Słowo Boże na dziś – 24 marca 2015r. – wtorek – 30 dzień Wielkiego Postu

Myśl dnia

Miej o sobie mniemanie dobre, lecz w pychę nie wpadaj!

św. Grzegorz z Nazjanzu

WTOREK V TYGODNIA WIELKIEGO POSTU
PIERWSZE CZYTANIE (Lb 21,4-9)
Wąż miedziany znakiem ocalenia
Czytanie z Księgi Liczb.

Od góry Hor szli Izraelici w kierunku Morza Czerwonego, aby obejść ziemię Edom; podczas drogi jednak lud stracił cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: „Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm mizerny”.
Zesłał przeto Pan na lud węże o jadzie palącym, które kąsały ludzi tak, że wielka liczba Izraelitów zmarła. Przybyli więc ludzie do Mojżesza, mówiąc: „Zgrzeszyliśmy szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do Pana, aby oddalił od nas węże”. I wstawił się Mojżesz za ludem.
Wtedy rzekł Pan do Mojżesza: „Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony, jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu”. Sporządził więc Mojżesz węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu.

Oto słowo Boże.

PSALM RESPONSORYJNY (Ps 102,2-3.16-18.19-21)

Refren:Wysłuchaj, Panie, mojego wołania.

Panie, wysłuchaj modlitwę moją, *
a wołanie moje niech do Ciebie przyjdzie.
Nie ukrywaj przede mną swojego oblicza +
w dniu mego utrapienia. *
Nakłoń ku mnie Twego ucha, +
w dniu, w którym Cię wzywam, szybko mnie wysłuchaj! *

Poganie będą się bali imienia Pana, *
a Twej chwały wszyscy królowie ziemi,
bo Pan odbuduje Syjon +
i ukaże się w swym majestacie, *
przychyli się ku modlitwie opuszczonych +
i nie odrzuci ich modłów. *

Należy to spisać dla przyszłych pokoleń, *
lud, który się narodzi, niech wychwala Pana.
Bo spojrzał Pan z wysokości swego przybytku, +
popatrzył z nieba na ziemię, *
aby usłyszeć jęki uwięzionych, +
aby skazanych na śmierć uwolnić. *

ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

Ziarnem jest słowo Boże, siewcą zaś Chrystus;
każdy, kto Go znajdzie, będzie trwał na wieki.

Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.

EWANGELIA (J 8,21-30)

Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, poznacie, że Ja jestem

Słowa Ewangelii według świętego Jana.

Jezus powiedział do faryzeuszów: „Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie”.
Rzekli więc do Niego Żydzi: „Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?”
A On rzekł do nich: „Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich”.
Powiedzieli do Niego: „Kimże Ty jesteś?”
Odpowiedział im Jezus: „Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego”. A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu.
Rzekł więc do nich Jezus: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”.
Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.

Oto słowo Pańskie.

 

*************************************************************************************************************************************

KOMENTARZ

 

 

Zaprosić Jezusa

Osoba, która działa w imię Jezusa i Jego mocą, nigdy nie pozostanie sama. Bóg wie, że sami z siebie, zwłaszcza w obliczu walki duchowej, będziemy skazani na porażkę. Dlatego potrzebujemy wstawiennictwa Syna Bożego. Nie powinniśmy się bać prosić naszego Boskiego Mistrza o szczególną opiekę, zwłaszcza wtedy, gdy wypowiadamy walkę grzechowi. Jezus przecież po to przyszedł na świat, aby przywrócić światu pełną jedność z Bogiem Ojcem. Tę jedność będzie także przywracał w naszych sercach, oczywiście jeżeli mu na to pozwolimy i zaprosimy Go, aby wkroczył w nasze życie.Panie, całą moją nadzieję składam w Twoje ręce. Ufam Ci i wierzę, że w obliczu grzechu, Ty przyjdziesz mi z pomocą i mnie ochronisz od jego wpływu.

Rozważania zaczerpnięte z „Ewangelia 2015”
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła

 

http://www.paulus.org.pl/czytania.html

********

Św. Atanazy Wielki (295-373), biskup Aleksandrii i doktor Kościoła
O Wcieleniu Słowa, 21-22

 

„Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem”
 

Ktoś mógłby zapytać, jeśli Chrystus miał wydać za wszystkich swoje ciało na śmierć, to dlaczego nie opuścił śmiertelnej powłoki zwyczajnie, jak człowiek, lecz pozwolił się ukrzyżować? Ponieważ można by powiedzieć, że byłoby bardziej stosowne dla Niego złożyć ciało w godności, niż wycierpieć obrazę takiej śmierci. Ten zarzut jest zbyt ludzki: to, co przydarzyło się Zbawicielowi, jest naprawdę boskie i godne Jego boskości, z kilku powodów.

Przede wszystkim, ponieważ ludzie doświadczają śmierci ze względu na słabość ich natury. Ich ciała nie mogą żyć długo, słabną z czasem. Przytrafiają im się choroby i umierają, utraciwszy siły. Ale Pan nie jest słaby, jest Mocą Bożą, jest Słowem Bożym i Życiem w sobie. Gdyby złożył swoje ciało w zaciszu, na łóżku, na sposób ludzki, pomyślano by…, że nie miał w sobie nic innego, niż zwykli ludzie… Nie wypadało, żeby Pan był chory, skoro uzdrawiał choroby innych…

Dlaczego zatem nie odsunął śmierci, jak odsuwał choroby? Ponieważ właśnie dlatego posiadał ciało i po to, żeby nie krępować zmartwychwstania… Ale, powie ktoś, przecież mógł uniknąć zasadzki wrogów i zachować nieśmiertelne ciało. Niech się zatem dowie, że to też nie odpowiadało Panu. Podobnie jak nie było godne Słowa Bożego, będącego Życiem, zadanie sobie samemu śmierci z własnej inicjatywy, podobnie nie wypadało uciekać przed śmiercią, zadaną przez innych… Taka postawa wcale nie oznaczała słabości Słowa, ale pozwalała Go poznać jako Zbawiciela i Życie. Zbawiciel nie przyszedł doświadczyć swojej własnej śmierci, ale śmierci ludzi.

*********

*********

#Ewangelia: Co zrobić, aby dobrze umrzeć…

Mieczysław Łusiak SJ

(fot. shutterstock.com)

Jezus powiedział do faryzeuszów: “Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie”.
Rzekli więc do Niego Żydzi: “Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?” A On rzekł do nich: “Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich”.
Powiedzieli do Niego: “Kimże Ty jesteś?” Odpowiedział im Jezus: “Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego”. A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu.
Rzekł więc do nich Jezus: “Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”. Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego. (J 8, 21-30)

 

Rozważanie do Ewangelii

 

Pomrzeć w grzechach… Czy może być coś gorszego? Człowiek, który umiera w grzechach, odchodzi z tego świata z poczuciem zmarnowanego życia, odchodzi jako przegrany, odchodzi pozbawiony wszelkiej satysfakcji z czasu spędzonego na ziemi. Aby nas przed tym uchronić, Jezus przyszedł na świat i umarł za nasze grzechy. Możemy jednak zignorować Jego przyjście i odkupienie win, które On nam daje. Wtedy skazujemy siebie na “śmierć w grzechach”.
Wiara w Jezusa powoduje, że odzyskujemy niewinność i że stajemy się silniejsi w walce z grzechem. Przez przyjaźń z Jezusem wchodzimy w nowy świat – świat dobra. Tylko życie w takim świecie może uczynić nas szczęśliwymi. Umrzemy wszyscy, ale możemy wybrać: śmierć w grzechach, lub śmierć w Bogu.

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/pismo-swiete-rozwazania/art,2376,ewangelia-co-zrobic-aby-dobrze-umrzec.html
********

Na dobranoc i dzień dobry – J 8, 21-30

Na dobranoc

Mariusz Han SJ

(fot. *TonoT / Foter / Creative Commons Attribution-NonCommercial-NoDerivs 2.0 Generic / CC BY-NC-ND 2.0)

Nie z tego świata…

 

Światłość wobec ciemności
Jezus powiedział do faryzeuszów: Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie. Rzekli więc do Niego Żydzi: Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?

