Wczoraj, 8.10.2014, minęły dokładnie dwa miesiące odkąd USA rozpoczęły naloty na stanowiska Państwa Islamskiego /IS, ISIS, ISIL/ w Iraku. We wrześniu, 23.09, zaczęło się też bombardowanie Syrii. Jakie są efekty tych działań? Wydaje się, iż niewielkie. Dziś w portalu Onet.pl /TUTAJ/ czytamy:
“Kampania nalotów prowadzonych w Iraku i Syrii przez koalicję międzynarodową nie doprowadziła do złamania siły Państwa Islamskiego. Eksperci analizujący m. in. “unikalną strategię” terrorystów coraz częściej podkreślają konieczność wysłania na pole walki oddziałów wojsk lądowych. (…) Barack Obama, po naradzie w Pentagonie z udziałem dowódców i sekretarza obrony Chucka Hagela, przyznał, że operacja zbrojna przeciwko ISIS w Iraku i Syrii jest “trudna”, ale, jak zapewnił, USA wraz z sojusznikami “uporają się z barbarzyństwem” [patrz wideo Reuters /TUTAJ/] (…)
O ograniczonych rezultatach kampanii pisze magazyn wojskowy “Stars and Stripes”, zaznaczając, że “tylko tyle” da się zrobić za pomocą ataków z powietrza. Według magazynu, Państwo Islamskie okazało się być bardzo “elastyczną” organizacją, zdolną do dokonywania szybkich przegrupowań swoich oddziałów, “co ogranicza zadawane mu ciosy do minimum”. O takich, a nie innych rezultatach nalotów, przesądza także fakt, że na pole walki koalicja antyterrorystyczna nie wysłała oddziałów wojsk lądowych, co sprawia, że nie ma siły zbrojnej, która mogłaby przejąć kontrolę nad terenami będącymi uprzednio celem nalotów.”.
I rzeczywiście, od prawie tygodnia media amerykańskie są pełne informacji typu “ISIS opanowało 70% miasta Kobane na granicy Syrii i Turcji”, “Abu Ghraib – przedmieście Bagdadu wpadło w ręce ISIS”,, “ISIS Is One Town Closer To Haditha Dam”, itp. Wczoraj ukazało się kilka analiz sytuacji w Iraku i Syrii. “Washington Post” opublikował artykuł “A faulty U.S. air campaign” /TUTAJ/, “The Hill” pyta /TUTAJ/: “What are ISIS’s options now?”, “Washington Times” pisze: “Pentagon sees Baghdad at risk of Islamic State takeover, expects Kobani to fall” /TUTAJ/, a w portalu Examiner.com /TUTAJ/ ukazał się tekst pod wszystkomówiącym tytułem “The West is paralyzed by the ISIS deception and disinformation campaign”. Wszyscy są zgodni – amerykańskie naloty nie osiągają swoich celów i nie szkodza zbytnio Państwu Islamskiemu.
Muszę powiedzieć, że cała ta historia z Państwem Islamskim zdumiewa mnie coraz bardziej. Obama miota się, usiłując sklecić jakąś możliwie szeroką koalicję. Przeprowadza kosztowne naloty, wysyłając bombowce, rakiety i helikoptery Apache w celu zniszczenia kilku wozów terenowych /Humvee/ oraz stanowiska moździerzy. Zaklina się, że nie uzyje wojsk lądowych. Władze Iraku też twierdzą, iż nie chcą wojsk amerykańskich u siebie. Według linkowanej powyżej informacji Onetu:
“Leon Panetta, były sekretarz obrony USA, ostrzegł w wywiadzie z “USA Today”, że walka z terroryzmem potrwa znacznie dłużej i będzie musiała objąć wiele frontów naraz, w tym Libię, Nigerię i Jemen. – Sądzę, że czeka nas 30-letnia wojna – powiedział w wywiadzie, krytykując jednocześnie okres ostatnich trzech lat w polityce zagranicznej i wojskowej administracji Baracka Obamy.”.
Można by sobie wyobrażać, że owo Państwo Islamskie dysponuje jakimiś ogromnymi siłami. Nic podobnego. W czerwcu, gdy zdobywalo Mosul, miało ok. 10 tys. bojowników. Obecnie ich liczba wzrosła do ok.35 tys. Jak ocenia pewien amerykański generał, w Mosulu IS zdobyło uzbrojenie wystarczające do wyposażenia mniej więcej trzech dywizji. Trzy, cztery dywizje to armia Panstwa Islamskiego. Główną jego siłą jest to, że tak naprawdę, nikt nie pali się do walki z nim.
Amerykanie nie chca użyć wojsk lądowych, Kurdowie walczą dość skutecznie, ale bronią wyłącznie Kurdystanu, milicje szyickie oraz Iran interesuje tylko szyickie południe Iraku, Iran przestrzega Turcję przed interwencją, do której wcale się Turcja nie pali, gdyż nie chce wzmocnić Kurdów, a sunnickie milicje, wrogie ISIS, walczą tylko o swe plemienne siedziby. Dla porównania opiszę, co dzialo się w Mali w 2012/ 2013 roku.
W 2012 w północnym Mali wybuchło powstanie Tuaregów do którego przyłączyła się tamtejsza Al Kaida. Przejęła ona kierownictwo buntu, przepędziła słabą armię malijska i zajęła całą pólnoc kraju z miastami Timbuktu i Gao. Pod koniec roku stalo się jasne, iż pragnie ona utworzyć tam swe państewko. Wtedy zdecydowanie zareagowali Francuzi, wysłając .do Mali swe wojska w liczbie 4000. Wystarczyły one, by w ciągu dwóch miesięcy /styczeń i luty 2013/ pokonać islamistów i usunąć ich z Mali. W walkach zginęło kilku Francuzow i ok. 800 bojowników islamskich. Można podejrzewać, że w sumie było w Mali 8-10 tys walczących islamistów., czyli tyle, ile ISIS miało w czerwcu 2014.
Gdyby po proklamowaniu w dniu 29.06.2014 “kalifatu”, USA zareagowały równie energicznie jak Francja, o Państwie Islamskim nikt by już dziś nie pamiętał.. Nieudolność i kunktatorstwo Obamy pochłonie jeszcze wiele istnień ludzkich.
Dodaj komentarz