy istniało, niebezpieczeństwo odrębnych niemiecko-sowieckich rokowań, przypada powstanie w Warszawie, a wraz z nim współdziałanie hitlerowców i bolszewików w jego stłumieniu i zniszczeniu polskiej stolicy.
https://en.wikipedia.org/wiki/Louis_Fischer
Można więc powiedzieć, że niebezpieczeństwo tych związków było w pewnej chwili realne, ale ograniczało się tylko do zagadnienia wschodniego, a w szczególności polskiego. Tymczasem kompleks spraw Europy wschodnio-środkowej okazał się dla polityków anglosaskich zarówno niezrozumiały jak i niewykonalny.
Plan wojenny Churchilla
Zanim jeszcze stany Zjednoczone zaatakowane zostały przez Japonię i przystąpiły do wojny, plan strategów amerykańskich przewidywał najpierw rozprawę decydującą w Europie, później dopiero na Pacyfiku. Gdy nastąpiły działania wojenne, plan ten rozwinął się w tak zwaną „cross-channel operation” – inwazję Europy poprzez kanał La Manche, uzupełnioną w następstwie przez plan lądowania na francuskim wybrzeżu Morza Śródziemnego i ataku z południa, doliną Rodanu, celem odcięcia garnizonów Wału Atlantyckiego od Niemiec.
Ta amerykańska “logistyka” wojenna natrafiła od początku na sprzeciw W. Churchilla. Przyjmując z zadowoleniem wysunięcie bitwy o Europę na plan pierwszy, usiłował on opóźnić, jeśli nie utrącić, zamiar ataku poprzez Kanał. Jako alternatywę, postawił najpierw operację śródziemnomorsko-włoską, następnie zaś – operację na Bałkanach. Jako cel przyświecać mu mogły wypadki 1918 r. – obalenie państw centralnych od południowego wschodu, penetrowanie Europy środkowej przez kraje bałkańskie. Była to strategia wojenno-polityczna, o zasięgu europejskim. Plan amerykański natomiast wychodził wyłącznie z założeń taktyczno-wojskowych: bliskości bazy zaopatrzenia, czyli krótkich linii dla kompletnych dostaw.
Kontrowersja o strategię wojny trwała od 1942 r. i byłaby zapewne załatwiona rozsądnym kompromisem, gdyby nie wdała się w nią Rosja sowiecka. Można by zapytać: cóż Rosja miała do powiedzenia w sprawach strategii zachodniej wtedy, gdy sama nie dała nigdy swym sojusznikom wglądu w strategię na Wschodzie i nie dopuściła do żadnej dyrektywy wspólnej? Stało się to przez ową zwyczajową towarzyskość i “nieformalność” narad między alianckich wprowadzoną przez Roosevelta, gdzie każdy mówił swobodnie o wszystkim. Już w lipcu 1941 r., w niespełna miesiąc po wszczęciu inwazji niemieckiej , Stalin zażądał od Londynu otwarcia “frontu” na Zachodzie i odtąd nie przestał ani na chwilę domagać się wszelkimi sposobami drugiego frontu od Aliantów. W czerwcu 1942 r. Roosevelt z niepojętą lekkomyślnością obiecał Mołotowowi „drugi front” jeszcze w tym samym roku.
Odtąd przedstawiciele Zachodu powtarzali tę obietnicę w rozmaitej formie, wyznaczając coraz to późniejszy termin; odnosi się wrażenie, że za ten niezrealizowany przez całe dwa lata mit drugiego frontu alianci zachodni zmuszeni byli płacić coraz to nowymi politycznymi koncesjami.
Oczywiście, Stalin miał łatwą grę: już w lecie 1942 r. na podstawie bliskich Białemu Domowi źródeł , usłyszał on o czerwcowej dyspucie angloamerykańskiej i podniósł najmocniejsze zastrzeżenia przeciw proponowanej przez Churchill a operacji w kierunku na Belgrad i Warszawę. W następnym 1943 r., w Moskwie i w Teheranie, przeprowadził przyjęcie koncepcji amerykańskiej: żadnej innej operacji, poza zachodnią, nie chciał uznać za „drugi front”, ponieważ operację z Adriatyku na Bałkany uważał za wojskowo niecelową. Nawet dopilnował dyskusji o dodatkowy front na południu Francji i przechylił szalę na rzecz przeprowadzenia tego płytkiego okrążenia, zamiast głębokiego ujęcia “podbrzusza Europy” od południa, proponowanego przez Churchilla. Jasne jest, że w całej tej kontrowersji Stalinowi chodziło zarówno o cele polityczne jak i wojskowe; Amerykanom – nade wszystko o ich racjonalny plan uderzenia na nieprzyjaciela „prosto z mostu”. Był to plan bardziej techniczny niż wojskowy. Rooseveltowi zaś i jego otoczeniu – zapewne chodziło także o dogodzenie Stalinowi.
