Myśl dnia
Nie bójmy się podejmować ryzyka w sprawach Bożych.
ks. Mariusz Krawiec SSP
*************************************************************************************************************************
Sobota, 22 sierpnia 2015
Panie, pragnę przyjąć Twoją wolę. Chcę, aby moje życie wpisało się w Boży plan zbawienia świata. Chcę być Twoim narzędziem. Dodaj mi odwagi i siły.
PIERWSZE CZYTANIE (Iz 9,1-3.5-6)
Syn został nam dany
Czytanie z Księgi proroka Izajasza.
Naród kroczący w ciemnościach ujrzał światłość wielką; nad mieszkańcami kraju mroków zabłysło światło. Pomnożyłeś radość, zwiększyłeś wesele. Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu. Bo złamałeś jego ciężkie jarzmo i drążek na jego ramieniu, pręt jego ciemiężcy jak w dniu porażki Madianitów.
Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: „Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju”.
Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic na tronie Dawida i nad Jego królestwem, które On utwierdzi i umocni prawem i sprawiedliwością, odtąd i na wieki. Zazdrosna miłość Pana Zastępów tego dokona.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 113,1-8)
Refren: Niech imię Pana będzie pochwalone.
Chwalcie słudzy Pańscy, *
chwalcie imię Pana.
Niech imię Pana będzie błogosławione *
teraz i na wieki.
Od wschodu aż do zachodu słońca *
niech będzie pochwalone imię Pana.
Pan jest wywyższony nad wszystkie ludy, *
ponad niebiosa sięga Jego chwała.
Kto jest jak nasz Pan Bóg, *
co ma siedzibę w górze,
co w dół spogląda *
na niebo i ziemię?
Podnosi z prochu nędzarza *
i dźwiga z gnoju ubogiego,
by go posadzić wśród książąt, *
wśród książąt swojego ludu.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, Pan z Tobą,
błogosławionaś Ty między niewiastami.
Aklamacja: Alleluja, alleluja, alleluja.
EWANGELIA (Łk 1,26-38)
Bóg da Jezusowi tron Dawida
Słowa Ewangelii według świętego Łukasza.
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja.
Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”.
Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”.
Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?”
Anioł Jej odpowiedział: „Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”.
Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł.
Oto słowo Pańskie.
*********************************************************************************************************************
KOMENTARZ
Wpisana w Boży plan
Wielką zasługą Maryi jest Jej zgoda na bycie matką Zbawiciela. Nie była to łatwa decyzja. Wymagała bezgranicznego zaufania Bogu. Przecież ta młoda dziewczyna mogła zostać przez swoje otoczenia odrzucona i narażona nawet na ukamienowanie. Ale Bóg zatroszczył się o wszystko. Pomógł Józefowi zrozumieć, co zaszło. Chronił Maryję i Dzieciątko. Nie bójmy się podejmować ryzyka w sprawach Bożych. Opowiedzenie się za Bogiem może wywołać różne trudności. Ale jeśli damy się włączyć w Boży plan wobec nas, On zatroszczy się o nasze życie i poczujemy szybko, jak jesteśmy przez Niego prowadzeni.
Panie, pragnę przyjąć Twoją wolę. Chcę, aby moje życie wpisało się w Boży plan zbawienia świata. Chcę być Twoim narzędziem. Dodaj mi odwagi i siły.
Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
http://www.paulus.org.pl/czytania.html
*********
Na dobranoc i dzień dobry – Łk 1, 26-38
Mariusz Han SJ
Niech się stanie według twego słowa…
Zwiastowanie Maryi
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie.
Lecz anioł rzekł do Niej: Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca.
Na to Maryja rzekła do anioła: Jakże się to stanie, skoro nie znam męża? Anioł Jej odpowiedział: Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego.
Na to rzekła Maryja: Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa! Wtedy odszedł od Niej anioł.
Opowiadanie pt. “Bez rodziny”
Rodzina je razem obiad. Najstarszy syn ogłasza wiadomość dnia: chce się ożenić z dziewczyną, która mieszka w tej samej co oni wsi. – Rodzina nie zostawiła jej żadnej złotówki – mówi niezadowolony ojciec. – A i ona nic nie zaoszczędziła – dodała matka. – Czy ona zna się coś na piłce? – powątpiewa młodszy brat. – Jak żyję nie widziałam jeszcze dziewczyny z taką komiczną fryzurą – powiedziała siostra. – I ubiera się bez żadnego poczucia smaku – wyrokuje ciocia. – Ale na szmince i pudrze nie oszczędza – spostrzegła babcia.
– Wszystko się zgadza – podsumował syn – ale w porównaniu do nas ma pewną przewagę. – Co takiego? – wszyscy chcą wiedzieć. – Nie ma żadnej rodziny…
Refleksja
Rodzina to oaza naszego bezpieczeństwa. To rodzice akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy. Bez względu na popełnione świadome, czy też nie, dobrowolne, czy też nie błędy, duże czy małe przewinienia, to oni kochają nas za to, że jesteśmy. Kochają nas za to, że żyjemy. To daje nam pewien komfort przynależenia do tych, którym zawierzamy nasze życie i szczęście…
Maryja zaakceptowała wszystko to, co powiedział jej Pan. Jej zgoda dotyczyła wszystkiego, co działo się z Jej życiem. To ona zgadza się na nieznane. Zaakceptowała wszelkie zmiany, które zapewne były inne niż te, które miała w swoim umyśle. Ta zgoda na to co jest, czyni z Niej “matkę zaufania” i “matkę ufających”. Jest tą, która ofiarowała coś z siebie, aby otrzymać jeszcze więcej od Boga, który przychodzi do niej niespodziewanie któregoś dnia. Czy my postąpilibyśmy podobnie jak Ona, tego nie wie nikt…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Jak żyć z rodziną i dla rodziny?
2. Jak nie popełniać błędów w relacji z innymi?
3. Jak odkrywać plan boga względem nas?
I tak na koniec…
Nie istnieją strefy zapomnienia. Przynajmniej jeden człowiek zawsze utrzyma się przy życiu i zda relację (Hannah Arendt)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,360,na-dobranoc-i-dzien-dobry-lk-1-26-38.html
************
Najświętszej Maryi Panny Królowej
Łk 1, 26-38
Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: «Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca». Na to Maryja rzekła do anioła: «Jakże się to stanie, skoro męża nie znam?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maryja: «Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa». Wtedy odszedł od Niej anioł.
Maryja usłyszała głos Boży za pośrednictwem Anioła. Zaprosił on Ją do wspaniałej przygody – współpracy z Bogiem. Maryja, pełna wiary, po ludzku przeżywa trudności. Jest w pełni człowiekiem, ze wszystkimi obawami i troskami. Jednocześnie przyjmuje słowa od Anioła – „Nie bój się”.
Maryja przeżywa zawahania i trudno Jej wierzyć w zapewnienia posłańca. Pyta Anioła: „Jakże się to stanie?”. Maryja nadal szuka potwierdzenia i chce być pewna, że te słowa pochodzą od Boga, bo cechą dobrego chrześcijanina jest dowierzanie każdemu poruszeniu, które wpływa na duszę.
Ostatecznie najważniejsza jest zgoda człowieka na Boże wezwanie. Mimo wątpliwości i zawahania Maryja podejmuje decyzję: „niech mi się stanie według twego słowa”. Anioł przynosi pokój i umocnienie. Czy wiara ma wpływ na twoje wybory? Czy ufasz Bogu, że On w każdej sytuacji chce twojego dobra?
Na koniec poproś Boga, aby dał tobie poznać swoją wolę lub by umocnił cię na odrodzę, którą już wybrałeś. Poproś, aby twoje codzienne decyzje były motywowane wiarą w Jego dobroć.
**********
Pochwała dziewicy Maryi, 4,11
Posłuchajmy wszyscy odpowiedzi tej, która została wybrana na Matkę Bożą, nie tracąc przy tym swojej pokory: “Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa”… Wypowiadając te słowa, Maryja wyraża raczej zapał swojego pragnienia, niż prosi o jego spełnienie na sposób kogoś, kto powątpiewa. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie by widzieć modlitwę w tym “fiat”, tym “niech mi się stanie”… Ponieważ… Bóg pragnie, byśmy Go prosili o te same rzeczy, które nam obiecuje. To bez wątpienia dlatego najpierw obiecuje nam rzeczy, które zamierza nam dać: obietnica budzi nasz zapał, a modlitwa daje zasługę tego, co mieliśmy darmo otrzymać…
Dziewica to pojęła, skoro do daru darmowej obietnicy dołączyła zasługę modlitwy: “Niech Mi się stanie według twego słowa. Niech wieczne Słowo zrobi ze mną to, co zapowiada słowo dzisiaj. Niech Słowo, które od początku było u Boga (J 1,1), przyjmie ciało z mojego ciała, według twego słowa… Niech to Słowo będzie nie tylko słyszalne uchem, ale też widzialne dla moich oczu, dotykalne dłońmi; abym mogła je nosić w ramionach. Niech nie będzie to słowo pisane i nieme, ale Słowo wcielone i żywe. Nie jak te nieruchome znaki, znaczone na wysuszonym pergaminie, ale Słowo z formie ludzkiej, żywe, drukowane w moim łonie… ‘Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków’ (Hbr 1,1) – Jego słowo zostało im dane, by je usłyszeli, głosili i żyli nim… Ja zaś proszę, by zostało umieszczone w moim łonie… Wzywam Słowo tchnięte we mnie w ciszy, wcielone w osobę, cieleśnie zmieszane z moim ciałem… Niech się stanie we mnie dla całego świata”.
*********
Oto służebnica Pańska (22 sierpnia 2015)
Oto służebnica Pańska (Łk 1,38).
Służebnica jest pierwszym i najprawdziwszym imieniem Maryi. Cała Jej postawa ma taki charakter. Nigdy nie domaga się dla siebie jakiś względów, nie stara się być ważną, nie absorbuje sobą, nie stara się wpływać na przebieg wydarzeń związanych z Jej Synem. Jedyna interwencja, jaką znamy, była prośbą skierowaną do Syna podczas wesela w Kanie, by pomógł nowemu małżeństwu, aby nie doszło do kompromitacji, co często w opinii ludzi mogło stać się złym znakiem odnośnie do losów małżeństwa. Natomiast zawsze była tam, gdzie trzeba było być, w dyskretny sposób towarzysząc w ten sposób swojemu Synowi i potem Kościołowi.
Dzisiejsze czytania liturgiczne: Iz 9, 1-3. 5-6; Łk 1, 26-38
Właśnie w takiej postawie zawiera się prawdziwa władza. Na taki ideał władzy wskazał później w trakcie nauczania Pan Jezus. Powiedział uczniom, którzy kłócili się o to, kto z nich jest pierwszy:
Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich! (Mk 9,35).
Dla nas do dzisiaj ta prawda jest trudna do zrozumienia, a Ona nauczyła się jej właściwie, zanim Jezus publicznie o niej nauczał. Maryja jest naszą Królową! Jej władza jest całkowicie na służbie Bożego zamysłu miłości. W czym wspiera swojego Syna i na Niego wskazuje. Warto, byśmy pamiętali o tym rodzaju władzy. Nie da się z nią niczego załatwić na zasadzie coś za coś. Ona wymaga od nas właściwego otwarcia, czyli przemiany serca. Jej celem jest zawsze autentyczne, a nie jakiekolwiek dobro. Wpierw Ona sama staje się dla nas wzorem wytrwałego otwarcia się na Bożego Ducha. A swoją posługą stara się w nas zrodzić swojego Syna, by On zakrólował w naszym sercu. Przypomina ono bowiem ową mroczną krainę, w której powinna zajaśnieć światłość, o czym czytamy dzisiaj w Księdze Izajasza:
Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju (Iz 9,5).
Służebnica to Ta, która przygotowuje nas na tę światłość, abyśmy umieli ją przyjąć i sami się w niej urodzili do życia. Jej władza to władza rodzenia do życia w pokoju.
