Wczoraj /3.08/ zakończył się jubileuszowy, 70-ty Tour de Pologne. Miałam nieszczęście śledzić jego przebieg w TVP1. Jesli chodzi o jakość transmisji, to mam te same wrażenia co bloger Citisus, który zatytułował swoją notkę “Tour de Pologne?? Masakra…” /TUTAJ/ i napisał:
“Transmisja w TVP1 to właściwie jeden blok reklamowy przerywany od czasu do czasu widokiem pedałujących kolarzy. Kilka minut przekazu i pięć minut reklam, znowu kilka minut transmisji i pięć minut reklam … (…) komentatorzy wiedzą tyle samo co my czyli nic. Najchętniej to opowiadający głupoty zupełnie niezwiązane z wyścigiem.”.
Komentator Dr Wall pocieszał, że w TVP Sport było lepiej, nie wszyscy jednak mają dostęp do tego programu. Citisus narzekał też:
“A tak na marginesie, to dlaczego nie „Wyścig dookoła Polski”? Czy ta nadęta, zagraniczna nazwa ma zakrywać niedoskonałości i słabości wyścigu? Przed wyścigiem Czesław Lang chełpił się, jacy to wspaniali kolarze przyjechali w tym roku. Same znamienite nazwiska. Owszem, tyle, że oni potraktowali wyścig wybitnie treningowo, a nie po to by się ścigać”.
No cóż, główną przyczyną słabości tej imprezy to sama koncepcja wyścigu, a zwłaszcza neokolonialne przeświadczenie jego organizatorów, że najlepiej można go uświetnić, pokazując kawałek wspaniałego Zachodu /w tym przypadku były to włoskie Dolomity/ zamiast godnej wyłącznie pogardy Polski.
Zarówno planujący przebieg Tour de Pologne, jak i realizatorzy transmisji w TVP1 zrobili co w ich mocy, by pokazać możliwie mało uroków Polski. Cóż bowiem widzieliśmy? Ostatnie 30 km długiego etapu Kraków – Rzeszów, czyli głównie przedmieścia Rzeszowa i widok tego miasta z lotu ptaka. Następnego dnia podziwialiśmy Katowice.
Zakopane jakoś się broniło, podobnie pętla wokół Bukowiny. Z etapu jazdy na czas Kraków – Wieliczka widać było sam moment startu, punkt pomiaru czasu w połowie drogi, oraz Rynek Główny w Krakowie. To wszystko, nie wspomniano nawet o kopalni soli w Wieliczce. Nazwa “Wyścig dookoła Polski” byłaby zupełnie nie na miejscu.
Na tydzień przed rozpoczęciem siedemdziesiątego Tour de Pologne, zakończył się jubileuszowy, setny Tour de France. Opisałam go /TUTAJ/, stwierdzając:
“Najwiekszą przyjemność sprawiło mi kibicowanie Michałowi Kwiatkowskiemu oraz podziwianie piękna Francji. Operatorzy starali się pokazywać jak najwięcej ciekawych obiektów znajdujacych się wzdłuż trasy wyścigu, a wspaniale relacjonujacy Tour de France Krzysztof Wyrzykowski i Tomasz Jaroński podawali mnóstwo informacji na ich temat. Tak więc obejrzałam sobie Korsykę, Niceę, Marsylię, Pireneje, Bretanię, Mont Saint Michel, zamki nad Loara z lotu ptaka, Mont Ventoux, Burgundię, Alpy i na koniec Paryż.”.
Właśnie. Francuzi, w przeciwieńslwie do polskich działaczy sportowych, są dumni ze swojego kraju i potrafią to pokazać. My natomiast tracimy nasze szanse próbując podlizywać się Zachodowi. Można było przecież pokazać Sudety, Mazury, czy Kaszuby. Straciliśmy okazję zareklamowania uroków Polski na rzecz nieudolnej imitacji Giro d’Italia. Na inną wadę Tour de Pologne zwrócił uwagę Rozowoczerwony w swym komentarzu do notki Citisusa:
“PS
Według źródeł zbliżonych do dobrze poinformowanych TdP jest jednym wielkim przekrętem mającym na celu w konkretnej polskiej rzeczywistości fiskalnej wyprowadzić w formie promocji sponsorskiej z podmiotów dopuszczonych do dilu koszty reklamy dla powstałych tylko w tym celu firm reklamowych. Zawodnicy tej klasy co Wiggins czy Cancelara mają podpisane umowy oddzielne od reszty stawki i mają robić za kosmitów, w żadnym wypadku nie mogą się ścigać. Pętle którymi usiane są poszczególne etapy są spowodowane na żądanie głównych sponsorów ponieważ ci nie mogliby na całej trasie ustawić odpowiedniej liczby bannerów bo koszt ich produkcji pożarł by profit a o ten przecież jedynie chodzi ROZOWOCZERWONY00:02”.
