Myśl dnia
Wojciech Kuzioła
Cytat dnia
Każdy, kto pamięta tamte czasy wie, iż pojawienie się w owym czasie w Dzienniku Telewizyjnym dawało znak, iż POPIERA SIĘ WŁADZĘ LUDOWĄ. Groziło kompletnym odrzuceniem i naznaczeniem. Tak….takie to były metody…stara, “dobra” szkoła. Stara, ale jara, powiadają. I dziś tej samej metody używają.
Natalia Niemen
__________________________________________________________________________________
Słowo Boże
__________________________________________________________________________________
Panie, oddaję w Twoje ręce moją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość.
Uzdrów to, co jest tam jeszcze do uzdrowienia, i uczyń mnie nowym człowiekiem.
17 GRUDNIA – Czwartek
PIERWSZE CZYTANIE (Rdz 49,2.8-10)
Chrystus będzie pochodził z pokolenia Judy
Czytanie z Księgi Rodzaju.
Jakub zwołał swoich synów i powiedział do nich:
„Zbierzcie się i słuchajcie, synowie Jakuba, słuchajcie Izraela, ojca waszego! Judo, ciebie sławić będą twoi bracia, twoja bowiem ręka na karku twych wrogów! Synowie twego ojca będą ci oddawać pokłon! Judo, młody lwie, na zdobyczy róść będziesz, mój synu: jak lew czai się, gotuje do skoku, do lwicy podobny, któż się ośmieli go drażnić? Nie zostanie odjęte berło od Judy ani laska pasterska spośród jego kolan, aż przyjdzie Ten, do którego ono należy, i zdobędzie posłuch u narodów!”
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 72,1-2.3-4ab.7-8.17)
Refren: Pokój zakwitnie, kiedy Pan przybędzie.
Boże, przekaż Twój sąd Królowi, *
a Twoją sprawiedliwość synowi królewskiemu.
Aby Twoim ludem rządził sprawiedliwie *
i ubogimi według prawa.
Niech góry przyniosą pokój ludowi, *
a wzgórza sprawiedliwość.
Otoczy opieką ubogich z ludu, *
będzie ratował dzieci biedaków.
Za dni Jego zakwitnie sprawiedliwość *
i wielki pokój, aż księżyc nie zgaśnie.
Będzie panował od morza do morza, *
od Rzeki aż po krańce ziemi.
Niech Jego imię trwa na wieki, *
jak długo świeci słońce, niech trwa Jego imię.
Niech Jego imieniem wzajemnie się błogosławią, *
niech wszystkie narody ziemi życzą Mu szczęścia.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Łk 1,28)
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Mądrości Najwyższego,
która urządzasz wszystko mocno i łagodnie,
przyjdź i naucz nas drogi roztropności
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Mt 1,1-17)
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama.
Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salomona; Salomon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse był ojcem króla Dawida.
Dawid był ojcem Salomona, a matką była dawna żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego.
Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Tak więc w całości od Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa czternaście pokoleń.
Oto słowo Pańskie.
KOMENTARZ
Wspólnota z Chrystusem
Coraz częściej słyszy się, że ludzie sporządzają drzewo genealogiczne swojej rodziny. Wynika to z potrzeby lepszego poznania i zrozumienia swojej tożsamości. Chcemy wiedzieć, skąd pochodzimy i kim byli nasi protoplaści. Nie chcemy być anonimowi. Jako chrześcijanie od dnia chrztu jesteśmy wszczepieni w Chrystusa. Stanowimy wraz z Nim jedno mistyczne ciało. Im bardziej upodobniamy się do Niego i dążymy do zjednoczenia się z Nim, tym mniej jest w nas lęku i samotności. Przypomnijmy sobie męczenników i tych, którzy znosili dla Jezusa prześladowanie. Pomimo cierpienia fizycznego ich serca przepełnione były obecnością Boga i dlatego nie czuli się osamotnieni.
Panie, oddaję w Twoje ręce moją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Uzdrów to, co jest tam jeszcze do uzdrowienia, i uczyń mnie nowym człowiekiem.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*************
Dzień powszedni
Na tydzień przed Bożym Narodzeniem rozpoczynamy bezpośrednie przygotowanie do świąt. Teraz odległa perspektywa Adwentu, jaką jest oczekiwanie powtórnego przyjścia Pana, schodzi na dalszy plan, a pierwsze miejsce w naszym przezywaniu Adwentu zajmuje historyczne przyjście Chrystusa na świat w Betlejem. Wyobraź sobie, że ty także masz udział oczekiwaniu Mesjasza, jesteś włączony w te wszystkie pokolenia rodowodu Jezusa Chrystusa.
Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Mateusza
(Mt 1, 1-17)
Z łańcucha pokoleń prowadzących przez wieki do Chrystusa można wyłowić jedno z pierwszych najistotniejszych ogniw. Oto patriarcha Jakub przekazuje swoim dwunastu synom błogosławieństwo, ale tylko jednemu z nich – Judzie – przekazuje mesjańską obietnicę, że z jego potomstwa narodzi się Zbawiciel.
Ty także znajdujesz swoje miejsce w tej genealogii Jezusa, w szczególności w Ewangelii i historii Kościoła. Tam zapisane jest także twoje imię. Otrzymałeś łaskę powołania do zjednoczenia z Chrystusem w świętości i miłości.
Proś dzisiaj Pana, aby z twego serca usunął ciemność grzechu i zapalił płomień swojej miłości. Niech Jego łaska wspomoże cię w skutecznym uwalnianiu się od dziedzictwa grzechu pierworodnego.
#Ewangelia: Bóg jest w historii
Mieczysław Łusiak SJ
Rodowód Jezusa Chrystusa, syna Dawida, syna Abrahama.
Abraham był ojcem Izaaka; Izaak ojcem Jakuba; Jakub ojcem Judy i jego braci; Juda zaś był ojcem Faresa i Zary, których matką była Tamar. Fares był ojcem Ezrona; Ezron ojcem Arama; Aram ojcem Aminadaba; Aminadab ojcem Naassona; Naasson ojcem Salmona; Salmon ojcem Booza, a matką była Rachab. Booz był ojcem Obeda, a matką była Rut. Obed był ojcem Jessego, a Jesse był ojcem króla Dawida.
Dawid był ojcem Salomona, a matką była dawna żona Uriasza. Salomon był ojcem Roboama; Roboam ojcem Abiasza; Abiasz ojcem Asy; Asa ojcem Jozafata; Jozafat ojcem Jorama; Joram ojcem Ozjasza; Ozjasz ojcem Joatama; Joatam ojcem Achaza; Achaz ojcem Ezechiasza; Ezechiasz ojcem Manassesa; Manasses ojcem Amosa; Amos ojcem Jozjasza; Jozjasz ojcem Jechoniasza i jego braci w czasie przesiedlenia babilońskiego.
Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz był ojcem Salatiela; Salatiel ojcem Zorobabela; Zorobabel ojcem Abiuda; Abiud ojcem Eliakima; Eliakim ojcem Azora; Azor ojcem Sadoka; Sadok ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem.
Tak więc w całości od Abrahama do Dawida jest czternaście pokoleń; od Dawida do przesiedlenia babilońskiego czternaście pokoleń; od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa czternaście pokoleń.
Komentarz do Ewangelii
Wymienione w rodowodzie Jezusa nazwiska mówią o postaciach na wskroś pozytywnych, ale także o takich z nienajlepszą reputacją. Rodowód Jezusa mówi o tym, że Bóg potrafi pisać prosto na krzywych liniach ludzkich dziejów. Z każdego zła Bóg potrafi wydobyć dobro. Na przykład nie byłoby tak wspaniałej postaci jak Salomon, gdyby Dawid nie zgrzeszył zabijając Uriasza i poślubiając jego żonę.
Chcemy, czy nie chcemy, dzieje świata są dziejami zbawienia, bo Bóg wszedł w historię ludzkości i działa, by nas ocalić. Oczywiście możemy wybrać piekło wieczne, ale nie ma takiego błędu i takiego położenia, z którego Bóg nie potrafiłby nas wyciągnąć, jeśli tylko chcemy.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2689,ewangelia-bog-jest-w-historii.html
**********************
LEW czy KOTEK?
Czekamy na powtórne przyjście Jezusa, a zachowujemy się tak, jakby życie na tym świecie miało nigdy się nie skończyć. Czekamy na niebo, a boimy się innych wierzących, ludzi spoza Kościoła i samego Boga Tak naprawdę nie bolą nas „prześladowania” Kościoła w Polsce, ale to, że możemy stracić swój „święty spokój”. Wchodzimy w kłótnie, które generuje świat. Umieramy i udajemy, że żyjemy, ale nie umieramy dlatego, że wróg zadaje nam ciosy, ale dlatego, że panicznie boimy się straty. Mówimy o tym, że chrześcijaństwo to logika umierania dla siebie, ale kiedy mamy do tego okazję, to wolimy zabić innych.
W czytaniu z Księgi Rodzaju padają słowa: „jak lew czai się, gotuje do skoku, do lwicy podobny – któż się ośmieli go drażnić”. Pierwsze moje skojarzenie jest związane właśnie z tym problemem. Jestem coraz bardziej przekonany, że problem nie leży w tym, że nagle całe piekło się przeciw nam zwróciło, ale w tym, że Kościół w Polsce z lwa, który gotowy jest do skoku, stał się potulnym kotkiem. I nie chodzi mi o to, że stał się takim dla ludzi na zewnątrz. Stał się kotkiem dla samego siebie, spaśniętym kotkiem. Za dobrze nam było (może i ciągle jest?). Lew ma to do siebie, że jest groźny. Lew nie zajmuje się pierdołami, on wie, w jaką zwierzynę warto uderzyć. Jest cierpliwy. Lwa zdrowego, gotowego do polowania – inni się boją, czują respekt. Kotka (spaśniętego) – wręcz przeciwnie. Kotka się głaska, a jak się znudzi – porzuca w lesie. Piszę o Kościele, ale Kościołem jest każdy z nas, ja także.
