Myśl dnia
Ladislaus Boros
_______________________
Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni i jeśli zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach,
to powstaną przeciw niemu mówiąc: Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny” .
św. Antoni
Słowo Boże
__________________________________________________________________________________
SOBOTA II TYGODNIA ZWYKŁEGO, ROK II
PIERWSZE CZYTANIE (2 Sm 1,1-4.11-12.19.23-27)
Śmierć Saula i Jonatana
Początek Drugiej Księgi Samuela.
Po śmierci Saula, po zwycięstwie nad Amalekitami, wrócił Dawid i zatrzymał się przez dwa dni w Siklag. Na trzeci dzień przybył jakiś człowiek z obozu, z otoczenia Saula. Odzienie miał podarte, a głowę posypaną ziemią. Podszedłszy do Dawida, padł na ziemię i oddał mu pokłon. Dawid zapytał go: „Skąd przybywasz?” Odpowiedział mu: „Ocalałem z izraelskiego obozu”. Rzekł do niego Dawid: „Opowiedz mi, proszę, co się tam stało?” Opowiedział więc, że ludzie uciekli z pola walki, wielu żołnierzy zginęło, i że również ponieśli śmierć Saul i jego syn Jonatan.
Dawid schwyciwszy swe szaty, rozdarł je. Tak też uczynili wszyscy mężowie, którzy z nim byli. Potem lamentowali i płakali, i pościli aż do wieczora, ponieważ padli od miecza Saul i syn jego Jonatan, i lud Pana, i dom Izraela.
„O Izraelu, twa chwała na górach umarła. Jakże zginęli bohaterowie? Saul i Jonatan, kochający się i mili przyjaciele, za życia i w śmierci nie są rozdzieleni. Wszak oni bystrzejsi od orłów, dzielniejsi od lwów. O, płaczcie nad Saulem, córki izraelskie: On was ubierał w prześliczne szkarłaty, złotymi ozdobami upiększał stroje. Jakże zginęli wśród boju bohaterowie? Jonatan zabity na wzgórzach. Żal mi ciebie, mój bracie, Jonatanie. Tak bardzo byłeś mi drogi! Więcej ceniłem twą miłość niżeli miłość kobiet. Jakże zginąć mogli wśród boju bohaterowie? Jakże przepadły wojenne oręże?”
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 80,2-3.5-6.7-8)
Refren: Odnów nas, Boże, i daj nam zbawienie.
Usłysz, Pasterzu Izraela, *
Ty, który zasiadasz nad cherubinami.
Zbudź swą potęgę *
i przyjdź nam z pomocą.
Panie, Boże Zastępów, jak długo gniewać się będziesz, *
pomimo modłów Twojego ludu?
Nakarmiłeś go chlebem płaczu, *
obficie napoiłeś łzami.
Uczyniłeś nas przyczyną zwady sąsiadów, *
a wrogowie nasi z nas szydzą.
Odnów nas, Boże Zastępów, +
i rozjaśnij nad nami swoje oblicze, *
a będziemy zbawieni.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Dz 16,14b)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Otwórz, Panie, nasze serca,
abyśmy uważnie słuchali słów Syna Twojego.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mk 3,20-21)
Rodzina niepokoi się o Jezusa
Słowa Ewangelii według świętego Marka.
Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: „Odszedł od zmysłów”.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Niezrozumienie
Jeżeli dąży się nie tylko do obalenia czyichś poglądów, ale także do zdyskredytowania samej osoby, to bardzo często próbuje się ją ukazać jako psychicznie chorą. Własny rzeczowy brak argumentów w rozmowie zostaje przysłonięty wskazaniem braku rozumu u rozmówcy. Jakże wielką przykrość można odczuć wtedy, gdy czynią to najbliżsi. Bardzo boleśnie doświadczył tego Jezus, gdy Jego krewni wyrazili niezrozumienie i niewiarę wobec głoszonej przez Niego Ewangelii. Uważają, że odszedł od zmysłów, a użycie siły uznają za odpowiedni sposób reakcji. W życie tego, kto chce poświęcić się Bogu, jest wpisane takie niezrozumienie, ale nie samotność. Jezus jako umiłowany Syn Boży ma świadomość obecności Ojca podczas całej swojej misji.
Panie, dziękuję Ci, że uczysz mnie wierności Bogu Ojcu, prawdzie i poświęceniu się w służbie dla dobra drugiego człowieka, nawet kosztem więzów rodzinnych czy też szkodliwych opinii.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2016”
- Mariusz Szmajdziński
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
_______________________
Bł. Wincentego Lewoniuka i Towarzyszy
Święty Bernard z Clairvaux powiedział, że wiedza dla wiedzy jest „haniebną ciekawością”. Przed rozpoczęciem modlitwy proś, abyś całą wiedzę, jaką posiadasz, wykorzystywał w dobry sposób.
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Marka
Mk 3, 20-21
Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów.»
Z ewangelicznych historii dowiadujemy się, że Jezus często spotykał się z ludźmi. Jego działalność obejmowała nauczanie, uzdrawianie, rozmowy. Ludzie szukali Jezusa i tłumnie gromadzili się wokół Niego. A jaki jest główny powód, dla którego ty przychodzisz do Jezusa?
Część ludzi podziwiała mądrość Jezusa, inni byli zwyczajnie zaciekawieni Jego osobą. Jeszcze inni szukali ratunku u Jezusa w chorobie swojej czy bliskich osób. Nieraz Jezus był tak oblegany przez tłumy, że nawet nie mógł się posilić.
To, co Jezus mówił i robił, spotykało się także z ostrą krytyką, wręcz nienawiścią. Dlatego krewni Jezusa niepokoili się o Jego los. Chcieli Go powstrzymać… Nie rozumieli Jego radykalnej postawy. A ty, czy jesteś gotów być z Jezusem, nawet wtedy, gdy jest odrzucany i atakowany?
Poproś Jezusa o zaufanie do Niego w każdej sytuacji, zwłaszcza wtedy, gdy spotykasz się z niezrozumieniem bliskich osób.
Traktat na święto Ciała Chrystusa
Jedyny Syn Boga, pragnąc naszego uczestnictwa w Jego boskości, przyjął naszą naturę, aby ubóstwić ludzi – On, który stał się człowiekiem. Co więcej, to, co wziął od nas, oddał nam to całkowicie dla naszego zbawienia. Prawdziwie na ołtarzu krzyża ofiarował Swoje ciało jako ofiarę Bogu Ojcu; aby nas pojednać z Nim, przelał Swoją krew, żeby stała się jednocześnie naszą zapłatą i chrztem: odkupieni z mizernego niewolnictwa, będziemy oczyszczeni ze wszystkich naszych grzechów.
I żebyśmy zawsze pamiętali o tak wielkim dobru, pozostawił wiernym swoje Ciało do spożycia i swą Krew do picia, pod postacią chleba i wina… Może być coś cenniejszego niż ten bankiet, gdzie nie proponuje się już, jak w starym Prawie, spożywania ciała cieląt i kozłów, ale Chrystusa, który jest prawdziwie Bogiem? Jest coś bardziej godnego podziwu niż ten sakrament?… Nikt nie jest zdolny wyrazić rozkoszy tego sakramentu, skoro kosztuje się w nim duchowej słodyczy u źródła i celebruje pamiątkę tej niepokonanej miłości, której Chrystus dał przykład w swej Męce.
Pragnął, żeby ogrom tej miłości wyrył się głęboko w sercu wiernych. To dlatego, podczas Ostatniej Wieczerzy, po tym, jak świętował Paschę ze swoimi uczniami, kiedy miał przejść z tego świata do Ojca, ustanowił ten sakrament jako wieczną pamiątkę swej Męki, dokonanie starych prefiguracji, największy ze swoich cudów; a tym, których Jego nieobecność napełniałaby smutkiem, pozostawił ten sakrament jako niezrównaną pociechę.
_______________________________
Wierny jak Dawid (23 stycznia 2016)
Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów.» (Z rozdz. 3 Ewangelii wg św. Marka)
Dawid pokazuje swoją lojalność wobec króla Saula nawet po jego śmierci. Zdumiewające jest jak on bardzo go szanował pomimo wszystkich krzywd, których od monarchy doznał. Niemniej dziwi miłość do królewskiego syna Jonatana. Przez wieki Dawid i Jonatan byli postrzegani jako patroni przyjaźni. Może dzisiaj są nam szczególnie potrzebni, aby więzy przyjacielskie były odnawiane i umacniane… Czym byłby świat bez wiernej przyjaźni?
Dzisiejsze czytania liturgiczne: 2 Sm 1,1-4. 11-12. 19. 23-27; Mk 3, 20-21
Płacz Dawida nad poległymi żywo kontrastuje z totalnym niezrozumieniem, które okazują Jezusowi Jego bliscy – chcą Go siłą sprowadzić do domu, ponieważ sądzą, że oszalał. To pokazuje też jak zwykłym człowiekiem był Jezus i że w Jego dzieciństwie i młodości nic nie zapowiadało, kim jest tak naprawdę. Dziś także jeszcze za mało Go znamy. Okażmy Mu wierność na miarę Dawida, abyśmy nie mylili się co do Niego, jak Jego krewni.
Szymon Hiżycki OSB | Pomiędzy grzechem a myślą
http://ps-po.pl/2016/01/22/wierny-jak-dawid-23-stycznia-2016/
__________________________
Przyjdą takie czasy, że ludzie będą szaleni i jeśli zobaczą kogoś przy zdrowych zmysłach, to powstaną przeciw niemu mówiąc: Jesteś szalony, bo nie jesteś do nas podobny” .
św. Antoni
Odszedł od zmysłów
Powiedział ci ktoś, że odszedłeś od zmysłów? Jeśli o Jezusie tak mówiono, to dlaczego ktoś nie mógłby powiedzieć tego o tobie? Czy ktoś, widząc twoje życie wiary powiedział ci, że śpiewasz w innym chórze albo grasz w innej orkiestrze?
Ksiądz
Znam księdza, który miał głębokie przeżycie duchowe, by nie powiedzieć nawrócenie. W pustyni kapłańskiego życia pewnego dnia natrafił na swój krzew gorejący – spotkał Pana. Później został posłany do pewnej parafii, a posługujący tam księża zaczęli mówić o nim: „odszedł od zmysłów”, „nawiedzony”, „zgłupiał”, a niektórzy zaczęli nawet stawiać diagnozę: „zwariował”. Wówczas roztropny proboszcz powiedział: poczekajmy, przyjedzie, wtedy zobaczymy. Po upływie kilku miesięcy jeden z duszpasterzy powiedział owemu księdzu: „Przed twoim przyjściem mówiono, że zwariowałeś, a ja widzę, że jesteś normalny, nie „odszedłeś od zmysłów”, tylko nie jesteś taki jak my!”.