[analitycy wojskowi zajmują stanowisko, że operacja “Cross-Channel”, przeprowadzona w terminie forsowanym przez sztab amerykański, skończyłaby się niepowodzeniem i wielkimi ofiarami. Jeszcze w rok później, przy zastosowaniu wszystkich udoskonaleń technicznych i wielomiesięcznych przygotowań, wynik otwarcia drugiego frontu był przez jakiś czas niepewny]
O co jednak chodziło i jakie były właściwe zamierzenia Churchilla? – Uważa się, że kierowały nim tak względy polityczne jak strategiczne, że miał on na celu równowagę sił w Europie i niedopuszczenie do opanowania jej południowego wschodu przez Sowiety. Wydaje się, że ta intencja, przynajmniej na początku, nie odgrywała większej roli. Churchill aż do Teheranu i jeszcze przez dłuższy czas potem, nie przeciwstawiał się Stalinowi i jego jawnym zakusom w Europie wschodniej. Przeciwnie, W 1942 r. uznał on w tym regionie “pierwszeństwo interesów ” Rosji, a w 1943 r. przyjął bez wahania linię Ribbentropa w Polsce, podsuniętą mu pod nawą „linii Curzona” – i oddał skwapliwie Stalinowi połowę terytorium własnego alianta; jeszcze w 1944 r. wahał się, czy nie najlepiej tereny zaborów podzielić wspólnie ze Stalinem. W tamtym czasie Istotnym dążeniem Churchilla stało się przede wszystkim rozszerzenie wojny; której zasadą była “strategia ekscentryczna “, polegająca na wciąganiu nieprzyjaciela na coraz to nowe, bardziej odlegle tereny. Takim, postawionym sobie przewodnim zadaniem, oraz hasłem zabijania jak najwięcej Niemców – „to kill the Germans” – tłumaczy się ówczesna taktyka w Jugosławii oraz zamiar wciągnięcia Turcji do wojny już po konferencji w Teheranie, gdy wiedział na pewno, że Turcja na swoim „ekscentrycznym” froncie pozostawiona będzie samej sobie.
[Do Turcji zwracano się trzykrotnie z wezwaniem do udziału w wojnie: po raz pierwszy na spotkaniu Edena z Numan-bejem w Kairze 5/6.XI.1943; po raz drugi – na Konferencji Trzech – Churchilla, Roosevelta i Prezydenta Inonu w Kairze 4/6. XII., i po raz trzeci na konferencji wojskowej brytyjsko-tureckiej w Ankarze, w styczniu 1944 r.. W pierwszym wypadku min. Eden był mandatariuszem Konferencji trzech ministrów w Moskwie, a przede wszystkim rządu sowieckiego, drugi i trzeci nacisk na Turcję nastąpił już po Teheranie, czyli po odrzuceniu strategii Churchilla i planu operacji na Bałkanach. W takich uwarunkowaniach współdziałanie sił alianckich z Turcją nie było możliwe]
Jakiekolwiek były jednak poszczególne epizody czy składowe elementy tej kontrowersji, przyczyniła się ona do otwarcia przed Sowietami drogi do serca Europy i do wszystkich krajów jej południowego wschodu.
Wg H. W. Baldwina, dominującym czynnikiem w urządzeniu powojennej Europy, stała się obecność żołnierzy Armii Czerwonej we wszystkich krajach na wschód od linii Szczecin – Triest. Wtargnięcie Rosjan w dorzecze Dunaju dało im kontrolę jednej z największych dróg wodnych Europy i otworzyło im dostęp do środkowoeuropejskich spichlerzów i stolic, stworzyło im potężną pozycję strategiczną w środku Europy.
