Bronisław Linke „Autobus” (Unii Europejskiej)
MOTTO
[J.Bartyzel]
3. “Paradoksalność wszelkich odmian takiego stanowiska polega natomiast na postulowaniu wprowadzenia prawdziwej demokracji i wolnego społeczeństwa przy jednoczesnym stwierdzeniu, że przejście do takiego stanu rzeczy odbyć się może jedynie za sprawą kierownictwa oświeconej mniejszości, posługującej się w tym celu środkami niedemokratycznymi i indoktrynacją.”
[F.Ludwin]
4. “Bierną rewolucją powinien zaś kierować sztab rewolucyjnej elity intelektualnej umiejscowionej w kierownictwie partii komunistycznej będącej właśnie nowoczesnym, kolektywnym „Księciem”. Ze względu jednak na pozycyjny charakter wojny manewrowej w biernej rewolucji, wymagającej elastyczności i nawet pewnej finezyjności środków, tak, aby wprowadzać w instytucje władzy kulturowej „ducha rozłamu” ( scissione ) w sposób niezauważalny, nie jest celowe, aby komuniści wysuwali się na plan pierwszy oraz zbyt ostentacyjnie prezentowali swój rzeczywisty i ostateczny cel.
[J.Bartyzel]
Ostatnich kilka lat dobitnie pokazało KTO powozi naszymi wagonami. Nie myślę tu, oczywiście, tylko o wagonach ze zbożem humanistyczno-technicznym ;). Bo z tymi wagonami z ziarnem to prosta sprawa – ongiś wwoził całe korowody tirów BEZ-CELNIE BEZCZELNIE taki np. Sekuła (Prezes Głównego Urzędu Ceł, prokuratura oskarżyła go o popełnienie czterech przestępstw, m. in. o działanie na szkodę Głównego Urzędu Ceł; w 2000 r. Sekuła podobno popełnił samobójstwo, a całkiem na pewno zmarł od ran postrzałowych). Jak widać w kwestii “celnej” nic się nie zmieniło od 20 lat – pastorał władzy przeszedł tylko w inne ręce. I doszła bajka o niewinnym carze, co dla Polski dobrze chce. No i dzisiaj cele ceł (w interpretacji MM “cele celów”) nie doprowadzą nikogo na łono Abrahama z ranami postrzałowymi brzucha, bo… system usunął niedociągnięcia.
Dzisiaj lewa kasa na maseczkach, działkach, respiratorach, zbożu technicznym i wszystkim co na pseudopandemii i wojnie da się opylić z godnym uwagi przebiciem – nie nazywa się już przestępstwem, lecz sprawnością działania, troską o społeczeństwo i międzynarodową solidarnością. Wszak nadane nam przez deep state made in USA miano “mocarstwo humanitarne” zobowiązuje ;). Dzisiaj żarcie pestycydów w mące (vide: chloropiryfos, niezwykle toksyczny pestycyd zakazany w UE a masowo sypany na Ukrainie) to polska racja stanu. I wciąż nasz tramwajo-pociąg czyni postępy (postęp musi być, bo co by z ambony ogłaszał co tydzień duet Kuźmiuk-Czarnecki?). Postęp jest, bo miały być fabryki dronów i samochodzików ekologicznych a jest zapowiedź (?) fabryki błogosławionych “szczepionek” i fabryki pocisków. Chwała Mateuszu! Wpieriod! Aaa, bym zapomniał o fabryce naklejek “ruska onuca”, które to gadźety są niezastąpione, gdy nas złapią na popełnianiu przestępstwa – wtedy drzemy się w niebogłosy na tego, co złapał nas za rękę na przytulaniu kasy: “Jak śmiesz! Tyyy, tyy… ruska onuco! Osłabiasz nasze zdolności obronne! Putin tylko na to czeka!” I nagle sytuacja się odwróci: demaskatorzy wszelkiej rasy złodziejów staną w obliczu linczu ze strony pasażerów tramwaju Polska Patriotyczna. Da się?
