Andrzej Krauze przed laty tak zilustrował to co ostatnio napisałem.
♥
Zapomniana wielka czystka akademicka
Minął rok, w którym rozpoczęto wdrażanie w życie innowacyjnej Konstytucji dla nauki. Nad ustawą debatowano wiele, ale nie podjęto nawet próby odpowiedzi na pytanie, skąd się wzięły obecne kadry akademickie, koncentrując się na tym, aby tym obecnym kadrom było lepiej, niż jest.
Nie ma żadnych dowodów, że te kadry są najlepsze, jakie możemy mieć – jakkolwiek tak się je traktuje nie tylko w ustawach, a wiele wskazuje na to, że te kadry są znacznie słabsze od polskich możliwości.
Nie bez przyczyny, skoro kadry akademickie przez lata komunizmu formowano w warunkach negatywnej selekcji kadr i ten sposób wiele się nie zmienił w III RP.
W PRL-u zarządzający nauką na wyższych szczeblach podlegali nomenklaturze, a na szczeblach niższych preferowano spolegliwych wobec systemu, eliminując tych, którzy stanowili zagrożenie – rzeczywiste, czy urojone – dla przewodniej siły narodu.
Trzeba też pamiętać, że ok. 1/3 polskiego potencjału akademickiego znajduje się poza granicami kraju i dla nauki uprawianej w Polsce ten potencjał jest wykorzystywany w znikomym stopniu.
Pamięć o czystce akademickiej ’68
W roku 2018 minęło 50 lat od znamiennego roku 1968, kiedy z systemu akademickiego odeszło wielu naukowców pochodzenia żydowskiego. Ta pozamerytoryczna czystka jest nadal znana w przestrzeni publicznej i nawet eksponowana na wysokich szczeblach.
„Skutkiem Marca 1968 r. było zerwanie ciągłości polskiej nauki- Marzec 1968 r. stał się pretekstem nie tylko do czystek antysemickich, ale również do uderzenia we wszystkich, którzy byli wierni tradycji niezależności akademickiej, dążenia do prawdy ponad podziałami ideologicznymi” – ocenił w rozmowie z PAP wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin. …Z Polski wyemigrowały setki, o ile nie tysiące naukowców pochodzenia żydowskiego.”
A prezydent Andrzej Duda podczas obchodów 50. rocznicy Marca ’68 na Uniwersytecie Warszawskim powiedział: „Niektórzy mówią, że dzisiejsza Polska powinna przeprosić za tamten antysemicki akt dokonany przez ówczesne władze. Za to, że byli tacy Polacy, którzy się do tego wtedy przyłączyli. Za to, że wypędzono z Polski – bo tak trzeba to powiedzieć – paręnaście tysięcy ludzi.”
Fakt, że wielu naukowców i to utytułowanych, odeszło wówczas z polskich uczelni, ale wielu z nich na tych uczelniach nie powinno być zatrudnionych, ze względu na swoje poczynania u zarania instalacji systemu komunistycznego w Polsce, ze względu na współpracę z aparatem terroru (jak np. czołowe postaci tych ‚wypędzonych’ – Zygmunt Bauman czy Włodzimierz Brus], w tym udział w czystkach akademickich okresu stalinowskiego.
Ciekawe, że o tych wydarzeniach, o tej czystce roku 1968 ‚pamiętają’ ci, których jeszcze nie było na świecie lub chodzili wówczas, co najwyżej, w krótkich spodenkach.
Niepamięć o czystce akademickiej epoki ‚jaruzelskiej’
O czystkach późniejszych, które miały miejsce w epoce ‚jaruzelskiej’, jakoś się nie wspomina lub wspomina nader rzadko i oględnie. Nie podnosi się ich skutków dla degradacji systemu akademickiego, obniżenia poziomu nauki i edukacji w Polsce, jakby pamięć o tych czystkach dla dzisiejszego społeczeństwa, w szczególności dla społeczności akademickiego była niewygodna.