Przez inwazję na południu można byłoby uniknąć tak żałosnego następstwa wojny o “wyzwolenie narodów “. Poza tym tylko ignoranci dziejów Europy mogli nie pojmować naturalnego związku i wzajemnej współzależności poszczególnych jej części, mogli nie dostrzegać, że przez poświęcenie Bałkanów zacieśnia się pętlę na istnieniu Polski, zaś przez poświęcenie Polski – oddaje się całą środkową Europę i czyni nierozstrzygalnym zagadnienie Niemiec.
********
H. W. Baldwin utrzymuje, iż zrezygnowanie w 1944 r. z planu inwazji aliantów zachodnich na południu Europy, było wynikiem układów w Teheranie, natomiast wstrzymanie marszu z zachodu i zatrzymanie się na linii rzeki Elby, Pilzna i rzeki Enns (albo Aniza; rzeka płynąca w Austrii, dopływ Dunaju – S.O.), przypisuje późniejszym umowom oraz decyzjom powziętym w Jałcie i wynikających z nich aktom wykonawczym.
Jeszcze w Teheranie powołano do życia “Doradczą Komisję Europejską” w Londynie, pod kierownictwem ministra Edena i obu ambasadorów, Majskiego i Winanta. Zadaniem jej było wypracowanie statusu okupacyjnego dla Niemiec, wraz z wyznaczeniem stref i ich granic. Przedstawiciele Zachodu akceptowali linię demarkacyjną na Elbie. Jak utrzymuje Edgar A. Mowrer, opierali się na opinii wojskowych, że Rosjanie i tak pierwsi tam dojdą.
Tymczasem, gdy kończył się marzec 1945 r., obie skrzydłowe grupy armijne dowodzone przez Montgomery’ego i Pattona – parły niepowstrzymanie naprzód i zachodni sprzymierzeni znaleźli się na linii Elby, 175 km od Berlina, podczas gdy czerwonoarmiści toczyli walki jeszcze o 60 km od niej na wschód. W tym stanie rzeczy głównodowo- dzący Sił Sprzymierzonych generał Eisenhower zwrócił się wprost do Stalina z otwartym przedstawieniem swych planów i wyznaniem, że zamierza przeprowadzić spotkanie alianckich oddziałów z sowieckimi „gdzieś wzdłuż biegu Elby”. Odpowiedź Stalina nie jest nam znana, ale musiał on przyjąć z pełnym uznaniem tę rozbrajającą szczerość, której nie odwzajemniał i tę wstrzemięźliwość, której się nie spodziewał. Eisenhower pod datą 30 marca 1945 r. donosił generałowi G. Marshallowi, prowadzącemu operacje wojenne z Waszyngtonu – „Niech wolno mi będzie stwierdzić – że Berlin sam w sobie nie jest już obiektem szczególnie ważnym”.
Napoleon nazajutrz po bitwie pod Jeną myślał inaczej. Ale amerykańscy szefowie sztabu poparli Eisenhowera i doradzili Prezydentowi pozostawienie Rosjanom zajęcia Berlina. Zadecydował argument oparty na przesadnej kalkulacji prawdopodobnych strat. A czy ktoś wówczas obliczał polityczne straty i konsekwencje?
[„Message osobisty dla Stalina” z 28. III. 1945 r., przekazany przez Eisenhowera za pośrednictwem Misji w Moskwie, wywołał ostry protest Churchilla, ale był aprobowany w Waszyngtonie. Eisenhower jak jego szef sztabu, gen. Walter Bedell Smith podtrzymywali także po wojnie powyższy, sprzeczny z racją wojny, punkt widzenia. vide: Report p. 131; Walter Bedell Smith, Eisenhower’s Six Great Decision]
W niespełna trzy lata później, gdy wyniknął konflikt z Sowietami o dostęp do alianckiej części Berlina, zdumiony świat dowiedział się, że wprawdzie przyznana była każdemu z państw zachodnich dokładnie określona” strefa, ale nie została zabezpieczona żadnym aktem umownym ich komunikacja z Zachodem. Nie wykonała tego ani Doradcza Komisja, która opracowała statut okupacyjny, ani Konferencja w Jałcie, która go zatwierdzała, ani zarząd wojskowy, gdy go wprowadzał w życie.
