Opinia teologiczna uzasadniająca prawdę i kult Chrystusa Króla Polski

ks. prof. Czesław S. Bartnik

 

1.  Prawda

Relację Boga do całości stworzenia ujmuje się jako powołanie do istnienia i pełne władanie rzeczywistością stworzoną. Stąd stworzenie nierozumne podlega Bogu w sposób konieczny na mocy praw w nie wdrożonych, stworzenie zaś rozumne i mające pewien wymiar wolności winno uznać Boże panowanie, przyjąć je z miłością i wdzięcznością i przez to uczcić Boga jako swego Ojca i Władcę, który prowadzi nas do siebie na sposób bezpośredni i dialogowy, ale też pośredni poprzez pozaosobowe i konieczne prawa stworzenia.
Pantokrator
Prawda o Chrystusie jako Królu wywodzi się głównie z pojęcia „Pantokrator” i z ziemskiego pojęcia najwyższego władcy, czyli „Króla”. Stary Testament ujmuje relację Boga Stwórcy i Zbawcy do stworzenia przez pojęcie „Wszechwładcy” lub „Wszechmogącego”, co Septuaginta (przekład Biblii na język grecki) oddała przez słowo „Pantokrator” (ok.180 razy). Bóg więc jest Wszechwładcą wszelkiego stworzenia na sposób bezwarunkowy i niczym nieograniczony, lecz w odniesieniu do istot rozumnych, którym dał pewien udział w swojej rozumności i wolności, Bóg w swej nieskończonej dobroci wykonuje swoją wszechwładzę w pewnym stopniu dialogicznie: chce, żeby człowiek przyjął tę władzę w sposób rozumny i wolny, z miłością należną Ojcu, a nawet dał mu udział w tej wszechwładzy w postaci wolnej władzy nad sobą i władzy społecznej ludzkiej, a także możność wpływania na władzę Bożą przez modlitwę i kult, czyli szczególną możność dialogu z Wszechwładnym. W rezultacie Bóg tak włada stworzeniem, że realizuje swoją władzę bezwarunkowo, ale paradoksalnie nie odbiera władzy człowiekowi zarówno w odniesieniu do świata materialnego, jak i władzy społecznej człowieka wobec człowieka.
Określenie „Wszechwładca” czy „Wszechmogący” – Pantokrator przejął ze Starego Testamentu Nowy Testament, odnosząc je głównie do Boga Ojca (2Kor 6,18; Ap 1,8; 4,8; 15,3-4; 16,7.14; 21,22). Ale częściowo już w Nowym Testamencie określenie to odnoszono i do Chrystusa, który ma naturę Boską i stanowi jedno z Bogiem Ojcem (J 10,30; 17,22). Stąd liczni Ojcowie Kościoła i pisarze chrześcijańscy, zwłaszcza na Całym Wschodzie, rozwinęli kult Chrystusa jak Pantokratora i wyrazili tę prawdę w liturgii, ikonach, mozaikach i różnych emblematach. Także w Polsce Chrystus jest przedstawiony jako Pantokrator na sklepieniu kaplicy zamkowej Świętej Trójcy w Lublinie. W ogóle Wschód wolał nazywać Chrystusa Pantokratorem, bardziej niż Królem, bo ujmował Chrystusa bardziej metafizycznie.
Król
Jednak zarówno w Nowym Testamencie (np.2 Kor 5,10; J 18-40;Ap 19,6-7.15 i inne), jak u pisarzy i w sztuce został rozwinięty raczej termin „Król” (Basileus,Kyrios, Rex),ponieważ jest on Pantokratorem, ale już wcielonym w obecny świat i w człowieka, a więc „bliższym” stworzeniu, człowiekowi i dziejom. Jest On Królem już także przez swe człowieczeństwo, bo jest „Pierworodnym każdego stworzenia” (Kol1,15),”Głową stworzenia” (Ef 1,10) i Sędzią ludzkości (Mt25,31-46; 2Kor5,10). Oile Pantokrator oznacza panowanie raczej „z zewnątrz stworzenia”, to Król oznacza bardziej władcę „wewnątrz stworzenia”, ponieważ Syn Boży jako wcielony realizuje Wszechwładzę Boską także w swej naturze ludzkiej, w swym człowieczeństwie, czyli „królowanie Chrystusa i Boga (Ef 5,5)stanowią jedność w Osobie Syna Bożego, choć w dwóch wymiarach: Boskim i ludzkim. I tak Jezus Chrystus uosabia zarazem Wszechwładzę w niebie i na ziemi, a więc nie jest to władza oderwana od ziemi i przeniesiona gdzieś w daleki Kosmos, lecz Chrystus jest konkretnym „Królem królów i Panem panów” – ziemskich (1 Tm 6,15; Ap 17,14; 19,16).
Przy tym według wiary chrześcijańskiej królowanie Chrystusa nie jest izolowane od człowieka, społeczności, państw czy narodów, lecz jest to panowanie realne, dziejowe i konkretne nad realnym narodem i nad całością narodów historycznych. Przede wszystkim Chrystus jako Mesjasz jest Królem Narodu żydowskiego, Izraela, „Królem Żydów” (Mk 15,2.9.12.18.26.32; Mt 27,11.29.42; J 1,49; 19,19-22 i inne). Tym samym jest Królem każdego innego narodu i „królem narodów” (Ap 15,3-4; Mt 25,32; 28,19) i „Królem królestw” ziemskich (Ap 17,8). Znaczy to, że, zgodnie z Pismem świętym, Chrystus jest Królem wszystkich narodów razem i każdego z osobna, a więc jest też Królem Narodu polskiego, czyli i „Królem Polski”.
TekstyMszy świętej i oficjum brewiarzowego, wcześniejsze i późniejsze, o Chrystusie Królu i Królu wszechświata, nazywają Go „Królemstworzenia” (nie tylko „nieba”), „Panem wszystkich rzeczy”, „Królem czasu”, „Jednoczycielem ludzkości” (także na ziemi), „Królem całego świata przez miłość”, Królem, któremu „służyć będą wszystkie narody, ludy i języki”, będzie „Odnowicielem wszystkiego”, „niweczy On wojny i głosi pokój narodom na ziemi” itp. Wrezultacie i w tym sensie modlimy się wszyscy: „Przyjdź królestwo Twoje, Panie!” Modlimy się, aby Chrystus Król „przekazał nieskończonemu Majestatowi Ojca wieczne i powszechne królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju” (Prefacja). Królowanie Chrystusa nad całym stworzeniem, nad doczesnością nad wszystkimi narodami i nad każdym narodem podnoszą także specjalne litanie i inne modlitwy czy wezwania do Chrystusa Króla. Przy tym inicjatywa wiernych świeckich nie może być a priori odrzucana. Trzeba pamiętać choćby, że wszystkie podstawowe prawdy o Najświętszej Maryi Pannie rozżarzały się najpierw w zmyśle wiary ludu Bożego, a dopiero potem były ujmowane w formuły teologiczne przez teologów i hierarchię, dostrzegających w tym objawienie Pańskie.
Oczywiście królowanie Chrystusowe jest to władza o charakterzenadprzyrodzonym, misteryjna, duchowa, transcendująca wszelkiewładze ziemskie, świeckie, i zarazem zachowująca autonomię władzy stworzenia. Niemniej oddziałując na osobę ludzką na ziemi, uzyskujerealny wpływ, refleks także w doczesnym życiu człowieka jako jednostki i społeczności, dzięki czemu człowiek nie może „wyrzucać” królowania Chrystusowego z doczesnej historii ludzkości, bo to byłoby unicestwieniem Wcielenia, Dzieła Odkupienia i Opatrznościkierującej światem i Kościołem.
