Myśl dnia
Fiodor Dostojewski
PIERWSZE CZYTANIE (Iz 58,1-9)
Post należy łączyć z uczynkami miłości
Czytanie z Księgi proroka Izajasza.
„Krzycz na całe gardło, nie przestawaj. Podnoś głos twój jak trąba. Wytknij mojemu ludowi jego przestępstwa i domowi Jakuba jego grzechy. Szukają Mnie dzień za dniem, pragną poznać moje drogi, jakby naród, który kocha sprawiedliwość i nie opuszcza Prawa swego Boga. Proszą Mnie o sprawiedliwe prawa, pragną bliskości Boga:
«Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Umartwialiśmy siebie, a Tyś tego nie uznał? »
Otóż w dzień waszego postu wy znajdujecie sobie zajęcie i uciskacie wszystkich waszych robotników. Otóż pościcie wśród waśni i sporów, i wśród bicia niegodziwą pięścią. Nie pośćcie tak, jak dziś czynicie, żeby się rozlegał zgiełk wasz na wysokości.
Czyż Ja taki post jak ten wybieram sobie w dniu, w którym się człowiek umartwia? Czy zwiesić głowę jak sitowie i użyć woru z popiołem za posłanie, czyż to nazwiesz postem i dniem miłym dla Pana?
Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: Rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać? Dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać i nie odwrócić się od współziomków?
Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie. Sprawiedliwość twoja poprzedzać cię będzie, chwała Pana iść będzie za tobą. Wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On rzecze: «Oto jestem»”.
Oto słowo Boże.
PSALM RESPONSORYJNY (Ps 51,3-4.5-6.18-19)
Refren: Sercem skruszonym nie pogardzisz, Panie.
Zmiłuj się nade mną, Boże, w łaskawości swojej, *
w ogromie swej litości zgładź moją nieprawość.
Obmyj mnie zupełnie z mojej winy *
i oczyść mnie z grzechu mojego.
Uznaję bowiem nieprawość swoją, *
a grzech mój jest zawsze przede mną.
Przeciwko Tobie samemu zgrzeszyłem *
i uczyniłem, co złe jest przed Tobą.
Ofiarą bowiem Ty się nie radujesz, *
a całopalenia, choćbym dał, nie przyjmiesz.
Boże, moją ofiarą jest duch skruszony, *
pokornym i skruszonym sercem Ty, Boże, nie gardzisz.
ŚPIEW PRZED EWANGELIĄ (Am 5,14)
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
Szukajcie dobra, a nie zła, abyście żyli,
a Pan Bóg będzie z wami.
Aklamacja: Chwała Tobie, Słowo Boże.
EWANGELIA (Mt 9,14-15)
Kiedy zabiorą im oblubieńca, wtedy będą pościć
Słowa Ewangelii według świętego Mateusza.
Jezus im rzekł: „Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki oblubieniec jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im oblubieńca, a wtedy będą pościć”.
Oto słowo Pańskie.
*************************************************************************************************************************************
KOMENTARZ
Spotkanie z Bogiem
Każdy z nas ma własną drogę do odkrycia Boga. Nawet gdy jesteśmy wychowani po katolicku, przyjęliśmy chrzest, byliśmy u Pierwszej Komunii i bierzmowania, potrzebujemy przeżyć swoje osobiste i indywidualne spotkanie z Bogiem. I tutaj nie da się nikogo naśladować. Nie da się żyć według wyuczonych schematów. Bóg jest osobą i nasza wiara, w miarę dojrzewania, powinna stawać się osobowym spotkaniem. Czy jest to możliwe? Oczywiście, że tak. Bóg po to posłał swojego Syna na ziemię, aby On, przyjmując ludzkie oblicze, stał się dla nas rozpoznawalny. Bóg będzie objawiał się w naszym życiu, tylko musimy być na tyle pokorni, aby to objawienie przyjąć.
Boże, który stworzyłeś mnie z miłości i dla miłości. Proszę Cię, abym odkrył w moim życiu Twoją przemieniającą i uświęcającą obecność.
Autor: ks. Mariusz Krawiec SSP
Edycja Świętego Pawła
Duchowe poszukiwania, a także praktyki pobożne pozbawione byłyby sensu, gdyby nie rodziły pogłębiającej się wrażliwości na drugiego człowieka. Prawdziwa religijność to podróż w świat uciśnionych i udręczonych, po to, by pomóc im zrzucać jarzmo upokarzającej niewoli. Wtedy właśnie rozbłyska światło Ducha i objawia się Boża chwała. I na nowo wybrzmiewa Jego imię: „Oto Jestem”.
O. Wojciech Jędrzejewski OP, „Oremus” Wielki Post 2009, s. 12
*********
POST MIŁY PANU
„Moją ofiarą. Boże, duch skruszony; Ty nie gardzisz sercem pokornym i skruszonym” (Ps 51, 19)
„Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? umartwialiśmy siebie, a Tyś tego nie uznał?” (Iz 58, 3). W ten sposób lud izraelski, dokładnie przestrzegający prawa postu, skarżył się Bogu, dochodząc swoich rzekomych praw, bo opartych na praktykach pokutnych, pozbawionych jednak prawdziwego ducha pobożności. Odpowiedź zaś Boża brzmiała: „Otóż pościcie wśród waśni i sporów, i wśród bicia niegodziwą pięścią… czyż ja taki post, jak ten wybieram sobie?” (tamże 4-5).
Kościół słowem Bożym poucza swoich synów o prawdziwym znaczeniu wielkopostnej pokuty: „Na próżno odejmuje się ciału pożywienie, jeśli duch nie ucieka od grzechu” (św. Leon W.). Jeśli pokuta nie prowadzi do wewnętrznego wysiłku, by zwalczać grzech i praktykować cnotę, nie może być miła Bogu, który pragnie, aby Mu służono sercem pokornym, czystym, szczerym. Samolubstwo i skłonność do podkreślania własnego ja zbyt często prowadzą człowieka do stawiania swej osoby w centrum wszechświata, z podeptaniem praw bliźniego, a więc z pominięciem zasadniczego prawa miłości braterskiej. Dlatego też Żydów wstrzymujących się od pokarmu, używających wora i popiołu jako łoża, ale nie przestających uciskać bliźniego, Bóg surowo karci i odrzuca ich praktyki pokutne. Na niewiele lub na nic się nie przyda nakładać wyrzeczenia swojemu ciału, jeśli nie potrafimy wyrzekać się własnego interesu, by szanować i popierać sprawę bliźniego; własnych zapatrywań, by uznać zdanie bliźniego; jeśli nie staramy się żyć w zgodzie ze wszystkimi i znosić cierpliwie doznane krzywdy.
Pismo święte zaznacza, że właśnie miłość bliźniego czyni miłymi Bogu praktyki pokutne. Post miły Panu „czyż nie jest raczej ten post, który wybieram… dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego, którego ujrzysz, przyodziać? Wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko zagoi się twoja rana” (Iz 58, 7-5). Wówczas „światło” dobrego sumienia rozbłyśnie wobec Boga i ludzi, a „rana” zadana przez grzech zostanie uleczona prawdziwą miłością Boga i bliźniego.
- Dzięki Ci zawsze i wszędzie, Panie, Ojcze święty, wszechmogący i wieczny Boże, przez Chrystusa, Pana naszego, przez którego przykład i laskę umacnia się wiara tego, kto pości, ożywia się nadzieja i rozpłomienia miłość; On bowiem prawdziwie jest chlebem żywym, posilającym na życie wieczne, i pokarmem udzielającym tężyzny duchowej.
Twoje Słowo, przez które stworzyłeś wszystkie rzeczy, jest istotnie pokarmem nie tylko ludzi, lecz także aniołów. Mojżesz, Twój sługa, posilony takim pokarmem, kiedy miał otrzymać Prawo, pościł przez czterdzieści dni i czterdzieści nocy, wstrzymując się od pokarmu materialnego, by lepiej zakosztować Twej niewysłowionej słodyczy. Dlatego nie odczuwał nawet głodu ciała i zapomniał o pokarmie ziemskim, bo oświecała go moc Twojej chwały i posilało go życiodajne słowo Bożego Ducha.
O, nie dozwól, aby nam kiedyś zabrakło tego chleba, którego — jak nas zachęcasz — zawsze powinniśmy łaknąć, a jest nim Pan nasz Jezus Chrystus (Sakramentarz Gregoriański).
- O Panie, w czasie postu zachowaj trzeźwym mój umysł i ożyw we mnie zbawienne wspomnienie tego, co miłosiernie uczyniłeś dla mego dobra, poszcząc i modląc się za mnie… Czyż może być większe miłosierdzie nad to, które Ciebie, Stworzyciela nieba, skłoniło, abyś zstąpił na ziemię i abyś… cierpiał głód; aby w Twojej osobie sytość łaknęła, moc doświadczyła słabości, zdrowie uległo zranieniu, życie umarło?… Czyż jest większe miłosierdzie, że Stworzyciel stał się stworzeniem, a Pan sługą? że został sprzedany Ten, kto przyszedł odkupić, poniżony, który wywyższa, zabity Ten, co ożywia?
Spośród jałmużn, jakie należy czynić, polecasz mi dawać chleb głodnemu; Ty, by dać się mnie głodnemu, na pokarm wydałeś naprzód sam siebie w ręce oprawców. Polecasz mi przyjmować podróżnych, a Ty dla mnie przyszedłeś do swego domu i Twoi cię nie przyjęli.
Niech Cię uwielbia dusza moja, bo okazujesz się tak miłosierny względem wszelkich moich nieprawości, leczysz wszystkie ułomności, zachowujesz od zepsucia życie moje i napełniasz swoimi dobrami serce moje.
Spraw, bym poszcząc uniżał duszę swoją, pamiętając, jak Ty, nauczyciel pokory, uniżyłeś samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci na krzyżu (św. Augustyn).
O. Gabriel od św. Marii Magdaleny, karmelita bosy
Żyć Bogiem, t. I, str. 236
*********
Na dobranoc i dzień dobry – Mt 9, 14-15
Mariusz Han SJ
Smutek w odpowiednim czasie…
Sprawa postów
Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą? Jezus im rzekł: Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki pan młody jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy będą pościć.
Opowiadanie pt. “Ciągła niepewność”
Czy posiadamy więcej niż jedno życie? Czasem pojawia się wielkie rozgoryczenie. Nie krótkość życia tak zasmuca lecz jego tymczasowość. Dla wielu jeszcze gorsze jest to, że gdy życie trwa nie jest ono niczym innym jak ciągłym końcem – spotkań i rozstań, pamiątek i pragnień, jednej rzeczy po drugiej.
Amerykański komik Woody Allen zapytany: “Czy jesteś szczęśliwy z tego powodu, że osiągniesz nieśmiertelność dzięki swym osiągnięciom?” – odpowiedział z melancholią – “Kto troszczy się o osiągnięcie nieśmiertelności na drodze osiągnięć? Interesuje mnie osiągnięcie nieśmiertelności na drodze nieumierania.”
Refleksja
Smutek i żal są nam potrzebne, bo to one hartują naszego ducha. Szczególnie w okresie postu zastanawiamy się nad naszym własnym postępowaniem, ale też dostrzegamy innych ludzi. Obyśmy nie zatrzymywali się na ich zewnętrznych poczynaniach, ale przede wszystkim na wewnętrznych motywacjach, które wynikają z postawy serca…
Jezus wie, że w życiu każdego człowieka jest czas radości i czas smutku. Smutek jest nieodłączną częścią naszego życia. Wie, że prawo falowania naszych pozytywnych, ale też i negatywnych odczuć są obecne każdego dnia. Obyśmy w smutku znaleźli pokój, który da nam radość dziś, jutro i potem na zawsze…
3 pytania na dobranoc i dzień dobry
1. Czy smutek potrzebny jest naszemu życiu?
2. Na czym polega “prawo falowania”?
3. Jak osiągnąć prawdziwa radość?
I tak na koniec…
“Jest na świecie taki rodzaj smutku, którego nie można wyrazić łzami. Nie można go nikomu wytłumaczyć. Nie mogąc przybrać żadnego kształtu, osiada ciasno na dnie serca jak śnieg podczas bezwietrznej nocy” (Haruki Murakami)
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/na-dobranoc-i-dzien-dobry/art,169,na-dobranoc-i-dzien-dobry-mt-9-14-15.html
*******
#Ewangelia: Być godnym postu
Mieczysław Łusiak SJ
Po powrocie Jezusa z krainy Gadareńczyków podeszli do Niego uczniowie Jana i zapytali: “Dlaczego my i faryzeusze dużo pościmy, Twoi zaś uczniowie nie poszczą?”
Jezus im rzekł: “Czy goście weselni mogą się smucić, dopóki oblubieniec jest z nimi? Lecz przyjdzie czas, kiedy zabiorą im oblubieńca, a wtedy będą pościć”.
Komentarz do Ewangelii
Czy słowami tej dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus chce nas zniechęcić do postu? Oczywiście, że nie. Post, który my podejmujemy różni się jednak zasadniczo od postu uczniów Jana i faryzeuszy. Ich post był ludzkim wysiłkiem ukierunkowanym na to, by zdobyć bliskość z Bogiem. Uczniowie Jezusa nie muszą już walczyć o bliskość Boga. Bóg jest blisko nich. Po co więc post? Nasz post jest wyrazem bliskości z Bogiem, który cierpiał za nas. Jest po prostu współodczuwaniem, czyli czymś wynikającym z miłości. Do postu chrześcijańskiego trzeba więc poniekąd doróść, bo nasz post to przywilej uczniów Chrystusa, czyli ludzi bliskich Bogu.
Komentarz liturgiczny
Kiedy zabiorą im oblubieńca, wtedy będą pościć
(Mt 9, 14-15)
Asja Kozak
asja@amu.edu.pl
http://www.katolik.pl/modlitwa,888.html
Refleksja katolika
Czy zapomnieliście o nieprawościach waszych przodków, nieprawościach królów judzkich, nieprawościach ich żon, swoich własnych nieprawościach i o nieprawościach waszych żon, jakie popełnialiście w kraju judzkim i na ulicach Jerozolimy?
Do dziś nie okazali skruchy ani lęku, ani nie postępowali według mojego Prawa i moich przykazań, jakie nałożyłem wam i waszym przodkom.
Jr 44, 9-10
***
KSIĘGA IV, GORĄCA ZACHĘTA DO KOMUNII ŚWIĘTEJ
Rozdział IX, O TYM, ŻE SIEBIE I WSZYSTKO SWOJE MAMY OFIAROWAĆ BOGU I MODLIĆ SIĘ ZA WSZYSTKICH
1. Panie, wszystko, co w niebie i co na ziemi, jest Twoje 1 Krn 29,11. Pragnę ofiarować Ci siebie w dobrowolnej ofierze i zostać Twoim na zawsze Pwt 16,10. Panie, w prostocie serca oddaję się dzisiaj Tobie w stałą niewolę i uległość na ofiarę ku Twojej wiecznej chwale 1 Krn 29,17.
Przyjmij mnie razem ze świętą ofiarą Twojego najdroższego Ciała, którą dzisiaj w niewidzialnej obecności i asyście aniołów składam na zbawienie moje i całego Twojego ludu.
2. Panie, ofiaruję Ci na tym błagalnym ołtarzu wszystkie grzechy i przewinienia Iz 60,7, jakich się dopuściłem wobec Ciebie i wobec Twoich świętych aniołów od dnia, kiedy mogłem zgrzeszyć po raz pierwszy, aż do tej chwili, zapal je wszystkie razem i przepal ogniem Twojej miłości.
Zmaż wszystkie plamy moich grzechów, oczyść moje sumienie z brudu i przywróć mi łaskę, którą przez grzech utraciłem, przebacz mi wszystko bez wyjątku i przygarnij mnie do siebie litośnie Hbr 9,14; 1 J 1,7.9 z pocałunkiem pokoju.
