HAK ma sto lat czyli ucieleśnienie amerykańskiej Realpolitik

(…)podejście Kissingera do polityki międzynarodowej jest niezmienne od ponad pół wieku. Należało prowadzić jedynie działania wzmacniające militarną i imperialną potęgę Stanów Zjednoczonych. A unikać należało działań, które mogłyby w jakikolwiek sposób osłabić ich siłę lub – w epoce zimnej wojny – wzmocnić siłę ich wielkiego przeciwnika, Związku Radzieckiego.

Kissinger rozwiewał wszelkie wątpliwości prawne ulubionym aforyzmem: „To, co nielegalne, robimy natychmiast. Niezgodne z konstytucją zajmuje trochę więcej czasu”.

−∗−

Tłumaczenie: AlterCabrio – ekspedyt.org

−∗−

 

Henry A. Kissinger w wieku 100 lat, wciąż zbrodniarz wojenny

Kissinger zasługuje na szczególne miejsce w galerii hańby amerykańskich decydentów polityki zagranicznej, ma też mnóstwo towarzystwa. Na przykład:

Spodziewam się, że czytelnicy mogą rozszerzyć tę listę.

Autor: Rebecca Gordon. Oryginalnie opublikowane w TomDispatch

Henry Alfred Kissinger 27 maja tego roku skończył 100 lat. Niegdyś nastoletni uchodźca z nazistowskich Niemiec, przez wiele dziesięcioleci doradca prezydentów i ucieleśnienie amerykańskiej realpolitik. Udało mu się dobić do setki, najwyraźniej zachowując jednocześnie cały swój rozum. To, że ten rozum pozostaje twardy i zimny, nie jest zaskoczeniem. [w oryg. marbles -tłum.]

Kilka miesięcy po setnych urodzinach udał się do Chin, co po raz pierwszy zrobił potajemnie w 1971r., kiedy był jeszcze doradcą prezydenta Richarda Nixona ds. bezpieczeństwa narodowego. Tam – w przeciwieństwie do chłodnego przyjęcia, jakie niedawno było udziałem urzędników amerykańskich, takich jak sekretarz skarbu Janet Yellen czy specjalny wysłannik prezydenta ds. klimatu John Kerry – Kissinger został powitany z pełnymi honorami przez chińskiego prezydenta Xi Jinpinga i innych dygnitarzy.

„Ten «festiwal miłości»”, jak napisał w Politico Daniel Drezner z Fletcher School of Law and Diplomacy, „służył interesom obu stron”. Dla Chin był to sygnał, że Stanom Zjednoczonym byłoby lepiej, gdyby kontynuowały politykę ciepłego przyjęcia zapoczątkowaną tak dawno temu przez Nixona na rozkaz Kissingera, niż chłodnego, jakie oferowały późniejsze administracje. Dla Kissingera, jak to ujął Drezner, „wizyta ta stanowi okazję do zrobienia tego, do czego dążył od chwili opuszczenia urzędu publicznego: utrzymania swojego znaczenia i wpływów”.

Nawet będąc stulatkiem jego „znaczenie” pozostaje nienaruszone, a jego wpływy, tak twierdzę, pozostają równie złowrogie jak zawsze.

Rehabilitacja dla polityków

Potężnym aktorom politycznym trudno jest opuścić scenę po zakończeniu występów. Wielu pragnie bisu, nawet gdy publiczność zaczyna patrzeć na nowsze gwiazdy. Czasami odzyskanie znaczenia i wpływów jest możliwe dopiero po wymazaniu pamięci politycznej, po którym ucichną echa ich strasznych działań, a nawet zbrodni, krajowych i międzynarodowych.

Z pewnością tak było w przypadku Richarda Nixona, który po odejściu w niełasce, aby uniknąć impeachmentu w 1974r., przez dziesięciolecia ciężko pracował, aby ponownie uchodzić za mądrego człowieka w stosunkach międzynarodowych. Opublikował swoje wspomnienia (za fajne 2 miliony dolarów), a kolejne 600 000 dolarów zgarnął za wywiady z Davidem Frostem (podczas których niesławnie stwierdził, że „kiedy prezydent to robi, to znaczy, że nie jest to nielegalne”). Jego pracowitość została nagrodzona w 1986 roku artykułem z okładki Newsweeka zatytułowanym „Powrócił: Rehabilitacja Richarda Nixona”.