Dzisiejsza Ewangelia może być przez nas odczytana jako nudna i niewiele wnosząca do codzienności. Zwykły spis pokoleń od Abrahama do Jezusa. Jednak w kontekście tego, jakiego Boga poznajemy przez Adwent, to tylko wrażenie, bo idąc śladem poszczególnych imion, a więc konkretnych osób, z tego spisu zobaczymy, że wśród nich są wielkie postaci, ale jest tam sporo osób z tzw. przeszłością. Jest prostytutka Rachab; jest Tamar, która uwiodła swojego teścia. Z panów można wspomnieć Dawida, który uwodzi żonę swojego żołnierza, a jego samego morduje.
Ten tekst jest dowodem na to, że w historii pisanej z Bogiem każdy ze swoimi ciemnymi stronami ma swoje miejsce. Nasze grzechy nie przekreślają nas przed Bogiem, w twoją historię także jest wpisany grzech i słabość, czasem nawet podłość i zdrada. I to cię nie przekreśla. Nie ma takiej rysy na naszym sercu, psychice czy historii życia, zawinionej, czy nie, która by przekreślała możliwość współpracy z Bogiem.
Czasem może pojawić się w nas pokusa zamknięcia Jezusa w jakimś sterylnym schemacie naszej wiary. Wtedy wielu wierzących ludzi wmawia sobie, że na pewno On nie może zdziałać niczego ze względu na ich taką czy inną historię. Tymczasem Jezus przychodzi do nas i przez nas do innych, również przez grzeszne historie, przez upadki i zranienia. Różne są nasze drogi (i innych ludzi), na których możemy spotkać Pana. Jedyna rzecz, którą trzeba zrobić, to pozwolić sobie na zdziwienie. Pozwolić sobie na to, by dać się Jemu zaskoczyć i być odszukanym. Z wszystkiego może powstać Nowe Życie.
http://kramer.blog.deon.pl/2015/12/17/lew-czy-kotek/
*****************
Pragnij zawsze Boga !
16 grudnia 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ
W świadomym życiu duchowym, czerpiącym z wiary i Bożego Objawienia, najbardziej chodzi – na początku i na etapach zaawansowanych – o nasze zjednoczenie z Bogiem. Wszystko inne – świadoma praca nad sobą, asceza, rachunki sumienia, trud nawracania się, procesy dojrzewania… – służy temu wzniosłemu celowi, jakim jest właśnie nasza coraz większa bliskość z Jezusem Chrystusem, który prowadzi nas do zjednoczenia z Trójcą Boskich Osób. W tym zjednoczeniu – za sprawą Boskiej Miłości podnoszącej nas do wyżyn Boskiego życia – doświadczamy /doświadczymy/ przebóstwienia i pełni szczęścia.
- Poniżej przytaczam cenne rozważanie ojca Gabriela od św. Marii Magdaleny, karmelity bosego, w którym mówi, jak praktycznie możemy (i powinniśmy) – w codziennym życiu dbać o spotykanie się z Bogiem i (z)jednoczenie z Nim. WARTO te myśli i zachęty wziąć sobie do serca, by z kolei (próbować) przekładać je na proponowaną UWAŻNOŚĆ…
- Dokładniej znający świętego Ignacego Loyolę i duchowość kształtowaną w czasie jego Ćwiczeń duchownych pomyślą pewno o bardzo ważnej cnocie pobożności. Autor Ćwiczeń celnie i pięknie stwierdza, że pobożność to łatwość znajdywania Boga we wszystkim! A może ktoś się też uśmiechnie do nazwy czy motta niniejszego bloga: Szukać i znajdować Boga we wszystkim.
„Święty Jan od Krzyża napisał do pewnego zakonnika: „Czy jesz, czy pijesz, czy rozmawiasz lub obcujesz ze świeckimi lub jakąkolwiek inną rzecz czynisz, pragnij zawsze Boga, kierując do Niego uczucie serca” (P.d. 2, 9). Cenna rada dla każdego chrześcijanina, który pragnie żyć w zjednoczeniu z Bogiem i nieść Go do braci. To zaś wymaga, aby również w działalności umiał powracać od czasu do czasu do swego wnętrza, by obudzić myśl, a jeszcze bardziej pragnienie Boga, uświadomić sobie Jego obecność i nawiązać łączność z Nim we własnym sercu. „Potrzeba, abyśmy w sprawowaniu posług — pisze św. Teresa od Jezusa — chociaż z posłuszeństwa albo dla miłości bliźniego podjętych, starali się nie ulegać roztargnieniom oraz nie zaniechali częstego z głębi serca zwracania się myślą do Boga naszego” (Fd. 5, 17).
Kiedy działalnością zewnętrzną kieruje obowiązek, posłuszeństwo lub kiedy podejmuje się jakąś pracę dla miłości, można mieć pewność, że jest się zjednoczonym z Bogiem, ponieważ praca odbywa się w granicach Jego woli. Należy jednak zawsze zważać, aby to zjednoczenie stawało się jak najbardziej aktualne i świadome, posługując się nawet małymi aktami, by je zwiększyć. To jest zadanie tych krótkich, lecz częstych chwil, podczas których chrześcijanin zamyka się we własnym wnętrzu, by spotkać się z Bogiem. Chwile te stają się jakby twierdzą życia wewnętrznego i istotnie chronią go przed niebezpieczeństwem wyczerpania i rozproszenia w działalności zewnętrznej. Kto zanurza się w działaniu, nie zachowując należnej ostrożności, bardzo szybko utraci z oczu Boga i Jego wolę i skończy na działaniu czysto ludzkim. Często utraci pokój i będzie się szamotał, stając się niezdolnym do skupienia.
Jezus zganił Martę nie dlatego, że oddawała się pracy, lecz dlatego, że się niepokoiła: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele” (Łk 10, 41). Bóg chce pracy, chce ofiarnej służby dla bliźnich, lecz nie chce niepokoju, ponieważ ponad wszystko potrzeba tylko jednego: zjednoczenia z Bogiem. Im ściślej życie chrześcijanina jednoczy się z Panem, tym bardziej jego postępowanie świadczy o Bogu, wciela ducha Ewangelii, a dla braci staje się „lampą, co płonie i świeci” i prowadzi do Pana.
- O Panie, ja nie jestem światłem dla siebie: okiem mogę być, lecz nie światłem. A na cóż przyda się otwarte i zdrowe oko, kiedy brak światła? Do Ciebie wznoszę moje wołanie i mówię: Ty dasz światło mojej lampie, o Panie; swoim światłem, o Panie, Ty rozjaśnisz moje ciemności. Ja z siebie mam tylko ciemności, Ty natomiast jesteś światłością, która precz wyrzuca ciemności i oświeca mnie. Nie ode mnie przychodzi mi światło, lecz mam światło tylko w Tobie…
Mędrcy i uczeni uważają się za światłość, podczas gdy są ciemnością; ponieważ są ciemnością, a uważają się za światłość, nie mogą być oświeceni. Ci zaś, którzy są ciemnością i wyznają, że są ciemnością, uważają się za małych, nie lubią się chełpić, są pokorni, a nie pyszni… znają siebie samych i oddają Ci chwałę, o Panie, i nie schodzą z drogi, która prowadzi do zbawienia; oddając Ci chwałę, wzywają Cię, a Ty ich bronisz przed nieprzyjaciółmi.
Zwracając się do Ciebie, Panie Boże Ojcze Wszechmogący, w szczerości serca, o ile mi pozwala na to moja nędza, składam Ci najgorętsze i wielkie podziękowanie, błagając z całą żarliwością ducha niezmierzoną dobroć Twoją, abyś przyjął łaskawie moje prośby. Wyrzuć, swoją mocą, z moich czynów i myśli nieprzyjaciela, pomnóż we mnie wiarę, kieruj moim umysłem, daj myśli święte i doprowadź mnie do posiadania Twojej szczęśliwości (św. Augustyn).
- Boże mój, wydaje mi się, że nic nie może mnie oddalić od Ciebie, kiedy pracuje tylko dla Ciebie, w Twojej świętej obecności, pod Twoim boskim wejrzeniem, które przenika głębię duszy. Nawet wśród świata można słuchać Cię w milczeniu serca, które pragnie należeć tylko do Ciebie.
Wszystko zależy od intencji, którą możemy uświęcić najmniejsze rzeczy! Przemienić najzwyklejsze czynności życia w boskie! Dusza żyjąca w zjednoczeniu z Tobą, Boże mój, wykonuje tylko czynności nadprzyrodzone, a rzeczy najbardziej przeciętne, zamiast oddalać, zbliżają ją coraz bardziej do Ciebie (Św. Elżbieta od Trójcy Św.: List 38, 261).
Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy, Żyć Bogiem, t. I, str. 112. Za portalem Mateusz
Św. Jan od Krzyża, św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Św. Teresa Wielka
„Jeśli twoja myśl odchodzi ode Mnie, powracaj, gdy tylko to spostrzeżesz, łagodnie, bez goryczy w stosunku do siebie. Ponieważ Ja ciebie znoszę, jakże ty nie miałabyś znosić siebie. Wykorzystaj to jako okazję do pokory”.(JEZUS do Gabrieli Bossis, ON i ja, t.2, nr 389)
http://osuch.sj.deon.pl/2015/12/16/pragnij-zawsze-boga/
*********************
__________________________________________________________________________________
Świętych Obcowanie
__________________________________________________________________________________
Święty Łazarz, biskup | |
Święty Jan z Mathy, prezbiter | |
Święty Józef Manyanet y Vives, prezbiter |
Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Jerozolimie – św. Modesta, patriarchy. Gdy w roku 614 Persowie wdarli się przez wyłom do miasta, dla tamtejszych chrześcijan nastały dni grozy i smutku. W kilka dni później Jerozolima leżała w ruinie, a resztki chrześcijan wyprowadzono na wschód. Znalazł się wśród nich patriarcha Zachariasz. Swym wikariuszem mianował on Modesta, igumena ławry św. Teodozego z Jerycha. Igumen Modest okazał się mężem opatrznościowym. Sprawnie zabrał się do odbudowy, ponaprawiał, co było do ocalenia, a budowle zniszczone pozastępował skromniejszymi, ale rokującymi nadzieję na przyszłość. Zjednało mu to uznanie całego Wschodu. Toteż po śmierci Zachariasza bez wahania jego następcą obrano Modesta. Zmarł w cztery lata później, gdy wracał do Palestyny z nowymi środkami na odbudowę. Przypuszczano później, że otruto go w celach rabunkowych. Modest pozostawił po sobie nieco pism. W niemieckiej Fuldzie – św. Sturmiusza, opata. Był ulubionym uczniem św. Bonifacego, przywiezionym przezeń z podróży do Noricum. On to budował opactwo, w którym pochowano później wielkiego apostoła. Sam zmarł w roku 779. W Grand-Bigard pod Brukselą – św. Wiwiny. Pociągana ku doskonałości chrześcijańskiej, wcześnie opuściła dom rodzinny i rozpoczęła życie pustelnicze. Gdy znalazła towarzyszki, założyła klasztor, który później podporządkowano opatom benedyktyńskim. Zachował się cenny psałterz, który uchodzi za psałterz Wiwiny. Zmarła około roku 1170. oraz: św. Beggi, zakonnicy (+ 693); świętych męczenników Floriana i Kalanika (+ 638); św. Olimpii, wdowy (+ ok. 409) |
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/12-17.php3
__________________________________________________________________________________
Oczekuj postępów, a nie doskonałości
Zuzanna Górska
Współczesny świat mówi nam, że wszystko możemy osiągnąć natychmiast. Tymczasem droga do postępów jest zupełnie inna. Chcesz wiedzieć jaka? Sprawdź.
Żyjemy w świecie pośpiechu i “natychmiastowości”. Współczesna kultura uczy nas, że wszystko powinno być od razu i wszystko powinniśmy mieć od ręki. Reklamy serwują nam fałszywe obietnice opanowania nowych umiejętności w błyskawicznym tempie, czy cudownego chudnięcia bez najmniejszego wysiłku i zmiany nawyków.
I choć może śmieszą Cię tego typu obietnice, to jednak karmiąc się nimi, ciągle je słysząc, możesz zacząć wierzyć, że w pracy nad sobą błyskawiczne zmiany są możliwe, a wręcz są czymś normalnym. Oczekiwanie natychmiastowych rezultatów zostaje zasiane w Twoim umyśle niczym ziarno i może zacząć kiełkować. Zastanów się, czy nie pojawia się czasem w Tobie myśl lub przekonanie, że skoro w ciągu kilku dni nie udało Ci się pozbyć jakiegoś nawyku lub wyćwiczyć nowej umiejętności, to jest z Tobą coś nie tak. A może łatwo się zniechęcasz, gdy nie widzisz natychmiastowych rezultatów?
Przekonanie, że efekty są na ogół widoczne natychmiast, jest z gruntu fałszywe. Jest również bardzo niebezpieczne, bo podkopuje wiarę w siebie, może obniżać samoocenę, a także odbierać nadzieję i motywację do działania.
Praca nad sobą, nad zmianą swoich przyzwyczajeń, nad rozwojem nowych umiejętności wymaga czasu, świadomej pracy i wysiłku. Co więcej, każda osoba ma swoje tempo – takie, które jest dla (niej/niego) najlepsze.
Dlatego, jeżeli wyruszasz w drogę zwaną rozwojem osobistym, daj sobie czas.
To nie wyścig. Nie ma sensu porównywać się z innymi, a tym bardziej z nimi rywalizować. Wbrew temu, co mówi współczesny świat – czasu jest bardzo dużo. To prawda, że nieraz mamy wrażenie, że ten czas bardzo pędzi. Czas jednak ucieka nam wtedy, gdy źle go wykorzystujemy, gdy go marnujemy na nic nieznaczące czynności i pseudoodpoczynek. Kiedy zaczniesz dobrze planować i rozsądnie gospodarować swoim czasem, to zobaczysz, że masz go całkiem dużo.
Wróćmy do pracy nad sobą. Wiesz już, że wymaga ona czasu, świadomej pracy i wysiłku. Dobrze, tylko od czego zacząć? Możesz zastosować dwie strategie. Jedną – metodę małych kroków – opisałam wcześniej w innym tekście. Dziś opowiem Ci o innej, która bazuje na tzw. cyklu Deminga. Pierwotnie zasady te stosowane były w zarządzaniu jakością w organizacjach, ale schemat działania świetnie sprawdza się również w przypadku pracy nad sobą.
Cykl Deminga składa się z czterech powtarzających się faz:
- Planuj
- Działaj
- Sprawdzaj i wprowadzaj modyfikację
- Działaj dalej
Jak odnieść to do pracy nad sobą?
Zastanów się, nad czym chcesz pracować. Może nad wyższą samooceną? Lub lepszym wykorzystaniem czasu? A może chcesz się nauczyć hiszpańskiego? Wybierz obszar, na którym chcesz się skupić. Na użytek naszych rozważań proponuję coś z obszaru życia prywatnego. Celem zmiany jest to, żeby mieć więcej czasu dla bliskich, przyjaciół i rodziny.
Teraz zaplanuj działanie.
Pomyśl, jak jest obecnie. Ile czasu spędzasz z bliskimi? Dlaczego chcesz coś zmienić? Czego obecnie najbardziej Ci brakuje? Co przeszkadza Ci w tym, żebyś miała/miał dla nich tyle czasu, ile byś chciała/chciał Co możesz zmienić? Pomyśl o jednej małej rzeczy, którą możesz zmienić – na przykład: we wtorek wieczorem nie będę odpowiadać na maile i wyłączę komórkę lub w czwartek nie będę włączać telewizora po 18 itd.
Kolejnym ważnym krokiem na tym etapie jest określenie wskaźników, czyli po czym poznasz, że zmiana rzeczywiście nastąpiła. Musi to być coś konkretnego. Na przykład do tej pory czas z bliskimi spędzałaś/spędzałeś tylko w weekendy. Zmianą będzie to, że dodatkowo w tygodniu będziesz miała/miał dwie godziny na bycie z bliskimi i faktycznie ten czas z nimi spędzisz. Wskaźnik zmiany musi być konkretny, mierzalny.
Kiedy już udało Ci się określić wskaźniki, przejdź do następnej fazy. Zacznij działać. Wprowadź zmianę i obserwuj efekty. Nie przejmuj się, jak Ci nie wyjdzie. Przypomnij sobie jak uczyłaś się/uczyłeś się jeździć na rowerze. Wtedy raczej nie nie poddawałaś się/nie poddawałeś się po upadku, tylko podnosiłaś się/podnosiłeś się i próbowałaś/próbowałeś jeszcze raz. Teraz też tak postępuj. Staraj się wprowadzić zmianę i nie zniechęcaj początkowymi trudnościami. Działaj wytrwale.
Co jakiś czas sprawdzaj postępy i zastanów się, co można zmienić, ulepszyć.
Znajdź chwilę, aby pomyśleć nad swoimi działaniami. Czy widzisz efekty? Co przynosi najlepsze rezultaty i przybliża Cię do celu? Czy widzisz jakieś rzeczy, które utrudniają Ci drogę? Co to jest? Co możesz z tym zrobić?
Jeżeli widzisz trudności, to przeanalizuj je i wprowadź zmiany do swojego działania. Wracając do naszego przykładu – gdy pracujesz nad tym, żeby mieć więcej czasu dla bliskich, może się zdarzyć tak, że nawet znalazłaś/znalazłeś te dwie dodatkowe godziny, ale nie wiesz, co mogłabyś/mógłbyś w tym czasie robić, więc koniec końców włączasz telewizor lub każdy zaczyna zajmować się swoimi sprawami zamiast spędzać czas razem. Jesteście obok siebie, a nie razem i Twój cel, żeby zacieśniać więzi, się nie spełnia. Zastanów się, jak możesz to zmienić? Skoro masz już te dwie dodatkowe godziny, to może teraz zacznij planować, co możecie w tym czasie razem zrobić? Możliwości jest dużo: pójść na spacer, pograć w gry, obejrzeć zdjęcia i powspominać itd.
Swoje nowe pomysły wcielaj w życie i po jakimś czasie znów sprawdzaj postępy. Pamiętaj, zmiana realizuje się w działaniu.