 

A On rzekł do nich: Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich. Powiedzieli do Niego: Kimże Ty jesteś?

 

Odpowiedział im Jezus: Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego. A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu.

 

Rzekł więc do nich Jezus: Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba. Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.

 

Opowiadanie pt. “O ludziach i korzeniach”
Pouczająca jest ta scena z Małego Księcia, w której Mały Książę przechodząc przez pustynię, spotkał nagle samotny kwiat… nędzny kwiat o trzech płatkach.

 

Dzień dobry – powiedział Mały Książę. Dzień dobry – odrzekł kwiat. – Gdzie są ludzie? – grzecznie zapytał Mały Książę. Kwiat widział kiedyś przechodzącą karawanę, więc odpowiedział: “Ludzie? Jak sądzę, istnieje sześciu czy siedmiu ludzi. Widziałem ich przed laty. Lecz nie wiadomo, gdzie można ich odnaleźć. Wiatr nimi miota. Nie mają korzeni – to jest bardzo niedobrze dla nich”.

 

Refleksja
Niezrozumiene drugiej osoby nie zawsze wynika z uprzedzeń. Nie rozumiemy często tego, co kto do nas mówi i zakładamy, że nie są to rzeczy ważne i istotne dla naszego życia. Pozbawiamy się przez to wiedzy, która może ułatwić nam codzienne życie. Coś, co mogło być pomocą, pomijane jest i znika w otchłani banałów. Tymczasem jedno pytanie mogłoby zmienić nasze podejście do nie tylko naszego życia, ale przee wszystkim życia innych ludzi…

 

Jezus poprzez rozmowę próbował przekonywać do swoich racji. Nie tylko zadawał pytania, ale również odpowiadał na ludzkie dylematy. Nie każdy rozumiał, co do niego Jezus mówił. Nie jeden został zawstydzony potem poczuciem własnej arogancji i pychy. Wielu odeszło smutnych i ze złością w sercu. Wielu jednak było i takich, którzy uwierzyli w każde słowo, które On wypowiedział. Uwierzyli i w ten sposób ich życie zminiło się na lepsze. Jakże ważne jest zatem słuchanie i wsłuchiwanie się w to, co mówi i chce nam przekazać drugi człowiek…

 

3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Dlaczego są w nas uprzedzenia?
2. Jak przekonywać do swoich racji?
3. Dlaczego nasze słowo ma tak wielką moc?

 

I tak na koniec…
Zdrowy rozsądek to zbiór uprzedzeń nabytych do osiemnastego roku życia (Albert Einstein)

http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,590,na-dobranoc-i-dzien-dobry-j-8-21-30.html

 

***************************************************************************************************************************************

ŚWIĘTYCH OBCOWANIE

24 MARCA

*********

Święta Katarzyna Szwedzka, zakonnica

Święta Katarzyna Szwedzka Katarzyna urodziła się w 1330 r. jako druga córka św. Brygidy i księcia Ulfa Gudmarssona. W dzieciństwie oddano ją do internatu cysterek w Riseberg, gdzie otrzymała pełne wykształcenie i religijne wychowanie. Po powrocie z klasztoru została wydana za szlachetnego rycerza, Edgarda z Kyren. Oboje złożyli ślub dozgonnej czystości.
W roku 1350 św. Katarzyna udała się wraz z matką, św. Brygidą Szwedzką (współpatronką Europy), do Rzymu z okazji roku jubileuszowego dla zyskania odpustu zupełnego. Podczas pielgrzymowania otrzymała wiadomość o śmierci męża. Pozostała więc z matką w Rzymie, oddana dziełom pobożnym i miłosiernym. Przez 25 lat pomagała także św. Brygidzie w założeniu i utrwaleniu nowej rodziny zakonnej, brygidek. Z matką odbywała równocześnie pielgrzymki do różnych miejsc świętych. W roku 1373 na rękach Katarzyny Brygida pożegnała życie doczesne, wyczerpana bardzo nużącą pielgrzymką do Ziemi Świętej. Kiedy Katarzyna wiozła relikwie matki do Szwecji, przejeżdżała także przez polskie Pomorze.
W 1375 roku Katarzyna wstąpiła do klasztoru brygidek w Vadstena, gdzie złożyła relikwie św. Brygidy. Dla niewiadomych przyczyn niebawem opuściła jednak ten klasztor i powróciła do Rzymu. Zamieszkała w tym samym domu, w którym przedtem mieszkała z matką. Równocześnie podjęła starania o jej kanonizację. Nie dożyła jej wprawdzie, ale nastąpiła ona niedługo po jej śmierci, bo w roku 1391. Niemniej żarliwie zabiegała Katarzyna o zatwierdzenie zakonu brygidek. Doczekała się tego, gdy papież Urban VI wydał w tej sprawie dekret w 1378 roku.
Tymczasem klasztor w Vadstena, pozbawiony energicznego kierownictwa, zaczął się chylić ku upadkowi. Katarzyna powróciła więc do Szwecji, by ponownie stanąć na jego czele. Niestety, wkrótce po jej przybyciu, 24 marca 1380 r. zabrała ją z ziemi nagła śmierć.
Według podania Katarzyna miała ocalić swoimi modłami Rzym w czasie gwałtownego wylewu rzeki Tybr. Legenda ta jest przedstawiona plastycznie na ścianie kaplicy-domu, który Katarzyna przez szereg lat zamieszkiwała z matką, a później sama. Podobnie jak jej matka, Katarzyna doznawała objawień.
Liczne łaski, jakie wierni otrzymali przy grobie św. Katarzyny w Vadstena, skłoniły naród szwedzki do starania się o jej kanonizację. Przejście Szwecji na protestantyzm przerwało te starania. Kult ostatecznie zatwierdził papież Innocenty VIII, kiedy zezwolił na uroczyste przeniesienie relikwii Katarzyny 1 sierpnia 1489 roku. Kiedy pojawił się protestantyzm, zaczęto niszczyć ślady katolicyzmu i wówczas zaginęły bezpowrotnie relikwie św. Katarzyny. Obecnie (od roku 1895) dom św. Brygidy i św. Katarzyny w Rzymie jest w posiadaniu karmelitanek. Katarzyna jest patronką Szwecji, a także ludzi dotkniętych niepowodzeniami.

W ikonografii Święta ukazywana jest z kielichem w dłoni.

http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/03-24.php3

Żywot świętej Katarzyny Szwedzkiej

(Żyła około roku Pańskiego 1378)

 

Katarzyna była córką księcia szwedzkiego Ulfona i świętej Brygidy, którą dla świętości i licznych objawień sławi wszystek Kościół. Zaledwie zaczęła mówić, odmawiała ze złożonymi rączkami “Zdrowaś Maryja”, a gdy się nauczyła czytać, z wielką pobożnością odmawiała Godzinki o Najświętszej Pannie.

W rysaberieńskim klasztorze żeńskim otrzymała Katarzyna dobre, religijne wychowanie i naukowe wykształcenie, a wyrósłszy na kwitnącą dziewicę, chciała tam pozostać jako oblubienica Chrystusa, podczas gdy ojciec nakłaniał ją do oddania ręki szlachetnemu młodzieńcowi Edgardowi. W smutnym tym położeniu uklękła Katarzyna z bijącym sercem i zapłakanymi oczyma przed Jezusem Chrystusem, swym oblubieńcem, i przed Maryją, swą najmilszą i najsłodszą Matką, prosząc o obronę dziewictwa. Modlitwa jej została wysłuchana, gdyż w dzień zaślubin Edgar przyrzekł, że uszanuje jej dziewictwo i zaręczył, że będzie dla niej tylko kochającym bratem. Aby się oprzeć pokusie i stawić czoło nieprzyjacielowi czystości, modlili się wiele, pościli ściśle, czuwali większą część nocy i nawet w najostrzejszą zimę sypiali na gołej podłodze. Były to więc dwie lilie, które na roli stanu małżeńskiego przecudnie kwitły, a które przed oczyma Boga wszędzie obecnego w czystości błyszczały, bliźnich zaś wzmacniającym zapachem cnoty i dobrym przykładem rozweselały.

