Kiedy pewne już było, że Mateczka Joanna od Serafinów herezję i czary w Klasztorze czynić miała, Ojciec Czarny Bentley wraz z braciszkiem Pocieszycielem modły stosowne dniem i nocą nad nią odprawiać poczęli. Argumentacji i pouczeń nie szczędzili, coby kręgosłup moralny Mateczce od Serafinów szlachetnie naprostować. Na nic to jednak się zdało, Mateczka Joanna od Serafinów prężyć i wić się miała na takie dictum. Ani myśleć nie chciała coby myśli luterańskiej i trucizny kalwińskiej wyzbyć się mogła …
Braciszkowie w klasztornym refektarzu szemrali, że za przyzwoleniem wyraźnym Mateczki Joanny od Serafinów sektę Pelagianów instalować w klasztornych murach mieć planowano. Sama Mateczka o predestynacji braci klasztornej decydować miała. Decydować który braciszek rokować miał nadzieje, a który nadziei mieć nie powinien , a co za tym idzie rychtować na potępienie się gotować winien.
Ojciec Markus choć Mateczkę od Serafinów do pewnego stopnia chronił, to teraz w drewutni swojej zaszyć się znów postanowił, coby swoim zwyczajem znów kolejną zawieję klasztorną przeczekać. Opat Czarny Bentley wraz z Braciszkiem Pocieszycielem dekretem nakazali, coby każdy kto żyw z klasztornej braci osinowy kołek w razie ostatecznej konieczności narychtować zdołał, coby upiory pelagianizmu pałętające się po klasztornych korytarzach przebijać czem prędzej, ale co ważne, aby każdy świadom na umyśle bez zbędnej zwłoki to czynił.
W wielkim krzyku, rumorze i zgiełku Mateczka Joanna od Serafinów klasztorne mury z oporem wielkim zdołać opuściła. Zemstę jednak poprzysięgła, co by Opata Czarnego Bentleya predestynacyjnie do parteru sprowadzić i siły witalne z jego szyjnej aorty do cna rychło wyssać. Znak na wrotach klasztornych pazurem swym wielkie “S” niczym Zorro przypieczętować jeszcze ostatkiem sił zdołała.
Niemniej pomimo dantejskich scen, które się wobec braci klasztornej zamanifestować miały, to spokój nastąpił, a i sielanka w Klasztorze powoli powracała. Braciszkowie klasztorni rumieńców na tą okoliczność zaznali, słoneczko w witryny klasztorne swymi refleksami klasztorne krużganki i klasztorny refektarz optymizmem rozświetlały, a poranna rosa swym orzeźwieniem stopom klasztornej braci ulgę przynosić co dzień miała.
Choć Mateczka od Serafinów oficjalnie przez ekskomunikę klasztorną z automatu posługę swą w Klasztorze zakończyła, misji swej trującej zaprzestać nie chciała. Pojawiać się w czarnej pelerynie z takimż kapturem w oknach cel braci klasztornej poczęła z okrzykiem “biada, biada wam”, a to w jednym ręku dzierżąc pochodnię, a w drugim zatkniętą na szpicę złowróżbną paszczękę.
Niemniej brać klasztorna tychże strachów na lachów absolutnie do głowy sobie nie przybierała, radość nastała na okoliczność wyswobodzenia Klasztoru z wpływów kolejnej Mateczki. Klasztorny refektarz znów wypełnił się gwarem, dziczyznę szlachetną, wędzoną w klasztornym kominku spożywać poczęto, a najwyborniejsze wino polewać nakazano, a to z najgłębszych pokładów piwnic klasztornych dobywane.
Dwadzieścia obróceń klepsydry klasztornej trwało wesele…ale do dnia w którym braciszkom stukanie donośne na posadzkach klasztornych zdać się słyszeć miało. Nasłuchiwać intensywnie i obserwować poczęli…aż zobaczywszy Siostrzyczkę Dżintix, jakoby w oficerkach Mateczki od Serafinów po klasztornych krużgankach się przechadzała, a pejczem obosiecznym Mateczki sankte Katogorii de Circostance z gabloty klasztornej wyciągniętym smagać owe oficerki co kilka kroków miała.
