… prawo może być naruszone tylko z miłości i że takiego naruszenia nie można karać, a nawet godzi się nagradzać, choćby na przekór wszystkim prawom ludzi i czasu, jeśli okaże się to konieczne …
***
Dzieweczka bez rąk
Jednego wieczoru człek ten spożywał posiłek w towarzystwie innych przełożonych synagogi, kiedy usłyszał trzykrotne ciche pukanie do drzwi. Przy pierwszym stuknięciu nastawił ucho. Przy drugim zaklął jak poganin. Przy trzecim, obracając się, by wyjrzeć przez okno, skinięciem głowy zapytał natręta, czego sobie życzy.
– Nazywam się Józef – odpowiedział tamten – i jestem cieślą. Moja żona i ja nie znaleźliśmy miejsca w zajeździe. Zobaczyłem, że u ciebie się świeci, więc przyszedłem prosić o pomoc, albowiem moja żona dopiero co wydała na świat dziecko.
– Nie pomagam włóczęgom. Zmykaj, i to prędko.
– Albo jeśli wolisz – zadrwił inny – zostań tu i policz gwoździe w drzwiach, a będziesz wiedział, ile ich jest.
– Lecz strzeż się bólu zębów – dorzucił trzeci – nie ma bowiem gorszego bólu zębów niż wtedy, gdy psy dobierają ci się do łydek!
– O tak, bacz na swoje łydki! – wykrzyknęli chórem, szydząc i śmiejąc się. I żaden nie ruszył się z domu. Wyszła za to Anastazja, strapiona i zbolała z powodu tego, co usłyszała, gdyż miała serce proste i miłosierne, jak nikt inny na całym świecie.
– Hola, biedny człeku! Czegóż chcesz, czegóż ci trzeba? – Szukam pomocy dla mojej żony, która dopiero co powiła. Potrzebna nam niewiasta, która czuwałaby przy niej dzisiejszej nocy.
– Nie mam palców ni rąk. Ale chętnie zrobię wszystko, co będę mogła.
Były tam, jakby przygotowane przez samego Boga, dwa wiadra, jedno pełne mleka, drugie – świeżej wody. Dzieweczka zaczepiła je na dwóch końcach kija i podniosła na ramiona. Potem poszła za Józefem do stajenki, gdzie tylko wół i osiołek opiekowały się Maryją i grzały Dzieciątko. Ale pośród tej ubogiej słomy i spróchniałego drewna Dzieciątko zdawało się być jak słońce. Dzieweczka padła na kolana. Jakże piękna była ta naga istota; zdawało się, że ma ukryty gdzieś w sobie kaganek, tyle światła dobywało się z różowego ciałka.
Anastazja nie mogła się powstrzymać. Swoimi ramionami bez dłoni podniosła dziecko i przytuliła do piersi. I w tym momencie zdarzył się cud. Ledwie Go dotknęła, wyrosły jej dłonie, białe i piękne jak dłonie dobrej wróżki, zwinne, jakby miała je zawsze! Na kolanach dziękowała Dziecięciu i Jego Mamie. Potem zabrała się zręcznie do pracy. Nowymi dłońmi usługiwała Matce Boskiej, kołysała Maleństwo, wszystko uporządkowała, gdyż do stajenki mieli przybyć pasterze i trzej królowie. Zewsząd dokoła, a nie wiadomo było skąd, dochodził zgiełk jakby wiejskiego święta i rozbrzmiewała muzyka dud i kobzy. I tam w stajence, u boku Świętej Rodziny dzieweczka czuła się jakby pośród aniołów śpiewających w niebie.
Kiedy przybyli pasterze ze swoimi darami, śmietanką, serem, jabłkami i orzechami, Anastazja odeszła i wróciła do domu swojego ojca w Betlejem.
– Tatusiu, tatusiu, zobacz, jakie mam białe dłonie!
