Mój słaby punkt – Honor

honor-to-stroma-wyspa-bez-brzegow

 

Właściwie notka miała się nazywać : „oficyjerze co tam u pułkownika Kuklińskiego?”

chciałem takim tytułem zwrócić uwagę że nawet oficer liniowy wywiadu może stać się Kuklińskim, narodowym bohaterem który nie tylko wyratował Ojczyznę z atomowej wojny ale i świat od śmiertelnej konfrontacji narodów. To jest coś wyjątkowego – wybudować organizację jednoosobowej konspiracji. Odrzucić przywileje, dostojeństwo w imię ratowania zwykłych ludzi – swoich rodaków. Kukliński zapłacił wielką cenę, uznany za zdrajcę z karą śmierci zmuszony był wieść życie poza ojczystymi granicami jak dawni poeci polscy. Mimo to pielęgnował w sobie tą miłość stron ojczystych, aby na końcu swych dni pozostać na zawsze w naszej pamięci, aby mógł być na cokole rynku w Krakowie. Dlatego wierzę że oficyjerowie tak walczący z blogosferą dziś kiedyś będą mieli tyle odwagi aby postąpić jak Kukliński. Aby wynieść materiały operacyjne i przekazać właściwej stronie konfliktu, tej wojny która się toczy w świecie wirtualnym o rząd dusz.

*****

Gdy sięgam pamięcią do lat dzieciństwa jedna z chwil która tak wyjątkowo napawała mnie radością była walka o mój honor. Chodziłem wówczas do podstawówki, chyba 6-7 klasa, a zwyczajem po lekcjach było zacumować na flipery. Choć każdy z nas wtedy jeśli miał pieniądze to niewielkie, ale każdy chciał choć popatrzeć jak gra inny. Zdarzyło się że miałem tego dnia parę monet, może to na urodziny czy z innej okazji ale w końcu miałem za co zagrać. Zadowolony ze spoconymi dłońmi przystąpiłem do lotu helikopterkiem. Szło mi całkiem nieźle jak na żółtodzioba w tej materii, ale oto podszedł do mnie Aluś. Tak go zwali wszyscy, starszy był ode mnie o 2 lata i wyższy o głowę. Kiedy więc zauważył że mam kasę od razu rzucił do mnie: „wyskakuj z dwudziestki, raz dwa” Ja na to: nie dam! Więc usłyszałem że jak mi wp…doli to mnie rodzona matka nie pozna. Kolega z boku szepnął do mnie – „nie bój się on mocny tylko w gębie”

Cóż było zrobić – przyjąłem wyzwanie a że było lato poszliśmy na tył budynku gdzie przy płocie rosło dużo wysokich pokrzyw. Kiedy tak szliśmy na udeptaną ziemie Aluś cały czas mnie przeklinał a mi ze strachu uginały się nogi. Już samo to żeby przyjąć na siebie taką ilość przekleństw było wyczynem. Stanąłem w końcu na przeciw niego i zaczęło się. Najpierw boksy i kopy. Myślał ze mnie puknie i się przewrócę, ale nic z tego, robiłem uniki. Krótkie włosy ratowały moją głowę bo nie mógł mi zrobić w tej wolnej amerykance skalpu. W pewnej chwili udało mi się zrobić klin. Złapałem go jedną ręką za głowę przyciskając ją do piersi. Drugą zaś chroniłem się przed ciosami. Kiedy przeciwnik zaczął ciężko oddychać, choć i ja odczuwałem zmęczenie ruszyłem z nim w zwarciu w stronę pokrzyw. Kilka razy odbiliśmy się od siatki, ale nie puściłem przeciwnika, bo na dystans by mnie załatwił jak nic. Aluś jednak miał już dość, piekła go twarz od kwasu mrówkowego, był czerwony jak pomidor. Ze zmęczenia i poparzeń ucierpiała jego pewność siebie. Przestał wywijać pięściami i tłuc mnie kolanami. Kiedy w końcu wobec kibiców tego pojedynku wydyszał – poddaję się – moje zwycięstwo stało się wydarzeniem dnia. Nic tak mnie nie cieszyło w ciągu całej szkoły podstawowej jak to zwycięstwo. Ani olimpiady, ani sukcesy w biegach czy marsze przełajowe. To jedno bzdurne zwycięstwo dało mi pewność siebie i bezkompromisowość. Nie uląkłem się przeciwnika i zwyciężyłem. Obroniłem mój honor.

