Trójpodział władz, na który powołują się politycy, to przeżytek. W międzyczasie bowiem wyrosły nad tradycyjnymi władzami: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą dwie nowe potęgi: finansowa i medialna, z których pierwsza i najsilniejsza to władza finansowa banków i instytucji z nimi powiązanych, tworząca globalny kartel.
Pieniądz równoległy
Krzysztof Lewandowski, 13.10.2016
Trójpodział władz, na który powołują się politycy, to przeżytek. W międzyczasie bowiem wyrosły nad tradycyjnymi władzami: ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą dwie nowe potęgi: finansowa i medialna, z których pierwsza i najsilniejsza to władza finansowa banków i instytucji z nimi powiązanych, tworząca globalny kartel.
W globalnym kartelu bankowym bierze udział i NBP, i FED, i BIS, a także giełdy, banki komercyjne, towarzystwa asekuracyjne, instytucje ratingowe i finansowe oraz uniwersytety, kształtujące świadomość przyszłych menedżerów tej niedemokratycznej struktury.
Struktura ta stoi na straży legalizmu i indywidualizmu, gdyż – z zasady prawnej kodeksów handlowych – absolutyzuje amoralną (nie mylić z niemoralną) kategorię indywidualnego zysku. Niestety, kategoria ta, zastosowana do kreacji dobra publicznego, jakim jest pieniądz, niekoniecznie koresponduje z etyką społeczną, czego obrazem są rosnące dysproporcje społeczne.
Powołując się na zasadę zysku oligarchowie finansów wyznają z dumą w świetle jupiterów, że interesuje ich tylko legalność operacji, a nie ich moralny wydźwięk. Według tej filozofii, każde działanie dozwolone prawnie – nawet jeśli jest szkodliwe społecznie lub oparte na kruczkach wstawianych przez lobbystów do kodeksów – jest etyczne i słuszne.
Ekspansywna władza finansowa wcisnęła się na dobre do naszego dziewiczego finansowo kraju w wyniku reformy bankowej, jaką przeprowadziliśmy w 1997 roku, zmieniając przy okazji Konstytucję, także na zgodną z oczekiwaniami kartelu. W wyniku tych reform kreacja kredytu, stanowiącego 84 procent podaży polskiego pieniądza, została powierzona instytucjom niepublicznym – bankom komercyjnym.
I oto mija prawie 20 lat od czasu owego otwarcia się polskiej dziewicy na finansowego zbója, który, najpierw za pomocą machlojek z zamrożeniem kursu polskiego złotego, wykupił za bezcen, co było w Polsce atrakcyjnego do kupienia, a teraz siedzi na bankach i spekuluje na kruczkach prawnych, które sam wprowadza do kodeksów, motywując swoje działania legalizmem.
Same docelowe straty ludności na kredytach frankowych (gdyby zostały w pełni spłacone) szacuje się na ponad 250 mld zł. Zbój manipuluje kursami i kryzysami, które nie mają końca, powodując od 20 lat olbrzymi drenaż finansowy naszych obywateli. To dlatego, mimo że pracujemy najwięcej w Europie, wciąż jesteśmy biedni.
Za kreowany – ex nihilo, jak podano w raporcie Banku Anglii z 2014 roku – pieniądz globalny, polscy architekci, menedżerowie i robotnicy zbudowali kartelowi finansowemu wspaniałe biurowce i rezydencje na najatrakcyjniejszych parcelach miejskich. Mało kto uzmysławia sobie, że zbudowane one zostały za pieniądze pochodzące z naszych kieszeni.
Macką kartelu jest pieniądz wymienialny. Przenika on przez granice państw, regionów, firm i rodzin, wysysając wszelki nadmiar, który się gdziekolwiek pojawi. Wymienialny pieniądz wyfruwa następnie, zamieniony na dewizy, z naszych podwórek, pozostawiając za sobą lukę nabywczą, którą próbujemy łatać dodatkową pracą, pożyczkami od znajomych czy nowymi kredytami.
Granicę państwa można porównać do błony komórkowej. Jak dowodzą współcześni naukowcy, błona komórkowa jest inteligentną bramą, która szkodliwych substancji nie dopuszcza do wnętrza komórki, a składniki odżywcze przepuszcza. Podobną do błony komórkowej funkcję pełni w gospodarkach państw pieniądz narodowy.