Włodzimierz Zatorski OSB
http://ps-po.pl/2015/08/21/oto-sluzebnica-panska-22-sierpnia-2015/
***********
**********************************************************************************************************************
ŚWIĘTYCH OBCOWANIE
22 SIERPNIA
*************
Najświętsza Maryja Panna Królowa
Wspomnienie Maryi Królowej zostało wprowadzone do kalendarza liturgicznego przez papieża Piusa XII encykliką Ad caeli Reginam (Do Królowej niebios), wydaną 11 października 1954 r., w setną rocznicę ogłoszenia dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi. Już w czasie Soboru Watykańskiego I w roku 1869 biskupi francuscy i hiszpańscy prosili o to święto. Pierwszy Krajowy Kongres Maryjny w Lyonie (1900) prośbę tę ponowił. Uczyniły to również międzynarodowe kongresy maryjne odbyte we Fryburgu (1902) i w Einsiedeln (1904). Od roku 1923 wyłonił się specjalny ruch pro regalitate Mariæ. Początkowo wspomnienie Maryi Królowej obchodzone było w dniu 31 maja, ale w wyniku posoborowej reformy kalendarza liturgicznego przesunięto je na oktawę uroczystości Wniebowzięcia Maryi – 22 sierpnia. To właśnie wydarzenie ukoronowania Maryi wspominamy w piątej tajemnicy chwalebnej różańca.
W Piśmie świętym nie mamy tekstu, który by wprost mówił o królewskim tytule Najświętszej Maryi Panny. Są jednak teksty pośrednie, które tę prawdę zawierają. W raju pojawia się zapowiedź Niewiasty, która skruszy głowę węża (Rdz 3, 15). Archanioł Gabriel i Elżbieta wołają do Maryi: “Błogosławiona jesteś między niewiastami” (Łk 1, 28. 43) – a więc spomiędzy wszystkich niewiast na ziemi Ty jesteś pierwsza. Sama też Maryja w proroczym natchnieniu wypowiada o sobie słowa: “Oto błogosławić Mnie będą odtąd wszystkie pokolenia” (Łk 1, 48). Apokalipsa zawiera taką relację: “Potem ukazał się znak na niebie: Niewiasta obleczona w słońce i księżyc pod Jej stopami, a na Jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu” (Ap 12, 1) – tą Niewiastą, według Tradycji Kościoła, jest właśnie Maryja.
Drugim źródłem naszej wiary w królowanie Maryi jest podanie ustne, które objawia się w zwyczajnym nauczaniu Kościoła i w pismach jego Ojców. Tu mamy już świadectwa wprost, a jest ich bardzo wiele. Św. Efrem (+ 373) już 1600 lat temu tak pisze o Maryi: “Dziewico czcigodna, Królowo i Pani”, “po Trójcy jest Panią wszystkich”, “jest Panią wszystkich śmiertelnych”. Samego siebie nazywa “sługą Maryi”. Św. Piotr Chryzolog (+ 451), również doktor Kościoła, nazywa Matkę Bożą “Panią” (Domina). W dawnej terminologii oznaczało to słowo godność władcy i króla. Św. Ildefons, biskup Toledo (+ 669), nazywa Maryję nie tylko Panią, ale “panującą nad wszystkimi ludźmi”. Przy tej okazji wypowiada przepiękne słowa: “Stałem się sługą Twoim, boś Ty się stała Matką mojego Stworzyciela”. Św. German, patriarcha Konstantynopola (+ 732), nazywa Maryję “Królową wszystkich mieszkańców ziemi”, a św. Jan Damasceński (+ 749) “Królową rodzaju ludzkiego” i “Królową wszystkich ludzi”, “Panią wszechstworzenia”.
Potwierdzenie powszechnej wiary w to, że Maryja jest Królową nieba i ziemi, wyraża również ikonografia chrześcijańska, która od lat najdawniejszych przedstawia Maryję na tronie, z nimbem, w którym przedstawiano tylko cesarzy. Spotykamy taki sposób przedstawiania Najświętszej Maryi Panny już od III w. w katakumbach. Na ikonach bizantyjskich od wieku VI Matka Boża jest zawsze na tronie. Tego rodzaju obrazy, a potem figury nosiły nazwę Basilissa, czyli Królowa, lub Theantrōpos, czyli Pani siedząca na tronie, mająca na kolanach Dziecię Boże. Często dla podkreślenia, że Maryja jest także Królową aniołów, przedstawiano Jej postać w ich otoczeniu. W obrazach wczesnośredniowiecznych aniołowie podtrzymują koronę nad Jej głową. Ten typ obrazów nosił grecką nazwę Panagia angeloktistos. Od X w. powszechnym zwyczajem staje się przedstawianie Maryi na tronie i z koroną, w szatach królewskich, a nawet siedzącej po prawicy Chrystusa. Od XIV w. ulubionym tematem artystów staje się scena “koronacji” Maryi przez Pana Jezusa i Boga Ojca.
W VIII w. jako forma walki z obrazoburcami przyjął się zwyczaj prywatnego koronowania obrazów i figur Matki Bożej, zwłaszcza słynących szczególnymi łaskami. W 732 r. papież św. Grzegorz III ukoronował obraz Matki Bożej szczerozłotymi koronami z diamentami. Papież Grzegorz IV w roku 838 podobną koronę ofiarował Matce Bożej w kościele św. Kaliksta w Rzymie. Od XVII w. zwyczaj ten stał się urzędowo zastrzeżony Stolicy Apostolskiej. Początkowo koronacje te były zastrzeżone jedynie w stosunku do cudownych obrazów włoskich. Wkrótce jednak rozszerzono je na cały świat. Pierwszym obrazem, który doczekał się zaszczytu papieskiej koronacji, był obraz Matki Bożej w zakrystii bazyliki św. Piotra w Rzymie (1631). W Polsce tego zaszczytu dostąpił jako pierwszy obraz Matki Bożej Łaskawej w Warszawie (1651), a następnie obraz Matki Bożej Częstochowskiej w roku 1717.
Do najdawniejszych i najbardziej popularnych modlitw Kościoła należą “Pod Twoją obronę” (Sub Tuum præsidium) i “Witaj, Królowo” (Salve Regina) oraz Litania Loretańska, gdzie ostatnie wezwania wychwalają Matkę Bożą jako Królową.
Tytuł Maryi Królowej podkreślony został także w dokumentach Soboru Watykańskiego II, szczególnie w Konstytucji Dogmatycznej o Kościele Lumen gentium:
Niepokalana Dziewica, zachowana wolną od wszelkiej skazy winy pierworodnej, dopełniwszy biegu życia ziemskiego, z ciałem i duszą wzięta została do chwały niebieskiej i wywyższona przez Pana jako Królowa wszystkiego, aby bardziej upodobniła się do Syna swego, Pana panującego (por. Ap 19,16) oraz zwycięzcy grzechu i śmierci (KK 59).
Tytuł “Królowa” podkreśla stan Maryi w czasach ostatecznych jako Tej, która zasiada obok swego Syna, Króla chwały. W ten sposób wypełniły się słowa Magnificat: “Oto bowiem odtąd błogosławić mnie będą wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny”. Maryja ma uczestnictwo w chwale zmartwychwstałego Chrystusa, gdyż miała udział w Jego dziele zbawczym. Jest Jego Matką, nosiła Go w swoim łonie, urodziła Go, zadbała o Jego wychowanie, towarzyszyła Mu nieustannie podczas Jego nauczania – aż do krzyża, a potem Wieczernika w dniu Pięćdziesiątnicy.
Maryja nie jest Królową absolutną, najwyższą i jedyną. Jest nad Nią Bóg i tylko On ma najpełniejsze prawo do tego tytułu. Jeśli więc Maryję nazywamy Królową, to jedynie ze względu na Jej Syna. Godność Jej Boskiego Macierzyństwa wynosi Ją ponad wszystkie stworzenia, czyni Ją Królową aniołów i wszystkich Świętych, Królową nieba i ziemi. Królewskość Maryi jest więc pośrednia. Tylko Pan Bóg jest władcą najwyższym i jedynym. Maryja ma władzę jedynie honorową i zleconą, pełni na ziemi rolę “Regentki”.
http://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-22a.php3
*********
• Błogosławiony Franciszek Dachtera, prezbiter i męczennik
św. Hipolita, biskupa i męczennika (+ ok. 235); św. Symforiana, męczennika (+ 257); św. Tymoteusza, męczennika (+ ok. 303); bł. Tymoteusza z Montecchio, prezbitera i zakonnika (+ 1504)
**********************************************************************************************************************
TO WARTO PRZECZYTAĆ
************
Gdzie się podział św. Piotr?
DEON.pl / aj / pk
Jeśli przyjrzysz się postaciom umieszczonym na dachu Bazyliki Św. Piotra w Rzymie, zauważysz, że brakuje wśród nich najważniejszego z Apostołów. Dlaczego?
W samym centrum znajduje się Jezus Chrystus, po obu Jego stronach stoi 11 Apostołów, nie zabrakło nawet Św. Jana Chrzciciela (symetria musiała zostać zachowana). Ale gdzie podział się Święty Piotr?
Oto odpowiedź:
Święty Piotr pojawia się za każdym razem, gdy na balkon Bazyliki wychodzi Ojciec Święty. On uosabia najważniejszego z Apostołów – głowę Kościoła Katolickiego.
(fot. shutterstock.com / aj)
http://www.deon.pl/po-godzinach/michalki/art,325,gdzie-sie-podzial-sw-piotr.html
************
Nietypowo, romantycznie, wietnamsko!
planetescape / slo
Jesteście nietypową parą? Marzycie o tym, by po powrocie z podróży poślubnej opowiedzieć o niej coś więcej niż tylko to, że wypoczywaliście na pięknych plażach? Jasne, relaks na białych piaskach to nic złego, a wręcz fantastyczny pomysł na poślubne wojaże. Ale zanim wylądujecie na leżaku z drinkiem w dłoni i widokiem na błękit oceanu, przeżyjcie prawdziwą przygodę, której za nic nie streścicie w zaledwie kilku nudnych słowach!
Kolacja z widokiem na zatokę Ha Long
Zacznijcie na spokojnie i z nutką romantyzmu. Na jedną noc zatrzymajcie się w hotelu na wodach słynnej zatoki Ha Long – na pokładzie ekskluzywnego statku. Z okien Waszej kajuty podziwiajcie naturalny cud, który wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Po obfitym śniadaniu udajcie się w rejs po zatoce z przystankami w lokalnej pływającej wiosce i w tajemniczych wnętrzach jaskini Thien Cung. Na kolację Wietnam uszykuje dla Was coś specjalnego – niesamowity zachód słońca, który zobaczycie w całej okazałości z hotelowego pokładu, gdzie zaaranżowano elegancką restaurację. Romantyczną scenerię uzupełnią doskonałe owoce morza i aromatyczna zupa po wietnamsku.
(fot. planetescape)
Na rowerach w klimatycznym Hoi An
Odkryjcie na dwóch kółkach portową miejscowość o niepowtarzalnym uroku i wyjątkowo wyraźnym lokalnym kolorycie. Poznajcie prawdziwy Wietnam, klucząc podczas przejażdżki rowerowej spokojnymi ulicami, wśród kolonialnych domów, miejscowych świątyń i chaotycznych ryneczków. Wybierzcie się na targ owocowy, gdzie zaopatrzycie się w dzisiejszy deser: aksamitne i nieziemsko słodkie mango, mięciutkie liczi, rambutany, nietypowe duriany, soczyste ananasy czy papaje, z których Wietnamczycy przyrządzają pyszne sałatki!
Kulinarna podróż przez chaos Sajgonu
Po sielankowo spokojnym początku wyprawy wskoczcie prosto do paszczy lwa – najbardziej chaotycznego, a przy okazji największego miasta w Wietnamie. W Sajgonie koniecznie skosztujcie… sajgonek po wietnamsku. Między secesyjnymi i kolonialnymi zabudowaniami oraz nowoczesną architekturą znajdziecie dziesiątki fantastycznych knajpek, luksusowych restauracji i typowo lokalnych barów, gdzie poznacie Wietnam od kuchni. Dajcie się ponieść pośpiechowi tego miasta, odkryjcie targi z jedzeniem, skosztujcie kultowej zupy pho, tradycyjnej wietnamskiej kawy uprawianej na tutejszych plantacjach, zielonej herbaty z jaśminem i wielu innych smakołyków!
(fot. planetescape)
Sandboarding na wydmach Mui Ne
Totalny relaks rozpocznijcie w popularnym kurorcie, gdzie w oderwaniu od rzeczywistości pomogą Wam udogodnienia zapewnione w fajnym hotelu. Czas w Mui Ne spędźcie aktywnie, bo tak się składa, że panują tutaj znakomite warunki do nurkowania i surfingu. Do tego grajcie w siatkówkę plażową, wybierzcie się na imprezę, rozkoszujcie się owocami morza, które trafią na Wasze talerze niemal wprost z Morza Południowochińskiego. Usiądźcie na tarasie przy samej plaży i napijcie się lokalnego piwa. Na dokładkę i uwieńczenie wypoczynku pełnego atrakcji wyruszcie na pobliskie wydmy, gdzie uprawia się pewien ekstremalny sport, a mianowicie – sandboarding. Zjedźcie na desce z piaszczystych wydm, zapewniając sobie idealną dawkę adrenaliny. Świetne wspomnienia gwarantowane!