Jedyne wytłumaczenie, jakie H. W. Baldwin znajduje dla tego nonsensu, to ślepa wiara we wzajemną lojalność aliantów. „Rosjanie są to nasi sprzymierzeńcy, mawiało wielu amerykańskich polityków: powinniśmy więc im zaufać” . Aż po koniec maja 1945 r. państwa zachodnie miały w ręku zastaw: okupowały bowiem Turyngię, którą niezbadana mądrość poprzednich między alianckich układów przeznaczyła Sowietom; było więc czym targować. Czyż można było o tym nawet myśleć? – pytali zaślepieni statyści i generałowie. Przeciwnie, należało okazać pełną ufność, pokazać, że się jest wiernym i szczerym aliantem; wtedy, zdaniem tych nowoczesnych Macchiavelów, pozostawało tylko oczekiwać wzajemności.
[Główna odpowiedzialność za całokształt spraw, w tym absurdalne wykrojenie Berlina, podobnie jak za wydanie w pacht bolszewikom Turyngii, jednego z najbardziej kulturalnych krajów Europy, spada na autorów fatalnych postanowień jałtańskich]
Jeszcze bardziej znamienny był los Pragi. Czechosłowacja była krajem alianckim, zdawało się więc, że nie mogły jej dotyczyć strefy okupacji czy podziału wpływów. Precedens Polski również nie był miarodajny: Czechosłowacja znajdowała się w tym szczęśliwszym położeniu, że nie graniczyła z Rosją. Wolno było więc uważać, ze kto pierwszy będzie w stanie wyzwolić tego sojusznika, ten nie zwlekając pośpieszy mu z pomocą. Otóż, w ostatnich dniach kwietnia 1945 r., trzecia armia amerykańska przekroczyła granicę czeską i 6 maja zajęła Pilzno, odległe o 100 km od Pragi. Nastąpiła wtedy, jak dziś wiadomo z powojennych rewelacji amerykańskich, wymiana depesz między Eisenhowerem a Moskwą. I znowu głównodowodzący Zachodu zwrócili się z pełną otwartością do sowieckiego dowództwa, Informując je, bez żadnej wzajemności, o swych ruchach operacyjnych i zamiarach . W dniu 5 maja, bezprzykładnie brutalną notą, skierowaną do Misji amerykańskiej w Moskwie, generał Antonow (Aleksiej Inokentiewicz – S.O.) “zażądał” od Eisenhowera, by wojska alianckie “powstrzymały się od posuwania naprzód poza uprzednio oznaczoną linię … „Karlowy Vary – Budziejowice – Pilzno”. W przeciwnym wypadku jednoznacznie zagroził wycofaniem się z porozumień dotyczących dolnego biegu Elby. Generał Eisenhower, postawiony przed alternatywą ujrzenia oddziałów sowieckich w Kilonii i Hamburgu, grzecznie ustąpił, armia Pattona zatrzymała swój pochód wyzwoleńczy, a Praga skąpała się w niepotrzebnie wylanej krwi, aż 9 maja „oswobodziła” ją Armia Czerwona.
W obozie aliantów nikt nie zrozumiał, że tym samym podpisany został wyrok, pozbawiający wolności jeszcze jeden naród środkowej Europy.
Los Pragi, a poniekąd także los Wiednia, potwierdzają, że musiały istnieć umowy Aliantów z Rosją sowiecką, rozgraniczające strefy dowództw wojskowych i przesądzające tym samym o strefach politycznego wpływu. Rzecz w tym, że podział taki nie ograniczał się do terenów operacyjnych zdobytych na nieprzyjacielu, lecz obejmował także terytoria „wyzwalanych” krajów” – sprzymierzonych lub nie walczących – a więc Polski, Czechosłowacji, Albanii czy Jugosławii. Wytworzyła się paradoksalna sytuacja, w której Aliantom Zachodu nie wolno było wyzwalać tych krajów. Dotyczyło to również Austrii, chociaż jeszcze na Konferencji ministrów w Moskwie trzy mocarstwa poręczyły jej niezawisłość i opiekę. W rzeczywistości, w formie stref wojskowych przygotowano jej rozbiór, stolicę wydając na pastwę bolszewików. W tym przypadku także, jak pisze H. W. Baldwin, istniała możliwość szybkiego marszu armii zachodnich poza Linz i wcześniejszego zajęcia Wiednia.