I na koniec bardzo ważna rzecz. Gdy oceniasz postępy we wprowadzaniu zmian, doceniaj nawet drobne sukcesy. Udało Ci się wygospodarować dodatkową godzinę zamiast założonych dwóch? To nic, uciesz się tą dodatkową godziną. To już jest zmiana, to już jest sukces. To bardzo ważne – doceniaj i świętuj osiągnięcia. Nie martw się tym, że coś nie wychodzi od razu. Martwienie się nic nie da, zamiast tego szukaj rozwiązań, sposobów, jak można coś zmienić. I pamiętaj, oczekuj postępów, a nie doskonałości!
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,798,oczekuj-postepow-a-nie-doskonalosci.html
******************
Można być szczęśliwym po śmierci ukochanej osoby?
Angelika Daiker /br
Młoda kobieta i dwoje małych dzieci. Śmierć, która wtargnęła w jej życie tak nieoczekiwanie, zastając ją zupełnie nieprzygotowaną i bezradną, zmieniła dosłownie wszystko.
Mimo to ma nadzieję, że kiedy znów będzie pięknie, choć już nie tak jak dawniej – inaczej, zupełnie inaczej. Być może źródłem nadziei są dzieci. A być może jest nim tęsknota za nowym życiem. To odważna myśl. Zarazem jednak dodająca odwagi.
Wiele osób czuje jednak, że po śmierci najbliższej osoby nie ma już prawa do szczęścia. Znów może, ba, nawet znów musi być pięknie, przynajmniej od czasu do czasu, przynajmniej odrobinę. Nie oznacza to wprawdzie, że wtedy smutek zupełnie zniknie. Po prostu zdarzą się chwile, kiedy dusza pogrążona w żałobie doświadczy piękna. Zapewne nigdy nie będzie już tak pięknie jak dawniej, ale warto dać życiu szansę, by znów nabrało pięknych, choć nieco innych barw. Być może piękne chwile nie będą tak częste jak w czasach, kiedy wszystko wydawało się wyłącznie dobre. Jednak dzięki temu staną się one tym cenniejsze Stary ból i nowe szczęście potrafią z sobą sąsiadować.
A może odnajdziemy sposób na udane życie w pojedynkę, pójdziemy nową drogą, która również doprowadzi nas do szczęścia. Tak czy inaczej sporym osiągnięciem byłoby już danie szansy owej myśli, że znów będzie pięknie.
“Nie zasłużyliśmy na to”
Bywa, że śmierć partnera odsłania jakąś jego skrywaną tajemnicę. Bądź też zaskakuje oboje pośrodku kryzysu, uniemożliwiając wyjaśnienie sobie do końca wszystkich pretensji. Nie można już o nic zapytać ani oczekiwać zadośćuczynienia. Wdowa dowiaduje się czasem o niewierności męża, która w żaden sposób nie przystaje do jej dotychczasowego obrazu i jego, i ich małżeństwa. Zdarza się, że partner umiera w okolicznościach, które wydobywają na światło dzienne jakąś jego skrywaną dotąd tajemnicę. Poczucie niedowierzania jeszcze potęguje żałobę i wywołuje dodatkowe cierpienie. Bywa, że w takiej sytuacji smutek po stracie przekształca się w złość. Albo wybucha ze zdwojoną siłą, ponieważ dołącza do niego ból z powodu zdrady. Świadomość, że zostało się zdradzoną, oszukaną i wykorzystaną, stanowi ciężar, który trudno unieść w samotności. Ważne, by nie obwiniać się za postępek zmarłego męża, by nie brać na siebie odpowiedzialności za niego, nie wstydzić się za niego.
Nie jest to łatwe i wymaga obecności silnego przyjaciela lub powiernika. “Nie zasłużyliśmy na to” – tym zdaniem pewna wdowa potrafiła wznieść wokół siebie mur obronny, by wobec doznanego upokorzenia uchronić się przed utratą poczucia własnej wartości i zachować wewnętrzną równowagę.
Wsparcie z zewnątrz przydaje się także, by pomimo poczucia zranienia nie przekreślać teraz wszystkiego, co kiedyś łączyło małżonków. Bowiem odrzucenie wszystkich wspomnień, wszystkich wspólnych przeżyć oznacza także przekreślenie całego dotychczasowego życia. Przyda się więc teraz ktoś, kto doda otuchy, doda sił, aby dalsze życie nie upłynęło w cieniu stałego poczucia niepewności. Jeżeli jednak wątpliwości wynikające z niewyjaśnionych kwestii okażą się zbyt dojmujące, warto przez pewien czas skorzystać z fachowej pomocy, odciążając tym samym przyjaciół i krewnych, którzy zresztą niekiedy mogą tylko je pogłębiać – dzięki temu uda się zachować z nimi dobre relacje.
“Właściwa” żałoba
W dzisiejszych czasach wiele osób zastanawia się, czy “właściwie” opłakują zmarłego, czy ich smutek jest normalny, czy też potrzebują już terapii. Żałoba stała się tematem publicznym, a tym samym wzrosła ogólna niepewność, jak należy “właściwie” ją okazywać. Osoby, które z początku i przez dłuższy czas nie czują smutku lub też nie potrafią go wyrazić, czują się ułomne.
Brak poczucia żalu wymaga podjęcia terapii, kiedy osoba w żałobie czuje się coraz gorzej, a nawet popada z tego powodu w chorobę. Trzeba postępować z nią delikatnie, by otworzyła się na smutek. Warto jednak spróbować, wymieniając się doświadczeniami z innymi osobami w żałobie. Różni ludzie różnie odczuwają smutek po stracie, różne jest jego natężenie i różny czas trwania. Każdy odnajduje w końcu siłę i odwagę, by dać wyraz swojemu żalowi, i zadziwiające, jak różnorodne formy może on przybierać.
Dobrą, choć nie jedyną formą jest na przykład płacz. Istnieje bowiem szeroka paleta emocji i sposobów ich wyrażania. Potrzeba wiele cierpliwości, by otworzyć się na ten wyczerpujący proces uczenia się od nowa i pogodzić z owymi drobnymi uszczerbkami w codzienności. Stanowią one bowiem elementy żałoby. Wcześniej czy później trzeba podjąć decyzję, czy chce się żyć dalej w ich cieniu, czy też chce się zacząć tkać nowe wątki życia – nawet jeżeli nie będą już tak spójne jak dawniej, a niektóre z nich pozostaną niedokończone.
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,794,mozna-byc-szczesliwym-po-smierci-ukochanej-osoby.html
********************
Masz zły obraz siebie?
Robert J. Wicks
Patrzysz w lustro – jest źle, myślisz o sobie – jeszcze gorzej. W spotkaniach z innymi zastanawiasz się ciągle, co inni o tobie pomyślą, a przyszłość będzie z pewnością pasmem klęsk bo i tak jesteś do niczego. Skąd w tobie taki obraz siebie?
Zdrowe poczucie własnej wartości jest niezbędne do przyjęcia naszej zwyczajności. Niektórzy opisują je jako “opinię, jaką ma się o sobie”. I chociaż jest to pomocna definicja, wciąż pozostawia nas ona z wieloma ważnymi pytaniami, na które musimy odpowiedzieć:
- Jak doszedłem/doszłam do takiej opinii?
- Na ile trafne są moje przekonania na temat siebie?
- Czy odbicie, które widzę “oczyma mej duszy”, jest naprawdę moim “prawdziwym obliczem”?
Zniekształcony obraz siebie oraz wynikające zeń słabe poczucie własnej wartości stanowią poważny problem. Mogą mieć zgubne konsekwencje o charakterze społecznym i osobistym.
Ponadto, takie błędne negatywne spostrzeżenia na temat siebie mogą zakłócić pełnię naszego uczestnictwa w budowaniu sprawiedliwego i przenikniętego miłością świata.
Skąd bierze się obraz siebie?
Kiedy byliśmy bardzo mali, szukaliśmy naszego odbicia, patrząc w twarze rodziców, opiekunów w żłobku, starszego rodzeństwa i przyjaciół. Najlepiej byłoby, gdyby ich oczy odzwierciedlały bezwarunkową miłość i akceptację naszej osoby. To z kolei rozbudzałoby nasz entuzjazm do życia i pomagało nam dostrzec miłujące oblicze Boga w innych.
A gdyby tak było, nie musielibyśmy uzależniać naszej wartości od osiąganych wyników. Rzeczywistość jest jednak taka, że nasi rodzice i inne znaczące osoby w naszym życiu to “tylko ludzie” z ich własnymi potrzebami, które nigdy nie zostały w pełni zaspokojone. Ich przeszłość pełna była doświadczeń dalekich od doskonałości.
Miłość i akceptacja, którą otrzymywali we wczesnym dzieciństwie, nie zawsze była bezwarunkowa. Nie zdając sobie z tego sprawy (ani też nie starając się być świadomie złośliwi), nasi rodzice i inne ważne osoby w naszym życiu projektowały niektóre ze swoich potrzeb i żądań na nas; z tego powodu ich akceptacja była warunkowa.
By jeszcze bardziej tę sytuację skomplikować, także i my wprowadziliśmy nieświadomie do siebie pewne niedobory w poczuciu własnej wartości, jakie kiedyś występowały u osób dla nas znaczących. Ponieważ osoby te były naszymi przewodnikami, naśladowaliśmy je w kwestiach, o których rzadko się mówiło, lecz które były przez nie subtelnie modelowane, a przez nas tak szybko przyswajane!