Prawdziwa religia jest jak błogosławiony i twórczy nieboskłon nadziemią i jej życiem. Jeśli się odrzuca tę prawdę, toneguje się w ogólechrześcijaństwo. To samo ma miejsce, jeśli się przyjmuje – jak robito pewna świecka Telewizja w Polsce – że zbawia każda religia samaz siebie, a więc bez związku z Chrystusem. Wrezultacie znaczyłoby to, że nie zbawia żadna religia, a przynajmniej nie jest potrzebna do życia na ziemi. Mówi się tam, że zbawia tylko moralność, która rzekomo jest neutralna wobec życia społecznego i publicznego. Alejakamoralność? Czy bezreligijna? Nazistowska? Bolszewicka?Polpotowska? A może „moralność” jakichś zbrodniczych sekt, których nie brakuje w historii? W każdym razie radykalne odrzucenie realnego związku Jezusa Chrystusa z całym życiem doczesnym człowieka, łącznie z życiem społecznym, politycznym, kulturalnym, czy w ogóle doczesnym, prowadzi konsekwentnie do negacji religii chrześcijańskiej, do negacji sensu jakiejkolwiek religii i prawdziwej moralności, a w końcu do negacji i samego Boga, a przynajmniej trzeba by przyjmować, że Bóg, Chrystus, Kościół i etyka mają dla nas sens jedynie po naszej śmierci. Niestety, brakuje nam ciągle głęboko opracowanej teologii politycznej, która umożliwia klasycznej myśli katolickiej przezwyciężyć aporię między sekularyzmem a teokratyzmem. Kulowska personalistyczna teologia rzeczywistości ziemskich, a w tym też personalistyczna teologia społeczno-polityczna nie może się jeszcze przebić na szersze forum (por. Cz. S. Bartnik, Formen der politischen Theologie in Polen, Regensburg 1986; tenże, Teologia społeczno-polityczna, Lublin 1998).
Nauka papieża Piusa XI w enc. „Quas primas” z 11.XII.1925 r. nie przedawniła się, chyba że dla nieprawowiernej teologii liberalnej, która usuwa władzę Chrystusa z narodu, ojczyzny, państwa i z całości rzeczywistości ziemskich, a odnosi ją tylko do życia nadprzyrodzonego i eschatologii. Tymczasem Chrystus jako Król jest także normą moralną dla człowieka we wszystkich dziedzinach życia i działania.
Pius XI uczy, że „Imię i władza króla we właściwym znaczeniu tego słowa należy się Chrystusowi-Człowiekowi; albowiem tylko o Chrystusie-Człowieku można powiedzieć, że otrzymał od Ojca władzę, cześć i królestwo, gdyż jako Słowo jedną i tę samą z Ojcem posiadający istotę, musi mieć wszystko z tymże Ojcem wspólne, a więc także najwyższe i nieograniczone panowanie nad całym stworzeniem” (DH 3675). „Królestwo to jest przede wszystkim duchowe i odnosi się w szczególny sposób do rzeczy duchowych… Królestwo Jego nie jest z tego świata (J l8,36)” (DH 3678). Jest ono duchowe, nie należy do porządku władzy politycznej i światowej, ale przez to nie jest nierealne, a raczej bardziej realne. „Błądziłby wszakże bardzo (po łac. „turpiter” – szpetnie, haniebnie) – pisze papież – ten, kto odmawiałby Chrystusowi jako Człowiekowi władzy nad jakimikolwiek sprawami doczesnymi (res civiles – rzeczy świeckie), gdyż Chrystus otrzymał od Ojca nieograniczone prawo nad rzeczami stworzonymi, iż wszystko poddane jest Jego woli. (…) Tak więc Królestwo naszego Odkupiciela obejmuje wszystkich ludzi. Nie rozciąga się tylko na same narody katolickie, lecz panowanie Jego obejmuje także wszystkich, którzy są pozbawieni wiary chrześcijańskiej, iż prawdziwie cały ród ludzki podlega władzy Jezusa Chrystusa. I wszystko jedno, czysą to jednostki, rodziny, czy państwa, gdyż ludzie zjednoczeni wspólnotowo nie mniej podlegają władzy Chrystusa jak jednostki” (DH3679; por. Breviarium fidei. Red. I. Bokwa, Poznań 2007 nry 921-925).
Sakramentalny udział we władzy królewskiej Chrystusa
Chrystus jako Odkupiciel i Zbawca ma – obok władzy kapłańskiej i prorockiej – władzę królewską nad ludem odkupionym. I przez wiarę oraz chrzest i bierzmowanie daje chrześcijanom udział w swojej odkupieńczej władzy królewskiej (por. 1 P2,5;Ap 1,6). Udział ten ma charakter podmiotowy i przedmiotowy. Chrześcijanin otrzymuje „królewskość” w wymiarze podmiotowym, żeby panował nad grzechem, rządził sobą i swoim życiem, żeby się doskonalił religijnie i moralnie. W wymiarze zaś przedmiotowym mamy urzeczywistniać Królestwo Boże, Królestwo Chrystusa w znaczeniu nie tylko eschatologicznym i pozaziemskim, lecz także wtórnie i w znaczeniu historycznym, ziemskim, bo Chrystusowi jest poddane wszystko (l Kor 15,28). Znaczenie historyczne wiąże się z posłannictwem panowania nad ziemią (Rdz 1,28), czyli z posłannictwem Bożym do świata, z humanizacją świata, kulturą, realizacją życia społecznego, politycznego i publicznego (por. K Wojtyła, U podstaw odnowy. Studium o realizacji Vaticanum II, Kraków 1972 s. 191-234).
„Tej władzy (królewskiej wolności i twórczości) udzielił Chrystus uczniom, aby i oni posiedli stan królewskiej wolności i przez zaparcie się siebie i przez święte życie pokonywali w sobie panowanie grzechu (por. Rz 6,12); co więcej, aby służąc Chrystusowi także w bliźnich, pokorą i cierpliwością i przyprowadzali swoich braci do Króla, któremu służyć – znaczy panować. Albowiem Pan również za pośrednictwem wiernych świeckich pragnie rozszerzać swoje królestwo, mianowicie królestwo „prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju”(…). Wierni więc powinni poznawać najgłębszą naturę całego stworzenia, jego wartość i przeznaczenie do chwały Bożej i również przez świeckie dzieła dopomagać sobie wzajemnie do coraz bardziej świętego życia, aby świat został przepojony Duchem Chrystusa i w sprawiedliwości, miłości i pokoju tym skuteczniej osiągał swój cel. W powszechnym zaś wypełnianiu tego zadania świeckim przypada szczególne miejsce. Dzięki kompetencji w dziedzinach świeckich i przez działalność uwzniośloną wewnętrznie łaską Chrystusa, niech dołożą usilnych starań, aby dobra stworzone według ustanowienia Stwórcy i według oświecenia Jego słowa były pielęgnowane przez ludzką pracę, sztukę, technikę, cywilizację i kulturę i aby … na swój sposób prowadziły do powszechnego postępu w ludzkiej i chrześcijańskiej wolności. Tak Chrystus przez członki Kościoła będzie oświecać coraz bardziej całą społeczność ludzką swoim zbawiennym światłem” (KK 36).