Oczywiście dla mediów głównego nurtu (oraz dla Izby Reprezentantów debatującej nad jego możliwym impeachmentem w 1974r.) największe zbrodnie i wykroczenia Nixona obejmowały jedynie niesławne włamanie do Watergate w siedzibie Komitetu Narodowego Demokratów i jego późniejsze próby zatuszowania sprawy. Spośród członków tej Izby tylko 12, pod przewodnictwem jezuity księdza Roberta Drinana, miało odwagę zasugerować postawienie Nixona w stan oskarżenia o zbrodnię, która bezpośrednio doprowadziła do śmierci około 150 000 cywilów: tajne i nielegalne bombardowanie Kambodży podczas wojny wietnamskiej.

 

Niedawno byliśmy świadkami rehabilitacji George’a W. Busha, pod którego rządami Stany Zjednoczone popełniały powtarzające się zbrodnie wojenne. Obejmowały one rozpoczęcie nielegalnej wojny z Irakiem pod pretekstem wyeliminowania nieistniejącej w tym kraju broni masowego rażenia, próbę zalegalizowania tortur i bezprawnego przetrzymywania oraz spowodowanie śmierci prawie pół miliona cywilów. Nieważne. Aby media głównego nurtu powitały go z powrotem w gronie „odpowiedzialnych” Republikanów, wystarczyło spędzić kilka lat na malowaniu portretów amerykańskich weteranów wojskowych i wykonać niespodziewany atak na ówczesnego prezydenta Donalda Trumpa.

„Mąż stanu” nie potrzebuje rehabilitacji

W przeciwieństwie do prezydenta pełnił funkcję doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego i sekretarza stanu, a także niektórych osób, dla których był nieformalnym doradcą (Ronald Reagan i George W. Bush), reputacja Kissingera jako genialnego męża stanu nigdy nie wymagała rehabilitacji. Udzielając rad – formalnych lub innych – każdemu prezydentowi, od Dwighta D. Eisenhowera po Donalda Trumpa (choć najwyraźniej nie Joe Bidena), odcisnął swoje piętno na polityce zagranicznej obu głównych partii. I przez te wszystkie lata żaden „poważny” amerykański serwis informacyjny nie uznał za stosowne przypomnieć światu o jego długiej historii krwawych zbrodni. Rzeczywiście, gdy zbliżały się jego setne urodziny, witano go przychylnymi wywiadami, na przykład z prezenterką PBS NewsHour Judy Woodruff.

Jego zbrodnie rzeczywiście trafiły do ​​głównego nurtu, ale zostały odrzucone jako dowód „szerokiego zakresu” jego kariery. CNN opublikowało artykuł Davida Andelmana, byłego korespondenta zagranicznego New York Timesa i byłego studenta Kissingera na Harvardzie. Opisał, jak obserwował „z zachwytem”, jak demonstranci zebrali się przed YMCA przy 92. ulicy w Nowym Jorku, aby po przemówieniu z 2011 roku okazać wsparcie samemu wielkiemu człowiekowi. Jak, zadawał sobie pytanie, mogliby nazwać Kissingera „znanym zbrodniarzem wojennym”? Kilka lat później, dodał Andelman, ponownie zaczął się zastanawiać, gdy podobna grupa demonstrantów w tym samym miejscu potępiła historię Kissingera „dotyczącą Timoru Wschodniego, Papui Zachodniej, Wietnamu, Kambodży, Chile, Cypru, Bangladeszu, Angoli i innych miejsc”.

Zauważył, że „wydarzenia, przeciwko którym protestowali, działy się kilkadziesiąt lat wcześniej” i miały miejsce w czasie, gdy większość protestujących „ledwie co na świat przyszła”. W efekcie, podobnie jak wielu innych, którzy chcą uniewinnić dawnych zbrodniarzy wojennych, Andelman sugerował, że zbrodnie z przeszłości nie mają żadnego znaczenia, chyba że świadczą „o szerokim spektrum ludzi, miejsc i wydarzeń, na które [Kissinger] miał wpływ w trakcie niezwykłej kariery”. („miał wpływ” jest tu niezwykłym eufemizmem oznaczającym „zdewastował” lub po prostu „zabił”).

Na szczęście inne instytucje nie okazały się tak pełne szacunku. Przygotowując się do setnych urodzin Kissingera, Archiwum Bezpieczeństwa Narodowego, ośrodek dziennikarstwa śledczego, zgromadziło dokumentację obejmującą niektóre z najważniejszych zbiorów dotyczących jego spuścizny. Dają pewien wgląd w miejsca wymienione przez demonstrantów.

Beznamiętny zimny wojownik

Co więcej, podejście Kissingera do polityki międzynarodowej jest niezmienne od ponad pół wieku. Należało prowadzić jedynie działania wzmacniające militarną i imperialną potęgę Stanów Zjednoczonych. A unikać należało działań, które mogłyby w jakikolwiek sposób osłabić ich siłę lub – w epoce zimnej wojny – wzmocnić siłę ich wielkiego przeciwnika, Związku Radzieckiego. W takim ujęciu każdy lokalny nurt opowiadający się za niepodległością – czy to polityczną, czy gospodarczą – lub pragnący bardziej demokratycznych rządów gdziekolwiek na Ziemi, zaczynał stanowić zagrożenie dla tego kraju. Takie ruchy i ich zwolennicy mieli zostać wykorzenieni – jeśli to możliwe, potajemnie. Jawnie, jeśli to konieczne.