Nic nowego! Proboszczowie turyńscy i wielu kapłanów-kolegów św. Jana Bosko rozsiewało pogłoski, że nie jest on zupełnie przy zdrowych zmysłach. Raz nawet chcieli go zamknąć w zakładzie dla obłąkanych. A czy o św. Franciszku z Asyżu nie mówiono, że odszedł od zmysłów, że stał się szaleńcem? Uczynił niezwykły gest: zrzucił z siebie ubranie i stojąc nago przed biskupem wyznał, że jego jedynym ojcem jest Bóg w niebie! Zgorszył? Odbiło? Nie! Jest jednym z największych świętych w Kościele!
Piotr i bliscy
Pan Bóg w działaniu wychodzi poza utarte schematy. Tak też było w historii Piotra. Spotkaliśmy się na jego prośbę. Piotr jest przed czterdziestką. Żonaty, ojciec kilkorga dzieci, ciężko pracuje na budowie. Ponad dwa lata temu został „dotknięty” przez Pana. Od tego czasu codziennie czyta Pismo Święte, a przed spaniem, na kolanach, odmawia różaniec. Niedzielnej Eucharystii z Komunią św. nie opuszcza, a normą stała się dla niego częsta spowiedź. Jak zareagowali najbliżsi, także żona? Odbiło mu! Patrzą na niego z przymrużeniem oka i potrząsają tylko głowami mówiąc: „nawiedzony!”. A ja wiem, że to normalny mężczyzna!
Ewangelia mówi, że „bliscy wybrali się, żeby Go powstrzymać”. Taka jest zazwyczaj reakcja bliskich. Dlaczego? Bo może ci, „którzy odeszli od zmysłów” kwestionują nasze życie?
Nawiedzony z La Salette
Jako saletyn muszę wspomnieć jak „odbiło” ojcu Maksymina, świadka objawienia w La Salette. Po dwudziestu latach omijania kościoła szerokim łukiem i niewyznawania grzechów w sakramencie pojednania, po zejściu z Góry Objawienia Matki Bożej zaczął żyć inaczej. Teraz zamienił gospodę na kościół, w którym codziennie uczestniczył we Mszy św. A jak reagowali sąsiedzi, którzy go znali i widzieli jakie życie wcześniej prowadził? Możemy się tylko domyśleć. Może mówili podobnie jak ludzie z dzisiejszej Ewangelii: „odszedł od zmysłów”, „nawiedzony”. A on doświadczył tylko łaski nawrócenia.
ks. Bohdan D. ms
http://saletyni.pl/slowo-na-dzis
______________________
#Ewangelia: Zwariować z Miłości
Mieczysław Łusiak sj
Jezus przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: “Odszedł od zmysłów”. Mk 3, 20-21
Przeczytaj komentarz.
“Odszedł od zmysłów” to eufemizm dla wyrażenia tego, że Jezus zwariował. Tak, On zwariował na punkcie człowieka, zwłaszcza tego najuboższego, najbardziej zagubionego i cierpiącego. Jezus zwariował z miłości! Co gorsza – to zwariowanie jest całkowicie świadome i chciane przez Niego. Nie jest wynikiem chwilowego stanu emocjonalnego, ale autentycznej Miłości.
Kto potrafi być tak “zwariowanym”, ten szybko będzie doświadczał szczęścia, bo nie ma nic wspanialszego od sytuacji, gdy pełną kontrolę nad naszym postępowaniem przejmuje prawdziwa Miłość.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2737,ewangelia-zwariowac-z-milosci.html
Świętych obcowanie
_________________________________________________________________________________
Błogosławieni Wincenty Lewoniuk i Towarzysze, męczennicy z Pratulina | |
Błogosławiony Henryk Suzo, prezbiter | |
Błogosławiony Mikołaj Gross, męczennik
Mikołaj Gross urodził się 30 września 1898 roku w Niederwenigern, małej miejscowości w Zagłębiu Ruhry, w Niemczech. Wychowywał się w rodzinie ubogiej i pobożnej. Po ukończeniu szkoły podstawowej w 1912 roku, pracował najpierw przez trzy lata w walcowni, a potem przez pięć lat jako górnik w kopalni. Jednocześnie uczęszczał w Essen na kursy wieczorowe, by zdobyć lepsze wykształcenie. W 1917 roku zapisał się do Związku Górników Chrześcijańskich, a w 1919 roku został członkiem Stowarzyszenia Górników i Robotników św. Antoniego Padewskiego. Życie Mikołaja Grossa stało się świadectwem wielkiego męczeństwa w imię wierności Jezusowi Chrystusowi. Jako człowiek świecki żył i umarł jak prawdziwy chrześcijanin, wierny aż do końca. Tak mówił o nim papież św. Jan Paweł II podczas jego beatyfikacji w dniu 7 października 2001 r.: Mikołaj bardzo wyraźnie dostrzegał, że ideologii narodowosocjalistycznej nie da się pogodzić z wiarą chrześcijańską. Odważnie chwycił za pióro, aby bronić godności człowieka. Mikołaj Gross bardzo kochał swoją żonę i dzieci, jednakże wewnętrzna więź z własną rodziną nigdy nie kazała mu wyrzec się Chrystusa i Jego Kościoła. Stawiał sprawę jasno: “Jeżeli dzisiaj nie jesteśmy gotowi zaryzykować życia, to jakże zdołamy kiedyś usprawiedliwić się przed Bogiem i naszym ludem?” Z powodu tych przekonań musiał zginąć na szafocie, ale właśnie dlatego otwarły się przed nim bramy niebios. W błogosławionym męczenniku Mikołaju Grossie urzeczywistniła się przepowiednia proroka: “Sprawiedliwy żyć będzie dzięki swej wierności” (Ha 2, 4). |
|
Święty Ildefons, biskup |
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Neocezarei Maurytańskiej, która była niegdyś znacznym miastem, a dzisiaj jest małą nadmorską miejscowością, położoną na zachód od Algieru – męczenników Seweriana i Akwili. Śmierć ponieśli wśród płomieni, prawdopodobnie w czasie prześladowania za cesarza Dioklecjana. W Vienne nad Rodanem – św. Bernarda, biskupa tej ongiś ważnej metropolii. Zmarł on w roku 841 w założonym przez siebie opactwie benedyktyńskim w Romans. Jego kult zaaprobował w roku 1903 Pius X. oraz: św. Agatangela, męczennika (+ 303); św. Asklasa, męczennika (+ ok. 287); św. Emerencjany, dziewicy i męczennicy (+ ok. 305); św. Klemensa, biskupa i męczennika (+ ok. 303); św. Martyriusza, mnicha (+ VI w.); św. Permensasa, diakona i męczennika (+ ok. 110) |
http://www.brewiarz.pl/czytelnia/swieci/01-23.php3
______________________
Błogosławiony mieszkaniec Wałbrzycha – patron górników
Tomasz Nochowicz
Polub nas na Facebooku!
Święci i błogosławieni – bohaterowie wiary. Podobni nam, w trudzie codzienności chcieli pozostać wierni Bogu. Wiedząc, że żyli obok nas, chciejmy się do nich zbliżyć. Czy w Wałbrzychu mieszkał ktoś, kto swoim życiem doszedł do świętości, do końca trwał mimo przeciwności w swoich przekonaniach i wartościach?
Na naszą uwagę zasługuje człowiek żyjący w epoce industrializacji, w latach prześladowań religijnych: w okresie nazizmu i II wojny światowej, który poświęcił swoje życie walce o prawdę i godność człowieka. Sześć lat temu, 7 października papież Jan Paweł II dokonał beatyfikacji Mikołaja Grossa: ojca siedmiorga dzieci, działacza związkowego i dziennikarza, męczennika, mieszkańca Wałbrzycha.
Mikołaj Gross urodził się 30 września 1898 r. w rodzinie kowala kopalnianego w Niederwenigern koło Essen. Po ukończeniu w 1912 r. miejscowej katolickiej szkoły powszechnej rozpoczął pracę: najpierw w walcowni blachy, potem jako ciskacz, pchając wózki z urobkiem, a następnie pięć lat jako rębacz w kopalni węgla. W czasie wolnym starał się intensywnie dokształcać, uczęszczając na kursy wieczorowe w Essen.
Żył w czasach głębokich przemian społecznych Europy. Kiedy wpływem idei socjalistycznej zrodził się robotniczy ruch związkowy, Kościół katolicki nie pozostał w tej kwestii obojętny i także usiłował rozwiązać kwestię robotniczą. Leon XIII w encyklice „Rerum novarum” popierał ideę tworzenia katolickich związków zawodowych. Po publikacji encykliki masowo powstawały stowarzyszenia i związki stanowe, które poza aktywizacją społeczną i religijną oraz formacją oświatową miały głównie na celu ochronę interesów pracowniczych i utworzenie formacji społecznej w duchu nauki społecznej Kościoła. Pobudzane myślą katolicką stawiały na doskonalenie religijnie i moralnie. Pełniły także rolę instytucji rozjemczej w sporach pomiędzy robotnikami a ich pracodawcami, a także zajmowały się gromadzeniem funduszy na zapomogi dla robotników i ich rodzin w wypadkach losowych.
Od 2. poł. XIX wieku w Wałbrzychu i okolicznych miejscowościach powstawały nowe zakłady pracy: głównie kopalnie węgla i huty. Systematycznie wzrastała liczba ludności przybyłej z kotliny kłodzkiej czy przygranicznych miejscowości z terenu Czech. W dużej mierze byli to katolicy. W samym mieście pod koniec XIX wieku działało 18 katolickich stowarzyszeń i związków.
Niespełna 20-letni Gross angażuje się w działalność Związku Cechowego Górników Chrześcijańskich i swoje dalsze lata poświęca działalności w obronie praw pracowniczych górników. Pracuje w redakcji „Bergknappe” (Gwarek) – chrześcijańskiego czasopisma dla górników wychodzącego w Essen. Praca związkowa przywiodła Grossa do Wałbrzycha, gdzie od czerwca do października 1922 r. przewodniczył Stowarzyszeniu Górników Chrześcijańskich. Stąd trafia poprzez Zwickau z powrotem nad Ruhrę do miasta Bottrop.
Czynna działalność związkowa i zawodowa nie przeszkadzały Mikołajowi Grossowi założyć rodzinę, której był prawdziwie oddany.
Do 1927 r. Mikołaj Gross publikuje w katolickiej prasie robotniczej – „Zachodnioniemieckiej Gazecie Robotniczej”. Po latach został zresztą jej redaktorem naczelnym.