Jest on bardzo ważnym składnikiem kultury organizacyjnej społeczeństwa, wyrazem zbiorowej mądrości bądź głupoty danego narodu. Pokaż mi swój pieniądz, a powiem ci, kim jesteś – tak mógłby wyglądać szybki makroekonomiczny przegląd państwa, określający z grubsza poziom jego rozwoju cywilizacyjnego.
Warto zauważyć, że jakość państwowego systemu finansowego jest równocześnie kryterium szansy całego społeczeństwa na trwały rozwój i postępujący dobrobyt. Gdy publiczny system finansowy jest wadliwy, wszelkie, nawet niezwykle skuteczne i twórcze wysiłki zbiorowości, przepadają w grach niesymetrycznych, prowadzonych w globalnym kasynie finansowym, kierowanym imperatywem zysku.
Złoty polski jest poprzez swoją wymienialność uwikłany w system globalnego pieniądza, którego nie jesteśmy w stanie kształtować. Musimy mieć pełną świadomość, że system ten odzwierciedla interesy kartelu, a nie państw narodowych.
Wprawdzie nie zgodziliśmy się jeszcze na całkowite rozpuszczenie polskiej błony komórkowej i na kompletną likwidację waluty narodowej oraz przyjęcie euro, ale wymienialny złoty jest siłą umów uwikłany w dynamikę globalnego kasyna, jak określa się współczesny system finansowy.
Jest wkomponowany w skomplikowany system bankowości międzynarodowej, określający reguły jego tworzenia, unicestwiania, wyceny oraz posługiwania się nim jako środkiem wymiany handlowej. Same zasady bankowości, obowiązujące polski pieniądz, sformułowane w dokumencie BASEL III, stanowią ponad 500 stron przepisów.
Główną wadą tego systemu jest przyznanie prawa kreacji kredytu, tworzącego zasadniczą podaż pieniądza na rynkach, prywatnym spółkom bankowym. Prywatne banki zyskują dzięki temu śmiercionośny instrument odmowy kreacji kredytu, którym terroryzują świat w okresach recesji, kiedy to przez uprzywilejowanych, którzy mają otwarte linie kredytowe, wykupywany jest za bezcen majątek nieuprzywilejowanych, tworzony w okresach hossy.
To w wyniku prywatnej kreacji pieniądza obsługującego polską gospodarkę globalna władza finansowa stała się w Polsce dużo silniejsza, niż władza państwowa, a system gospodarczy został poddany torturom kryzysów, czyli okresowym niedoborom pieniądza na rynku. Gdyby podaż pieniądza była domeną publiczną, mogłaby równomiernie wzrastać, stymulując harmonijny wzrost realnej gospodarki.
Drugim mankamentem złotego jest obligatoryjny charakter jej emisji jako oprocentowanego długu. Banki komercyjne, kierując się zasadą maksymalizacji zysku, nie mają prawa udzielać kredytów bezodsetkowych i zadowalać się niewielkimi opłatami za prowadzenie rachunków, odzwierciedlającymi rzeczywiste i stale malejące koszty takich usług.
Jest też trzeci negatywny aspekt kreacji kredytu przez prywatne banki – ten mianowicie, że 2/3 polskiego sektora bankowego przejęli akcjonariusze z zagranicy, którzy decydują, kto w okresach depresji staje się uprzywilejowanym dysponentem kredytu bankowego, który w tym szczególnym czasie zniżek cen aktywów posiada wysoką, realną moc nabywczą. Przeciwdzialaniem dla tej tendencji mogłoby być powoływanie polskich banków komunalnych, ale póki co nikt ich nie tworzy.
Te wszystkie mankamenty złotego z jednej strony, a z drugiej obiektywna niemożność ich wyeliminowania, sprawiają, że w interesie państwa polskiego jest stworzenie systemu pieniądza równoległego do złotówki, którego charakter moglibyśmy suwerennie kształtować w oderwaniu od globalnego kasyna i żarłocznej finansjery.