Ale alianckie wojska zachodnie zatrzymały się na linii Budziejowice – Linz skutkiem czego trzecia stolica państwa Środkowej Europy doczekała się “wyzwolenia” na rosyjski sposób – grabieżą i sponiewieraniem.
[brytyjski generał John Frederick Charles Fuller wyraził opinię, iż gdy pod koniec stycznia (1945) Rosjanie dotarli do Budapesztu i stanęli na Odrze, Europa Wschodnia była już stracona dla demokracji. A że nic juz nie mogło zapobiec zajęciu przez Rosjan Wiednia, więc pozostawała jedyna możliwość ratowania resztek środkowej Europy przez uprzedzające wschodniego alianta zajęcie Berlina. Pomimo to, w tym krytycznym momencie, gen. Eisenhower, zamiast działać śmiało, wykazał ultra ostrożność. W jego umyśle cały problem redukował się do strategii – zajęcia Niemiec – podczas gdy winien był uwzględniać również politykę – zajęcie Berlina]
Sprzedanie Polski
Michał Sokolnicki krytycznie ocenia fragmenty publikacji H. W. Baldwina dotyczące zagadnienia polskiego. Uważa, że przy poruszaniu spraw polskich istnieje u anglosaskich, coś w rodzaju poczucia winy. Tak w Anglii jak i po drugiej stronie Atlantyku wyrzuty sumienia przejawiają się w kazuistyce prawnej, w szukaniu winy u zaocznie skazanego. U amerykanów spotyka się częściej obniżanie wagi całej kwestii, sprowadzanie jej do poziomu wewnętrznych, drugorzędnych zatargów o miedzę. Gra tutaj także inny element, a mianowicie chodzi o budowanie znaczenia prezydenta Roosevelta w historii. „Wygrał on wojnę, ale przegrał pokój” – taki sąd zdaje się być powszechnie przyjęty. Kreśli się wizerunek Roosevelta raz jako dobrodusznego pana, traktującego bliźnich niby podobnych sobie dżentelmenów; to znowu jako altruistę, planującego tylko pomyślność dla wszystkich narodów. Ale postępowanie tego prezydenta w sprawie polskiej prowadzi do odmiennych spostrzeżeń. W Teheranie zaburzenia żołądkowe przeszkodziły mu we wzięciu udziału w rozmowie Churchilla ze Stalinem o „sprawie polskiej”, co pozwalało mu aż do października 1944 r. twierdzić, że za nic w tej mierze nie jest odpowiedzialny, a jeszcze w czerwcu 1944 r. wobec Mikołajczyka zrzucić całą winę za zaprzedanie Polski na premiera brytyjskiego.
[Edgar Ansel Mowrer w cytowanej publikacji postawił sprawę jasno: „wolna Polska została uduszona, podczas gdy Roosevelt i Churchill trzymali za jeden koniec postronka”]
Tymczasem z poznanych dotychczas świadectw wynika, że on sam dał Stalinowi swoje przyzwolenie na rozbiór Polski. Rewelacja o tym nastąpiła 13 października 1944 r. w Moskwie w obecności polskiego premiera, choć jeszcze 28 października, na stacji w Chicago, Roosevelt zapewniał prezesa Polsko-Amerykańskiego Kongresu, iż „podejmie niezbędne środki celem zabezpieczenia niepodległości Polski”. Wreszcie w Jałcie, „wyczerpany i chcący uniknąć dalszych sporów ” ,oddał on Polskę, podobnie jak inne sprawy i kraje, za złudny miraż sowieckiej interwencji wojennej na Dalekim Wschodzie; ale równocześnie zapewniał własnego szefa sztabu, że „czyni wszystko co może dla Polski”, a 1 marca 1945 r., w swej ostatniej mowie, „zwiódł Kongres”, zataiwszy przed nim znaczenie i sposób dokonanych w sprawie polskiej koncesji. Starannie ukrywane cechy charakteru Roosevelta rozpoznali tylko nieliczni, mniej zaślepieni spomiędzy jego współpracowników: skłonność do kłamstwa i nadużywania pustego frazesu.