Wśród opozycji antykomunistycznej nieraz mówi się o braku oczyszczenia kadr akademickich u zarania III RP, ale niemal nie mówi się o oczyszczeniu kadr akademickich u schyłku PRLu !, pod batutą SB-PZPR, przez nomenklaturowe władze uczelni ! Oczyszczenia z elementu niewygodnego, wrogo, czy choćby krytycznie nastawionego do systemu komunistycznego, z elementu stanowiącego zagrożenie dla ‚przewodniej siły narodu’ i dla komunistycznego systemu wychowywania młodzieży akademickiej.
Nad tą czystką rozciągnięto zasłonę milczenia i nie ma woli, żadnej opcji, aby poznać zakres, przebieg i skutki.
Nie bada się strat wojennych na froncie akademickim podczas wojny jaruzelsko-polskiej. System opuściło wtedy wielokrotnie więcej ludzi nauki i studentów, niż w znamiennym roku ’68, i to tych, którzy nie mieli grzechów kolaboracji z systemem komunistycznym, tylko często stawiali opór antykomunistyczny.
W wyniku tej lustracji/weryfikacji nie usuwano tych, którzy byli/ współpracowali z tajnymi/jawnymi współpracownikami systemu komunistycznego, tylko tych, którzy nie byli/współpracować nie chcieli z budowniczymi systemu komunistycznego i do budowy tego systemu się nie nadawali ! Nie respektowali wartości/etyki na opak tego przestępczego (także dla nauki i edukacji) systemu.
Jedni zdołali wydostać się ze zniewolonej Polski, inni zostali zmuszeni do jej opuszczenia, inni znaleźli się poza systemem kształcenia na poziomie wyższym, aby nie wpływali na młodzież akademicką niezgodnie z principiami socjalistycznymi.
I nikt ich za to wypędzenie, nieraz dożywotnie, za zniszczenie warsztatów pracy – nie przeprasza ! Wilcze bilety im powydawane w PRL-u nadal bywają ważne, a badania tych haniebnych czystek są źle widziane.
Jeśli te kwestie się bada, to często metody i wyniki tych badań muszą budzić konsternację.
Bywa tak, że rzekome badania nad pokrzywdzeniem w PRL-u prowadzi się tylko wśród beneficjentów, którzy z sukcesem przeszli weryfikację, ale nie wśród poszkodowanych, którzy takiej politycznej, pozamerytorycznej weryfikacji – nie przeszli ! Przykładem są poczynania komisji senackiej UJ ,‚mającej rozpoznać skalę represji i wyrządzonych krzywd pracownikom i studentom UJ w PRL–u’ , które opisałem przed laty w tekście „Powracająca fala zakłamywania historii „ ( dostępny w archiwum Witryny Obywatelskiej Józefa Wieczorka).
Mimo, że Komisja Senacka UJ badania nad pokrzywdzonymi prowadziła to jednak dokumentów z jej „badań” brak !
Nie odpowiedziano nawet na stawiane pytanie „ dlaczego się nie zwrócił do pracowników usuniętych z uczelni skoro miał rozpoznać krzywdy, a usunięcie z uczelni należało do krzywd szczególnie dotkliwych. Pokrzywdzonych szczególnie należałoby szukać poza murami uczelni, poza listami płac, bo zwykle pokrzywdzeni żadnych płac już w UJ nie otrzymywali, nawet jak jeszcze pracowali naukowo „
Ustawy „jaruzelskie”
Czystki akademickie lat 80-tych to efekt wdrażania w życie systemu prawnego, a właściwie bezprawnego, junty Jaruzelskiego -nielegalnego dekretu o stanie wojennym, wprowadzonego przez zorganizowaną grupę przestępczą o charakterze zbrojnym i ustaw wprowadzonych w stanie wojennym i powojennym, kiedy prawo jeszcze zaostrzano, co miało zastępować lukę bezpieczeństwa dla systemu totalitarnego, stworzoną po wycofaniu z ulic czołgów i transporterów opancerzonych.