(fot. planetescape)
Bezludne plaże Phu Quoc
Z bardziej popularnego wśród turystów Mui Ne ucieknijcie na rajską wyspę w Zatoce Tajlandzkiej – Phu Quoc, która na ostatnie dni wyczekiwanej podróży poślubnej okaże się po prostu perfekcyjna. Białe plaże o subtelnie złocistym połysku, krystalicznie czyste i turkusowe wody zatoki słynącej z tego, że w jej obrębie rozrzucone są jedne z najbardziej rajskich wysepek na świecie, a do tego wciąż tak samo pyszna, pełna świeżych owoców morza wietnamska kuchnia. Znajdźcie swoją własną bezludną plażę na Phu Quoc i naprawdę zapomnijcie o świecie. W ten oto sposób podczas Waszej podróży poślubnej nie zabraknie, ani przygody, ani plażowania, a obu z dużą dawką romantyzmu w wietnamskim stylu!
(fot. planetescape)
Artykuły o podróżach poślubnych oraz zdjęcia tworzone przez ekipę biura podróży Planet Escape. Zapraszamy na naszą stronę internetową!
http://www.deon.pl/slub/podroz-poslubna/art,14,nietypowo-romantycznie-wietnamsko.html
*************
Fot. Józef Augustyn SJ
Adoracja Najświętszego Sakramentu
Pilną potrzebą naszych czasów jest ożywienie pobożności eucharystycznej. Potwierdzeniem tego jest nie tylko mniejszy udział wiernych w niedzielnej Mszy świętej, ale także zanikający zwyczaj prywatnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Wprawdzie w wielu parafiach i wspólnotach kościelnych wierni ponownie odkrywają Eucharystię i adorację, jednak są to małe oazy pośród coraz większej pustyni obojętności na obecność Chrystusa w Eucharystii. Świadczy to o słabości czy kryzysie wiary, która nie jest w stanie wyrazić się na zewnątrz i na trwałe wpisać w rytm chrześcijańskiego życia. Jeśli wierzymy, że Eucharystia zespala nas z Chrystusem i napełnia Jego życiem, musimy bardziej docenić adorację Najświętszego Sakramentu.
Zapytajmy jednak o konkretne racje, które za tym przemawiają i mogą przekonać nas do ożywienia naszej relacji z Chrystusem – chlebem życia (J 6, 35).
Uznanie absolutnego prymatu Boga
Jakakolwiek pozytywna zmiana w naszym podejściu do adoracji Najświętszego Sakramentu zależy przede wszystkim od zmiany naszej świadomości, że to nie Bóg potrzebuje być adorowanym, ale człowiek potrzebuje adorować Boga. Wynika to z podstawowego faktu, że jedynie Bóg jest, jedynie On jest istnieniem, a wszystkie stworzenia istnieją dzięki Niemu. To obecność wszechmocy i bliskości zarazem, co równoznaczne jest z błogosławieństwem i łaską.
Wszechobecność Boga, będąca powszechnym skarbem ludzkości, w Jezusie Chrystusie stała się dla chrześcijan obecnością Boga z nami (Mt 1, 23). To On, składając siebie w ofierze, otworzył nam wszystkim drogę nową i żywą (Hbr 10, 20) do niebieskiego sanktuarium Boga. Ponieważ Eucharystia to żywe uobecnienie tej ofiary, stając wobec niej, pozostajemy w zasięgu jej zbawczego działania, jakim jest dawanie się Boga człowiekowi. Przyjmując i adorując ten Dar, potwierdzamy, że jesteśmy dziećmi Bożymi, w jedynym Synu Bożym Jezusie Chrystusie. Równocześnie wyznajemy, że On jest dla nas najważniejszy, że jest w centrum naszego serca i życia.
Takiego wyznania z naszej strony potrzebuje współczesny świat, dotknięty grzechem nieuznawania Boga. Dlatego podczas XXV włoskiego Kongresu Eucharystycznego w Ankonie, który odbył się we wrześniu 2011 roku, Ojciec Święty Benedykt XVI postulował: „Musimy w naszym świecie i w naszym życiu przywrócić przede wszystkim prymat Boga. […] Trzeba poświęcić czas i miejsce Bogu, aby był On żywym centrum naszej egzystencji”1. W świetle tych słów, chcąc przywrócić prymat Boga w świecie, należy zacząć od samego siebie. Adoracja Najświętszego Sakramentu jest na to szczególnie trafnym i skutecznym sposobem. Ona bowiem jednoznacznie i w zdecydowany sposób potwierdza, iż uznajemy Boga i miłujemy Go zupełnie bezinteresownie. Przecież w czasie adoracji nie możemy już nic innego zrobić, jak tylko trwać dla Pana w postawie bezinteresownej miłości.
Potwierdzenie prymatu Boga potrzebne jest nam samym, gdyż przychodzi nam żyć pod wielką presją aktywizmu, konsumpcji, różnego rodzaju informacji i wrażeń. W sytuacji natłoku obowiązków, gonitwy za dobrami materialnymi, różnych możliwości spędzania wolnego czasu niezmiernie trudno stanąć przed Bogiem w akcie religijnej czci i adoracji. Przeszkodą w adoracji staje się pokusa, że poradzimy sobie sami; po co tracić czas, w którym można by było tyle dobrego zrobić. Ucieczka od adoracji wiąże się też z traceniem umiejętności przebywania w ciszy i milczeniu. Chaos i hałas nie pozwalają nam spotkać się z Bogiem. Praktyka adoracji Najświętszego Sakramentu staje się więc potwierdzeniem, że choć na chwilę potrafimy zamilknąć przed Bogiem i oddać Mu wszystko.
Obcowanie z darem Bożej obecności
Decydując się na trwanie przed Jezusem Eucharystycznym, stajemy przed możliwością autentycznego obcowania z darem Bożej obecności. Misterium obecności jest przecież najbardziej istotnym wymiarem Eucharystii. Jezus nie powiedział o niej: „To jest symbol mojego Ciała”, ale to jest Ciało moje (Mk 14, 22). Realność obecności Chrystusa w Eucharystii nie przestaje być jednak tajemnicą, której nie można zdobyć, lecz tylko w wierze na nią się otwierać. Taką możliwość stwarza adoracja, podczas której uczymy się wchodzić w doświadczenie obecności Chrystusa w naszym życiu.
Dobrą ilustracją, czym winna być adoracja, jest Janowy opis powołania pierwszych uczniów (por. J 1, 35-40). Wcześniej byli oni uczniami Jana Chrzciciela. Kiedy jednak Jan wskazał na Jezusa i wyznał: Oto Baranek Boży (J 1, 36), wówczas dwaj z nich jako pierwsi zaczęli iść za Jezusem. Wtedy zwrócił się On do nich z pytaniem: Czego szukacie? (J 1, 38). Ich odpowiedź zadziwia: Nauczycielu – gdzie mieszkasz? (J 1, 38). W ten sposób wyrazili swoje pragnienie bycia z Jezusem, by poznawać tajemnicę Jego Osoby. Dopiero wówczas Jezus zaprosił ich, aby pozostali przy Nim i „zobaczyli”, kim jest, czyli doświadczyli Jego zbawczej obecności.
Podobnie każda adoracja Najświętszego Sakramentu jest zewnętrznym przejawem gotowości do pozostawania w bezpośredniej relacji z Chrystusem. Chodzi o to, aby podczas niej wchodzić z Nim w relację bliskości, a przez Niego z Bogiem Ojcem w Duchu Świętym. W adoracji nie można więc podchodzić do Eucharystii jako jakiegoś przedmiotu podziwu, dalekiego, tajemniczego misterium, ale jako realnej obecności Chrystusa, który dzieli z nami swoje życie do końca. On też chce doprowadzić nas do najściślejszej więzi ze sobą, do spotkania w pełnej uwielbienia adoracji. Jednak osobisty, bliski kontakt z osobą Obecnego pozwala otworzyć się na Jego miłość i skorzystać z jej uzdrawiającej mocy.
Choć w Eucharystii miłość Chrystusa otwarta jest na każdego, jednak zbawczo dotyka tylko tego, kto zbliża się do Niego z wiarą i miłością. Wzorem takiej relacji z Jezusem jest dla nas ewangeliczna kobieta cierpiąca na krwotok (por. Mk 5, 25-34). Pod wpływem wieści o niezwykłym Uzdrowicielu postanowiła wejść z Nim w bezpośredni kontakt. Jednak z uwagi na stan nieczystości rytualnej uczyniła to potajemnie, dotykając tylko Jezusowej szaty z przekonaniem, że będzie zdrowa. Gdy została uzdrowiona, Jezus – pragnąc ukazać idącym za Nim, jak powinien wyglądać prowadzący do uzdrowienia kontakt z Nim – ujawnił ten fakt, pytając uczniów: Kto dotknął mojego płaszcza? (Mk 5, 30). Uczniowie zdziwili się, że Nauczyciel pyta o coś, co z racji dużego tłoku wydało się dla nich rzeczą oczywistą.
Tymczasem Jezusowi nie chodziło o zwykły, fizyczny dotyk, ale o relację opartą na wierze w Jego zbawczą obecność pośród ludzi. Potwierdził to, kiedy po ujawnieniu się kobiety i wyznaniu całej prawdy o swoim losie, wypowiedział do niej znamienne słowa: Córko, twoja wiara cię zbawiła
(Mk 5, 34). To prawda, że do uzdrawiającego czynu potrzebna była moc Jezusa, ale tylko odważna i ufna wiara kobiety zdolna była otworzyć jej strumień. Tylko dzięki wierze kobieta nie tylko została uzdrowiona, ale także „zbawiona”. Zbawienie bowiem to zawsze dzieło Boga, ale dokonujące się w osobowej współpracy z człowiekiem potrzebującym Bożego miłosierdzia.
Skoro adoracja Najświętszego Sakramentu daje nam dziś możliwość otwierania się na tę samą zbawczą, sakramentalną obecność Jezusa pośród nas, zawsze pozostaje ona wielkim wyzwaniem dla naszej wiary. Podobnie jak w przypadku kobiety cierpiącej na krwotok, tak i my jedynie dzięki wielkiemu zaufaniu do Jezusa, pokonując rozmaite przeszkody i trudności, jesteśmy zdolni trwać przed Nim w postawie adoracji. Wówczas, otwierając się na dar Jego zbawczej, ocalającej nas miłości, możemy też doświadczać konkretnie jej skuteczności w naszym osobistym życiu.
Wchodzenie w paschalny styl życia
Uzdrawiające trwanie w bliskiej relacji wiary i miłości z Jezusem Eucharystycznym przyczynia się do rodzenia się na nowo i umacniania w nas paschalnego stylu chrześcijańskiego życia. Staje się to możliwe, gdyż adoracja pozwala stanąć przed Jezusem w prawdzie o sobie. Jest to ważne z uwagi na to, że nie chcemy uznać naszych słabości, boimy się ich i uciekamy od nich. Tymczasem zgoda na prawdę o własnej słabości i grzechu pozwala zobaczyć w Jezusie Boże miłosierdzie i w Nim szukać uzdrowienia. Za każdym razem adoracja staje się okazją, by stanąć przed Jezusem z całą swoją biedą, wyznać ją i w Nim szukać oparcia.
Wierna adoracja Najświętszego Sakramentu daje sposobność wyzbycia się skupienia na sobie i wyrywa z „kręcenia się” jedynie wokół siebie. Papież Benedykt XVI w przytaczanej wcześniej homilii stwierdził, że w Eucharystii Bóg „daje nam siebie, aby otworzyć nasze życie na Niego, by je związać z tajemnicą miłości krzyża”2. To dzięki tej łasce adoracji chcemy bardziej kochać, przebaczać, powracać do zerwanych więzi, do życia ofiarowanego drugim. Najważniejszym sprawdzianem naszej relacji z Chrystusem zawsze będzie czynna i służebna miłość bliźniego. Adoracja eucharystyczna przysposabia do takiej miłości, uzdalnia do obdarowywania sobą innych, ukazuje sens ofiary i cierpienia.