W tym nauczaniu Kościół nie głosi radykalnego indywidualizmu, choć nieskończenie wysoko stawia osobę ludzką, to jednak uczy jednocześnie, że nie ma osoby indywidualnej i jej działalności bez radykalnego związku ze społecznością osób. Znaczy to, że podmiotem królewskości Chrystusowej jest nie tylko jednostka, która miałaby być królem dla siebie samej, lecz także społeczność, a więc małżeństwo, rodzina, wspólnota społeczeństwo, naród. Stąd Sługa Boży Stefan Wyszyński mówił o życiu i zadaniach także „narodu ochrzczonych” (np. Kazanie w Gnieźnie, 27.II. 1966): „Rozpatrywanie dziejów Kościoła w Polsce w oderwaniu od historii narodu ochrzczonych jest niemożliwe”. Również bł. Jan Paweł II mówił 10.VI. 1979 na Błoniach Krakowskich o „bierzmowaniu narodu”, nie tylko jednostki (Kazanie podczas Mszy świętej ku czci św. Stanisława, p.3). Trzeba tu zwrócić uwagę, że pod wpływem silnego indywidualizmu, laicyzacji i całkowitego odrzucenia wszelkiej myśli tradycyjnej i klasycznej pod koniec XX w. i dziś doszło niemal do całkowitego wyparcia Chrystusa i Jego Orędzia ze sceny społecznej i publicznej, doczesnej, oraz do negacji sensu pojęcia narodu i to wpłynęło również bardzo istotnie i na teologię ostatniej doby (por. Cz. S. Bartnik, Teologia narodu, Częstochowa 1999).Postawa taka całkowicie niszczy życie religijne a jego myśl i teologię czyni mitologią bez żadnej wartości w doczesności. Religia bowiem i teologia miałyby być całkowicie bezużyteczne dla obecnego człowieka w doczesności. Nawet przy najlepszej woli teraz już nie wolno byłoby mówić „Chrzest Polski” czy „Chrzest Narodu”, lecz co najwyżej: „chrzest Mieszka I i niektórych Polaków”, czy też – „niektórych wierzących, uważających się za Polaków” .Klasyczne terminy i pojęcia są dziś zmieniane, a nawet całkowicie rozbijane przez anarchizm myślowy, chaos postmodernistyczny i pęd niszczenia logiki i wyższych wartości.
Charakter królewskiej władzy Chrystusa
Chrystus w wymiarze stwórczym ma władzę bezwarunkową, natomiast w wymiarze zbawczym wykonuje swą władzę w pewnym zakresie warunkowo, bo człowiek może jego władzę i łaskę przyjąć i może nie przyjąć, np. może Chrystusa usłuchać i może nie usłuchać, bowiem człowiek został obdarowany swoją rozumnością i wolnością. Władza zbawcza Chrystusa nie pozbawia człowieka jego władzy naturalnej, doczesnej, świeckiej i nie jest konkurentem tej władzy i w tym znaczeniu Jego „Królestwo nie jest z tego świata” (J 18,36), jest raczej „świadectwem prawdy Bożej, której trzeba słuchać” (J 18, 37-38). Nie jest jednak sprzeczna z tym światem, bo go wzywa do budowania Królestwa Bożego na ziemi: „Przyjdź Królestwo Twoje…Bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi” (Ojcze nasz). Człowiek mający swoją wolną władzę, powinien jej używać tak, żeby realizować wolę i władzę Chrystusa, poddając wszystko Bożej prawdzie.
Władcy ziemscy, nawet coraz częściej także wierzący, obawiają się, niesłusznie i małostkowo, że władza Chrystusa Króla odbiera im władzę ziemską, podczas gdy władza Chrystusa ukazuje, że ostatecznie każda władza, także świecka, ma swe źródło w Bogu, że uświęca tę władzę, nadaje jej wielką wartość, sens, najwyższą sankcję i także prowadzi do realizacji Królestwa Bożego, jeśli jest tylko należycie i moralnie sprawowana. Chrystus po prostu nadaje dobrej, moralnej władzy charakter zbawczej zasługi. Władcy jednak, niestety, zbyt często, zwłaszcza niewierzący lub niemoralni, zwykli sobie samym przypisywać atrybuty boskie, jak np. w tworzeniu „cywilizacji śmierci” lub mordowaniu przeciwników.
Władze ziemskie są jeszcze względnie tolerancyjne wobec kultów czysto emocjonalnych i zamykających się w świątyniach, jak np. kult Serca Jezusowego, czy Serca Maryi, ale nie znoszą szczególnie form kultu, odnoszących się do życia publicznego, społecznego, patriotycznego, politycznego i kulturalnego. Tymczasem katolicy muszą mieć także takie formy kultowe, które odnoszą się do całości życia publicznego, gdyż religia, choć głównie ma charakter nadprzyrodzony, to jednak, wtórnie i konkluzyjnie ma nierozerwalny związek z rzeczywistością doczesną, ziemską, która nas kształtuje i w dużym stopniu warunkuje także naszą drogę do pełnego człowieczeństwa i do Boga, choćby np. przez ziemską działalność moralną.
Odmawianie religii, a zwłaszcza Kościołowi katolickiemu, prawa wpływania na życie doczesne i ziemskie staje się coraz bardziej radykalne i powszechne. Z czasem przybrało to nazwę laicyzacji. Jej to właśnie chciał się choć częściowo przeciwstawić papież Pius XI, który 1.XII. 1925 r. wydał encyklikę o prawdzie Chrystusa Króla i ustanowił święto Chrystusa Króla dla całego Kościoła, dla wszystkich narodów, państw i królestw. Święto to wyznaczył na ostatnią niedzielę października pod tytułem liturgicznym: „Święto Chrystusa Króla” z myślą o uzdrowienie życia społecznego i politycznego. Jednak napór laicyzacji i jej mentalność wzrosły tak dalece, że po Soborze Watykańskim II w r. 1969 Paweł VI musiał się zgodzić na zmianę tytułu święta na „Chrystusa Króla Wszechświata” i przeniesienia go na niedzielę kończącą rok liturgiczny. Niektórym decydentom liturgicznym chodziło o to, żeby oderwać ideę Chrystusa Króla od wpływu na życie doczesne, przenosząc je w najdalszy kosmos i żeby nadać mu kościelnie tylko charakter eschatologiczny, tzn. że Chrystus będzie naszym realnym Królem dopiero na końcu świata lub po skończeniu świata. Może owi liturgiści nie mieli tego na celu wyraźnie, ale niewątpliwie ulegli silnemu trendowi odrywania historii zbawienia od historii stworzenia, historii czysto ziemskiej. Również według coraz liczniejszych teologów katolickich liberalnych, gdybyśmy przyjmowali realny, choćby tylko wzorczy, wpływ na nasze życie państwowe czy narodowe, to bylibyśmy skrajnymi nacjonalistami i teokratami – Chrystus Król to miałby być tylko wytwór osobistej dewocyjnej wyobraźni.
Tymczasem u podstaw koncepcji prawdy Chrystusa Króla – Króla Polskizdaje się leżeć schemat eliptyczny czy diadyczny, według którego Chrystus i naród (państwo) stanowią pewną jedność, ale o dwóch ogniskach różnych i niezmieszanych, wzajemnie się warunkujących, dopełniających i doskonalących dla dobra ludzkiego, choć centrum Chrystusowe posiada prymat formalny. Tak też można mówić o władzy Chrystusa i władzy ludzkiej. Taki sam chyba system przyjmowali w XVII w. twórcy koncepcji Matki Bożej jako „Królowej Korony Polskiej”, tak bogato i wspaniale ubogaconej wiążącymi się motywami i religijnymi i doczesnymi polskimi. Wówczas jednak przeszło to bez przeszkód, także ze strony władz Kościoła, bowiem nie wyrzucano religii z państwa i ze świata. Dziś podobne wiązanie motywów religijnych z narodowymi w kulcie Chrystusa Króla Polski wielu ludzi, także wielu teologów, niestety, razi. Klimat umysłowy jest już bardzo laicki. A religia oderwana od żywych i konkretnych społeczności ludzkich, od społeczeństwa, państwa, narodu najpierw sprowadza się tylko do religii indywidualnej, a następnie – jak wskazuje filozofia dziejów – zamiera i ginie, gdyż jest zawsze organicznie społeczna.