– Skąd się wzięły? Jak to się stało, że wyrosły ci tak szybko? – spytał osłupiały mężczyzna.
– Dał mi je Ten, który może wszystko. Ten sam, którego oczekiwałeś ty i wszyscy dobrzy Żydzi. Urodził się tej nocy w naszym sąsiedztwie, w stajence.
– Jakaś ty głupia! – wykrzyknął ojciec. – Uważasz więc, że wiesz o tym więcej niż uczeni w Prawie! Twoje wargi są czarne od kłamstwa i bluźnierstwa!
– Nie ma w tym żadnego kłamstwa, tatusiu! Przyszłam po ciebie, żebyś i ty mógł złożyć Mu hołd.
– Ja miałbym złożyć hołd temu twojemu smarkaczowi ze stajni? Padłaś ofiarą jakiegoś wędrownego czarownika, utnę ci te ręce ostrzem miecza. Wyjąc jak opętany i krztusząc się z gniewu sięgnął po miecz. Lecz nagle poczuł, że jest spętany, wzrok mu się zmącił i znalazł się wśród wielkich ciemności.
– Anastazjo, gdzie jesteś? – zdołał wybełkotać. – Wyciągnij swoje cudowne dłonie! Dotknij moich oczu, gdyż straciłem wzrok.
– Tatusiu, czy przyznajesz, że Dzieciątko, które sprawiło, że wyrosły mi dłonie, jest Mesjaszem. Powiedz, że wierzysz, a dotknę cię.
– Wierzę, wierzę – wyjąkał starzec.
Wtedy Anastazja położyła mu dłonie na oczach i jak przez czary powrócił mu wzrok. I ledwie przejrzał, chciał biec do stajenki, by zobaczyć, jak wygląda Mesjasz.
Kaftanik dla Dzieciątka
W pewnej kramie niemieckiej, w Kresburgu, na Boże Narodzenie wszystkie dzwony rozbrzmiewają co roku z pięciominutowym opóźnieniem… Wyjaśnienie tego faktu, niezwykłego i prawdopodobnie jedynego, dostarczyła tradycja wraz z legendą, którą warto opowiedzieć, gdyż jest bardzo pouczająca.
Legenda mówi o pewnej niewieście z Kresburga, która nazywała się – jak bohaterka Fausta – Małgorzata, ale nie była młodziutką dziewczyną, lecz już zgrzybiałą staruszką, choć jeszcze pracowitą i nader pobożną.
Pewnego zimowego wieczoru, 24 grudnia, stara Małgorzata w swoim małym, ale schludnym domu pracowała przy świetle kaganka, robiąc na drutach kaftanik. Była już noc, kiedy drzwi samotnego domku otworzyły się bezszelestnie i weszła Śmierć, ledwie muskając Małgorzatę zimnymi i suchymi palcami. Staruszka spokojnie podniosła na nią wzrok.
– Już czas? – spytała po prostu.
– Czas – skinęła potakująco Śmierć.
Małgorzata nie przerwała pracy.
– Musisz poczekać – powiedziała, nie przestając robić na drutach. – Wiem, że żyłam długo, i wiem, że zbyt długo nie nadchodziła moja ostatnia godzina. Od dawna jestem przygotowana do tej drogi. Lecz teraz, w tym właśnie momencie nie mogę iść za tobą. Proszę cię, byś pozwoliła mi dokończyć ten wełniany kaftanik.
– To niemożliwe – odpowiada Śmierć. – Prawo jest prawem. Sama wiesz, że nie ja tu rozkazuję. Wykonuję tylko postanowienie Boże.
– Proszę cię jednak, żebyś odrobinę poczekała – nalega staruszka. – Ta noc jest inna niż wszystkie.
– Ile czasu potrzebujesz?
– Wystarczy dwie godziny.
– Dwie godziny to za długo – odpowiada Śmierć. – Chcesz być nieposłuszna wobec praw Bożych. Powinnaś za to być ukarana.