Spotkanie i zjednoczenie z Jezusem w czasie adoracji Najświętszego Sakramentu rodzi eucharystyczną duchowość. Jej znaczenie podkreśla Benedykt XVI i wymienia następujące racje: „jest antidotum na indywidualizm i egoizm”, „ożywia wspólnotę kościelną”, „jest drogą do przywrócenia godności dniom człowieka”, „pomaga nam podejść do różnych form ludzkiej słabości ze świadomością, że nie umniejszają one wartości osoby, lecz świadczą o tym, że potrzebuje ona bliskości innych, wyrozumiałości i pomocy”3.
W tym świetle wyraźnie widzimy potrzebę częstej adoracji Jezusa Eucharystycznego. Na niej możemy uczyć się bowiem cierpliwego czytania swego życia w świetle Chrystusa. Chrześcijanin, który nie ma osobistego kontaktu ze swoim Panem, który przestał Go słuchać i z Nim rozmawiać, nie dojrzewa w powołaniu i stopniowo zatraca swoją tożsamość. Nie bójmy się więc osobistych spotkań z Chrystusem podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. To od nich zależy głębia i jakość naszego życia oraz chrześcijańskiej duchowości. Chrystus ma prawo kwestionować nasze życie i wzywać nas, abyśmy podejmowali coraz to nowe wyzwania w kierunku „więcej”, ale zgodnie z logiką krzyża i Bożego miłosierdzia.
Możliwe staje się to jednak w klimacie cichej adoracji Najświętszego Sakramentu. Podczas niej Chrystus wprowadza nas w królestwo Boże i daje swego Ducha, byśmy żyli nowym, paschalnym życiem. W ten sposób adoracja porządkuje nasze człowieczeństwo, oddziela rzeczywiste wybory od pozornych, pełnię od pustki. Adoracja Najświętszego Sakramentu staje się też doskonałym katalizatorem naszego środowiska życiowego, chroniąc przed tym, co rujnuje naszą wewnętrzną ciszę, powoduje chroniczne zmęczenie, rodzi niepokój i zamęt. Pamiętajmy, że jesteśmy powołani do nieustannej adoracji naszego Pana, gdyż tylko przez nią możemy żyć Jego tajemnicą i naśladować Go w życiu dla Boga i ludzi.
Przypisy
1 Benedykt XVI, Homilia na zakończenie XXV Krajowego Kongresu Eucharystycznego, „L’Osservatore Romano” (wyd. pol.), 10-11/2011, s. 32.
2 Tamże.
3 Tamże, s. 33.
http://www.zycie-duchowe.pl/art-10071.adoracja-najswietszego-sakramentu.htm
************
Nasza Przewodniczka w wierze
Kim jest dla nas Maryja? Czy jest kimś, kim być może i powinna? Czy kwestia Jej kultu w Polsce wystarczy, aby udzielić na to pytanie pozytywnej odpowiedzi? Czy zgodzimy się, że o ile kult jest ważną częścią religii, o tyle jeszcze ważniejszy i pierwotny dla kultu powinien być kształt życia wspólnoty i jednostki?
Ta, która szła w pielgrzymce wiary
W adhortacji apostolskiej Marialis cultus z 1974 roku Paweł VI, przedstawiając wytyczne Kościoła w kwestii kultu maryjnego, stwierdził, że powinien on być oparty na Biblii, poprawny liturgicznie, ekumeniczny i osadzony w antropologii. Dziesięć lat wcześniej na Soborze Watykań-
skim II kwestia maryjna ujawniła ostre różnice w podejściu do tego zagadnienia. Chyba najzagorzalszy bój wśród Ojców Soborowych toczył się między zwolennikami dwóch skrajnych poglądów dotyczących miejsca Maryi w Kościele. Pierwszy, maksymalistyczny, bliski był przedstawiania Maryi jako autorytetu na równi z Chrystusem. Drugi widział w Niej jednak także biorczynię łaski. W sporze tym chodziło konkretnie o to, czy rozprawa o Maryi ma być osobnym dokumentem, czy powinna zostać włączona do soborowego dokumentu o Kościele. Czy postać Maryi jest częścią Kościoła, czy stoi Ona ponad nim?
Podczas gdy wyrażający poglądy swojej grupy zwolennik nurtu maksymalistycznego użył między innymi argumentu, że w praktyce pastoralnej brak osobnego dokumentu mógłby być odczytany jako umniejszenie roli Maryi, zwolennik włączenia rozprawy o Maryi do dokumentu o Kościele uważał to za krok w kierunku oczyszczenia kultu, podkreślenia pierwszorzędnej wagi chrystologii i pneumatologii oraz powrotu do źródeł biblijnych. Gdy doszło do głosowania nieznaczną większością głosów (1114 do 1074) zatwierdzono decyzję o niewyłączaniu nauki o Maryi do osobnego dokumentu. W następstwie ostatni, ósmy rozdział Konstytucji dogmatycznej o Kościele „Lumen gentium” poświęcony został Matce Bożej, która „szła naprzód w pielgrzymce wiary”1.
W liście apostolskim z 1997 roku, z okazji przyznania św. Teresie z Lisieux tytułu Doktora Kościoła, Jan Paweł II refleksje Świętej nad tajemnicą i życiem Maryi zaliczył do najbardziej oryginalnych aspektów duchowej nauki Teresy, wyprzedzającej Sobór o kilka pokoleń. Stwierdził, że konkluzje karmelitanki są bardzo zbliżone do nauczania Soboru Watykańskiego II zawartego we wspomnianym rozdziale Lumen gentium oraz do tego, co sam napisał w encyklice Redemptoris Mater z 25 marca 1987 roku.
Teresie wyraźnie nie podobały się kazania przedstawiające Maryję wysublimowaną, oddaloną poprzez cudowność i wyjątkowość. Wyobrażała sobie jej „życie całkiem zwyczajne. Nie to wszystko, co przypuszczają!”2. Stała na stanowisku, że nie należy opowiadać o rzeczach nieprawdopodobnych lub o których nic nie wiadomo. Za czysty wymysł uważała na przykład twierdzenie, że Matka Boża nie znała cierpień fizycznych. Nie sądziła, by jako trzyletnie dziecko poszła do Świątyni „ofiarować się Bogu w uczuciach płonących miłością i nadzwyczajną gorliwością”. Przypuszczała natomiast, że Maryja udała się tam po prostu z posłuszeństwa dla swoich rodziców. Domniemywała, że gdyby prowadzenie zwykłego życia przez Józefa i Maryję nie było zamysłem Bożym, zamiast uciekać do Egiptu, w cudowny sposób zostaliby tam przeniesieni. Dowodziła, że Matka Boga narażona była na wszelkie życiowe trudy.
Maryja jest dla Teresy Matką, ale równocześnie ukochaną przewodniczką, mistrzynią. Maryja żyje „bez zachwytów, cudów, ekstaz” i staje się prototypem wspólnej drogi, drogi Ewangelii, którą można z Nią kroczyć i po której Maryja prowadzi „przybrane” dzieci do Jezusa. W swoim poemacie Dlaczego kocham Cię, Maryjo! Teresa zawarła dowartościowanie zdziwienia, niepewności, wątpliwości będących częściami składowymi wiary. Szczególnie zastanowiły ją fragmenty Ewangelii św. Łukasza ukazujące ludzką słabość: Oni jednak nie rozumieli tego, co im powiedział (Łk 2, 50); A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono
(Łk 2, 33). Zgubienie Jezusa w drodze do Jerozolimy staje się okazją do wersu: „O Matko, Syn Twój pragnął, byś była przykładem”3. Takie podejście było dla Teresy pociechą w jej własnych zmaganiach z trudnościami wiary, które przeżywała w ostatnich miesiącach życia. Warto dodać, że sformułowanie: „szła naprzód w pielgrzymce wiary” – a owa pielgrzymka ludzka obfituje w „doświadczenia i uciski” – podjął Jan Paweł II w Redemptoris Mater, gdzie słowa te odniósł do Maryi4.
Wzór dla wszystkich
Niezwykle znamienne i warte podkreślenia jest to, że w przywołanej na wstępie adhortacji apostolskiej Marialis cultus za fakt godny podkreślenia Paweł VI, idąc śladem Soboru Watykańskiego II, uznał, że Maryja jest wzorem „dla wszystkich”, przez co zdyskredytował dualistyczny podział utrwalany przez wieki – mężczyźni mają naśladować Chrystusa w Jego czynnym działaniu, kobiety cichość i pokorę Maryi w życiu ukrytym. Napisał bowiem otwarcie, że Maryja stanowi „wzór doskonałego ucznia Chrystusowego, który jest twórcą państwa ziemskiego i przemijającego, a zarazem zdąża do niebieskiego i wiecznego; ucznia, który jest rzecznikiem sprawiedliwości wyzwalającej uciśnionych i miłości przychodzącej z pomocą potrzebującym, a zwłaszcza jest czynnym świadkiem miłości budującej Chrystusa w duszach ludzkich”5.
W dokumencie tym Paweł VI utrwalonemu w sztuce i pobożności ludowej wypaczonemu wizerunkowi Maryi przeciwstawiał program konkretny, doskonale odpowiadający specyfice naszych czasów, w których zmieniła się sytuacja kobiety. Zauważmy, jak autor podchodzi do zalecanej kobiecie bierności i uległości: „Maryja z Nazaretu bez wątpienia całkowicie posłuszna woli Bożej nie była ani kobietą biernie dźwigającą sprawy i koleje życia, ani kobietą ulegającą jakiejś wyobcowującej religijności. Była raczej tą, która odważnie obwieściła, że Bóg jest obrońcą ludzi słabych i uciskanych i że składa z tronu mocarzy świata. […] Maryja, która «zajmuje pierwsze miejsce wśród pokornych i ubogich Pana», może być uważana za tę dzielną niewiastę, która doświadczyła ubóstwa i cierpień, pośpiesznej ucieczki i wygnania. Te koleje losu nie uchodzą zapewne uwagi tych, którzy wiedzeni duchem Ewangelii popierają wysiłki każdego człowieka i całej społeczności na rzecz uwolnienia się od tego rodzaju sytuacji życiowej”6.
Historyczne realia życia Miriam z Nazaretu Paweł VI uważa za „przedawnione”, czyli nieaktualne dla współczesnego człowieka żyjącego w innych warunkach społeczno-ekonomicznych. Aktualne jest jednak zawierzenie Bogu, wypełnione miłością życie słowem Bożym i wolą służenia. Wiemy, że sam Jezus podkreślał etos służby i wagę cichości, wcale nie przypisując obu tych wskazań wyłącznie kobietom. Kierował je do wszystkich i wszystkim stawiał siebie za przykład.
Wzór wiary, nadziei i miłości
We wspomnianym opartym na stereotypach „męsko-damskim” dualizmie Paweł VI dostrzega „trudności” w dzisiejszym podejściu do problemu maryjnego i nie waha się związać ich „z pewnymi cechami ludowego i literackiego obrazu Maryi”7. Otóż w tym ludowym i literackim ujęciu Maryi przypisano litościwe, ciepłe i macierzyńskie oblicze Boga, pojmowanego jako sędzia surowy i trudny do zjednania. Czy w tej sytuacji nie jest znamienny fakt, że to właśnie z Polski – jakby dla skorygowania kultu maryjnego pod hasłami „serdeczna Matko…” – wyszło orędzie miłosierdzia Bożego „Jezu, ufam Tobie”?
Maryja z dawnych modlitw jest przede wszystkim potężną pośredniczką wobec władcy bardzo odległego i napawającego przerażeniem, jak w społecznych systemach niewolniczych i feudalnych. Stąd też w starożytnych modlitwach do Maryi znajdujemy odbicie stosunków społecznych czasów, w których one powstawały. Wiele dawnych modlitw mówi o tym, co ma dla nas uczynić Maryja, pomijając nasze zadanie jako ludzi wiary. Ona ma za nas działać, ma być orędowniczką, pocieszycielką, ma usunąć cierpienia. Maryja, pojmowana wyłącznie jako Matka, czyni z nas wieczne dzieci, niepomne, że przychodzi pora na dojrzałość. Na przykład w modlitwie do Matki Boskiej Częstochowskiej, przerobionej z minimalnymi zmianami z modlitwy do Matki Bożej Szkaplerznej, czytamy: „A więc Maryjo! Błagam Cię powstań i użyj swej potężnej mocy, rozpraszając wszystkie cierpienia moje, wlewając błogi balsam do mej zbolałej duszy”. Z reguły o tym, że Maryja może i powinna być inspiracją do działania, do wzrostu – mowy nie ma. Nie może więc dziwić, że Jan Paweł II w czasie swojego pontyfikatu pouczał, że celem pielgrzymowania do sanktuariów maryjnych nie powinno być tylko wyproszenie łask ziemskich, lecz także darów ducha, które przełożą się na „braterskie współżycie, uczciwość, odnowę moralną, szacunek dla każdego z braci, zaangażowanie w sprawy ojczyzny”.