To wierne naśladowanie odcisnęło się tak wyraźnie, że być może wciąż je naśladujemy, nie zdając sobie z tego sprawy! Widać tutaj prawdę zawartą w powiedzeniu: “Niedaleko pada jabłko od jabłoni” (w końcu ileż to razy mówiliśmy do siebie: “Nie wierzę, że to robię! Moi rodzice mówili tak, kiedy byłem dzieckiem!”)
Zatem problem polega na tym, że podchwytujemy style działania i negatywne przekazy dotyczące nas samych, nawet sobie tego nie uświadamiając.
Nierzadko słyszymy, jak ludzie mówią: “Wiem, że jestem dobrym człowiekiem. Wiem, że mam wiele talentów i ludzie mnie szanują. Kiedy jednak zrobię coś źle albo ktoś się wyrazi o mnie negatywnie, wydaje mi się, że unieważnione zostają moje wszystkie pozytywne cechy. Jestem przekonany, że negatywny komentarz reprezentuje to, co ludzie naprawdę o mnie myślą oraz to, co ja faktycznie uważam za prawdę o sobie”.
Takie wypowiedzi ujawniają lojalność wobec pewnego negatywnego obrazu siebie, lojalność wobec samounicestwiającej roli lub sposobu myślenia wyuczonego we wczesnym okresie życia.
W większości przypadków, jeśli nie zauważymy tego, co się dzieje, owa negatywna “melodia” będzie nadal rozbrzmiewać w naszych umysłach. Będziemy na nią reagować i podporządkowywać jej całe nasze życie, nie zdając sobie z tego nawet sprawy, ponieważ, jak zauważyła Virginia Woolf, “Znacznie trudniej jest zabić widmo niż rzeczywistość”.
To, co staje się poczuciem własnej wartości danej osoby – jej poczuciem spójności i zasługiwania na uwagę – rozwija się poprzez empatyczne relacje z rodzicami.
Kiedy empatia rodziców wobec ich dziecka znacząco zawodzi, rezultatem będzie zachowanie obronne, za pomocą którego dziecko stara się ochronić siebie od dalszej frustracji, zranienia, rozczarowania, nadmiernej stymulacji itd.
Nieformalne postacie autorefleksji, informacja zwrotna ze strony przyjaciół, rodziny i kolegów oraz ustrukturowane interakcje z terapeutami, doradcami lub przewodnikami duchowymi są pomocne przy weryfikacji słuszności naszych poglądów na temat siebie.
Jest to szczególnie ważne w odniesieniu do zasadności wszelkich negatywnych poglądów o sobie. Takie interakcje mogą być korzystne we wspieraniu trwałego rozwoju duchowego i psychicznego.
Problemy z poczuciem własnej wartości u kobiet mogą także “w większości wynikać z ucisku kobiet w zdominowanej przez mężczyzn kulturze i społeczeństwie”. Podobnie można powiedzieć na temat “ludzi o innym kolorze skóry” w społeczeństwie składającym się w głównej mierze z ludzi białych.
Problemy zatem powstają nie tylko w wyniku zrozumiałych braków w kręgu rodziny i najbliższych przyjaciół, lecz także w wyniku uprzedzeń i ucisku w obrębie społeczeństwa – co prowadzi do osłabienia poczucia własnej wartości.
Z pewnością jest wiele kobiet, które uniknęły uciążliwości życia, które żyły szczęśliwie pełnią życia; kiedy jednak przewertuje się wyniki badań, to można wyczuć unoszące się w powietrzu duchy nienarodzonych marzeń, niezrealizowanych nadziei, nieodkrytych talentów. Tragediami stają się “niespełnione oczekiwania”, i one właśnie są najbardziej bolesne.
Podobna myśl pojawia się w sposób dojmujący w wypowiedzi Shirley Valentine (bohaterki filmu o tym samym tytule), kiedy siedząc w Grecji na brzegu morza, rozmyśla nad własnym życiem i tym, że pod wieloma względami było ono “mało ważne” i “niewykorzystane”. Oto co powiedziała:
“Pozwoliłam sobie wieść mało ważne życie, a przecież miałam w sobie znacznie więcej [do zaoferowania]… nie wykorzystałam tego i już nigdy nie wykorzystam. Dlaczego otrzymujemy całe to życie, skoro z niego nigdy nie korzystamy? Po co dane nam są te wszystkie uczucia, marzenia i nadzieje, skoro nigdy z nich nie korzystamy? Marzenia. Nigdy nie ma ich tam, gdzie można się ich spodziewać”.
“Krystalizowania” poczucia własnej wartości albo znajdowania swojego prawdziwego oblicza nie mogą dokonać samodzielnie ludzie nieszczęśliwi ze słabym obrazem siebie. Głębokie docenianie siebie nie jest też czymś, co służy wyłącznie naszym własnym interesom.
Wręcz przeciwnie, musimy korygować obraz siebie i wzmacniać poczucie własnej wartości z myślą o sobie i innych. Co więcej, musimy tego dokonać wspólnie.
Jeśli naprawdę wierzymy, że kobiety, mężczyźni, ludzie wszystkich ras są imago Dei [obrazem Boga], to niedostrzeganie odbicia Boga we własnym lub cudzym obrazie siebie jest złe, niesprawiedliwe… a może nawet grzeszne.
Więcej w książce Roberta J. Wicksa, “Dotknąć tego, co święte”.
Zapaleni kaznodzieje głoszą, że chrześcijanin powinien spalać się w miłości. Tylko ile człowiek może dać miłości, jeśli wpierw nie rozpozna w sobie wewnętrznego bogactwa i nie pokocha samego siebie?
Robert Wicks z poczuciem humoru i mądrością twierdzi, że najgłębszym fundamentem życia duchowego nie jest dawanie, lecz przyjmowanie. Jedynie serce, które ciągle czerpie ze źródła, może dzielić się dalej z innymi.
Ten prosty przewodnik odkrywania obecności Boga w nas, opiera się na mądrości dawnych i współczesnych chrześcijan oraz nawiązuje do bogatego doświadczenia autora, który jest rodzicem, nauczycielem i terapeutą.
Jestem już człowiekiem starszym. Oglądam się wstecz i przypominam sobie lata młodzieńcze i moje targowanie się z Bogiem, które miało miejsce poza zwyczajowym pacierzem czy też Mszą św.
Muszę jednak wyznać, że przez całe życie dana mi była głęboka świadomość obecności Boga oraz tego, że Bóg jest ponad wszystkim i trzeba się z Nim liczyć oraz być Mu posłusznym. Dziś trudno mi powiedzieć, czy był to tylko ludzki lęk czy też prawdziwa “bojaźń Boża”, która nie pozwala niczego uczynić wbrew miłującemu Bogu Ojcu. Ostateczny osąd zostawiam Jemu.
Kiedy w młodości zaczęły się budzić we mnie silne pragnienia zmysłowe, gotów byłem cierpieć nawet trochę piekła, byleby Bóg pozwolił mi na ich zaspokojenie. Dziś wydaje mi się to śmieszne. Ten sposób myślenia odzwierciedlał moje wewnętrzne zmagania: z jednej strony prosiłem Boga o pozwolenie na przyjemne grzeszenie, a z drugiej – zależało mi bardzo na tym, aby On mnie nie opuścił i nie przestał mnie kochać.
W bardziej świadome życie duchowe wszedłem przez rekolekcje. Lepiej poznałem zło grzechu i umocniło się we mnie pragnienie życia zgodnego z wolą Bożą. Pojąłem wówczas, że cały nasz wysiłek powinien zmierzać do tego, by stawać się wolnym i nie dać się zniewolić żadną rzeczą, sytuacją, osobą. Przekonałem się, że Bogu należy zawierzyć, całkowicie się Mu poddać, niczego Mu nie żałować. Tylko na tej drodze osiąga się prawdziwą wolność i tym samym zdolność miłowania Jego i ludzi. Dziś bliskie są mi słowa: Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli (Ga 5, 1).
Wielokrotnie przekonałem się, że nie wystarczą piękne postanowienia, jakie rodzą się pod wpływem budującej lektury czy też podczas odprawianych rekolekcji. Na przykład postanowienie, by w każdym człowieku dostrzegać godność dziecka Bożego, widzieć w nim Chrystusa. Kiedy zdawało mi się, że potrafię być dla każdego przyjazny, jakże szybko przekonywałem się, iż jestem daleki od tego ideału. Ujawniało się to przy najbliższym spotkaniu z człowiekiem, który swoim wyglądem czy też zachowaniem budził moją odrazę, a który liczył na udzielenie mu pomocy. Ofiarowałem mu jakiś grosz, ale nie omieszkałem dorzucić przykrej uwagi i oczywiście usiłowałem jak najszybciej pozbyć się natręta. Nie potrafiłem okazać mu szacunku. Zapominałem, że jest on, tak samo jak ja, umiłowanym dzieckiem Boga. Teraz wiem, że znakiem zażyłości z Bogiem jest sposób, w jaki odnoszę się do drugiego człowieka. Uniesienie, zachwyt na modlitwie, mogą okazać się ułudą, jeżeli w praktyce nie towarzyszy temu pełne życzliwości nastawienie wobec bliźnich.