Niewymienialność jest podstawową cechą równoległego pieniądza, która zapewnia jego odłączenie od systemu walut globalnych, a przez to możliwość dowolnego kształtowania zasad jego emisji i funkcjonowania w lokalnym obiegu gospodarczym. Niewymienialny pieniądz jest odporny na spekulacje, gdyż wydać go można tylko lokalnie, i tylko wśród tych, którzy go akceptują.
Drugą kardynalną cechą pieniądza równoległego jest zero-odsetkowość zarówno oszczędności, jak i kredytów. Dzięki temu można dwukrotnie obniżyć koszty lokalnych inwestycji realizowanych za pomocą tej waluty, a także uchronić jej operatora przed koniecznością angażowania depozytów w transakcje spekulacyjne.
Funkcjonowanie równoległego do złotego pieniądza niewymienialnego rozwiązuje szereg problemów, z którymi boryka się polska gospodarka. Przede wszystkim pieniądzem tym można zagospodarować rezerwy produkcyjne, dostarczając gospodarce środka transakcyjnego, służacego do upłynniania nadwyżek towarowych i usługowych, oraz do aktywizacji krajowego biznesu.
System pieniądza równoległego może też być znakomitym buforem finansowym w czasie kryzysu, który zdarza się co kilka lat, a po 2008 roku przyjął postać kryzysu pełzającego. Równoległy pieniądz w polskim obiegu gospodarczym spowoduje też, że Polacy będą potrzebowali mniej złotówek, aby funkcjonować gospodarczo na poziomie lokalnym. Państwo polskie, samorządy i obywatele zyskają dzięki temu szansę, aby się oddłużyć.
W obecnym systemie złotego oddłużenie państwa, firm czy obywateli jest zabójcze dla gospodarki, gdyż oznacza zmniejszenie głównego, bo 84-procentowego składnika podaży pieniądza na rynku. Wynika z tego konieczność zwiększenia ilości pieniądza gotówkowego, powiązana z koniecznością częściowej rezygnacji z transakcji elektronicznych, albo drastyczny brak pieniądza na rynku i zapaść gospodarcza. W systemie monopieniądza jest to zatem droga albo niezwykle uciążliwa, albo prowadząca donikąd.
Powołanie do istnienia waluty równoległej, niewymienialnej na złotówkę, jest jak zamknięcie w błonie komórkowej naszego państwa wewnętrznej bramy, skoro brama zewnętrzna, złotowa, stoi otworem. Byłby to pierwszy od ćwierćwiecza przejaw rodzimej kultury organizacyjnej w obszarze bankowości i finansów, którą porzuciliśmy na rzecz adaptowania się do kultury kartelu.
Kwestia możliwości wprowadzenia w naszym kraju waluty równoległej to w istocie kwestia polityczna, dotycząca naszej suwerenności. Tego, że system, w którym żyjemy, jest niedemokratyczny, domyślamy się na podstawie wielu źródeł.
Jednym z nich jest źródło monetarne, wskazujące na niedemokratyczną hierarchię walut, z walutami uprzywilejowanymi, faworyzującymi wybrane państwa we władzy nad globalnym kapitałem. Do walut tych dołączył niedawno chiński renminbi (yuan).
Waluty z koszyka walut uprzywilejowanych tworzy się ex-nihilo, a korzyści z tej kreacji płyną do uprzywilejowanych bankierów – osób prywatnych. Na rzecz powstającego w ten sposób, czyli “z powietrza”, uprzywilejowanego kapitału –płacimy obecnie olbrzymi haracz.
To nie tylko odsetki od stale rosnących kredytów, jakie płacą na rzecz kartelu bankowego: państwo, przedsiębiorcy oraz obywatele, nie tylko przejęte przez ten kapitał, najlepsze polskie zakłady, centra miast, znaki firmowe i technologie. To także nasze niskie wynagrodzenia, stanowiące obecnie zaledwie 35 procent dochodu narodowego.
Niejasnym zagadnieniem wciąż jest to, czy możemy ten zewnętrzny system, stawiający nas w roli podrzędnej na arenie korporacyjnego biznesu, uzupełniać systemami lokalnymi, niekorporacyjnymi, i w jakimś sensie nie aspirującymi do bycia wielkimi. Wciąż nie wiemy, w jakim zakresie pozostawiona nam została przestrzeń decydowania o formach takiej samoorganizacji na szczeblu samorządowym i lokalnym.