Tomasz a Kempis, ‘O naśladowaniu Chrystusa’
***
MĄDROŚĆ I UMIEJĘTNOŚĆ
Aby mądrości nabyć, nie dość mieć pojętność,
Nie dość uczyć się: mądrość nie jest umiejętność;
Ta pragnie z teoryi praktykę wyciągnąć,
A tamta teoryję praktyką osiągnąć.
Adam Mickiewicz
***
Pamiętaj o imieninach innych ludzi.
H. Jackson Brown, Jr. ‘Mały poradnik życia’
http://www.katolik.pl/modlitwa,883.html
Refleksja maryjna
Brakuje nam poczucia grzechu
Uważam, że mogę i powinienem powiedzieć o tym, jak bardzo brakuje nam poczucia winy za grzech, co doprowadza Maryję do łez. Zaczyna Jej brakować w stylu duszpasterskiego życia, brakuje w naszych programach, planach, projektach, podczas gdy z pewnością jest obecna gdzieś w głębi nas. Prawdopodobnie nie jest Ona obecna w takiej mierze, która odpowiada sposobowi, w jaki Bóg rozumie człowieka, w jaki Maryja postrzega tajemnicę obecną w historii, w jaki Jezus patrzy na nas z wysokości krzyża, kocha nas i cierpi za nas.
Zatem rzeczywiście powinniśmy pomyśleć o cierpieniu Boga z powodu naszej sytuacji, z powodu sytuacji chrześcijan i naszych wspólnot. Ponieważ, jeśli musimy z jednej strony zaakceptować tezę metafizyczną, że Absolut Boski jest nieczuły na ból, niemniej jednak wiemy, że metafizyka nie przenika w głąb intymności Boga, tam, gdzie kieruje nas duch objawienia, duch, który – jak mówi święty Paweł – zna najskrytsze tajemnice Boga (por. Ef 1, 17). Nie musimy wyobrażać sobie, że w intymności Boga istnieje pewien rodzaj nieczułości duchowej, prawie obojętność, która czyniłaby Go niewrażliwym na zniewagi swoich dzieci, na grzechy, na upadek duchowy ludzi. Przeciwnie, potwierdzamy bezgraniczną idealność Boga, kiedy uwielbiamy Pana, który jest “czuły, współczujący, miłosierny”, a zatem postrzegamy Go jako obrażonego, bolejącego z powodu naszej niegodziwości, okrutności, z powodu wojen i wszystkich rozbojów, które nas samych przerażają.
C. M. Martini
teksty pochodzą z książki: “Z Maryją na co dzień – Rozważania na wszystkie dni roku”
(C) Copyright: Wydawnictwo SALWATOR, Kraków 2000
www.salwator.com
http://www.katolik.pl/modlitwa,884.html
6 kazanie na Wielki Post, 1-2; SC 49
Najmilsi, „ziemia zawsze jest pełna miłosierdzia Pana” (Ps 33,5)… Jeżeli jednak weźmiemy pod uwagę owe dni, które zostały w sposób szczególny związane z tajemnicami naszego zbawienia, poprzedzając w wyznaczonym sobie porządku uroczystości paschalne, to wówczas poczujemy się bardziej zobowiązani do dbałości o należyte przygotowanie w nas wewnętrznego oczyszczenia. Właściwością bowiem paschalnych świąt jest to, że cały Kościół cieszy się darem odpuszczenia grzechów, które dokonuje się nie tylko u nowo ochrzczonych, ale również u tych wszystkich, którzy już dawno zaliczają się w poczet przybranych dzieci Bożych.
I chociaż nowych ludzi tworzy przede wszystkim obmycie wodą odrodzenia (Tt 3,5), to jednak każdy z nas musi ustawicznie zrzucać z siebie rdzę śmiertelności, a że wśród stopni duchowego postępu nie istnieje nigdy taki, którego by już nie można było przekroczyć, trzeba sobie zadać trud, by w dniu odkupienia nikt z nas nie znalazł się obarczony grzechami starego człowieka.
Dlatego też, najmilsi, aczkolwiek w każdym czasie winniśmy się okazywać chrześcijanami, teraz należy o to dbać w sposób szczególny, tak aby sięgający tradycji apostolskiej okres przygotowania paschy wypełnić postem, przejawiającym się nie tylko w ograniczonej ilości spożywanych pokarmów, lecz przede wszystkim w walce z występkami. Ze świętą zaś i ze wszech miar godną polecenia praktyką postu należy łączyć dzieła miłosierdzia wyrażające się w różnorakiej formie, aby w ten sposób wszyscy wierni czuli się równi, mimo zachodzących różnic w ilości posiadanych dóbr materialnych.
********
Kilka słów o Słowie 20 II 2015
Wśród nabożeństw, w czasie których wierni oddają cześć męce Pańskiej, mało jest tak lubianych jak Droga Krzyżowa. W czasie tego nabożeństwa wierni uczuciowo idą tą samą drogą, którą Jezus przebył w czasie ostatnich dni swego ziemskiego życia: od Góry Oliwnej, gdzie w “ogrodzie zwanym Getsemani” (Mk 14, 32) “począł się lękać” (Łk 22, 44), aż do Góry Kalwarii, gdzie został ukrzyżowany między dwoma łotrami (por. Łk 23, 33), i do ogrodu, w którym został pochowany w nowym grobie wykutym w skale (por. J 19, 40-42).
Świadectwem umiłowania tego nabożeństwa przez lud chrześcijański są niezliczone Drogi Krzyżowe w kościołach, w sanktuariach, na dziedzińcach klasztornych, a także na otwartym powietrzu, we wsiach i na pagórkach, a każda z tych stacji ma odmienny kształt i swoją sugestywną wymowę.
Droga krzyżowa jest syntezą różnych wyrazów pobożności wprowadzonych we wczesnym średniowieczu. Są nimi: pielgrzymki do Ziemi Świętej, w czasie których wierni pobożnie nawiedzają miejsca męki Pańskiej; nabożeństwo do “upadków Chrystusa” pod ciężarem krzyża; nabożeństwo do “bolesnych dróg Chrystusa”, które polega na procesyjnym przechodzeniu z jednego kościoła do drugiego na pamiątkę drogi, którą przebył Jezus w czasie swojej męki; nabożeństwo do “stacji Chrystusa”, tzn. do tych momentów, w których Jezus przystaje na drodze prowadzącej na Kalwarię zatrzymywany przez katów, wyczerpany trudem, lub – powodowany miłością – nawiązuje dialog z mężczyznami i kobietami, które towarzyszą Jego męce.
W swej aktualnej formie, czego dowodzą świadectwa z pierwszej połowy XVII wieku, Droga Krzyżowa, rozpowszechniona przede wszystkim przez św. Leonarda z Porto Maurizio (+ 1751), zatwierdzona przez Stolicę Apostolską i ubogacona odpustami, liczy 14 stacji.
Droga Krzyżowa jest drogą wytyczoną przez Ducha Świętego, Boski Ogień, który płonął w sercu Chrystusa (por. Łk 12, 49-50) i zaprowadził Go na Kalwarię; jest drogą umiłowaną przez Kościół, który przechował żywą pamięć o słowach i wydarzeniach ostatnich dni swego Oblubieńca i Pana.
W nabożeństwie Drogi Krzyżowej widoczny jest także wpływ różnych i charakterystycznych dla duchowości chrześcijańskiej wyrazów pobożności, którymi są: rozumienie życia jako drogi i pielgrzymowania; jako przejścia z ziemskiego wygnania do niebieskiej ojczyzny przez misterium krzyża; pragnienie wiernego naśladowania męki Chrystusa; potrzeba naśladowania Chrystusa, gdyż uczeń powinien postępować za Mistrzem, dźwigając codziennie własny krzyż (por. Łk 9, 23).
Z podanych wyżej motywów Droga Krzyżowa jest nabożeństwem szczególnie odpowiednim dla okresu Wielkiego Postu.
Dla owocnego odprawiania Drogi krzyżowej mogą być użyteczne następujące wskazania:
forma tradycyjna ze swoimi 14 stacjami stanowi typową formę tego nabożeństwa. Przy różnych okazjach nie jest jednak wykluczone zastąpienie tej czy innej “stacji” innymi wydarzeniami ewangelicznymi z bolesnej drogi Chrystusa, które nie są uwzględnione w formie tradycyjnej;
w każdym przypadku istnieją formy alternatywne Drogi Krzyżowej, zatwierdzone przez Stolicę Apostolską lub stosowane publicznie przez papieża. Teksty takich nabożeństw uważa się za oryginalne i można z nich korzystać zależnie od różnych okoliczności;
Droga Krzyżowa jest nabożeństwem, którego treść stanowi męka Chrystusa. Zaleca się kończyć je w taki sposób, aby wiernych przygotować do pełnego wiary i nadziei oczekiwania na zmartwychwstanie Chrystusa. Dla przykładu po końcowej stacji Drogi Krzyżowej w Jerozolimie wierni zatrzymują się w Bazylice Grobu Pańskiego (Anastasis) na nabożeństwo stanowiące pamiątkę zmartwychwstania Pana.
Tekstów Drogi krzyżowej jest bardzo wiele. Zostały one ułożone przez duszpasterzy odznaczających się szczerym szacunkiem dla tego nabożeństwa i przekonanych o jego duchowej skuteczności. Wśród tych tekstów nie brak jednak takich, które zredagowali ludzie świeccy odznaczający się wielką świętością życia, wiedzą i doświadczeniem literackim.
Przy wyborze tekstu, zgodnie z ewentualnymi wskazaniami biskupów, należy kierować się głównie przygotowaniem wiernych do udziału w tym nabożeństwie oraz zasadą mądrego połączenia tradycji i innowacji. W każdym przypadku trzeba dawać pierwszeństwo takim tekstom, w których w odpowiedni sposób zostało zastosowane słowo biblijne, oraz tekstom napisanym w języku szlachetnym i prostym.
Mądre odprawianie Drogi Krzyżowej, w którym w sposób wyważony przeplatają się wzajemnie słowo, milczenie, śpiew, procesja i refleksja, decyduje o dobrym skorzystaniu z duchowych owoców tego nabożeństwa.
Droga Krzyżowa
dodane 2003-03-07 13:11
kard. Karol Wojtyła
Droga Krzyżowa odprawiona w czasie rekolekcji wielkopostnych w r. 1976 w Watykanie, przy udziale papieża Pawła VI.
W tym rozważaniu postaramy się iść śladami Pana na drodze, która wiodła z pretorium Piłata do Wzgórza Trupich Czaszek, zwanego po hebrajsku „Golgota” (J 19,17). Do dzisiaj tę drogę nawiedzają pielgrzymi z całego świata przybywający do Ziemi Świętej. Szedł nią również nasz Ojciec Święty (Paweł VI), otoczony olbrzymim tłumem tubylców i przybyszów. Droga Krzyżowa Pana Naszego Jezusa Chrystusa jest historycznie przywiązana do tych miejsc, po których prowadziła. Równocześnie jest ona przeniesiona na bardzo wiele miejsc, gdzie wyznawcy Boskiego Mistrza pragną w duchu postępować za Nim, podobnie jak na drodze jerozolimskiej. W sanktuariach takich jak Kalwaria Zebrzydowska pobożność pasyjna wiernych rozbudowała nabożeństwo Drogi Krzyżowej do wielu stacji. Zwyczajnie jest tych stacji w naszych kościołach czternaście; podobnie jak w Jerozolimie, pomiędzy pretorium a bazyliką Grobu Chrystusowego, Teraz więc zatrzymajmy się przy nich w duchu i rozważajmy Mękę Pana Jezusa dźwigającego krzyż.
I. Pan Jezus niesprawiedliwie osądzony
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Wyrok Piłata został wydany pod naciskiem arcykapłanów i tłumu. Wyrok śmierci przez ukrzyżowanie miał zaspokoić ich żądania; miał być odpowiedzią na wołanie: ,,… ukrzyżuj Go, ukrzyżuj!” (Mk 15,13-14 i par.). Namiestnik rzymski odciął się w swoim poczuciu od tego wyroku umywając ręce. Podobnie jak odciął się uprzednio od słów Chrystusa, w których Królestwo Boże utożsamia On z prawdą, z dawaniem świadectwa prawdzie (J 18,38). I w jednym, i w drugim wypadku Piłat usiłował zachować niezależność, stanąć niejako „na boku”, ale były to tylko pozory. Zarówno ten krzyż, na który skazał Jezusa z Nazaretu (J 19,16), jak i prawda Jego Królestwa (J 18,36-37) przeszła — musiała przejść — przez sam rdzeń ludzkiego jestestwa rzymskiego namiestnika. Taka była i taka jest Rzeczywistość, od której nie można usunąć się na bok, zejść na margines.
A to, że Jezus Syn Boży, był pytany o swoje Królestwo, że był o nie posądzony przez człowieka, że był za nie skazany na śmierć — to wszystko stanowi początek ostatecznego świadectwa o Bogu, który „tak umiłował świat” (por. J 3,16).
Stajemy wobec tego świadectwa i wiedzy, że nie wolno nam umywać rąk.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
II. Pan Jezus przyjmuje krzyż
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Rozpoczyna się egzekucja, czyli wykonanie wyroku. Skazanego na ukrzyżowanie Jezusa trzeba obarczyć krzyżem, podobnie jak dwóch innych skazańców, którzy mają być objęci tą samą egzekucją. ,.Policzony został pomiędzy przestępców” (Iz 53,12). Podchodzi więc, aby stanąć pod krzyżem, mając całe ciało straszliwie poszarpane i pokaleczone, ociekając krwią na twarzy spod cierniowej korony: ,,Ecce Honio” (J 19,5). Jest w Nirn cała prawda o Synu Człowieczym wypowiedziana przez proroków, prawda o Słudze Jahwe, zapowiedziana przez Izajasza: ,,Zdruzgotany za nasze winy (…) W Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53,5). I jest w Nim jakaś zdumiewająca konsekwencja tego, co człowiek uczynił ze swoim Bogiem. Piłat mówi: „Ecce homo” (J 19,5): Popatrzcie, co uczyniliście z człowiekiem! A poprzez to stwierdzenie przemawia jakby inny jeszcze głos, który zdaje się mówić: Popatrzcie, co w tym Człowieku uczyniliście ze swoim Bogiem!
Przejmujące zaiste zbliżenie. Przejmująca interferencja głosu tego, którego słuchamy z zapisu historii — i tego, który dochodzi do nas poprzez świadomość wiary. „Ecce Homo”.
„Jezus zwany Mesjaszem” (Mt 27,17) bierze Krzyż na swoje ramiona (J 19,17). Egzekucja rozpoczęta.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
III. Pan Jezus pierwszy raz upada pod krzyżem
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Jezus upada pod krzyżem; upada na ziemię. Nie uruchamia swych nadludzkich sił, nie uruchamia mocy anielskich. „Czy myślisz, że nie mógłbym prosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów?” (Mt 26,53). Nie prosi o to. Skoro raz przyjął kielich z rąk Ojca (Mk 14,36 i par.), chce go wypić do dna, właśnie tego chce. Dlatego nie uruchamia żadnych nadludzkich mocy, choć ma je do dyspozycji. Mogą się dziwić ci, którzy patrzyli, jak rozkazywał ludzkim słabościom, kalectwom, chorobom, śmierci samej. A teraz — czyż przeczy tamtemu wszystkiemu? Przecież: ,,… myśmy się spodziewali” — powiedzą po kilku dniach uczniowie w drodze do Emaus (por. Łk 24,21). „Jeśli jesteś Synem Bożym…” (Mt 27,40) — będą prowokowali członkowie Sanhedrynu. ,,Innych ocalał, siebie samego nie może ocalić?” (Mk 15,31; Mt 27,42) — zawoła tłum.
A On przyjmuje wszystkie te słowa, które zdają się unicestwiać cały sens Jego misji, słów wypowiedzianych, cudów dokonanych. Przyjmuje te wszystkie słowa. Nie chce im niczego przeciwstawić. Chce, aby był zelżony; chce się słaniać; chce upadać pod krzyżem: chce. Jest do końca, do każdego szczegółu wierny temu słowu: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie” (por. Łk 22,42 i par.).