Nasz Błogosławiony nie pozostał obojętny wobec narastającego wówczas kryzysu gospodarczego i rosnącego w siłę narodowego socjalizmu. Kierując się ideą bp. Kettelera, prekursora katolickiej nauki społecznej w Niemczech, twierdził, że reformy stosunków społecznych nie można przeprowadzić bez właściwej przemiany duchowej społeczeństwa. Odważnie krytykował nazistów, nazywając ich „wrogami dzisiejszego państwa”. Po dojściu Hitlera do władzy dalej jest wierny swoim poglądom. Sprzeciwia się nazistowskim teoriom ekonomicznym i antychrześcijańskiej i neopogańskiej ideologii nazizmu. Po zakazie wydawania katolickiej gazety robotniczej, Gross publikuje szereg mniejszych pism, pogłębiając wśród robotników świadomość wiary i wartości. Swoją działalnością wspierał ruch oporu w Niemczech. Od 1940 r. nieustannie jest poddawany przesłuchaniom przez policję, a jego mieszkanie rewizjom. Po nieudanym zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 r., mimo iż nie brał udziału w jego przygotowaniu, został aresztowany, torturowany i więziony kolejno w Kolonii, Frankfurcie nad Menem, Ravensbrück i Berlinie. 23 stycznia 1945 r. został stracony w więzieniu Plötzensee w Berlinie; jego ciało spalono, a prochy rozrzucono na polach melioracyjnych. O wykonaniu wyroku, rodzinę powiadomiono dopiero 7 lutego.
Papież Jan Paweł II na Mszy św. beatyfikacyjnej powiedział o Mikołaju Grossie:
„Bardzo wyraźnie dostrzegał on, że ideologii narodowosocjalistycznej nie da się pogodzić z wiarą chrześcijańską. Odważnie chwycił za pióro, aby bronić godności człowieka. Mikołaj Gross bardzo kochał swoją żonę i dzieci, jednakże wewnętrzna więź z własną rodziną nigdy nie kazała mu wyrzec się Chrystusa i Jego Kościoła. Stawiał sprawę jasno: «Jeżeli dzisiaj nie jesteśmy gotowi zaryzykować życia, to jakże zdołamy kiedyś usprawiedliwić się przed Bogiem i naszym ludem?»”. Papież nazwał go także patronem górników.
Ta opinia Papieża Polaka o Błogosławionym daje najlepsze świadectwo o Mikołaju Grossie, który walczył o prawdę i prawa człowieka na łamach prasy w czasach niełatwych, bo w okresie intensywnych zmian gospodarczo-społecznych, wielkiego kryzysu ekonomicznego oraz powstania i funkcjonowania ideologii narodowego socjalizmu, aż po okres II wojny światowej. Warto więc wspomnieć i zapamiętać sylwetkę mieszkańca Wałbrzycha, człowieka, który swoją działalnością, publikacjami i zaangażowaniem odważnie wyrażał i realizował wartości chrześcijańskie, pozostając im wierny tak w życiu prywatnym, jak i publicznym. Osobowość tego Błogosławionego może napawać dumą wałbrzyszan, a za wstawiennictwem mogą uzyskać potrzebne łaski.
W Niemczech, szczególnie w Nadrenii, żywa jest pamięć o Mikołaju Grossie. Napisano o nim wiele książek, powstał musical i istnieje gimnazjum wieczorowe noszące imię Błogosławionego. 1 kwietnia 2002 r. w niemieckiej diecezji Essen – ziemi rodzinnej Mikołaja Grossa, z połączenia dwóch sąsiednich parafii Świętego Krzyża i św. Liboriusa w dzielnicy Bochum-Grumme, utworzono nową wspólnotę parafialną pw. bł. Mikołaja Grossa, a jego wspomnienie liturgiczne esseńczycy obchodzą 23 stycznia.
Adres: ul. Kościuszki 4, 58-150 Strzegom
Tel.: (34) 369-43-25http://www.niedziela.pl/artykul/51847/nd/Blogoslawiony-mieszkaniec-Walbrzycha
_________________________________________________________________________________
O. Antonello Cadeddu: To nie jest przypadek, że wasz prezydent podniósł hostię z ziemi
2016-01-19 07:3
Fot. Ks. Sławomir Marek
To nie jest przypadek, że wasz prezydent podniósł hostię z ziemi i z wielkim szacunkiem oraz ostrożnością przyniósł ją do kapłana – powiedział o. Antonello Cadeddu.
Ojciec Antonello Cadeddu, włoski kapłan pracujący jako misjonarz w Brazylii, charyzmatyczny kaznodzieja i współzałożyciel wspólnoty Przymierze Miłosierdzia, w czasie swojej ostatniej wizyty w Polsce udzielił wywiadu tygodnikowi „Do Rzeczy”. W rozmowie z Tomaszem P. Terlikowskim odniósł się do szeroko komentowanego przez media wydarzenia, które miało miejsce w czasie Święta Dziękczynienia na terenie Świątyni Opatrzności Bożej.
– To nie jest przypadek, że wasz prezydent podniósł hostię z ziemi i z wielkim szacunkiem oraz ostrożnością przyniósł ją do kapłana. To znak dla Was, Polaków, a także przypomnienie, że wciąż jeszcze jesteście narodem uduchowionym. I dlatego nie mam wątpliwości, że macie misję, jaką jest podnoszenie hostii, Eucharystii, wiary w całej Europie.
Redaktor Terlikowski zwrócił uwagę, że nie jesteśmy lepsi od innych Europejczyków. O. Antonello odpowiedział, że siostra Faustyna też nie była lepsza od wielu innych sióstr, a Jan Paweł II był przecież zwykłym chłopakiem, który stracił mamę, tatę, a potem pracował w kopalni. Tymczasem Bóg wybrał właśnie ich. Współzałożyciel wspólnoty Przymierze Miłosierdzia zachęcił Polaków, aby głosili Miłosierdzie tak jak s. Faustyna i papież.
– Kiedy przyjechałem pierwszy raz do Polski, miałem głębokie przeczucie, że na Starym Kontynencie są dwa punkty duchowe, które odegrają kluczową rolę. Pierwszym jest właśnie Polska i przesłanie Bożego Miłosierdzia, drugim jest San Giovanni Rotondo i to, co przekazał nam o. Pio. I z każdym dniem jestem bardziej przekonany, że tak właśnie jest.
http://www.niedziela.pl/artykul/20218/O-Antonello-Cadeddu-To-nie-jest-przypadek
_______________________
Papież: gdy biskup się nie modli, cierpi lud Boży
KAI / jm
Zadaniem biskupów jest modlitwa i głoszenie zmartwychwstania Jezusa, a obowiązkiem wiernych jest modlitwa za swoich biskupów, bez których Kościół nie może się obyć – powiedział papież Franciszek podczas porannej Eucharystii sprawowanej w Domu Świętej Marty.
Ojciec Święty rozwinął swoją refleksję komentując czytany dzisiaj fragment Ewangelii (Mk 3, 13-19), mówiący o wyborze dwunastu apostołów. Zaznaczył, że Pan Jezus wybrał ich “aby Mu towarzyszyli, by mógł wysyłać ich na głoszenie nauki, i by mieli władzę wypędzania złych duchów”.
Ojciec Święty podkreślił, że grono dwunastu to pierwsi biskupi. Przypomniał, że po śmierci Judasza został wybrany Maciej. “Biskupi są filarami Kościoła, powołani by byli świadkami zmartwychwstania Jezusa” – stwierdził Franciszek.
Dodał, że mają świadczyć, iż Pan Jezus jest żywy, że Pan Jezus zmartwychwstał, że Pan Jezus z nami podąża, że Pan Jezus nas zbawia, że Pan Jezus oddał za nas swe życie, że Pan Jezus jest naszą nadzieją, że Pan Jezus zawsze nas przyjmuje i nam przebacza. Zatem życie biskupów ma być prawdziwym świadectwem zmartwychwstania Chrystusa.
Papież wskazał na swa zadania biskupów: przebywanie z Jezusem na modlitwie oraz dawanie świadectwa, to znaczy głoszenie zbawienia jakie przyniósł nam Pan.
“Dwa zadania nie łatwe, ale to właśnie one sprawiają, że filary Kościoła są mocne. Jeśli te filary ulegają osłabieniu, bo biskup się nie modli lub modli się niewiele, zapomina o modlitwie czy też nie głosi Ewangelii, zajmując się czym innym, to także Kościół słabnie, cierpi. Cierpi lud Boży, bo filary są słabe” – stwierdził Franciszek.
Ojciec Święty zaznaczył, że Kościół nie może obejść się bez biskupa i dlatego obowiązkiem całego ludu jest modlitwa za biskupów. Jest to obowiązek miłości, obowiązek dzieci wobec ojca, obowiązek braterski, aby rodzina trwała zjednoczona w wyznawaniu Jezusa Chrystusa, żyjącego i zmartwychwstał ego.
“Dlatego chciałbym was dziś zachęcić do modlitwy za nas, biskupów, bo my także jesteśmy grzesznikami, także mamy słabości, także nam grozi to, co Judaszowi, bo i on został wybrany jako filar. Także nam grozi brak modlitwy, czynienia czegoś, co nie jest głoszeniem Ewangelii i wypędzaniem złych duchów… Trzeba się modlić, aby biskupi byli tym, czego chciał Jezus, abyśmy wszyscy dawali świadectwo o zmartwychwstaniu Jezusa. Niech lud Boży modli się za biskupów.
W każdej Mszy św. modlimy się za biskupów: modlimy się za Piotra, stojącego na czele kolegium biskupów i modlimy się za miejscowego biskupa. Ale to trochę mało: wypowiadamy imię, a często czynimy to z nawyku i idziemy dalej.
Módlcie się za biskupa całym sercem, proście Pana: Panie, otocz troską mojego biskupa; dbaj o wszystkich biskupów i poślij nam biskupów, którzy będą prawdziwymi świadkami, biskupów, którzy się modlą i biskupów, którzy swoim głoszeniem pomogliby nam w zrozumieniu Ewangelii, abyśmy byli pewni, że Ty, Panie żyjesz, jesteś z nami” – zakończył swoją homilię papież.
http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3851,papiez-gdy-biskup-sie-nie-modli-cierpi-lud-bozy.html
_____________________________
Bł. Stanisław Papczyński będzie ogłoszony świętym
KAI / jm
Założyciel zgromadzenia księży marianów, będzie wkrótce ogłoszony świętym. Papież Franciszek upoważnił 21 stycznia Kongregację Spraw Kanonizacyjnych do ogłoszenia dekretu uznającego cud przypisywany wstawiennictwu polskiego zakonnika.
Uznano także cuda za wstawiennictwem dwóch innych błogosławionych: Józefa Brochero (1840-1914), argentyńskiego proboszcza, i Józefa Sancheza del Río (1913-1928), meksykańskiego chłopca, męczennika za wiarę z czasów powstania Cristeros. Otwiera to drogę do ich rychłej kanonizacji.