 

2.  Kult

Kult Chrystusa Króla Polski nie wywodzi się w swej istocie z objawień prywatnych, nawet świętych, jak św. Faustyna („skra Boża z Polski”) lub Służebnica Boża Rozalia Celakówna inni mistycy, beatyfikowani i niebeatyfikowani, choć różne te osoby ożywiły go i trochę zachęciły Polaków do działania w trudnych dziś dniach dla Polski i Kościoła polskiego. Kult Chrystusa Króla – Króla Polski wyrósł z biblijnych idei Chrystusa jako Pantokratora, Króla i Pana (Kyrios) oraz z sakramentalnego „królestwa kapłańskiego” świeckich (por. 1P 2, 9), otrzymywanego w chrzcie i bierzmowaniu. Nie jest to więc jakaś nowa prawda religijna, lecz po prostu żywa aplikacja prawdy objawionej, jej zastosowanie i rozwinięcie według zaleceń Soboru Watykańskiego II dla świeckich, właśnie w czasie, gdy byt i Kościoła i Polski jest coraz bardziej zagrożony ze strony różnych zwolenników usunięcia Kościoła z życia społecznego i publicznego. I tak kult Chrystusa Króla ma wyjść poza samą liturgię i dewocję. Jest nie tylko kontemplacyjną recepcją Prawdy o Chrystusie Królu, ale także posłannictwem, głównie świeckich do budowania klimatu Królestwa Chrystusa na świecie i do urządzania „porządku rzeczy w Chrystusie” (KK 31,48; DA 7,29; DM 21;KDK 43).