Da.`
Jest też w tym wyraźny postęp, bo niegdysiejszy okrzyk przyłapanego na kradzieży “To nie moja ręka!” był li tylko obronny. Okrzyk “ty ruska onuco!” stawia świat zorganizowanej przestępczości politycznej na całkiem nowym poziomie, poziomie w 100% ofensywnym. Niedługo ten sposób zejdzie pod strzechy i tacy na przykład zdemaskowani kieszonkowcy w tramwaju na ostrzegawczy i wskazujący na nich okrzyk: “Uwaga! Złodziej!” będą odkrzykiwać “Ty ruski agencie, ruska onuco, odwal się ode mnie! Ile ci płaci Putin?!” Jest postęp i dobra zmiana? Jest.
Jednym słowem nie jest źle. Sami humaniści na czele państwa, filantropi i zbawcy.
Nasz pociąg pędzi do przodu!
“A tłoki kołami ruszają z dwóch boków”, (“tłoki” to oczywista literówka Tuwima ;), winno przecież być “tłuki”).
1.
Wielu jedzie na pociągu do szczęścia. Na naszym pociągu do szczęścia. Najlepsza jazda jest na ludzkim pociągu do szczęścia.
Wracając więc do początkowej kwestii: kto powozi tym pociągiem? Źli ludzie już dawno powiadali, że kierujących pociągiem najlepiej rozpoznać po… strojach służbowych i kreacjach. Stylowe fartuszki, bródki przycięte bronsteinowsko i trewirowy rozmach rzucały się w oczy od wieku wśród molestujących Europę inkubów i sukkubów.
W tym świecie zjaw, demonów i potworzyszcz z lubością powtarzana jest bajka socjalistów o obaleniu komunizmu.
Niczego nie obalili, tylko poszerzyli bazę ludzką oraz ideową socjalizmu i jego definicję. Najprzyjemniej robi się transformacje… definicji. Najlepsze kasztany są na placu Pigalle-Solidarności. Rewizjonista lubi je nie tylko jesienią.
Nie obalili komunizmu – bo komunizmu nie było w PRL. PRL to było państwo socjalistyczne. Kiszczak zrobił pierestrojkę socjalizmu PRL w społeczną gospodarkę rynkową.
Komunizm to końcowa stacja, nigdy nie osiągalna, żyjąca tylko w wyobraźni socjalistów używana przez nich jako motywator mas do pracy w obrębie państw urządzonych socjalistycznie a nazywanych dowolnie. Komunizm to byt wirtualny, można dowolnie zmieniać jego nazwy, gdyż on nie istnieje i nie istniał – zmienić można np. “komunizm” na “polski model dobrobytu”, “zrównoważony rozwój”, “ekonomia współdzielenia”, “zielona transformacja”. Słowo-dynamo socjalizmu, jego prądnica ma wiele twarzy, mnóstwo wariantów. Co najmniej tyle, ile sefirotów ma kabalistyczne drzewo. Im więcej, tym lepiej. Tym większy zawrót głowy i utrata orientacji przestrzennej, czasowej i duchowej u pasażerów wywożonych w siną, zieloną, czerwoną i różową dal…
Niektórzy mówili, że kiedyś nazwa stacji końcowej brzmiała Macht. Nazwa jest jednak nieważna, ważne jest tylko, by był to jedyny przystanek, by był to przystanek końcowy i by był… nieosiągalny. Komunizm istnieje tylko w specyficznych umysłach zdominowanych przez syndrom jerozolimski, kompleks mesjasza i kompleks Boga. Nieosiągalność celu jest gwarancją niewymienialności okupującej pociąg obsługi, czyli ciągłego dawania szans przez lud pasażerski grupie kilku drużyn konduktorsko-kierowniczo-motorniczych wiozących ludzi. Wśród członków obsługi panują ciepłe bardzo stosunki, familiarne, iście rodzinne. Bo jak głosi pieśń, którą często nucą pod nosem sprawdzając pasażerom bilety: “Tradycja w narodzie rzecz święta, w wybranym szczególnie przyjęta, gdy dziadek w obsłudze, syn dziadka w obsłudze, syn syna a wnuków wnuczęta.”