Bóg wyprowadził zbawienie ludzkości z upadków Chrystusa pod krzyżem.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
IV. Pan Jezus spotyka Matką swoją
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Matka. Maryja na drodze krzyżowej spotyka Syna. Jego krzyż staje się Jej krzyżem, Jego poniżenie, hańba publiczna — Jej poniżeniem. Taki jest ludzki porządek spraw, tak to muszą odczuwać otaczający ludzie, i tak to trafia do Jej serca: ,,… a duszę Twoją przeniknie miecz” (Łk 2,35). Słowa wypowiedziane wówczas, gdy Jezus miał czterdzieści dni, w tej chwili się spełniają. W tej chwili dosięgają takiej pełni, jak nigdy przedtem. Idzie więc Maryja, przebita tym niewidzialnym mieczem, w stronę Kalwarii swojego Syna i swojej własnej. Pobożność chrześcijańska widzi Ją z owym mieczem w sercu i w ten sposób maluje lub rzeźbi: Mater Dolorosa. O Ty, któraś współcierpiała! — powtarzają wierni. Czują, że trzeba tak właśnie wyrazić tajemnicę tego cierpienia. Chociaż jest ono Jej własne, choć dotyka Ją samą w głębi Jej macierzyńskiej istoty — to jednak pełną prawdę o niej wyrażamy mówiąc, że jest współcierpieniem. Należy do tej samej tajemnicy, stanowi poniekąd jedność z cierpieniem Syna.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
V. Szymon Cyrenejczyk pomaga Panu Jezusowi
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Szymon z Cyreny wezwany do dźwigania krzyża (por. Mk 15,21; Łk 23,26) z pewnością nie chciał go dźwigać. Został więc przymuszony. Szedł obok Chrystusa pod tym samym ciężarem i użyczał swoich barków, skoro barki Skazańca okazywały się za słabe. Był tak blisko, bliżej niż Maryja, bliżej niż Jan, którego — choć mężczyzna — nie wezwano, aby pomagał. Wezwano jego, ,,Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufina” — jak zanotuje św. Marek (Mk 15,21). Wezwano i przymuszono.
Jak długo trwał ten przymus? Jak długo tak szedł obok, zaznaczając, że nic go nie łączy ze Skazańcem i z Jego winą, i z Jego karierą? Jak długo tak szedł, wewnętrznie oddzielony ścianą obojętności dla Człowieka, który cierpi? ,,Byłem nagi, byłem spragniony, byłem więźniem” (por. Mt 25,35.36); dźwigałem krzyż (…), czy wziąłeś go ze Mną, czy naprawdę do końca wziąłeś go ze Mną?
Nie wiadomo. Św. Marek tylko podaje imiona synów Cyrenejczyka, a tradycja utrzymuje, że należeli oni do wspólnoty chrześcijan otaczających św. Piotra (por. Rz 16,13).
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
VI. Weronika ociera twarz Pana Jezusa
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Tradycja też doniosła nam o Weronice. Może jest ona jakimś dopowiedzeniem sprawy Cyrenejczyka. Bo tutaj właśnie wiadomo, że chociaż jako niewiasta nie stanęła do dźwigania krzyża, nie została też do tego przymuszona — to przecież z całą pewnością ona wzięła z Jezusem krzyż. Wzięła tak, jak umiała, jak w danej chwili mogła, jak dyktowało jej serce: otarła Jego twarz.
Jak podaje dalej Tradycja, a szczegół ten wydaje się łatwo wytłumaczalny, na płótnie, którym tę Twarz otarła, odbiło się Oblicze Chrystusa. Właśnie dlatego, że było tak bardzo skrwawione i spocone, mogło pozostawić swój ślad i zarys.
Jednakże sens tego szczegółu można odczytać jeszcze inaczej, gdy nawiążemy do eschatologicznej mowy Chrystusa. Wielu zapewne jest takich, którzy wtedy zapytają: „Panie, kiedyśmy Ci to uczynili?” A Jezus odpowie: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (por. Mt 25,37-40). Odbija bowiem Zbawiciel swe podobieństwo na każdym, nawet najmniejszym uczynku miłości, tak jak na chuście Weroniki.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
VII. Pan Jezus drugi raz upada pod krzyżem
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
„Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu” (Ps 22/21, 7). Słowa psalmisty — proroka, znajdują swe pełne urzeczywistnienie na tych ciasnych, stromych uliczkach Jerozolimy, w ciągu ostatnich godzin, które dzielą to miasto od rozpoczęcia Paschy. A wiadomo, że takie godziny przed świętem bywają także gorączkowe. I uliczki są zatłoczone. W takim kontekście spełniają się słowa psalmisty, chociaż nikt o tym nie myśli. Nie zdają sobie z tego z pewnością sprawy ci, którzy okazują wzgardę, dla których stał się pośmiewiskiem ten upadający znowu — po raz drugi pod krzyżem — Jezus z Nazaretu.
A On tego chce; chce spełnienia proroctwa. Więc upada z wysiłku, upada z wycieńczenia. Upada z woli Ojca, która się także wyraziła w słowach proroka: upada ze swej woli, bo „jakże spełnią się Pisma?” (Mt 26,54); „Jam jest robak, a nie człowiek” (Ps 22/21, 7). A więc nawet nie „Ecce Homo” (J 19,5); jeszcze więcej, jeszcze gorzej.
Jednakże robak nie tylko pełza przylgnięty do ziemi, gorzej od człowieka, który jak król stworzenia kroczy po jej powierzchni. Robak także toczy drewno, i jak robak toczy sumienie człowieka, wyrzut za grzech. Wyrzut za drugi upadek Chrystusa.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
VIII. Pan Jezus upomina płaczące niewiasty
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Oto wezwanie do żalu, do prawdziwego żalu, do opłakiwania w prawdzie złych uczynków. Jezus mówił do córek jerozolimskich, które płaczą na Jego widok: „Nie płaczcie nade Mną, ale nad sobą i nad synami waszymi” (Łk 23,28). Nie można się ślizgać po powierzchni zła, trzeba sięgać do jego korzenia, do przyczyn, do całej wewnętrznej prawdy sumienia.
Właśnie to chce powiedzieć Jezus dźwigający krzyż, który zawsze „wiedział, co jest w człowieku” (por. J 2,25) — i zawsze wie, co jest w człowieku. Dlatego On musi pozostawać zawsze najbliższym świadkiem naszych czynów i sądów o tych czynach, które wydajemy we własnym sumieniu. Może nawet daje nam poznać, że trzeba, aby te sądy były spokojne, trzeźwe, obiektywne — mówi: ,,… nie płaczcie” — a równocześnie związane z całą wymową tej prawdy, że On dźwiga krzyż.
O życie w prawdzie, o chodzenie w prawdzie, błagam Cię, Panie!
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
IX. Pan Jezus po raz trzeci upada pod krzyżem
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
„Uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,8). Każda stacja tej drogi jest jakimś kamieniem milowym tego posłuszeństwa i tego wyniszczenia.
Miarę wyniszczenia uświadamiamy sobie, gdy zaczynamy iść za słowami Proroka: „Jahwe zwalił na Niego winy nas wszystkich… Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze; a Jahwe zwalił na Niego winy nas wszystkich” (Iz 53,6).
Miarę wyniszczenia uświadamiamy sobie, gdy widzimy, że znów — po raz trzeci już — upada pod krzyżem. Uświadamiamy sobie, gdy rozważamy, kim jest Ten padający, leżący w prochu ulicy pod krzyżem, przy stopach nieprzyjaznych ludzi, którzy nie szczędzą Mu wszelkich upokorzeń i zniewag…
Kim jest Ten upadający? Kim jest Jezus Chrystus? „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby być na równi z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi, A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci — i to śmierci krzyżowej” (Flp 2,6-8).
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
X. Pan Jezus z szat obnażony
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Gdy Jezus na Golgocie zostaje z szat obnażony (por. Mk 15,24 par.), myśli nasze zwracają się do Jego Matki, biegną jakby do samych początków tego Ciała, które już teraz, przed ukrzyżowaniem, stanowi jedną wielką ranę (por. Iz 52,14). Tajemnica Wcielenia: Syn Boży przyjmuje Ciało w łonie Dziewicy (por. Mt 1,23; Łk 1,26-38). Syn Boży mówi do Ojca słowami psalmu: „Całopalenia i ofiary za grzech nie podobały się Tobie, aleś mi utworzył ciało” (Ps 40/39 8.7; Hbr 10,6.5). Ciało człowieka wyraża jego duszę. Ciało Chrystusa wyraża miłość Ojca. „Wtedy rzekłem: oto idę, abym spełniał wolę Twoją” (Ps 40/39, 9; Hbr 10,7. „Ja zawsze czynię to, co się Jemu (Ojcu) podoba” (J 8,29). To ciało obnażone pełni wolę Syna i wolę Ojca każdą raną, każdym drgnieniem bólu, każdym zszarpanym mięśniem, każdą strugą krwi, która z Niego się toczy; całym wyczerpaniem ramion, zmiażdżeniem szyi i barków i strasznym bólem skroni. To Ciało pełni wolę Ojca, gdy jest odarte z odzienia i traktowane jak przedmiot kaź-ni — gdy kryje w sobie ogromny ból sprofanowanego człowieczeństwa.
Na przeróżne sposoby profanowane bywa i dzisiaj ciało człowieka.
Musimy myśleć przy tej stacji o Matce Chrystusa, bo pod Jej sercem, a potem w Jej oczach i w Jej dłoniach Ciało Syna Bożego doznało pełnej czci.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
XI. Pan Jezus przybity do krzyża
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
„Przebodli ręce moje i nogi moje, policzyli wszystkie kości moje” (Ps 22/21, 17 i 18). „Policzyli” — jakże prorocze słowo. Wiadomo przecież, że to Ciało jest zapłatą. Zapłatą wielką jak całe to Ciało: i ręce, i nogi, i każda z kości. Cały Człowiek w największym napięciu: szkielet, mięśnie, system nerwowy, każdy organ, każda komórka — w szczytowym napięciu. „Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12,32) — oto słowa wyrażające pełną rzeczywistość ukrzyżowania. Wchodzi w nią i w to straszliwe napięcie, które przenika ręce i nogi, i wszystkie kości; w straszliwe napięcie Ciała, które przybito jak przedmiot do belek krzyża, aby się wyniszczyło do końca w śmiertelnych konwulsjach. W tę samą rzeczywistość ukrzyżowania wchodzi cały świat, który Jezus ma pociągnąć ku sobie (por. J 12,32). Świat przejawia w sobie ciążenie Ciała zwisającego prawem bezwładności w dół.
Z tego właśnie ciążenia pochodzi męka Ukrzyżowanego: „Wy jesteście z niskości, a ja jestem z wysoka” (J 8,23). Pierwsze Jego słowa na krzyżu są: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34).
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
XII. Pan Jezus umiera na krzyżu
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Chrystus przybity do krzyża, obezwładniony w tej straszliwej pozycji, wzywa Ojca (por. Mk 15,34; Mt 27,46; Łk 23,46. Wszystkie te wezwania świadczą, że stanowi z Nim jedno. „Ja i Ojciec jedno jesteśmy” (J 10,30), „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca” (J 14,9). „Ojciec mój działa aż do tej chwili — i Ja działam” (J 5,17).
Oto najwyższe, szczytowe działanie Syna w zjednoczeniu z Ojcem. Tak: w zjednoczeniu. W najwyższym zjednoczeniu właśnie wówczas, gdy woła: „Eli, Eli lamma sabachtani — Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” (Mk 15,34; Mt 27,46). Działanie to wyraża się pionem korpusu, wyprostowanego wzdłuż pionowej belki krzyża, i poziomem ramion, napiętych wzdłuż belki poprzecznej. Człowiek, który patrzy na te ramiona, może pomyśleć, że z najwyższym wysiłkiem ogarniają one człowieka i świat.
— Ogarniają!
Oto Człowiek. Oto Sam Bóg: „… w Nim żyjemy, ruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,28). W Nim: w tych rozpiętych wzdłuż poprzecznej belki krzyża ramionach.
— Tajemnica odkupienia.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
XIII. Pan Jezus zdjęty z krzyża
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Kiedy ciało Jezusa zostaje zdjęte z krzyża i złożone w ramionach Matki, wówczas staje nam znów przed oczyma ta chwila, w której Maryja przyjęła pozdrowienia Gabriela: „Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus (…) a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida (…) a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1,31-33). Maryja powiedziała tylko: „Niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1,38); jakby już wtedy chciała wyrazić to, co teraz przeżywa.
W Tajemnicy Odkupienia łączą się z sobą Łaska, czyli Dar Boga samego, oraz „zapłata” ludzkiego serca. Jesteśmy w tej Tajemnicy obdarowani Darem z wysokości (por. Jk 1,17), a zarazem kupieni zapłatą Syna Bożego, Jezusa Chrystusa (por. 1 Kor 6,20; 7,23; Dz 20,28).
Maryja, która najbardziej została obdarowana, najpełniej też płaci sercem.
Z tym zaś łączy się przedziwna obietnica, którą wypowiedział Symeon w czasie ofiarowania Jezusa w świątyni: „A duszę twoją własną przeniknie miecz, by wyszły na jaw zamysły serc wielu” (Łk 2,35).
Także i to się spełnia. Ileż ludzkich serc odsłania się przed sercem tej Matki, które tak wielką złożyło zapłatę.
A Jezus znowu cały jest w Jej ramionach. Tak było w stajence betlejemskiej (por. Łk 2,16), w czasie ucieczki do Egiptu (por. Mt 2,14), w Nazarecie (por. Łk 2,39-40) — tak znowu jest i teraz: Pięta.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
XIV. Pan Jezus złożony w grobie
Kłaniamy Ci się Panie Jezu Chryste i błogosławimy Ciebie, żeś przez krzyż i mękę swoją odkupił świat
Od chwili, gdy człowiek przez grzech odsunięty został od drzewa życia (por. Rdz 3), ziemia stała się cmentarzem. Ile ludzi, tyle grobów. Wielka planeta mogił.
Wśród tych grobów jest jeden, który znajdował się w pobliżu Kalwarii, a był własnością Józefa z Arymatei (por. Mt 27,69). Do tego grobu, darowanego przez życzliwego człowieka, złożono Ciało Jezusa po zdjęciu z krzyża (por. Mk 15,42-46 i par.). A składano je w pośpiechu, ażeby zdążyć przed świętem Paschy (por. J 19,31), które rozpoczynało się o zmierzchu dnia.
Wśród wszystkich grobów rozsianych po kontynentach naszej planety jest jeden Grób, w którym Syn Boży, Człowiek, Jezus Chrystus, zadał śmierć ludzkiej śmierci. „O mors! ero mors tua!” (I antyfona z Laudes W. Soboty). Drzewo Życia, od którego odsunięty został człowiek przez grzech, objawiło się ludziom na nowo w Ciele Chrystusa. „Jeśliby kto pożywał tego chleba, żyć będzie na wieki, a chlebem, który Ja mu dam, jest ciało moje na życip świata” (J 6,51).
I chociaż nadal nasza planeta zaludnia się grobami ludzi, choć rośnie cmentarzysko, na którym człowiek z prochu powstały w proch się obraca (por. Rdz 3,19) — to przecież wszyscy ludzie, którzy patrzą w stronę Grobu Jezusa Chrystusa żyją w nadziei zmartwychwstania.
Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste, zmiłuj się nad nami (audio)
http://liturgia.wiara.pl/doc/418987.Droga-Krzyzowa/4
KS. IRENEUSZ ST. BRUSKI
Biblijna Droga Krzyżowa
Prolog
Jezu Chryste, mówisz do mnie: Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują.
Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa.
Ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem.
Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy czynili, jak ja wam uczyniłem.