Społeczność czcicieli Chrystusa jako Króla nie czyni Go Królem, choć słowo „intronizacja” może być trochę niedookreślone. Chrystus jest Królem przez swą Osobę Boską i swe Człowieczeństwo zbawcze. Ale podejmując pewną odpowiedzialność za Kościół w społeczeństwie polskim, chcą czcić Chrystusa jako Króla w sposób szczególny: uznać Jego Królowanie, uświadomić je, przyjąć i otworzyć się na nie swoim umysłem, sercem, sumieniem, postawą moralną i czynem w życiu osobistym i publicznym zarazem w możliwym zakresie, z wyartykułowaniem potrzeby bardziej intensywnej współpracy z Chrystusem, z jego Osobą, nauką, łaską i wzorem – i to wszystko w sposób duchowy, religijny, moralny, nie zaś polityczny w znaczeniu świeckim. Można by tu chyba mówić o pewnym podobieństwie do istniejących już kilkunastu zakonów i instytutów świeckich, mających charyzmat wcielania Królowania Chrystusowego nie tylko we własną duszę, ale i w życie publiczne, jak Societas Christi Regis, Missionari della Regalità di Nostro Signor Gesù Cristo, Hijas de Cristo Rey i inne. W rezultacie choć Kościół i świat nie utożsamiają się, to jednak świat doczesny nie może być ateistyczny i amoralny, jak chce współczesny liberalizm, Chrystus nie może być dla niego abstrakcją i fikcją, a Kościół z kolei tylko luźnym zbiorem indywiduów, lecz Chrystus jest Głową całego stworzenia (Ef1,10), jest „światłością narodów” (Konstytucja o Kościele, nr 1), wchodzi głęboko w historię świata (Dekret o apostolstwie świeckich, nr 27) i „ludzie świeccy, mający uczestnictwo w funkcji kapłańskiej, prorockiej i królewskiej Chrystusa wypełniają swe zadania w posłannictwie Ludu Bożego w Kościele i w świecie” (tamże nr 2).
Chrystus Król jako program
Chrystus Król to nie tylko sama władza nad nami i zasada funkcjonowania tej władzy na świecie, ale to także treść posłania, program działania i wzór życia, czyli duchowa i moralna chrystianizacja życia z zachowaniem przecież autonomii rzeczywistości ziemskich (KDK 36, 41).Właśnie nie sama abstrakcyjna idea Chrystusa Króla, ale jego realne odniesienie do życia na ziemi tak bardzo irytuje nie tylko pełnych ateistów i ateistów publicznych (ateizm w życiu publicznym, a wiara tylko prywatna i ukryta), a nawet także liberalizujących teologów, którzy Kościół traktują tylko jako prywatną „ubezpieczalnię” na wypadek śmierci.
Tymczasem encyklika Piusa XI Quas primas z r. 1925 „Okrólewskiej godności Chrystusa Pana” zrodziła się z ziemskiej potrzeby odrodzenia życia społecznego, politycznego, religijnego i moralnego państw, społeczeństw i narodów. Potrzeby te wyartykułowała szczególnie mocno francuska „Société du Regne Social de Jésus-Christ”, która inspirowała tę encyklikę i która zmierzała do budowania przez wierzących „Socjalnego Królestwa Chrystusa” na ziemi. Była to niezwykle ważna idea obrony przed narastającą szybko laicyzacją, której bardziej skutecznie mogli się przeciwstawiać świeccy niż duchowieństwo.
W rezultacie święto „Chrystusa Króla” zostało ustanowione w r. 1925 w celu odrodzenia doczesnego życia społecznego, państwowego, kulturalnego, duchowego i moralnego; w celu wzmożenia czynnej miłości bliźniego w społeczeństwie, państwie i narodzie, rozwinięcia Akcji Katolickiej świeckich, rozwoju kultury w duchu Ewangelii i kształtowania indywidualnych osobowości na wzór Chrystusa. Przy tym „Stowarzyszenie Socjalnego (Społecznego) Królestwa Chrystusa” widziało na sposób francuskiej bystrości konieczność wiązania prawd teologicznych, prawd wiary z konkretnym życiem doczesnym, a w tym przypadku konieczność związania kultu Chrystusa jako Boga z kultem też Jego Człowieczeństwa. Jednakże kult Chrystusa Króla bardzo osłabł w okresie II wojny światowej.
Idea budowania Królestwa ziemskiego na wzór Królestwa Bożego była właściwa całej historii chrześcijaństwa, ale nie była dostatecznie ukonkretniona w praktyce. We wrażliwej religijnie Polsce w trudnych czasach Schizmy Zachodniej pod koniec XIV wieku widziano potrzebę powierzenia Polski Matce Bożej właśnie jako Królowej (np. św. Jadwiga Królowa). Idea ta jednak rozwijała się wolno. Dopiero rozkwitła w w. XVII, kiedy to król Jan Kazimierz w r. 1655 zaaprobatą nuncjusza Pietro Vidoniego powierzył całą Polskę „Matce Bożej Królowej Korony Polskiej”. Powodowała to właśnie szczególnie ciężka sytuacja: Polska była rozbita przez obce wojska, zdradzona przez wielu oligarchów, rozkradziona, zdemoralizowana. U podstaw kultu Matki Boskiej Królowej Polski, oddawanego przez cały Kościół, leżała wiara, że Matka Boża będzie wpływała na doczesny los Polski, będzie broniła kraju w sensie dziejowym, wyjedna wolność polityczną, wesprze dążenia do jedności, zgody i pokoju i przez ożywienie wiary udoskonali duchowo i moralnie, także i Kościół. Trzeba wszakże pamiętać, że i wtedy wystąpiły pewne zastrzeżenia ze strony teologów zachodnich, przede wszystkim zarzut nacjonalizmu polskiego tak, że sam tytuł „Matki Boskiej Królowej Korony Polskiej” został zatwierdzony przez papieża Piusa X i dopuszczony do Litanii Loretańskiej dopiero w r.1908, a święto Królowej Polski zostało ustanowione dla całej Polski na 3. Maja w latach 20. XX wieku przez papieża Benedykta XV. Z kolei prawdę o Matce Bożej „Królowej Polski” wziął za podstawę swego programu ratowania Polski i Kościoła polskiego za okupacji sowieckiej w Polsce, Sługa Boży Prymas kard. Stefan Wyszyński co zrozumiały przecież władze komunistyczne, gdy wyrzuciły w pierwszych latach tytuł „Królowej Polski” ze wszystkich druków, nawet z ksiąg i tekstów liturgicznych. Z kolei Prymas Wyszyński był – i jest do dziś – oskarżany o nacjonalizm przez wrogów Kościoła, jak i , niestety, przez licznych zwolenników teologii, rozrywającej chrześcijaństwo i życie doczesne.
