Wczoraj, późnym wieczorem, media obiegła wiadomość: Detroit ogłosiło bankructwo. To słynne ongiś z przemysłu samochodowego i murzyńskiej muzyki miasto splajtowało. Nie był to pierwszy taki przypadek. Rok temu, w lipcu upadłość musiało ogłosić o połowę mniejsze Stockton w Kalifornii. W listopadzie 2012 w portalu Dziennik.pl /TUTAJ/ można było przeczytać:
“Żeby zobaczyć, co oznacza bankructwo po amerykańsku, wystarczy pojechać do Kalifornii, gdzie niewypłacalność lokalnych władz stała się wręcz plagą. Niespełna 300-tysięczne Stockton, 13. co do wielkości miasto w Kalifornii. (…) Zatrudnienie w urzędzie miasta zmniejszono o 43 proc., wstrzymano wypłaty emerytur i świadczeń w całym sektorze publicznym. Największym problemem jest jednak bezpieczeństwo. Policja i straż pożarna straciły na skutek cięć po 30 proc. ludzi. Już w sierpniu widać było efekty. – Staliśmy się łupem dla wszystkich kryminalistów z okolicy. (…)
Rozpoczęty w 2008 r. kryzys rozpoczął kolejną falę w całym kraju, ale sytuacja w Kalifornii najbardziej niepokoi ekonomistów. Po pierwsze nastąpiła seria upadłości na niespotykaną do tej pory skalę. Przed Stockton upadło 100-tysięczne Vallejo, potem było 200-tysięczne San Bernardino, wreszcie małe, ale znane miłośnikom nart miasteczko Mammoth Lakes w górach Sierra Nevada. (…)
Przyczyny katastrofy finansowej wszędzie są identyczne: kryzys i bańka nieruchomościowa z 2008 r., które okroiły wpływy do budżetów, złe zarządzanie, najbardziej zaś obligacje emerytalne strzeżone przez unie pracownicze. Od 1999 r. zobowiązania te wzrosły 20-krotnie i w niektórych miastach oraz hrabstwach pożerają dziś nawet do 75 proc. budżetów.”.
Teraz widać, że nie tylko w Kaliforni jest źle. Detroit leży w 10-milionowym stanie Michigan położonym nad Wielkimi Jeziorami, liczy obecnie ok. 706 tys. mieszkańców , z których 82% to czarni, a tylko 10% – biali. Jest stolicą 4,4 milionowej aglomeracji miejskiej. Sześćdziesiąt lat temu miasto prosperowało i mieszkało w nim 1,8 mln osób. A obecnie…. Według TVN24.pl /TUTAJ/:
“Czterech na dziesięciu mieszkańców Detroit zamierza się wyprowadzić z miasta w ciągu najbliższych pięciu latach. Od 2000 r. bezrobocie w Detroit wzrosło o 165 proc. Według oficjalnych danych, co piąty mieszkaniec nie ma pracy, a w rzeczywistości bezrobocie jest jeszcze wyższe.(…) Burmistrz Dave Bing zredukował liczbę etatów w administracji miejskiej z 18 346 do 11 303 i drastycznie podwyższył podatki od nieruchomości. Ale połowa mieszkańców przestała te podatki płacić. Detroit nie ma też środków na opłacenie inspektorów podatkowych.
W wyniku buntu podatników miasto traci 120-250 mln dolarów rocznie. Obywatele tłumaczą, że nie zamierzają płacić na system nie .dający im niczego w zamian.”.
Krzysztof Berenda w RMF24.pl /TUTAJ/ dodaje:
“Kłopoty miasta wzięły się z dwóch rzeczy. Po pierwsze z nierozsądnej polityki finansowej i ciągłego zadłużania się.
W ramach oszczędności miasto musiało wyłączyć niemal połowę, czyli 40 tysięcy ulicznych latarni. Część nie działa, bo ludzie rozkradli miedź. Miasto pozamykało także parki.
W Detroit brakuje policjantów. Na interwencję mundurowych trzeba czekać średnio godzinę. To przekłada się na dużą przestępczość i najwyższą w kraju liczbę zabójstw. Powoduje też, że z Detroit masowo uciekają ludzie. A to już druga przyczyna kryzysu.”.
Miasto jest zadłużone na 18,5 mld dolarów. Również zwykli mieszkańcy padli ofiarą runu na kredyty subprime. Berenda pisze:
“Gdy w 2008 roku wybuchł kryzys, ludzie potracili domy. W samym tylko zeszłym roku banki zajęły tam 100 tysięcy domów – na 700 tysięcy mieszkańców! (…) Do upadku miasta przyczyniła się też nieudolność władz. Najgłośniejszym jej przykładem był Qwame KilPatric, który był burmistrzem w latach 2002-2008. Wsławił się oszustwami i korupcją, a teraz siedzi w więzieniu.”.
Widać więc, że powtarza się historia z Kalifornii, tylko na ponad dwukrotnie wiekszą skalę. Uważam to za bardzo zły znak dla Stanów Zjednoczonych. Jeśli takie same problemy pojawiają się w tak odległych od siebie miejscach jak Kalifornia i stan Michigan – świadczy to o poważnej strukturalnej chorobie trawiącej CAŁE USA.
Świadczy to też o tym, iż kryzys rozpoczęty w roku 2008 wcale się nie skończył. Owszem, finansową dziurę zasypano intensywnie drukowanymi pieniędzmi, co pozwoliło poprawić wskaźniki ekonomiczne. Teraz jednak ujawniają się zaniedbywane od kilkudziesieciu lat problemy społeczne, takie jak degradacja i upadek centralnych dzielnic miast, zwłaszcza we wschodniej połowie Stanów Zjednoczonych. Kryzys pokazał to w pełnej krasie. W tej jego fazie drukowanie pieniędzy nie wystarczy.
Sędzia stanu Michigan odrzuciła wniosek o upadłość Detroit. Patrz tu:
http://www.rmf24.pl/fakty/swiat/news-sedzia-odrzucila-wniosek-o-upadlosc-detroit,nId,999392
Dom w Detroit jest dzisiaj tańszy niż bilet lotniczy do USA.
Prawdopodobnie nie nadaje się do zamieszkania. Albo on, albo jego okolica.