Stacja I — Jezus na śmierć skazany
Piłat ponownie wyszedł na zewnątrz i przemówił do nich: Oto wyprowadzam Go do was na zewnątrz, abyście poznali, że ja nie znajduję w nim żadnej winy. Jezus wyszedł na zewnątrz, w koronie cierniowej i płaszczu purpurowym. Piłat rzekł do nich: Oto człowiek. Gdy go ujrzeli arcykapłani i słudzy, zawołali: Ukrzyżuj! Ukrzyżuj! Rzekł do nich Piłat: Weźcie go i sami ukrzyżujcie. Ja bowiem nie znajduję w nim żadnej winy.
Wtedy Piłat, chcąc zadowolić tłum uwolnił im Barabasza, Jezusa zaś kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie.
Zaliczono go w szereg złoczyńców.
Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce.
Panie Jezu spraw, abym nikogo nie sądził i nie potępiał.
Stacja II — Jezus bierze krzyż na swoje ramiona
Żołnierze zabrali Jezusa, który dźwigając krzyż wyszedł na miejsce zwane Miejscem czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota.
Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje.
Panie Jezu, spraw, abym co dnia podejmował krzyż swych obowiązków.
Stacja III — Pierwszy upadek pod krzyżem
Wyprowadzili Go poza miasto, aby Go ukrzyżować.
Prowadzono także z Nim dwóch innych, aby ich z Nim stracić.
Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity.
Panie Jezu, spraw, abym nigdy nie trwał długo w upadku.
Stacja IV — Pan Jezus spotyka swoją Matkę
Oto ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A twoją duszę miecz przeniknie.
Wszyscy, co drogą zdążacie, przyjrzyjcie się, popatrzcie, czy jest boleść podobna do tej, co mnie przytłacza.
A Jego matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił. Lecz On im odpowiedział: Czemuście mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?
Na to rzekła Maryja: Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według tego słowa.
Panie Jezu, spraw, abym zawsze pozostał wierny Tobie i Twojej Matce.
Stacja V — Szymon z Cyreny pomaga dźwigać krzyż Jezusowi
Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusa.
Jeden drugiego brzemiona noście…
Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swej nagrody.
Panie Jezu, spraw, abym umiał bezinteresownie pomagać.
Stacja VI — Weronika ociera twarz Jezusowi
Nie miał On wdzięku, ani też blasku, aby na Niego popatrzeć, ani wyglądu, by się nam podobał. Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi, mąż boleści, oswojony z cierpieniem, jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa, wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
On jest obrazem Boga niewidzialnego — Pierworodnym wobec każdego stworzenia.
Uczniowie oburzyli się na Marię Magdalenę. Lecz Jezus zauważył to i rzekł do nich: Czemu sprawiacie przykrość tej niewieście? Dobry uczynek spełniła względem mnie. Albowiem zawsze ubogich macie u siebie, lecz mnie nie zawsze macie.
Zaprawdę powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie będą głosić tę Ewangelię, będą również opowiadać na jej pamiątkę to, co uczyniła.
Panie Jezu, spraw, abym ocierał Twoją Twarz z moich i cudzych grzechów.
Stacja VII — Drugi upadek pod krzyżem
Lecz on obdarzył się naszym cierpieniem. On dźwignął nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła nań chłosta zbawienna dla nas, a w jego ranach jest nasze zdrowie.
Niech uszy Twoje będą uważne na głos mojej modlitwy. Jeśli będziesz zważał na winy, o Jahwe, któż się, Panie, ostać zdoła?
Będą Cię nosić na rękach, byś przypadkiem nie uraził nogi o kamień.
Panie Jezu, spraw abym dla bliźniego nie był przyczyną upadku, lecz siłą do powstania.
Stacja VIII — Pan Jezus napomina płaczące niewiasty
A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi.
Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem oni będą pocieszeni.
Panie Jezu, spraw, abym codziennie umiał pocieszać.
Stacja IX — Trzeci upadek pod krzyżem
A teraz kiedy się zachwiałem, oni się radują; schodzą się, zbierają się przeciwko mnie, by niespodziewanie zadać mi cios; napastują mnie nieustannie, haniebnie szydzą i naigrywają się ze mnie i zgrzytają na mnie zębami.
Panie Jezu, spraw, abym zawsze potrafił powstać.
Stacja X — Obnażenie na Golgocie
Żołnierze zaś, wzięli Jego szaty i podzielili na cztery części dla każdego żołnierza po części; wzięli także tunikę. Tunika zaś nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu. Mówili więc między sobą: Nie rozdzierajmy jej, ale rzućmy o nią losy, do kogo ma należeć. To właśnie uczynili żołnierze.
Ktokolwiek z was nie wyrzeknie się wszystkiego co posiada, nie może być moim uczniem.
Panie Jezu, spraw, abym dostrzegał nie szaty, lecz człowieka.
Stacja XI — Jezus przybity do krzyża
Przybywszy na miejsce, zwane Golgota, ukrzyżowano z Nim dwóch złoczyńców, jednego po prawej stronie, drugiego po lewej…
A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra matki Jego, Maria, żona Kleofasa i Maria Magdalena…
On istniejąc w postaci Bożej ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi…
Uniżył samego siebie stawszy się posłusznym aż do śmierci i to śmierci krzyżowej.
Panie Jezu, spraw, abym był wzorem posłuszeństwa.
Stacja XII — Jezus umiera na krzyżu
Jezus mówił: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.
Kiedy Jezus ujrzał matkę i stojącego obok niej ucznia, którego miłował, rzekł do matki: Niewiasto, oto syn twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto matka twoja.
Jezus rzekł łotrowi: Zaprawdę powiadam ci: Dziś ze mną będziesz w raju.
Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eli, Eli, lema sabachthani! to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił.
Potem Jezus świadom, że już wszystko się dokonało, aby wypełniło się Pismo, rzekł: Pragnę.
A gdy Jezus skosztował octu, rzekł: Wykonało się!
Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha.
Setnik zaś, który stał naprzeciw, widząc, że w ten sposób oddał ducha, rzekł: Prawdziwie, ten człowiek był Synem Bożym.
Panie Jezu, spraw, abym z miłości umiał ofiarować samego siebie drugim.
Stacja XIII — Jezus zdjęty z krzyża i złożony w ramiona Matki
Józef z Arymatei, poważany członek Rady, który również wyczekiwał królestwa Bożego śmiało udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Piłat zdziwił się, że już skonał. Kazał przywołać setnika i pytał go, czy już dawno umarł. Upewniony przez setnika, podarował ciało Józefowi. Ten kupił płótna, zdjął Jezusa z krzyża i owinął w płótno. …właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna jego matki… i oddał go jego matce.
Panie Jezu, spraw, abym potrafił współczuć.
Stacja XIV — Ciało Jezusa złożone w grobie
Zabrali więc Jezusa i obwiązali je w płótna razem z wonnościami, stosownie do żydowskiego sposobu grzebania. A na miejscu gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie złożono nikogo. Tam to więc ze względu na żydowski dzień przygotowania złożono Jezusa, bo grób znajdował się w pobliżu.
Józef z Arymatei przed wejście zatoczył kamień. A Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przyglądały się, gdzie Go złożono.
Panie Jezu, spraw, abym niósł wszędzie nadzieję.
Epilog
Zasiewa się zniszczalne — powstaje zaś niezniszczalne, sieje się niechwalebne — powstaje chwalebne; sieje się słabe — powstaje mocne.
W pierwszy dzień tygodnia poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień do grobu został odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj — zmartwychwstał!
http://www.mateusz.pl/duchowosc/droga2000.htm
Patron Dnia
św. Eucheriusz
biskup
Św. Eucheriusz urodził się w Orleanie we Francji. Rozmyślania nad listami św. Pawła skłoniły go do porzucenia życia świeckiego. W roku 714 osiadł w klasztorze Jumieges w diecezji Rouen. Wkrótce zyskał opinię świętego i po śmierci wuja biskupa Orleanu zaczęto wymieniać św. Eucheriusza jako kandydata na stolicę biskupią. Karol Martel (Młot), marszałek królewskiego dworu, który praktycznie rządził Francją, spełnił powszechne życzenie, mimo iż nie lubił świętego. W ten sposób św. Eucheriusz opuścił ukochaną samotność i w roku 721 przyjął godność biskupa. Apostolską gorliwość umiał połączyć z łagodnością, która zjednywała mu prawdziwe uwielbienie wszystkich, którzy go znali. Wkrótce jednak Karol Młot zesłał go na wygnanie za sprzeciwianie się konfiskacie majątków kościelnych. Św. Eucheriusz przebywał w Kolonii i Leodium. Nie chcąc narażać tych, co mu udzielili gościny, na gniew królewski, wrócił z wygnania i schronił się w klasztorze w Saint-Trond, gdzie spędził resztę życia na modlitwie i rozmyślaniach. Umarł w roku 743.
Zenobiusz był lekarzem i kapłanem w Sydonie w Fenicji (dzisiejszy Liban). Historyk kościelny Euzebiusz z Cezarei (+ 340) zapisał: “W Antiochii chrześcijanie przez swą wytrwałość, posuniętą do śmierci, uwielbili Boże Słowo. […] Zenobiusz, najlepszy z lekarzy, śmierć poniósł wśród strasznych męczarni, zadawanych mu w boki”. Stało się to około 310 roku. Według tej relacji św. Zenobiusz miał ponieść śmierć męczeńską wraz ze swoim biskupem w Antiochii Syryjskiej, która była wówczas stolicą prowincji rzymskiej. Niestety, nie zachowała się data tego wydarzenia. Przypuszcza się, że było to ok. 310 r.
Razem z Zenobiuszem Słowo Boże uwielbili i zginęli jednocześnie: Tyranion (Tyranios), biskup Tyru, Sylwan, biskup z okolic Emesy, oraz dwaj biskupi egipscy: Peleusz i Nil.
http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/02-20.php3
Święci męczennicy
dodane 2009-09-17 09:40
Anna Leksy
Dnia 20 lutego Kościół katolicki obchodzi wspomnienie dwóch tragicznie zmarłych świętych – św. Zenobiusza i św. Eleuteriusza.
O pierwszym z nich wiemy, dzięki historykowi Euzebiuszowi z Cezarei. Pisał on o Zenobiuszu tak: „W Antiochii chrześcijanie przez swą wytrwałość, posuniętą do śmierci, uwielbili Boże Słowo. […] Zenobiusz, najlepszy z lekarzy, śmierć poniósł wśród strasznych męczarni, zadawanych mu w boki”.
Według tej relacji św. Zenobiusz miał ponieść śmierć męczeńską wraz ze swoim biskupem w Antiochii Syryjskiej, która była wówczas stolicą prowincji rzymskiej. Historycy podejrzewają, że wydarzenie to miało miejsce około 310 roku. Wschodnią częścią cesarstwa rządził wtedy nieprzychylnie nastawiony do chrześcijaństwa cesarz Galeriusz Maksymian. Dla jego panowania charakterystyczne były bezlitosne prześladowania, o których opowiada Euzebiusz.
Tego samego dnia wspomina się także św. Eleuteriusza, biskupa. W dzieciństwie był on towarzyszem zabaw św. Medarda, który przepowiedział mu jakoby, że w przyszłości zostanie biskupem. Rzecz sprawdziła się całkowicie. Po latach św. Eleuteriusz rzeczywiście otrzymał urząd biskupi w Tournai w Belgii. Zbiegiem okoliczności również św. Medard został biskupem w Noyon. Ten sam Medard po śmierci Eleuteriusza zastąpił go na stanowisku w Tournai. Nad grobem świętego Medarda w po latach wyrosło opactwo benedyktyńskie, dziś znane jako opactwo w Soisson.
Św. Eleuteriusz zakończył życie 20 lutego 532 roku. W latach wcześniejszych skutecznie unikał zamachów ze strony swych wrogów. Za którymś razem jednak zabójcom się powiodło. Jego ciało spoczywa w grobowcu katedry w Tournai. Św. Eleuteriusz jest czczony jako patron Flandrii.
http://kosciol.wiara.pl/doc/491037.Swieci-meczennicy
Mleko i miód: wprowadzenie
Adam Szustak OP
Od czasu PLASTRA MIODU wszystko się zmieniło. Po raz kolejny, nie pierwszy i nie ostatni, Słowo ożyło. Na nowo i zupełnie inaczej. Bo Jego Słowo tak ma.
Właśnie dlatego zapraszamy na nowe internetowe słuchowisko wielkopostne pod tytułem: “Mleko i miód”. Roboczy tytuł jaki o. Adam nadał temu cyklowi to: “Chłopiec z wiklinowego kosza”, bo rzecz będzie o człowieku, który na polecenie Boga wprowadził naród wybrany do krainy mlekiem i miodem płynącej, do ziemi obietnic. Zapraszamy Was na czterdziestodniową wędrówkę z Mojżeszem, z którym będziemy chcieli wyjść z egipskiej niewoli i wejść do ziemi obiecanej, do Królestwa Niebios. Naszym przewodnikiem będzie o. Adam Szustak OP.
********
J E Z U I C I
*******
F R A N C I S Z K A N I E
Zaczekaj! Zatrzymaj się i wybieraj!
dodane 2015-02-19 18:39
RADIO WATYKAŃSKIE |
W każdej okoliczności chrześcijanin musi wybierać Boga, a nie dawać się ponosić przyzwyczajeniom czy sytuacjom, które od Niego oddalają. Trzeba wybierać Boga, wybierać dobro, by nie paść ofiarą gloryfikacji rzeczy przejściowych. Mówił o tym Papież podczas porannej Mszy w kaplicy Domu św. Marty.
W homilii Franciszek wyszedł od mowy Mojżesza, którą słyszymy w pierwszym czytaniu liturgicznym. Jest to zachęta skierowana do Izraelitów, by dokonali wyboru dobra, czyli przymierza z Bogiem. Choć wybór ten oznacza życie i szczęście, to – jak zaznaczył Ojciec Święty – wcale nie jest łatwy. Znacznie prościej jest bezwładnie płynąć z biegiem życia, sytuacji czy przyzwyczajeń. Prościej jest być „sługą innych bogów”.
„Wybierać między Bogiem a innymi bogami, które nie mają żadnej mocy, za wyjątkiem dawania przemijających drobiazgów. To nie jest łatwe, bo przecież mamy taki nawyk pójścia za innymi, tam gdzie wszyscy. Jak wszyscy i nikt… A dzisiaj Kościół powiada: «Zaczekaj! Zatrzymaj się i wybieraj». To dobra rada. I dzisiaj dobrze nam zrobi zatrzymać się i w ciągu dnia pomyśleć trochę: jaki jest mój styl życia? Jakimi drogami podążam?” – powiedział Papież.
Od tego pytania można sięgnąć jeszcze głębiej, pytając się o własne relacje z Bogiem, z Jezusem – kontynuował Franciszek. Można pytać o relacje z rodzicami, rodzeństwem, współmałżonkiem, z dziećmi. W tym momencie Papież przeszedł do omówienia dzisiejszej Ewangelii, w której Jezus mówi: „Cóż za korzyść ma człowiek, jeśli cały świat zyska, a siebie zatraci lub szkodę poniesie?”.
„Błędną drogą jest szukanie zawsze własnego powodzenia, własnego dobra, bez myślenia o Panu, bez myślenia o rodzinie. Stąd te dwa pytania: Jaka jest moja relacja z Bogiem i jaka jest moja relacja z rodziną? Bo ktoś może wszystko zdobyć, a na koniec zostać bankrutem. Bo przegrał i jego życie to bankructwo. A przecież wystawiono mu pomnik i namalowano obraz… A jednak przegrał, bo nie umiał dobrze wybrać między życiem a śmiercią” – powiedział Papież.
Dalszym przedmiotem refleksji, do której zachęcał wiernych Ojciec Święty, było pytanie o „szybkość życia”, o to, co robię. I trzeba wtedy prosić Boga o pewną odwagę, niezbędną, by Go wybierać za każdym razem. Może w tym pomóc Psalm 1.
