Bez solidarności Polaków nie będzie Polski.

„Nie ma wolności bez solidarności! Dzisiaj wypada powiedzieć: nie ma solidarności bez miłości, więcej! nie ma przyszłości człowieka i narodu.” Jan Paweł II.

Droga wiedzie więc od miłości do solidarności, a poprzez solidarność – do wolności. I dopiero wolność, powiązana ogniwami miłości w solidarność, czyni przyszłość człowieka i narodu możliwą.

Bez ogniw miłości żadna rodzina i żaden naród nie przetrwa twardych lekcji życia na ziemi. Rodzina rozpadnie się na ludzkie atomy, co wygasi biologiczny ogień zdrowia i witalności pokoleń, konieczny dla trwania rodu, zaś naród utraci suwerenność i własność, własną kulturę i państwo, by w końcu rozpuścić się w amorficznym tyglu cywilizacji śmierci.

Polska po 1989 roku nie poszła ścieżką solidarności. Polacy nie zrozumieli nauczania Jana Pawła II, de facto odrzucili je precz w codziennych wyborach wartości, a opamiętanie celebrują – co najwyżej – od święta i na marszach oporu przeciw złej władzy. W szarej codzienności politycznej i gospodarczej króluje natomiast nienawiść – podsycana przez tych, którzy odkryli, że oręż napuszczania jednych przeciw drugim, daje im wymierne korzyści materialne i pozwala utrzymać władzę.

W polityce nienawiść podzieliła Polaków na wrogie plemiona. W gospodarce nienawiść przybrała formę pogardy władzy dla polskiej własności i przedsiębiorczości. Wrogie plemiona nie dbają o wspólnotę narodową, w tym o dobre prawo, bez którego nie będzie sprawiedliwości i pomyślności przyszłych pokoleń.

Niestety, garstka świadomych Polaków, z opornikiem przyzwoitości sumienia w zwojach mózgowych, nie wystarczy, by ocalić Polskę od zniszczenia, od wymazania z map geopolitycznych Europy dumnego kiedyś narodu. Wymieramy i emigrujemy. Pozwalamy psychopatom kreować się na liderów i przywódców. Dajemy przyzwolenie na korupcję i nepotyzm. Jesteśmy bezsilni i uwikłani w z gruntu fałszywą narrację władzy i mediów. Ogłupieni propagandą sukcesu bardziej szczwaną niż peerelowska. Mamy słabe państwo i rachityczną gospodarkę bez polskiej własności, obciążoną za to astronomicznym długiem publicznym. Statystyka jest nieubłagana. Liczb nie da się zakłamać ideologicznymi manipulacjami.

Dziś wyraźniej niż kiedykolwiek widać, że wybór pustki wolności demoliberalnej, nie zakotwiczonej w solidarności i rodzimej własności, dokonany przez twórców III Rzeczpospolitej, to droga nad przepaść. Na tym kursie słabniemy jako naród, a w niedalekiej przyszłości dojdziemy do sideł zniewolenia. Jedni wcześniej niż inni, ale w końcu wszyscy. Władza, żeby przetrwać przy korycie, będzie uszczelniać patologiczny system i nie cofnie się przed najpodlejszą manipulacją, przed wdrażaniem w życie totalitarnych w swej fundamentalnej naturze projektów inżynierii społecznej i finansowej. Taka jest logika pogardy dla praw wyższych wartości.

Wielka jest bezradność człowieka, który nie ma pracy ani perspektyw na odmianę losu na polskiej ziemi i aby przetrwać, musi emigrować. Wielka jest tragedia człowieka, który aby przetrwać, musi wyrzec się posiadania dzieci. Wielka jest bezsilność tych, którzy nic nie mogą uczynić, aby pozbyć się z polskiej przestrzeni publicznej cynicznych pasożytów żerujących na naszej wspólnej przyszłości. A taki los władcy III Rzeczpospolitej zgotowali przecież milionom młodych Polaków. W imię czego?

To dobre pytanie. Spośród wielu możliwych odpowiedzi – na potrzeby tej krótkiej refleksji o braku polskiej solidarności – wybierzmy jedną, najprostszą. W imię bezgranicznej głupoty, że wolność i niepodległość da się zbudować na matrycy gry egoizmów i niskich instynktów, którymi pokieruje niewidzialna ręka czegoś-tam.

Głupota nie znosi próżni, więc wypełnia się natychmiast chciwością i sloganami dla małp. To z głupoty zrodziła się pycha i arogancja establishmentu odpowiedzialnego za transformację polskiego państwa i gospodarki. To z tej głupoty wybrano patologiczny model ustroju, w którym uznano, że kapitał nie ma narodowości.

Z nędzy moralnej post-peerelowskiego mainstreamu wyrosła żądza (mamony i władzy) oraz nienasycona nienawiść politycznej klasy pasożytniczej wobec prostych ludzi, która tak skutecznie rozrywa naturalne ogniwa miłości w rodzinie, w każdej bez mała wspólnocie i w całym narodzie. To z nędzy intelektualnej i moralnej, układających się z pożytecznymi idiotami komuchów, oddano polską własność w cudze ręce za nędzne prowizje i iluzoryczne zaszczyty.

Ten felieton – poza odniesieniem do nauczania wielkiego Polaka, Jana Pawła II – nie wymieniał z imienia i nazwiska ani jednego pachołka, któremu nadano okazję do bycia panem w III Rzeczpospolitej. Bo tak. Bo nie mam już sił, by strzępić język po próżnicy.

Bez solidarności Polaków nie będzie Polski. Kto mądry, niech więc raczej główkuje, jak przywrócić – po pożogach, które rozpala nienawiść, pogarda i chciwość – Solidarność w naszym Domu. Solidarność wydaje się dziś jedyną drogą do suwerennej Polski w Unii Europejskiej, czy raczej w Europie wolnych narodów. Solidarność to najlepsza gleba dla wzrostu wolności osób, które wiedzą, że dla rozwoju kultury i gospodarki, potrzebne są ogniwa małych miłości i – oczywiście – mądre prawo oraz wolny rynek.

Bez solidarności nie będzie wolności, a własność nie powróci do prawowitych jej właścicieli – do ludzi. Tak. Wyzwaniem dla przyszłości wydaje się taki model ustroju, w którym każdy człowiek będzie właścicielem i/lub współwłaścicielem kawałka wspólnej własności. Realnie i namacalnie, nie zaś wirtualnie. W przeciwnym razie: Jeśli nie odwrócimy chorych tendencji politycznych, kulturalnych, prawnych i gospodarczych, nasza wspólna planeta stanie się własnością korporacji, zaś człowiek straci nawet prawo do własnego serca i sumienia, a co dopiero tu mówić o wolności.

O autorze: Piotr