Wczoraj [23.04.2017] ubawiłam się setnie czytając tekst Matki Kurki [Piotra Wielguckiego] “Trzeba wyjść z Internetu i polityki, żeby zobaczyć politykę” {TUTAJ (link is external)}. Znany bloger dokonał w nim rewelacyjnego zaiste odkrycia. Stwierdził mianowicie:
“Poza Internetem i polityką istnieją żywe organizmy, które albo mają w najgłębszym poważaniu podróże Pendolino do prokuratury i załatwianie Caracali albo w ogóle o tym nie słyszały. Nie wychodzę zbyt często poza swoje naturalne żerowisko i to jest dodatkowy argument, dodatkowa weryfikacja, ponieważ siłą rzeczy jestem wyczulony na każdy szmer. No i co? No i nic, ludzie w ogóle nie szemrzą o tym, co dla Internetu i polityki jest tematem dnia. (…) Wielu zasiedziałym w polityce i w Internecie wydać się może czymś niepojętym opisany fragment prawdziwego życia, ale dokładnie tak to w tej chwili wygląda. Ludziom polityka powiewa, żyją swoimi codziennymi sprawami i jeśli na podstawie zasłyszanych rozmów miałbym wskazać temat numer jeden, to bez dwóch zdań jest nim pogoda. (…) Możemy sobie dzień w dzień gaworzyć o tym, że Misiewicz jest patriotą lub imbecylem i nic z tego nie wynika. Obie diagnozy nie mają żadnego znaczenia dla świata, a jeśli jakieś mają to tylko na zasadzie sklejania domków ze spalonych zapałek albo nurkowania głębinowego, czyli hobby dla nielicznych.”.
Rzeczą zadziwiającą jest to, że doświadczony bloger odkrył te oczywistości dopiero po wielu latach intensywnego blogowania. Ja miałam jednak szybszy refleks. Juz po niecałym roku pisania bloga, w lipcu 2010, opublikowałam notkę “Nadmierne ambicje niektórych blogerów” {TUTAJ (link is external)}. Jest krótka, więc przytoczę ją w całości:
“Po przegranych przez Kaczyńskiego wyborach prezydenckich, coraz częściej słyszy się wśród prawicowych blogerów stwierdzenia typu: “ta cała pisanina nic nie daje”, “co z tego, że stukamy w klawiaturę, gdy to niczego nie zmienia”, “trzeba działać w realu” i t.p.. Narzekaniom tym towarzyszy na ogół wezwanie do bliżej nieokreślonego CZYNU.
Zastanawiam się, skąd się biorą takie głosy. Czyżby przedtem blogerzy ci sądzili, że są w stanie porwać swoją twórczością tłumy? Przeciętna liczba odsłon moich ostatnich notek w BM24 wynosi ok. 350, a w S24 około 700. Dla blogu Kataryny ilość odsłon jej blogu przypadających na notkę, była rzędu 5000, a dla kilku jeszcze bardzo popularnych blogów ok. 2000. Wynika z tego, iż przeciętny bloger może liczyć na kilkuset, a bardziej popularny na kilka tysięcy czytelników. Trudno tu mówić o wpływie na masy. Popularny portal może mieć taki wpływ jako całość, ale na pewno nie pojedyńczy blog. Jednak z tego, że dopiero wiele cegieł tworzy mur, nie wynika, że pojedyńcze cegły są niepotrzebne.
Następnym problemem jest to, czy publicystyka rzeczywiście powinna mieć tak bezpośredni wpływ na rzeczywistość. Przytoczę tu porównanie, którego użyłam w komentarzu do jednej z notek Michaela: Powiedzmy, że dziennikarz jakiejś lokalnej gazety napisal, że z miejscowej zajezdni autobusowej wyjeżdżają zepsute pojazdy, a w odpowiedzi na to szef tej zajezdni przyszedłby do niego, wręczył mu klucz francuski i powiedział: “Szoruj pan teraz naprawiać te autobusy !!! Byłeś pan taki mądry – to do roboty !!!” Sądzę, iż wszyscy uznaliby to za absurd. Dziennikarstwo ma opisywać rzeczywistość, odkrywać rządzące nią prawa i dyskutować różne poglądy na jej temat, a nie dążyć za wszelką cenę do jej natychmiastowej zmiany. To już jest domena działalności politycznej, która jest czym innym.
Ku przestrodze podam teraz przyklad publikacji, która miała istotnie ogromny wpływ na historię ludzkości. Myślę tu o “Manifeście komunistycznym”. No cóż komunizm kosztował ok 100 milionów ofiar w ludziach. Gdyby wszystkie publikacje były podobnie wpływowe, to ludzkość by wyginęła.”.
To dobrze, iż ludzie zajmują się rozmaitymi rzeczami. Z polityką jest jednak ten problem, że w przeciwieństwie do sklejania domków z zapałek, czy nurkowania głębinowego, ma ona wpływ na codzienne życie wielu ludzi. Mówi się nawet: “Jeśli nie interesujesz się polityką, to ona zainteresuje się tobą.”. Pewne ogólne pojęcie o polityce jest więc przydatne. Na codzień jednak pasjonują się nią głównie hobbyści.
Szanowny bloger MK niejednego odkrycia dokonał. Jego nick pochodzi z czasów, kiedy odkrył jakim to złym człowiekiem jest Ojciec Rydzyk. I popierany przezeń Jarosław K. Odkrył tez, że PO jest właściwą formacją. Po kliku wszakże latach, odkrył, że tkwił w strasznym błędzie i zachwycił się słusznie PiSem.
Ostatnio odkrył powołanie do Gazety Polskiej, której został podobno felietonistą.
Gdyby GP stała na stanowisku ktore ja wylansowało pod przewodem p.Sakowicza, czyli walki z ab. Wielgusem i Ojcem Rydzykiem, ktory za arcybiskupem sie ujął, można by powiedzieć, że bloger MK odkrywszy cały świat powrócił do miejsca wypłyniecia na szerokie wody, ale ostatni sojusz Ojca Rydzyka z GP nieco temu obrazowi przeczy.