Ponieważ przesada w ubiorze i stosowanie się do mody jest także pewnym rodzajem nieskromności, przeto Katarzyna mimo niezwykłej urody ubierała się bardzo skromnie w szaty zwykłego kroju. Chociaż w kołach, w których się obracała, szyderczo na to patrzono, Katarzyna miała to zadosyćuczynienie, że wiele zacnych pań poszło za jej przykładem, wyłamując się z niewoli mody, częściej szpecącej aniżeli zdobiącej człowieka. Jedynie własna krewna nie chciała wysłuchać jej próśb, ale gdy pewnego razu klęczała z Katarzyną przed obrazem Matki Boskiej, wpadła w sen, w którym ukazała się jej Maryja pełna łaskawości, a jednak gniewnie na nią patrząca. Przestraszona zapytała ją o przyczynę gniewu i otrzymała odpowiedź: “Czemuż nie idziesz za przykładem i nie usłuchasz próśb Mej ukochanej córki? Zmień na jej wzór zwyczaje i odzienie, a wtenczas łaskawie na ciebie spojrzę”. Odtąd owa krewna poprawiła się.

Po śmierci męża podjęła Brygida z natchnienia Boskiego pielgrzymkę do Rzymu. Za pozwoleniem męża towarzyszyła jej Katarzyna, aby zwiedzić i uczcić świętości wiecznego miasta. Po kilku tygodniach pobytu w Rzymie, zamierzała pożegnać matkę i wrócić do ojczyzny, gdy nagle przyszła przerażająca wieść o śmierci jej męża Edgarda. Serce pękało jej z żałości i byłaby chętnie wróciła do Szwecji, aby się wypłakać nad grobem męża, ale miłość Boga była u niej silniejsza, aniżeli przywiązanie do ojczyzny. Przezwyciężywszy z miłości ku Bogu tęsknotę, poprosiła matkę, aby ją zatrzymała przy sobie.

Ponieważ papieże rezydowali wówczas w Awinionie we Francji, przeto w Rzymie panowało straszliwe rozprzężenie i skażenie obyczajów. Katarzyna żyła z matką odosobniona od świata jak w klasztorze; pomimo to ujrzał ją pewien hrabia włoski i zapragnął pojąć za żonę. Gdy wszelkie jego starania okazały się bezskutecznymi, postanowił ją porwać. Ujrzawszy ją pewnego razu idącą do kościoła świętego Sebastiana, zaczaił się w krzakach wraz z sługami, ale Pan Bóg obronił ją w cudowny sposób. Hrabia mimo to nie zrzekł się zamiaru i gdy innym razem szła z matką do kościoła św. Wawrzyńca, zabiegł im drogę, chcąc Katarzynę gwałtem uprowadzić, ale Pan Bóg ukarał go ślepotą. Przerażony kazał się zaprowadzić za Katarzyną do kościoła i upadłszy jej do nóg, prosił o modlitwę i uleczenie, co też cudownie nastąpiło. O cudzie tym doniósł później ówczesnemu papieżowi i stał się obrońcą i dobrodziejem świętej Katarzyny.

Obie niewiasty prowadziły w Rzymie anielskie życie, służąc Bogu nie tylko na modlitwie, ale i po szpitalach i domach nędzarzy. Zajmowały się również rozmyślaniem Męki Jezusa Chrystusa. Żywiąc ku niej głębokie nabożeństwo, udały się do Jerozolimy, aby tam zwiedzić i ze łzami uczcić drogę krzyżową. W Jerozolimie zachorowała święta Brygida i wróciwszy do Rzymu umarła. Osierocona Katarzyna zabrała ciało matki i zawiozła do Szwecji, gdzie je uroczyście pochowała w klasztorze wadsztyńskim, zbudowanym przez nieboszczkę. Po obrzędach pogrzebowych prosiła o przyjęcie do klasztoru, na co zakonnice chętnie przystały, a ujęte jej wzruszającą pokorą, miłą łagodnością i skromnością, że już przy pierwszym najbliższym wyborze obrały ją swoją przeoryszą.

Tym czasem grób jej matki zasłynął licznymi cudami, wskutek czego król i lud szwedzki zaczęli się domagać, aby ją ogłoszono Świętą, i posłali Katarzynę do Rzymu, aby przyśpieszyła proces kanonizacyjny. Papież Urban VI przyjął ją z wielkim poszanowaniem, jednakże musiała w Rzymie pozostać pięć lat, zanim wszelkie wątpliwości i przeciwności usunięto i proces został ukończony. Była w tym czasie ucieczką wszystkich Rzymian utrapionych na duszy i na ciele. Gdy pewnego razu rzeka Tyber wylała i zagrażała miastu powodzią, udali się przelęknieni obywatele do Katarzyny z prośbą o pomoc. Święta odpowiedziała, że nad falami nie ma mocy, i wezwała wszystkich do modlitwy, lud jednak, mając ufność w jej świętość, wziął ją na ręce, zaniósł do rzeki i zanurzył w wodzie jej stopy. Zaledwie to uczynili, niebezpieczeństwo natychmiast minęło.

Święta Katarzyna Szwedzka

Po powrocie do klasztoru Katarzyna zachorowała i umarła w marcu 1381 roku. W chwili jej zgonu ukazała się wspaniała gwiazda nad klasztorem, oświecała złocistymi promieniami trumnę Katarzyny podczas Mszy świętej żałobnej, i znikła dopiero wtedy, gdy trumnę spuszczono do grobu.

Nauka moralna

Jak święta Brygida, tak i święta Katarzyna była szczególną miłośniczką rozważania tajemnic Męki naszego Boskiego Zbawiciela. Dusze miłujące Boga im dłużej ćwiczą się w rozpamiętywaniu Męki Pańskiej, tym silniejszą znajdują w nim podnietę do dążenia do doskonałości. Rozważanie bowiem tych tajemnic wzrusza serce i myśli, usposobienia i uczucia czystości. Jest ono niewątpliwym środkiem umorzenia pychy i miłości własnej, które tak są zakorzenione w naszej naturze. Dusze nasze oczyszczają się z brudu namiętności, tak wielce jej istotę szpecących, a zato napełniają się miłością Boga i wynikającą z tego pogardą świata i innymi cnotami. Im więcej się postępuje w duchowym, wewietrznym życiu, tym więcej się znajduje skarbów łaski w owych tajemnicach. Rozważając je często, coraz więcej przyswajamy sobie Jezusa Chrystusa. Rozważajmy więc często gorzką Mękę Jezusa Chrystusa, a chociaż nie możemy naśladować świętej Katarzyny i co dzień poświęcić na to cztery godziny, to jednak poświęćmy codziennie pewien czas, choćby kilka chwil temu bardzo pożytecznemu ćwiczeniu. “Patrzaj, a uczyń wedle wzoru, któryć na górze ukazany jest” (2 Mojż. 25,40).

Modlitwa

Boże, który Kościół Twój święty przesławnymi zasługami św. Katarzyny, Dziewicy, przyozdobiłeś i licznymi jej cudami pocieszasz, daj nam sługom Twoim, abyśmy i przykładami jej pobudzeni, życie nasze poprawili i opieką jej nad nami od wszelkich przeciwności zasłonieni byli. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa. Amen.

św. Katarzyna Szwedzka
urodzona dla nieba 1381 roku,
wspomnienie 23 marca

 

Żywoty Świętych Pańskich na wszystkie dni roku – Katowice/Mikołów 1937r.

http://ruda_parafianin.republika.pl/swi/k/katarz4.htm

*******

Ponadto dziś także w Martyrologium:
W Cezarei Palestyńskiej – ośmiu męczenników, o których w dziełku De martyribus Palaestinae opowiada historyk Euzebiusz. Zginęli dlatego, że zaprotestowali przeciw okrucieństwu igrzysk. Ścięto ich w roku 305.W Italii – bł. Jana del Bastone (a Baculo). Był wychowankiem św. Sylwestra, założyciela tzw. sylwestrynów. Zmarł w roku 1290.oraz:św. Latyna, biskupa (+ ok. 115); św. Pigmeniusza, prezbitera i męczennika (+ ok. 362); św. Symeona, męczennika (+ 1475)

*************************************************************************************************************************************

REKOLEKCJE WIELKOPOSTNE

Witajcie!