Kongregacja wydała także dekrety dotyczące uznania cudów za wstawiennictwem dwojga sług Bożych z Włoch (ks. Franciszka Marii Greco (1857-1931), założyciela Zgromadzenia Małych Sióstr Pracownic Najświętszych Serc; Elżbiety Sanna (1788-1857), wdowy należącej Trzeciego Zakonu św. Franciszka i Zjednoczenia Apostolstwa Katolickiego, założonego przez św. Wincentego Pallottiego) oraz dekrety uznające męczeństwo: niemieckiego kapłana, ks. Engelmara Unzeitiga (1911-1945) ze Zgromadzenia Misjonarzy z Mariannhill, zamordowanego w obozie koncentracyjnym w Dachau; ks. Januarego Fueyo Castañóna i 3 Towarzyszy świeckich, zamordowanych w czasie wojny domowej w Hiszpanii w 1936 r.; oraz Justusa Takayamy Ukona (1552/1553-1615), japońskiego samuraja. Dekrety te otwierają drogę do ich beatyfikacji.
Uznano również cnoty heroiczne dwojga Włochów: o. Arseniusza z Trigolo (1849-1909; w świecie: Giuseppe Migliavacca), kapucyna, założyciela Zgromadzenia Sióstr Najświętszej Maryi Pocieszycielki, oraz Marii Ludwiki od Najświętszego Sakramentu (1826-1886; w świecie: Maria Velotti), należącej do Trzeciego Zakonu św. Franciszka, założycielki Instytutu Sióstr Adoratorek Świętego Krzyża.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24788,bl-stanislaw-papczynski-bedzie-ogloszony-swietym.html
____________________________
Bliski koniec procesu beatyfikacyjnego s. Łucji
KAI / psd
Diecezjalny etap procesu beatyfikacyjnego siostry Łucji dos Santos – ostatniej z trójki dzieci, którym objawiła się Maryja Panna w Fatimie w 1917 r. – powinien zakończyć się w tym roku.
Jak poinformowała Siostra Angela Coelho, postulatorka procesu beatyfikacyjnego portugalskiej karmelitanki, zmarłej w 2005 r. w wieku 98 lat, do końca bieżącego roku cała dokumentacja dotycząca tej sprawy zostanie przekazana do Stolicy Apostolskiej.
“Prace w diecezji Leiria-Fatima postępują bardzo szybko, choć nie należą one do najłatwiejszych z uwagi na bardzo duży materiał na temat kandydatki na ołtarze. Musimy dokładnie zbadać ponad 70 tys. listów, jakie otrzymała i napisała siostra Łucja w czasie swojego życia. Jest to bardzo bogaty zbiór zawierający korespondencję zarówno z wiernymi z całego świata, jak i z papieżami, kardynałami i ambasadorami” – oświadczyła siostra Angela z sanktuarium w Fatimie.
Za mało prawdopodobne uznała ogłoszenie siostry Łucji błogosławioną do 2017 r., kiedy to obchodzona będzie setna rocznica objawień maryjnych w narodowym sanktuarium portugalskim. “Jest to bardzo skomplikowany proces dotyczący osoby, która zmarła w bardzo podeszłym wieku. Trzeba zbadać wiele etapów jej życia. Siostra przeżyła przecież dwie wojny światowe i hiszpańską wojnę domową. Doczekała się też upadku ZSRR, co było dla niej wydarzeniem bardzo istotnym” – przypomniała zakonnica.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24784,bliski-koniec-procesu-beatyfikacyjnego-s-lucji.html
__________________________________
Papież zabrał głos ws. kontrowersyjnej ustawy
Sylwia Wysocka / PAP / CTV / pk
Papież Franciszek powiedział w piątek, że Kościół nie zgadza się na stawianie na równi i mylenie małżeństwa z innymi formami związków. Dodał zarazem, że osoby żyjące w takich związkach są objęte miłosierdziem Chrystusa i Kościoła.
Słowa skierowane do sędziów Roty Rzymskiej podczas inauguracji roku sądowego zabrzmiały szczególnie mocno we Włoszech, gdzie parlament ma przystąpić do decydującego etapu pracy nad ustawą o związkach partnerskich, przygotowaną przez rząd premiera Matteo Renziego i określaną przez niego jako jeden z priorytetów.
W przemówieniu do Roty Rzymskiej papież przypomniał, że rodzina była tematem dwóch synodów biskupów, które odbyły się w 2014 i 2015 roku.
W ich trakcie “Kościół wskazał światu, że nie można mylić rodziny, jakiej chciał Bóg, z żadnym innym rodzajem związku” – dodał Franciszek.
Jak zaznaczył papież, Kościół głosząc prawdę na temat małżeństwa “pamięta zawsze, że ci, którzy z własnego wyboru lub nieszczęśliwych okoliczności życiowych żyją w obiektywnym błędzie, są nadal obiektem miłosierdzia Chrystusa i zatem samego Kościoła”.
We Włoszech zarysowały się głębokie podziały w dniach poprzedzających prace w parlamencie nad ustawą uznającą związki partnerskie, również osób tej samej płci. Wielkie emocje budzi nazywana z angielska sprawa “stepchild adoption”, czyli możliwości adoptowania dziecka partnera lub partnerki.
Zwolennicy ustawy o związkach argumentują, że Włochy są ostatnim krajem zachodniej Europy, który nie ma takiego prawodawstwa. Przeciwko projektowi ustawy mobilizuje się włoski Kościół. Wraz ze środowiskami osób świeckich organizuje 30 stycznia wiec protestacyjny w Rzymie, nazwany Family Day. Papież Franciszek nie wypowiedział się na temat tej inicjatywy.
http://www.deon.pl/religia/serwis-papieski/aktualnosci-papieskie/art,3853,papiez-zabral-glos-ws-kontrowersyjnej-ustawy.html
____________________________
Zróżnicowane, dzikie krajobrazy. Malownicze miasta i wioski rybackie, zabytki, muzea, strome klify i rozległe plaże. Portugalia oferuje sporą różnorodność przeżyć – podkreśla Michał Lorenc, wybitny kompozytor muzyki filmowej.
Zachęca do podróży i wypoczynku w Polsce, na Mazurach i w Bieszczadach. – Ale jeżeli ktoś chce pojechać dalej, powinien wybrać się do Portugalii. Byłem tam wielokrotnie i zawsze chętnie wracam – mówi Michał Lorenc. – Do Portugalii trzeba wybrać się samolotem, podróż samochodem zalecałbym tylko młodym ludziom – trudno przetrzymać dwa-trzy dni w podróży. – Zazwyczaj jeździmy tam całą rodziną, nawet z wnukami, sporo zwiedzamy. Nasze wyjazdy mają przede wszystkim cel poznawczy – mówi. – Całej Portugalii jeszcze nie zjeździliśmy, pozostała nam północ. Mam przyjaciół na granicy hiszpańsko-portugalskiej, zapraszają mnie do siebie i w tym roku najpewniej skorzystamy z zaproszenia.
Niezbyt weseli ludzie
Kompozytora urzeka w Portugalii wysoki poziom cywilizacyjny (najpewniej wynik kolonialnej przeszłości) i specyficzna atmosfera. – Portugalczycy, jak na południowców, wykazują zupełnie inny temperament niż Hiszpanie czy Włosi – mówi. – Są melancholijni, posępni, poważni. Uśmiechnięci, ale bez poczucia humoru; wszystkie spotkania z nimi, nawet te ze sprzedawcami w sklepach, są traktowane z wielką powagą.
Jak sam podkreśla, jest pod wielkim wrażeniem melancholijnego klimatu panującego w kraju leżącym na granicy wielkiego oceanu. – Ten smutek daje się wszędzie odczuć, jest obecny w ludziach – mówi. – Wymownym wyrazem ich duszy są pieśni fado. Nie jestem w stanie słuchać ich dłużej niż przez 20 sekund. Portugalia nie jest więc inspirująca dla Michała Lorenca jako kompozytora i muzyka.
Portugalia oferuje sporą różnorodność przeżyć (fot. shutterstock.com)
Fado i saudade – rodzaj nostalgii i melancholii – mają ważne znaczenie w portugalskiej kulturze. Z fado (los, przeznaczenie), tradycyjnymi pieśniami, opowiadającymi o miłości, zdradzie, rozstaniu, smutku, tęsknocie, biedzie, nieszczęściu, zawsze kojarzy się saudade (smutek i tęsknota).
Mircea Eliade – słynny filozof kultury pisał, że “Portugalczycy są melancholijni, zamyśleni (…), noszą w sobie niewytłumaczalny, niemający przyczyny smutek”. Portugalczycy to “weseli ludzie ze smutnym sercem”.
Miasto wind
Zadziwiająco bogata w zabytki jest Lizbona. Najważniejszym z nich jest klasztor Hieronimitów, uchodzący za największe arcydzieło typowego dla Portugalii stylu późnogotyckiego. Leży na przedmieściach, w pobliżu ujścia Tagu do Atlantyku, w Belém, skąd wyruszyła wyprawa Vasco da Gamy. Podróżnik został pochowany w tym klasztorze.
Życie w mieście skupia się wokół rozległego Praça de Comercio, usytuowanego na brzegu Tagu. Niedaleko stąd do katedry Sé Patriarcal – łączącej w sobie różne style architektoniczne – z piękną romańskią fasadą. Przypomina ona twierdzę, co jest świadectwem burzliwych czasów, w których powstała. Budowę zlecił pierwszy król Portugalii Alfons I Zdobywca, wkrótce po wypędzeniu z Lizbony Arabów.
Najpiękniejszy widok roztacza się z obwarowań mauryjskiego Zamku św. Jerzego (Castelo de São Jorge), skąd widać najważniejsze miejsca w mieście. Kręte uliczki dzielnicy Bairro Alto zachęcają do romantycznych spacerów, choć łatwo się w nich zgubić.
Nie można pominąć muzeów, a szczególnie Gulbenkiana. Prezentowanych w nim jest blisko tysiąc dzieł sztuki ze zbiorów zgromadzonych przez Colouste Gulbenkiana, ormiańskiego biznesmena i azylanta, przekazanych Portugalii. Największym zainteresowaniem cieszą się dzieła Rubensa, Rembrandta, Renoira i Maneta.
Kamieniczki Porto (fot. shutterstock.com)
Najpiękniejsza plaża na świecie
W okolicy Lizbony warto odwiedzić Sintrę, a w niej – królewski Palácio Nacional de Sintra, w którym łatwo zapamiętać gotyckie łuki, mauretańskie okna i dwa niezwykłe, wielkie stożkowe kominy. Nie można ominąć Pałacu Pena – budowli jak z bajki, w której każda wieżyczka ma inny kształt i barwę, a każde pomieszczenie urządzone jest w innym stylu. Nad Sintrą góruje zamek Maurów, odbity przez krzyżowców i Alfonsa I Zdobywcę, z którego rozciąga się piękny widok na miasto. Na zalesionych wzniesieniach wokół miasta leżą pałace i ogrody, a w oddali majaczy Atlantyk.
Najpiękniejsze plaże Portugalii leżą na południu, na wybrzeżu Algarve. Gwarantują nie tylko czysty piasek (i żwir) i chłodzące morze, ale też pogodę, pyszne jedzenie, zabytki rozsiane w nadbrzeżnych miasteczkach i znakomite widoki. To tu znajduje się Praia da Marinha, uchodząca za jedną z najpiękniejszych plaż na świecie.