Dopiero dziś pojawiają się w modlitwach maryjnych takie litanijne wezwania: „Módl się za nami. Matko i Siostro nasza, Mistrzyni życia duchowego, Trwająca mężnie w mroku wiary, Doskonała uczennico swojego Syna, Towarzysząca nam w pielgrzymce wiary”. Maryja staje się więc powoli wzniosłym przykładem wiary, nadziei i miłości. Jest modelem idealnym, ale zarazem – przez swoje człowieczeństwo i właśnie ową podkreślaną dziś często zwyczajność życia w trudach i cierpieniu – może być realnym wzorem. Podkreśla się, że pierwszym ewangelicznym momentem wprowadzającym Maryję w historię zbawienia jest Jej bezgraniczne zawierzenie Bogu, któremu pozostaje wierna w sposób czynny i odznaczający się „wyobraźnią miłości” na każdym kroku życiowej pielgrzymki.
Jak Abraham w Starym Testamencie, tak w Nowym Testamencie Maryja uosabia wielką wiarę antycypującą najważniejsze wydarzenia historii zbawienia, powierzenie się na dobre i na złe Temu, dla którego nie ma nic niemożliwego (Łk 1, 37). Podkreślmy: anioł nie ujawnia przed Maryją szczegółów tajemnicy, a Ona wierzy, ufa i zawierza. Podejmuje ryzyko z tym związane, nie upiera się przy swoim planie życiowym, gotowa na zmianę. My czytamy opis zwiastowania z naszą wiedzą o Jezusie Chrystusie. Ta młoda uboga Dziewczyna w zakamarku zniewolonego świata nie miała absolutnie żadnej wiedzy.
O wierności, wszechmocy i miłosierdziu Boga, przymiotach, na których opiera się ufność, mówi kantyk Maryi Magnificat, do którego, nawiasem mówiąc, sięga się obecnie częściej niż czyniono to do tej pory.
Wzór zaangażowania
Dziś Maryja nie jest wzorem tylko dla wybranych – dziewic konsekrowanych, zakonnic, mniszek oddanych w ukryciu i cichości kontemplowaniu Boga w codziennej bliskości Chrystusa Eucharystycznego. Podejście to powoli ulegało zmianom. Oto przykład już sprzed kilkudziesięciu lat. Na usilne prośby misyjnego amerykańskiego zgromadzenia kard. Dennis Dougherty zabiegał o to, by siostry mogły pracować jako położne, co było zakazane przez prawo kanoniczne. Gdy podczas niezbyt pomyślnej w tej kwestii audiencji u Piusa XI, papieża w latach 1922-1939, Dougherty nagle zapytał Ojca Świętego, kto był przy narodzinach i odebrał Jana Chrzciciela. Pius XI odrzekł: „Matka Najświętsza, oczywiście”. „Świetnie – odparował tryumfalnie kardynał. – Powinna więc być wzorem dla zakonnic”. Tym samym dopiął swego i niedługo potem otwarto pierwsze kliniki ginekologiczne, w których pracowały siostry8.
Rozszerzenie wzoru maryjnego postępuje dalej. Dziś Maryja jest wśród zwykłych ludzi na ich wszystkich drogach „prawdziwą naszą siostrą”9. Zmieniają się akcenty, głos zabierają chrześcijańskie teolożki i „szeregowe” kobiety. Ponieważ to nie bezpośrednio z Ewangelii, ale w tradycji zrodziły się kolejne przywileje i dogmaty maryjne – niepokalane poczęcie, nienaruszone dziewictwo, Wniebowzięcie – dziś, wsłuchując się w głos kobiet, dostrzega się inne akcenty w interpretacji postaci Maryi.
Równoczesne dziewictwo i macierzyństwo stawiają Maryję poza zasięgiem możliwości każdej kobiety. Maryja nie może być wzorem pod względem biologicznego macierzyństwa ani w kwestii swoich rozlicznych przywilejów. Sam Jezus nie pozostawia zresztą cienia wątpliwości co do tego, że wiarę stawia wyżej niż biologiczne macierzyństwo, bo ten, kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten jest Mi bratem, siostrą i matką (Mt 12, 50). Niepokalane poczęcie ma podkreślić, że wszyscy jesteśmy otoczeni pierwotną łaską Boga. Dziewictwo Maryi jest znakiem Jej samostanowienia o sobie, wniebowzięcie każe myśleć o ludzkim przeznaczeniu. Wszystkie te cechy zapowiadają pełną wolność. Henri Nouwen wspomina francuskiego zakonnika, który powiedział mu kiedyś, że patrzeć na Maryję to widzieć pierwotny plan Boga dla ludzkości10.
Maryja, czujna życzliwością wobec wszystkiego, co się wokół Niej dzieje, powinna być dziś wzorem zaangażowania. Czyż Jej postawa nie przemawia za pełnym włączeniem się chrześcijanki w sprawy apostolstwa, w pracy, w domu, w parafii? Dzisiaj chodzi o uczestnictwo w życiu wiary, a nie o bierne trwanie w religijnej rzeczywistości. Nie o afirmację „Panie, Panie…” i zadowolenie z przynależności grupowej. Nawet nie tylko o przestrzeganie obowiązków moralnych. Przez całe swoje życie, a zwłaszcza od historycznego Fiat, Maryja czuwała przepełniona miłością do Boga. Panna mądra, najmądrzejsza. A czuwanie to bycie odważnym, aktywnym, wytrwałym, otwartym i pełnym miłosierdzia współpracownikiem Boga w tym świecie.
Przypisy
1 Sobór Watykański II, Konstytucja dogmatyczna o Kościele „Lumen gentium”, 58.
2 Św. Teresa od Dzieciątka Jezus, Pisma mniejsze, Kraków 2004, s. 543.
3 Tamże, s. 60.
4 Por. Jan Paweł II, Redemptoris Mater, Rzym 1987, 25, 39.
5 Paweł VI, Marialis cultus, Rzym 1974, 37.
6 Tamże.
7 Tamże, 36.
8 Por. Ch. Morris, American Catholic. The Saints and Sinners who Built America’s Most Powerful Church, Random House 1997.
9 Paweł VI, dz. cyt., 56.
10 Por. H.J.M. Nouwen, Ziarna nadziei, Warszawa 2001, s. 165.
http://www.zycie-duchowe.pl/art-10069.nasza-przewodniczka-w-wierze.htm
*********
Matka kochająca
W Maghdouche w pobliżu biblijnego Sydonu znajduje się znane libańskie sanktuarium maryjne. Tradycja mówi, że gdy Jezus przybył w te okolice, wraz z innymi kobietami towarzyszyła Mu Maryja. Sydon był miastem kananejskim, pogańskim, zamkniętym dla kobiet Izraela. Maryja nie mogła więc iść dalej z Jezusem. Wobec tego na powrót Syna i Jego uczniów oczekiwała w grocie na modlitwie i medytacji. Grota ta stała się miejscem modlitwy pierwszych chrześcijan, a od czasów Konstantyna Wielkiego Sanktuarium Pani Czekającej. Przesłaniem sanktuarium jest hasło: “Nasza Pani czeka na nas”. Miejsce to oddaje istotę duchowego piękna Maryi. Jest Ona Matką Pięknej Miłości o wielkim sercu, oczekującą na każdego z tęsknotą i niecierpliwością u boku swego Syna, w domu Ojca.
Melania Calvat, świadek objawień Maryi w La Salette, próbuje naszkicować piękno duchowe i głębię miłości Maryi: “Najświętsza Dziewica była przepiękna i utkana z miłości; patrząc na Nią, marzyłam o tym, by stopić się z Nią w jedność. W jej stroju, tak jak i w Jej osobie wszystko tchnęło majestatem, wspaniałością, chwałą niezrównanej królowej. Wydawała się biała, niepokalana, krystaliczna, olśniewająca, niebiańska, świeża, nowa, tak jak Dziewica. Wydawało się, że słowo «miłość» wychodziło z Jej srebrnych i przeczystych warg”.
Piękno miłości Maryi wynika z Jej relacji do Trójcy Świętej. Bóg Ojciec posłał anioła Gabriela i napełnił Maryję nadzwyczajną łaską, Duch Święty dokonał w Niej dziewiczego poczęcia, a Syn Boży zstąpił na ziemię, rodząc się z Dziewicy. Maryja została napełniona najwyższą “dawką” miłości, gdyż stykała się z nią na co dzień, co więcej – nosiła w sobie samą Miłość. Bóg wybrał Ją jako nieskalaną i czystą, zdolną odpowiedzieć na miłość do końca. W czasie Zwiastowania anioł pozdrowił Ją słowami: Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą (Łk 1, 28). Użyte tu greckie słowo chaire oznacza również: “raduj się, wesel się, bądź szczęśliwa”, natomiast kecharitomene wskazuje na zachwycające piękno dziewczyny. Pozdrowienie anioła można zatem przełożyć: “Raduj się Ty, która zostałaś uczyniona przepiękną, Ty, która jesteś uosobionym pięknem”. Maryja od początku swej egzystencji jest piękna, wybrana jako pełna miłości i wdzięku w oczach Boga.
Stwórca w sposób najpełniejszy “skumulował” wszystkie boskie przymioty w Matce swego Syna. Maryja z kolei rozwijała je i żyła miłością od dziecka. Wszak była wychowana na najważniejszym przykazaniu: Słuchaj, Izraelu, Pan jest naszym Bogiem – Pan jedynie. Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6, 4-5). Jej miłość była wzorowana na miłości Bożej. Maryja była nierozdzielnie związana z Jezusem. Żyła dla Niego i w Jego cieniu. Jej powołanie, sens życia i misja wyrażały się w oddaniu Mu całej osobowości i przestrzeni życia. W Niej w sposób szczególny dopełniły się słowa św. Pawła: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus (Ga 2, 20).
W sztuce eksponowane są szczególnie dwa aspekty duchowe Maryi wskazujące na radosne i bolesne tajemnice Jej życia. Z jednej strony przedstawia się Maryję jako Matkę o głębokim pokoju wewnętrznym, dającą swojemu Dziecku poczucie bezpieczeństwa, z drugiej – jako Matkę Boleściwą, która nie unika cierpienia, lecz je podejmuje, przeżywa i przemienia. Oba aspekty znajdują dopełnienie w tajemnicach chwalebnych. Piękno Maryi, które wyraża się w miłości, znaczyło całe Jej ziemskie życie, radości i smutki. W Nazarecie odpowiedziała Bogu całym sercem: Oto Ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego (Łk 1, 38). Ta hojna odpowiedź miłości będzie potwierdzana przez całe życie Maryi.
Pierwszym testem dla tej odpowiedzi była relacja Maryi z Józefem. On był Jej najbliższy. Kochała go miłością czystą, widziała ból, jakiego doświadczał, gdy odkrył, że jest brzemienna, i nie mogła mu pomóc. Nie czuła się zobowiązana do wyjawienia tajemnicy Boga i dlatego – podobnie jak Józef – cierpiała w milczeniu. Radością i zarazem cierpieniem było dla Maryi narodzenie Syna Bożego. Jezus przyszedł na świat w grocie dla bydła. Żadna matka nie życzyłaby sobie podobnego porodu. Maryja nie mogła zapewnić Jezusowi ani podstawowych warunków sanitarnych, ani poczucia bezpieczeństwa. W lęku o życie Jezusa musiała uciekać do Egiptu. Przeżywała trudy wędrówki i życia związanego z emigracją.
W kolejnych latach źródłem bólu Maryi było Jej niezrozumienie Syna i wynikające z niego nieporozumienia. Ludzkie myślenie Maryi nie zawsze nadążało za myślami Jezusa. Tak było w czasie pielgrzymki do Świątyni. Dwunastoletni Jezus nie wrócił z Rodzicami do Nazaretu, ale pozostał w domu Ojca. Maryja i Józef z bólem serca szukali Go przez trzy dni (Łk 2, 48). Maryja cierpiała również po odejściu Jezusa. W wieku około trzydziestu lat Syn rozstał się z Nią i rozpoczął ewangelizację. Zapewne wtedy oczekiwała Jego pomocy. Po śmierci Józefa była przecież samotną, starzejącą się wdową. Jednak dla Jezusa najważniejszy był Ojciec i Jego misja. W czasie nielicznych późniejszych spotkań z Jezusem Jej miłość wystawiana była na próbę. W Kanie Galilejskiej ucieszona spotkaniem czuła się w pełni jako matka, która może prosić Syna. Tymczasem Jezus zachował pewien dystans. Nie chciał zapewne zerwać więzów miłości wynikających z macierzyństwa, które trwają również w wieku dojrzałym. Jednak wyraźnie podkreślił, że o Jego misji decyduje Ojciec Niebieski.