Dziś usłyszymy o synu marnotrawnym. Kim Ty jesteś? Jakim jesteś synem? Czy potrafisz wrócić, czy chcesz? Kiedy tęsknisz za Bogiem?

Zapraszamy

 

Z Bogiem +

Zespół profeto.pl

 

 

*******

Mleko i miód. Odcinek 14: Zwycięskie łzy

Langusta na palmie

Adam Szustak OP

(fot. shutterstock.cm)

Adam Szustak OP: bardzo możliwe, że Pan już zaczął Ciebie wybawiać, ale Ty tego nie widzisz…

 

Czternasty odcinek internetowego słuchowiska wielkopostnego MLEKO I MIÓD prowadzonego przez o. Adama Szustaka OP. Po więcej zapraszamy na: www.langustanapalmie.pl.

***********

#MwD: Sytuacja bez wyjścia

Błażej Sikora SJ

(fot. DeveionPhotography / Foter / CC BY-N

 

http://modlitwawdrodze.pl/#

Dzień powszedni

J 8, 21-30 Ściągnij plik MP3 (ikonka) ściągnij plik MP3

Wyobraź sobie człowieka, który w tłumie szuka kogoś mu bliskiego. Przypatrz się jego zaangażowaniu i emocjom.

Dzisiejsze Słowo pochodzi z Ewangelii wg Świętego Jana.
J 8, 21-30
Jezus powiedział do faryzeuszów: «Ja odchodzę, a wy będziecie Mnie szukać i w grzechu swoim pomrzecie. Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie». Rzekli więc do Niego Żydzi: «Czyżby miał sam siebie zabić, skoro powiada: Tam, gdzie Ja idę, wy pójść nie możecie?» A On rzekł do nich: «Wy jesteście z niskości, a Ja jestem z wysoka. Wy jesteście z tego świata, Ja nie jestem z tego świata. Powiedziałem wam, że pomrzecie w grzechach swoich. Tak, jeżeli nie uwierzycie, że Ja jestem, pomrzecie w grzechach swoich». Powiedzieli do Niego: «Kimże Ty jesteś?» Odpowiedział im Jezus: «Przede wszystkim po cóż jeszcze do was mówię? Wiele mam o was do powiedzenia i do sądzenia. Ale Ten, który Mnie posłał, jest prawdziwy, a Ja mówię wobec świata to, co usłyszałem od Niego». A oni nie pojęli, że im mówił o Ojcu. Rzekł więc do nich Jezus: «Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba». Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w Niego.

Jezus rozmawia z faryzeuszami. Nie jest to Jego pierwsza ani ostatnia rozmowa z nimi. Choć wiele wcześniejszych spotkań nie przyniosło żadnych spektakularnych rezultatów, choć oni wciąż Go nie rozumieli, to Jezus jednak wciąż próbuje do nich dotrzeć.

Jednak rozmowa Jezusa z faryzeuszami to nie jest próba zdobycia przyjaciół, ani bycia w poprawnych stosunkach za wszelką cenę. Cel Chrystusa jest inny: On przyszedł dać świadectwo prawdzie i czyni to cały czas. Nawet wtedy, kiedy musi powiedzieć twarde i trudne słowa, kiedy nie może liczyć na zrozumienie swoich słuchaczy. Jednak nawet wówczas nie wycofuje się: ciągle świadczy o tym, że został posłany przez Ojca.

Rozmowie Jezusa z faryzeuszami przysłuchiwali się inni ludzie. Gromadzili się pewnie z różnych powodów: może przyszli tam przypadkiem, może chcieli posłuchać ciekawej rozmowy, a może liczyli na jakiś skandal. Część pewnie już od jakiegoś czasu chodziła z Jezusem i choć jeszcze nie uświadamiali sobie tego do końca, widzieli w Nim kogoś więcej niż tylko zwykłego nauczyciela. Teraz widząc Jego postawę i słuchając Jego słów, uwierzyli w Niego.

Na koniec możesz porozmawiać z Jezusem o swoich rozmowach i relacjach z innymi ludźmi: co je motywuje? Czy jest w nich miejsce na prawdę, nawet mimo ewentualnych trudności?

*******

Wielki Post 2015 – Odcinek 32 – Jaki jestem

 

 

Wielki Post 2015 – Odcinek 33 – Rachunek sumienia

 

Namrqcenie, odc. 34: Zaliczyć spowiedź

franciszkanie.tv

Leszek Łuczkanin OFMConv

Podejście nasze do sakramentu pojednania to często na zasadzie: zaliczyć!

 

Franciszkańskie rekolekcje na Wielki Post 2014 – NAMRQCENIE. Rekolekcje oglądać można codziennie od 18 lutego do 5 kwietnia 2015 r. na DEON.pl i franciszkanie.tv Tegoroczny cykl prowadzi o. Leszek Łuczkanin OFMConv, Wikariusz Prowincji św. Maksymiliana.

 

Wielki Post 2015 – Odcinek 35 – Rodzaje żalu

 

 

**************************************************************************************************************************************

To warto przeczytać

Więzienie mnie nie zatrzyma

TakRodzinie

Marta Dzbeńska-Karpińska / slo

(fot. shutterstock.com)

Mary, pochodzisz z rodziny, w której wychowało się dwanaścioro dzieci, w tym piątka adoptowanych. Czy możesz nam o niej opowiedzieć? Podzielić się ciekawymi wspomnieniami?

 

Moi rodzice pobrali się w 1969 roku. Oboje byli mocno związani z wiarą katolicką. Tata był nauczycielem w liceum. Mama rozpoczęła właśnie studia pielęgniarskie, ale po ślubie zdecydowała, że zostanie w domu i zajmie się wychowaniem moich braci i sióstr. Rodzice mieli nadzieję na liczną rodzinę i temu się poświęcili. Dbali o nasze potrzeby materialne i niczego nam nie brakowało – poza momentami, kiedy będąc dziećmi, porównywaliśmy się z innymi dziećmi ze szkoły. Nie nosiliśmy super ubrań ani nie wyjeżdżaliśmy na super wakacje. Wybory dokonywane przez moich rodziców pomagały mi od najwcześniejszych lat odróżnić moje potrzeby od moich zachcianek.

 

Nigdy nie opuściliśmy niedzielnej Eucharystii, chociaż czasami mama i tata chodzili osobno, aby zostać w domu z niemowlęciem lub małym dzieckiem, które w kościele mogło być uciążliwe dla innych. Pamiętam rozmowę rodziców o jednym z moich braci, który nie zachowywał się odpowiednio na Mszy świętej. Jedno z rodziców uważało, że powinien iść do kościoła – był wystarczająco duży, aby nauczyć się właściwego zachowania,  ale drugie z rodziców mówiło, że prawdopodobnie jeszcze nie osiągnął wieku, w którym rozumie, więc lepiej nie nalegać i pozwolić innym ludziom spokojnie się modlić. Jakiś czas później dyskutowali o tym ponownie i oboje zdecydowali, że jest wystarczająco duży, żeby iść. Kiedy brat został poinformowany, że odtąd co niedziela będzie uczestniczył we Mszy świętej, odpowiedział: “Ale dlaczego? Jeszcze nie osiągnąłem wieku, w którym rozumiem!”. Rodzice nie potrzebowali innych dowodów na to, że ich dziecko jest wystarczająco duże, aby chodzić do kościoła!

 

Kiedy miałam 16 lat, moja rodzina gościła 16-letnią dziewczynę z Niemiec, która przyjechała do nas na szkolną wymianę. Dowiedziała się, że przez trzy miesiące będzie mieszkała z ośmiorgiem innych dzieci, i była bardzo zaniepokojona. Miała tylko jedną siostrę i nie znała żadnej wielodzietnej rodziny. Ale szybko pokochała mieszkanie z nami i powiedziała nam, że zakochała się w Kanadyjczyku… niemowlęciu z naszej rodziny! Nigdy dotąd nie miała okazji przebywać tak blisko małego dziecka.