– To nieważne – mówi staruszka. – Wystarczy mi, że skończę ten kaftanik. Od tylu lat robię co rok wełniany kaftanik dla Dzieciątka, które się rodzi. A jeśli nie skończę. Dzieciątko zmarznie. Nie czujesz, jaki mróz?
– Dwie godziny lekceważenia znaku, który ci dałam tutaj – nalega surowa Śmierć – oznacza dwieście lat pokuty tam, nim będziesz mogła w pokoju osiągnąć niebo!
Małgorzata zadrżała.
– Dwieście lat!… Ale trudno… Dzieciątko nie może zostać bez kaftanika. – I nie przerywa pracy.
Pracuje tak przez dwie godziny, prawie do północy. Kiedy skończyła, wstaje i wychodzi z domu, a za nią jej nocny gość. Po drodze spotkali Dzieciątko, które zstąpiło nago między ludzi. Małgorzata przyklęknęła przed Nim i po raz ostatni włożyła Mu kaftanik, by nie zmarzło, tak samo jak czyniła to przez tyle już lat.
– A teraz dokąd idziecie? – spytało Dzieciątko dwóch wędrowniczek.
– Idę odbyć dwieście lat kary, by dostąpić potem szczęśliwości – odpowiada niewiasta – a ona towarzyszy mi, gdyż czekała dwie godziny, bym skończyła kaftanik dla Ciebie.
– Nie trać dłużej czasu – rzekło Dzieciątko do Śmierci. – Ja sam odprowadzę tę poczciwą staruszkę do miejsca, gdzie na nią czekają. – Bierze ją za dłoń i zawraca do raju, skąd dopiero co przybyło.
Wróciło czym prędzej, wiedząc, że jest oczekiwane na ziemi. Ale nie zdążyło dotrzeć do Kresburga punktualnie jak zazwyczaj. Było już pięć minut po północy. Dokładnie pięć minut, tyle czasu, ile trzeba było na dodatkową wyprawę do raju.
I od tego czasu, według legendy, dzwony w Kresburgu wybijają Boże Narodzenie z pięciominutowym opóźnieniem w stosunku do reszty świata.
A kiedy rozbrzmiewają o dwunastej pięć, zda się, iż chcą przypomnieć, że prawo może być naruszone tylko z miłości i że takiego naruszenia nie można karać, a nawet godzi się nagradzać, choćby na przekór wszystkim prawom ludzi i czasu, jeśli okaże się to konieczne.
Dzieciątko ubogi pielgrzym
– Czy mogłabyś potrzymać przez chwilę Dzieciątko, bo chcę uprać tę koszulinę?
– Chętnie – odparta dziewczynka, która miała na imię Katarzyna.
Kiedy wzięła Jezusa na ręce, spostrzegła, że żadne dziecko na świecie nie mogło być tak piękne jak to, więc ucięła nożyczkami pukiel Jego włosów i ukryła na piersi. Kiedy Matka Boska przyszła po Dzieciątko, spostrzegła, że brak Mu jednego pukla, i zapytała Katarzynę:
– Czy to ty zabrałaś Mu kosmyk włosów?
Dziewczynka zaczerwieniła się ze wstydu i mówi:
– Miał takie piękne loki, że chciałam jeden sobie wziąć. Ale jeśli chcesz, zwrócę.
– Zatrzymaj sobie.
I poszła z uśpionym umiłowanym Dzieciątkiem. Następnego dnia Katarzyna wróciła na łąkę z krową i przez cały czas oczekiwała, że znowu ukaże się piękna Pani z Dzieciątkiem na ręku. Ale zamiast Niej przybył anioł i rzecze:
– Widziałaś gdzieś w pobliżu Pana i Matkę Boską?
