W czasie dramatycznych wydarzeń takich jak obecna wojna na Ukrainie, a także przy okazji sporów politycznych niesłychanie istotny staje się problem prawdy. Od lat notowałam sobie- trochę dla żartu- wypowiedzi na temat prawdy różnych polityków. Dla żartu bo kuriozalne były postacie biorące udział w tych sporach a czasem kuriozalne okoliczności zdarzenia. Na przykład gdy powszechnie znany z prawdomówności Donald Tusk zarzucał szefowi CBA Kamińskiemu zwykłe kłamstwo. Przypominam, że w tamtych czasach Tusk występował w żartach rysunkowych z długim nosem kłamliwego Pinokia. Wzajemnie zarzucali sobie również kłamstwo Pitera i Boni osoby w oczach opinii publicznej równie wiarygodne. Czy warto przypominać te zabawne postacie i ich humorystyczne wypowiedzi? Uważam, że warto bo to część naszej najnowszej historii. Bodajże w grudniu 2009 roku niejaki Sebastian Karpiniuk powiedział : „Proponuje nam się różne ćwierć prawdy, a prawda leży tam gdzie leży”.
Karpiniuk zastosował tu klasyczną definicję idem per idem w wersji siermiężnej. Chłop to chłop, baba to baba, złodziej to złodziej, prawda to prawda. Był to bardziej przejaw bezradności intelektualnej niż poczucia rzeczywistości. Pan Karpiniuk zginął w Smoleńsku w sprawie którego do tej pory toczy się walka prawdy przeciw prawdzie.
Według antagonistów Karpiniuka prawda ( jak prawdopodobieństwo) jest liczbą z przedziału obustronnie domkniętego <0,1>. Jeżeli na przykład temu, co mówi pani Pitera przypiszemy liczbę 3/11 a temu, co mówi Boni 4/13 to rację ma Boni. A przecież w naszej kulturze cały system prawny oparty jest jak dotąd na ocenie „zero-jedynkowej” , a prawników też uczy się na studiach wyłącznie logiki dwuwartościowej.
Jak zanotowałam w tym samym okresie inny polityk Stanisław Żelichowski powiedział : „„Będziemy głosować, która prawda jest bardziej prawdziwa”.
W demokratycznym społeczeństwie prawdę ustala się drogą glosowania. Jeżeli parlament przegłosuje, że aborcja w 8 miesiącu ciąży nie jest morderstwem, to znaczy, że nie jest, a przestępcą staje się ten, kto ośmiela się twierdzić inaczej. Jeżeli Akademia Nauk w demokratycznej procedurze ustali, że Ziemia jest płaskim krążkiem, który niosą na grzbietach trzy słonie, będziemy tego uczyć dzieci w szkołach. Prawda- jak zło- podlega również stopniowaniu. Nic dziwnego, jeżeli –jak wyżej- możemy przypisać jej pewien ułamek.
Prezydent Komorowski jest jeszcze bardziej wnikliwy :„Prawda to jest to, co ma odbicie w dokumentach”
To też już znamy. Wałęsa ma papier na to, że nie jest Bolkiem, więc Bolkiem nie jest. Sąd nie dopuszczał dowodów, które chciał przedstawić Krzysztof Wyszkowski, bo po co tracić czas, gdy znamy prawdę. Gangster ma papier od lekarza, że jest chory, więc wędruje na wolność. A że lekarz też gangster? Nic nie szkodzi, ma przecież odpowiednie papiery , ma dyplom i jest na liście biegłych sądowych.
Przypominam, że w sąsiednim kraju stosowana była kiedyś definicja prawdy wyjątkowo skuteczna i niezawodna. „ Prawda to jest po prostu to, co pisze Prawda”. Kiedy w tym znanym piśmie pojawiała się informacja, że pan X jest wrogiem ludu odwiedzali go o świcie z gazetą w ręku smutni panowie, a sąd na podstawie artykułu w Prawdzie wysyłał go na białe niedźwiedzie.
Taką definicją posłużyła się wówczas to znaczy w 2009 roku pani Milewicz. Indagowana przez dziennikarza, dlaczego twierdzi, że podsłuchiwanie gangsterów i polityków jest niedopuszczalną praktyką CBA, jeżeli akceptuje nagrywanie Rywina przez swego szefa Adama Michnika odparła oburzona, że przecież, Michnik nagrywał przestępcę. Nie przyszło jej do głowy, że o uznaniu Rywina za przestępcę zadecydowały właśnie taśmy Michnika. Dla pani Milewicz prawdą było to i tylko to, co pisała Prawda, czyli Gazeta Wyborcza.
Na marginesie- Rywin poszedł siedzieć za to, że usiłował ubić interes z nielojalnym kontrahentem. Ciekawe czy gdyby to Rywin nagrał Michnika i poleciał z donosem, poszedłby siedzieć Michnik?