Lubię przebywać w cichym kościele czy w kaplicy i tak po prostu trwać przed Chrystusem, właściwie o niczym nie myśląc. Nie sięgam po modlitewnik. Po prostu trwam. Czy można to nazwać prawdziwą modlitwą? Jestem przekonany, że tak. Są to chwile, w których odzyskuję pokój, równowagę i siłę duchową. Lubię też samotność w lesie. Las kieruje moje myśli ku Stwórcy. Nieraz wpadam w zadumę, gdy wieczorem zapatrzę się w niebo. Urzeka mnie to niezwykłe misterium. Z zachwytem myślę o niewyobrażalnych przestrzeniach, o ziemi. Kim jesteś, Boże? Urzeczony gwiaździstym niebem powtarzam za psalmistą: O Panie, nasz Boże, jak przedziwne Twe imię… (Ps 8, 2). Jak liczne są dzieła Twoje, Panie! Ty wszystko mądrze uczyniłeś: ziemia jest pełna Twych stworzeń (Ps 104, 24).
Wiem, co to znaczy być ogołoconym z obecności Bożej, doświadczać lęku, który szarpie wnętrzem i jest nie tylko wyrzutem sumienia, ale jakby wkradającym się piekłem, brzegiem wewnętrznej rozpaczy. Doświadczałem takich bolesnych odczuć, ale na szczęście tylko “z daleka” i na krótką chwilę. Obawiam się jednak takich doświadczeń. Cóż może być gorszego od stanu ducha, w którym człowiek czuje się opuszczony, bez nadziei, jakby bez możliwości uczepienia się kogokolwiek, a w głowie pojawia się myśl, że to z własnej winy? Wierzę jednak, że gdyby takie chwile powróciły, Bóg będzie blisko mnie. Mam także inne doświadczenie Bożej obecności: odczucie delikatnego tchnienia Ducha Świętego, które ogarnia duszę pokojem, wiosenną świeżością, kojącą muzyką. Z serca wyrywa mi się wówczas okrzyk: Kim jesteś, Boże, że mnie miłujesz?! Przeżycia te zachowuję w moich wspomnieniach i one dodają mi otuchy. Coraz lepiej pojmuję, że pokój, ukojenie ducha są darem nieba. Nie mogę więc sam po nie sięgać, ale jedynie powtarzać za psalmistą: Cóż oddam Panu za wszystko, co mi wyświadczył? (Ps 116, 12).
I dziś nie opuszczają mnie pewne wątpliwości. Zastanawiam się na przykład, czy wyrażam pełną zgodę na moje cierpienie. Czyż można osiągnąć wewnętrzną równowagę, pogodę ducha bez przyjęcia cierpienia? Przecież w cierpieniu odkrywamy prawdę o sobie i o przemijaniu. Teraz dostrzegam wyraźniej, że cierpienia fizyczne czy psychiczne pomogły mi wejść głębiej w życie duchowe, widzieć lepiej, że wszystko jest w ręku Boga.
Zastanawiam się niekiedy, czy nie układam sobie życia dla własnej wygody, kierując się zasadą, by nikomu się nie narazić? Czy lęk przed ośmieszeniem, krytyką, złośliwą reakcją innych nie paraliżuje mnie, nie skłania do ukrywania własnych przekonań? Czy strach nie jest moim złym doradcą?
Już w młodości nieraz myślałem o śmierci. Wyobrażałem sobie, że jestem pogodzony z wolą Bożą i w pokoju ducha przekraczam próg wieczności. Chciałem się spotkać z Chrystusem. Później przekonałem się, że wyobrażenia te były bardziej marzeniami niż rzeczywistością, ponieważ nie mogę przewidzieć, jak się zachowam w tej ważnej chwili. Po prostu wiem, że nie wiem, jak to będzie. Modlę się więc tylko, bym się w tych ostatnich godzinach nie zawiódł.
Dziś wiem, że częste myślenie o śmierci nie jest konieczne. Czy nie wystarczy godnie żyć, cieszyć się życiem, służyć innym, dziękować za każdy przeżyty dzień i trwać w całkowitym zawierzeniu Bogu? Czy nie jest to najlepsze przygotowanie do śmierci?
Moje życie jest falowaniem. Raz doświadczam wielkiej bliskości Boga, innym razem jest ono jakby bez polotu, bez odczuwania Boskiego tchnienia. Wtedy człowiek wydaje się sobie taki mały, ograniczony do przyziemnych, doraźnych zachcianek, pozbawiony zdolności do głębszego spojrzenia na rzeczywistość. Co wtedy? Trzeba sobie przypomnieć, że pewne dobre przyzwyczajenia, nawet rutynowo wypełniane zadania, pomagają utrzymać się na właściwej drodze.
Pod wieczór życia przekonuję się, że prócz Chrystusa nikt nie zdoła wypełnić mojej samotności, mojej pustki. W Nim znajduję ukojenie, bo On jest Zmartwychwstaniem i Życiem, jest Bogiem z nami. Powiedział przecież: A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Jest Bramą do wiekuistego życia. Coraz więc częściej wyrywa się w różnych chwilach z głębi mojej duszy: Panie Jezu…
http://www.deon.pl/religia/swiadectwa/art,31,moje-targowanie-sie-z-bogiem.html
*********************
6 powodów z których Polacy mogą być dumni [WIDEO]CZARNY SŁOŃ / youtube.com / pk
Handlarze, złote rączki, imprezowicze. To tylko niektóre ze stereotypów, jakie przypisywane są Polakom. Chociaż są to opinie krzywdzące, w każdej z nich jest ziano prawdy i – paradoksalnie – możemy być z nich bardzo dumni. Zobaczcie sami:
http://www.deon.pl/po-godzinach/dobra-reklama/art,83,6-powodow-z-ktorych-polacy-moga-byc-dumni-wideo.html
*********************
Abp Skworc w rocznicę Wujka: trzeba pojednania
PAP / psd
Trzeba ducha pojednania, trzeba prosić o przebaczenie i udzielenie przebaczenia: tylko na tym fundamencie będzie można budować zgodną teraźniejszość i przyszłość – mówił podczas mszy za ojczyznę w 34. rocznicę pacyfikacji katowickiej kopalni Wujek metropolita katowicki abp Wiktor Skworc.
Arcybiskup wystąpił na początku mszy odprawionej w pobliskim kopalni Wujek kościele św. Michała Archanioła, na którą przybyła m.in. premier Beata Szydło. Uznał za znamienne, że to 13 grudnia rozpoczął się w Kościele Rok Miłosierdzia. Wskazał, że ta data w Polsce pozostanie nie tylko wspomnieniem, ale i symbolem – gorzkim, bo nawiązującym “do najtrudniejszych uczuć i słów, jakie człowiek może przeżyć i wypowiedzieć: przepraszam, wybaczam”.
“Miłosierny zawsze pozostanie zwycięzcą, bo zwycięża tylko ten, kto potrafi wybaczyć. Czym jest wezwanie do życia w miłosierdziu – oznacza to przede wszystkim dążenie do przebaczenia i pojednania, do wybaczenia zniewag, porzucenia żalu, złości, przemocy i woli zemsty. Przebaczenie stanowi siłę, która przywraca na nowo życie i dodaje odwagi, aby patrzeć w przyszłość z nadzieją” – wyjaśnił.
Abp Skworc przywołał wydarzenie, którego sam był świadkiem, gdy jedna z żon zabitych w Wujku górników, w jedną z rocznic tamtych wydarzeń wypowiedziała w tym samym kościele “słowo najtrudniejsze – także w imieniu innych żon i matek poległych tu mężów i synów – słowo: przebaczam”.
“Niestety nawet po tym fakcie ani ona, ani inna z tych kobiet nie usłyszały słowa naturalnej, adekwatnej odpowiedzi: nie powiedzieli im +prosimy o przebaczenie+ ani bezpośredni sprawcy, ani mocodawcy” – zaznaczył metropolita.
W 34 lata od dramatu górników z Wujka abp Skworc wezwał do modlitwy za poległych i za pomagający wówczas rannym personel medyczny. “Módlmy się jednak również za naszą ojczyznę, prośmy o pojednanie polsko-polskie, o ducha pojednania, aby pogrobowcy, apologeci systemu pogardy, jakim był system totalitarny, mieli odwagę i zaryzykowali słowa: prosimy o przebaczenie” – zaznaczył.
“Rachunku krzywd precyzyjnie nie wyrównamy. Trzeba ducha pojednania, trzeba prosić o przebaczenie i udzielenie przebaczenia. Tylko na tym fundamencie będzie można budować zgodną teraźniejszość i przyszłość Polaków, Polski solidarnej” – zaakcentował metropolita.
“W tym szczególnym Roku Miłosierdzia i w tym szczególnym miejscu – symbolu najtrudniejszych uczuć i słów ludzkich: przepraszam i wybaczam – zwracam się do wszystkich środowisk z gorącym apelem o wzajemne przebaczenie i darowanie win w myśl słów Chrystusa: +błogosławieni miłosierni+” – zaznaczył abp Skworc.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,24381,abp-skworc-w-rocznice-wujka-trzeba-pojednania.html
************************
Andrzej Duda: ze wstydem pochylam głowę nad III RP
PAP / pk
III RP nie zdała egzaminu sprawiedliwości, uczciwości, elementarnej przyzwoitości – powiedział prezydent Andrzej Duda w czwartek rano w Gdyni na obchodach 45. rocznicy Grudnia’70. Mówił też o wstydzie za III RP, w której komunistycznych bandytów nazywano ludźmi honoru.
Poranne uroczystości odbyły się pod pomnikiem upamiętniającym ofiary tragedii, niedaleko stacji Szybkiej Kolei Miejskiej Gdynia-Stocznia, gdzie 17 grudnia 1970 roku padły pierwsze strzały do robotników.