Ustawa o szkolnictwie wyższym wprowadzona w 1982 r., przygotowana przy pewnym udziale sił solidarnościowych, ale wprowadzana w życie w warunkach terroru, bynajmniej nie uchroniła niepokornych kadr akademickich od strat. Usunięto wówczas ze stanowisk wielu rektorów, prorektorów, dziekanów pochodzących z wyborów roku 1981. Wielu młodszych pracowników pozbawiano etatów na uczelniach. Łukasz Kamiński w 2001 r [„Rzeczpospolita”] nazwał to wielką czystką, bo „wnioski kadrowe” podjęto wobec 11 procent nauczycieli akademickich!
Ale ta czystka nie dała spodziewanych rezultatów dla ówczesnej junty, stąd konieczne było przygotowanie odpowiedniej nowelizacji prawa akademickiego, aby zapewnić ład i porządek na uczelniach, a przewodniej sile narodu – dominację w utrwalaniu systemu komunistycznego.
W aktach partyjnych [Źródło:AAN, PZPR, LYIII/185, b.p., mps. – w Spętana akademia tom 2 Polska Akademia Nauk w dokumentach władz PRL. Materiały partyjne 1950-1986 Pleskot Patryk, Rutkowski Tadeusz Paweł, Wydawnictwo: IPN 2012 ] czytamy „Strategicznie kluczowym problemem naszego systemu szkolnictwa wyższego i nauki jest przywrócenie wpływu partii i państwa na politykę kadrową w tych środowiskach w myśl postanowień XIII Plenum KC PZPR [z 1983 r.]. Niezbędny jest w tym zakresie kompleks przedsięwzięć legislacyjnych, organizacyjnych, politycznych i materialnych, które spowodują, że do zawodu nauczyciela akademickiego i pracownika nauki przychodzić będzie najzdolniejsza młodzież o zdecydowanych, prosocjalistycznych postawach, a niespełniających tych wymagań będą mogli być zwalniani….
Do najniezbędniejszych z nich należą: nowelizacja ustawy o szkolnictwie wyższym, przejście na kontraktowe zatrudnienie niektórych grup nauczycieli akademickich, etatyzacja uczelni, bezwzględne przestrzeganie kryteriów naukowych i ideowo-politycznych doboru kandydatów na stażystów, asystentów i doktorantów…....Akademickie i naukowe organy samorządowe muszą podjąć ostrą walkę z występującymi zbyt często w tych środowiskach lekceważeniem i selektywnym traktowaniem obowiązków służbowych, niską efektywnością i jakością pracy naukowej, dydaktycznej, a zwłaszcza wychowawczej, nieprzestrzeganiem etyki pracownika nauki i nauczyciela akademickiego socjalistycznego państwa…..”
Zgodnie z tymi dyrektywami przygotowano nowelizację prawa akademickiego (rok 1985), aby dokonać przeglądu kadr akademickich, także pod batutą SB
Współdziałanie sił partyjnych, SB, ministerstwa i władz uczelnianych okazały się owocne.
O tej weryfikacji kadr można np. przeczytać na stronach Uniwersytetu Gdańskiego „Czystka na uczelniach. Pod koniec 1985 r. Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego Benon Miśkiewicz podjął decyzje o zwolnieniu z kierowniczych funkcji w wyższych uczelniach około 40 osób, w tym sześciu rektorów. Minister skorzystał z uprawnień nadanych w znowelizowanej ustawie, że rektorów i dziekanów może zmienić w każdym czasie.
Największą czystkę przeprowadzono w Poznaniu, gdzie odwołano rektorów wszystkich uczelni oprócz Akademii Ekonomicznej, wszystkich prorektorów i dziekanów (z wyjątkiem jednego w UAM).