W Polsce szczebel samorządowy obejmuje starostwa, gminy, spółdzielnie, stowarzyszenia oraz formy współpracy oraz wymiany, wynikające z lokalnych zwyczajów. W preambule naszej konstytucji widnieje zasada pomocniczości, wyraźny zapis, przekazujący intencję, aby władza była sprawowana możliwie na jak najniższym szczeblu, czyli właśnie na szczeblu samorządowym.
… ustanawiamy Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej jako prawa podstawowe dla państwa oparte na poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot.
Preambuła Konstytucji RP
Zasada pomocniczości (subsydiarności, subsydiarność, z łac. subsidium ‘pomoc, wsparcie, siły rezerwowe’) – zasada mówiąca o tym, że każdy szczebel władzy powinien realizować tylko te zadania, które nie mogą być skutecznie zrealizowane przez szczebel niższy lub same jednostki działające w ramach społeczeństwa.
Źródło: Wikipedia
W jakim zakresie zasada pomocniczości dotyczy sprawowania samorządnej władzy gospodarczej na szczeblu najniższym? Na ile władza lokalna jest suwerenna w kształtowaniu własnego środowiska monetarno-fiskalnego dla działalności, nie będącej konkurencyjną na rynku otwartym dla globalnego, uprzywilejowanego kapitału?
Oto podstawowe pytania, na które musimy jak najszybciej znaleźć odpowiedź, jeśli nie chcemy z założonymi rękami czekać, aż staniemy się w pełni bezwłasnowolni w technokratycznym państwie pozbawionym wszelkiej mocy decydowania o sposobie jego samoorganizacji.
Nowoczesne narzędzia, służące samoorganizacji społecznej na szczeblu lokalnym, już istnieją, a wkrótce zostaną wzbogacone o sztuczną inteligencję. Za ich pomocą można znacznie uprościć i w pełni zcyfryzować lokalną administrację podatkową, oraz podporządkować ją interesowi wspólnemu, jakim jest wyrównywanie dysproporcji społecznych, co w praktyce musi się przekładać na szybszy wzrost dobrobytu wśród uboższych, niż wśród bogatych.
Czy możemy te narzędzia rozwijać i je stosować lokalnie, chroniąc naszą glebę i żywność przed wielkotowarową produkcją agrarną o niskiej jakości odżywczej, nasączoną chemią rolniczą i spożywczą?
Czy, rugowani z pracy postępującą w szybkim tempie automatyzacją, mamy prawo zabiegać o zatrudnienie w systemie równoległym, o samowystarczalność żywieniową oraz energetyczną naszych wsi, o nieskażenie gleby nawozami i pestycydami, o przywracanie zdrowej wymiany miasto-wieś na odległość kilku, a nie kilku tysięcy kilometrów, o bioróżnorodność, o prawo do wysiewania zebranych nasion?
To są dziś podstawowe pytania związane z kwestią naszej przynależności do globalnego i niedemokratycznego systemu monetarnego. Za tę przynależność oraz wynikający stąd dostęp do globalnego rynku towarów i usług, płacimy sporo, a w dodatku z roku na rok coraz więcej.
Czy jednak, płacąc te daniny, mamy możliwość organizować się oddolnie, aby zagospodarowywać z pożytkiem społecznym energię osób wykluczanych przez koncerny z dochodów? Czy jako państwo neo-feudalne, płacące co najmniej dziesięcinę (10% PKB = 175 mld zł) na rzecz kartelu bankowego, mamy prawo nadwyżki naszej energii lokować w gospodarkę równoległą, rozłączną, opartą na suwerennym pieniądzu niewymienialnym na złotego i waluty kartelu?
Pytanie to sprowadza się w istocie do tego, czy samorządy w Polsce mają prawo tworzyć własne systemy monetarne, niepowiązane z niedemokratycznym pieniądzem globalnym i skonfigurowane podatkowo na podstawie suwerennych decyzji rad gmin i powiatów?
Czy samorząd w naszym kraju ma prawo wyemitować samorządowy pieniądz niepodlegający wstrząsom kryzysowym, agencjom ratingowym i giełdom? Pieniądz ten nie byłby legalnym środkiem płatniczym, więc nie naruszałby konstytucyjnego monopolu NBP.