Socjaliści po to mówią, że obalili komunizm, by ukryć swoją socjalistyczność i ukryć to, że nie obalili komunizmu, lecz tylko przepoczwarzyli socjalizm. Nikt nie mówi: pierwszy niesocjalistyczny rząd, pierwszy niesocjalistyczny premier. Coś tu ktoś chce przed nami najwyraźniej ukryć… Mówi się: pierwszy niekomunistyczny rząd, pierwszy niekomunistyczny premier – bo to nic nie znaczy, czy też raczej, bo znaczyć może dowolną rzecz. I o to właśnie chodzi, by rzecz była dowolna. Gdy rzecz (“rzecz” także w pierwotnym znaczeniu, czyli: “mowa”) jest dowolna, to kierujący biegiem rzeczy mają wolność … Wszystko odbywa się w sferze sefirotów, w miejscu zwanym ou-topos . W świętym Nigdy. Ogłaszają zwycięstwo nad czymś co nie istnieje, nie istniało i nie może istnieć. Ogłaszać zwycięstwo muszą, by nikt nie pomyślał, że walki w ogóle nie było. Nie ma nic bardziej psychologicznie zrozumiałego niż to, że kolaborant ogłasza sam siebie przemyślnym triumfatorem. Upadek komunizmu to nieistniejące zwycięstwo nad nieistniejącym, lecz niszczącym wszystko poza sobą, bytem. A socjalizm tego komunizmu nieśmiertelnym synem i… ojcem. Zresztą nazwę “socjalizm z powodzeniem zastąpić można inną (neokolonializm, neofeudalizm, kolonialny globalizm, FEDERALIZM, zjednoczenie, oświecona demokracja, Rzesza etc. etc.), bo nie o nazwy tu chodzi, lecz o rozpoznawalną strukturę tego gmachu.
Pociąg socjalistyczny zawsze jedzie do końcowej stacji “komunizm” (czy mówiąc bardziej konkretnie: do stacji ochlokracja sterowana z tylnego siedzenia przez plutokratów). Ponieważ z powodu częściowego zniesienia cenzury lud pasażerski stał się trochę bardziej świadomy – motorniczowie socjalistyczni od czasu do czasu zmuszeni są zmieniać nazwy końcowej stacji ogłaszając, że już do niej nie jadą, lecz pociąg jednak nieubłaganie dalej dąży w tym samym kierunku. Socjalizm ma tylko jeden kierunek: apoteoza i dobrobyt… POŚREDNIKÓW oraz władców marionetek. Końcowa stacja socjalizmu jest nieosiągalna – na tym polega socjalizm – na dążeniu do celu, który wciąż się oddala, bo istnieje tylko w mózgach socjalistycznych motorniczych i kierowników pociągu. Socjalizm jest patologicznym, rozgorączkowanym stanem mózgu i słyszeniem głosów. Słyszeniem głosów “ludu”. Aby pasażerowie nie zorientowali się, że cała obsługa pociągu jest zamiejscowa – przez głośniki puszczane są pieśni patriotyczne. Aby nadzieja nie wygasała mimo ciągle oddalającego się końca podróży – na ekranach w korytarzu wyświetlana jest całodobowo prezentacja w powerpoincie pt. Cele komunizmu , a ponieważ sam komunizm jest celem, to prezentacja ma zaktualizowany tytuł: “Cele celów”, albo “Cel celu”, w wersji popularnej: Cela cel.