 

Twoi rodzice Jane i Frank od lat są zaangażowani w ruch pro-life…

 

Mama i tata byli bardzo zaniepokojeni, kiedy w Kanadzie zalegalizowano aborcję. Tata porównywał to do sytuacji w nazistowskich Niemczech, gdzie grupa ludzi została uznana za podludzi, czego efektem była ich masowa zagłada. Tata był bardzo aktywny, pikietując, protestując, pisząc listy. Rodzice zabierali nas na demonstracje, ale dla nas szczególnie przemawiające było świadectwo życia mamy, która wiele poświęciła, by urodzić dzieci i chronić ich kruche istnienia w swoim łonie. W niektórych ciążach, szczególnie w ostatniej, spędziła miesiące w łóżku. Niektórzy ludzie grubiańsko komentowali fakt, że ma więcej niż dwoje czy troje dzieci. Ale ona uczyła nas swoim przykładem, jak cenne jest życie i jak bardzo jest warte walki – nawet w łonie matki!

 

Pamiętam, że mama raz w tygodniu pracowała jako wolontariuszka w gabinecie, w którym wykonywano testy ciążowe i przyjmowano dziewczęta i kobiety, które potrzebowały rady, a czasem wsparcia, bo miały trudną sytuację w ciąży. Mama pomogła wielu kobietom i ich dzieciom.

 

Słyszałam, że jako nastolatka wdawałaś się w dyskusje na temat aborcji z nauczycielami i uczniami?

 

Kiedy miałam 8 lat, wraz z braćmi i siostrami poszłam do publicznej szkoły. Wiedzieliśmy, że tutaj nie będziemy uczeni naszej religii, a inni nie będą podzielać naszych wartości i wiary. Nawet w szkole podstawowej niektóre dzieci mówiły, że aborcja jest OK, i wtedy spierałam się z nimi. Kiedy miałam okazję, pisałam i mówiłam o niesprawiedliwości aborcji, kontynuowałam to również w trakcie studiów. Na uniwersytecie to było dużo trudniejsze. Niektórzy studenci okazywali się bardzo wrodzy.

 

Byłaś młodą studentką, kiedy aresztowano Cię po raz pierwszy. Czy możesz mi o tym opowiedzieć? Jak zareagowali Twoi rodzice?

 

Po raz pierwszy zostałam aresztowana prawie dwa lata po skończeniu studiów. Opowiadałam już historię swojego pierwszego aresztowania – można ją znaleźć na stronie Life Site News. Opowiadałam też o niej w Polsce.

 

Czy rodzice i rodzeństwo wspierają Cię w twoich działaniach?

 

Moja rodzina jest całkowicie pro-life. Niektórzy udzielają mi wielkiego wsparcia na mojej drodze. Mój tata zawsze powtarzał, że robienie tego – co, jak wierzymy, jest wolą Boga – jest najważniejszą rzeczą. Dla taty wspieranie mnie jest oczywiste. Kiedy byłam często aresztowana w latach 1999-2001, to było bardzo trudne dla mamy… Tak bardzo się martwiła. Ale teraz zarówno moja, jak i matki wiara wzrosła, tak że łatwiej jej się z tym pogodzić.

 

Jak się miewa Twoja rodzina? Czy Twoje rodzeństwo doczekało się swoich dzieci?

 

Mam dwanaścioro żyjących siostrzenic i bratanków (niektóre dzieci umarły przed narodzeniem) – wszyscy są mali, poniżej 8 lat. Niektórzy wiedzą, że jestem w więzieniu, walcząc o życie dzieci i ich matek, więc piszą do mnie listy i wysyłają rysunki. Rodzice uczą je, że najważniejszą rzeczą jest wierność Bogu i prawdzie (Jezus jest Prawdą).

 

Pamiętam z dzieciństwa, że przyjaciele moich rodziców przeżyli wielką traumę. Mężczyzna, który był dyrektorem publicznej szkoły, musiał zrezygnować z pracy. Rząd prowincji postanowił, że wszystkie publiczne szkoły mają wprowadzić edukację seksualną. Ten człowiek próbował odmówić, ponieważ uważał, że to będzie szkodliwe dla uczniów. Nie był katolikiem ani człowiekiem głębokiej wiary, ale uważał, że ten program nie będzie dobry dla uczniów z ludzkiego punktu widzenia. Miał z żoną pięcioro dzieci, a ona nie pracowała zarobkowo, tylko zajmowała się domem. Mieli tylko jedno źródło dochodu. On zdecydował, że raczej odejdzie z pracy, niż wprowadzi w życie program, który uważał za zły i szkodliwy dla uczniów. Nie miał innej pracy, ale wraz z żoną prosili Boga o opiekę. I Bóg zaopiekował się nimi. Ten mężczyzna otworzył własną prywatną szkołę i wiele katolickich rodzin zaczęło wysyłać tam dzieci. Szkoła się rozwinęła i rodzina została zabezpieczona finansowo.

 

Przykład tego przyjaciela rodziny i reakcja moich rodziców, którzy uważali, że postąpił właściwie – w jedyny właściwy sposób – pomogły mi zrozumieć, że prawda jest warta więcej niż cokolwiek innego. Musimy być wierni prawdzie i ufać, że Bóg będzie nas prowadził… I On prowadzi.

 

Kanadyjskie media milczą o Twojej walce o życie nienarodzonych. Czy to Cię nie zniechęca?

 

Nie jestem zniechęcona faktem, że świeckie media ignorują lub zakłócają wysiłki podjęte dla budowania kultury życia. Bez pragnienia prawdy i bez wiary łatwo ulec materialistycznemu światopoglądowi. Matka Teresa mówi, że zniechęcenie jest subtelnym znakiem pychy: jesteśmy wezwani, aby żyć naszym powołaniem, a rezultaty zostawić w Bożych rękach. Próbuję się tym kierować. Ale boli mnie serce, gdy widzę, że tak niewielu chrześcijan w Kanadzie zdaje się mieć żywą relację z Bogiem i żywą wiarę. Święty papież Jan Paweł II wołał: “Nie zadowalajcie się miernotą!”. Nie możemy zadowolić się status quo. Musimy się obudzić i zobaczyć, że życie chrześcijańskie jest wielką duchową walką i że jedynie wtedy prawdziwie żyjemy, gdy umieramy.

 

***

 

Mary Wagner (ur. 1974), kanadyjska działaczka pro-life, wielokrotnie aresztowana za swoją działalność polegającą na cichej modlitwie w klinikach aborcyjnych i wręczaniu kobietom czekającym na zabieg przerwania ciąży róż i informacji o tym, gdzie mogą uzyskać pomoc, gdyby zdecydowały się zachować swoje dziecko. Mary pochodzi z wyspy Vancouver, jest trzecim dzieckiem z wielodzietnej rodziny. Ukończyła anglistykę i romanistykę na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej. Mówią o niej: “Miła, cicha, delikatna. Nie walczy krzykiem, ale całą swoją postawą”. W 2014 roku gościła w Polsce. Grzegorz Braun nakręcił o niej film pt. “Nie o Mary Wagner”.

Według kanadyjskiego Kodeksu Karnego (artykuł 223) za osobę uznaje się dziecko, które się żywo urodziło. Ciążę można przerwać do czasu porodu. W Kanadzie co 7 minut zabijane jest nienarodzone dziecko.

http://www.deon.pl/pro-life/inspiracje/art,21,wiezienie-mnie-nie-zatrzyma.html

******

Zrzuć pancerz i podziel się wiarą

Mariusz Han SJ

(fot. shutterstock.com)

Czy ludzie zachowują się jak żółwie? Dążymy do osiągnięcia wysokiego standardu życiowego. Dom i samochód, to przedmioty, bez których życie staje się niemożliwe…

 

Wraz ze Środą Popielcową rozpoczęliśmy nowy okres w roku liturgicznym: Wielki Post. Weszliśmy w czas czterdziestodniowego przygotowania do Świąt Wielkanocnych. Czas czterdziestodniowego spojrzenia na Chrystusa, który cierpi i niesie krzyż naszego zbawienia. Czas czterdziestodniowego spojrzenia na nasze życie, by przyjąć je w cierpliwości i wierze, ale przede wszystkim nawróceniu. I wreszcie: czas czterdziestodniowego oczekiwania na ten jedyny i niepowtarzalny poranek: Poranek Wielkanocny, poranek nowego stworzenia i chwały Pana.