Wiązało się to z poznańskimi korzeniami ministra Miśkiewicza – po pierwsze chciał zapewnić swoim kolegom partyjne poparcie, a po drugie zapewne mścił się, że uczelnie w sposób demokratyczny wybrały nie tych, których partia sobie życzyła. Pracownicy UAM przesłali ministrowi Benonowi Miśkiewiczowi medal z jego podobizną i łacińską sentencją Vilem fieri auso , która w języku polskim oznacza: „Temu, który odważył się być podłym” z podpisem „Społeczność Akademicka”
Uniwersytet Jagielloński nie podaje takich informacji, bo badania profesorów nad pokrzywdzonymi, prowadzonymi tylko wśród beneficjentów systemu , takich pokrzywdzonych rzecz jasna nie wykazały. Widocznie dziesiątki zidentyfikowanych TW [ i setki nieujawnionych do tej pory w przestrzeni publicznej ‚jawnych współpracowników’ z PZPR] tak znakomicie ochraniały powierzony im obiekt, że rzekomo nikomu włos z głowy nie spadł ! A zatem w czasach jaruzelskich, czyli w czasie „stopniowej normalizacji systemu” [ w ujęciu profesorów UJ] – istne ‚dolce vita. [por. Kurier WNET, grudzień 2018 – Czy na terytorium Uniwersytetu Jagiellońskiego wprowadzono stan wojenny ?]
Jednakże prawdą jest, że i na UJ dokonywano w końcu 1986 r., politycznej weryfikacji kadr poprzez oceny pozamerytoryczne wystawiane przez anonimowe – do dnia dzisiejszego [!] gremia, bez podawania uzasadnienia, bez możliwości odwołania się do niezależnej instancji, bez możliwości zaskarżenia do sądu, a wśród ocen podkreślano negatywny wpływ na młodzież akademicką, negatywną postawę obywatelską, negatywną postawę etyczno-moralną czy niewłaściwość charakteru.
Niezłomni, nonkonformiści, nie mieli żadnych szans na pozostanie na uczelni i tak już pozostało, a beneficjenci czystek zadbali o niemal absolutną nieznajomość wielkiej czystki akademickiej schyłku PRLu.
[nieco więcej na ten temat można jednak przeczytać na mojej stronie Lustracja i weryfikacja naukowców PRL – https://lustronauki.wordpress.com/]
Tekst opublikowany w Kurierze WNET – styczeń 2019
Podjął się Pan publikacji na temat bez wątpienia ważki – dla naszej Ojczyzny – bo traktujący o totalnym upadku środowiska akademickiego, które nadal – a w tym różnię się chyba od Pana (bo to nie tylko złogi komunizmu, lecz ich “twórcza” kontynuacja) – nieustannie produkuje coraz liczniejsze tabuny “utytułowanych półgłówków”, których pierwszoplanowym (w chwili obecnej) przedstawicielem jest “pobożny poseł” i wicepremier J. Gowin; nieustannie obmyślający “reformę nauki”. Podczas gdy ona nie potrzebuje żadnej reformy, lecz powrotu do przestrzegania standardów, ogłoszonych w czasach, gdy – w europejskim średniowieczu – uniwersytety fundowano!
Niestety, już na samym początku kompromituje się Pan, posługując się słowem, którego znaczenia PAN NIE ROZUMIE! A tym samym – “zapisuje się” Pan do grona owych “utytułowanych półgłówków”, którzy zdeformowali znaczenia tego słowa; co w literaturze przedmiotu nosi nazwę komunistycznej “nowomowy”! W tej zaś nowomowie określenia nabierały znaczeń całkowicie przeciwnych: “bezpieczeństwo” oznaczało “strach”, zaś “spolegliwy” zaczął oznaczać “uległego”!!!
I przeciwko temu muszę kategorycznie zaprotestować, bo człowiek tytułujący się “doktorem nauk” vide: notka o autorze, nie ma prawa do takich kompromitacji! Proszę więc zapamiętać do końca życie, Panie doktorze, że określenie “spolegliwy” określa “człowieka, na którym można polegać” (a to niejako zakłada jego odwagę, bo można na nim polegać; nawet wbrew zewnętrznym naciskom!), a nie – człowieka uległego, który jest jego przeciwieństwem, czyli… tchórzem!