Ciekawe też czy sądy skazują każdego Kowalskiego, który po pijanemu mówi, że zabije teściową?. Michnik upozował się w tej sprawie na dziennikarskiego Katona, ale- twierdzę- bliżej mu było do zwykłego Kapuścińskiego. Nie znaczy to oczywiście, że znam czy bronię Rywina.
Nie bez przyczyny wspominam Kapuścińskiego. W swojej słynnej powieści „ Cesarz” opisuje on lata panowania i upadek etiopskiego dyktatora Hajle Selasje. Duża część powieści poświęcona jest posuniętym do absurdu dworskim ceremoniałom i rytuałom oraz opisowi życia codziennego Hajle Selasje, który miał bardzo wiele służby, bo wykonywała ona drobiazgowe i absurdalne czynności, takie jak podkładanie poduszek pod nogi cesarza, aby wydał się wyższy. Zapamiętałam psy sikające na buty oficerów gwardii cesarza. Jak się okazało były to opisy całkowicie zmyślone przez Kapuścińskiego lecz dobrze pasujące do idealnego studium tyranii. Gdyby „ Cesarz” był tylko powieścią Kapuściński mógłby sobie do woli zmyślać. Jednak „Cesarz” był przedstawiany i reklamowany jako reportaż a tu nie ma miejsca na kłamstwa zwane elegancko licentia poetica.
Kilka lat temu uczestniczyłam w seminarium na temat kłamstwa w mediach zorganizowanym w Domu Dziennikarza w Kazimierzu Dolnym. Najciekawszy dla mnie był wykład poświęcony współczesnym sposobom blokowania poszukiwań prawdy. O wiele skuteczniejsze od ordynarnej cenzury są jak się okazuje triki i manipulacje psychologiczne. Prowadzącym śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej zarzuca się na przykład nagminnie brak troski o uczucia rodzin zmarłych. Tymczasem jak wiadomo dla rodzin osób tragicznie zmarłych najtrudniejsza jest niewiedza.
50 lat temu oglądałam film „Rashonom- czyli prawda przeciw prawdzie”. Trzy wersje tego samego zdarzenia sprzed lat opowiadają w deszczowy dzień różni jego uczestnicy. Każda z tych wersji jest równie spójna, logiczna i przekonywująca. Jak pamiętam film zrobił na mnie ogromne wrażenie. Dziś widać wyraźnie, że antycypował on postmodernistyczne rozumienie prawdy i jej relatywizację do odczuć jednostki.
/link/
! Fragmenty wytłuszczone są przedmiotem refleksji w komentarzach poniżej !
Nie do oskarżania człowieka czy oceny jego działań zostaliśmy powołani, ale do głoszenia Prawdy nie oglądając się na efekty czy postawy innych.
Jak można głosić prawdę o Hitlerze i jego zgubnych dziełach nie wymieniając go z imienia? Dotykasz trudnego problemu. Bóg nie zabrania nam osądzać czynów, nawet nas zachęca do wyraźnego kategoryzowania dobra i zła (Kazanie na Górze). Chodzi więc raczej o to, aby ze złą intencją nie atakować osoby. Ale czy dążenie do prawdy jest złą intencją?
Tak się zastanawiałem czy tu nie ma sprzeczności, bo głoszenie prawdy o Hitlerze już samo w sobie jest oskarżeniem o popełnione zło i jego odrzuceniem oraz wołaniem o ukaranie.
Akurat jeżeli chodzi o to zdanie, to nie wiem skąd zostało wzięte. Jest to chyba cytat.
To właśnie wszelkie herezje, wraz z komunizmem kierują zagadnienie w stronę osadzania czynu, a nie osoby. Nie można osądzić czynu w oderwaniu od osoby, która go dokonuje. Ocena czynu – w oderwaniu od oceny osoby – prowadzi do wyłączenia sprawcy od odpowiedzialności za czyn, a co za tym idzie stwarza pole i co najmniej pokusę do ponawiania złych czynów przez, zarówno tego konkretnego sprawcę, jak i innych. Czyli otwiera się furtkę, o ile nie wrota, dla czynienia złych uczynków.
ps “wprawdzie źle zostało uczynione, ale zrobił to dobry z istoty człowiek, więc nie czyńmy mu wyrzutów, bo to my w efekcie wyrządzimy mu krzywdę”. Do tego sprowadzają się obecnie wszelkie nurty, w tym obszarze, w poprawnym dyskursie.
Zgadzam się z Nietytusem. Oderwanie czynu od osoby, od konkretnego kontekstu, w którym został popełniony, zamazuje jego kontury i utrudnia ocenę dobra i zła. Otwiera drogę do “poprawności politycznej”.
Ja też się zgadzam, ale zdanie jako przedmiot krytycznej refleksji niech zostanie. Zdanie zawiera sprzeczność, choć być może intencją autora było ustawienie priorytetu: “pierwszym powołaniem jest mówienie prawdy”, co w konsekwencji prowadzi przecież do oceny działań człowieka, a w przypadkach drastycznych do jego oskarżenia