 *****

Wiele lat później będąc w wojsku mieliśmy zajęcia z radia – tego konkretnego dnia przerabiane było działanie systemu radionawigacyjnego i radiolokacyjnego w samolocie JAK40. A że kręciła mnie elektronika łykałem taką wiedzę jak Francuz ślimaki. Nasz wykładowca – młodszy oficer zaczął coś kombinować w schematach. Stwierdziłem że nie mogę tego tak po prostu olać, muszę zareagować i powiedzieć gdzie jest błąd. Zgłosiłem się więc. Obok kolega przywarł głową do ławki i zaczął mnie szarpać. Pamiętam że był rasowym ślunzokiem. Powiedział: „mosz recht ale siadoj cicho, po coś tu jest? Hy? Zasłużyć czy odsłużyć?” I zbił mnie tym sposobem z tropu. Lecz nasz nauczyciel już widział akcje i kazał mi wyjść na środek, dostałem kija do ręki z zadaniem wyjaśnienia swoich wątpliwości. Cóż więc, cały pluton słuchał, trzeba było stanąć na wysokości zadania. Wytłumaczyłem więc drobiazgowo o co mi chodzi. Jakież było moje zdziwienie że zamiast reprymendy dostałem pochwałę i plusa za aktywność. Później było spotkanie z wykładowcą, propozycja szkoły na zawodowego i spotkanie z politycznym. Ale na zajęciach mogłem jak w teksasie wyłożyć nogi na ławkę, albo ostentacyjnie położyć głowę i spać. I tak jedyną osobą na którą zwracano uwagę to byłem ja. Nie to jest jednak ważne ze ze mnie taki gieroj. Ważne jest to co powiedział przed całym plutonem oficyjer:

Żołnierze ja się na elektronice nie znam. Fajnie że ktoś zwrócił uwagę na błąd. Bo ja dostaje temat i muszę go wam zreferować”

Wtedy też zrozumiałem kim jest zadaniowany oficer. Jak łatwo go rozpoznać w tłumie.

Mianowicie – taki wojskowy generalnie wykonuje rozkaz, często ma niski poziom empatii i podstawowym elementem defensywnym jest RWD. Co się tłumaczy – Ratuj Własną Dupę. Dlatego użycie broni od strony prawnej lepiej żeby kończyło się śmiercią niż kalectwem.

Te dwa wydarzenia podałem aby wprowadzić Czytelnika w problem agenturalności blogerów. W forumowych nawalankach bowiem oprócz merytorycznej wiedzy istotna jest empatia i świadomość wspólnoty. Te czynniki wzajemnie się przeplatają i można łatwo przestrzelić w ocenie sytuacji. „W co grają ludzie” na blogach społecznościowych? Hmm. Stara książka którą czytałem dziesiątki lat temu ;D Eryka Bernstein’a – śmieszna sprawa – na śląsku na krawężnik mówi się „borsztajn” hehe.

Ale do rzeczy – ludzie obdzielają się klapsami. Już od najprostszych słów zaczyna się między ludźmi interakcja która jest częścią procesów psychosocjologicznych zwanych polityką. Nasze dzień dobry, do widzenia, co u Pani słychać, jak zdrowie.. to najzwyklejsza polityka w mikroskali.

Właśnie to jest przedmiotem gry operacyjnej w blogosferze. Interakcja buduje wspólnotowość, wzajemne animozje ją niszczą. Jeśli więc agent wstawi kij w mrowisko jego operacyjna robota pod przykrywka zostaje wykonana w 50% Ale jest jeszcze jeden czynnik w zdobyciu kolejnego szlifu – pozycjonowanie w hierarchii blogerskiej. Najprościej odnieść to do opisywanych przez Szeremietiewa marszów studenckich kończących się nad Wisłą zamiast pod pałacem kultury. Chodzi o to aby cała para poszła w gwizdek. Każdy kolejny bowiem raz budowa wspólnoty wartości przychodzi o wiele trudniej. Teraz muszę w konsekwencji wywodu odnieść się do przykładów znanych nam wszystkim, inaczej moja pisanina będzie jedynie biciem piany. Za urażenie czyjejś godności od razu przepraszam, nie to jest moją intencją.

 

*****

 

Gdy zacząłem pisać na NE postawiłem sobie za cel, jak większość, doprowadzić do pokojowych zmian w Polsce. Znając przyzwoicie Pismo Święte odwoływałem się do Księgi Daniela, starałem się tłumaczyć znaczenie słów, i to jak ważne jest nie przekręcanie tych znaczeń w j. powszechnym. Ale pan Parol zaczął agitację przedwyborczą i cała para poszła w gwizdek, wielu blogerów wyleciało z NE jak perszing z własnej woli że aż futryny trzeszczały. Skupić się jednak muszę na 2 sprawach. Pierwszą z nich był projekt nad którym pracowałem. Postanowiłem skonsultować go z nowoekranowym guru od wolnej energii – Panem WalemarM. Tak wywiązała się moja dyskusja, a konkluzje były jednoznaczne – Pan Waldemar zbiera informacje a blogerów prowadzi nad Wisłę. Myślę że dziś wielu może się z tym stanowiskiem zgodzić.