To piękne słowo – zapożyczone z j. czeskiego – wprowadził do j. czeskiego prof. T. Kotarbiński, w “Traktacie o dobrej robocie” (1955 r.), w podanym wyżej znaczeniu (zgodnym zresztą z czeskim). I nic tego nie może zmienić; choćby nie wiem jak liczne tabuny “utytułowanych językoznawców” (przypomnę, że Stalin był także “językoznawcą”) sankcjonowało – w swoich słownikach “nowomowy” – dopuszczalność normy “potocznej”: w znaczeniu – “uległy”!
Podobnie jak tysiące skundlonych “naukowców” do wynajęcia, podpisujących raporty o “globalnym ociepleniu” z powodu dwutlenku węgla, produkowanego wskutek działalności przemysłowej człowieka!
[Mam nawet swoją prywatną hipotezę, w sprawie tego przypadku nowomowy. Owym niszczycielskim, “profesorskim głupkom” słowo “uległy” wydało się jakieś zanadto “trywialne”, podczas gdy słowo “spolegliwy” mogło uchodzić za bardziej “naukowe” (bo gdy się “bije pianę” o niczym, to pozory “naukowości” stają się nadzwyczaj ważne), więc zaczęli nagminnie dokonywać tej podmiany; nie wiedząc nawet – w wielu przypadkach – co w istocie znaczy słowo “spolegliwy”! Bo taką mamy “naukę” i “badaczy”! Z “nieocenionym”, szkodliwym udziałem telewizorni! ]
Tak oto sam stał się Pan ofiarą upadku nauki i z tym pozostawiam Pana, mając nadzieję na refleksję..?
Pozdrawiam serdecznie.
Mała korekta – prof. Kotarbiński wprowadził pojęcie “spolegliwy” do języka polskiego, oczywiście!
Słownik języka polskiego PWN – spolegliwy
1. «taki, który wzbudza zaufanie i można na nim polegać»
2. pot. «taki, który łatwo ustępuje i podporządkowuje się innym»
u mnie ” preferowano spolegliwych wobec systemu” Co tu jest niejasnego ? takich właśnie preferowano , na takich polegano bo do takich miano zaufanie.
Ależ oczywiście – nie ma tu nic “niejasnego”! [Bo preferowano uległych wobec systemu!] Więc pozwolę sobie powtórzyć niektóre swoje uwagi:
1. Nie interesują mnie – bo nie są żadną autorytatywną wykładnią semantyki (a tym bardziej: etymologii) określenia – słowniki “nowomowy”; choćby były 100 razy “podpisane” przez PWN! [Bo tyle wart ów PWN i jego “językoznawcy” (czyli: “utytułowane głupki”), ile polska “nauka”!] A w wolnej chwili proponuję lekturę, pod linkiem: https://obcyjezykpolski.pl/spolegliwy-po-co-tyle-zamieszania/
2. Wykluczona jest jakakolwiek rzeczowa dyskusja – a tym bardziej: “naukowa”! – jeśli jej uczestnicy nie są w stanie uzgodnić definicji fundamentalnych pojęć; jak w tym przypadku! Bo skoro ja określam coś jako białe, gdy widzę białe, to nie występuję żadna możliwości wymiany poglądów z kimś, który białym nazywa jego przeciwieństwo, czyli… czarne! [Lub będzie twierdził – gdy w przyszłości “matematycy” tak “ustalą” – że 2 x 2 wynosi potocznie: minus 4!]
3. Zamiast przyznać się do błędu (w postaci szerzenia zamieszania semantycznego: bo “spolegliwość” jest przeciwieństwem “uległości”) postanowił Pan “pójść w zaparte”, co jest godną “najwyższych gratulacji” postawą “naukową”!
4. Uwzględniając powyższe – a także: Pańską szczególnie pretensjonalną notkę o sobie – podejrzewam, że główną motywacją Pańskiego “reformatorskiego zapału” (w powyższej notce) było – niestety – uzewnętrznienie swoich osobistych frustracji!
5. Nie daj Boże więc, aby przyczyniał się Pan do jakichkolwiek “reform nauki” (także publicystycznie; “mieszając w głowach” czytelnikom), bo Pańskie “lekarstwo” może okazać się gorsze od choroby!