Socjalizm jest drogą bez celu stworzoną dla ulokowanej w danym kraju obsługi pociągu i dla tych z obcych dyspozytorni ruchu, którzy projektują tory – by obydwie te grupy nie lubiąc parać się pracą – miały wciąż świeże owoce pracy. Komunizm jest torami pod których jedzie pociąg socjalizmu. Torami, które kładą niewolnicy wierząc, że prowadzą one do sprawiedliwości społecznej i szczęścia w pewnej, nie za bliskiej i nie za odległej przyszłości. W przyszłości ulokowanej w takiej odległości czasowej, by prawie każdy miał nadzieję, że jeszcze za życia zdąży się “na nią załapać”. Pociąg Mazowieckiego miał dojechać do stacji dobrobyt (nowa nazwa komunizmu) za 15 lat. Po 15 latach nikt już nie pamiętał, że miała już być stacja końcowa. A po następnych 15 (czyli w sumie 30) latach kazano wszystkim wysiąść, lecz nie była to stacja końcowa, lecz … druga stacja początkowa. Kazano ludziom złapać trochę oddechu. I ogłoszono, że w związku ze zmianą rozkładu jazdy i robotami na torach pociąg dojedzie do końcowej stacji za 15 lat, czyli za 45 lat od chwili wyjazdu. Ponieważ liczba 45 jest uważana za szczęśliwą, gdyż w 1945 r. jedna okupacja zamieniła się na drugą, a każda zmiana jest ożywcza, a czasem nawet bywa dobrą zmianą, to nikt nie zauważył, że za ogłoszone 45-letnie opóźnienie nikt nie przeprosił, a zresztą po co przepraszać, skoro cała obsługa wie, że sensem tego pociągu nie jest dojazd, lecz jazda i podwyżki cen biletów komunikowane podczas jazdy. Wszyscy więc wsiedli, po krótkiej przerwie na papierosa odświeżonych marzeń, by nie zostać na postoju w polu jak Himilsbach z angielskim. Albo jak polscy rolnicy i hodowcy z ukraińskim zbożem, drobiem, miodem i orzechami. Pociąg ruszył.
2.
Pierwsi zaczęli się budzić ci, którym często śniła się niepodległość. Pociągiem pełnym pośredników i kast organizujących handel towarami produkowanymi podczas jazdy przez podróżnych nie można jednak dojechać do stacji niepodległość. W rozkładzie jazdy pociągu socjalistycznego nie ma takiego przystanku. Kasty pośredników kierujące pociągiem i handlujące w nim nie dadzą się usunąć z pociągu – swoje prawo do okupowania pociągu i nieskończonego obwożenia go po bezdrożach nazywają patriotyzmem. Jest to patriotyzm odwrotny od patriotyzmu pasażerów. Dwa statusy ludzi z pociągu są także przyczyną dwóch niepodległości – jedna to kastowa niepodległość, niepodleganie żadnej kontroli a druga, to niepodległość prawdziwa, o której czasem marzą najniepokorniejsi z niewolników, z biegiem lat jednak zastępując to marzenie podsuniętą przez Niepodległą nikomu (prócz marionetkowego Imperatora) obsługę pociągu – wizją uciekającej, szczęśliwej stacji końcowej. Jedna i druga. Druga i jedna. Dwie (por. J.J.Lipski, Dwie ojczyzny – dwa patriotyzmy).