Na Algarve leży Przylądek Świętego Wincentego (Cabo de São Vicente) – najbardziej na południowy zachód wysunięty punkt Europy, z wysokimi klifami opadającymi do oceanu. Turyści chętnie ściągają do kurortów Vilamoura i Albufeira. Faro, tętniąca życiem stolica regionu, z sympatyczną starówką, ma mniejsze wzięcie.
Kolebka państwowości
Nie pozna Portugalii ktoś, kto nie był w Porto, Fatimie i Coimbrze. Porto, drugie co do wielkości miasto, ma specyficzny klimat: nowoczesne centrum biznesowe sąsiaduje ze starymi domami i wąskimi uliczkami, które zachowały dawny charakter.
Najciekawsza część tego miasta obejmuje średniowieczną dzielnicę znajdującą się w obrębie XIV-wiecznego muru, którego pozostałości istnieją do dziś. Są tu warte obejrzenia zabytki: Sé Catedral – katedra z gotyckimi krużgankami, Torre dos Clérigos – wieża o wysokości 75 m, katedra św. Franciszka z pięknym rokokowym wnętrzem, nabrzeże Ribeira i Ponte Dom Luís I – dwupiętrowy stalowy most.
Coimbra przez jakiś czas była stolicą kraju, tu narodziło się sześciu królów, nic więc dziwnego, że Portugalczycy widzą w niej kolebkę swojej państwowości. Położona jest nad rzeką Mondego, która nazywana jest “rio dos poetas” – rzeką poetów. Urok i klimat miasta tworzony jest przede wszystkim przez najstarszy uniwersytet w Portugalii i jeden z najstarszych w Europie – ma już 725 lat – górujący nad miastem. Miasto do dziś należy do studentów. Wiele domów stojących przy wąskich i stromych uliczkach starego miasta to – od średniowiecza – kwatery studentów.
Zabytki Portugalii zapierają dech w piersi (fot. shutterstock.com)
Śnieżyca na Maderze
Żeby poznać Portugalię, niekoniecznie trzeba posmakować miejscowych potraw. Portugalska kuchnia nie jest zbyt oryginalna. Przeważają pożywne, często gotowane dania, w których dominują ryby i owoce morza. Michał Lorenc nie poznał potraw takich, jak zielona zupa caldo verde, suszony dorsz – bacalhau, krokiety z dorsza – bolinhos de bacalhau czy porco à alentejana, czyli wieprzowina gotowana z mięczakami.
– Turystyka kulinarna jest mi zupełnie obca – mówi kompozytor. – Nie znam się na wysmakowanych potrawach, nie mam wyrafinowanych kubków smakowych. Najbardziej lubię kanapkę z żółtym serem, popitą kefirem z GS-u, na Mazurach albo w Bieszczadach.
Rzadko, choć ostatnio częściej, Polacy trafiają na Maderę, portugalską wyspę położoną ok. 1 tys. km od wybrzeża Europy i 500 km do wybrzeża Afryki. Madera słynie z klifów, pięknych widoków i rosnących tu bujnie kwiatów, m.in. azalii, hortensji, strelicji, które sprawiają, że wyspa przypomina rajski ogród.
Jest tu ciepło przez cały rok, choć nie zawsze. Michała Lorenca w środku naszego lata złapała… ciężka zima. – Zastała nas tam śnieżyca. Była wielkim przeżyciem dla Portugalczyków, dla których to wielka rzadkość – opowiada. – Na maskach samochodów lepili bałwany.
Madera słynie z klifów i pięknych widoków (fot. shutterstock.com)
Tajemnice fatimskie
Sanktuarium w Fatimie to jedno z najpopularniejszych centrów pielgrzymkowych Europy. Neobarokowa bazylika upamiętnia objawienia Matki Bożej trójce pastuszków. Łucja dos Santos miała usłyszeć tajemnice fatimskie. W koronie Matki Bożej Fatimskiej umieszczony został jeden z pocisków, które trafiły Jana Pawła II w czasie zamachu w maju 1981 r.
W Fatimie Michał Lorenc jeszcze nie był. – Nie dotarłem do Fatimy, choć byłem od niej 5 km. Traktuję to w kategoriach znaku. Moje liczne wizyty w Izraelu ostatecznie przekonały mnie, że cała ziemia jest święta, nie tylko ta, gdzie są sanktuaria – mówi. – Bardzo chciałbym pojechać do Fatimy w tym roku. Może uda mi się to na urodziny – w październiku kończę 60 lat.
Fatima (fot. Francisco Antunes / Foter / CC BY)
http://www.deon.pl/po-godzinach/podroze-wycieczki/art,461,najpiekniejsza-plaza-swiata-i-tajemnice-fatimskie.html
_____________________________
Tam, gdzie Maryja czeka przy drzwiach
Anna Krzewska
Wakacje na południu Europy. Wyczekane, zaplanowane. Wreszcie. Pakuję więc maskę do nurkowania, kremy z filtrem i różaniec – bez niego przecież nigdzie się nie ruszam. Jak się później okazało – w naszym wakacyjnym raju obowiązuje inna kolejność. Bóg jest na pierwszym miejscu. Woda i słońce oczywiście też są. Tylko, zgodnie ze słowami św. Augustyna, po prostu na swoim miejscu.
Gozo. Niewielka wyspa na Morzu Śródziemnym, 6 km od Malty. Jedynym sposobem dostania się na wyspę jest prom. Maleństwo – odległość pomiędzy skrajnymi punktami wyspy to zaledwie 15 km. Ale nie odległości robią największe wrażenie.
Szukając najpiękniejszych widoków i najbardziej słonecznych plaż, przejeżdża się przez wiele małych miasteczek. Wąskie uliczki, jednorodne domki. Podobne do siebie, pachnące kamieniem, spalone południowym słońcem. Niby zwyczajna zabudowa południa Europy. Ale jednak nie. Na frontowej ścianie niemalże każdego domu wykuta jest postać Maryi, św. Józefa lub całej Świętej Rodziny. Maleńki, jak wszystko tutaj, element frontowej ściany. Nie rzucający się w oczy, nie krzykliwy, nie kontrowersyjny. Piękny i naturalny jak wiatr na skalistym wybrzeżu.
Mieszkańcy Malty, podobnie jak Polacy, oddają cześć Matce Bożej.
(fot. Jacek Domański)
Xaghra – niewielka miejscowość na północno-wschodnim wybrzeżu Gozo. W niedzielę pojawia się problem ze znalezieniem informacji o godzinie Mszy Świętej w najbliższym kościele – większość stron internetowych jest w języku tutejszym. Jak się okazało, niepotrzebnie szukaliśmy. Kręte uliczki miasteczka zaprowadziły nas do kościoła w centrum (zupełnie innego niż pokazała wyszukiwarka).
Jedna Msza się kończyła, zaczynała się następna. Czekając na “naszą” słyszeliśmy scholę – młodzi ludzie grali na gitarach, dając przez to świadectwo swojej wiary. Zero fałszu. Ze świątyni wyszedł tłum ludzi. Kolejna Msza – znów mnóstwo ludzi (a takie małe miasto!). Tym razem nie schola, a chór uświetniał liturgię. Wszyscy mają na sobie ubrania godne świątyni – a przecież upał sięgający 50 stopni mógłby być rozgrzeszeniem… Nie tutaj.
Liturgia odprawiana była w języku lokalnym. Najbardziej utkwiło mi w pamięci słowo “Allah” (po polsku: Bóg). Z gestów do końca życia zapamiętam sposób w jaki kapłan w konfesjonale błogosławił udzielając rozgrzeszenia. Spokój i piękno tego gestu od razu skojarzyłam ze spokojem zachodu słońca obserwowanego przez Lazurowe Okno na wybrzeżu wyspy. Żadnego pośpiechu. Piękno, które uspokaja.
Jak się przekonaliśmy, kościoły żyją nie tylko w niedzielę. W zwykłe dni rano odprawiane są cztery Msze. I to wcale nie dla pojedynczych osób. Tu wiara jest naturalna jak fenek* na obiad.
Młoda Maltanka… (fot. Jacek Domański)
…i starsi mieszkańcy wyspy. (fot. Jacek Domański)
Na Malcie ludzie mają czas na wszystko. Nawet na karmienie ryb. (fot. Jacek Domański)
Wyjeżdżaliśmy z Malty tuż przed 15 sierpnia. Dla miejscowych, był to czas intensywnych przygotowań do świętowania Wniebowzięcia NMP (tutaj każdy odpust jest lokalnym świętem, połączonym z festynem i fajerwerkami). W Polsce 15 sierpnia na Jasną Górę wchodzą tłumy pielgrzymów. Na Malcie figurka Maryi jest niesiona po wąskich uliczkach miasteczek. Chyba, jako naród, jesteśmy do siebie podobni. Nie jest ważne kto do kogo przychodzi – liczy się spotkanie.
Na Malcie każdy odpust jest lokalnym świętem, połączonym z festynem i fajerwerkami.
(fot. Heini Samuelsen / Foter / CC BY-SA)
Kiedy nasz samolot lądował na Balicach wiedziałam jedno – wrócę na Gozo, wrócę na Maltę. Po to, żeby istnienie Boga było tak oczywiste jak sól w wodzie Morza Śródziemnego. Po to, żeby widzieć Maryję czekającą przy drzwiach domu. Po to, żeby gest błogosławieństwa kojarzył się ze spokojem zachodzącego słońca. Po to, żeby uwielbiać Boga pod postacią chleba na spalonych słońcem dłoniach Maltańczyków. Po to, żeby w ciemnościach nocy na wzgórzu zobaczyć napis w stylu tego, który wita wjeżdżających do Hollywood. Styl ten sam, ale litery inne – tworzą napis VIVA MARIJA. Zdrowaś Maryjo, łaski pełna… modlitwa sama ciśnie się na usta. I jest jak wiara Maltańczyków. Zwykła, piękna w swojej prostocie i naturalności. Obecna w każdym elemencie życia. Nie krzykliwa, nie kontrowersyjna, nie na pokaz. Warto tam pojechać, żeby się przekonać, że można tak żyć. Naprawdę można.
* – maltańskie danie tradycyjne (królik).
“…po to, żeby gest błogosławieństwa kojarzył się ze spokojem zachodzącego słońca…” (fot. Jacek Domański)
http://www.deon.pl/po-godzinach/podroze-wycieczki/art,466,tam-gdzie-maryja-czeka-przy-drzwiach.html
____________________________
Pixabay (cc)
Z o. Jordanem Śliwińskim OFMCap rozmawiają Joanna Piestrak i Andrzej Iwański.
– On nas osłabia. Sprowadza na niższy poziom. To jest tak, jakbyśmy mieli krzywy kręgosłup. Człowiek będzie szedł z trudnością, dużo mniej udźwignie, wielu zadań nie podejmie – wyjaśnia o. Jordan Śliwiński OFMCap, założyciel i kierownik Szkoły dla Spowiedników.
