Cztery dni temu [2.11.2018] Łukasz Warzecha opublikował w portalu Wp.pl tekst “Zimna wojna z Niemcami to głupota” {TUTAJ}, w którym stwierdził m.in:
“Poziom antyniemieckich emocji, buzujących w elektoracie partii rządzącej, dawno już wymknął się racjonalnym ocenom. Niemcy wyrosły na naszego największego przeciwnika, wroga, który chce naszego zniewolenia i pognębienia. I nie jest to tylko kwestia typowych internetowych emocji, bo swoją rolę odgrywają też bardzo prominentni politycy PiS – by wspomnieć tylko powtarzające się co jakiś czas tłity o “niemieckich mediach polskojęzycznych”. (…) Rozjazd narracji dla elektoratu i praktyki poraża. Elektorat dostaje opowieść o strasznych Niemcach, streszczoną na początku. Praktyka jest taka, że Niemcy są dla nas najważniejszym partnerem handlowym, my dla nich – jednym z najważniejszych. W 2017 r. nasz eksport do Niemiec wyniósł ponad 242 mld złotych, import – ponad 183 mld. W niemieckim rankingu eksportu Polska jest (dane na 2016 rok) ósma, a w rankingu importu – szósta. (…) Polska debata momentami sięga dna i widać to bardzo wyraźnie właśnie w przypadku Niemiec. Miejsce analizy i rozpoznania problemów zajmują wulgarne pokrzykiwania, w których specjalizują się harcownicy władzy, tacy jak poseł Tarczyński, ale też coraz częściej ważniejsi funkcyjni, choćby Beata Mazurek, nawiązująca nieustannie do niemieckiej własności niektórych mediów. (…) Niemcy nie rozumieją naszej wrażliwości i sposobu myślenia.
Od lat przywykli do kontaktów z jedną stroną politycznej sceny, z którą nie musieli się o nic spierać – która po prostu słuchała, co mają do powiedzenia, i kiwała głowami. Tę jednostronność kontaktów widać w wielu tekstach o Polsce, publikowanych w takich gazetach jak berliński “Der Tagesspiegel”. (…) Nasi partnerzy nie dostają wyraźnego sygnału, że to tego typu kombinacja i nie wiedzą, jak interpretować kolejne antyniemieckie szarże polityków PiS. Co gorsza, obsesyjnie antyniemiecka retoryka wytworzyła już tak potężne oczekiwania wyborców, że zaczyna działać sprzężenie zwrotne: politycy, którzy być może traktowali swoje pokrzykiwania tylko jako środek retoryczny do zagrzewania elektoratu, będą musieli zacząć spełniać oczekiwania, które sami wytworzyli.
A to może nas naprawdę wiele kosztować.”.
Artykuł ten wywołał istną burze w Internecie {TUTAJ}. Ponieważ Warzecha na krótko przed jego napisaniem odbył wycieczkę po Niemczech na koszt strony niemieckiej, internauci uznali iż został on po prostu kupiony przez Niemców. Znany bloger Matka Kurka [Piotr Wielgucki] tak to ujął:
“Niemcy tanio kupili sobie polskiego dziennikarza, aby załatwić niemieckie interesy kosztem polskich, a ten dziennikarz jeszcze obrzucił gównem Polaków, którym zarzucił brak rozumu i przyzwoitości. Tak wygląda intelektualna prostytucja, ale mimo wszystko jeszcze raz przywołam tytułowe zdanie.
Przypadek Warzechy jest mało szkodliwy i bardzo pożyteczny. Tym razem czuję się w obowiązku przedstawić argumenty do tezy. Warzecha i jego niemiecka przygoda, z końcową zapłatą, są w pełni jawne. Każdy może się z tą żałosną produkcją zapoznać i każdy wie, że artykuł Warzechy, w którym zawarł pochwały dla Niemiec i przestrogi dla Polski, jest wynikiem konkretnej umowy. Dzięki temu czarno na białym mogliśmy zobaczyć, że Niemcy takie produkty zamawiają i polscy dziennikarze je wykonują. Jest to bardzo pożyteczna informacja i w sumie pisanina Warzechy nie przynosi takich szkód, jakby mogła przynieść w innych warunkach. Jakich? Najbardziej niebezpieczne dla Polski są te umowy niemieckie, zawierane z polskimi redaktorami, o których nie wiemy nic, a jest takich umów bardzo wiele.” {TUTAJ}.
