Wybuchają od czasu do czasu. Pamiętam utarczkę pomiędzy “Gazetą Polską” a “Warszawską Gazetą” w czerwcu /lipcu 2016. Opisałam ją w mojej notce “”Niepokorni” kontra “turboniepokorni” – wojna, czy potyczka?” {TUTAJ}. W tym roku, koło Świąt Wielkiej Nocy, za łby wzięli się Tomasz Sakiewicz z “Gazety Polskiej” z braćmi Karnowskimi z tygodnika “W Sieci”. Pierwszą rundę tych zmagań [artykuły – Michała Karnowskiego {TUTAJ (link is external)} i Sakiewicza {TUTAJ (link is external)}] bezlitośnie wykpił Ewaryst Fedorowicz w tekście “Nawalanka Karnowski-Sakiewicz: bo koryto było za wąskie?” [patrz {TUTAJ (link is external)}].
Wydawałoby się, iż Święta powinny były przynieść pewne uspokojenie konfliktu. Ależ skąd! Dziś [21.04.2017] o 0:23 ukazał się w portalu wPolityce.pl artykuł Bronisława Wildsteina “Przeciw insynuacjom Sakiewicza” {TUTAJ (link is external)}. Autor odniósł się w nim do wywiadu, jakiego Sakiewicz udzielił Radiu WNET, twierdząc że:
“Dowiadujemy się z niej, że „najbardziej niebezpieczną ekipą tworzącą kłamstwo smoleńskie” była grupa dziennikarzy „podających się za prawicowych” i że nie można rozliczyć kłamstwa smoleńskiego bez rozliczenia tych ludzi. Szef „Gazety Polskiej” sugeruje jednoznacznie, że chodzi o twórców naszego portalu.
Oskarża ich, że pracując wówczas w TVP (Jacek Karnowski był szefem „Wiadomości”) nie wspominali o potrzebie badania hipotezy zamachu. Nie jest to prawda. Mówili o tym, tak jak i wielu innych dziennikarzy, którzy m.in. za to zwolnieni zostali z telewizji publicznej, kiedy nowy prezydent Komorowski przejął nad nią kontrolę.
„Gazeta Polska” ma prawo szczycić się tym, że od początku, bezkompromisowo zajmowała się tragedią smoleńską. Nie była jednak jedyna i obecna próba dezawuowania przez jej redaktorów swoich konkurentów bezpodstawnymi oskarżeniami o zaniechania i manipulacje w tej sprawie, jest gorzej niż niewłaściwa. Ma także wymiar gry politycznej, gdyż pomówienia wymierzone są w tych, którzy krytycznie zaczynają oceniać teraźniejsze działania Antoniego Macierewicza. Stwierdzenie Sakiewicza, że krytyka szefa MON jest jednoznaczna z atakiem na wyjaśnienie tragedii smoleńskiej oraz armię polską, abstrahując już od swojej groteskowości, jest próbą zastraszenia przeciwników politycznych, co budzić może najgorsze skojarzenia.”.
Wygląda na to, że przedmiotem sporu jest to, kto gorliwiej zajmował się tragedią smoleńską i bardziej ceni sobie Antoniego Macierewicza. Nic na to nie poradzę, ale ten spór wydaje mi się groteskowy. Również dzisiaj, kilka godzin temu, w tym samym portalu ukazał się tekst Piotra Cywińskiego “Ślepy marsz. Komu i czemu służy konflikt dziennikarzy na prawicy…?” {TUTAJ (link is external)}. Publicysta stara się przemówić do rozsądku kłócącym się dziennikarzom, pisząc m.in., iż:
” Nie mogę się bowiem nadziwić, co się – do cholery! – w naszym obozie dzieje…?
„Prawicowi dziennikarze rzucili się sobie do gardeł”,
— cieszy się w krzykliwym tytule polskojęzyczny „Fakt”, który na marginesie sprawy Bartłomieja Misiewicza opisał, jak to „Michał Karnowski zarzucił środowisku GP, że „ciągnie statek PiS na skały””, zaś „Tomasz Sakiewicz odpowiedział, że Karnowscy wpisują się w ‘szatański plan służb specjalnych’”. Tekst naszpikowany jest cytatami, co jedna strona drugiej stronie.
„Ani chybi w następnej odsłonie konfliktu obie strony zaczną wyzywać się od zdrajców”,
— kpi autor „Faktu” bez nazwiska w tekście sprzed trzech dni. O to chodziło?”.
Ja ze swojej strony mogę jedynie powtórzyć apel, którym zakończyłam moją, linkowaną powyżej, notkę z lipca 2016:
“Mamy więc dziennikarską awanturę na 24 fajerki. Ja mogę tylko wzywać do ochłonięcia i zaprzestania tej bratobójczej wojenki na prawicy.”.
______________________________________________________________________________________________________________
Fot. wPolityce.pl
Bez przesady. Nie wszyscy są tacy prawicowi, a wielu z nich (jak słusznie zauważył E.Fedorowicz) to niepokorni komercyjnie. Dla wielu polityka jest okazją do zarobienia, czyli im więcej i dłużej coś się dzieje w polityce, tym więcej i dłużej o tym piszą.