Dlaczego grzech pojawia się w naszym życiu?
To wielka tajemnica. Już Święty Paweł się nad nią zastanawiał: jeśli czynię coś, czego nie chcę, nie czynię tego ja, tylko grzech, który jest we mnie. Wynika to z pewnego skażenia natury ludzkiej, o którym mówi teologia grzechu pierworodnego. Owo pierwsze zło potwierdzane jest poprzez grzechy uczynkowe, które popełnia człowiek. Tak odkrywamy mechanizm grzechu. Dlatego mamy w sobie skłonność do zła, a nie do dobra. To jedna sprawa. Ale jest jeszcze tajemnica zła osobowego, które nas kusi, a więc diabeł, przez którego śmierć weszła na świat. Z zawiści pociąga on człowieka do grzechu.
Czym jest grzech i w jakich sytuacjach najczęściej się pojawia?
W polskiej świadomości katolickiej grzech jest bardzo mocno zjurydyzowany. Uczymy się na katechezie, że stanowi przekroczenie przykazania Bożego lub ludzkiego w materii ważnej lub mniej ważnej. Odnosimy go do prawa. Natomiast podstawowy dla grzechu jest jego wymiar osobowy: chodzi w nim o wybór przeciw Bogu, czyli wybór zła. Rola prawa polega jedynie na informowaniu o tym, że dany czyn jest zły.
Dlatego trzeba sięgać do archetypów, wzorów osobowych. W Ewangelii wyróżniłbym dwa podstawowe: wzorzec syna marnotrawnego – pragnienie życia samodzielnego, bez Boga i podległości Jemu, opartego o ludzką wiedzę na temat sposobów budowania życia (to dalekie echo wydarzeń z raju) oraz kapłana i lewity z przypowieści o miłosiernym Samarytaninie – nieumiejętności zatrzymania się nad biedą drugiego człowieka. Kapitalnie to komentuje prof. Stanisław Grygiel, który mówi, że ludzie tak postępujący, nie są w stanie zmienić kierunku swojego istnienia, gdyż są zapatrzeni w siebie. Sednem jest egoizm: moje sprawy są najważniejsze i skupiam się tylko na nich. Dzisiaj coraz częściej się zdarza, że ten egoizm się rozszerza, prowadząc np. do samotności we dwoje. Liczę się tylko ja i ona. Reszta jest nieważna.
A zatem grzechem może być zaniechanie dobra?
Święty Jakub mówi: kto umie czynić dobrze, a tego nie robi, popełnia grzech. Dzieje się tak wtedy, kiedy człowiek ma przewróconą skalę wartości – jego „ja” jest najważniejsze i cokolwiek go z owego skoncentrowania na sobie wybija, jest traktowane jako strata. Z tego wynika cała seria grzechów.
Czy każde złamanie prawa jest grzechem?
Nie. Żeby zaistniał grzech, musi być spełniony warunek formalny: dobrowolność i świadomość jego popełnienia. Kiedy śpię i śnią mi się fantazje seksualne czy mordercze, nie odpowiadam za nie. Jeśli jadę samochodem, o który wcześniej zadbałem, jestem trzeźwy i przestrzegam przepisów, a ktoś wejdzie mi pod koła (co obiektywnie jest złem), ja nie mam grzechu. W obydwu przypadkach nie było intencji popełnienia zła. Dlatego przy ocenianiu tego, czy coś jest grzechem, trzeba brać pod uwagę warunki podmiotowe.
Rozróżnianie dobra od zła nastręcza niekiedy trudności…
Bóg mówi do człowieka poprzez sumienie (co oczywiście jest pewną metaforą). To miejsce najintymniejszego kontaktu między nimi. Najczęściej odbywa się to na poziomie uczuć, często negatywnych, jakiegoś wstrętu, poczucia, że to, co się zrobiło, nie było dobre. Trzeba się nauczyć rozpoznawać działanie własnego sumienia, nauczyć się słuchać jego głosu. Ta formacja powinna być nieustanna, ponieważ nie ma sumienia ukształtowanego raz na zawsze. Działa w nim Duch Święty, ucząc rozróżniania grzechu od cnoty, momentu przyjęcia Chrystusa od Jego odrzucenia.
Wspomniał Ojciec o grzechu pierworodnym. W jakich kategoriach go rozpatrywać?
Grzech pierworodny powinniśmy rozumieć szeroko. Święty Bonawentura nie zawęża go do upośledzenia moralnego, ale mówi, że człowiek bez grzechu miał inny zakres poznania: grzech upośledził nie tylko naszą strukturę moralną, ale też poznanie i widzenie rzeczywistości. Jest plamą na całej naszej strukturze ontycznej.
Jak głęboko w naturę człowieka ingeruje grzech?
Do samych podstaw jego bytu. Adekwatne będzie tutaj porównanie do wady skrzywienia kręgosłupa: człowiek chodzi wtedy z trudnością, dużo mniej może udźwignąć, nie podejmuje wielu zadań. Grzech nas osłabia. Sprowadza na niższy poziom. Często trudno to sobie uświadomić, bo myślimy, że obraziliśmy Boga grzechem. Pamiętajmy jednak, że nasze grzechy niczego Bogu nie ujmują. On nie obrazi się na nas jak koleżanka (mówię tak, bo mamy tendencję do antropomorfizowania Boga). Z drugiej strony, rozumiemy też wagę grzechu, patrząc na Chrystusa ukrzyżowanego. Odkupienie nie było „spacerkiem”, to przejście przez nędzę człowieka, przez wszystkie skutki jego grzechu.
Wejście w Paschę i Zmartwychwstanie, to nie jest tylko obmycie moralne. Święty Paweł mówi, że po chrzcie jesteśmy nowym człowiekiem, nowym stworzeniem – chodzi mu o nowy sposób bytowania. Jeśli uświadomimy sobie skażenie grzechem natury człowieka, widzimy potrzebę Zbawiciela. Doświadczamy osaczenia grzechem tak bardzo, że sami nie możemy sobie z nim poradzić. Nie jesteśmy jak baron Munchausen, który sam wyciągnął siebie za włosy z bagna. Człowiek o tym marzy. W nowych ruchach religijnych propagowana jest autosoteriologia: medytuj, medytuj, medytuj, a się wyzwolisz. Nie! Poczekaj na Zbawiciela. On cię wyciągnie. Sam możesz robić różne cuda, ale nie oddalisz się od swego grzechu.
Trudno jest żyć, mając cały czas przed oczami prawdę, że jesteśmy słabi i grzeszni. Trudno żyć na co dzień w smutku…
Dlatego przychodzi Chrystus, który wyzwala z grzechu. Kiedy dociera do mnie ta prawda, idę do spowiedzi i wyznaję: zgrzeszyłem, czyli kombinowałem bez Ciebie, Boże. A tam, gdzie Ciebie nie ma, nie ma też życia. Sakrament pokuty jest de facto wołaniem: Boże, potrzebuję Ciebie coraz bardziej, bo gdy sam próbuję, pojawia się śmierć. Nie należy skupiać się na samym grzechu – to jest tragiczne. Dopiero gdy widzę Zbawiciela oraz dane mi w Nim odkupienie i nowe życie, znajduję ratunek.
Podkreślał to Jan Paweł II: człowiek nie może siebie zrozumieć do końca bez przyjęcia prawdy o grzechu, człowiek nie zrozumie siebie bez Chrystusa. Musi pojąć swoją grzeszność, ale grzech nie jest ostatnim słowem o nim. Ostatnim słowem o człowieku jest Jezus Chrystus.
Jak to rozumieć?
Ostatnie słowo o mnie nie wskazuje, że jestem kiepski, tylko zdolny do zła. Bóg mnie kocha: przyszedł, umarł za mnie i w Nim mam przebaczenie grzechów. Jeśli wierzę w Niego, wychodzę ze zła.
Ale robię rachunek sumienia i okazuje się, że składam się z samych grzechów…
To zależy od sposobu, w jaki go przeprowadzam. Często rozumiemy rachunek sumienia jako mikroskop do odnajdywania grzechów. To lekko spaczony obraz. Ma on być rozpoznawaniem działania Boga w moim życiu i mojej na nie odpowiedzi.
Jeżeli tylko poszukuję grzechu, mam obraz czarno-biały. Nie jest to jednak prawdziwe postrzeganie, ponieważ w życiu występują wszystkie kolory. I powinienem je dostrzegać – tak zło, jak i dobro. Zachęcam swoich penitentów, aby zaczynali spowiedź od podziękowania za dobro właśnie po to, żeby nie patrzyli na swoje życie wewnętrzne tylko z perspektywy grzechu.
Bywa, że ludzie czują się przymuszeni do oskarżenia siebie w sakramencie pokuty. Co zrobić, żeby nie bać się spowiedzi?
Podstawową kwestią jest w tym przypadku relacja do Chrystusa. Muszę wiedzieć, z kim o swoim grzechu rozmawiam. Muszę uświadomić sobie, że to ja jestem pobitym człowiekiem porzuconym przy drodze: pobiły mnie moje grzechy, a moim miłosiernym Samarytaninem jest Chrystus – On mnie podnosi, zawozi do gospody i pielęgnuje.
Dopiero wtedy mogę zrozumieć, że sakrament spowiedzi to nie prokuratura, tylko trybunał miłosierdzia. Przychodzę i doświadczam uleczenia – Pan Bóg mnie podnosi. Jest dobrze, wstawaj! Nie chodzi o bycie bezgrzesznym, tylko o stawanie się Bożym.
Ewangelia mówi: idź i pojednaj się z bratem…
To bardzo ważne, ponieważ w Kościele polskim bardzo mocno zindywidualizowaliśmy spowiedź. Zatraciliśmy kontekst eklezjalny, odniesienie do wspólnoty. Trzeba pamiętać, że kapłan, z którym się spotykam w sakramencie pokuty, jest przedstawicielem Boga, ale także Kościoła. Jeżeli zawiniłem, powinienem się pojednać. Jeżeli ktoś się spowiada, że nie miał czasu dla dzieci, to efektem jego nawrócenia będzie przynajmniej podejmowanie prób jego znalezienia. To nie jest tylko moja ścieżka, ona musi być otwarta na drugiego człowieka.
Moi rodzice uczyli mnie jako dzieciaka, żebym przed pójściem do spowiedzi przeprosił domowników, jeśli coś względem nich przeskrobałem. Gdy mama czy tata niesłusznie mnie skarcili, także przychodzili mnie przeprosić. Chodzi o to, żeby wokół sakramentu pokuty naprawiać i budować dobre relacje.
Grzeszę, idę do spowiedzi, nawracam się. Bóg nie traci dla mnie cierpliwości. Również nie traci cierpliwości wobec zła, które dzieje się w świecie. Jak to wyjaśnić?