Czy końcowy przystanek uciekał o tyle, o ile się do niego pociąg przybliżał, czy też końcowa stacja trwała nieruchomo w środku koła, po którego obwodzie niestrudzenie krążył pociąg po ułożonych w okrąg torach, przeliczając swoimi kołami leżące pod torami podkłady (ideologiczne) w liczbie będącej wielokrotnością 1945 – nie dało się stwierdzić. W każdym razie najbystrzejszym z pasażerów po długim wystawaniu w korytarzu przed nieszczelnymi oknami zdawało się, że w określonych interwałach czasowych za oknem pojawiają się te same budynki, o tej samej liczbie pięter a komunikaty obsługi brzmią jakby były odtwarzane z taśmy. Wszystko jawiło się jakimś cyklem zawiązanym mocno i ściśle, jak węzeł kotwiczny. Wszystko było powtarzalne, oprócz bezczelności obsługi pociągu oraz grubości złotych łańcuchów od identyfikatorów, które to bezczelność i grubość rosły regularnie, związane ze sobą zasadą wzajemnej proporcjonalności i solidarności. Niektórzy twierdzili, że widzieli, jakoby pociąg krążył dokoła laserowej projekcji 3 D obrazującej trzech mężczyzn pijących szampana: Marksa, Schumana i Spinellego. Gdy chcieli z innymi się podzielić tym, co widzieli, tamci powtarzali jak automaty: “Nie jest źle. Jest lepiej. Nie jest źle, jest lepiej. Zresztą bilety kupił na ten pociąg Najgenialniejszy Zamawiacz Biletów, świętej pamięci pan prezydent i profesor . On nie mógł chcieć dla nas źle. On nie mógł się mylić. Wszystko się zgadza, zgadza, zgadza…”
To tory, to pociąg. To pociąg pędzący i pędzi jednaki, miarowy, wierzący…
Bo para te tłoki wciąż tłoczy i tłoczy, I koła turkocą, i puka, i stuka to: Tak to to, tak to to, tak to to, tak to to!…
Gdy pociąg rusza, rozpala się oczekiwania. Gdy już jedzie – wygasza się je. To taki internacjonalny marsz z racami i pochodniami oczekiwań. W kłębach dymu. Fumokracja. Dymokracja.
Kiedyś kibitki i Sybir realny, teraz pociąg należący do firmy Spinelli-Reich pędzi na duchowy Sybir… A nasi przewodnicy mówią, że nie można doń nie wsiąść, bo wtedy znaleźlibyśmy się na marginesie.
Jeśli jacyś z pasażerów zaczynają dopytywać się o rozkład jazdy, by w razie czego przesiąść się na inny pociąg – zostają wyciągani z pociągu i oskarżani o bolszewicki faszyzm terrorystyczny, lub o bolszewicki terroryzm faszystowski, a żeby zagłuszyć akcję wyciągania i krzyki wyciąganych – przez głośniki puszcza się wspomnienia potomków polskich powstańców, seriale przygodowe o rządach sanacji i fabularyzowane słuchowiska historyczne o bitewnych sukcesach Berka Joselewicza. Najgorzej zaś są traktowani ci, którzy śmieli domagać się wymiany obsługi na miejscową…
Ci, którzy zaczynają się bardziej grzecznie pytać: “Czy na pewno jedziemy w tym kierunku, co trzeba?” spotykają się z niechętnymi spojrzeniami zapatrzonych w ekrany (jęk szklany… śmiech szklany…) na których miga prezentacja pt. Cele jazdy i słyszą powtarzaną pewnym głosem odpowiedź: “Schuman wie, dokąd jedziemy, bo Klamm mu powiedział…” [Klamm to nieuchwytny zarządca zamku z powieści “Zamek” F. Kafki; przyp. mój, wawel]. Gdy ktoś dalej drąży temat mówiąc: “Przecież Schuman już dawno nie żyje i nigdy nie mówił o tym kierunku, o którym myślicie, ale o przeciwnym” – to potępiany spojrzeniami prawie wszystkich zostaje umieszczony w izolowanym przedziale z ekranem nadającym filmy o marnym losie nazistów i o Norymberdze. Do tej samej celi izolowanej trafiają ci, którym nie trafia do przekonania to, iż musimy jechać w dobrym kierunku, bo przecież bilety zamawiał Mistrz Zamawiania Biletów. Kiedy razu pewnego ktoś na takie dictum odrzekł, że – jak opowiadają – ten genialny zamawiacz biletów kiedyś zatrzymał pociąg mówiąc, że musi wpuścić filantropijną grupę kelnerów, która rozda wszystkim darmowe posiłki. Wpuszczeni wprawdzie mieli fartuszki, lecz zaburzali całe życie w pociągu, budzili ludzi po nocach szukając z latarkami w ich bagażach różańców, podczas postojów wyskakiwali i kładli się na torach, albo zamykali się w przedziale z córkami bulwersując wszystkich wydobywającymi się z niego odgłosami. Czy ktoś zadający się z takim towarzystwem i narzucający je pasażerom bez pytania się ich o zdanie – może gwarantować zakup dobrych biletów?