„«Błogosławiony, kto zaufał Panu». Gdy Pan daje nam tę radę: «Zatrzymaj się! Wybierz dzisiaj, wybieraj» – nie zostawia nas samych. Jest z nami i chce nam pomóc. Jedynie z naszej strony potrzeba ufności, zaufania do Niego. «Błogosławiony, kto zaufał Panu». Dzisiaj, gdy zatrzymamy się na chwilę, by pomyśleć o tych rzeczach i podjąć decyzję, coś wybrać, wiedzmy, że Pan jest z nami, jest blisko nas, by nam pomagać. Nigdy nie zostawia nas samych w drodze. Zawsze jest z nami. Jest z nami także w chwili wyboru” – powiedział Papież.
http://kosciol.wiara.pl/doc/2363071.Zaczekaj-Zatrzymaj-sie-i-wybieraj
*******
Ty tu urządzisz, Boże
Łukasz Kaźmierczak / “Przewodnik Katolicki”
Bóg chce naszego dobra, ale zgadza się na naszą wolność, na to, że sam mogę wybrać, nawet gdzieś tam się wywrócić, po to, bym zrozumiał, że potrzebuję Jego ręki – mówi o. Jordan Śliwiński OFMCap.
Słyszy czasami Ojciec w konfesjonale jeszcze nowe grzechy?
– Nie sądzę, żeby mogły istnieć nowe grzechy, to zawsze jest odejście od miłości Boga i bliźniego. Zmieniają się tylko warianty, otoczka i detale, sedno samego złego uczynku pozostaje jednak bez zmiany.
“Kusi” mnie, żeby zapytać o pokusę jako źródło grzechu.
– Przede wszystkim praźródłem grzechu jest zły duch. Musimy tę obecność Szatana przyjąć. Owszem, ona bywała ostatnio przeakcentowywana – bo przecież nie chodzi o to, żeby widzieć zasadzki złego ducha za każdym rogiem ulicy – ale on działa i istnieje. I to jest to pierwsze zło personalne, które nas kusi, które z zawiści o nasze zbawienie, nasze szczęście z Bogiem, działa przeciwko nam. Trzeba sobie z tego zdawać sprawę. A po drugie, musimy sobie uświadomić skutek naszego grzechu i to jak bardzo jesteśmy słabi. Dlatego myślę, że chrześcijanin przede wszystkim musi mieć ten totalny realizm w ocenie samego siebie.
Realizm, czyli pesymizm?
– Na pewno inne podejście od takiego, które serwuje nam dzisiejsza kultura powtarzająca: “Jesteś świetny, jesteś mocny, dasz radę, pokonasz”. Tylko że potem jest “a kuku”, ponieważ nasze codzienne doświadczenie pokazuje zupełnie coś innego. Staję rano przed lustrem i mówię: “Popatrz, znowu zrobiłeś to samo, co 50 razy już robiłeś i 50 razy obiecywałeś sobie, że więcej nie zrobisz”.
To jest strasznie ściągające w dół.
– Owszem, ale tylko pod warunkiem, że zostanę z tym sam. Bo całe moje doświadczenie bycia z Chrystusem polega na tym, że odkrywam w Chrystusie, że Bóg mnie nie zostawił samego w moim grzechu. Mimo iż setki razy mówiłem: “Boże, wynoś się z mojego życia, nie chcę Cię już znać, będę rządził po swojemu”, to On mnie nie zostawia. Bóg przysyła mi Zbawiciela i mówi: Słuchaj, zaufasz Mu, a jesteś w stanie wyjść ze wszystkiego. Pamiętaj, ja Cię kocham”. I to jest centralne doświadczenie.
Lubię często odnosić się do tej bajki o baronie Münchausenie, który w pewnym momencie z błota sam siebie wyciąga za włosy. I my właśnie chcielibyśmy się z własnego grzechu sami wyciągnąć, ale na to jesteśmy za słabi, potrzebujemy kogoś, kto nas będzie podnosił.
Jesteśmy słabi, wiec tym bardziej wodzeni na pokuszenie.
– Pokusa to jest sytuacja okazji. Samo mierzenie się z pokusą nie jest jeszcze grzechem. Bardzo dobrze można to zrozumieć na przykładzie odchudzania albo niemożności jedzenia czegoś. Widzimy ciastko z kremem, ono jest dobre, smakowite, świetnie zrobione, dużo osób zajada je, ale głos wewnętrzny mówi jasno: “Nie mogę tego jeść, bo akurat mi to zaszkodzi”. Podobna prawidłowość występuje w pokusie – często jest to sytuacja, która na początku wydaje mi się sympatyczna, miła, ale po pewnym czasie odkrywam, że prowadzi mnie do czegoś złego: odrywa od drugiego człowieka, od jedności z Bogiem, popycha do grzechu, który jest zniszczeniem czy też zamazaniem tego podobieństwa we mnie do Boga.
Pokusa a próba od Boga. Można w ogóle mówić o takim rozgraniczeniu?
– Próba od Boga… Ja bym się bał tak mówić. Św. Jakub w pewnym momencie pisze: “Mówicie, że Bóg was kusi. Ale to wasze żądze wychodzą” (por. Jk 1). Tak więc to nie działa w ten sposób, że Bóg mnie kusi, gra ze mną, tresuje jak myszkę, strzela we mnie zdarzeniami jak prądem. Tego nie możemy tak rozumieć. Bóg chce naszego dobra, ale zgadza się na naszą wolność, na to, że sam mogę wybrać, nawet gdzieś tam się wywrócić, po to, bym zrozumiał, że potrzebuję Jego ręki. Bóg ciągle jest przy mnie, jeśli się ku Niemu zwrócę, to On jest na mnie zawsze otwarty. Bóg nie jest obrażalski, Bóg totalnie mnie akceptuje.
Mówiąc współczesnym językiem: “Stoi frontem do klienta”.
– Frontem to nawet mało, bo front zakłada pewien pozór, a Bóg jest całym sobą, jeżeli można tak powiedzieć. To nie jest wymuszony firmowy uśmiech, ani efekt prozaku, to jest Jego postawa totalnie mnie afirmująca. Bóg mnie chce. Myślę, że to jest jedno z największych przeżyć człowieka, kiedy już sobie to wreszcie uświadomi.
Bardzo trudno jest uwierzyć, że ktoś mnie tak całkowicie chce, bo wiem z doświadczenia, że nawet najbliżsi chcą mnie, ale pod pewnymi warunkami. Albo że dopiero gdy spełnię jakieś kryteria, ktoś mnie wpuści na salony. Nasze życie jest ciągle czymś uwarunkowane. I dlatego myślimy, że Bóg postępuje podobnie. A Bóg działa zupełnie inaczej.
W jaki sposób współczesny człowiek radzi sobie z rachunkiem sumienia? Potrafimy nadawać czynom właściwe fiszki z napisem “dobro” albo “zło”?
– Tu trzeba koniecznie zwrócić uwagę na dwie istotne kwestie. Po pierwsze, my swoje życie widzimy często bardzo statycznie. Trochę wpływa na to dzisiejsza kultura, która nam bardzo mocno ściska perspektywy czasowe, czyli stawia krótkie cele: mamy osiągnąć sukces, kupić coś, to jest na dziś, na jutro, na następny sezon itp. itd. Brakuje nam więc często takiego myślenia historycznego czy też historio-zbawczego o sobie, w dłuższej perspektywie czasu.
Czym grozi taki ścisk perspektywy?
– Dzisiejszy człowiek najczęściej nie potrafi myśleć o sobie w kategoriach innych niż “tu i teraz”: Teraz jestem nieszczęśliwy. Teraz ktoś mnie opuścił, zranił, oszukał. Zgoda, mogę to czuć, ale to nie jest jedyne, co mnie stanowi, bo w moim życiu było ileś tam momentów, kiedy doświadczałem czegoś zupełnie innego. Bardzo często właśnie takie zawężenie historii powoduje szkodliwą absolutyzację.
A druga kwestia?
– Zbyt duże zaufanie do siebie, które może być przeszkodą we właściwym rozeznawaniu sumienia. Wynika to po części z tego, że cała kultura wmawia mi dziś: “jesteś świetny”, “możesz wybierać”, “możesz zrobić to i tamto”. I ja w pewnym momencie wierząc w to, już “wiem jak ma być”. Odchodzi więc klasyczna formacja sumienia, czyli ciągłe konfrontowanie moich decyzji ze Słowem Bożym, z nauką Kościoła. W końcu “ja wiem wszystko”. A potem nagle pojawiają się sytuacje, w których mam dylemat albo uczę się decydować według kryteriów trzeciorzędnych: moich odczuć, uczuć czy też nastawień estetycznych. Mówiąc o sumieniu, lubię często używać metafory GPS-u. A w tej sytuacji to tak, jakbym używał GPS-u bez satelity. Nie da się nim wówczas posługiwać.
Sugeruje Ojciec, że zanika dziś poczucie grzechu?
– Może bardziej sama formacja. Zanika w nas krytyczny osąd rzeczywistości – zarówno tej wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Wynika to także ze współczesnej cywilizacji, która ciągle podsuwa nam różne nowe cacka i wmawia, że coś jest świetne, bo chce nam coś sprzedać albo czymś zachwycić. Mam wrażenie, że straciliśmy trochę taki krytyczny osąd, bo zewsząd słyszymy: “Ty wybieraj, Ty jesteś gość, ty wiesz, co jest dobre”.
Ty tu urządzisz…
– O tak, ty jesteś tym najważniejszym kryterium, ostatecznym odniesieniem. A potem człowiek rzeczywiście zaczyna sądzić, że we wszystkim może być takim kryterium. I często gubi się wtedy moralnie. Hasło “Ty decydujesz” zaczyna być wtedy przenoszone także na sferę moralną. To ciągle jest pokusa bardzo rajska: będziecie jak Bóg, będziecie znali dobro i zło. To prosty mechanizm: skoro bowiem w innych sektorach życia ja decyduję i to ja jestem najważniejszy, to bardzo szybko dochodzę do wniosku, że mogę także decydować o tym, co jest dobre, a co złe. Ale to się kończy kiepsko. Często otrzeźwienie następuje dopiero wtedy, kiedy uświadomię sobie skutek moich wyborów, którym jest na przykład ból drugiego człowieka albo moje własne cierpienie.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie: to nie grzech, to słabość.
– Słabość albo pomyłka. Ja się pomyliłem, czyli typowy błąd poznawczy, a nie błąd mojej decyzji, żaden tam błąd moralny czy zły uczynek.
A skoro tak to “wybaczone”.
– Nie, nie wybaczone, w ogóle “nie ma problemu”. Jak się pomyliłem, to sorry, pomyliłem się, nie wiedziałem, przysnąłem, no problem. To się nie liczy.
Mam wrażenie, że trochę staliśmy się dziś w kulturze mistrzami w znieczulaniu sumienia. Właśnie takie robienie wszystkiego, żeby jak najmniej nas bolało. Kto jest winny? Struktura, rząd, proboszcz, żona, rodzice – wszyscy tylko nie ja. To w jakieś mierze może być nawet prawdą, ale najczęściej w wielu decyzjach ostateczny wybór należy przecież do mnie. Oczywiście, może być i tak, że zachowanie innych, ich wybory, wpłynęły na moją decyzję – przykładowo, jeśli ktoś był bity od wczesnej młodości, to być może będzie miał potem problemy z agresją – ale jeżeli sobie to uświadamiam, to mogę coś z tym zrobić.
Chyba że zafunduję sobie pełne znieczulenie.
– Wówczas grzech będzie przede wszystkim wpływał na mój ogląd siebie. Będę się starał na siłę albo usprawiedliwić, albo go zakryć, a przez to nie będę miał prawdziwego obrazu siebie. I zaczyna robić się problem, bo wtedy trudno pojednać się z drugim człowiekiem. Skoro bowiem nie popełniam błędów ani nie grzeszę, to trudno mi przyznać, że zrobiłem coś złego. Będę raczej domagał się, żeby ktoś przepraszał mnie, bo w końcu to ja jestem centrum świata. Ale taka postawa jest de facto bardzo bolesna, ponieważ ostatecznie skazuje człowieka na samotność. Prędzej czy później inni zaczną ode mnie uciekać albo trudno będzie mi znaleźć z nimi kontakt, bo to ja będę im dyktował, jacy mają być dla mnie, nie pozwalając im być wolnymi.
Jaki więc powinien być naprawdę dobry rachunek sumienia?
– Wszystko musi zacząć się od spotkania z Bogiem. Póki sobie nie uświadomię, kim tak naprawdę jest Bóg i kim jestem ja oraz co to znaczy, że nawracam się do Boga – że zwracam się do Niego, że chcę być Jemu wierny – to sakrament pokuty będzie zawsze wisiał w powietrzu. A zatem odwrócenie się od grzechu to właśnie najpierw uświadomienie sobie, kto jest tak naprawdę pierwszy w moim życiu. Zrozumienie, że pierwszy jest Bóg, a dalej moje obowiązki wobec drugiego człowieka. Siłą rzeczy zaczynam dokonywać wówczas jakiegoś porządkowania i dopiero wtedy moja spowiedź ma sens.
Sama wyliczanka grzechów to też jest już jakiś rodzaj porządkowania.
– Zgoda, ale jeśli w moim rachunku sumienia zabraknie wspomnianych wyżej odniesień, to będzie on tylko taki pitowo-wyliczeniowy: zrobił, nie zrobił, winien, ma, per saldo i koniec. Ale wtedy grozi nam silne zrytualizowanie sakramentu spowiedzi. Stanie się on jak wizyta w Urzędzie Skarbowym: przychodzę do okienka, oddaję PIT i z głowy, coś tam załatwiłem.
Tymczasem, jeżeli to jest ta moja historia zbawienia pisana z Bogiem, to muszę ciągle poszukiwać tego, jaki jestem w świetle na przykład Kazania na górze albo w konfrontacji z Chrystusem – czy staram się rosnąć w tym kierunku, który On mi zadaje? Bo przecież moje wybory sumienia nie są tylko wyborami “nie czyń czegoś”, ale także wyborami “czyń coś”. Moralność chrześcijańska nie jest tylko zakazowa, ale przede wszystkim proponująca: “Kochaj Boga”, “Kochaj bliźniego jak siebie samego”,
No właśnie “pozytywy” – niemal zupełnie zapomniany element rachunku sumienia.
– To stara dobra tradycja spowiednicza: zobaczyć dobro, bo to dobro zawsze gdzieś jest. Wiadomo, że mamy tendencję do mówienia o złu i to jest też taka typowa przypadłość medialna – wylądowało trzydzieści tysięcy samolotów i nic, cisza, ale kiedy jeden z nich spadnie, to jest od razu news. W taki sam sposób myślimy często o naszym życiu: nie przyjdzie nam do głowy, że udało nam się trzydzieści tysięcy rzeczy i możemy za to podziękować, ale wystarczy jeden nieudany drobiazg i zaczynamy wokół tego tańczyć.
Zakończmy więc optymistycznie…
– Optymizmem przede wszystkim jest sam Bóg, który tak mnie kocha, że posłał swojego Syna, który umarł i zmartwychwstał po to, żeby zwyciężyć grzech. I ten Jego Syn, po zmartwychwstaniu, ustanowił sakrament pokuty, mówiąc: “Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone”. I to jest centralny wymiar naszej radości.
Piotr Jordan Śliwiński, kapucyn, ceniony spowiednik, kierownik duchowy i rekolekcjonista. Jest doktorem filozofii, wykładowcą Wyższego Seminarium Duchownego Braci Mniejszych Kapucynów w Krakowie oraz założycielem Szkoły dla Spowiedników, którą ukończyło do tej pory już kilkuset kapłanów diecezjalnych i zakonnych.
http://www.deon.pl/religia/duchowosc-i-wiara/zycie-i-wiara/art,1727,ty-tu-urzadzisz-boze.html
*******
Dość powszechnie znane są również dyspensy od niektórych warunków przy zawieraniu sakramentalnego związku małżeńskiego. W uzasadnionych przypadkach można uzyskać dyspensę od wieku wymaganego przy zawieraniu małżeństwa czy od liczby zapowiedzi przedślubnych. Ale na tym nie koniec.
