Polityka edukacyjna Polski – cz. 2

http://www.polska-jutra.eu/polityka-edukacyjna-polski-cz-2/


Krótka historia edukacji i co z tego wynika

W dawnych czasach nauka (edukacja) była elitarna i „kastowa” – przystąpiłeś do kasty lub się dobrze urodziłeś, mogłeś się uczyć. Tak więc, uczyli się bracia zakonni i ludzie Kościoła, uczyli się żołnierze – choć nieco innych rzeczy, o ile byli „zawodowo” w wojsku, lub uczyli się możni – prywatnie.

Wreszcie uczyć się mogli – zawodu – adepci rzemiosł: jako uczniowie, czeladnicy, pomocnicy mistrza, by wreszcie zostać mistrzami w swoich dziedzinach. To była praktyczna nauka zawodu, ale nauka.

Pod koniec średniowiecza zaczynają powstawać uniwersytety, a od XV wieku gimnazja. Elita kształcących się powoli ulega rozszerzeniu – ale o nauce marzyć mogą ci, których stać na sfinansowanie szkoły i studiów.

W XVII wieku żyje i tworzy Kartezjusz, który staje się „ojcem” racjonalizmu. To będzie ważne, bo racjonalizm wywrze duży wpływ na edukację, niestety – niechlubny. Racjonalność ogłoszona cnotą powoduje zaniedbanie innych sfer rozwoju człowieka – wrażliwości, duchowości, moralności.

Stulecie później Jean-Jacques Rousseau tworzy nurt, który jest niejako odpowiedzią na racjonalizm: „rozwój (czysto) umysłowy prowadzi do degradacji moralnej przez stłumienie naturalnych instynktów, które czyniły człowieka dobrym.”

Te dwa nurty – racjonalistyczno-kartezjański oraz humanistyczny Rousseau – będą ze sobą rywalizować w kolejnych wiekach.

Począwszy od osiemnastego wieku systemy edukacyjne zaczynają się przeobrażać, rozwijać, dostosowywać do ery kapitalizmu.

Stanisław Konarski tworzy Collegium Nobilium z nowoczesnym programem nauczania. W roku 1773 powstaje Komisja Edukacji Narodowej (trwająca do 1794 r.), która wprowadza trzystopniowy system szkół, przejmuje szkoły jezuickie, wytycza kształtowanie obywatela-patrioty i staje się czymś w rodzaju pierwszego „ministerstwa oświaty”.

Mnożą się inicjatywy próbujące ożywić szkołę w duchu Rousseau i humanizmu. Przykładem jest Jan Henryk Pestalozzi (1746-1827), głoszący ideę organicznego rozwoju. Według niego zadaniem pedagogiki jest odkrycie praw rozwoju człowieka, a w nauczaniu ważne są poglądowość, kształcenie spostrzegawczości, aktywizacja ucznia i wspieranie samodzielności.

Jednak wiek XIX to czas intensywnego rozwoju kapitalizmu i przemysłu, który zaznacza swoje potrzeby wobec systemu edukacji. Potrzeba coraz więcej ludzi z choćby podstawowym wykształceniem – na potrzeby fabryk i tworzących się państw. Dlatego wprowadza się w kolejnych krajach systemy szkolnictwa powszechnego. Rozwija się szkolnictwo techniczne i zawodowe. To prowadzi do dominacji nurtu kartezjańskiego – jednym z przejawów jest tzw. herbartyzm, od nazwiska J.F. Herbarta (1776-1841), propagującego pedagogikę „naukową“, uczenie ex catedra, encyklopedyzm, a tym samym uczenie przez słuchanie i bierność ucznia.

Pod koniec XIX wieku w opozycji do herbartyzmu rodzi się nowy prąd stawiający na pragmatyzm, aktywność ucznia i rozwój zainteresowań – przykładowymi jego przedstawicielami są J. Dewey czy też „szkoła pracy” Kerschensteinera.

W roku 1903 dochodzi do ważnego wydarzenia. Nowa elita kapitalistyczna, bankiersko-przemysłowa, powołuje w USA General Education Board (Główną Radę Edukacyjną), której celem jest dostosowanie szkoły i systemu edukacji do własnych potrzeb, czyli mówiąc inaczej – “sformatowanie” szkoły do fabryki posłusznych pracowników korporacji. Założyciele owej Rady to to samo środowisko, które dziesięć lat później założy niesławny FED.

Proces formalizowania przez rządy systemów szkolnych dobiega końca w okresie międzywojennym, np. w Polsce w roku 1919 wydany zostaje dekret „O obowiązku szkolnym”, który ujednolica system oświaty w niepodległej Polsce oraz wprowadza obowiązek szkolny dla dzieci w wieku od 7 do 14 lat.

Tak oto edukacja szkolna staje się sformalizowana, powszechna, obowiązkowa i definiowana przez państwo. Platoński spór o prymat między obywatelem a państwem wygrywa na tym etapie, na polu edukacji, zdecydowanie państwo. Ale to nie koniec – będzie jeszcze gorzej.

Powstają wprawdzie próby ratowania edukacji, np. w latach 1921-1932 (jakże krótko) działa Międzynarodowa Liga Nowego Wychowania, stawiająca sobie za cel indywidualność dziecka, rozwój zainteresowań, samorządność, współpracę, koedukację oraz zakaz kar fizycznych i psychicznych. Ale cóż można zrobić przez jedenaście lat…

Tym bardziej, że w ofensywie są totalitaryzmy XX wieku – komunizm i faszyzm. Szkoła zostaje poddana jeszcze ściślejszej kontroli państwowej, jest upolityczniona, ideologiczna i zastraszona. Za „niesłuszne” poglądy nauczyciele i profesorowie są wyrzucani, a „niewłaściwe” książki są palone lub mielone.

Świat powojenny drugiej połowy XX wieku otrzymuje, zatem, mało ciekawą spuściznę poprzednich stu lat. Większość naleciałości racjonalizmu, odgórnego paternalizmu państwowego, kontroli, centralizacji, ideologizacji pozostaje – szkoła „współczesna” jest masowa, obowiązkowa, przeładowana programowo, zbiurokratyzowana, hierarchiczna, autorytarna, „encyklopedyczna”, nudna.

Stąd na przełomie tysiącleci pojawia się coraz więcej głosów krytycznych wobec systemu edukacji. Powstają szkoły eksperymentalne, stowarzyszenia, organizacje, które próbują wyrwać szkołę z kolein, marazmu i nieefektywnych dogmatów, ożywić ją i podnieść poziom nauczania. Mnożą się nowe inicjatywy, pomysły, koncepcje. Zaczyna się o tym coraz głośniej mówić.

Następuje swoista faza przedrewolucyjna: podobnie jak 33 lata temu biliśmy się – założyciele warszawskiego STO, Wrocławskiego Stowarzyszenia Edukacyjnego i podobnych grup z Krakowa i Gdańska oraz kilku innych miast – o zgodę ówczesnego, PRL-owskiego MEN-u na powoływanie szkół społecznych, w domyśle niekomunistycznych, tak teraz nadchodzi bitwa o wyzwolenie szkoły z gorsetu państwowości, biurokracji, „ram programowych”, przestarzałych paradygmatów i sposobów finansowania.Bitwa ciężka, nierówna, bo walec państwowy rozjeżdża wszystko, no, niemal wszystko. Ale są pewne szanse, pomysły, narzędzia…

O autorze: JAM