Największy ból i egzamin z miłości przeżyła Maryja na Drodze Krzyżowej i w czasie śmierci Jezusa. Nic wówczas nie mówiła. “Jedynie” kontemplowała i współprzeżywała z Synem Jego ból. Serca Matki i Syna były złączone miłością i cierpieniem. Pod krzyżem dojrzewała do ostatecznego “tak”.Jej ofiara została przyjęta.
Życie Maryi było wypełnione miłością i ludzkim cierpieniem. Jednak, poza jedną wymówką w jerozolimskiej Świątyni, z Jej ust nie padły słowa skargi, żalów czy pretensji. Wszystkie trudne sprawy przechowywała w swoim sercu, rozważała i kontemplowała. Brzmi to być może paradoksalnie, ale nie ma miłości bez cierpienia. Prawdziwa miłość jest przebijaniem swego serca i wydawaniem go dla innych. Jest więc bolesna i pozostawia ranę. Bez niej jednak nie ma miłości. Jest egoizm. Przebite Serce Jezusa na krzyżu i przebite serce Maryi na Golgocie odsłaniają głębię i piękno miłości do końca.
Dziś Maryja uwielbiona w niebie promieniuje pięknem, chwałą, miłością, gdyż trwa nieustannie w kontemplacji samego Boga. “Z jej duszy, przepełnionej obecnością Jej Syna, chwała promienieje na całe Jej ciało i przemienia je”. Każdy, kto kontempluje Jej piękno i zwraca się do Niej w modlitwach, otrzymuje cząstkę z owej niezwykłej miłości, piękna i głębi ducha.
http://www.zycie-duchowe.pl/art-258.matka-kochajaca.htm
Dziewczyna z Nazaretu
Nazaret w Galilei. To tu po raz pierwszy na kartach Biblii spotykamy Miriam – Maryję1. Za Jej czasów była to niewielka wioska położona w pobliżu Via Maris, głównego szlaku wiodącego z północy do Egiptu. Galilea jako kraina geograficzna rozciąga się od rzeki Litanii w obecnym Libanie aż do doliny Jizreel. W czasach biblijnych chętnie posługiwano się określeniem „Galilea pogan”, ze względu na fakt, że ludność żydowska mieszkała tu obok ludności pogańskiej. Przysłowiowe i biblijne pytanie: Czy może być co dobrego z Nazaretu? (J 1, 46) zrodziło się z faktu, że miasteczko to w dużej mierze zamieszkiwane było przez pogan, którymi Żydzi pogardzali.
Miriam z pokolenia Dawida
Niewiele wiemy o życiu Maryi przed Zwiastowaniem. Według tradycji miała przyjść na świat jako długo oczekiwane dziecko, oczekiwane przez rodziców, którym chrześcijanie pierwszych wieków nadali imiona Joachim i Anna. Mieszkać mieli w Jerozolimie, w miejscu, gdzie dziś wznosi się kościół św. Anny. Jako dziecko Maryja miała podjąć służbę w świątyni jerozolimskiej. Apokryficzna Protoewangelia Jakuba przekazuje piękną tradycję o Maryi tkającej zasłonę przybytku. Kapłani w Jerozolimie postanowili uczynić nową zasłonę dla świątyni, wybrali więc siedem dziewcząt bez skazy przed Bogiem, z pokolenia Dawida.
Znalazła się wśród nich także Maryja. Dziewczęta ciągnęły losy, jakim kolorem nici będą tkać. Maryi przypadł szkarłat i purpura. Szkarłat i purpura – zdaniem autora apokryfu – to symbol poczęcia Chrystusa i Jego królewskiej godności. Ponieważ Jezus utożsamiał się ze świątynią, uczył bowiem o świątyni swego ciała (J 2, 21), dziewczyna o wdzięcznym imieniu Miriam, tkając zasłonę Świątyni, tkała szatę dla mającego się w przyszłości narodzić Jezusa.
W jaki sposób Maryja trafiła do Nazaretu, nie wiadomo. Według apokryfu udała się tam po to, by poślubić Józefa. Pod koniec VI wieku nieznany z imienia pielgrzym z Piacenzy odwiedził Nazaret. W swoich zapiskach zanotował: „Żydówki są tu piękniejsze niż gdziekolwiek indziej w kraju”. Nie ma podstaw wątpić co do tego, że podobnie było sześć wieków wcześniej. Galilejczycy mieszkający w pobliżu jeziora Genezaret zajmowali się rybołówstwem, inni zaś rolnictwem. W Talmudzie mówi się, że kto nie widział jeziora Genezaret, nie widział w życiu niczego pięknego. Cicha muzyka trzcin poruszanych przez wiatr doskonale oddaje nazwę tego akwenu. Genezaret to po hebrajsku „harfa”. Praca rybaków nie była jednak już tak romantyczna jak nazwa jeziora. Na połowy wypływano często nocami, gdyż o świcie ryby ponoć najchętniej garnęły się do sieci. Za dnia naprawiano zniszczone niewody i handlowano rybami na brzegach jeziora czy targach większych miejscowości. Życie rolników odliczane było porami roku.
Pełna łaski
Józef, oblubieniec Maryi, nie był ani rybakiem, ani rolnikiem. Ewangeliści jednym chórem mówią o nim „cieśla”. Ewangelia Pseudo-Mateusza, utwór pochodzący prawdopodobnie z VI wieku, zawiera ciekawą dotyczącą go notkę: „Józef pracował przy budowie w nadmorskim mieście Kafarnaum; był bowiem cieślą. Przebywał tam przez dziewięć miesięcy, a wróciwszy do domu, zastał Maryję brzemienną. Przejęty i strapiony zawołał: «Panie, Panie, przyjmij ducha mego, ponieważ lepiej jest dla mnie umrzeć niż żyć!»”. Chyba nikogo nie dziwi taka reakcja mężczyzny, którego Biblia nazywa człowiekiem sprawiedliwym (Mt 1, 19). Nieznany z imienia autor apokryfu, powstałego, jak się przypuszcza, w Galii, w taki właśnie sposób odniósł się do informacji zapisanej na kartach kanonicznej Ewangelii Mateusza: Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego (Mt 1, 18).
Gdy Anioł Gabriel pojawia się przed młodziutką Maryją, by w Nazarecie oznajmić Jej, że Bóg wybrał Ją na Matkę swego Syna, nazywa Ją tajemniczym imieniem kecharitomene. Ten grecki termin oznacza pełną łaski
(Łk 1, 30). Ciekawe, że Biblia wielokrotnie mówi o ludziach wypełnionych Bożą łaską, jednak za każdym razem pojawia się tam fraza złożona z dwóch wyrazów. O Szczepanie na przykład mówi się w Dziejach Apostolskich, że był pełen łaski (Dz 6, 8), jednak Łukasz używa tu sformułowania złożonego z dwóch słów: pleres charitos. Tymczasem w przypadku Maryi ten sam autor sięga po termin, który przypuszczalnie sam wymyślił, aby wyraźnie odróżnić Matkę Jezusa od innych postaci, również obdarzonych łaską. Łukasz z pochodzenia był Grekiem, mógł więc z powodzeniem pozwolić sobie na tworzenie neologizmów.
W opisie Zwiastowania warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden termin – genoito. Maryja sama określa siebie jako służebnicę Pańską (Łk 1, 38). Jej zawołanie: Niech mi się stanie! (gr. genoito; por. Łk 1, 38) nie jest, jak chcieliby niektórzy egzegeci, naznaczone rezygnacją czy wręcz determinacją. Maryja pyta: Jakże się to stanie? (Łk 1, 34), jednak nie jest to pytanie świadczące o powątpiewaniu, braku wiary czy zaufania. Wręcz przeciwnie, to poszukiwanie wiary całkowicie świadomej. Co prawda łacińskie fiat sugerować może pewien odcień zgody podjętej z rezygnacją w tonie „no dobrze, niech już tak będzie”, jednak grecka forma, a więc oryginalna, jest daleka od takiego wydźwięku zgody Maryi. Użyta tu przez Łukasza forma optativus niezwykle rzadko występuje na kartach Nowego Testamentu. Greckie genoito (Łk 1, 38) to radosne zawołanie: „Niech tak będzie! Niech się tak stanie!”, które wyraża ochocze przyjęcie woli Bożej i entuzjastyczne wręcz podjęcie współdziałania z nią. W tym właśnie wyraża się ochoczy duch służby Maryi.
Zaślubiona Józefowi
Zwolennikom fabularnych filmów, ukazujących barwnie wydarzenia związane z narodzinami Jezusa, zwłaszcza oburzenie mieszkańców Nazaretu faktem, że Maryja oczekuje Dziecka, pospieszmy od razu z wyjaśnieniem. Maryja była już zaślubiona Józefowi, a ten był Jej mężem, nikt więc z mieszkańców galilejskiego miasteczka nie powinien się dziwić Jej brzemiennemu stanowi. Raczej składano Jej gratulacje. Tylko Józef miał prawo do oburzenia, zdziwienia, niedowierzania…
W Palestynie czasów Józefa i Maryi małżeństwo zawierano w dwóch etapach. Etap pierwszy, zwany erusin, porównywany jest niekiedy, niezbyt szczęśliwie, do zaręczyn. Małżonkowie mieszkali po nim oddzielnie przez dwanaście miesięcy. Drugi etap zaślubin to uroczyste przeprowadzenie pani młodej do domu pana młodego. Józef i Maryja mieszkali jeszcze osobno, gdy Maryja zaczęła oczekiwać na narodziny poczętego Jezusa. Jednak
dziecko poczęte przed wspólnym zamieszkaniem uważane było za prawowite. Dla historycznej prawdy należałoby wyciąć więc z filmów fabularne kadry ukazujące mieszkańców Nazaretu z kamieniami w rękach wymierzonymi w Maryję.
Fakt, iż Maryja była brzemienna, nie powinien dziwić nikogo ze społeczności Nazaretu, chyba że wszyscy wiedzieli, że to nie Józef był ojcem. Jeśli ktoś miałby rzucić cień podejrzeń na Maryję, to właśnie on. Jednak Józef był człowiekiem sprawiedliwym. Nie rozumiał całej sprawy i postanowił potajemnie oddalić Maryję. Zgodnie z Prawem, powinien Jej wręczyć get, czyli list rozwodowy. Sprawiedliwość Józefa przejawia się najpierw w jego odpowiedzialności w podejmowaniu decyzji. Nie była to zemsta ani odwet za to, co – jak mógł sądzić – wydarzyło się w życiu Maryi. Jego decyzja o odejściu jest wyrazem sprawiedliwości uformowanej przez miłosierdzie. Gdyby pozostał przy decyzji rozstania się z Maryją, mógłby – zgodnie z żydowskim prawem – liczyć na zatrzymanie wiana małżonki, a także na odzyskanie mocharu – ceny, którą zapłacił przy zaślubinach. Względy materialne nie wchodziły tu jednak w grę.
Szczęśliwie boska interwencja skłoniła go do zmiany decyzji. Anielski głos przemawiający we śnie sprawił, że Józef przyjął iście ojcowską postawę. Ku zadowoleniu dzisiejszych zwolenników oniryzmu, zbudziwszy się ze snu, wziął swoją małżonkę do siebie. Tym samym Jezusa uznał za swego Syna. W starożytnym Izraelu panował piękny zwyczaj przyjęcia noworodka do grona rodziny. Ojciec tuż po narodzinach brał dziecko na swe kolana i tym symbolicznym gestem uznawał je za swoje. Przypuścić należy, że tak też postąpił nazaretański cieśla. Kiedy?
Matka Syna Bożego
W około 6 roku przed naszą erą małżonkowie udali się do Betlejem, rodzinnego miasta Józefa. Podróż odbyli w związku ze spisem ludności zarządzonym według Łukasza przez Kwiryniusza, wielkorządcę Syrii. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że spis odbył się za Sencjusza Saturninusa, który był u władzy w latach 8-6 przed Chrystusem. Łukasz wzmiankuje Kwiryniusza prawdopodobnie dlatego, że spis przez niego zarządzony był bardziej znany. I właśnie wtedy, podczas podróży, pewnej nocy pod rozgwieżdżonym niebem w górach Judy rozegrała się ta niezwykła w swej prostocie scena, która zmieniła bieg historii świata. Bóg uśmiechnął się do człowieka i otworzył niebo. Jezus przyszedł na świat. Ciepło matczynych dłoni pokonało chłód skalnej groty. A później wszystko potoczyło się już szybko: śpiewy aniołów, pokłon pasterzy, jasna łuna na niebie i dary wędrujących mędrców. Bóg zamieszkał wśród ludzi.