W przypadku Eucharystii dyspensa może dotyczyć zachowania godzinnego postu przed przyjęciem Komunii Świętej. Zwolnione są z tego postu m.in. osoby chore na cukrzycę, które muszą spożywać posiłki w określonych porach, a także chorzy w szpitalach, ci, którzy ich obsługują i ci, dla których posiłki związane są z przyjmowaniem leków.
www.flickr.com
Katolicy w Izraelu
Jak przedstawia się sytuacja Kościoła w Ziemi Świętej? Czy istnieje jeszcze Dom Polski zbudowany z ofiar żołnierzy polskich II korpusu generała Wł. Andersa?
Sytuacja Kościoła w Palestynie jest bardzo trudna. Przed konfliktem arabsko-izraelskim w r. 1948 żyło w Jerozolimie około 25 tys. chrześcijan. Aktualnie znajduje się tam zaledwie kilka tysięcy. Natomiast w całym Izraelu mieszka około 125 tys. chrześcijan różnych obrządków i wyznań. Są oni mniejszością wobec 3 mln żydów i 1,5 mln muzułmanów. Opiekunami miejsc świętych ze strony katolickiej są franciszkanie. Oni też zbierają fundusze na Kościół jerozolimski.
Pamiątka po żołnierzach polskich II korpusu gen. Andersa. Nowy Dom Polski, istnieje nadal. Posiada on 70 miejsc noclegowych dla pielgrzymów i jest obsługiwany przez polskie siostry elżbietanki (adres: Dom Polki, 8 Hahoma Hashlishitr Str., Jerusalem, P. O. Box 277, Israel, tel. Jerusalem 285916). Elżbietanki prowadzą też sierociniec na Górze Oliwnej.
Fr. Justin – “Rosary Hour”
http://www.rosaryhour.net/
*******
Boisz się rozstać ze swoją przeszłością?
Uwe Böschemeyer / slo
Tęsknota ludzi do tego, aby żyć teraźniejszością, jest wielka, jednakże nie mniejszy jest też opór przeciwko rozstaniu się z przeszłością. Ogólną przyczyną tego jest fakt, że psychiczna siła życiowa “charakteryzuje się znaczną inercją” i “pragnie zatrzymać to, co przeszłe”.
Przyczyną tego z kolei jest z jednej strony biegunowa struktura życia i związana z nią tendencja to tego, by móc być również przeciwko samemu sobie, z drugiej strony “właściwe człowiekowi wspomnienie raju utraconego”.
Ponadto istnieje szereg swoistych przyczyn, które utrudniają pojednanie z dawnym życiem. Zapoznałem się z nimi w praktyce psychoterapeutycznej.
Gdyby cię, Czytelniku, ta “lista” interesowała, byłoby dobrze, abyś przy refleksji nad jednym czy drugim punktem znalazł czas na zadanie sobie następującego pytania:
Czy może dlatego nie rozstaję się z przeszłością,
- bo uważam, że było tam zbyt wiele straconych lat, by móc zaczynać na nowo?
- bo uważam, że nie wolno mi zapomnieć “tego wszystkiego”, co było tak trudne?
- bo moje ówczesne oczekiwania (wobec rodziców czy innych osób) ciągle jeszcze się nie spełniły i czekam na to, aby wreszcie dostać to, co mi się należy?
- bo stale jeszcze czekam na to, że na przykład mój ojciec czy matka, mąż czy żona, przyjaciel czy koleżanka w pracy zmienią się?
- o ludzi z tamtego czasu nie zwalniam z ich odpowiedzialności za to, jak się potoczyło moje życie, i nie chcę zrezygnować ze swych oskarżeń i mściwych uczuć?
- bo swoim poczuciem, że jestem nieszczęśliwy, chcę ukarać moich rodziców?
- bo potrzebuję alibi dla swego nieudanego życia i nie chcę wziąć odpowiedzialności za moje dzisiejsze życie?
- bo jestem obrażony przez życie i dlatego nie chcę już nowej “gry”?
- bo nie mogę się wyrzec słodkiej goryczy doświadczeń i nie dostrzegłem jeszcze wyraźnie swego tragicznego zachowania się?
- bo stale jeszcze czuję się winny i uważam, że muszę dawną winę odpokutować – bo poza tym widzę siebie w większym kontekście win, z którego zdaje się nie być wyjścia?
- bo całego swego życia nienawidzę?
- bo w ogóle trudno mi rozstać się z tym, co było, ponieważ moje myśli zbyt długo nie mogą się od tego oderwać?
Co by było, gdybyśmy mogli być wolni od obciążającej przeszłości?
Nie żylibyśmy w różnych czasach. Żylibyśmy tu i teraz, korzystalibyśmy z przychylności aktualnej godziny i związanych z tym możliwości. Bylibyśmy obecni duchem. Bylibyśmy skupieni. Nie bylibyśmy roztargnieni. Nie przeżywalibyśmy wewnętrznego rozdarcia. Stanowilibyśmy ze sobą jedno. Bylibyśmy u samych siebie. Moglibyśmy przyznawać się do siebie. Bylibyśmy wolni względem swojego życia.
Więcej w książce: Co jest ważne- Uwe Böschemeyer
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,192,boisz-sie-rozstac-ze-swoja-przeszloscia.html
********
Bój się człowieka, który się nie boi
Wunibald Müller / slo
W bajce o człowieku, który poszedł w świat, żeby nauczyć się bać, jest mowa o dwóch synach, z których jeden był mądry i rozsądny, a drugi głupi.
Bajka ta opowiada, że kiedy wieczorami siadano w gronie sąsiadów, racząc się różnymi historiami, od których cierpła skóra, niektórzy z przysłuchujących się mówili: “Co za historie! Ciarki mnie przeszły!” Głupszy z braci, który siedział w kącie, nie rozumiał, co to oznacza: “Ciągle tu powtarzają: czuję ciarki, przechodzą mnie ciarki…
Ja nic nie czuję! To pewnie jakaś sztuka, której ja nie potrafię”. Poszedł więc w świat, żeby nauczyć się bać. Przeżył wiele sytuacji, które innym napędziłyby strachu, on jednak nie odczuwał nigdy żadnego strachu ani lęku. Z tego powodu wybrano go królem. I chociaż był szczęśliwy, powtarzał ciągle: “Gdybym potrafił odczuwać lęk, gdybym wiedział, co znaczy, czuć ciarki na plecach!” To tak bardzo rozgniewało jego małżonkę, że kiedy spał, wylała na niego wiadro zimnej wody, w której pływały małe szprotki. Rybki zaczęły plaskać po ciele śpiącego swymi ogonkami. Wyrwany ze snu król wykrzyknął: “Ach, wszędzie mnie łaskocze, cóż to za ciarki, miła żono! Tak, teraz wiem, co to ciarki, wiem, co znaczy strach!”
Bałbym się kogoś, kto by twierdził, że nie czuje lęku. Odczuwanie lęku jest częścią biologicznego wyposażenia człowieka. “Zdolność odczuwania lęku i swoista gotowość do tego są niezbędne, ponieważ warunkują utrzymanie się jednostki przy życiu; pod względem roli jest to porównywalne ze zdolnością reagowania na ból” – twierdzi lekarz i psychoterapeuta, Wolfgang Senf.
Lęk jest sygnałem zagrożenia. Ostrzega, odciąga nas od realizacji zamiarów, które są ryzykowne. Zdolność odczuwania lęku, jaką każdy z nas z reguły posiada, stanowi biologiczne wyposażenie człowieka i jego naturalną skłonność. Rozwój indywidualny człowieka zależy m.in. również od tego, w jakim stopniu ukształtuje się u niego w ciągu życia gotowość do odczuwania lęku. Dotyczy to także umiejętności przezwyciężania lęku, która należy do podstawowych zadań życiowych, które każdy musi opanować.
“Każdy człowiek od urodzenia musi się uczyć przekształcania pierwotnie nieokreślonego, rozproszonego lęku w lęk skonkretyzowany, związany z wyraźnym obiektem i sensownie czemuś służący”.
Dobrym polem do ćwiczeń są na przykład bajki o ponurej treści albo różne straszne opowiastki. Pomagają one człowiekowi przezwyciężyć w wyobraźni ów nieokreślony, nieukierunkowany lęk poprzez przeżywanie w fantazji awanturniczych przygód.
Pomimo że zostaliśmy w sposób naturalny wyposażeni w zdolność odczuwania lęku, każdy z nas musi, niczym ów głupi syn z przytoczonej wyżej bajki, ruszyć w świat, by nauczyć się bać. Filozof Soren Kierkegaard pisze w swojej rozprawce Pojęcie lęku, że Jest to przygoda, którą każdy człowiek powinien przeżyć – nauczyć się odczuwania lęku – aby nie pójść na zatracenie, już to nigdy nie przeżywając lęku, już to zanurzając się w nim. Ten, kto nauczył się odczuwania lęku we właściwy sposób, nauczył się rzeczy najważniejszej.
Dlatego rozumiem Patricka Stewarta, gdy mówi: “Pokonywać lęk to dla mnie najważniejsze zadanie życiowe. Być wolnym od lęku to moje największe marzenie”. Istnieje lęk, który musimy przyswoić sobie niejako w sposób oczywisty, a który trzeba przekształcić z lęku niekonkretnego w lęk dotyczący konkretnej przyczyny. Staje się on wtedy realnie umotywowany, tzn. związany z konkretnym zewnętrznym niebezpieczeństwem proporcjonalnym do przyczyny i służący temu. aby tego niebezpieczeństwa – poprzez ucieczkę albo agresję – uniknąć. W odróżnieniu od lęku mającego podłoże realne mówi się o lęku neurotycznym, który jest niewspółmierny w stosunku do danej sytuacji i nie pełni w życiu człowieka żadnej pożytecznej funkcji.
Więcej w książce: Jak uwolnić się od lęku? – Wunibald Müller
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/poradnia/art,65,boj-sie-czlowieka-ktory-sie-nie-boi.html
*******
Najgorszy nieprzyjaciel we wszechświecie
Eduard Martin / slo
Historia mojego praprastryja, męża siostry mego pradziadka, była w rodzinie opowiadana przez całe pokolenia. Moja praprastryjenka wydała się za wielkiego bogacza i żyła z nim, jak się wydaje, w bardzo szczęśliwym małżeństwie. Mogli sobie pozwolić na wszystko, o czym tylko pomyśleli.
Tyle że nie mieli dzieci. Ale oboje byli młodzi i istniała nadzieja, że po ich ogromnej willi będą kiedyś one biegać. Ale przyszła wojna i praprastryj dostał kartę powołania.
On, który przywykł do wykwintnej pościeli, do świetnego stołu, do eleganckiego stroju, miał teraz zostać odziany w mundur, spać w wojskowych barakach i jeść z żołnierskiej kuchni. Miał opuścić żonę, którą kochał.
Miał każdego dnia czekać, że go zastrzeli ktoś tak samo niezadowolony z tego, że musiał opuścić swój dom i swoją żonę. I miał wypełniać rozkaz, aby do tych innych niezadowolonych ludzi strzelać.
Mój praprastryj postanowił, że NIE STAWI SIĘ DO WOJSKA.
Kiedy przyszedł dzień poboru, nigdzie nie poszedł, pozostał w swojej willi. Jedno z pomieszczeń w piwnicy urządził jako kryjówkę na przypadek absolutnej konieczności, ale nie przebywał w niej, poruszał się swobodnie po domu. Praprastryjenka nie podnosiła w niektórych pokojach zasłon, aby nie można go było widzieć z ulicy. Zwolniła też służbę, z wyjątkiem starej oddanej służącej, co do której nie było wątpliwości, że zachowa tajemnicę. Tak więc kiedy na polach walki Europy umierały codziennie tysiące ludzi, kiedy żołnierze czołgali się w bagnie, zrywali do ataku i padali, zastrzeleni w biegu do nieprzyjacielskich okopów, mój praprastryj siedział na wygodnych kanapkach, palił cygaro, popijał swoje poranne porto, opróżniał jedną po drugiej butelkę ze swej bajecznie zaopatrzonej winnej piwniczki i czytał sobie wiersze; kilka ich tomików z jego biblioteki — a był to bibliofil i miłośnik poezji – znalazło się potem w moich zbiorach.
Lata wojny płynęły, a praprastryj ciągle nie mógł się doczekać jej końca. Willa była na tyle przestronna, że nie musiał cierpieć na klaustrofobię, a nawet mógł w salonach – niczym na stadionie – trenować na rowerku.
Czytał gazety i wpinał na mapach chorągiewki, aby śledzić przesunięcia frontu. Wiedział, że swoje więzienie będzie mógł opuścić tylko wtedy, jeśli Austria zostanie rozbita – w przeciwnym razie nie pozostanie mu nic innego, jak pozostać w ukryciu aż do śmierci.
Praprastryjenka rozgłosiła uprzednio, że mąż wyjechał za granicę, wskutek czego sądzono, że przed poborem po prostu uciekł. Opinia co do jego i jego żony rozsądku była tak pozytywna, że nikt nie podejrzewał ich o coś równie niedorzecznego – nikt nie mógł spodziewać się tego, że praprastryj będzie ukrywał się w swoim domu.
Tymczasem jednak, jakkolwiek nie było po temu powodów, praprastryj zaczął odczuwać strach. Na koniec całe dni spędzał za zasłoną przy okrągłym secesyjnym oknie wychodzącym na ulicę, spoglądając z niepokojem w stronę bramy wjazdowej.
– O co chodzi? – pytała go czasem praprastryjenka. – Co ci jest?
– Nic – mówił, i nie spuszczał oczu z bramy.
Nie mógł się pozbyć lęku, że lada chwila wejdą do ogrodu policjanci i zabiorą go. Wiedział, że za dezercję jest tylko jedna kara: ŚMIERĆ.
Ile razy widział w duchu pluton egzekucyjny, ile razy przeżył w wyobraźni świst kul przy egzekucji? Chyba dziesiątki tysięcy razy. Nie chciał jeść, pić swoich win, palić cygar, czytać wierszy. Spoglądał tylko na bramę.
Aż raz zobaczył, jak wchodzi przez nią policjant.
– Wybaczy pani, że przeszkadzam – powiedział policjant – ale szukam numeru ósmego na tej ulicy. Pani ma dwunasty, może mi pani pomoże. Tamci ludzie chyba nie mają oznaczonego domu.
Praprastryjenka wskazała dom, którego policjant szukał.
W tej samej chwili rozległ się strzał.
Kula, której praprastryj spodziewał się na dalekim polu walki i której starał się uniknąć, czekała na niego przez wszystkie te lata w jego własnym pistolecie. Kula, której przez wszystkie te lata obawiał się przy egzekucji, czyhała na niego w domu, w jego własnej broni.
Nie zniósł napięcia…
W jednej z książek, które z jego biblioteki zawędrowały do mnie, można przeczytać, że to, przed czym człowiek ucieka, nosi w sobie. Choćby się przed strachem tysiąckroć obwarował, nie pomoże mu to. Trzeba się pozbyć trwogi w swoim sercu, w swojej myśli. Ten, kto tego nie potrafi, jest zagrożony, choćby go chroniły wszystkie armie świata. Nie ma na świecie gorszego nieprzyjaciela niż strach, własny strach. Najbardziej podstępny, najgorszy nieprzyjaciel we wszechświecie.
Wiecej w książce: Radości dla duszy – Eduard Martin
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,634,najgorszy-nieprzyjaciel-we-wszechswiecie.html
******
Psychoterapia kontra religia?
o. Józef Augustyn SJ / slo
Jednym z największych zarzutów, jaki można postawić wielu szkołom terapeutycznym, jest izolowanie sfery psychicznej i emocjonalnej od sfery duchowej i religijnej. Psychoterapia, traktując ją w całości, ciągle choruje na lęk przed duszą nieśmiertelną człowieka lub też na “ucieczkę przed Bogiem”.
