Wbrew wciskanej nam na siłę zasadzie żeby nie oceniać innych, żeby potępiać zło a nie czyniących je ludzi, na każdym kroku spotykamy się z oceną. Czym bowiem jak nie bezwzględnym ocenianiem bliźniego są wszelkie castingi, konkursy i rozmowy kwalifikacyjne? Dlaczego kandydaci do urzędów państwowych muszą przechodzić przez szczegółowe przesłuchania? Dlaczego do szkoły teatralnej nie przyjmuje się wszystkich chętnych? Czy to nie jest ocenianie bliźnich? Jak dotąd nikt nam nie każe na szczęście przyjaźnić się ze złodziejem ani żenić z kobietą, która jest dla nas odpychająca, ale to wszystko jest jeszcze przed nami. Jeżeli feministki pokroju Kidawy Błońskiej uznają, że do niezbywalnych praw kobiet (oprócz prawa do zabijania własnego dziecka) należy sprawiedliwy czyli równy dostęp do mężczyzn drżyjcie panowie.
Kidawa Błońska w rozmowie z redaktorem Mazurkiem na temat słuszności parytetów wyraziła opinię, której trudno zaprzeczyć: „kobiety nie mają równego dostępu do mężczyzn”. Najprawdopodobniej to lapsus ale wypunktowany w programie „ W tyle wizji” obnaża jak w soczewce nonsens wszelkich parytetów, a przede wszystkim nonsens utopii bezwzględnej równości.
Ludzie są równi wobec Boga. To znaczy, że mają jednakowe szanse na zbawienie. Nie wszyscy jednak z tej szansy chcą skorzystać. Nie wszyscy zatem jednakowo się Panu Bogu podobają. I nie wszyscy muszą jednakowo podobać się sobie nawzajem. Nie wszystkie kobiety jednakowo podobają się mężczyznom i nie wszyscy mężczyźni jednakowo podobają kobietom. Przyrodnik powie, że do tego sprowadza się dobór naturalny. Wbrew wciskanej nam na siłę zasadzie żeby nie oceniać innych, żeby potępiać zło a nie czyniących je ludzi, na każdym kroku spotykamy się z oceną. Czym bowiem jak nie bezwzględnym ocenianiem bliźniego są wszelkie castingi, konkursy i rozmowy kwalifikacyjne? Dlaczego kandydaci do urzędów państwowych muszą przechodzić przez szczegółowe przesłuchania? Dlaczego do szkoły teatralnej nie przyjmuje się wszystkich chętnych? Czy to nie jest ocenianie bliźnich? Jak dotąd nikt nam nie każe na szczęście przyjaźnić się ze złodziejem ani żenić z kobietą, która jest dla nas odpychająca, ale to wszystko jest jeszcze przed nami. Jeżeli feministki pokroju Kidawy Błońskiej uznają, że do niezbywalnych praw kobiet (oprócz prawa do zabijania własnego dziecka) należy sprawiedliwy czyli równy dostęp do mężczyzn drżyjcie panowie. Nie będziecie mieli prawa odmówić, a jeżeli odmówi wasz organizm będziecie być może skierowani do lekarza, na przykład do psychiatry. To nie jest żart rodem z filmu „Seksmisja”. Tłumaczyłam wiele lat temu dla stacji Planète film dokumentalny na temat zakładów opiekuńczych dla starców w Szwecji. Okazało się, że pensjonariusze tych domów dostają od opieki społecznej kupon do rehabilitantki seksualnej ( my powiedzielibyśmy do zwykłej prostytutki). Na pytanie dziennikarza co się stanie jeżeli pacjent będzie dla rehabilitantki odrażający odpowiedziano, że nie ma ona prawa mu odmówić.