Wszystko wskazuje na to, że może on mieć rację /choć Wiggins postarał się na koniec wygrać “czasówkę”/, a Włosi po prostu zapłacili naszym działaczom kolarskim za pokazywanie akurat Dolomitów. W każdym razie, mimo wysiłków większości kolarzy, którzy robili uczciwie to, co do nich należy, z jubileuszowej imprezy wyszedł smętny idiotyzm.
Organizatorzy TdP są ludźmi głęboko zakompleksionymi na punkcie polskości. Te dwa etapy we Włoszech były objawem ich totalnej aberracji. Sama nazwa wyścigu też jest idiotyczna. Bo Hiszpan nigdy nie nazwałby Vuelty “Tour de L’Espagne” itd. Dlaczego wraz z profesjonalizacją, nie można było zachować nazwy polskiej “Wyścig Dookoła Polski” lub ew. “Dookoła Polski”, tak aby ta nazwa była rozpoznawalna na świecie?
Trudno o jakiś niebotycznie ciekawy wyścig kolarski w Polsce, skoro nie mamy takich wzniesień, jak w Alpach, Dolomitach czy Pirenejach. Ale i tak na bazie Sudetów i Tatr mógłby śmiało istnieć nasz wyścig, przy okazji pokazując piękno tych miejsc.
Trudno natomiast winić organizatorów o treningowy charakter tych zawodów. To jest bardziej efekt patologii dzisiejszego kolarstwa, tych ekip zawodowych, ciułania punktów UCI. Żeby do Polski przyciągnąć najlepszych, potrzebowalibyśmy wielkiej ilości pieniędzy, których chyba nie mamy.
Elig, miło, że są na Ekspedycie osoby interesujące się sportem. Jakie dyscypliny jeszcze lubisz?
Ja interesuję się sportem wyłącznie w telewizji. Jestem “sportowcem kanapowym” :))) Oglądam piłkę nożną, łyżwiarstwo figurowe, skoki narciarskie i kolarstwo
Czas na rewanż. Polscy działacze kolarscy sfinansują teraz we Włoszech pokazywanie Tatr w czasie transmisji Giro d’Italia ;-)
Obawiam się, że coś takiego nie przyjdzie im do głowy :(((
Ciekawie. Ja też oglądam dużo sportu w tv, choć skupiam się raczej nie na dyscyplinach, tylko co ciekawszych wydarzeniach. Np. Tour de France, Igrzyska Olimpijskie, Mistrzostwa Świata i Europy w grach zespołowych(W piłce nożnej najczęściej kończy się na eliminacjach), Wielki Szlem w tenisie, jakieś ciekawsze mecze polskiej ligi piłkarskiej, Turniej Czterech Skoczni, trochę biathlonu, Mistrzostwa Świata w lekkiej atletyce, MŚ w hokeju z udziałem Polaków. A już zupełnego bzika mam na punkcie żużla, którego regularnie oglądam też na żywo. Polecam to każdemu komu mogę, w tv wygląda bardzo nudnie, ale na stadionie wywołuje wielkie wrażenia.
Z aktywnością sportową u mnie też ostatnio słabo, ale od czasu do czasu pogram w siatkówkę, albo pojeżdżę na rowerze. Ale to nie to samo co kiedyś, jak się od rana do wieczora ganiało za piłką na podwórku. Cóż, ciągle sobie powtarzam, że jak tylko skończę studia to wezmę się za siebie w końcu i zacznę regularne ćwiczenia. Także ambicje chociaż są, zobaczymy co z tego wyjdzie :)
Może kiedyś się zrobi jakiś wpis o sporcie. Będę wiedział, że może Elig to zainteresuje :)