I choć w historii psychoterapii istniało wielu znakomitych autorów (na czele z Carlem G. Jungiem i Viktorem E. Franklem), którzy usiłowali łączyć wymiar psychiczny i emocjonalny z wymiarem duchowym i religijnym, to jednak główne nurty psychoterapii wydają się być ciągle jeszcze skażone obojętnym, a niekiedy wręcz niechętnym podejściem do religii i duchowości. Nad psychoterapią ciąży jeszcze dziewiętnastowieczny scjentyzm oraz będący pod jego wpływem Freud, który wszystkie potrzeby i pragnienia człowieka (także duchowe i religijne) sprowadził do jednej zasadniczej sfery – do seksualności.
Niechęć psychoterapii do duchowości i religii nie wypływa jedynie z jej własnej winy. “Pewną odpowiedzialność” (o ile tak można powiedzieć) ponosi także teologia duchowości, która z ogromną nieufnością przez dziesiątki lat odnosiła się do psychoterapii. Kiedy psychologia jako samodzielna nauka w XIX wieku odłączyła się od filozofii, wówczas Kościół zignorował ją na całe dziesięciolecia. Jeszcze w 1961 Święte Oficjum wydało oświadczenie, iż osoby duchowne “nie mogą się radzić psychoanalityków bez pozwolenia ordynariusza i to tylko dla poważnej przyczyny”.
Dopiero Sobór Watykański II ostatecznie przełamał tę nieufność. Obecnie wiele dokumentów Stolicy Apostolskiej, które omawiają problemy wychowania w rodzinie, formacji kapłańskiej i zakonnej oraz inne problemy duszpasterskie, często odwołuje się do psychologii i zaleca korzystanie z psychoterapii z zastrzeżeniem, aby nie zastępowała ona spowiedzi i kierownictwa duchowego. Zarówno psychoterapia jak i teologia duchowości oraz teologia moralna mają jeszcze wiele do zrobienia, aby pokonać istniejące opory i wzajemną nieufność oraz rozpocząć współpracę dla dobra ludzi, którym pragną pomagać.
Terapeuta, który zakładałby izolację problemów psychicznych i emocjonalnych od problemów duchowych i religijnych, w dialogu z pacjentem będzie sztywnie poruszał się jedynie “po swojej działce” także wówczas, kiedy doświadczenie duchowe i religijne będzie miało dla niego decydujące znaczenie. Twierdzenie terapeuty, iż nie zna się na “sprawach duchowych” może być nie tylko pewnym unikiem, ale także – przynajmniej w pewnych sytuacjach – po prostu brakiem kompetencji. Podobny błąd popełniłby ksiądz, gdyby izolował religię i duchowość od psychologii i psychoterapii. Wprowadzałby w ten sposób wielu penitentów w sytuacje bez wyjścia, zarówno z punktu widzenia duchowego, jak i emocjonalnego. Wiele bowiem ludzkich zachowań, które wydają się być naruszeniem norm moralności, de facto są często “uwarunkowane mechanizmami psychologicznymi (…) lub powstałymi wskutek zadawnionych przyzwyczajeń, które ograniczają, a niekiedy redukują do minimum winę moralną”.
Doświadczenie pokazuje, jak wielką krzywdę można zrobić człowiekowi, kiedy w głębokiej nerwicy (lub też przy skłonnościach psychotycznych) oskarża się go o niemoralność i usiłuje się go mobilizować do większego wysiłku religijnego czy też pomagać mu (nie daj Boże!) poprzez egzorcyzmy. Thomas Merton zwraca uwagę, iż ksiądz “nie powinien być jednym z tych, którzy z zasady szydzą z psychiatrii czy z psychoterapii i udają, że wszelkie emocjonalne problemy mogą być rozwiązane przy użyciu środków ascetycznych. Powinien wiedzieć, kiedy należy skierować kogoś do psychiatry, w celu stosownego leczenia, a nie próbować «leczyć» neurotyka, oszukując go lub próbując rozbawić, tym bardziej atakując go”.
Wymiar duchowy i moralny psychoterapii wyraża się nie tylko w tym, iż terapeuta uwzględnia wymiar duchowy u swojego pacjenta, ale także traktuje spotkania z nim jako wyzwanie dla siebie samego i swojego życia wewnętrznego. Dobrym wzorem może być znowu Carl G. Jung. “Jako lekarz muszę sobie stale zadawać pytanie, jakie przesłanie przynosi mi pacjent. Co to oznacza dla mnie? (…) Jeśli nie znaczy nic, nie mam punktu zaczepienia. Tylko wtedy, gdy sam lekarz czuje się dotknięty, może cokolwiek zdziałać. «Jedynie zraniony uzdrawia». Kiedy lekarz kryje się pod pancerzem persony, niczego nie wskóra”.
Słowa “jedynie zraniony uzdrawia” ukazują głębię ludzką i duchową, do której może czuć się zaproszony terapeuta w swojej pracy z pacjentem. Zdaniem Junga, terapeuta jako pierwszy winien poczuć się zraniony. Może on pomóc pacjentowi o tyle, o ile sam choć trochę nauczył się cierpieć. Jung mówi też o “tak zwanym chorym” i “tak zwanym zdrowym” człowieku (granica pomiędzy chorobą i zdrowiem, jak wskazuje na to wiele ludzkich sytuacji, jest nieraz dość umowna).
Zasadniczym celem terapii, na jaki wskazuje Jung, jest umiejętność cierpienia: “Celem psychoterapii nie jest przeniesienie pacjenta w jakiś nieistniejący stan szczęśliwości, lecz umożliwienie mu zdobycia hartu i filozoficznej cierpliwości w znoszeniu cierpienia”17. Ostatecznie więc całą psychoterapię – upraszczając może nieco zagadnienie -można sprowadzić do jednego: do dawania przez terapeutę świadectwa, w jaki sposób on sam radzi sobie z własnym cierpieniem.
Ważnym obowiązkiem moralnym terapeuty, o ile chce być naprawdę ludzki, jest nieustanne sprawdzanie własnej postawy wobec pacjentów. Troska o kompetentną superwizję jest jednym z ważnych kryteriów osobowego zaangażowanego w pracę z pacjentem. Także wówczas, kiedy terapeuta jest doświadczonym praktykiem i pracuje już wiele lat z ludźmi, potrzebuje od czasu do czasu “trochę dobrego lustra” – superwizji. “Każdy terapeuta powinien mieć możliwość odwołania się do jakiejś instancji kontrolnej, do osoby trzeciej, by mógł poznać inne punkty widzenia. Nawet papież ma spowiednika. Zawsze doradzam analitykom: Miej «spowiednika». (…) Jakakolwiek pomoc lekarza jest «dialogiem» chorej psyche z psyche lekarza”.
Niemal wszystkie ludzkie problemy mają “drugie dno”. Problemy psychiczne i emocjonalne mają swoje “dno” duchowe, zaś problemy duchowe i religijne nierzadko mają także podłoże emocjonalne i psychiczne. Kierownik duchowy winien nieraz przekonać penitenta, iż potrzebuje nie tylko pomocy duchowej, ale także i terapeutycznej. Terapeuci winni również wykazywać się tą samą otwartością i niekiedy odesłać pacjenta do kapłana. Wiele ludzkich problemów emocjonalnych czy psychicznych ma swoje podłoże duchowe. Można nabawić się “ciężkiej nerwicy”, żyjąc w bezsensie życia, lekceważąc problem celu życia, ulegając “bezmyślnie” swoim najniższym instynktom. Problemu przebaczenia, cierpienia, lęku przed śmiercią nie można ostatecznie rozwiązać wyłącznie z pomocą psychoterapii. Wobec najtrudniejszych ludzkich pytań psychoterapia jest bezradna. Są to bowiem najpierw problemy natury duchowej. Winien zdawać sobie z tego sprawę nie tylko każdy ksiądz, ale także każdy psycholog i psychiatra. Stąd właśnie rodzi się postulat wzajemnej ściślejszej współpracy pomiędzy duszpasterstwem a psychoterapią.
I jeszcze jedna refleksja. Zarówno duszpasterstwo jak i psychoterapia winny bardziej otworzyć się na pomoc młodym ludziom studiującym psychologię, którzy w przyszłości mają być terapeutami. Wielu z nich podejmuje ten właśnie kierunek studiów w nadziei, iż znajdą w nim wyjaśnienie swoich własnych problemów. Nie jest to motywacja bez znaczenia. Kiedy jednak w trakcie studiów pozostawieni są sami sobie i nie otrzymują należnej im pomocy ludzkiej: duchowej i psychologicznej, a tylko informacje i techniki, wówczas po kilku latach stają przed pacjentami zagubieni i zalęknieni uzbrojeni jedynie w dyplomy. Jedynym narzędziem, jakim mogą się wówczas posłużyć, są właśnie metody i techniki, których się nauczyli. Kiedy jednak mają szczęście spotkać na swej drodze mistrzów, którzy traktując ich po ojcowsku- macierzyńsku, pomogą im zrozumieć ich własne życie i nabierać dystansu do problemów, wówczas w przyszłości będą dzielić się nie tylko zdobytą wiedzą, ale przede wszystkim sercem, które odkryli w sobie dzięki nim.
Więcej w książce: O miłości i akceptacji – Józef Augustyn SJ
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/psychologia-na-co-dzien/art,205,psychoterapia-kontra-religia.html
******
Zamiast zaciskać pięści, nadstawmy uszu
Lenny Law, Maureen Rogers Law / slo
W każdym rozwijającym się małżeństwie, relacje pogłębiają się, gdy ludzie troszczą się o wzajemne uczucia. Otwierając serca na uczucia drugiej osoby, zbliżamy się do siebie.
“Empatia umożliwia nam spontaniczne odczuwanie tego, co czuje partner. Empatia może nie prowadzi do zgody, ale pozwala wyrazić zrozumienie.”
Don Dinkmeyer i Jon Carlton
W drodze z pracy do domu, G. rozmyślał, jak podzielić się z J. tą fantastyczną wieścią, że właśnie otrzyma stanowisko, którego oczekiwał od ponad roku. Jednak tego popołudnia J. miała sprzeczkę ze swą matką i gdy G. wszedł do domu, płakała. Zapytał ją, co się stało, powiedziała mu o kolejnej awanturze z matką, kłótnia dotyczyła nierozwiązanych od lat kwestii.
Wielekroć G. słuchał opowiadań J. o jej problematycznych stosunkach z matką. Ale teraz, przynosząc tak dobrą wiadomość, nie chciał po prostu słuchać ponownie jej skarg. Był w świątecznym nastroju. Starając się okazać nieco wrażliwości wobec bólu J., stał, słuchając jej słów, i zaczął przeglądać świeżo dostarczoną pocztę. Unikał kontaktu wzrokowego z żoną, gdyż nie miał zamiaru wdawać się w dłuższą rozmowę o J. i jej matce. Miał dobrą wiadomość i chciał się nią podzielić. Chciał komuś powiedzieć!
Przebrawszy się w zwykłe ubranie, zachmurzył się z powodu swego niezdecydowania. Może powinien usiąść przy żonie i odczuć raz jeszcze jej ból? Albo iść do niej i powiedzieć jej swą dobrą wiadomość, wiedząc, że załamałby się, gdyby nie miała nastroju do uczczenia jego sukcesu. Zastanawiał się także, czy nie powinien uniknąć jakiejkolwiek rozmowy. G. usiadł na brzegu małżeńskiego łoża, myśląc o J., o ich małżeństwie, i uspokajając się. W końcu westchnął, lecz zdecydował, co robić.
“J., połóż się wygodnie na sofie. Zaraz zrobię świeżej kawy, coś do jedzenia i potem możemy porozmawiać”. Oczy J. były czerwone, lecz uśmiechnęła się lekko. Kiedy G. przyniósł kawę i kanapki, zapytał ją: “Co takiego powiedziała matka, że jesteś tak załamana?” “Powiedziała, że się o nią nie troszczę, bo nie zadzwoniłam dwa dni z rzędu. Męczy mnie ta presja, wina i wstyd, jakie mi zarzuca. Próbuje mnie kontrolować, całe moje życie, nawet teraz, gdy wyszłam za mąż”.
W przeszłości G. chciał wszystko naprawiać, proponując rozwiązania. Dzisiaj był o wiele mądrzejszy, więc tylko słuchał. Kiedy J. wyrzuciła to wszystko z siebie, G. objął ją. Przytuliła się do niego. W końcu, gdy ostatnia łza już obeschła, usiedli w milczeniu. “Dzięki. Ty tak dobrze potrafisz słuchać w kółko tego samego, ale to zawsze sprawia, że czuję się lepiej”.
Później, tego samego wieczora G. podzielił się swą dobrą wiadomością. J. rzuciła się na niego i zepchnęła z sofy, mówiąc: “Musimy to uczcić. Chodźmy na ogromny najbardziej tuczący deser, jaki istnieje!” Istotnie, wyszli z domu i świętowali. Podziwiałem wrażliwość G. Ogromna cierpliwość, samodyscyplina i prawdziwa miłość były tu konieczne, biorąc pod uwagę cierpienia J. spowodowane konfliktem z matką. Fakt, że ktoś słuchał jej bólu pomógł jej opanować gniew. Gdyby brakło słuchacza, mogłaby go przenieść na G. lub zagrzebać w sobie, skąd mógłby zaprawiać goryczą ich związek i zatruwać wzajemne relacje.
Podobnie jak G., mamy pokusę dostarczania rozwiązań i odpowiedzi. Jednakże, jak w wielu innych kłopotliwych sprawach, J. musiała odnaleźć odpowiedzi sama. Wtedy zaś potrzebowała tylko złapać oddech po tak żywej emocjonalnej reakcji. Dopiero wtenczas mogła posłuchać G.
Oto sposób, w jaki kochający się ludzie powinni funkcjonować. Może następnym razem to J. będzie osobą przynoszącą dobre wieści, a G. potrzebował będzie wyrzucić coś z siebie. Często najlepsze, co możemy zrobić, to po prostu być blisko uczuć ukochanej osoby.
“Zazwyczaj tytko wtedy, gdy czujemy się bezpiecznie, ośmielamy się podjąć ryzyko niezbędne dla intymności. Im bardziej człowiek ufa w związek, tym bardziej o niego dba, a jednocześnie, bardziej czuje się wolny, by się w nim zmieniać.”
Sidney Hurwitz
Więcej w książce: Gdy w małżeństwie nie jest łatwo – Lenny Law, Maureen Rogers Law
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,60,zamiast-zaciskac-piesci-nadstawmy-uszu.html
******
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,60,zamiast-zaciskac-piesci-nadstawmy-uszu.html
*******
Winić drugą osobę za to, co czujemy sami?
Peter M Kalellis / slo
Czy gniew rzeczywiście może zniszczyć związek? Jeśli partnerzy nie umieją się z nim obchodzić, z pewnością tak. Nie rozładowany gniew położył już kres wielu partnerskim więziom. Skąd jednak taki gniew pochodzi?
Przede wszystkim z frustracji i zawodu wobec niezaspokojonych potrzeb – kiedy ktoś, po kim tego oczekuję, nie wychodzi naprzeciw moim potrzebom, wtedy się na niego gniewam. Niektórzy dostrzegają jakąś niedoskonałość w sobie samych – czują się niespełnieni lub uważają, że nie otrzymali od życia tego, czego chcieli – i złoszczą się na siebie. Trwają w przeświadczeniu, że rodzice, społeczeństwo, okoliczności czy też samo życie pozbawiło ich w pewnym sensie czegoś, na co zasłużyli. Taką frustrację i złość przenoszą następnie do kontaktów z drugimi osobami, jakkolwiek w romantycznej fazie znajomości te uczucia zwykle ulegają rozproszeniu. W każdym razie gdy związek tworzą dwie osoby dotknięte złością, w nim także ta złość się zaznacza.