Bóg jest cierpliwy, ponieważ zawarł z nami przymierze: – Nie ze względu na was to robię, ale na moje słowo. Bóg jest wierny słowu danemu człowiekowi. W związku z tym cały czas okazuje nam miłosierdzie.
My chcielibyśmy układać się z Nim jak z bankiem: bierzemy kredyt, spłacamy i jest OK. Tymczasem przed Bogiem zawsze będziemy jak żebracy, którzy proszą: daj. Miłosierdzie Boże pojmujemy jako ograniczone kwantum: jeśli z niego skorzystam sto tysięcy razy, to stutysięczny pierwszy już mi się nie należy. A Bóg ma morze miłosierdzia. I nie wychlapie go jak kałuży.
Co zrobić w sytuacji, kiedy mimo uzyskania przebaczenia grzechów, nadal mnie coś uwiera…
Często bywa tak, że Bóg mi wybaczył, ale ja sobie nie umiem wybaczyć. Popełniłem grzech, w moim przekonaniu straszny, i ciągle na różnych spowiedziach go wyznaję. Wtedy trzeba poprosić spowiednika o specjalne itinerarium, żeby iść w kierunku wybaczenia sobie. Grzech (mój albo czyjś względem mnie – np. przemoc seksualna) może mieć skutki psychologiczne. Wówczas potrzebna jest terapia, która dotknie struktur psychicznych.
Czy istnieje recepta na wyjście z grzechu? Jak z nim walczyć?
Na początku człowiek się uczy, że ma odrzucać pokusę do zła, grzechu ciężkiego. I ma trwać w łasce, w jedności z Bogiem i Kościołem.
Potem bywa tak, że jeśli nie popełnia dłuższy czas grzechów ciężkich, może bardzo łatwo zaspać. I wtedy Pan Bóg zaprasza go do przyjrzenia się sobie, do zastanowienia się, dlaczego popełnił dane grzechy (mniej istotne jest, ile ich było). Jeśli po raz kolejny obraziłem się na tego samego członka rodziny, powinienem zapytać, dlaczego tak się stało, czy problem tkwi w nim czy we mnie, a może w nas obu. Wtedy mogę ten grzech zrozumieć i potraktować pedagogicznie.
Grzech może pokazać prawdę o mnie. Dzięki jej odkryciu mogę odzyskać realizm w spojrzeniu na siebie: żaden ze mnie geniusz, jak mi się wydawało, tylko zwyczajny kiepściuch. Świadomość o własnym grzechu uczy pokory. Wtedy o wiele mocniej odbieram miłosierdzie Boże: dostrzegam wielkość Bożego daru, który wcale mi się nie należy. Poznaję, że każde uczynienie dobra nie zależy ode mnie, tylko od Boga.
Zalecam posiadanie stałego spowiednika, bo nie ma dwóch takich samych sytuacji. Jest konkretny człowiek, konkretny przypadek, konkretny grzech, który może wypływać z bardzo różnych uwarunkowań. Nie ma ogólnej recepty.
Co zrobić w sytuacji, kiedy grzech tak bardzo nas przytłacza, że się poddajemy i porzucamy dalsze wysiłki, by z niego wyjść?
Nazywam to pokusą drugiego stopnia. Na początku jesteśmy kuszeni do konkretnego zła. Potem, gdy ono zawładnie naszym życiem, pojawia się pokusa beznadziejności: już nic z tym nie zrobię. Wtedy penitentom mówię: uważaj, bo tu śmierdzi siarką. Jeden jest ojciec beznadziejności – zły duch. I tylko tam, gdzie on się pojawia, nie ma szansy. Jeżeli wierzymy w Chrystusa i Jego zwycięstwo nad Szatanem, grzechem i śmiercią, to zawsze jest nadzieja. Choćbyś sto tysięcy razy upadł i tak powstaniesz…
Jak szukać tej siły w sobie?…
Nic w sobie! W Chrystusie!
To nie jest takie łatwe…
A kto powiedział, że Ewangelia jest łatwa!? Do tego potrzebna jest wiara, bez niej nie ma zrozumienia.
Mamy tendencję do upodabniania naszych zachowań do większości, a dzisiejsza kultura niechrześcijańska zaciera granicę między dobrem a złem. Czy to nie usprawiedliwia naszego postępowania?
Ja nie wiem, kiedy była kultura chrześcijańska. Mówi się, że w średniowieczu. A przecież wtedy do kościoła chodziła jedna trzecia ludności. Tak jak teraz. Dane historyczne demitologizują takie proste podziały. Byłbym ostrożny.
Myślę, że dzisiaj w rozróżnianiu dobra od zła pomaga nam dużo większa wiedza o człowieku i jego motywacjach. Na pewno w wielu sytuacjach możemy lepiej zrozumieć jego grzech. Wiemy bowiem, że pewne zachowania mogą być niedobrowolne, w związku z czym odpowiedzialność osobista może zostać ograniczona lub zniwelowana przez czynniki psychologiczne albo społeczne.
Z drugiej strony dzisiejsza kultura ma tendencję do relatywizmu i indywidualnej oceny moralnej przez każdą jednostkę. Może to skłaniać do usprawiedliwiania się, uznania, że może coś nie do końca mnie obowiązuje. Dlatego chrześcijanin musi się formować, kształtować sumienie. Musi być otwarty na głos Kościoła, bo inaczej ulegnie tendencji do rozmywania prawdy o grzechu i odpowiedzialności.
Jak ma postępować chrześcijanin wobec nierozstrzygniętych problemów moralnych?
Pytać i szukać. Najpierw swojego sumienia. Jeśli nie daje ono jasnych odpowiedzi i mamy wątpliwość, wtedy powinniśmy się zwrócić do autorytetu, czyli do Kościoła.
Od prawdy nie należy uciekać. Sakrament pokuty to wielka koalicja przeciwko grzechowi. Są w niej: grzesznik, Bóg, Kościół i kapłan. Wszyscy przeciwko grzechowi. Ważne, żeby każdy spowiadający się zrozumiał, że Bóg, Kościół i spowiednik są po jego stronie. Po to, żeby on mógł wyjść z grzechu, zwyciężyć zło.
Jezus objawił, że Bóg nie jest daleko od nas. On jest naszym Ojcem. Chrystus w Duchu Świętym komunikuje nam prawdę godną zaufania: Bóg jest miłością. Mówi to Ewangelia św. Jana. Brat Roger powtórzył: „Bóg jest miłością i samą miłością”.
Każdy z nas jest znany z imienia, wybrany i kochany od wieczności. W ten sposób brat Roger przewidział główne przesłanie papieża Franciszka: nikt nie jest wykluczony z miłości Boga. Bóg nie pozwala nikomu upaść. Nigdy nie możemy upaść głębiej niż w ręce Boga. Dlatego możemy stać pewnie w każdej sytuacji, jakkolwiek smutna mogłaby ona być.
Tłumaczenie ks. Mirosław Tykfer
Przewodnik Katolicki 49/2015
Duch Święty działa
Obecności Ducha Świętego doświadczamy w Jego działaniu. Syn Boga objawił się w ciele ukształtowanym w łonie Matki i dlatego znamy Jego twarz. Kto czyta Ewangelię, może poznawać jej rysy. Skoro Bóg wskazał Go jako swego jedynego Syna, tym samym objawił nam swoją ojcowską twarz. Jest to najdoskonalsze objawienie Boga, dostępne jedynie tym, którzy wierzą w boskość Chrystusa. Ojcowska twarz Boga jest nam bliska, ponieważ została zakodowana w naszym sercu, gdy nas stwarzał na obraz i podobieństwo swoje. Nawet sierota nosi obraz kochającego ojca w swojej podświadomości.
Duch Święty jest trzecią Osobą Boską, ale na tym etapie objawienia, na jakim jesteśmy, Jego twarz nie została jeszcze odsłonięta. Może to mieć miejsce w wieczności. Ponieważ nie znamy twarzy Ducha Świętego, swą obecność sygnalizuje On w formie znaków. Są nimi płomienie zstępujące na zebranych w wieczerniku w dniu zesłania Ducha Świętego. One oczyszczają i oświecają umysły oraz serca, wypełniają je odwagą i uzdalniają do składania świadectwa o Jezusie, Zbawicielu świata. Kolejnym znakiem jest łoskot wiatru, który zgromadził ludzi dobrej woli wokół wieczernika. Jest nim również postać gołębicy zstępującej na Jezusa w czasie Jego Chrztu w Jordanie. To także woda, o której Jezus mówi jako o źródle życia wiecznego. Znakiem działania i obecności Ducha Świętego jest konsekrowany olej oraz wkładanie rąk biskupa przy udzielaniu sakramentów bierzmowania i kapłaństwa. Język tych znaków trzeba znać, bo to nim Duch Święty nieustannie przemawia w Kościele i dokonuje swoich dzieł.
Dary Ducha Świętego
Nas interesuje działanie Ducha Świętego w naszym życiu i umiejętność rozpoznawania Jego twórczej obecności. Najpełniej jest to wyrażone w zestawieniu siedmiu darów Ducha Świętego. Nie należy ich traktować jako prezentów, które można zamknąć w sejfie. Niestety tak podchodzi do nich wielu bierzmowanych. Oni potrzebują jedynie zaświadczenia, że je otrzymali. Jest to jednak poważne nieporozumienie. Kapłan przez włożenie rąk udziela Ducha Świętego, co dla bierzmowanego stanowi wezwanie do składania świadectwa. Duch Święty jest obecny w swych darach i uczestniczy w naszym życiu. Dary te pozwalają odkryć, na czym polega Jego działanie.
Dar mądrości to praktyczne zastosowanie zasad Bożego Prawa w codziennym życiu. Decyzje człowieka są wówczas podejmowane razem z Duchem Świętym, dlatego zawsze są mądre.
Dar rozumu uzdalnia człowieka do wchodzenia w głąb tajemnic objawienia, czyli pozwala poruszać się w Bożym świecie. Duch Święty pomaga w jego rozumieniu.
Dar rady to działanie Ducha Świętego w chwilach podejmowania przez człowieka trudnych decyzji, gdy dotyczą one zarówno jego, jak i innych ludzi.
Dar męstwa to działanie Ducha Świętego w naszym sercu wtedy, gdy trzeba pokonać trudności, ale też wówczas, gdy trzeba zmierzyć się z przeciwnikiem mocniejszym od nas.
Dar umiejętności to idealna współpraca z Duchem Świętym w pełnieniu woli Ojca Niebieskiego. W jej wyniku wszystko zamienia się w akt miłości Boga i człowieka.
Dar pobożności to modlitwa z Duchem Świętym, który stoi po naszej stronie i zwraca się do Ojca, zwłaszcza wówczas, gdy chcemy, ale nie umiemy się modlić.
Dar bojaźni Bożej to nieustanna troska Ducha Świętego, abyśmy uwolnieni z wszystkich lęków zabiegali o to, by nie utracić zaufania, jakim darzy nas Bóg. Tak rozumiana bojaźń jest jednym z elementów prawdziwej miłości.