Nic dziwnego, że w końcu XX wieku katolicka i patriotyczna grupa świeckich, idąc za starą tradycją polską i pod żywą inspiracją pewnych mistyków współczesnych (choć nie koniecznie), odczytała naszą współczesną sytuację Polski i Kościoła polskiego analogicznie, jak król Jan Kazimierz i jak wspomniane Stowarzyszenie francuskie oraz encyklika Quas primas i uznała, że mogliby, przede wszystkim jako świeccy, służyć wielką pomocą całemu Kościołowi w Polsce i społeczeństwu polskiemu przez kult Chrystusa Króla – Króla Polski i przez stworzenie całego ruchu Chrystusa Króla Polski. Okazuje się, że ruch ten dopełnia w pewien sposób bliźniaczy ruch Radia Maryja i jego instytucji, choć na sposób bardziej społeczny i etatystyczny.
Istotnie i teraz społeczeństwo polskie, głównie katolickie, jest znowu w bardzo ciężkiej sytuacji: państwo jest rozbite, laicyzacja i ateizacja, wolność słowa jest tłumiona, katolicki naród jest marginalizowany, powszechna demoralizacja, cywilizacja śmierci, niszczenie rodziny, tradycji, kultury, historii, zakłamanie, burzenie zdrowego rozumu, no i eliminacja Boga i Kościoła z całości życia publicznego. Zakłada się, że w tej sytuacji,przy zobojętnieniu i jakimś stumanieniu większości społeczeństwa ratunek może przyjść tylko ze strony ruchu, który Polskę znowu schrystianizuje w imię Chrystusa Króla. Doświadcza się jednak, że jest to przedsięwzięcie narażone na ogromne trudności, gdyż według narastającej dziś mentalności upadek religii jest dobrem, a nie złem, a nawet liczni teologowie i świeccy katolicy uważają, że religia, także katolicka, nie ma nic do doczesności, może tylko poza niektórymi zasadami moralnymi, a powinna się zajmować jedynie liturgią i rzeczywistością niebieską. Po tej linii idzie właśnie, przyjmowana dosyć szeroko, zasada całkowitego rozdziału państwa i Kościoła. Nie można zapominać, że o ile przez dwa niespełna tysiące lat życie państw chrześcijańskich było inspirowane przez religię, to dziś życie państwowe buduje się coraz częściej i szerzej na ateizmie publicznym, który wprawdzie niekiedy pozwala katolikom wierzyć w Boga, ale tylko w życiu prywatnym i osobistym, natomiast w obszarach życia społecznego i państwowego „musi” działać jako ateista, jeśli chce być obywatelem pełnoprawnym. I ta zasada jest już stosowana w Polsce, choć skrywana jeszcze pod zakłamaną hasłologią tak, że ludzie, nieznający politologii współczesnej, ateizmu publicznego nie dostrzegają i łudzą się, że religijność osobista ma jeszcze znaczenie dla życia państwowego. Natomiast Ruch Kultu Chrystusa Króla Polski znakomicie to rozumie i cieszy się dużym zmysłem katolickim.
Dopełnianie się kultów
Trzeba nadmienić, że kult Chrystusa Króla i Króla Polski, kult Serca Jezusowego i Matki Bożej Królowej Polski nie kolidują ze sobą, lecz dopełniają się w życiu społecznym. Kult Serca Jezusowego, postulowany w Polsce jeszcze przez o. Kaspera Drużbickiego (1590-1622), jezuity (por. Meta cordium Cor Jesu) kładzie nacisk na aspekt agapetologiczny, na ascezę i na rozwój wewnętrznego życia duchowego. Kult Matki Bożej Królowej Polski, ciągle żywy od czasu św. Jadwigi Królowej Polski, chociaż ciągle też krytykowany przez przeciwników wiązania religii z państwem, podkreśla bardziej aspekty emocjonalne, troskę matczyną nad narodem, pokorną służbę społeczną i nasze dziecięctwo wobec Boga. Akult Chrystusa Króla Polski akcentuje bardziej potrzebę mocy osobowości, czyn społeczny i państwowy, czynny patriotyzm i obronę Kościoła. W życiu katolickim nie kolidują również między sobą jeszcze dziesiątki innych kultów, ponieważ osoba ludzka może wszystkie syntetyzować w sobie i przekładać na najwyższe dobro duchowe już niepartykularne ani tylko aspektowe. Mimo wszystko kult Chrystusa Króla wydaje się szczególnie dziś w Polsce aktualny.
W licznych dyskusjach i sprzeciwach wobec tego kultu narzuca się spontanicznie pytanie: z taką miłością i godnością czcimy Matkę jako Królową Polski, a dlaczego nie wolno by czcić Jej Syna też jako Króla Polski, czy to już byłby nacjonalizm? Otóż przyczyną tego błędu jest dziś teologia ulegająca laicyzacji. Poza tym kulty te nie kłócą się ze sobą, lecz dokonują się według religijnej zasady: Matka Syn, jak to było w starożytnych monarchiach Bliskiego Wschodu: Król syn i Królowa Matka. Chrystus jako Król Polski nie jest tu spolszczony, lecz raczej Polska uchrystusawia się, gdy z dobrej i miłosnej woli oddaje się i powierza Królowi wszystkich narodów i państw. Jest to potwierdzenie powszechnego charakteru Królestwa Chrystusa. Polska po prostu chce wypełniać co do siebie królewską wolę Chrystusa. I jak cały naród polski mógł poświęcić się już parokrotnie Sercu Jezusowemu w dziedzinie mistycznej miłości religijnej, tak nie widać zasadniczej trudności, by nie mógł się oddać analogicznie pod duchową władzę Chrystusa jako misteryjnego Króla i nauczyciela w dziedzinie życia publicznego, społecznego i państwowego.
Królewska Nowa Ewangelizacja Polski
Chrystusowi jako swemu Królowi może się poświęcać indywidualna osoba, rodzina, grupa społeczna, naród lub całe społeczeństwo państwa. U nas omawiany Ruch dąży do tego, żeby Chrystusowi Królowi oddało się możliwie całe społeczeństwo czy naród. Przy czym naród nie jest tu rozumiany czysto etnicznie, lecz raczej duchowo, kulturowo i religijnie tak, żeby objąć wszystkich obywateli kraju dobrej woli, także innowierców i bezwyznaniowców z zaproszeniem, żeby się przyłączyli do wielkiego dzieła odrodzenia wspólnego życia. Tym samym charyzmat królewskiego odrodzenia nie jest zwrócony przeciwko komukolwiek z ludzi, lecz jest charyzmatem za wszystkich, natchnionym miłością Chrystusa Społecznego i chce usuwać ciężkie zło społeczne, zagrożenia Polski i jej społeczeństwa i tchnąć Chrystusowego ducha pokoju, prawdy, nadziei, zgody i rzeczywistej miłości społecznej. Kościół zaś ma się stać rzeczywistą wielką i wzniosłą realnością, nie tylko samą ideą, zbiorem abstrakcyjnych prawd czy starą, obcą instytucją samą dla siebie.