Okresem największych wpływów Kissingera była oczywiście prezydentura Richarda Nixona. W latach 1969–1974 Kissinger był architektem działań Stanów Zjednoczonych w kluczowych miejscach na całym świecie. Oto tylko kilka z nich:

Papua, Timor Wschodni i Indonezja: W 1969r., starając się utrzymać Indonezję w pełni w amerykańskim obozie zimnej wojny, Kissinger wystawił swoje imprimatur na fałszywy plebiscyt w Papui, która domagała się niepodległości od Indonezji. Zdecydował się być tam osobiście w trakcie „wyborów”, podczas których Indonezja liczyła jedynie karty do głosowania 1100 starannie wybranych „przedstawicieli” ludności Papuasów. Nic więc dziwnego, że jednogłośnie poparli pozostanie częścią Indonezji.

Dlaczego Stanom Zjednoczonym zależało na losie połowy wówczas strategicznie nieistotnej wyspy na Morzu Południowochińskim? Ponieważ trzymanie się lojalności autokratycznego antykomunistycznego władcy Indonezji Suharto uznano za kluczowe dla polityki zagranicznej Waszyngtonu w Azji w okresie zimnej wojny. Sam Suharto doszedł do władzy na fali masowej eksterminacji, podczas której zamordowano od 500 000 do 1,2 miliona rzekomych komunistów i ich „sympatyków”.

W 1975r. Kissinger dał także zielone światło dla inwazji Indonezji na Timor Wschodni, podczas której zginęły setki tysięcy osób. Wbrew amerykańskiemu prawu administracja prezydenta Geralda Forda (w której Kissinger nadal był doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego i sekretarzem stanu po rezygnacji Nixona) zapewniła indonezyjskiej armii broń i szkolenia. Kissinger rozwiewał wszelkie wątpliwości prawne ulubionym aforyzmem: „To, co nielegalne, robimy natychmiast. Niezgodne z konstytucją zajmuje trochę więcej czasu”.

Azja Południowo-Wschodnia: począwszy od 1969r. Kissinger był także pomysłodawcą tajnej kampanii Richarda Nixona z wykorzystaniem bombardowań w Kambodży, będącej próbą przerwania przepływu dostaw z Wietnamu Północnego do rewolucyjnego Viet Congu w Wietnamie Południowym. Wierzył, że przymusi to Wietnamczyków Północnych do stołu negocjacyjnego. W tej kwestii wielki mąż stanu niestety się mylił. Można śmiało powiedzieć, że Kissinger albo był inicjatorem, albo przynajmniej wspierał niemal każdą obrzydliwą taktykę stosowaną przez wojsko amerykańskie w ostatecznie przegranej wojnie w Wietnamie, od bombardowań dywanowych Wietnamu Północnego po powszechne użycie napalmu i rakotwórczego herbicydu Agent Orange dla programu CIA Phoenix, który doprowadził do torturowania lub zabicia ponad 20 000 osób.

Wojna w Wietnamie mogła równie dobrze zakończyć się w 1968 roku, zamiast przeciągać się do 1975r., gdyby nie Henry Kissinger. Pełnił funkcję łącznika w kwestii Wietnamu Północnego dla administracji prezydenta Lyndona Johnsona, pracującej nad porozumieniem pokojowym, które miała ogłosić przed wyborami prezydenckimi w 1968 roku. Wierząc, że kandydat Republikanów Richard Nixon byłby bardziej skłonny do propagowania swojej wersji strategicznych interesów USA w Wietnamie niż kandydat Demokratów oraz wiceprezydent Hubert Humphrey, Kissinger przekazał dla kampanii Nixona informacje o negocjacjach z Wietnamczykami Północnymi. Chociaż Nixon nie miał wpływów w Hanoi, miał kontakt z sojusznikiem USA i prezydentem Wietnamu Południowego Nguyenem Van Thieu i przekonał go, aby wycofał się z rozmów pokojowych na krótko przed wyborami. Dzięki Kissingerowi, wojna miała swój okrutny przebieg przez kolejne siedem lat śmierci i zniszczeń.