 

Wielki Post, w roku liturgicznym, jest okresem, w który nieodłącznie wpisane jest rozmyślanie o tym, jak Pan Jezus za nas cierpiał, o jego śmierci na krzyżu, o złożeniu do grobu. Przeżywamy kolejny raz ostatnie chwile Jego życia, tu na ziemi, które zaczynają się w Wieczerniku. Dziś będziemy zgłębiać właśnie temat Wieczernika, czyli Służby, Eucharystii i Nowego Przykazania /Mandatum Novum/

Służba

 

Po zgromadzeniu się Apostołów, Jezus zdjął wierzchnią szatę, przepasał się prześcieradłem i ukląkł przed uczniami, obmywając im nogi. W ten sposób daje znak, że przyszedł na ziemię, aby służyć, uniżając się, schylając do nóg swoich uczniów. Nie mieściło się to w głowie Szymona Piotra, aby Mistrz mógł się aż tak uniżyć. Jedynie od niewolnika można było oczekiwać takiej posługi, człowiek wolny nigdy tak nie postępował. A co dopiero Mistrz. Owszem, w Izraelu należało do dobrego tonu podać misę z wodą podróżnemu, aby umył sobie nogi po podróży, ale przepasywać się i myć komuś nogi? To przechodziło wszelkie wyobrażenia Piotra, który nie mógł pogodzić się z takim stanem rzeczy

 

Trudna jest szkoła Jezusa, który stawia uczniów w niekonwencjonalnych sytuacjach. Zmienia On ich sposób myślenia, wartościowania, postrzegania wielu spraw, wymaga od nich wyrzeczeń. Mistrz z Nazaretu nie tylko poucza, ale daje przykład postępowania i wyjaśnia wiele wątpliwości. Także i umycie nóg Apostołom jest takim przykładem.

Ostatnie dni życia Chrystus pragnie spędzić w atmosferze przyjaźni. My, przy stole spotykamy się, aby coś zjeść, porozmawiać, podzielić się doświadczeniami dnia, wreszcie także po to, by miło spędzić czas. Mówimy wówczas o wspólnocie stołu. Również Jezus zatroszczył się w sposób szczególny o spotkanie ze swoimi uczniami w Wieczerniku. Czytamy: “I posłał dwóch spośród swoich uczniów, dał im polecenie przygotowania gospody, w której mógłby wraz z nimi spożyć Paschę, spożyć posiłek”.

 

Według wizji Katarzyny Emmerich Wieczernik znajdował się w starym, mocnym budynku, który pamiętał czasy Dawida. Opisuje go w następujący sposób: “Główny budynek, właściwy wieczernik, zbudowany był w podłużny czworobok, otoczony w koło niższym od niego krużgankiem, który można było połączyć w jedną całość ze środkową wysoką salą; cały bowiem budynek nie ma właściwie ścian, tylko wspiera się na kolumnach i filarach ale odstępy między kolumnami zasłonięte są zwykle ruchomymi ścianami.”

 

W tym miejscu, w gronie swych najbliższych Jezus spożywał obrzędową wieczerzę paschalną. I mimo tego, że zapewne było to spotkanie, które obfitowało w jedzenie, rozmowy – najprawdopodobniej odbywało się w poważnej atmosferze, ponieważ rozgrywały się tam wielkie sprawy. To właśnie tam, w Wieczerniku Pan Jezus pożegnał się z apostołami, dał im ostanie testamentalne zlecenie, tam też objawił im swoje najważniejsze “nowe” przykazanie /mandatum novum/, tam przepowiedział zdradę Judasza, a także trzykrotne zaparcie się Piotra. To właśnie tam zostały ustanowione sakramenty /Eucharystia/, tu uczniom powierzył głoszenie Ewangelii. W wieczerniku też, po raz pierwszy, Zbawiciel nazwał ich swoimi przyjaciółmi.

 

Eucharystia

 

Po umyciu nóg i ukazaniu, jak powinna wyglądać służba, nastąpiło ustanowienie Eucharystii. «Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje». A potem kielich: “Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów” (Mt26,26-28).

 

Eucharystia jest dla nas jakby testamentem, który przekazał nam Pan Jezus. Testamentem stale aktualnym, z którego wciąż możemy czerpać, w którym zawsze możemy coś dla siebie odnaleźć.

 

Jest takie opowiadanie Pierra Lefevra pt.: “Dwa testamenty”, które daje świetnie obrazuje wartość i znaczenie tego testamentu. “Zdarzyło się to przed kilku laty we Frankfurcie. Zmarł bardzo bogaty człowiek. Nie miał żadnych bliskich krewnych. Każdy pytał zaciekawiony: “Kto odziedziczy jego majątek?” Człowiek ten zostawił dwa testamenty. Pierwszy miał być otworzony natychmiast po jego śmierci, drugi dopiero po pogrzebie. W pierwszym testamencie było napisane: “Chcę być pochowany o godz. 4.00 rano”. Ta szczególna prośba została spełniona i tylko pięciu żałobników stało przy trumnie. Wtedy, zgodnie z wolą zmarłego, otworzono drugi testament, który brzmiał następująco: “Chcę, aby mój cały majątek został równo rozdzielony miedzy tych, którzy byli obecni na moim pogrzebie”.

 

Tych pięciu prawdziwych przyjaciół miało niesamowite szczęście, ale my mamy go jeszcze więcej. Jak to możliwe?

 

My również spotykamy się w każdą niedzielę przy stole z powodu testamentu Jezusa, który prosił nas: “Czyńcie to na moją pamiątkę”. Wielu ludzi nie przywiązuje do niego wagi, nie uczestnicząc w niedzielnej Eucharystii. Ale wiemy, że w czasie rozpamiętywania Jezusowego aktu miłości otrzymujemy znacznie więcej niż jakieś tam ziemskie dobra. W czasie Mszy św. otrzymujemy bowiem światło i moc, które prowadzą nas do wieczności.

 

 

Pan Jezus w swoim Testamencie zostawił nam także nowe przykazie – przykazanie miłości, otwartości na drugiego człowieka, przyjmowania go takim jakim jest, bez uprzedzeń i nienawiści. Miłujcie swego bliźniego tak, jak ja – mówi Jezus – tak, jak ja was umiłowałem (Mt 22, 37-40)

 

Żółwie i nowe przykazanie

 

Byłem kiedyś w Palmiarni w Gliwicach, gdzie przyglądałem się żółwiom. Każdy z pewnością widział w swoim życiu to zwierzę, a niejeden nawet miał okazję go dotknąć. Jedni zachwycają się przydatnością jego pancerza, który jest swoistym “domem”, schronieniem, do którego nie trzeba wracać na noc, gdyż ma się go zawsze “pod ręką” . Inni natomiast ubolewają nad niedolą biedaka, który cały “dobytek” dźwiga na własnych plecach, a do własnego mieszkania nie może nikogo zaprosić.

 

Czy ludzie zachowują się jak żółwie? Może nie w dosłownym znaczeniu, ale na pewno znajdą się pewne podobieństwa. Dążymy do osiągnięcia wysokiego standardu życiowego. Dom i samochód, to przedmioty, bez których życie staje się niemożliwe. Wiele czasu i pieniędzy poświęcamy na urządzenie własnego “gniazdka”, którego pilnie strzegą płoty, alarmy,” groźne psy”. Wydaje się, że do pełni szczęścia już niewiele nam brakuje, powoli stajemy się samowystarczalni.

 

Mówi się, że człowiek jest istotą społeczną, potrzebuje relacji z ludźmi, kontaktów z rówieśnikami, trochę wspólnej zabawy. Tymczasem coraz częściej spotyka się ludzi, którzy nie wykazują żadnej ochoty do życia towarzyskiego, dla których spełnienie marzeń stanowi własny pokój, w którym można samemu posłuchać muzyki, pograć na komputerze i pooglądać telewizję.