Kolejną sprawą był Coryllus i jego wojenka przeciw protestantom bo… został przez takowego wyrzucony z pracy. Rozebrałem więc jego notkę na części logiczne i przedstawiłem w ilu miejscach celowo przegina. Z tym blogerem umówiłem się na solówę w Nowym Targu. W poczcie NE sugerował jednak żebyśmy się spotkali w kawiarni, choć to on chciał mi „wpier..”. Nie skorzystałem z propozycji, więc pozostało mi się „walić” a w zasadzie ”pier..” Jedna jedyna osoba w całej ówczesnej blogosferze stanęła po mojej stronie, stwierdzając że jego wpis co najmniej był nie przemyślany – tym blogerem był Gallux. Na problem zwrócił uwagę również Pan Szeremietiew stwierdzając że zna wielu wspaniałych polskich patriotów – protestantów.

Cała sytuacja uświadomiła mi w jakim kierunku prowadzona jest gra operacyjna oficyjerów. Chodziło o rozbijanie blogosfery i sekwencjonowanie klubów na zwalczające się obozy.

Cóż, pomimo mojego moralnego czyt. pyrrusowego zwycięstwa nad Coryllusem nic z tego nie wynikało. Raz że większość to katolicy, dwa że Coryllus to wielce poczytny bloger, więc i siła faktów ważniejsza od moralności. Przy tej całej gmatwaninie zdarzeń przykuło moją uwagę środowisko Pani Izabeli (IBF) I jakież moje zdziwienie że promotorką Coryllusa jest właśnie starsza pani. Przeczytałem więc notkę „rybę nożem” i z przerażeniem zauważyłem że pani nauczycielka antropomorfizuje zjawiska fizyczne. Nie dość że to ewidentne mieszanie rzeczy nieporównywalnych to na dodatek kawitacja przeczyła wnioskom autorki. Dałem jej dowód przedstawiając film z minutami konkretnej sekwencji obalający tak darwinizm jak i uzasadniający potęgę kawitacji. W tym moim zacietrzewieniu popełniłem jednak błąd, bo oko saurona zapamiętało mnie już na zawsze i stałem się tym fałszywym dźwiękiem w symfonii blogerskiej. Choćbym schlebiał nie wiem komu nic mnie uratować nie mogło. Ale mnie ciężko zniechęcić więc nadal robiłem swoje i wstawiałem czasem upierdliwe notki min. na temat JOW. OOO to już stałem się wrogiem całej zorganizowanej akcji NE, stałem się nie dość że safanduła to jeszcze czarna owca. Straciłem twarz bo kto przeciwko nam choćby i w głupocie ten nie miał co na NE szukać.

Decyzja o likwidacji moich wpisów była zupełnie inna niż większość mogłaby przypuścić. Bo choćbym i był czarną owcą nic to! Ale przecież mam kuzynów półsieroty które straciły ojca w dzieciństwie, i tego w filozofii starszej pani przełknąć nie potrafiłem.

 

Wróćmy jednak do Coryllusa – oto jak potęga słowa zabija człowieczeństwo czy dokładniej kompromisy – moralność. Bloger Coryllus stracił matkę która zostawiła mu kredyt do spłacenia, lecz ubezpieczony. Poinformował o tym wszystkich i nawet złożyłem swemu wrogowi kondolencje. Ale cóż to – nasz popularny bloger uznał że skoro jedna amoralna akcja rozeszła się po kościach ruszył z kolejną. Dalej hejże ha! Zaczął atakować skok w którym była podpisana umowa kredytowa. Uznał że z powodu swoich problemów SKOK ma załatwić jego sprawę w podSKOKach. Tak oto główny ekonomista SKOK przestał pisać na NE. Nie dość że dziś Pan Szewczak pisze na stewczyk.info i niezalezna.pl to Pan Coryllus też pisze głównie na niezależnej. Z czego wniosek że oko saurona odstąpiło od NE. Jak widzimy z mojej przegranej z Coryllusem nic dobrego nie wyniknęło, upewniło go jedynie w swoim postępowaniu, jechał więc za ciosem niszcząc swój matecznik.

Tak oto wkraczamy w sprawę Legionu Wierzyna.

Posłużę się kilkoma cytatami referując mój punkt widzenia.