Maryja była w Judei także kilka miesięcy wcześniej, jeszcze przed narodzinami Jezusa. Podczas odwiedzin Elżbiety – według apokryfów Jej ciotki – wyśpiewała Magnificat, hymn wzorowany na pieśni Anny, która dziękowała Bogu za narodziny Samuela (Łk 1, 46-55; por. 1 Sm 2, 1-10). Możliwe, że już w połowie I stulecia chrześcijanie chwalili Boga w liturgii słowami Maryi. Inne epizody tak zwanej Ewangelii Dzieciństwa skupiają się na Jezusie, choć obecność Maryi, która wszystko rozważa w swym sercu, jest przez Ewangelistów skrzętnie zaznaczana. Tak jest przy pokłonie pasterzy, ucieczce i powrocie Świętej Rodziny z Egiptu oraz odnalezieniu Jezusa, przypuszczalnie tuż przed bar micwą, w jerozolimskiej Świątyni.
Matka Kościoła
Po opisie dziecięcych lat Jezusa Ewangelie wspominają Maryję zaledwie trzykrotnie: jako gościa weselnego w Kanie, słuchaczkę Jezusa pośród tłumu i świadka śmierci własnego Dziecka. Na weselnym przyjęciu Maryja pojawia się nie tyle jako gość, ile jako pośredniczka pomiędzy usługującymi na przyjęciu a samym Jezusem. Dzięki temu między innymi nadano Jej w historii chrześcijaństwa tytuł Pośredniczki łask. Maryja szukająca Jezusa, który naucza tłumy, stała się w dziejach kaznodziejstwa wzorem doskonałego słuchacza słowa Bożego – tego, który nie tylko słucha, lecz także przynosi plon obfity. Pod krzyżem natomiast, gdy usłyszała Oto syn Twój (J 19, 26), stała się Matką Kościoła.
Ta ostatnia scena wrażliwego czytelnika Ewangelii musi przyprawiać o dreszcz. Ernest Hemingway pisał kiedyś: „Życie łamie każdego, a potem niektórzy są jeszcze mocniejsi w miejscu złamania”. Miał rację, pisząc „niektórzy”, bo nie wszyscy. Wielu cierpienie przygniotło tak bardzo, że stracili wiarę w Boga i ludzi, popadli w rozpacz i stali się zgorzkniali. Cierpienie przeżywane bez Boga może stać się nie do uniesienia. Cierpienie przeżywane w bliskości z Nim jest szansą na wewnętrzne umocnienie.
Tę drugą opcję starał się ukazać Michał Anioł, gdy pracował nad Pietą. O rzeźbie, którą podziwiać można w watykańskiej Bazylice św. Piotra, powiedziano, że jest to il più bello pezzo del marmo nel mondo – „najpiękniejszy kawałek marmuru na świecie”. Sam artysta twierdził, że rzeźbiąc, nie czyni nic innego, jak tylko odłupuje niepotrzebne fragmenty kamienia. Gdy się ich pozbędzie, pozostaje czyste piękno od dawna zaklęte w marmurze. Może warto w ten sposób spojrzeć na samych siebie? Odłupać z własnego życia koślawe kawałki zła i grzechu, aby wydobyć – na wzór Maryi – czyste piękno szlachetnego serca…
1 „Forma Maria pochodzi ze zgrecyzowanego hebrajskiego Miriam, Maryam. Etymologicznie imię to łączy się z akkadyjskim słowem mariām – napawa radością”. Por. H. Fros SJ, F. Sowa, Twoje imię, Kraków 2007, s. 398 (przyp. red.).
http://www.zycie-duchowe.pl
****************
Jezus, Charbel, Rita, Józef i spółka – daj świadectwo
Piotr Żyłka / DEON.pl
(fot. aj)
Jeżeli Pan Bóg zrobił dla Ciebie coś niesamowitego, to nie powinieneś tego zatrzymywać tylko dla siebie. Takimi rzeczami trzeba się dzielić. Teraz możesz zrobić to w bardzo prosty sposób.
Dawanie świadectwa jest chyba najskuteczniejszą formą budowania się wzajemnie w wierze, inspirowania się do jej pogłębiania i zachęcania tych, którzy z różnych powodów oddalili się od Kościoła do tego, że być może to całe chrześcijaństwo ma może jednak jakiś sens.
Jakiś czas temu zaprosiliśmy Was do złożenia świadectwa, że miłość i wierność ma sens. Że ma sens, aż do takiego stopnia, że warto poczekać z oddaniem całego siebie ukochanej osobie do ślubu. Mówiąc krótko, poprosiliśmy Was o przesłanie świadectw, które będą odpowiedzią na pytanie: “Dlaczego z seksem warto poczekać do ślubu?”.
Wasze zaangażowanie przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Dostaliśmy od Was mnóstwo świadectw, które opublikowaliśmy i wciąż publikujemy. Z kolei od osób, które przeczytały nadesłane świadectwa otrzymaliśmy wiele podziękowań za pokazanie różnych, prawdziwych historii, które stały się dla nich pomocą, inspiracją i skłoniły ich do refleksji.
Bóg nie umarł, jest żywy i chce działać w naszym życiu. Na bardzo różny sposób. Wielu z nas tego doświadcza i chce się tym dzielić z innymi. Z tego powodu postanowiliśmy wzmocnić na DEON.pl dział poświęcony Waszym świadectwom, a także stworzyliśmy specjalny mechanizm, który pozwoli Wam w bardzo prosty sposób przesyłać do nas Wasze świadectwa (patrz – przycisk/formularz “Daj świadectwo” na samym dole tego artykułu).
Dlatego:
- jeśli doświadczyłeś skutecznego wsparcia za wstawiennictwem któregoś ze świętych (często mówicie o Charbelu, Ricie, Józefie, Antonim itd.)
- jeśli doświadczyłeś uzdrowienia (fizycznego, duchowego)
- jeśli Bóg dokonał w Twoim życiu duchowym jakiegoś przełomu
- jeśli doświadczyłeś od Niego wsparcia w trudnej – a może nawet beznadziejnej – sytuacji (życiowej, rodzinnej, zawodowej, materialnej)
- jeśli wymodliłeś/aś sobie wymarzoną żonę, męża, dziecko
- jeśli udało Ci się zbudować relację opartą na wierności, czystości i pięknej miłości (mimo, że często zachęca się nas, żeby robić inaczej)
- jeśli Bóg zadziałał w Twoim życiu przez konkretnych ludzi albo sytuacje
- albo jeśli w Twoim życiu wydarzyło się cokolwiek innego, czym dzieląc się, możesz zainspirować innych…
…to nie zastanawiaj się dłużej, tylko siadaj i pisz. Nie każ się prosić. Po prostu daj świadectwo!
Kilka praktycznych informacji: 1) Aby dodać świadectwo naciśnij przycisk “Daj świadectwo” 2) Kiedy to zrobisz, wyświetli Ci się formularz dodawania świadectwa 3) Jeżeli chcesz, żeby Twoj świadectwo zostało opublikowane z Twoim imieniem i nazwiskiem wpisz je w odpowiednim polu (ale jeśli chcesz pozostać anonimowy, wpisz po prostu tylko swoje imię albo pseudonim).
Miłowanie – moc wrodzona
21 sierpnia 2015, autor: Krzysztof Osuch SJ
„Wcale nie jest tak, że dopiero dane nam przez Boga przykazanie niejako wymusza na nas miłość do Boga. Zdolność miłowania dana jest nam podobnie jak np. zdolność widzenia; mamy oczy i widzimy. Podobnie mamy serce i miłujemy. Inaczej mówiąc, „w samej naturze człowieka spoczywa pewna siła umysłu, […] zdolność oraz konieczność miłowania” – św. Bazyli Wielki.
Zbliżył się także jeden z uczonych w Piśmie i zapytał Go: Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań? Jezus odpowiedział: Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych. Rzekł Mu uczony w Piśmie: Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznieś powiedział, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary. Jezus widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: Niedaleko jesteś od królestwa Bożego. I nikt już nie odważył się więcej Go pytać (Mk 12,28b-34).
Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał, wystawiając Go na próbę: Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe? On mu odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy (Mt 22, 34-40).
Bolesny rozdźwięk
Wymowa powyższego słowa Bożego jest jasna i jednoznaczna. Nie ma wątpliwości, że „pierwsze ze wszystkich przykazań” brzmi tak:
Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą.
Gdy słyszymy, jak wielka i całkowita powinna być nasza miłość do Pana Boga, to zadajemy sobie pytanie, czy my rzeczywiście tak właśnie Boga miłujemy. Niestety, wszyscy doświadczamy bolesnego rozdźwięku między tym, co nawet „teoretycznie” wyznajemy i uznajemy jako słuszne, a tym, co faktycznie czynimy. Niekiedy z powodu tego rozdźwięku ogarnia nas poczucie bezsilności i zwątpienie.
- Wiele „rzeczy” musi się złożyć w jedną całość, byśmy przezwyciężyli wspomniany rozdźwięk i żyli według tak totalnej miary w miłowaniu Boga. Jedną z takich rzeczy jest jak najdobitniejsze zdanie sobie sprawy z tego, że Bóg kocha nas jako absolutnie pierwszy, że Jego miłość do nas jest uprzedzająca, bezwarunkowa, bezgraniczna i wspaniała. Jeśli taka jest miłość Boga Stwórcy i Ojca do nas, to jakże łatwo jest „przystać” na zaleconą nam przez Jezusa skalę miłowania Boga Jedynego.
Tę (niby dobrze znaną) prawdę o tym, że miłowani jesteśmy zawsze uprzedzająco i bosko, chciałbym wyrazić w sposób (jak ufam) bardziej świeży i oby bardziej olśniewający.
Nie proś Boga o miłość do ciebie
Mamy w pamięci gorącą zachętę Jezusa, by prosić naszego Ojca w niebie o różne dary.
- Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam (Mt 7, 7).
Na tle tak drogiej nam rady i zachęty Jezusa chciałbym zapytać: czy jest może jakiś wielki, a może nawet największy dar Boga Ojca, o który wcale nie trzeba prosić, gdyż jest on nam dany uprzedzająco i niezawodnie?
Pewno łatwo i trafnie odpowiemy, że takich darów otrzymywanych już przez nas bez proszenia spotykaliśmy w naszym życiu dużo, bardzo dużo. Pierwszym z nich jest życie, istnienie. Jest nim także cały Wszechświat, woda, słońce, powietrze, którym oddychamy.
Chcę jednak wskazać na dar naprawdę największy, a przy tym taki, że nie trzeba o niego zbiegać, prosić czy „przekonywać” Boga, by zechciał nam go dać.
- Tym darem jest Miłość Boga Ojca do każdego człowieka, do każdej i każdego z nas!
- Naprawdę, jest to czysty dar Boskiej Miłości.
- Naprawdę, nie muszę prosić o to, by Pan Bóg mnie miłował!
Nie ma takiej potrzeby, gdyż miłość Boga Ojca jest nam zaofiarowana odwiecznie, uprzedzająco i w sposób nieodwołalny. W świetle całego Bożego Objawienia wolno nam do siebie odnieść te słowa zapisane u Jeremiasza:
Ukochałem cię odwieczną miłością, dlatego też zachowałem dla ciebie łaskawość (Jr 31, 3).
Zdać sobie z tego sprawę, to przeżyć prawdziwą rewelację, to patrzeć, jak odsłania się nam „Coś”, co jest Najważniejsze.
Żeby było dobitniej powiedziane, powtórzę to jeszcze raz, że owszem warto i należy prosić Boga Ojca o wiele różnych darów (choćby tak jak podpowiada nam to Modlitwa Pańska), ale całkiem zbędne, zbyteczne, niepotrzebne jest proszenie Boga Ojca o to, by On … zaczął mnie miłować, cenić, sprzyjać mi, darzyć mnie sympatią.
… Proszę się takim proszeniem (i o to) nie zajmować.
- Na takie proszenie „szkoda czasu”. Na taki dar nie trzeba też w ogóle czekać jako na coś, co może Pan Bóg da, a może (kapryśnie) nie da czy być może da wszystkim innym, ale mnie na pewno pominie.