Słowa Matki Kurki potwierdził na Twitterze Cezary Gmyz pisząc {TUTAJ}:
“Żeby była sprawa jasna – nie krytykuję @lkwarzecha za to, że odbył podróż studyjną do Niemiec za pięniądze @AuswaertigesAmt Sam brałem nieraz udział w podobnych programach. I sam podobne, również za niemieckie pieniądze dla niemieckich dziennikarzy organizowałem w Polsce.”.
Ponad dwa tygodnie temu UPARTY zamieścił w Blogmedia24.pl tekst “Chyba jest trochę bezpieczniej” {TUTAJ}. Jego przypuszczenia co do prawdziwych intencji Niemców są następujące:
“O ile nagonkę na Polskę rozumiałem, wiedziałem o co chodzi o tyle wreszcie zrozumiałem szczegóły planu.
Wydaje mi się, że głównym celem była chęć odzyskania przez Niemcy zapewne na początek Dolnego Śląska w ten sposób, by przymusić nasz kraj do jego sprzedaży. Być może nie w całości i nie we wszystkich funkcjach administracyjnych od razu, może byłoby to działanie rozłożone na jakieś etapy, ale cel wydaje się jasny.
Teraz, gdy wychodzi na jaw, że rząd PO świetnie wiedział o przyczynach i skali nieszczelności systemu fiskalnego można pokusić się o stwierdzenie, że chciał doprowadzić do bankructwa kraju zwłaszcza, że również świadomie swoją polityką pogłębiał nierówności społeczne, które z czasem musiałyby doprowadzić do eskalacji wydatków socjalnych. Stąd wściekłość na program 500+. Likwiduje on bowiem skrajną nędzę a więc i grupę ludzi, którzy z desperacji mogliby wszcząć zamieszki społeczne i przymusić władze do dalszego obciążenia budżetowego w wybranym przez prowokatorów momencie.
Widać teraz, że czynnikiem rozstrzygającym bitwę o Polskę miały być zapewne długi samorządowe. Otóż jak się teraz okazuje, oficjalne zadłużenie samorządów to zaledwie ok. 1/3 zadłużenia ogólnego. Chyba 2/3 zadłużenia jest ukryte w długach komercyjnych spółek miejskich. Jest to identyczny zabieg statystyczny jak ten, który doprowadził do plajty Greków. (…) Jednak w pewnym momencie, gdy kończą się możliwości obsługi takiego długu zwiększa on deficyt budżetowy, praktycznie z dnia na dzień. (…) Jeżeli w takiej sytuacji doszłoby do eskalacji słusznych zresztą żądań socjalnych musiałyby dojść do upadku rządu i praktycznej niemożności stworzenia nowego, bo w czasie niepokojów społecznych zorganizowanie skutecznych wyborów i dyskusja programu politycznego jest nie możliwa.(…)
Teraz wydaje się że chyba plan się zawalił. Po pierwsze rząd zlikwidował rażące dysproporcje w poziomie życia , po drugie poprawił sytuację budżetu państwa, po trzecie zwiększył dochodowość spółek skarbu państwa, po czwarte zmienił skład SN. Musimy jednak pamiętać, ze długi samorządowe dalej są i dalej nam zagrażają.
Musimy też pamiętać o naszym Prezydencie. Pierwszą zawetowaną przez niego ustawą była ustawa pozwalająca wojewodzie porządkować zobowiązania samorządowe, drugą było opóźnienie reformy sądownictwa, ciekawe co jeszcze wymyśli.”.