Znamienne są wnioski wypływające z lektury wydanej w 2020 roku w Polsce książki pod tytułem „Żegnajcie dobrzy ludzie” ( Goodbye, Good Men ) której autorem jest Michael S. Rose. Podtytuł tej książki mówi właściwie wszystko: „ Jak ateiści i homoseksualiści opanowali amerykańskie seminaria”. Autor przeprowadził sumienne badania tego problemu, przesłuchał setki osób. „Co się dzieje z prawowiernym seminarzystą, kiedy staje w obliczu mnóstwa przeszkód, a więc subkultury homoseksualnej, radykalnego feminizmu, heretyckich wykładowców i kierowników duchowych, złej liturgii, politycznej poprawności i braku duchowości?” pyta autor na stronie 245 tej książki. Młody człowiek bombardowany ze wszystkich stron przez system wrogi jego rozumieniu religijności, jego seksualności, jego poczuciu dojrzałości bywa doprowadzony do ostateczności. Wtedy otrzymuje opinię, że jest niesubordynowany, ma kłopoty z przełożonymi, lub jest rygorystą i zostaje wydalony z seminarium albo sam rezygnuje z dalszej nauki i ze święceń. Ta praktyka, jak twierdzi autor koresponduje ze strategiami prania mózgów w sowieckich obozach reedukacyjnych. Terminy: „ rygorystyczny”, „ przedsoborowy”, „ antywspólnotowy” odpowiadają komunistycznym terminom: „ kapitalistyczny”, „burżuazyjny”, „antydemokratyczny”. Ksiądz John Trigilio z diecezji Harrisburg twierdzi, że książką która pomogła mu przetrwać lata spędzone w seminarium był Archipelag Gułag Aleksandra Sołżenicyna. „ Jego uwięzienie i stały nadzór nad nim były pod wieloma względami identyczne z moim zżyciem seminaryjnym, w którym rewolucjoniści kulturalni dążyli do zredukowania człowieka prawowiernego przez przekształcenie go we w pełni dojrzałego członka partii nowego, zbuntowanego wyznania”. Najbardziej popularną metodą prześladowania seminarzystów i pozbywania się z seminarium ludzi którzy byli prawdziwie wierzący i nie chcieli podporządkować się lawendowemu lobby było wysyłanie ich do psychiatry albo psychologa. Dyrektor jednego ze znanych amerykańskich seminariów zwierzył się autorowi, że w jego seminarium kilku alumnów domagało się uczestniczenia w adoracji Najświętszego Sakramentu. Dyrektor uznał tych seminarzystów za dysfunkcyjnych Uważał, że chcą oni sabotować posoborowy kościół. Kpił sobie z ich wiary w celibat księży i twierdził, że dla niego to „zwykłe świry”. Większość seminarzystów którzy odmawiali uczestnictwa w praktykach homoseksualnych było usuwanych z seminarium na podstawie wykrycia u nich homofobii, która jest przeszkodą do pełnienia powołania księdza a więc do święceń.
Odmowa praktyk seksualnych okazał się być więc obciążająca dla seminarzysty w najlepszym wypadku miała świadczyć o jego niedojrzałości i nie radzenia sobie z własną seksualnością. Obyczaje panujące w amerykańskich seminariach skutecznie realizowały równościowy postulat Kidawy Błońskiej tyle że tym razem w środowisku męskim. Mężczyźni mieli w tym środowisku zapewniony równy dostęp do innych mężczyzn. Niedostosowani , którzy nie godzili się z podobnym unowocześnianiem kościoła wylatywali z systemu. Książka ta, którą gorąco polecam wyjaśnia również inne, na pozór tajemnicze zjawisko. Wielokrotnie zadawałam sobie pytanie jak to się stało, że po 30 latach niepodległości uniwersytety polskie i nie tylko polskie przesiąknięte są duchem agresywnego lewactwa przyjmującego ostatnio poziom wojskowej latryny. Przyczyną tego jest samo powielanie się lewackiej kadry podobnie jak w seminariach amerykańskich lawendowej mafii.
Wracając do tytułowego problemu równości. Ludzie powinni być równi wobec prawa. I to wszystko. Ludzie różnią się urodą, talentami, wiedzą, doświadczeniem, pracowitością. Listę tych różnic można ciągnąć w nieskończoność. Niesprawiedliwy los nie wszystkim traktuje równo, nie wszystkim daje takie same szanse. Żadne parytety tu nie pomogą.
Dodaj komentarz