Jeszcze raz trzeba podkreślić, że „Król Polski” według omawianego Ruchu nie oznacza, jakoby Chrystus był „Polakiem” lub Królem tylko dla Polaków, czy też żeby Polska miała być oficjalnym wybranym narodem biblijnym, choć dzięki łasce Odkupiciela dziś każdy naród może się czuć wybranym. Nie oglądając się na inne narody Polska chce wyrazić swoją wielką miłość do Chrystusa Króla, swoje spontaniczne oddanie i swoją prośbę o pomoc dla niej, jak w wielodzietnej rodzinie wolno i pięknie jest wyrazić miłość Ojcu przez jedno dziecko, nie oglądając się na inne i nie oceniając ich. I przez tę miłość do Chrystusa Polacy chcą być wiernymi Ewangelii, uświęcić się i odrodzić swoje życie społeczne, rozwijając najwyższą nadzieję na dobro zbawcze i doczesne, zwłaszcza moralne i duchowe. Chodzi też, oczywiście, o rozwinięcie chrześcijańskiej miłości wzajemnej Polaków, co nie jest ani egoizmem polskim, ani nacjonalizmem. Taka miłość rodzinna, miłość swego domu i domowników jest nakazana przez Króla Boskiego: „A jeśli kto – mówi Pismo Święte – nie dba o swoich, zwłaszcza o domowników, ten wyparł się wiary i gorszy jest od niewierzącego” (1 Tm 4, 10). A nadeszła jakaś plaga, że wielu obywateli Polski jest gorszych dla niej niż dla wszystkich innych państw i narodów. Tacy Polacy i katolicy, którzy powiadają, że kochają wszystkie nacje i religie, a nie kochają swoich, ani własnej Ojczyzny, ani własnego Kościoła, są po prostu albo urazowcami, albo ludźmi zakompleksionymi, albo niewiernymi sobie samym.
Ruch kultu Chrystusa Króla Polski nawiązuje jednak w swym wymiarze społecznym i dziejowym do pewnej akomodacji czy inkulturacji chrześcijaństwa w kulturę Polski, poczynając gdzieś od XV wieku. Polacy od tamtych czasów wiązali chętnie i na żywo chrześcijaństwo z polskością, w tym indywidualną historię Jezusa Chrystusa i całą historię zbawczą próbowali traktować jako normę dla naszego życia i naszych dziejów. Np. jasełka czy misteria przedstawiały historię Pańską tak, jakby się działa u nas, na polskiej ziemi. Było to znakiem żywej wiary. Chrześcijaństwo inkulturowało się w kulturę żydowską, hellenistyczną, rzymską, potem w kultury Bliskiego Wschodu, Indii i Chin, dlaczego zatem miałoby być coś złego w tym, że inkulturowało się też w jakiejś mierze i w kulturę polską: w nasz język, w nasze dzieje, w nasze symbole – oczywiście bez straty swej tożsamości, a z zyskiem dla żywotności oraz poczucia realności i bliskości wiary.
Ostatnio to wspaniałe wcielenie się Kościoła powszechnego w Kościół lokalny polski i w całą wysoką duchowo kulturę polską podnosili Sługa Boży Prymas Stefan Wyszyński i bł. Jan Paweł II, co niesłusznie liczni zwolennicy chrześcijaństwa tylko abstrakcyjnego i czysto myślowego uznali za polski „nacjonalizm” i „mesjanizm”. Prymas Wyszyński uratował Kościół polski i Polskę przez przyjęcie realności królewskości nad nami Matki Bożej, a Jan Paweł II osadził wspaniale Kościół polski w sercu Kościoła powszechnego.
„Otwarł się po stuleciach na nowo – mówił bł. Jan Paweł II w czasie Mszy świętej w Katedrze Gnieźnieńskiej 3.VI. 1979 r. – jerozolimski wieczernik i zdumiały się już nie ludy z Mezopotamii i Judei, z Egiptu czy Azji, czy wreszcie przybysze z Rzymu, ale zdumiały się ludy słowiańskie i inne zamieszkujące w tej części Europy, iż Apostołowie Jezusa Chrystusa mówią ich językami, w rodzimej mowie opowiadają „wielkie dzieła Boże”(…) Nie może nie słyszeć tych języków pierwszy w dziejach Kościoła Papież-Słowianin. Chyba na to wybrał go Chrystus, chyba na to prowadził go Duch Święty, ażeby do wielkiej wspólnoty Kościoła wniósł szczególne zrozumienie tych wszystkich słów i języków, które wciąż jeszcze brzmią obco, daleko, dla ucha nawykłego do dźwięków romańskich, germańskich, anglosaskich, celtyckich (…). Czyż Chrystus tego nie chce, czy Duch Święty tego nie rozrządza, ażeby ten Papież, który nosi w swej duszy szczególnie wyrazisty zapis dziejów własnego Narodu od samego jego początku, ale także i dziejów pobratymczych, sąsiednich ludów i narodów, na sposób szczególny nie ujawnił i nie potwierdził w naszej epoce ich obecności w Kościele? Ich szczególnego wkładu w dzieje chrześcijaństwa. Ażeby odsłonił te profile, które właśnie tutaj, w tej części Europy, zostały wbudowane w bogatą architekturę świątyni Ducha Świętego. (…) Papież Jan Paweł II – Słowianin, syn Narodu polskiego, czuje, jak głęboko wrastają w glebę historii korzenie, z których on sam razem z wami wyrasta. Ile wieków liczy ta mowa Ducha Świętego, którą on dzisiaj sam przemawia i z watykańskiego wzgórza św. Piotra, i tutaj w Gnieźnie ze wzgórza Lecha, w Krakowie z wyżyn Wawelu. Ten Papież – świadek Chrystusa, miłośnik Jego Krzyża i Zmartwychwstania, przychodzi dziś na to miejsce, aby dać świadectwo Chrystusowi żyjącemu w duszy jego własnego Narodu. (…) Przychodzi więc wasz rodak, Papież, aby wobec całego Kościoła, Europy i świata mówić o tych często zapomnianych narodach i ludach. Przychodzi wołać wołaniem wielkim” (tamże,pp.4,5). I często gdzie indziej bł. Jan Paweł II, Papież-Polak, stwierdzał z całą mocą, że Chrystus przygotował jego polskie doświadczenie Kościoła Bożego i jego polskość jako kategorię posłannictwa do całego Kościoła powszechnego i całego świata. (por. Cz. S. Bartnik, Naród i jego dzieje jako dzieło personarum in communione /według Karola Wojtyły – Jana Pawła II/, W: Gdzie jesteś Adamie? Red. T. Styczeń, KUL, Lublin 1987s.186-200). Niestety, wielkie myśli bł. Jana Pawła II o Ojczyźnie i teologii historii szybko się dezaktualizują pod naporem postmodernizmu i skrajnego liberalizmu.