Ten zestaw darów umożliwia składanie świadectwa naszej wiary w Chrystusa, Syna Bożego. Obserwujemy to w życiu wszystkich świętych. Życie Dobrą Nowiną bez tak bliskiej współpracy z Duchem Świętym jest niemożliwe.
Odczytanie woli Ojca Niebieskiego
Celem działania Ducha Świętego jest wspomaganie nas w odczytaniu i wypełnieniu woli Ojca. Doświadczamy tego zarówno w natchnieniach, które harmonizują z sumieniem prawym, pewnym i wrażliwym, jak i w wydarzeniach, przez które Ojciec odsłania nam swoją wolę.
Często akcentuje się natchnienia, ale nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że natchnienie łatwo może być manipulowane przez złego ducha, bo i on się nim posługuje. Jedynie stuprocentowa pewność moralna co do natchnienia jest znakiem obecności w nim Ducha Świętego. Powtarzam, że ma to miejsce przy odpowiednio wrażliwym sumieniu. Dziś wielu nie odróżnia sumienia od przekonania, a wówczas zły duch wykorzystuje natchnienia do prowadzenia człowieka ścieżkami swojej woli.
Wydarzenia, jakimi posługuje się Ojciec, dają większą pewność w odczytywaniu Jego woli. Otwierają one kolejne odcinki naszej drogi życia. Mogą to być wydarzenia wielkie, tej miary co nieuleczalna choroba, kalectwo, śmierć bliskich, zwolnienie z pracy, ale są to też wydarzenia dnia codziennego. Kto umie je odczytywać jako znaki woli Ojca, ten rozumie znaczenie małych wydarzeń i jest wypełniony wielkim pokojem. Duch Święty nieustannie zabiega o to, abyśmy umieli rozpoznać i wykonać wolę Ojca, bo to jest warunek naszego szczęścia na ziemi i w wieczności.
Ktokolwiek odkryje wartość odczytania, wykonania i umiłowania woli Ojca, ten automatycznie wchodzi we współpracę z Duchem Świętym, któremu na tym najbardziej zależy. Można powiedzieć, że dla człowieka szukającego sensu życia jest to krok podstawowy. Objawił nam to swym życiem sam Jezus. Jego pokarmem było pełnienie woli Ojca!
Bóg stworzył nas, bo potrzebuje nas na ziemi i będzie nas potrzebował przez całą wieczność. Skoro jesteśmy Mu potrzebni, musimy wiedzieć, do czego. On objawia zadania, które zleca nam z wielkim zaufaniem. Są to zadania obejmujące całość naszego życia, zawarte w naszym powołaniu. A każdy człowiek ma swe powołanie. I są to zadania przewidziane na każdy moment. Wola Ojca jest wpisana w każdą minutę naszego życia. Ojciec z miłości do nas określa to, co mamy czynić przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jest tu miejsce na odpoczynek, jest chwila na posiłek i na kontakt z Nim w formie osobistej rozmowy. Kto to odkryje i pełni tak odczytaną wolę Ojca, zostaje wypełniony pokojem i doświadcza, jak rośnie jego miłość do Boga i ludzi. Wola Ojca zawsze wytycza nam taką drogę, bo na niej rośnie nasze serce.
Duch Święty jest zatroskany o nasze pełne szczęście na ziemi i w niebie. Dlatego Jego twórcza obecność jest konieczna do szczęścia. Kto chce przeżyć życie na własną rękę, nigdy prawdziwego, czyli nieutracalnego szczęścia nie znajdzie. Droga pełnienia własnej woli prowadzi do całkowitego zniewolenia, na niej bowiem towarzyszem człowieka jest zły duch. Najlepszym przykładem są uzależnieni – oni pełnią swoją wolę, a nie wolę Ojca Niebieskiego. Toteż z nimi współpracuje duch zły, a nie Duch Święty.
Owoce Ducha Świętego
Działanie Ducha Świętego poznajemy po owocach. Wymienia je św. Paweł w liście do Galatów: “Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5, 22-23). To po tych owocach poznajemy obecność i działanie Ducha Świętego w naszym sercu. Są to cechy człowieka współpracującego z Duchem Świętym.
Miłość, czyli pragnienie uszczęśliwiania innych. Jest ona wlana w nasze serce przez Boga, który jest Miłością i czyni nasze serce źródłem miłości dla innych.
Radość to szczęście płynące z życia w harmonii z Bogiem.
Pokój to pewność, że tu i teraz jestem do dyspozycji Boga. Nie ma w nim nic z niepokoju ani o to, co było, ani o to, co będzie. On jest tajemnicą “teraz”, czyli komunikacji z Bogiem.
Cierpliwość, tak wobec siebie, jak i wobec innych. Dorastanie do miłości, szczęścia i pokoju to proces dłuższy, dlatego cierpliwość jest jednym z podstawowych jego mechanizmów. Kto jest do dyspozycji Boga i pełni Jego wolę, nie ma powodu, żeby się niecierpliwić. Bóg jest Panem każdej sytuacji w naszym życiu osobistym, społecznym, ekonomicznym i politycznym.
Uprzejmość to znak wielkiej kultury ducha. Każde aroganckie postępowanie jest czytelnym znakiem obecności złego ducha w człowieku, pokazuje nam, z kim mamy do czynienia.
Dobroć jest nastawiona na pomaganie innym, o ile takiej pomocy potrzebują, a równocześnie zabiega o tworzenie atmosfery dobroci w swym środowisku. Gdzie brak dobroci, tam jest obecny zły duch.
Wierność ceni zaufanie, jakim Bóg nas darzy. Kto chce na nim budować swe życie, zabiega o doskonalenie wierności. Komunikacja z ludźmi również jest oparta na zaufaniu, jakim możemy ich darzyć. Jeśli go brakuje, trzeba być ostrożnym, bo tym, kto nie zna wartości zaufania, manipuluje duch zły.
Łagodność jest ściśle związana z cierpliwością i stanowi ważny most w relacjach z innymi ludźmi. Jest ona językiem miłości. Wymaga jednak zdecydowanej postawy wobec obłudników. Jezus pokazał nam, na czym polega łagodność, która potrafi wziąć do ręki nawet bicz.
Opanowanie to piękny owoc Ducha Świętego, który zna wartość harmonii i pełnej odpowiedzialności za słowa, czyny, postawę. Opanowany jest przyjacielem Boga, bo nie da się go wyprowadzić z równowagi nawet w obliczu mocnych ciosów. On jest razem z Bogiem panem każdej sytuacji.
Komunikacja z Duchem Świętym to warunek życia Dobrą Nowiną.
ks. Edward Staniek
http://www.katolik.pl/duch-swiety-dziala,22436,416,cz.html
____________________
Podejmując próbę refleksji nad tym, kim jest człowiek, autorzy Pisma Świętego dokonują przede wszystkim opisu świadomości moralnej człowieka. Istnienie tej świadomości, pozwalającej wyraźnie rozpoznawać dobro i zło, jest niekwestionowane nie tylko z punktu widzenia teologicznego. Język ludzki jednoznacznie wyraża przekonanie o pewnej zdolności intuicyjnej, dzięki której człowiek jest w stanie osądzać wartość czynów już dokonanych lub zamierzonych. Wiedza o tych czynach i ich wartości ma przy tym charakter nie tyle teoretyczny, co raczej nosi znamiona sądu praktycznego. Ta właśnie intuicja moralna, zdolność rozpoznawania i wartościowania ludzkich czynów, ów rodzaj sądu praktycznego nosi nazwę sumienia.
Fenomen sumienia
W tym miejscu trzeba na chwilę się zatrzymać.
Zakorzenienie w Bogu jako źródło
Wielu ludzi odwołuje się dzisiaj do sumienia. Niejednokrotnie słychać buńczuczne wypowiedzi niektórych polityków, którzy deklarują się, że jako katolicy potrafią zarazem dać wyraz kompromisom i pluralizmowi ocen w trudnych sprawach naszej współczesności. Niezapomnianym dla mnie przykładem pozostaje deklaracja ówczesnego kandydata na prezydenta RP, dzisiaj zwycięskiego, który jako katolik był i jest za in vitro, wspiera tak zwany kompromis w sprawie aborcji eugenicznej. Nie jest w tym względzie odosobnionym przypadkiem. Reprezentanci tego podzielonego sumienia deklarują, że kierują się sumieniem w sprawach moralnych, i że jest to przecież sąd decydujący.
Sumieniem błędnym, nieprawdziwym…
Problem w tym, że sumienie oderwane od Boga – staje się sumieniem błędnym, nieprawdziwym. Dobre lub czyste sumienie jest u swych korzeni oświetlone wiarą.
Poszukiwanie prawdy
Zatem ostatecznie trzeba powiedzieć, że sumienie jest – w najgłębszej swojej warstwie – nośnikiem prawdy. Stąd też wyłania się powinność, że nawet zza błędu trzeba wydobyć i rozpoznać iskrę sumienia, czyli synderezę. Oznacza to, inaczej mówiąc, konieczność akceptacji samego siebie, ale wraz z uznaniem możliwości błędu. Tak więc radykalnie akcentowane posłuszeństwo sumieniu prowadzi do prawdy. Nie oznacza to akceptacji błędu jako drogi ku prawdzie, ale dostrzeżenie, że ponad siłą błędu istnieje siła światła synderezy.
Dramaturgia sumienia
Wyraża się on w dwóch zasadniczych zjawiskach. Po pierwsze – w rzeczywistości „nowego stworzenia”, czyli we włączeniu całej ludzkiej egzystencji w dar życia Chrystusowego. Po drugie – w fakcie, że chrześcijanin nie traktuje wymagań moralnych jako przykrego obowiązku, ale jako możliwość samorealizacji własnej osoby w mocy łaski Chrystusa.
Sumienia dojrzałe – sumienie formowane
http://www.katolik.pl/sumienie—autonomiczne–wolne–formowane,23966,416,cz.html
– jezuita, wieloletni duszpasterz akademicki. Formację zakonną odbył między innymi w Krakowie, Neapolu, Rzymie i w Sydney.
Uderzenie w obraz Boga
Oto działanie szatana: poprzez przekręcenie Bożego przykazania, wykrzywia obraz Boga. Jeśli człowiek uwierzy, że przykazanie oznacza, że „niczego mi nie wolno”, to zaraz potem rodzi się myśl – kim więc jest Ten, który wszystkiego mi zabrania. Stąd bardzo blisko do niepokojącej myśli: „Najpierw daje mi życie, daje ogród, a potem wszystkiego mi zabrania. Stawia same płoty”. Zauważmy jaki obraz Boga maluje szatan. Jest to obraz Boga, który nie jest miłością. Więcej. Taki Bóg wydaje się okrutny. Ogranicza człowieka, zniewala, zazdrości życia. Taki obraz wywołuje w człowieku wątpliwość w rzeczywistą dobroć Boga.
Zeszyt Formacji Duchowej nr 18
Dodaj komentarz