(…)
Niestety, były to nie tylko frazesy. Oto bowiem już 15 marca 1943 r. prezydent Roosevelt w rozmowie z brytyjskim ministrem spraw zagranicznych Robertem Anthony Edenem, stwierdził, co następuje: “Wielkie mocarstwa będą decydowały, co Polska ma mieć. Ale ja nie mam najmniejszego zamiaru iść na konferencję pokojową, aby targować się o Polskę, czy inne małe państwa”.
*******
W nawiązaniu do publikacji Michała Sokolnickiego istotne uzupełnienie w formie listu do redakcji „Kultury” (paryskiej) nadesłał Witold Babiński:
(Babiński Witold (1897-1985) absolwent SGGW i Uniwersytetu Warszawskiego, uzyskał doktorat w zakresie ekonomii agrarnej, ekspert z zakresu ekonomiczno-rolnych i autor licznych publikacji w wymienionej dziedzinie. Uczestnik wojny polsko-sowieckiej w latach 1920 -1921. Zmobilizowany w 1939 r., od 1940 r. oficer do zleceń gen. K. Sosnkowskiego. Po wojnie, w 1948 r. osiedlił się w Kanadzie. W latach 1972-1976 wiceprezes Kongresu Polonii Kanadyjskiej – S.O.).
List został opublikowany w numerze 9(47) „Kultury” z 1951 r. Oto treść tego uzupełnienia.
********
W związku z doskonałym opracowaniem Michała Sokolnickiego, zamieszczonym w Nr 5/43 „Kultury” pt. “O wielkich błędach ostatniej wojny” pozwalam sobie dorzucić następujące uwagi.
W ww. publikacji jest zapis, że Stany Zjednoczone sprzeciwiały się przez cały rok 1942 uregulowaniu spraw terytorialnych przed zakończeniem wojny, że nic nie wskazuje na to, aby do pierwszych miesięcy 1943 r. nastąpiły w tym stanie rzeczy jakiekolwiek zmiany, że więc dopiero między wiosną a jesienią tegoż roku nastąpił zasadniczy przełom. Otóż wydaje mi się, że ten przełom nastąpić musiał wcześniej o czym. świadczy m. in. ogłoszony niedawno dokument przez dyplomatę hiszpańskiego, Jose Maria Doussinague.
https://es.wikipedia.org/wiki/Jos%C3%A9_Mar%C3%ADa_Doussinague
Jest nim list oficjalny Roosevelta z 20 stycznia 1943 r., skierowany do agenta komitetu Izraela, Zabruskiego. (działająca w ZSRR organizacja o nazwie Rada Narodowa Młodego Izraela – S.O.). Zabruski występował wówczas jako pośrednik między Rooseveltem, a “wspólnym przyjacielem Stalinem”. (Zabriski/Zaborowski? – S.O.) Otóż w liście tym poleca Roosevelt upewnić Stalina, że Rosja otrzyma po wojnie pełną satysfakcję w ramach projektowanej Tetrarchii świata (tzw. pakt „Czterech Żandarmów” – S.O.). Owa “wizja przyszłości” Roosevelta pozostawia już wówczas wolną rękę Rosji w Europie i Azji, zastrzegając prawa dla Stanów Zjednoczonych w obu Amerykach i w Afryce. Europa Zachodnia (łącznie z Francją) miała być terenem wpływów angielskich.
List Roosevelta zawiera obietnicę dostępu do Morza Śródziemnego dla Rosji oraz obietnicę wywarcia nacisku na Polskę, aby przyjęła w stosunku do ZSSR postawę „rozsądną, wyrozumiałą i ugodową”. W dalszym ciągu tegoż listu wyraża Roosevelt zgodę na całkowity powrót do Rosji Sowieckiej wszystkich terytoriów, które zostały “czasowo oderwane od Wielkiej Rosji”. W świetle treści tego listu sprawa Polski była przegrana już prawie na rok przed Konferencją w Teheranie.
(José Maria Doussinague; “España tenia razón 1939-1945” Edition: Espasa-Calpe. Madrid 1949).
******
Słusznie wytyka Michał Sokolnicki obłudę tekstowi Baldwina, nazywającego świadomą, wyrachowaną zdradę aliantów na rzecz Sowietów jedynie “błędem”, “nonsensem” czy “niewiedzą”. Nic takiego nie miało miejsca (co zresztą dokumentuje załączony na końcu list od czytelnika “Kultury”). Była to świadoma strategia politycznej bandyterki oligarchów Zachodu, kosztem wykrwawionych narodów Europy Wschodniej, w tym zwłaszcza Polski.