x

W rezultacie w Ruchu Chrystusa Króla Polski nie znajduję jakichś błędów doktrynalnych z dziedziny wiary i moralności, zarzuty zaś, jakie znam, przeciwko temu Ruchowi wynikają, moim zdaniem, z niepoprawnych założeń: albo z radykalnego rozrywania sfery nadprzyrodzonej i doczesnej, albo z liberalnej negacji realności Kościoła lokalnego wbrew Soborowi Watykańskiemu II, albo z niedoceniania roli świeckich w Kościele i zawężania misji ewangelizacyjnej w całości wyłącznie do hierarchii, to ostatnie występuje jeszcze trochę w stosunku do Radia Maryja i TVTrwam. Mogą być natomiast jakieś błędy praktyczne, prawne, taktyczne, liturgiczne czy psychologiczne przy tworzeniu tego Ruchu i staraniach o jego zatwierdzenie.
Aktualność Ruchu uwyraźnia się teraz szczególnie w czasie prób ze strony państwa podporządkowania sobie Kościoła i w sytuacji degeneracji społecznej, umysłowej i moralnej społeczeństwa polskiego, przy czym najwyższe władze państwowe i inne świeckie otwarcie przypisują sobie atrybuty Boskie, np. w cywilizacji śmierci. Ruch Chrystusa Króla Polski jest niewątpliwie nawiązaniem do idei Sługi Bożego Prymasa Augusta Hlonda z czasów Międzynarodowego Kongresu Chrystusa Króla w Poznaniu w r. 1937, kiedy czuło się groźbę wojny w Europie, a także nawiązaniem do idei i działalności Sługi Bożego Prymasa Stefana Wyszyńskiego po wojnie II światowej, kiedy to Prymas Wyszyński ratował Naród polski i Kościół w oparciu o kult Matki Bożej Królowej Polski. I wydaje się, że Ruch świeckich może dokonać w tej dziedzinie więcej, niż administracja kościelna. Trzeba jeszcze raz powtórzyć, że czasy zmieniają się tak szybko, iż dziś już nawet dla większości katolików encyklika Piusa XI, idee Prymasa Augusta Hlonda, Prymasa Stefana Wyszyńskiego, a nawet nauki bł. Jana Pawła IIo realności błogosławionego wpływu Ewangelii i Kościoła na społeczne życie doczesne – są już przestarzałe i nie odpowiadają współczesnej mentalności. Sytuacja staje się dla nas dramatyczna.
Można mieć jednak pewne wątpliwości co do przedwczesnego ekscytowania się pewnymi wypowiedziami niektórych mistyczek, jak i co do przesadnego akcentowania motywów polskich i patriotycznych, może bardziej niż religijnych. Ale są to problemy do przemyślenia. Wiele może skorygować lub i obnażyć doświadczenie. Trzeba więc wielkiej mądrości, pokoju ducha i cierpliwości. Trzeba opracować ścisły program, może prosić o moderatora kościelnego. Ruch tego rodzaju nie powinien być czysto prywatny, powinien uzyskać zatwierdzenie władz kościelnych. Toteż nie wolno Broń Boże z niecierpliwości atakować Episkopatu, gdyż oficjalne zatwierdzenie takiego kultu to – jak wiemy z historii – sprawa dziesięcioleci. Emocje łatwo mogą pobłądzić. Zresztą tego Ruchu religijno-patriotycznego mogą nie akceptować także wielkie części społeczeństwa, zbałamuconego przez nowe ideologie. Należy dużo rozważać, słuchać innych i modlić się. „Jeśli ta myśl pochodzi od Boga, to nie rozpadnie się” (Dz 5, 39). Niech Chrystus Król błogosławi!

Lublin, 14.VII.2012 r.

 

Dzięki Januszowi Górzyńskiemu

O autorze: Asadow

Marek Sas-Kulczycki „Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym. Może powieszą mię kiedyś ludzie serdeczni za te prawdy, których istotę powtarzam lat około dwanaście, ale gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym hrypiałbym, że Polska jest ostatnie na ziemi społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród. Kto zaś jedną nogę ma długą jak oś globowa, a drugiej wcale nie ma, ten - o! jakże ułomny kaleka jest. Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszystkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne - monumentalnie znakomite. Ale tak, jak dziś jest, to Polak jest olbrzym, a człowiek w Polaku jest karzeł - i jesteśmy karykatury, i jesteśmy tragiczna nicość i śmiech olbrzymi ... Słońce nad Polakiem wstawa, ale zasłania swe oczy nad człowiekiem...”