 

Wiele mówi się dziś o środkach społecznego komunikowania, które maja zbliżyć ludzi do siebie, a jednak ludzie wciąż nie mogą się z sobą dogadać. Miłość bliźniego, odkrywanie przykazania miłości, to także umiejętność komunikowania się z drugą osobą Dzięki telewizji właściwie już wszystko przeżyliśmy: śmierć drogiej nam osoby, nauczyliśmy się pływać, gotować, śmiać, płakać, wzruszać, kochać, jeździć na rowerze, podróżować. Ale gdy przychodzi szara codzienność i los postawi nas przed trudnymi sytuacjami, wyborami – to mimo całej naszej telewizyjnej wiedzy – nie wiemy jak się zachować. I zaczynają się dramaty, bo często zostajemy sami z naszymi problemami.

 

Nasze talenty giną często w otchłani pobożnych życzeń, marzeń, których nigdy nie realizujemy. Dobro, które wykonujemy zamiast się mnożyć poprzez wspólne przedsięwzięcia, rozpływa się często w lawinie miernoty i kiczu. Wspierajmy na wzajem nasze pomysły i dążenia, bo dobro dzielone wspólnie podwaja swój zasięg. Przykazanie o miłości do drugiego człowieka przypomina nam, że nigdy nie jesteśmy sami, ludzie są wokół nas.

 

Nie jest dobrze, gdy przeżywamy naszą wiarę, nasze życie jedynie w sposób indywidualny – każdy sobie, w swoim własnym “domu-pancerzu”, jak ten żółw. Nie kolekcjonujmy jedynie rzeczy, dóbr doczesnych, zajmijmy się gromadzeniem skarbów, których mól ani rdza nie zniszczą. Zaangażujmy się w pomoc sąsiedzką czy charytatywną, odwiedźmy tych , którzy potrzebują naszej obecności, dobrego słowa, zaangażujmy się w pomoc, choćby skromną, na rzecz uboższych – jakże to cenne i potrzebne. Niewielkim nakładem sił można osiągnąć naprawdę wiele. A gdyby ktoś zapytał: po co to wszystko? Nie bójcie się, odpowiedzcie, że dla… Jezusa.

http://www.deon.pl/religia/rekolekcje-wielkopostne/wielki-post-2015/zwierzamy-do-doskonalosci/art,22,zrzuc-pancerz-i-podziel-sie-wiara.html

*******

Wybaczanie rzeczy niewybaczalnych?

David Stoop / slo

(fot. shutterstock. com)

Każdy z nas posiada swoisty zestaw przekonań na temat przebaczenia. Posiadamy własne kryteria określające wagę spraw, a także wierzymy, że pewne rzeczy są co najmniej “trudno” wybaczalne.

 

Prześledźmy więc nasze poglądy na ten temat oraz jakie jest nasze zrozumienie tego pojęcia, zanim zajmiemy się badaniem możliwości wybaczania rzeczy niewybaczalnych.

Gdy wybaczam, powinienem zawsze próbować przebaczyć i zapomnieć

Nieprawda. Ale jak często tak się myśli. Wielu ludzi twierdzi, że zawsze uważali za obowiązek przebaczać i zapominać jednocześnie. Myślę, że jest tak częściowo dlatego, iż w młodości tak nas uczono i to się w nas utrwaliło. Jakże często mama mówiła nam: “Musisz przebaczyć koledze (lub koleżance) i nie myśl o tym”? Prawdopodobnie też dla większości urazów, jakie nam się w dzieciństwie zdarzały było to wystarczające. Podobne stwierdzenie jest również ukutym powiedzeniem, które przekazywano sobie od stuleci. W literaturze angielskiej odnajdujemy tego ślady, przynajmniej od czternastego wieku.

W jaki sposób jednak mąż lub żona zapomnieć mogą niewierność małżeńską? Albo, jak rodzice mogliby zapomnieć o dziecku, które zostało zamordowane? Jak dorosły człowiek może nie pamiętać molestowania, którego doznał jako dziecko? Nawet bardzo się starając, nie możemy zapomnieć. Możemy chcieć zapomnieć, ale tak naprawdę to nawet nie powinniśmy.

Musimy przebaczać i pamiętać, bowiem doznając ciężkich urazów musimy się uczyć, jak ochraniać samego siebie i inne kochane osoby przed tym samym niebezpieczeństwem. Tymczasem, ponieważ pamięć jest bolesna, nie chcemy tego robić. To prawda, lecz jeśli stajemy się zdolni do prawdziwego przebaczenia, pamiętamy znacznie więcej niż sam ból. Przypominamy sobie o tym, czego dokonuje Bóg dzięki swemu przebaczeniu dla nas i dzięki naszemu przebaczeniu dla innych.
Dobrze jest poczuć gniew, gdy próbuję wybaczyć

To prawda. Odczuwanie gniewu jest nie tylko “w porządku”, ale to jest jego niezbędny element. Ciężkie zranienia i urazy, których przebaczenie zdaje się niemożliwe, nie są ani łatwo, ani szybko uleczalne. Musimy uwzględnić jeszcze wiele związanych z nimi emocji. Potrzeba nam przejść przez prawdziwą żałobę, wynikającą ze straty, jakiej doznaliśmy. Jeśli na przykład, borykam się z przebaczeniem dla rodzica, który opuścił mnie, gdy byłem dzieckiem, trzeba abym przeżył żal, ze przez nieobecność jednego z rodziców w moim życiu, doznałem realnej straty.

Każdy punkt naszej listy czynów “niewybaczalnych” reprezentuje pewien rodzaj straty. W rzeczywistości wszystko, co domaga się od nas przebaczenia, czy to będzie przebaczenie samemu sobie, czy też komuś innemu, zakłada jakiś rodzaj straty, którą musimy odpowiednio “odżałować”.

Żal rozpoczyna się zaprzeczeniem – nie mogę w to uwierzyć, to nieprawda – a kończy się zaakceptowaniem rzeczywistości takiej, jaka istnieje. Pośrodku tych dwóch krańcowych stadiów negacji i akceptacji wystąpić muszą dwa podstawowe rysy żalu: gniew i smutek. Aby należycie przeżyć żal, powinniśmy odczuwać gniew i smutek zarazem, ażeby przebaczyć trzeba żałować. Więc gniew jest częścią procesu przebaczania.

Co się dzieje, jeśli staramy się przebaczać, unikając gniewu? Zwłaszcza kobiety mają trudność w jego zaakceptowaniu. Odczuwają one smutek z powodu straty, lecz tradycyjne wychowanie i kultura nakazują im nie okazywać gniewu. Mężczyźni na ogół mają przeciwne problemy. Będą odczuwać złość na skutek straty, ale nie pozwolą sobie na odczuwanie smutku. W obu wypadkach rezultat będzie taki sam: osoby takie nie przeżywają odpowiednio swej żałoby. Zatrzymują się w pół drogi, a żal traci swój właściwy charakter.

Powinienem przestać żywić negatywne uczucia wobec osoby, której wybaczam

Prawda. Znalezienie prawidłowej odpowiedzi powinno tu być łatwe, szczególnie gdy popatrzymy na definicję słownikową “przebaczenia”. Webster zaznaczał, że przebaczenie jest “zaprzestaniem odczuwania niechęci” wobec osoby, która wyrządziła nam krzywdę. Znakiem przebaczenia jest brak złych intencji w stosunku do tej osoby. Możemy przestać jej ufać. Możemy nie lubić jej, ale nie życzymy jej doznawania urazów.

