PPP

Szanowni Państwo.

Dziś będzie wyjątkowy odcinek z cyklu dziwnych pytań.

Od czasu gdy zacząłem myśleć (przyznaję,  nie jest to zbyt długi okres i obfitujący w spektakularne osiągnięcia, ale i rozumek nieduży mi się trafił) nurtuje mnie pewna sprawa.
Mogłem niestety polegać tylko na własnych rozkminkach (ach, te młodzienizmy). Nic nie zdołałem złapać z zewnątrz. Żadnych informacji, strzępów chociaż, wskazówek, przesłanek.
Jakbyście Państwo byli tak uprzejmi i mi pomogli, to byłbym wdzięczny.

Temat jest trudny.
Bo chciałoby się cokolwiek wiedzieć. A właśnie natura tego problemu ma to do siebie, że na to nie pozwala…

– Karolek, no dawaj, o co chodzi?!

Chodzi mi o to, czy istnieje Polskie Państwo Podziemne.

A kuku!
No i co? Dobre pytanko, co?
Poniżej przedstawię Państwu co zdołałem ustalić.

Na początku przyjąłem za pewnik, że musi, skoro naziemnego państwa nie ma.

Potem lata całe kalkulowałem, czy taki pewnik można sobie było ustawić.
Oczywiście moża wnikać wielotorowo – czy chodzi o formę zinstytucjonalizowaną (o! taką by się chciało najbardziej) czy jakąś inną, swobodniejszą rzekłbym, ale jednak jakąś, namacalną.

Podczas procesu dowodzenia najbardziej mnie siekło jedno wydarzenie – jak prezydent Kaczorowski przekazał insygnia.
Ja byłem wtedy malutki. Ale dla mnie to był taki zgrzyt logiczny, że mnie to zmurowało na długo.
Komentowałem to sobie wyjątkowo nieeleganckimi wyrazami – te zakamrki ojczystego języka przyszło mi zgłębić bardzo wcześnie.
A tak przy okazji to ciekawe jakie mroczności w smarkaczach się rodzą.

Potem jakoś mi ten wstręt zaczął mijać. Czy znalazłem wytłumaczenie? Tak, ale ja to zawsze takie znajduję, że każdy się śmieje, więc nie pomnę.

Później, bardzo później, bo to było niedawno, nastąpił ważny wypadek.
Mianowicie znalazłem się w takim miejscu i o takim czasie, a najważniejsze, że w towarzystwie takiej osoby, od której mogłem uzyskać mocną informację. W mojej ocenie to był i jest nadal człowiek, który mógł coś wiedzieć.
Zadałem mu pytanie tak jak Państwu. Byłem przygotowany, że odpowiedzią nie będzie słowo tak lub nie. Dlatego pilnie wpatrywałem się w jego twarz.
I to było drugie usieczenie w moim dochodzeniu, bo ujrzałem jedynie niezrozumienie. To był pierwszy, raptowny akord. Ułamek chwili potem był wstyd. I to było straszne.

No. Nie dużo tego, ale tyle tego było. Czyli nic. I to mnie bardzo zadręczało. I jakoś mi się ta sprawa uśpiła. Ale tak niemiło, ohydnie. Jak psa się usypia.

Niewiedzieć czemu dzisiaj przyszło mi olśnienie, psa tego nieszczęsnego z mogilny wybudzające!

Otóż sobie zdałem sprawę, że mój dawny pewnik, jest jak najbardziej upoważniony.
Dotychczas moje wyliczenia brały pod uwagę jedynie wszelkie możliwe nieszczęścia.
Straty wojenne jako takie. Katynie i inne. Potem lochy okupowanej Polski – do dziś! (no a do kiedy?).
Czyli jakim cudem mógł się ktoś prześlizgnąć?

A właśnie sobie zdałem sprawę, że mógł jak najbardziej.

Po pierwsze primo najważniejsze.
Szanowni Państwo. Daliśmy się niesamowicie skundlić. Najgorszym objawem tego jest zupełna niepamięć tego, że Polak to jest na prawdę ktoś. To jest jednostka o nieprawdopodobnych możliwościach jak przyjdzie co do czego. A wygrywa dlatego, że reszta jest tylko zlepieńcem ciała i rozumu, w najlepszym razie. My mamy jeszcze Ducha. Ooo, a z takim zawodnikiem nie jest łatwo. Wogóle może się zdarzyć, że jest nie do zatrzymania. Nawet po śmierci… Który samuraj jakiś to potrafi?!
I właśnie teraz wypada, żeby włączyły się co poniektórym niewolnicze lampki – ale tak nie można! to megalomaństwo, wstrętne mesjaństwo, Polak jest gównem. Inni są sto razy lepsi od nas. Wygrali sto razy…
Spokojnie. Owszem. Wygrali. Nawet i tysiąc.
I co z tego skoro ostatecznie przegrają.

Piszę wyjątkowo krótkimi skrótami dzisiaj.
To nie chodzi o to, że konkretnie Kowalski czy Nowak wygra.
Wygra Boży człowiek. Bo Bóg wygra.
Tylko tak się dziwnie składa, że to właśnie osobnicy z końcówką ski mają największe skłonności żeby być Bożymi.

I tu się zaczyna pojawiać odpowiedź.
Zmizerowaciałe, zdrętwione, zmielone misie śpią przekonane o tym, że szczury biegające wokół nas są wiecznie magicznie wygrywające. No czyż to nie jest nonsens?

Dobra.
Wiem, że na naszym przykładzie to będzie ciężko przekonać.
To spójrzmy na innych.
Takie Chińczyki.
Robaczki za miskę ryżu.
No i co?!
Parę latek minęło i rządzą światem.
Czyli można.

Tylko trzeba uchwycić różnicę.
W ich przypadku występują siły dziejowe, cywilizacyjne, ludzkie, gospodarcze etc.
Ale ducha tam nie ma.
Bożego Ducha.
Czyli to znowu będzie fajne, jak wszystko przed nimi, ale na krótko.

Wracając do ad remu.
Chodzi mi o to, że miałem zamglony defetyzmem, zafałszowany ogląd sytuacji.
Było i jest nas bardzo dużo.
Więc szansa na przetrwalniki jest.
Mało tego.
Należy się spodziewać dodatkowego czynnika – nowej krwi.
Państwo by sobie czasem podejrzeli co młokosy wyprawiają! to się w pale nie mieści, za przeproszeniem. Byle gówniarz ma większy potencjał niż stada priofesjorów. A ich się narobiło całe watahy…..

A wiecie Państwo co mogło ich wygenerować?
Zło.
No tak to.
Zła jest za dużo. Wystrzelało się. Przelało. Jest za nudne. Spowszedniało. Przestało być atrakcyjne.
Przykład pierwszy z brzegu. Cała ojropa zaczęła pedałować. Ale Polakom przemysł rowerowy rady nie da. Bo pod nosem (i nie tylko – znowu za przeproszeniem Sz.P.) za dużo Polek… No jak nie jak tak!?
Z dobrem takiego problemu nie ma. Zawsze się go będzie chciało więcej. Szczególnie w takich czasach, które już są i które idą.

No tak mi się to wszystko wymędrkowało.

Co Państwo na to.

__________________

W ramach wynagrodzenia nieokrzesanej formy i wywrotowych treści proszę przyjąć upominek muzyczny.

Będzie to co ostatnio ale za ową miskę ryżu, trzeba przynać, że dobrze się tego słucha, od serca grane,, szczerze, choć skośnouche…:

O autorze: karoljozef