– Staję tu dzisiaj przed państwem, a wcześniej przyklęknąłem przed pomnikiem ofiar Grudnia’70 roku, oddając hołd, hołd w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej i całego naszego narodu. Hołd, jak przystało na prezydenta Rzeczypospolitej, który silną i sprawiedliwą Polskę ma jako swoje najważniejsze zadanie, w służbie, którą podjął się pełnić. Przyklękam w pamięci i hołdzie o wszystkich tych, którzy polegli, zostali ranni, cierpieli, byli prześladowani przez całe lata i nigdy nie doczekali się od III Rzeczypospolitej elementarnej sprawiedliwości, sprawiedliwości na poziomie prawnym, sprawiedliwości na poziomie państwowym – mówił.
– Bo w sercach ludzi, Polaków, uczciwych, dumnych, zawsze są i będą, nie mam co do tego żadnych wątpliwości, ale za tę III RP po 1989 roku, która nie umiała skazać sprawców tej zbrodni, wstyd, zwyczajnie wstyd dzisiaj. Chyba nam wszystkim, jak tutaj stoimy – mówił prezydent, otrzymując za te słowa oklaski.
Jak powiedział, wstyd “za tę III RP, w której komunistycznych bandytów nazywano, bo byli tacy, ludźmi honoru”. – Wstyd za tę III RP, która z honorami wojskowymi i państwowymi pochowała większość oprawców z 1970 roku. Wstyd, zwyczajnie wstyd – mówił prezydent.
– Jest wielkim świadectwem historii to, co stało się tutaj 45 lat temu – mówił Andrzej Duda przypominając, że w okolicy przystanku SKM Gdynia-Stocznia w 1970 roku strzelano do ludzi, którzy szli do pracy. – Strzelano do ludzi, których władza wcześniej do tej pracy wezwała, a w tym samym czasie wysłała na nich wojsko – mówił Duda. Przypomniał, że w grudniu 1970 r. zmobilizowano 1,5 tysiąca czołgów, a 550 brało udział w tłumieniu protestów.
– To tu na Wybrzeżu robotnicy wtedy zareagowali w sposób zdecydowany. Na co zareagowali? Zareagowali na cyniczne obniżenie przez władze poziomu ich życia. Cyniczne, bo dokonywane tuż przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy wiadomo, że zawsze robimy większe zakupy (…). Wtedy władza zdecydowała się na drastyczną podwyżkę cen. Niezapowiadaną wcześniej. I nagle ludzie spojrzeli w swoje portfele i doszli do wniosku, że do tej pory byli w trudnej sytuacji, (…) i nagle uświadomili sobie, że teraz będą w sytuacji dramatycznej – mówił Duda.
– Zastosowano to, co często stosowano w krajach komunistycznych – brutalną siłę wobec ludzi. Niestety, także przy użyciu polskiego wojska. 46 tys. pocisków w czasie wydarzeń grudniowych wystrzelili żołnierze. Nie wiadomo, ile wystrzeliła ich milicja. Zginęło co najmniej 45 osób, co najmniej 18 tutaj, w Gdyni – mówił prezydent.
Podkreślił, że tamta krew, przelana za zwykłe ludzkie sprawy życiowe, za godność, poziom życia, za normalność, nie poszła na marne. Dodał, że z tej krwi zrodziła się Solidarność. – To ta krew spowodowała, że polskie społeczeństwo zrozumiało, jak bardzo cały czas jest oszukiwane, jak władza nim pomiata. Zrozumiało arogancję tych, którzy nazywają siebie partią robotniczą – mówił Duda.
– To właśnie m.in. dzięki tamtej krwi, a potem także dzięki krwi górników z kopalni Wujek, których rocznicę śmierci obchodziliśmy wczoraj, udało się dojść do Polski, którą dziś cały czas budujemy. Polski, która jest cały czas kulejąca, bo nie jest sprawiedliwa, bo nie udało się w tej Polsce naprawić, zmienić wymiaru sprawiedliwości – powiedział prezydent, otrzymując za te słowa oklaski.
Mówił, że dlatego m.in. “oprawcy odeszli bezkarni”. – I dlatego dzisiaj ze wstydem ja – i mam nadzieję, wielu ludzi władzy – pochylam głowę za tę Rzeczpospolitą i obiecuję wszystkim państwu, tym, którzy przeżyli tamte straszne dni, którzy zostali ranni, a są dzisiaj z nami, rodzinom tych, którzy polegli, którzy byli prześladowani, że zrobię wszystko, aby ta Rzeczpospolita była naprawiona, aby stała się wreszcie państwem sprawiedliwym, państwem uczciwym – powiedział Duda.
Prezydent odniósł się też do słów przedstawiciela lokalnej “S”, który przemawiając przed nim, wspomniał, że dziś wielu stoczniowców pracuje w ramach samozatrudnienia i w związku z tym nie mogą oni korzystać z urlopów i podstawowych świadczeń pracowniczych. “Jeżeli się temu przyjrzeć, to ktoś może dojść do wniosku, że III RP, że te władze, które przecież składały się w części z ludzi dawnej opozycji, ukarały Wybrzeże, ukarały Gdańsk, Gdynię, Szczecin, ukarały stoczniowców, którzy wtedy protestowali – mówił Duda. Dodał, że “stocznie zostały zlikwidowane, a nie rozliczono oprawców”.
– Wstyd. III Rzeczpospolita nie zdała egzaminu. Nie zdała egzaminu sprawiedliwości, nie zdała egzaminu uczciwości, a w tym ostatnim względzie nie zdała egzaminu elementarnej przyzwoitości i gospodarności – mówił prezydent, dodając, że “to wszystko trzeba będzie naprawić”.
– Dlatego dziś, chyląc głowę przed pamięcią ofiar Grudnia’70, proszę wszystkich państwa o wsparcie dla tego procesu naprawy Rzeczypospolitej. Głęboko wierzę w to, że jesteśmy w stanie go dokonać oddając także w tym najszerszym słowa znaczeniu sprawiedliwość wszystkim tym, którzy zostali pomordowani i poszkodowani – powiedział Duda.
– Chwała wszystkim poległym, cześć i honor ofiarom Grudnia 1970 roku. Uczciwa, sprawiedliwa Polska, uczciwi, sprawiedliwi Polacy nie zapomną o was nigdy – zakończył swoje przemówienie Duda.
W grudniu 1970 r., w proteście przeciw podwyżkom cen wprowadzonym przez władze PRL, przez Wybrzeże przetoczyła się fala strajków i demonstracji. W Gdańsku i Szczecinie protestujący podpalili gmachy Komitetów Wojewódzkich PZPR.
Aby stłumić protesty, władze zezwoliły milicji i wojsku na użycie broni. 17 grudnia doszło do masakry w Gdyni. Dzień wcześniej w telewizyjnym wystąpieniu wicepremier Stanisław Kociołek nawoływał stoczniowców do powrotu do pracy. Około godz. 6 rano wojsko otworzyło ogień w stronę robotników idących z dworca do zablokowanej stoczni. Byli zabici i ranni. Do wieczora trwały starcia. Do demonstrantów strzelano z ziemi i powietrza. Milicja i służby więzienne z niezwykłą brutalnością traktowały zatrzymanych.
Według oficjalnych danych, w grudniu 1970 r. na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od kul milicji i wojska zginęły 44 osoby (w tym 18 w Gdyni, a 16 w Szczecinie i 8 w Gdańsku), a ponad 1160 zostało rannych.
http://www.deon.pl/wiadomosci/polska/art,26039,andrzej-duda-ze-wstydem-pochylam-glowe-nad-iii-rp.html
*********************
“Musimy wypełnić testament górników z Wujka”
PAP / pk
Musimy się zastanowić, czy ideały, za które górnicy w 1981 roku oddali życie, nie zostały gdzieś po drodze zagubione; my ich testament musimy wypełnić – mówiła premier Beata Szydło w środę w Katowicach podczas obchodów 34. rocznicy pacyfikacji kopalni Wujek.
W środę mija 34. rocznica krwawych wydarzeń w katowickiej kopalni, gdzie od milicyjnych kul zginęło dziewięciu protestujących górników, a kilkudziesięciu innych zostało rannych. Była to największa tragedia stanu wojennego.
Rocznicowe uroczystości rozpoczęły się mszą św. w kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego. Później ich uczestnicy przemaszerowali przed Krzyż Pomnik przy kopalni.
Jak podkreśliła w swoim wystąpieniu szefowa rządu, w 1981 r. ówczesna władza ze strachu wystąpiła przeciwko robotnikom.
– Tutaj, na Wujku, strzelano do górników, bo władza się bała, bo władza nie potrafiła ustąpić, nie potrafiła rozmawiać i własne przywileje, i własne profity były ponad dobro obywateli, ponad ich życie – mówiła. Ale – dodała – znaleźli się wówczas ludzie, “którzy powiedzieli nie, i powiedzieli, że ponad wszystko kochają ojczyznę i chcą, by była wolną i by wolni byli jej obywatele”.
Szefowa rządu podkreśliła, że poza wspominaniem tych ludzi potrzebna jest jeszcze refleksja i przypomnienie sobie, o co wtedy walczono, jakie były wtedy ideały i wartości. – Czy te ideały nie zostały gdzieś po drodze zagubione, czy dziś nie jesteśmy winni tym, co oddali życie, czegoś więcej niż wspomnienia, czy nie jesteśmy winni znowu budowania tej wielkiej solidarności i wzajemnego zrozumienia, bo tego jest warta Polska i tego warci są polscy obywatele – mówiła Szydło.