Nie znaczy to, że wrogie uczucia dla takiego człowieka nigdy nie powrócą. Nawet gdy udało nam się wypracować przebaczenie, często zdarza się, że wydarzenia będą na nowo przywoływać stare poczucie krzywdy i urazy. Czy znaczy to, że nie przebaczyliśmy? Niezupełnie. Zazwyczaj sytuacja taka oznacza, że rozpoczęliśmy zmaganie z przebaczeniem na głębszym poziomie, w bardziej czułym miejscu w sobie, które również potrzebuje zaznać uzdrawiającej siły przebaczenia. Po prostu musimy ponownie wypracować przebaczenie na nowo odkrytym poziomie cierpienia. Nie jest to w sprzeczności z tym, co uczyniliśmy poprzednio, ale oznacza tylko, że jest jeszcze trochę do zrobienia.

Powinienem się starać przebaczać natychmiast i zupełnie

Nieprawda. Autentyczne przebaczenie jest wewnętrznym procesem zdrowienia, który nie znosi przynaglania. Zależy to oczywiście od wagi i konsekwencji traumatycznego zdarzenia. Jeśli potrącisz mnie, chcąc w tym samym czasie co ja przejść przez drzwi, i mówisz: “przepraszam”, nie muszę odpowiedzieć: “Hmm, będę musiał to przemyśleć. Nie jestem pewien, czy mogę panu natychmiast wybaczyć”. Byłoby to śmieszne. Przewinienie było bardzo drobne i łatwo, i szybko wybaczalne. W rzeczywistości, gdy coś takiego zachodzi, nie mówimy: “proszę mi wybaczyć”, ale: “przepraszam”.

Potrzeba poświęcenia odpowiedniego czasu na przebaczanie oraz nasza żałość nad stratą, wyrażająca się gniewem i smutkiem, pomagają nam zrozumieć, jak ciężki był dany uraz. Nie chcemy traktować go jak drobiazg. Zasadniczo zbyt szybkie przebaczanie, nie jest autentycznym przebaczaniem – jest usprawiedliwianiem. I kiedy wymijająco traktujemy bolesne urazy, zachęcamy innych do dalszych, raniących nas czynów.

Z czasem mój ból minie i przebaczenie dla tej osoby samo się dokona

Nieprawda. Przebaczenie nie dokonuje się samo. Musi zawsze być poprzedzone wyborem, który poprowadzi nas poprzez proces przebaczenia. Niepodjęcie takiej decyzji, czyli czekanie aż czas uleczy rany, nie ma wiele wspólnego z przebaczeniem. Czekanie jest tylko instrumentem odkładającym nasz ból na inny moment lub inne miejsce. Sam z siebie nie może on odejść, przechodzi natomiast do podziemia.

Chociaż jest odrobina prawdy w powiedzeniu: “Czas leczy rany”, to uzdrowienie, o którym mowa, nie jest tym samym, co przebaczenie. Możemy z biegiem czasu stać się nieczuli na ból lub zepchnąć w nieświadomość większość naszych bolesnych wspomnień. Jednak znieczulenie oraz spychanie w nieświadomość nie są przebaczeniem, nie są żadnym rozwiązaniem ani nie przynoszą uwolnienia od bolesnych doświadczeń z przeszłości, które wymagają głębszego uzdrowienia, wynikającego jedynie z procesu przebaczenia.

Gdy przebaczę, uczucie nienawiści do osoby, która mnie uraziła, zniknie

Nieprawda. Jeśli doznaliśmy bolesnego urazu, zasadniczo będziemy odczuwać nienawiść do osoby, która nas zraniła.

Podczas gdy czujemy na kogoś, kto nas obraził, gniew, nie pozostajemy na długo pod wpływem negatywnych uczuć. Część naszej pracy w procesie przebaczania dotyczy właśnie uwolnienia, wypuszczenia na wolność uczuć wynikających z urazy. Aby to zrobić, od samego początku musimy się sami przed sobą i innymi przyznać, że doświadczamy tego typu silnych emocji. Później, w miarę postępów na drodze do przebaczenia ze szczerego serca, uzdalniamy się do uwolnienia z siebie naszej złości i gniewu.

Jeśli przebaczam, to w pewnym sensie oświadczam, że nie jest ważne, co mi się przydarzyło

Nieprawda. Mimo że może się nam wydawać, że przebaczając pobłażamy szkodliwym czynom, to nie pobłażamy w żadnym wypadku złu. Przebaczenie wcale nie czyni ze złego postępowania czegoś godnego zaakceptowania. W rzeczywistości proces przebaczenia oznajmia coś przeciwnego. Głębia naszego smutku i gniewu bezpośrednio odnoszą się do rozmiaru niesprawiedliwości, z jaką przyszło nam się zmierzyć. Tylko rozpoznając nasz ból, smutek i gniew jesteśmy gotowi postąpić na drodze do przebaczenia.

Nasza obawa przed przebaczeniem złych czynów pochodzi z naszego duchowego zmysłu sprawiedliwości i równości. Nie chcemy, aby przebaczenie mogło być odebrane jako pobłażanie. Wygląda to trochę tak, jakbyśmy zbyt łatwo zwolnili drugą osobę z odpowiedzialności, jeśli jej przebaczymy. Odruchowo domagamy się, aby zapłaciła ona jakoś za zło, które uczyniła! Wydaje się nam, że jeśli wybaczymy naszym winowajcom, zwalniamy ich całkiem z tego obowiązku.

Tymczasem nawet jeśli doznajemy podobnych emocji, prawda o przebaczeniu głosi, że wybaczając, nigdy nie uważamy grzechu za coś stosownego. Przebaczenie nigdy nie przemieni zła w dobry uczynek.

Chociaż protestujemy, myśląc że przebaczenie ułatwia złoczyńcom życie, nasze wybaczenie w żadnym wypadku nie zwalnia ich z odpowiedzialności. Jedynie umożliwia nam umorzenie długu, jaki jest nam ten ktoś winien, którego prawdopodobnie i tak nikt nie jest w stanie pokryć. My sami stajemy się przez to uwolnieni od oczekiwań wynagradzania nam strat, które ponieśliśmy.

Przebaczenie jest właściwie jednorazową decyzją. Albo przebaczam, albo nie

Nieprawda. Albo przynajmniej częściowo nieprawda. Przebaczenie jest zarazem decyzją i procesem. Nie udawane przebaczenie wymaga czasu.

Ogólnie rzecz biorąc, im wcześniej w życiu miał miejsce dany uraz, i im głębsza była rana, tym dłużej trwa zwykle okres przechodzenia przez żal w procesie przebaczania. Jednocześnie potrzebujemy w tym czasie towarzyszenia prawdziwie świętych ludzi, ponieważ nie chcemy zagubić się w goryczy i złości żałoby. Potrzebujemy kogoś obiektywnego, komu ufamy, z kim dzielimy nasz ból i kto mógłby nam kiedyś powiedzieć, że żałoba została dopełniona i że czas podjąć decyzję wybaczenia.

Powinienem wybaczyć, nawet jeśli druga osoba nie jest skruszona

Tym razem odpowiedzią jest prawda. Jeśli moje przebaczenie zależy od woli skruchy drugiej osoby, jestem zamknięty w pozycji ofiary, a druga osoba trzyma kontrolę nad tą sytuacją. Przebaczenie jest aktem dokonywanym przez osobę doznającą jakiejś niesprawiedliwości. Winowajca jest nam dłużny wiele, lecz może nie być w stanie nam tego zadośćuczynić, nawet jeśliby zechciał.

Jeślibyśmy musieli włączać w nasz proces przebaczenia naszych winowajców, to jak mógłbym wybaczyć memu ojcu, który zmarł już ponad dwadzieścia lat temu? Albo jak moglibyśmy wybaczyć komuś, kto odmawia przyznania się do zła, jakie uczynił? Przebaczenie przynosi uwolnienie od ponoszenia ciężaru długu, który może nigdy nie zostać spłacony, nawet jeśli winowajca mógłby spełnić jakieś formy zadośćuczynienia. Złożenie całej władzy w ręce winowajcy mogłoby okazać się słuszne pod warunkiem, że uznałby on winę i za nią żałował, ale jeśli tego odmówi, staniemy się jedynie ofiarami i to już nie po raz pierwszy.

Więcej w książce: Wybaczyć niewybaczalne – David Stoop

http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,67,wybaczanie-rzeczy-niewybaczalnych.html

*************************************************************************************************************************************

 

O autorze: Judyta