Nie są to bynajmniej rojenia paranoika. Niemcy wielokrotnie w historii stosowali takie metody. Po raz pierwszy w okresie rozbiorów Polski, kiedy to Prusacy zachęcali Polaków do zadłużania się. Stąd wzięły się słynne “bajońskie sumy”, czyli długi polskiej szlachty, spłacone dopiero przez Napoleona. Warto też wspomnieć o tym, iż niemieckie gazety zupełnie poważnie proponowały Grekom sprzedaż greckich wysp dla pokrycia długów. W swojej wczorajszej notce {TUTAJ} UPARTY także wspomina o Niemcach:
“NIe znamy przebiegu rozmów między Kaczyńskim a Merklową po ciamajdanie ale wiadomości powszechnej przeszło jedno jej oświadczenie. Mianowicie miała ona stwierdzić, że aczkolwiek Kaczyński utrzymał władzę to ona wie co on chce zrobić. Wie, że chce zbudować państwo od nowa a to zupełnie inna sprawa i dużo trudniejsza niż utrzymanie się przy władzy. Krótko mówiąc powiedziała, że o ile jest w stanie pogodzić się z porażka przy próbie odsunięcia Kaczyńskiego od władzy to będzie się sprzeciwiać odbudowie państwa rozumianego jako powiązane ze sobą, nakierowane na rację stanu instytucje.
Oczywiście, realna siła Niemiec nie jest wystarczająca by naszym staraniom zapobiec, ale jest wystarczająca do sabotażu polityki PiS`u polegającym na wzmocnieniu oporu przeciwników.
Dlaczego Niemcy nie chcą sprawnej administracji w Polsce?
Odpowiedź na to jest w sumie banalnie prosta. Chodzi o model rozwoju gospodarczego.
PO i reszta ich obozu przekonuje, że najbardziej właściwy jest model polaryzacyjno-dyfuzyjny. W skrócie oznacza on, że inwestycje w regiony biedniejsze mają na celu ich powiązanie regionami bogatszymi, że te inwestycje mają tak naprawdę pomóc nie regionom biedniejszym a regionom bogatszym, bo mają być dokonywane w ich interesie. Zwolennicy tego modeli podają za przykład dysproporcję między Warszawą a nie odległymi od niej terenami wschodniej Polski. Twierdzą też, że z czasem “bogactwo się rozleje”.
Oczywiście jest to jakaś koncepcja, którą można byłoby poważnie rozważać, gdyby rzeczywiście Warszawa była górnym kresem, najważniejszym ośrodkiem systemu gospodarczego, ale nie jest. System gospodarczy jest ponad narodowy i jego górnym kresem w Europie jest Dorzecze Renu. Jeżeli przyjmiemy model dyfuzyjno-polaryzacyjny to umożliwia on również transfer kapitałów i ogólnie mówiąc zamożności z Warszawy do Dorzecza Renu a do Warszawy przyszły one z okolicy, z reginów biedy. To właśnie z racji stosowania tego modelu 80% pomocy unijnej trafia finalnie do krajów z których ta pomoc pochodzi a koszty spożytkowania tej pomocy są kosztami krajowymi.
Bo zgodnie z tym modelem inwestycje mają nas zintegrować z większym od nas centrum, czyli w skrócie mówiąc z Niemcami.
Po to jednak by ludzie w Warszawie i wielu innych miastach żyli wyraźnie lepiej niż w najbiedniejszych regionach kraju, by nie było widać wysycania kapitału dalej na zachód, umożliwiono dwie rzeczy. Po pierwsze oszukiwanie państwa i życie z oszustw a po drugie dojenie słabszych- czyli życie z przelewu majątku.
Gdy te dochody zostały ograniczone szeregi antypisu zostały zasilone przez ludzi poszkodowanych nie tylko odebraniem możliwości kombinowania z podatkami ale również i tych, którzy żyli w symbiozie z modelem rozwoju gospodarczego.”.
Jak więc widać – UPARTY, w przeciwieństwie do Warzechy, nie ma złudzeń co do dalekosiężnych planów Niemiec.
Autor wysmarował bzdety. Przysłowie „ Jak świat światem Niemiec nie był Polakowi bratem” i to powinno wystarczyć. Niemcy piszą mówią o polskich obozach koncentracyjnych.
Nie mówiąc że Bruksela to atrapa Berlina stwierdzająca że prawo polskie krajowe jest niższej rangi od unijnego. Lecz trzeba być obiektywny żeby napisać prawdę.