Każdy, kto podejrzewa, że cały pociąg, rozkład jazdy, końcowa stacja – to fikcja żywiąca obsługę, pośredników i producentów torów – nazywany jest: onuca, negacjonista, agent, nacjonalista, Polnischer Bandit i element antyspołeczny a imię jego zostaje wymazane z księgi żywych, chociaż żyje dalej. I tak się zaczyna i taką ma cenę wychodzenie z pociągu, który nigdy się nie zatrzymuje, bo donikąd jedzie. I z którego w miarę jazdy coraz mniej można wysiąść…
Ilustracja. “To para, co z kotła rurami do tłoków,
A tłoki kołami ruszają z dwóch boków“
Lewica europejska wkrotce padnie pod ciosami islamu,a polska lewice czeka polityczny margines.Nie bedzie juz nigdy żadnych unii w komunistycznym stylu.Zatem juz teraz ignorujcie wszelkie prawa i decyzje ktore gdzies tam zapadly po decyzjach marksistow i socjalistow,w razie ich agresywnosci-zwalczajcie je takze czynnie i zbrojnie.Podwazajciue publicznie kazda wladze ktora by chciala rzadzic z pobudek marksistowskich i globalistycznych i nigdy nie glosujcie za takimi politykami
Czy już jest – gotowe – pokolenie do realizacji zamysłów z wypowiedzi jan? Nawet europosłowie PiS-u na chwilę oprzytomnieli i “ujawniają” co komuniści unijni planują. Przez całe lata swojej kadencji nawet nie pisnęli o złych zamiarach eurokołchozu, nie w trybie “pisku mysiego” a ciągłej informacji merytorycznej.
Przypominajmy te nazwiska, po wieki okryte hańbą: Róża Thun (z.d. Woźniakowska, jej brat Henryk Woźniakowski dyrektor wyd. Znak w Krakowie, wydawał i promował antypolskie książki Jana Tomasza Grossa), Danuta Hübner (córka i wnuczka ubeków z Niska: Józefa i Ryszarda Młynarskich), Paweł Świeboda (wysoki urzędnik w MSZ z kręgu Michnika i Geremka, obecnie kariera w think tankach UE i w Komisji Europejskiej).
Oto polska trójka (czyżby polska?) obecna w grupie Spinelli (wg. listy z roku powołania 2010), gdzie błyszczy kwiat europejskiego lewactwa: Jacques Delors, Joschka Fischer, Gisele Schwann, Daniel Cohn-Bendit czy Guy Verhofstadt.
Oto następne po prymitywnych Bierutach, Gomułkach, Gierkach pokolenie grabarzy Polski – wyrafinowane, eleganckie, wspierane przez najwyższe kręgi niewidzialnych gremiów Europy i świata.
Nawiązując do alegorii pociągu z pasażerami i obsługą. Aspiracje pasażerów są na poziomie miejsca przy ekranie, nawet nie przy oknie oraz sympatii dla “konkurującej” ze sobą jednej lub drugiej obsługi. Stacja docelowa wciąż ta sama, bo zmieniająca się podczas wyborów – obsługa – nie zmienia trasy.
Od długiego okresu czasu proponuję, aby nazywać unię –antyeuropejską z wiadomych względów. Uważam, że jest to ważne, bo w nazwach kryją się manipulacje.
Dlaczego Polacy zgłupieli? Oto jeden z głównych powodów: Gwałt na pojęciach.