Kiedy ujawniają się uczucia gniewu czy złości, trzeba o nich rozmawiać. Jeśli partnerzy są osobami odpowiedzialnymi, odważnie i dokładnie konfrontują się ze swoim gniewem; w przeciwnym razie mogliby spowodować nieodwracalne szkody dla związku. Dziecinna chęć odpłacenia winowajcy pięknym za nadobne natychmiast pozbawia stronę zagniewaną przewagi nad przeciwnikiem; utrwala się wtedy w obojgu to, co w nich niedojrzałe, a związek stopniowo kruszeje. Istotą każdej zemsty, czy to łagodnej, czy bezwzględnej, jest bezpośrednie wyrządzanie szkody ofierze. W związku małżeńskim zemsta działa jak trucizna, powodując powolną śmierć relacji partnerskiej.
Podobnie jak wszystkie inne emocje człowieka, gniew nie jest niczym złym, jeśli pojawia się we właściwych okolicznościach z właściwego powodu. Jest to zwykła reakcja człowieka na pojawienie się – choćby tylko domniemane – czegoś niesłusznego lub niesprawiedliwego. Złość może więc być emocją dobrą, mieć wymiar mobilizujący. Kiedy słyszymy lub widzimy, że ktoś postępuje niesprawiedliwie, kiedy jesteśmy świadkami pogwałcenia cudzej własności, kiedy ktoś nas oszukuje, to właśnie gniew motywuje nas do podjęcia odpowiedniego działania. Gdy jednak złość nie przechodzi w czyn, gdy pozwalamy, by się w nas gromadziła, wtedy narażamy się na poważną szkodę.
W związkach znaczących, takich jak małżeństwo, u podstaw drobnych, ale nierozwiązywalnych sporów, wywołujących co pewien czas nieadekwatne do przyczyn wybuchy, leży gniew, ledwo ukryty pod powierzchnią. Krążą wtedy wymówki-zapalniki: “w kuchni jest jak w chlewie”, “nigdy nie zajmiesz się domem”, “nie jestem twoją służącą”, “ciągle rozmawiasz przez telefon z koleżankami”, “gdybyś nie był taki leniwy, wziąłbyś pędzel i farbę i pomalował garaż”. Taką listę można ciągnąć w nieskończoność, mechanizm jest jednak ten sam – złość oddala parę od siebie i wywołuje zamęt w związku.
Złość również dlatego jest tak niebezpieczna, że przeciętna para umie z nią postępować tylko na trzy sposoby: ignorować ją w sobie czy w partnerze, folgować jej lub ją tłumić. Związek będzie ustawicznie narażony na kryzysy, jeśli partnerzy nie nauczą się odpowiednio przetwarzać w sobie uczucia gniewu.
Traktowanie gniewu, jakby go nie było, czyli właściwie ucieczka przed nim, to sposób na pozór praktyczny, nasz gniew jednak idzie wtedy w ślad za nami. Gdy się odezwie, próbujemy przed nim uciec, zagadać go czy utopić w różnych czynnościach, później jednak, gdy znów się rozzłościmy, że nie otrzymujemy tego, czego chcemy lub potrzebujemy, gniew dopada nas z całą mocą, grożąc wybuchem i zamieszaniem.
Potocznie uważa się, że zdrowo jest gniew rozładowywać, że pozwala to wyzwolić się od niego. Czy jest tak rzeczywiście? Są ludzie, którzy co pewien czas wpadają w złość, szybko się potem uspokajając. Inni mają mniej szczęśliwe usposobienie: gdy zduszą w sobie złość, napięcie rozpiera ich i krążą po domu jak tygrys w klatce; gdy wybuchają, to ponad potrzebę bezpośredniej ulgi. Wpadają wtedy w wir wściekłości i nie uwalniają się od gniewu. Przy rozładowywaniu gniewu trzeba brać pod uwagę drugą osobę-partnera, w ogóle uczestnika sytuacji.
Wyobraź sobie zdarzenie, które wyzwoliło w tobie złość i skup się na nim. Przypuśćmy, że twój partner zapowiedział powrót na kolację na siódmą, a przyszedł o dziewiątej. Zamiast mówić wtedy “jesteś wstrętny i nieodpowiedzialny”, możesz powiedzieć “naprawdę się gniewam, że nawet nie zadzwoniłeś, żeby uprzedzić mnie o spóźnieniu” – złość skupi się wtedy na fakcie spóźnienia, a nie stanie się atakiem na osobę w ogóle.
Kiedy widzisz, że w pewnej sytuacji rozładowanie gniewu skończyłoby się jakimś czynem gwałtownym, usilnie staraj się opanować chęć takiego wybuchu. Pierwsza fala gniewu jest może nie do opanowania, rozsądek nakazuje jednak szukać sposobów unikania drastycznych scen. Stara zasada głosi: kiedy się rozzłościsz, policz do dziesięciu; jeśli jesteś bardzo zły, licz do stu. W tym czasie gniew może trochę ostygnąć, co pozwala wejść na drogę bardziej konstruktywnego rozwiązywania problemu.
Reagujemy złością, kiedy zdarza nam się coś przykrego, nad czym nie panujemy. Jest to reakcja zdrowa, a nawet właściwa. Choć możemy zasłonić się tą złością jak kamieniem trzymanym w dłoni do obrony przed napastnikami, lepiej tę niebezpieczną broń odrzucić – wyzwolić się od złości i zdecydować na postępowanie kierowane rozsądkiem.
Szczególnie w ramach związku partnerskiego trzeba uważać, żeby nie nadać złości prawa obywatelstwa w naszych sercach. Nie usunięte od razu gniewne uczucia zagnieżdżają się w psychice, przynosząc szkodę nie tylko temu, kto je żywi i jego partnerowi, ale całemu związkowi. Spróbuj prześledzić pochodzenie tych uczuć – z czego się właściwie rodzą? Czy to nie uproszczenie – winić drugą osobę za to, co czujemy sami? Czy partner naprawdę ma nad nami taką władzę?
Pomyśl więc o wszystkich tych sytuacjach, gdy czułeś się sfrustrowany, zraniony, przestraszony. Czy masz zwyczaj takie uczucia odsuwać na bok, bezmyślnie rozładowywać i tłumić, czy też umiesz spokojnie się z nimi konfrontować i delikatnie, jakby to była chirurgiczna operacja, usuwać je z psychiki jak złośliwe guzy? Ta druga droga jest lepsza.
Więcej w książce: Odbudowywanie związków – Peter M Kalellis
http://www.deon.pl/inteligentne-zycie/ona-i-on/art,75,winic-druga-osobe-za-to-co-czujemy-sami.html
Przeciwko nacjonalizmowi i wykluczeniu
KAI / kn
Kościół katolicki zareagował skoncentrowaną akcją na wzrost w całej Europie partii o programach nacjonalistycznych.
W Środę Popielcową europejska gałąź Komisji “Iustitia et Pax” (Sprawiedliwość i Pokój) skupiająca 31 komisji krajowych rozpoczęła całoroczną akcję pod hasłem “Przeciwko nacjonalizmowi i wykluczaniu”. Obok polityków, również media powinny wziąć na siebie odpowiedzialność za obchodzenie się z coraz mocniejszą retoryką nacjonalistyczną i wrogą wobec obcych – stwierdza opublikowany dokument. Przypomina ponadto o potrzebie “konsekwentnej i odpowiedzialnej polityki migracyjnej w Europie”.
“Proste hasła, kształtowanie opinii publicznej przeciwko przybyszom i przeciwko Unii Europejskiej działają na ludzi, którzy martwią się o swoją przyszłość, ale nie stanowią odpowiedzi na wszystkie wyzwania naszych czasów” – powiedział otwierając akcję przewodniczący europejskiej “Iustitia et Pax”, arcybiskup Jean-Claude Hollerich z Luksemburga. Podkreślił jednocześnie, że w sprawie migracji nie ma prostych rozwiązań. Proste są natomiast cele partii i ruchów o charakterze nazistowskim, którym chodzi jedynie o władzę polityczną i gospodarczą. “Nie służą one natomiast ubogim, słabym i prawdziwie dyskryminowanym” – zaznaczył arcybiskup.
To właśnie temat migracji jest charakterystycznym przykładem na to, że realia w Europie są coraz bardziej ignorowane – stwierdza dokument “Iustitia et Pax”. Według niego domaganie się całkowitego zamknięcia granic unijnych jako sposób na powstrzymanie napływu uchodźców, jest równie nierealny, jak i nieludzki. Natomiast politycy na płaszczyźnie europejskiej i międzynarodowej powinni wypracować rozwiązania, które pozwolą im wziąć na siebie odpowiedzialność za migrantów i uchodźców.
Komisja krytycznie odniosła się także do szerzącego się radykalizmu słownego. “Słownictwo o zabarwieniu rasistowskim i wrogie wobec obcych nasuwa na myśl agresywną i ultranacjonalistyczną politykę, jaka poprzedzała obie wojny światowe”, stwierdza dokument i przypomina, że “nacjonalizm wykluczania” jest sprzeczny z wartością godności człowieka, a także stanowi “zagrożenie dla stabilności społecznej na gruncie lokalnym oraz dla pokoju wśród państw Europy. Dlatego “Iustitia et Pax” apeluje do wszystkich organizacji obywatelskich oraz do Kościołów o “napiętnowanie wszelkiej retoryki o zabarwieniu nacjonalistycznym i do jej kwestionowania”.
“Iustitia et Pax Europa” jest europejską siecią skupiającą 31 krajowych komisji “Iustitia et Pax” (Sprawiedliwość i Pokój), tworzonych lub uznawanych przez episkopaty poszczególnych krajów.
http://www.deon.pl/religia/kosciol-i-swiat/z-zycia-kosciola/art,21341,przeciwko-nacjonalizmowi-i-wykluczeniu.html
********
Chrześcijanie są obecnie najbardziej prześladowaną grupą religijną na świecie. 80% wszystkich działań skierowanych przeciwko religii wymierzona jest właśnie w chrześcijan.
Prześladowania to nie tylko okrucieństwa, których dopuszcza się tzw. Państwo Islamskie w Syrii i Iraku.
Od Indii po Meksyk i od Nigerii po Białoruś chrześcijanie padają ofiarami represji władz państwowych, partyzantów, bojówek, narkotykowych bossów i organizacji przestępczych. W wielu miejscach ich wyłączną winą jest to, że jako jedyni bronią praw człowieka, troszczą się o najuboższych, sprzeciwiają się bezprawiu i wyzyskowi.
Globalna wojna z chrześcijanami to najbardziej aktualny obraz prześladowań dostępny w języku polskim.
John L. Allen Jr. jest najlepszym w historii korespondentem watykańskim piszącym w języku angielskim, jak ocenia go G. Weigel, autor biografii Jana Pawła II Świadek nadziei. Allen współpracuje z Boston Globe, portalem Crux oraz CNN. Opublikował dziewięć książek, w tym biografię papieża Benedykta XVI.
http://www.sklep.deon.pl/produkt/art,55758,globalna-wojna-z-chrzescijanami.html?utm_source=deon&utm_medium=baner&utm_campaign=globalnawojna
*******
Kard. Di Nardo ws. rozwodników
dodane 2015-02-19 20:35
RADIO WATYKAŃSKIE |
Kard. Daniel Di Nardo delegat amerykańskiego episkopatu na październikowy synod o rodzinie będzie się sprzeciwiał dopuszczeniu do komunii rozwodników żyjących drugim związku.
Jego zdaniem argumenty zwolenników takiego rozwiązania są pod względem teologicznym dość niejasne. Amerykański kardynał jest ponadto przekonany, że na następnym synodzie o rodzinie w centrum dyskusji już nie będą ani rozwodnicy, ani homozwiązki, lecz inne kwestie, jak na przykład przygotowanie do sakramentu małżeństwa czy pomoc młodym rodzinom.
Pewne wątpliwości kard. Di Nardo ma również odnośnie do reformy Kurii Rzymskiej. Z jej planami zapoznał się na niedawnym konsystorzu. Zaproponowano łączenie dykasterii w duże kongregacje, ale nikt nam nie wyjaśnił, jak by to miało działać – powiedział wiceprzewodniczący amerykańskiego episkopatu w wywiadzie dla portalu Crux. Jest on również przeciwnikiem obsadzania świeckimi kierowniczych stanowisk w Kurii Rzymskiej. Podkreśla, że jest to niemożliwe, ponieważ szefowie dykasterii sprawują delegowaną władzę Papieża.
Z zadowoleniem kard. Di Nardo odniósł się natomiast to uporządkowania watykańskich finansów. Przypomniał jednak, że ich sprawdzianem będzie dopiero rok 2016, kiedy to wszystkie watykańskie instytucje po raz pierwszy przedstawią ujednolicony budżet.
http://kosciol.wiara.pl/doc/2363158.Kard-Di-Nardo-ws-rozwodnikow
********
Nie taki straszny
ks. Włodzimierz Lewandowski
Kościelna rzeczywistość wcale nie jest tak skrzecząca jak by się niektórym wydawało, albo chcieli ją widzieć.
Mało kto jeszcze pamięta stare zwyczaje. Ich ślady odnaleźć można jedynie na rycinach, zdjęciach i w zakurzonych publikacjach. Oglądamy je i czytamy z sentymentem, ale i z szacunkiem dla kultury pewnej epoki. Takie na przykład szorowanie garnków przed Wielkim Postem. By żaden ślad tłuszczu w nich nie pozostał. Jedni myślą o tym z przymrużeniem oka, inni podziwiają ducha ofiary i wyrzeczenia. Bo przecież nie czyste garnki, lecz ten duch był ważny. Że to z miłości. I po to, by w ten sposób zjednoczyć się z Męką Jezusa.
Koniec pewnej epoki jest faktem niepodważalnym. Co wcale nie musi znaczyć, że wytworzyła się duchowa próżnia. Przeciwnie. Czytając o różnych wielkopostnych inicjatywach można zdumieć się ich wielością, pomysłowością, rozmachem. W rzeczywistości wirtualnej i realnej. Rekolekcje na smartfony, noce konfesjonałów, misjonarz na post, czy przygotowywana na marzec ogólnokościelna akcja 24 godziny dla Pana. Wymieniłem te reklamowane. Ile jest takich, o których nikt nie mówi, nie przeczytamy o nich w prasie, na Facebooku czy Twitterze, nie usłyszymy w ogłoszeniach parafialnych. Bo ktoś zrobił postanowienie w ciszy serca, przed Panem. Poruszony lekturą Pisma świętego, dobrze przeżytą spowiedzią albo relacją z miejsc, gdzie ludzie mimo materialnej nędzy i zewnętrznych zagrożeń żyją wiarą, nadzieją i miłością.
Maskujący kryzys wiary optymizm? Skądże! Raczej próba uświadomienia, że kościelna rzeczywistość wcale nie jest tak skrzecząca jak by się niektórym wydawało, albo chcieli ją widzieć. Owszem, są niepokojące sygnały. Nie należy ich lekceważyć. Ale też nie można patrzeć na Kościół tylko w kategoriach kryzysu.
Bo te wymienione i nie wymienione inicjatywy wielkopostne zrodziły się nie jako odpowiedź na kryzys. Zrodziły się z żywej wiary. We wspólnotach słuchających Słowa, pielęgnujących liturgię, trwających na modlitwie. Gdzie zaproszenie do pójścia drogą modlitwy, postu i jałmużny nie jest ciężarem. Jak nie było ciężarem dla pokolenia, które na czas przygotowania paschalnego rezygnowało z mięsa i tłuszczu.
Wracając do wspomnianej ogólnokościelnej inicjatywy. Może już dziś warto w naszych wspólnotach zastanowić się jak ją przeżyć. Zarezerwować czas (13/14 marca), wybrać miejsce i sposób, poszukać animatorów. Albo zdecydować się na radykalne trwanie w ciszy.
Papież Franciszek w Orędziu na Wielki Post pisał o wyspach miłosierdzia na morzu obojętności. Być może – i w to wierzymy – dzięki wielkopostnym inicjatywom rzeczywistość przemieni się w morze miłosierdzia z nielicznymi wyspami obojętności.
http://kosciol.wiara.pl/doc/2362416.Nie-taki-straszny
*******