– Widziałam wczoraj jedną Panią z dzieckiem. Pani robiła pranie a dziecko spało. Spójrz, nawet zostawiło mi swój pukiel. Anioł wziął pukiel włosów i mówi:
– To Jego włosy! – I odszedł.
Katarzynie zaparło dech w piersi.
– Miałam w ramionach samego Pana – mówiła sobie – a nie poznałam Go!
Innego dnia Katarzyna była przy studni i nabierała wodę, kiedy zobaczyła, że zbliża się do niej pielgrzym, któremu chciało się pić. Ubrany był w czerwony płaszcz i podpierał się ukwieconym kijem.
– Dasz mi się napić, Katarzyno?
– Napij się – i podała mu wiadro – Skąd znasz moje imię, jakbyśmy się już kiedyś spotkali.
Cudzoziemiec przytknął wargi do brzegu wiadra i pił długimi łykami, ale na pytanie nie odpowiedział. Kiedy ugasił pragnienie, rzekł:
– Do widzenia.
I już miał odejść, ale Katarzyna spytała jeszcze:
– Czy dasz mi jeden kwiat z tej pięknej gałęzi?
– Z chęcią.
Dał jej kwiat i szybkim krokiem ruszył dalej. Chwilę później zjawił się anioł i widząc Katarzynę zapytał:
– Czy widziałaś przechodzącego tędy Pana? – Widziałam cudzoziemca, który miał pragnienie, i dałam Mu pić. Spójrz, zostawił mi nawet kwiat ze swojego kija. Anioł spojrzał na kwiat i mówi:
– Tak, to był właśnie On!
Katarzyna skamieniała.
– Dałam pić Panu – rzekła sobie – i nie poznałam Go!
Pewnego razu Katarzyna piekła chleb, kiedy usłyszała, że za jej plecami przechodzi jakiś nieznajomy. Obejrzała się i ujrzała biedaka, tak obszarpanego, że wyglądał, jakby okrywały Go wszystkie nędze świata. Oczywiście był głodny i Katarzyna powiedziała mu:
– Skończę piec te chleby, to dam Ci jeden. Na razie usiądź sobie.
Kiedy wyjęła chleby z pieca, wzięła jedną bułkę i wetknęła ją w ręce biedaka, który zaczął jeść, okazując ogromną radość.
– Dziękuję! – rzekł z pełnymi ustami.
A zanim sobie poszedł zebrał okruszki i włożył je Katarzynie do dłoni, powiadając:
– Mogę dać ci jedynie okruchy twojego miłosierdzia. Wystarczy ich dla ptaków. Poszedł sobie i wkrótce potem pojawił się anioł, który widząc Katarzynę zapytał:
– Czy widziałaś przechodzącego tędy Pana?
– Widziałam nędzarza biedniejszego niż cała nędza świata, i był głodny. Dałam mu chleba, a on w zamian zostawił mi te okruszki. Anioł spojrzał na okruszki i musiał ujrzeć wielki blask, gdyż podniósł dłonie do oczu i rzekł:
– Był to właśnie Pan!
Katarzyna wybuchnęła wtedy płaczem i wszyscy w domu chcieli wiedzieć, skąd te łzy. Oto czemu jeśli jakieś dziecko, cudzoziemiec, ubogi proszą o coś, nigdy nie są odsyłani z pustymi rękami. W każdym z nich wszyscy ludzie widzą Pana.
Dzięki wielkie.
Szukałam chrześcijańskich baśni dla dzieci i nie trafiłam.
Pogodnych Świąt i wszelkich błogosławieństw w Nowym Roku.
Dodam pod choinkę nowego Guza w kapeluszu
Dziękuję za życzenia, błogosławieństwo i prezent.
Życzę Tobie i całej Rodzinie błogosławieństwa Bożego, Radości i Miłości z bycia razem w ten piękny czas – Narodzenia Pańskiego – Święta Bożego Narodzenia. Niech Bóg Was wspiera, a Maryja chroni od zła wszelkiego.