Według premier, trzeba się zastanowić, czy ideały, za które górnicy w 1981 r. oddali życie, zostały wypełnione. – Czy ta ofiara, którą złożyli, jest ofiarą, która – możemy powiedzieć dzisiaj – została wypełniona. My ten ich testament musimy wypełnić – powiedziała.
– Dzisiaj dla Polski ważne jest to, byśmy dostrzegali każdego obywatela i z pełną determinacją będę bronić tego, żeby elitą Polski byli zwykli obywatele, nie grupy, które walczą o swoje przywileje, ale zwykli obywatele – oświadczyła szefowa rządu.
Jak oceniła, dziś dużo się mówi o demokracji. – Ale najgłośniej o demokracji krzyczą dzisiaj ci, którzy nie dostrzegają tego, że demokracja to znaczy liczenie się ze zdaniem każdego obywatela bez względu na to kim jest, gdzie żyje i jak mu się wiedzie, a obowiązkiem państwa jest wspierać i dostrzegać sprawy wszystkich polskich obywateli – powiedziała Szydło.
Premier przypomniała, że pochodzi z górniczej rodziny i dodała, że na jej biurku w Kancelarii Premiera stoi lampka górnicza. – Jestem dumna, że jestem z rodziny górniczej, ale ta lampka stoi też tam po to, żeby przypominać polskiemu premierowi o górnictwie, o Śląsku, o pracy i o tym, co na tej ziemi jest największą wartością – pokora, wartości, szacunek dla drugiego człowieka, szacunek dla rodziny, dla ziemi, z której pochodzimy – powiedziała.
List do uczestników uroczystości skierował prezydent Andrzej Duda, który w niedzielę złożył kwiaty pod kopalnią Wujek. W liście, który odczytał przewodniczący śląsko-dąbrowskiej “S” Dominik Kolorz, prezydent podkreślił, że zbrodnia na Wujku “nigdy nie została należycie ukarana”.
– Mimo długoletnich procesów orzekły winę i sądy skazały tylko nielicznych bezpośrednich sprawców masakry. Przywódcy reżimu, którzy winni byli odpowiedzieć za te i inne zbrodnie, pozostaną już na zawsze bezkarni – podkreślił.
– Dzisiaj jeszcze nie jest za późno, by naprawić tamte błędy i zaniechania, ale historia ta niesie ważną przestrogę na przyszłość – byśmy budowali nasze niepodległe państwo na zdrowych, mocnych i trwałych fundamentach, bo przecież właśnie w tym miejscu, w miejscu popełnionej bezkarnie zbrodni, nie sposób wątpić w potrzebę i konieczność naprawy Rzeczypospolitej. Niechaj pamięć o górnikach poległych w kopalni Wujek będzie dla nas zobowiązaniem, by zmieniać Polskę na lepsze – zaapelował prezydent w liście.
Wiceprzewodniczący “S” Tadeusz Majchrowicz w swoim wystąpieniu odniósł się do trwającego sporu o Trybunał Konstytucyjny. – Dziś słyszymy krzyk o zamachu na demokrację, o nieprzestrzeganiu konstytucji. “Solidarność” na przestrzeni lat, za czasów rządów poprzedników, wielokrotnie składała do Trybunału Konstytucyjnego skargi, które wygrywała, nikt sobie nic nie robił z tych wyroków Trybunału. Dlaczego wtedy nie krzyczeli, że zagrożona jest demokracja w Polsce? – pytał.
Podczas tegorocznych uroczystości przy pomniku odsłonięto tablicę pamiątkową Śląskiej Izby Lekarskiej, przypominającą rolę lekarzy, pielęgniarek i innych pracowników służby zdrowia, którzy z narażeniem życia nieśli pomoc rannym podczas pacyfikacji górnikom. Tablicę odsłonił prezes izby Jacek Kozakiewicz, przywódca strajku na Wujku Stanisław Płatek oraz jeden z głównych organizatorów tej pomocy, ówczesny lekarz Centralnego Szpitala Klinicznego w Katowicach i szef działającej w nim “S”, a później minister zdrowia prof. Grzegorz Opala.
Kierująca wówczas izbą przyjęć w Centralnym Szpitalu Klinicznym pielęgniarka oddziałowa Zofia Kiera do dziś nie może powstrzymać wzruszenia, kiedy wspomina: “Jak człowiek mógł strzelać do człowieka? Nigdy nie zapomnę twarzy, a zwłaszcza oczu osób przywożonych do nas – smutne, zmartwione, z niepewnością – wyszedłem z jednego piekła, gdzie wszedłem?” – powiedziała w środę PAP.
– Na pewno się nie spodziewaliśmy, że do takiej tragedii dojdzie, natomiast w tym momencie jak przyjechał pierwszy pacjent, to wszystko idzie na bok, najważniejsze jest, żeby mu pomóc, wtedy się tylko myśli skupia nad tym człowiekiem – dodała.
Uroczystości pod pomnikiem zgromadziły wielu mieszkańców Katowic oraz grupę kibiców GKS Katowice, którzy przygotowali wizerunki zabitych górników i wznosili okrzyki na ich cześć, odpalili też race. Uroczystości zakończył apel poległych.
Protest w kopalni Wujek rozpoczął się po wprowadzeniu stanu wojennego, na wieść o zatrzymaniu szefa zakładowej Solidarności Jana Ludwiczaka, aresztowanego w nocy z 12 na 13 grudnia. 14 grudnia pierwsza zmiana rozpoczęła strajk. Górnicy domagali się zwolnienia z więzienia Ludwiczaka i innych działaczy “S” z całego kraju, respektowania Porozumienia Jastrzębskiego oraz niewyciągania konsekwencji wobec protestujących. Do strajku przyłączali się górnicy z dalszych zmian, którzy sformułowali kolejne postulaty – zniesienia stanu wojennego i przywrócenia działalności Solidarności.
W pierwszych dniach stanu wojennego na Śląsku zastrajkowało w sumie ok. 50 zakładów. 15 grudnia do strajkujących zaczęły dochodzić wieści, że milicja i wojsko spacyfikowały niektóre strajkujące zakłady, m.in. kopalnię Manifest Lipcowy w Jastrzębiu Zdroju. Górnicy z Wujka przygotowali się do obrony swojego zakładu. Bronią stały się łopaty, kilofy, łańcuchy, zaostrzone pręty, cegły i śruby.
16 grudnia 1981 r. kopalnię, gdzie strajkowało już ok. 3 tys. górników, otoczyły oddziały milicji, czołgi i wozy pancerne. Wokół zebrał się tłum kobiet, młodzieży i dzieci. Do strajkujących poszli przedstawiciele wojska, by nakłonić ich do poddania się. Propozycja została odrzucona. Wtedy armatkami wodnymi, przy 16-stopniowym mrozie, zaatakowano ludzi otaczających zakład. Milicjanci obrzucili tłum gazami łzawiącymi i świecami dymnymi. Przed godziną 11 czołgi sforsowały kopalniany mur, a oddziały ZOMO wkroczyły na teren zakładu. Górnicy byli ostrzeliwani pociskami wypełnionymi gazem łzawiącym i polewani wodą. Gdy do akcji wprowadzony został pluton specjalny, padły strzały. Na miejscu zginęło sześciu górników, jeden zmarł kilka godzin po operacji, dwóch kolejnych na początku stycznia 1982 r.
Ofiary wydarzeń na Wujku to: Józef Czekalski, Krzysztof Giza, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Zenon Zając, Zbigniew Wilk, Andrzej Pełka, Jan Stawisiński i Joachim Gnida. Ponad 20 innych górników zostało rannych. Straty drugiej strony to 41 rannych, z których 10 wymagało leczenia w szpitalu.
Wkrótce po tych wydarzeniach służby bezpieczeństwa zatrzymały osiem osób, które oskarżono o organizowanie i kierowanie strajkiem w Wujku. W lutym 1982 roku czterej z nich otrzymali wyroki od 3 do 4 lat więzienia, czterej inni zostali uniewinnieni. 20 stycznia 1982 roku sterowane przez władze śledztwo w sprawie odpowiedzialności milicjantów za użycie broni palnej podczas pacyfikacji kopalni Wujek umorzono. Prokuratura Garnizonowa w Gliwicach uznała, że milicjanci działali w obronie koniecznej.
Sprawa została wznowiona po upadku komunizmu. Prawomocny wyrok zapadł dopiero w 2008 r., po trzech procesach (dwa poprzednie wyroki uchylał sąd apelacyjny). Były dowódca plutonu specjalnego ZOMO Romuald Cieślak został skazany na 6 lat więzienia, dwaj jego podwładni na 4 lata, a 11 innych – na 3,5 roku więzienia. W oddzielnym procesie odpowiadał gen. Czesław Kiszczak, oskarżony o przyczynienie się do śmierci górników w Wujku. Jego proces toczył się przed warszawskim sądem. Pierwszy proces ruszył w 1994 r. – w 1996 r. SO uniewinnił Kiszczaka. W 2004 r. skazał go na 2 lata więzienia w zawieszeniu. W 2008 r. sprawę umorzono z powodu przedawnienia. W 2011 r. ponownie Kiszczaka uniewinniono. Wszystkie wyroki uchylał potem Sąd Apelacyjny w Warszawie, który zwracał sprawy do SO. Kiszczak zmarł w listopadzie br.
http://www.deon.pl/wiadomosci/polska/art,26040,musimy-wypelnic-testament-gornikow-z-wujka.html
********************
Dodaj komentarz