Pisze o tym Douglas Reed w II t. “Strategii Syjonu”:
“W Jałcie sprawdzianem wartości honoru Zachodu okazała się sprawa Polski. II wojnę światową zapoczątkowała wspólna inwazja sowietów i Niemców na Polskę. Ona głównie była krajem, do którego odnosiła się deklaracja Roosevelta i Churchilla z 1941 r. (Karta Atlantycka), stanowiąca , że „suwerenność i samorząd” muszą być przywrócone wszystkim tym “którym odebrano je przemocą”. Na zakończenie konferencji jałtańskiej (…) Polska została faktycznie porzucona na pastwę sił rewolucji (…) Stało się [to] jasne dzięki rozkazowi Roosevelta wydanemu Eisenhowerowi, aby podporządkował swoje plany ofensywy życzeniom sowieckim. Oznaczało to, że Polska a wraz z nią wszystkie kraje leżące na wschód i południowy wschód od Berlina, zostaną zagarnięte przez sowietów (…). [Było to] przejawem krańcowej degradacji Zachodu. (…) Stwarzanie pozorów, że jedynie połowa terytorium Polskim zostanie oddana sowietom, a Polska uzyska „kompensatę” kosztem amputacji części Niemiec i że w tak powstałym kraju odbędą się „wolne wybory” było podłe (…) Wszyscy wiedzieli, że nie tylko cała Polska ale i połowa Niemiec, z obszaru których Polska miała uzyskać „kompensatę”, przejdą z niewoli nazistowskiej w niewolę komunistyczną i że właśnie dla umożliwienia tego armie alianckie zostały zatrzymane pod Berlinem.”
„Z punktu widzenia historycznego, rewelacje dotyczące dokumentów jałtańskich (…) nie są kompletne. (…) W maju 1953 r. pod presją Senatu, amerykański Departament Stanu podjął się zadania publikacji w nieokrojonej wersji dokumentów wszystkich 12 konferencji wojennych w terminie do czerwca 1956 r. Do maja 1956 r. opublikowane zostały jedynie dokumenty jałtańskie, lecz i te nie ukazały się w całości. Dwaj urzędnicy Departamentu Stanu, którym powierzono to zadanie Donald M. Deezer i Bryton Barron, nalegający na jak najszybsze opublikowanie pełnej wersji, zostali zdymisjonowani. (…) Barron był poddany wyczerpującemu praniu mózgu, aby go skłonić do zgody na usunięcie ważnych dokumentów. Oświadczył swoim przełożonym, że opracowanie jakie przygotowują do publikacji będzie „wypaczone, niekompletne, okrojone (…) wprowadzające w błąd amerykańską opinię publiczną”.
I jeszcze jeden smakowity cytat z Reeda:
„Na ostatnim „prywatnym” spotkaniu z Rooseveltem, Stalin powiedział [że] „bardzo trudny problem [ma] z Żydami”. Próbowali go rozwiązać założeniem kraju żydowskiego w Biriobidżanie, ale po kilku latach „rozproszyli się po miastach”. Na to prezydent Roosevelt tonem członka ekskluzywnego klubu, pewnego że jego gospodarz także do niego należy, oświadczył, że „sam jest syjonistą” i zapytał Stalina, czy także nim jest. Ta wymiana zdań zdaje się świadczyć, że w końcu dwaj mężowie stanu doszli do jądra sprawy. Stalin odpowiedział, że „zasadniczo jest syjonistą, choć dostrzega pewne trudności”.
Warto przypomnieć (o czym też pisze Reed) że “prezydent Roosevelt zjawił się na konferencji jako sygnatariusz Planu Morgenthau’a, opracowanego przez agenta sowieckiego usadowionego w jego własnym Departamencie Skarbu (Harry Dexter White). Towarzyszył mu inny agent sowiecki, później sądzony i skazany Algier Hiss z Departamentu Stanu, który w tym krytycznym momencie był doradcą prezydenta do “spraw politycznych”. W rezultacie, rząd sowiecki był reprezentowany po obu stronach trójkątnego stołu (…)”