Bliźni kochany tak samo
Kiedy trochę nasycę się powyższą rewelacją, to powinienem (nawiązując także do przytoczonych na samym początku słów Jezusa) przeżyć jeszcze jedną rewelację, jeszcze jedno podobne olśnienie. – Czym?
Tym, że mój bliźni (i to każdy, bez najmniejszego wyjątku) też nie musi prosić swego Stwórcę i Ojca o to, by Ten zechciał Go miłować, cenić czy by „wreszcie” zaczął mu być życzliwy…
- Mój bliźni otrzymuje to samo, co ja, choć oczywiście w sposób jedyny, niepowtarzalny (i w tym sensie różny ode mnie). Mój bliźni też jest miłowany za darmo, uprzedzająco, odwiecznie, aktualnie, nieodwołalnie.
To w świetle dwóch olśnień dają się świetnie rozumieć (i pełnić) te dwa, sprzężone ze sobą przykazania:
Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
Co trzeba tu jeszcze „domyśleć”, dopowiedzieć?
Zgodziwszy się z tym, co dotąd powiedziane, chciejmy jeszcze zauważyć, że owszem jest jednak pewna wielka łaska, wielki Boży dar, o który winniśmy prosić usilnie, gorąco i (niejako aż) do skutku.
Uzdolnieni, ale prośmy o więcej
Uzdolnienie nas do miłowania Boga, który tak bardzo, bosko, nas miłuje, jest czymś, co już mamy, a jednocześnie czymś, co może być stale więcej przydawane – na miarę naszych gorących pragnień i próśb!
Pewno jest tak, że nasza miłość do Boga rośnie w nas w miarę, jak poznajemy, że Bóg nas miłuje i jak bardzo nas miłuje.
Taki proces ciągłego wzrastania naszej miłości do Boga jest możliwy dzięki temu, że Bóg złożył w nas zdolność do miłowania i że On sam może ją w nas doskonalić.
Dopełnieniem rozważania niech będą słowa św. Bazylego Wielkiego, który zapewnia, że „mamy w sobie wrodzoną moc miłowania”.
„Miłości Boga, pisze on, nie nabywa się na drodze poznawania przykazań”. Wcale nie jest tak, że dopiero dane nam przez Boga przykazanie niejako wymusza na nas miłość do Boga. Zdolność miłowania dana jest nam podobnie jak np. zdolność widzenia; mamy oczy i widzimy. Podobnie mamy serce i miłujemy. Inaczej mówiąc, „w samej naturze człowieka spoczywa pewna siła umysłu, […] zdolność oraz konieczność miłowania […] Zanim otrzymaliśmy przykazanie miłowania Boga, już wcześniej, od urodzenia, została nam dana moc i umiejętność miłowania. Nie osiąga się jej przez przekonywanie od zewnątrz, ale każdy może się jej nauczyć w sobie i przez siebie samego. Z natury bowiem pragniemy tego, co piękne i dobre, nawet jeśli nie dla wszystkich to samo wydaje się dobre i piękne. Podobnie też nie potrzebujemy, aby ktoś uczył nas miłości do rodziców i krewnych, spontanicznie zaś okazujemy życzliwość tym, którzy nam dobrze czynią. A cóż bardziej – pytam – godne jest podziwu od Bożego piękna? Cóż bardziej radosnego i ujmującego niż rozważanie majestatu Boga? Czyż jest jakieś pragnienie duszy tak gwałtowne i mocne jak to, które Bóg wlewa do duszy oczyszczonej z wszelkiego grzechu i wołającej: “Zraniona jestem miłością”? Niewypowiedziany w ogóle i niewysłowiony jest blask Bożego piękna”.
Miłować od zaraz
Uradujmy się tym, że jest w nas nie tylko zdolność, ale i konieczność miłowania!
„Zanim otrzymaliśmy od Boga” przykazanie miłowania, „wcześniej jeszcze otrzymaliśmy odeń zdolność i moc” do wypełnienia tegoż przykazania. Dzięki tej zdolności potrafimy dostrzegać cenne dobro i piękno, które jest – w Bogu, w bliźnich i w nas samych, a także we wszystkich stworzeniach!
- Nie mówmy zatem, że nie jesteśmy zdolni do miłowania i że jesteśmy całkiem bezsilni!
- Nie narzekajmy „jak gdyby wymagano od nas czegoś niezwykłego”.
- A kiedy już miłujemy, to nie wynośmy się, „jak gdybyśmy ofiarowywali więcej, niż otrzymaliśmy”.
Na wszelki wypadek dodam, że powyższe stwierdzenia św. Bazylego nie powinny osłabiać naszych gorących pragnień i próśb o to, by Ojciec i Syn posyłali do naszych serc Ducha Świętego, który rozlewa miłość w naszych sercach (por. Rz 5, 5).
Nie powinniśmy też zwlekać z miłowaniem, wątpiąc, czy mamy już tę zdolność miłowania, czy może jeszcze nie. Mamy ją na pewno. I to właśnie pięknie pokazuje św. Bazyli, twierdząc, że „mamy w sobie wrodzoną moc miłowania”. Odwołujmy się do wrodzonej mocy miłowania i miłujmy od zaraz.
o. Krzysztof Osuch SJ
http://osuch.sj.deon.pl/2014/08/23/wrodzona-moc-milowania/
**********
Krzysztof Osuch SJ pisze:
Poniższy fragment z ON i ja znakomicie konkretyzuje MIŁOŚĆ do BOGA:
– 1948 – 9 września. – Panie, dręczę mój umysł by Cię pokochać i nie umiem Cię kochać.
– „Jestem prosty.
Miłuj Mnie po prostu: kiedy Mnie umieszczasz w swej myśli z żalem, że nie umiesz tego robić lepiej, kochasz Mnie;
kiedy działasz bardziej z obowiązku niż z upodobania, kochasz Mnie;
kiedy umniejszasz się we własnych oczach i wobec innych, kochasz Mnie;
kiedy chcesz się modlić i opłakujesz roztargnienia, które cię opanowują, kochasz Mnie;
kiedy szukasz słów nie wyrażając swych pragnień, kochasz Mnie;
kiedy przepraszasz za słowo, które rani;
kiedy sprawiasz przyjemność, aby Mnie sprawić przyjemność;
kiedy nie myślisz już o sobie i usiłujesz iść za Mną;
kiedy próbujesz już opuścić wszystko, jak w dniu śmierci;
kiedy posyłasz swoją myśl między aniołów i świętych, jakby uprzedzając swoje przyjście;
i kiedy wieczorem przywołujesz swoje jutrzejsze rano, które nas połączy – wtedy kochasz Mnie.
A różni się to bardzo od tego, co uważasz, że powinnaś czynić, by dojść do umiłowania Mnie.
O, córeczko, ze swą budzącą się miłością powoli stawaj się coraz prostsza w mojej Obecności;
wiesz dobrze, że jestem tu zawsze”. – t. III nr 183
http://osuch.sj.deon.pl/2014/08/23/wrodzona-moc-milowania/
*********
Gorąco polecam wykład (prelekcję) ks. Sławomira Kostrzewy: PRAWDZIWA HISTORIA o DZIEWCZYNCE, KTÓRA ROZMAWIA Z JEZUSEM
Film zamieszczony na YT 17.08.2015 obejrzało już 25 110
Jezus Chrystus objawia się nie tylko świętym, ale i dzieciom. Posłuchaj historii o siedmioletniej Oli, której Jezus objawia się po to, by przypomnieć dorosłym o potrzebie ochrony dzieci i ocalenia w nich zdolności do miłości Boga i ludzi.
************
CAŁY, CAŁA
(Mt 22,34-40)
Gdy faryzeusze dowiedzieli się, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, zapytał, wystawiając Go na próbę: Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe? On mu odpowiedział: Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy.
Te tekst wydaje się być taki już oczytany, taki znamy, że być może nie robi na nas żadnego wrażenia. Miło się go słucha czy czyta. Tak trudno wydobyć z niego coś nowego, a na pewno coś, co ma stać się żywym ogniem rozpalającym serce. A jednak spróbujmy – niech nas poprowadzi Duch Boży.
Jezus wypowiada te słowa do faryzeuszy, którzy czują się w pewnym sensie ważniejsi od saduceuszy czy też w ogóle innych ludzi. Mam takie wrażenie jakby w tym momencie cieszyli się z porażki innych. I wtedy właśnie kiedy chcą wystawić Jezusa na próbę, a może nawet narazić na kompromitację czy wywołać prowokację On odpowiada, a ta odpowiedź staje się czymś najgenialniejszym na świecie. Jezus daje prostą odpowiedź, bo wypowiada słowa, które każdy Żyd zna prawie od dziecka. Mówi o miłości. Gdy pytany jest o Prawo mówi o miłości. Ta miłość do Boga, drugiego i siebie samego jest największym Prawem człowieka.
Kochaj Boga – całym sercem, duszą, umysłem. Kochaj Boga wszystkim co masz. Kochaj Boga z tym wszystkim co masz. Kochaj Boga taki jaki jesteś. Nie czekaj na swoje nawrócenie już teraz zacznij Go kochać. Z całym dorobkiem życia. Kochaj z tym jaki dziś jesteś i jak się dziś czujesz. Czy czujesz się jak parszywa świnia lub jak skowronek – kochaj Boga. Nie wybieraj tych momentów, gdy kochasz lub chcesz kochać. Z nadzieją na lepsze i z goryczą w sercu – kochaj Boga. Nie ma nic lepszego niż takie kochanie. Nie ma nic piękniejszego niż to co teraz przeżywasz i powiedzenie sobie, ale przede wszystkim Bogu – Boże, kocham Cię. Powiedz Mu to dziś z największą czułością.
Kochaj drugiego jak siebie. Kochaj tak jakbyś chciał, by inni cię kochali. Kochaj i dawaj to, co sam byś chciał otrzymać. Mów to, co sam byś chciał usłyszeć. Nie czekaj aż ktoś to zrobi pierwszy. Ty zawsze bądź pierwszy w miłości. Pierwszy przebaczaj i pierwszy proś o przebaczenie. Nie czekaj aż się ty zmienisz czy drugi człowiek. Kochaj z całych sił. Kochaj całym sobą. Kochaj całego i bez wybrzydzania czy wybierania. Kochaj tak, żeby cały świat patrzył na ciebie i od ciebie uczył się miłości. Kochaj i nie patrz na innych. Kochaj cały i całego.
Tylko ten kto poczuł się kochany przez Boga może tak na serio i bez ściemniania kochać. Kto poczuł rany swojego grzechu i doświadczył ogromniej czułości Boga w tym momencie – jest w stanie kochać. Kto doświadczył mocy przebaczenia potrafi kochać.
I na koniec. Dziś zobaczyłem zdanie, które Piotrek Żyłka napisał na facebooku: „Boga nie interesuje zbytnio, czy w Niego wierzymy. Bardzo Mu jednak zależy, byśmy Go kochali”. I tak sobie pomyślałem, że to jest genialne. Bo w chrześcijaństwie nie chodzi o to, co my tam mówimy czy robimy, ale czy kochamy. Jeżeli mówię, nauczam, głoszę kazania, wygłaszam rekolekcje czy prowadzę lekcje – czy ja w tym kocham Boga? Dalej idąc czy jak kocham tych do których wypowiadam słowa? Jeżeli nie to wszystko psu na budę – lepiej nic nie mówić. W tym momencie milczenie będzie najlepszym moim kazaniem. Czy ja idąc w niedzielę do kościoła lub jak rano czy wieczorem klękam do modlitwy myślę ile czasu spędzić i co jeszcze odprawić, odbębnić (bo tyle zobowiązań modlitewnych) czy myślę, że idę się spotkać z moją Miłością? Gdy sprzątam dom czy gotuje obiad lub może siedzę długo w pracy – czy potrafię w tym wszystkim kochać Boga?
Gdy kocham to prawo przestaje istnieć. Gdy kocham przestają istnieć nakazy i zakazy. Gdy kocham to wiem, że nigdy nikogo nie skrzywdzę. Gdy czuję się kochany to wiem, że jedyną na to odpowiedzią jest miłość.
Dobrzy ludzie – powiedzcie dziś jak największej liczbie osób o tym kim oni dla was są. Powiedz, odważ się dziś powiedzieć: kocham cię. Odważ się i spraw, że ktoś kto może dziś ma ciężko poczuje się potrzebny. Daj komuś uśmiech. Zostaw złości i pierwszy podaj dłoń. Bądź dziś pierwszy. Miłość jest zawsze pierwsza. Pycha jest ostatnia.
http://marekcssr.blog.deon.pl/2015/08/21/caly-cala/
*********
Dodaj komentarz