 

*****

 

@norwid 17:12:50

Sam poczytaj…. Ty je wymieszałeś, groch, mydło i powiodło. … W każdym razie Polacy nie mogli wtedy zarobić fortuny (ktoś bajkę puścił), ale mogli nie stracić dorobku życia, a stracili. I tyle, szkoda mi czasu na dyletantów, nie dość że taki jest nieuk, to kurwa jeszcze pyszczy.

link

vortex 19.01.2013 17:55:42

 

Drugi komentarz zgłosiłem do moderacji bo oberwało się wszystkim na NE, a mięso fruwało po ścianach. Czy pomogło by coś gdybym vortexa zaprowadził do sąsiadów i zobaczyłby dom wybudowany za 100$?

 

 

lju

Posted Luty 19, 2013 at 9:28 AM

Wypisujesz antypolonizmy kpie i szczycisz się nimi, wyrywasz zwroty z kontekstu wydarzeń by obrażać Polaków. Jesteś dla mnie nic nie wart.

 

Ok – w pierwszej fazie lju twierdził iż „uważa” termin polskie piekiełko za antypolonizm. Teraz ma pewność. Twierdzi tez że to pomysł Mazowieckiego vel Icka, choć to kłamstwo uporczywie powtarzane i przedstawione linkiem z wiki, tak dyskusji jak i terminu. Czy ja się szczycę tym terminem – broń Boże! Raczej uważam że należy coś z tym zrobić bo problem stał się palący – a więc nie zasłużyłem na termin „kpiarz”, i nie wyrwałem ani raz z kontekstu czego komentator nie przedstawił. I na koniec – jestem dla lju nic nie wart czyli parafrazując Leszka Millera – jestem zero, a może nawet mniej niż zero.

lju

Posted Luty 19, 2013 at 10:46 AM @ norwid

To że mnie obrażasz personalnie jestem w stanie ci wybaczyć, …Przypomnę ci, że pierwszy raz zwróciłem ci na to delikatnie uwagę, że niewłaściwe jest wypisywanie antypolonizmów, pod twoją notką o grze, gdzie gra pewnie więcej sfrustrowanych dzieciaków tobie podobnych (czyżbyś żył za mnie? przyp. norwid), a ty udawadniać mi chciałeś że obrażanie Polaków, jest „trendy” (kłamstwo!! przyp. norwid) i jest ok. Do tego przeinaczałeś cytaty i wyrywałeś je z kontekstu, … później zauważyłem że czynisz to celowo, z nienawiści do Polaków (kłamstwo!! przyp. norwid), a jak o to zapytałem, przypuściłeś ataki personalne na moją osobę. Cóż. Jesteś dla mnie zwykłym antypolskim trolem, który chciałby tutaj afiszować się antypolonizmami, sądzę że nie czynisz tego bezinteresownie…

Kilka komentarzy zniknęło na które odpisywałem, zgubił się sens rozmowy, ale ok bezinteresownie można zrobić wiele rzeczy w imię honoru. Dlatego choć była jedna strofa zacytuję C K Norwida w całości:

Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala
Czy ten , co mówić o tym nie pozwala?

Czy ten żył za mnie, co nie zna mej winy,
Czy ów, co nawet zna owej przyczyny?

Jaka różnica miedzy oskarżeniem,
Z-niesieniem, klątwą, albo przemienieniem? –
I jak te rzeczy do siebie się mają,
I czy sądzący, ucząc się jej, zna ją?
I czy sumienie może jąć się za nic,
Bez-organicznym będąc, bo bez granic,
Czymś, co jak magnes odpycha lub styka?…
A cnoty-treść – co? – galwanoplastyka?…
A jaw co wtedy będzie – a praktyka
Czym?…
…tu – odpowiedź – w pukaniu stolika!!

17 lipca 1856

 

lju

Posted Luty 25, 2013 at 12:42 AM

Jazg – Pyszałku! Brakuje mi Twoich opowieści marynistycznych, które uwielbiałem z NE, … Mam nadzieje że nie będziecie się tutaj bawić w żadne „ruskie ruletki”.

 

Osoba świadoma że słowo uwielbiam jest zarezerwowane dla Boga…………. Dobra dość już, kończę te wywody mam nadzieję ze każdy nawet oficyjer jak dawnej ochrany staje się ortodoksyjny mocniej niźli rozpracowywana grupa. Ale i on jeśli nim jest może jak Kukliński zmienić losy ojczyzny. Czy więc honor ważniejszy jest niźli własność – oceńcie sami.

norwid

Foto: http://www.demoty.pl/honor-to-stroma-wyspa-bez-brzegow-57660

Tagi:

O autorze: norwid