Blady strach padł na braciszków koziołków. Ponoć wieść klasztorna niosła, że odtąd rządy Mateczki Dżintix w Klasztorze nastąpić miały, co by grzeszników nieczystych, klasztornych pacyfikować, a karki ich zatwardziałe pejczem obosiecznym siec tylko i wyłącznie dla ich najszlachetniejszego dobra…CDN…
Muszę Ci tym razem oddać, że świetne :) Coraz lepsze chyba!
Silny zapach piołunu wymieszany z odorem siarki zwabił do Scriptorium Czarnego Bentleya. “Ki diabeł” zdążył tylko pomyśleć, bo w następnej chwili musiał uchylić się przez ciosem nożem wymierzonym w jego plecy. W chwilę potem znów uskoczył, a agresorka rąbnęła czołem w kolumnę i osunęła się nieprzytomna na posadzkę, odbijającą ogień z kominka.
Brat Bentley kazał nieprzytomną wynieść za klasztorną bramę, a po ocuceniu jej zamknęły się wzmocnione żelazem klasztorne wrota. Po chwili rozległo się głuche dudnienie pięściami i przeciągły wrzask obudził klasztorną sowę.
HERETYCY!!!!!!
Osinowe kołki!!!…zakrzyknął braciszek Rooster, a iskrzące jego oczko mrugało bezustannie w kierunku Opata Bentleya, nadzieje wielką mając iż rychło nastąpi ostateczne rozwiązanie kwestii heretyckiej w klasztorze…
Osinowe kołki? – zapytał ciut zdyszany brat Odźwierny, który niedawno fikołki dla tężyzny swojej ćwiczył. – Lepiej się pomódlmy za nią braciszkowie…
– Ale brat Bentley… brat Bentley… zaczął młody nowicjusz
– Co brat Bentley? zmarszczył brwi brat Odźwierny
– Brat Bentley powiedział, że to z nienawiści – wystękał młody mnich
– I cóż jeszcze powiedział brat Bentley? – spytał zimnym tonem starszy mnich
– No… żeby się modlić, ale brat Rooster mówi żeby kołkiem
– Brat Rooster nie jeden raz gablotki miał rozwalone w drobny mak, dlatego nie dziwię się jego reakcji
– Idź lepiej bracie do drewutni drwa narąbać, bo mróz ciągnie okrutny z powodu globalnego ocieplenia w zachodnich krainach.
Nowicjusz odszedł w pokorze…
W jaki sposób zwolennik predestynacji miałby zakładać sektę pelagian – przeciwników predestynacji, to jest ta zagwostka, którą tylko ptasi móżdżek może rozwiązać.
Brakuje jeszcze tylko wątku, w którym Mateczka od serafinów rzuciła miłosny czar na starego opata Białego Trabanicika i do nieczystych czynów go przywiodła, by począć dziecko czarcie.
Narrator: Tymczasem rozeszła się wieść w świecie zewnętrznym, mająca początek w miejscu, gdzie włos dzielą na czworo, wieść, która wywołała autentyczną grozę i oburzenie…
Podobno “głupcy, pelagianie, heretycy, stalinowcy, debile, ptasie móżdżki, oszuści, ciołki, błazny, idioci, durnie, niedouczeni, ziejący nienawiścią, fanatycy, pajace, czerwone pachołki”, w tym ożywiony nekromancją “Bolesław Bierut” – wszyscy oni(*) zgromadzeni w jednym miejscu, przedstawiciele “czerwonego kościoła” chcieli po raz kolejny spalić na stosie Bogu ducha winną…tfu “Boga nie ma”, ale chcieli to uczynić…
* określenia zaczerpnięte z merytorycznych komentarzy inkryminowanej Serafińskiej.
…bo braciszkowie klasztorni od dawna już szemrają, że według nich Mateczka od Serafinów to taki klasztorny dr Jeckyll & mr Hyde :)))