Z preambuły naszej konstytucji wynika, że jest to nie tylko możliwe, ale wręcz zalecane przez jej twórców, czyli Naród. Czy nie jest to jednak martwy zapis, a jego wypełnienie konkretną treścią czy nie skazałoby nas na globalny ostracyzm i agresję?
Jedynym sposobem odpowiedzi na te fundamentalne pytania jest wyemitowanie pierwszej samorządowej waluty lokalnej, przy pełnym wsparciu lokalnej izby skarbowej i miejscowego biznesu.
Walutą samorządową można by opłacać podatki na terenie samorządu, który ją wyemitował. Z zasady byłaby ona nieoprocentowana, a więc nienadająca się do oszczędzania i spekulacji, przeznaczona głównie do obsługi wymiany towarów i usług wytwarzanych lokalnie.
Jak pokazują doświadczenia historyczne, wprowadzenie walut lokalnych wiąże się ze skokowym wzrostem lokalnej aktywności gospodarczej, która zamiera w okresach kryzysów nie z powodu braku towarów czy mocy wytwórczych, a z powodu braku pieniądza globalnego. Powstałą wówczas lukę nabywczą wypełniłby znakomicie pieniądz równoległy, który w okresach dekoniunktury globalnej integrowałby lokalnych producentów i konsumentów, a w przypadku jego emisji przez samorząd, przysporzyłby mu znacznych środków na roboty publiczne.
Pieniądz lokalny, który nie nadaje się do oszczędzania, gdyż nie przynosi dochodów w postaci odsetek, znakomicie sprawdza się w swojej podstawowej funkcji środka wymiany, gdyż krąży dużo szybciej, niż pieniądz globalny.
Badania przeprowadzone niedawno na Sardynii, w systemie pieniądza równoległego o nazwie Sardex, pokazały, że średnio zmienia on ręce 13 razy w roku. W austriackiej miejscowości Woergl krążył on w czasie kryzysu w 1932 roku w tempie aż 13 obrotów miesięcznie. To pokazuje, jakie korzyści może odnieść lokalna społeczność, opodatkowując obrót pieniądzem lokalnym niewielkim podatkiem obrotowym, rzędu 3 procent.
Pieniądz samorządowy odpowiada też na postulat cyfryzacji administracji, gdyż przy współczesnych technikach może on znakomicie obyć się bez banknotów i monet, które zastąpi cyfrowa gotówka.
Obecnie zaczynają ją wprowadzać do obrotu banki komercyjne, które widzą w tym sposób na ograniczenie podaży gotówki przez NBP, czyli dalsze ograniczenie naszej suwerenności monetarnej. Jednak i banki centralne zaczęły w gotówce cyfrowej dostrzegać dla siebie szansę na zwiększenie emisji, co widać po niedawnych wypowiedziach wiceprezesa Banku Anglii, Bena Broadbenta. Bank ten przymierza się do wprowadzenia do obrotu gotówki cyfrowej, która może funkcjonować w oderwaniu od łączności internetowej, w technologii peer-to-peer.
Trzecim podmiotem walczącym o rynek dla swojego pieniądza i wypełniającym tą drogą konstytucyjną zasadę pomocniczości powinien być samorząd. Waluta samorządowa to sposób na harmonizację systemu monetarnego i na wprowadzenie konkurencji walut, zamiast monopolu pieniądza globalnego. Drogi pieniądz globalny powinien konkurować na wolnym i demokratycznym rynku z tanim pieniądzem lokalnym i regionalnym, abyśmy mogli unikać kryzysów płynnościowych i abyśmy byli zabezpieczeni przed możliwą katastrofą systemu globalnego.
Pieniądz równoległy to szansa Polaków na tworzenie własnej kultury organizacyjnej w obszarze bankowości i finansów. To szansa na większą stabilność systemową naszego państwa i na postępujący, a nie uciekający przed nami dobrobyt. Strategicznie jest to także pieniądz zapasowy, niepowiązany z walutami wymienialnymi, który może okazać się zbawienny dla narodu w razie plajty globalnego kasyna.
Narodowa Sieć Informacyjna (NSI).
Bardzo ciekawe! Skąd te przemyślenia?