Na stronach sejmowych ujawniono wysokie zarobki rektorów polskich szkół wyższych (przynajmniej z nazwy) w odpowiedzi na interpelację nr 31693. Wyjaśniono, że wynagrodzenie zasadnicze rektora jest powiązane ze średnim wynagrodzeniem na uczelni, co podobno wpływa w pozytywny sposób na kształtowanie wynagrodzeń pracowników w całej uczelni. Dlaczego związki zawodowe różnych opcji protestują w sprawach wynagrodzeń, podobno pozytywnie ukształtowanych, nie wyjaśniono.
Poinformowano natomiast, że wysokość dodatków funkcyjnych rektorów uzależniona jest od liczby uprawnień do nadawania stopnia naukowego doktora oraz liczby studentów. Powinno to dawać do zrozumienia, dlaczego mamy tak wielką liczbę studentów i utytułowanych kadr, a mimo to niski poziom nauki i edukacji, który nie wpływa na wynagrodzenia rektorów.
Co więcej, rada uczelni może przyznać rektorowi dodatek zadaniowy, ale nie wyjaśniono, jakie zadania rektorzy otrzymują. Czy nie otrzymali czasem zadania nauczenia się organizowania rzetelnych konkursów na etaty akademickie i czy wobec niewykonania takiego zadania te dodatki zostały cofnięte, a rektorzy pociągnięci do odpowiedzialności zawodowej? Takiego zadania rektorzy sami podejmowali się przed kilkunastu laty, lecz bez powiązania z dodatkiem zadaniowym nic z tego nie wyszło. Rektorzy nie nauczyli się i nadal mamy ustawiane konkursy, za co w innych krajach grożą konsekwencje karne (na przykład operacja „Universita bandita” we Włoszech), podczas gdy u nas jest to norma.
Ponadto rektorzy mogą za zgodą rady uczelni mieć dodatkowe zatrudnienie, bo czy przy wynagrodzeniu około 40 tys. zł (miesięcznie!), jak to jest w przypadku rektorów największych uczelni, można się godnie utrzymać?
Z moimi tekstami o plagach akademickich rektorzy do tej pory nie podjęli merytorycznej dyskusji ani nie rozpoczęli ograniczenia negatywnych skutków tych plag dla nauki i nauczania w podległych im uczelniach. Widocznie takiego zadania żadna rada przed nimi nie postawiła.
Dodaj komentarz