Pakistan i Bangladesz: w 1971r., podczas słynnego „przechyłu” w stronę Pakistanu Kissinger udzielił milczącego wsparcia dyktatorowi wojskowemu tego kraju, generałowi Agha Muhammadowi Yahya Khanowi. W odpowiedzi na niespodziewane zwycięstwo partii opozycyjnej w pierwszych demokratycznych wyborach w Pakistanie Yahya wysłał swoje wojsko przeciwko ludności Pakistanu Wschodniego, geograficznej bazy tej partii. W wyniku ludobójczego konfliktu, który ostatecznie doprowadził do powstania państwa Bangladesz, zginęło trzy miliony ludzi. Ponadto aż 10 milionów członków bengalskich grup etnicznych uciekło do Indii, zaogniając napięcia między Pakistanem a Indiami, które ostatecznie doprowadziły do wojny. Chociaż Kongres Stanów Zjednoczonych zakazał wsparcia wojskowego któremukolwiek z krajów, Kissinger zorganizował podróż amerykańskiego lotniskowca o napędzie atomowym do Zatoki Bengalskiej i dostarczenie sprzętu wojskowego Pakistanowi. (Już wtedy pogarda dla restrykcji Kongresu stała się dla niego nawykiem.)

Ale skąd to przechylenie w stronę Pakistanu? Ponieważ ten kraj pomagał Kissingerowi w jego niezwykle ważnym otwarciu na Chiny i dlatego, że postrzegał on także Indie jako „radziecką marionetkę”.

Mimo całego swojego rzekomego „geniuszu męża stanu” Kissinger okazał się niezdolny do wyobrażenia sobie, że jakiekolwiek wydarzenie ma istotne znaczenie lokalne lub regionalne. Tylko działania lub interesy wielkich mocarstw mogłyby odpowiednio tłumaczyć wydarzenia w dowolnym miejscu na świecie.

Ameryka Łacińska: był czas, kiedy 11 września nie kojarzył się z atakami terrorystycznymi na World Trade Center i Pentagon, ale brutalnym obaleniem w 1973r. Salvadora Allende, wybranego socjalistycznego prezydenta Chile. Ten zamach stanu, który uczynił generała Augusto Pinocheta dyktatorem kraju, był kulminacją wieloletniej amerykańskiej kampanii sabotażu gospodarczego i politycznego, zorganizowanej przez Henry’ego Kissingera.

Po raz kolejny prawdziwie rodzimy ruch na rzecz reform gospodarczych został (błędnie) zinterpretowany jako dowód rosnącej siły Związku Radzieckiego w Ameryce Południowej. W ciągu pierwszych dni po zamachu, na Stadionie Narodowym w stolicy Santiago było uwięzionych 40 000 osób. Wielu z nich było torturowanych i mordowanych na pierwszych etapach reżimu charakteryzującego się przez dziesięciolecia zinstytucjonalizowanymi torturami.

Podobnie Kissinger i prezydenci, którym doradzał, wspierali argentyńską „brudną wojnę” przeciwko dysydentom i większą Operację Condor, podczas której CIA koordynowała zamachy stanu, represje, tortury i śmierć dziesiątek tysięcy socjalistów, studentów i innych działaczy z całej Ameryki Łacińskiej.

Co zatem dać stuletniemu doradcy prezydentów na urodziny? Co powiecie na wezwanie do stawienia się przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym i odpowiedzenie za krew milionów plamiących jego ręce?

Co jest realnego w Realpolitik?

Jeśli wpiszesz w Google „realpolitik” i przeszukasz grafikę, pierwszą rzeczą, którą zobaczysz, będzie rysunek Henry’ego Kissingera mówiącego do pochłoniętego czymś Richarda Nixona. Jako myśliciel polityczny, który szczyci się tym, że nigdy nie uległ namiętnościom, Kissinger wydaje się idealnym przykładem światopoglądu realpolitik.

Unika jednak tego terminu, prawdopodobnie dlatego, że biorąc pod uwagę swoje pochodzenie, uznaje jego korzenie w XIX-wiecznej niemieckiej tradycji liberalnej, gdzie służyło ono jako przypomnienie, aby nie dać się zaślepić ideologią lub aspiracjami podczas oceniania sytuacji politycznej. Z filozoficznego punktu widzenia realpolitik opierało się na przekonaniu, że beznamiętne zbadanie dowolnej sytuacji, wolne od wpływów ideologii, jest najskuteczniejszym sposobem uchwycenia szeregu sił obecnych w konkretnym momencie historycznym.

Realpolitik zaczęła jednak w Stanach Zjednoczonych oznaczać coś zupełnie innego, kojarząc to nie z „tym, co jest” (postawa epistemologiczna), ale z „tym, co powinno być” – postawą etyczną, która uprzywilejowuje jedynie imperialną przewagę tego kraju. W świecie realpolitik Henry’ego Kissingera działania są dobre tylko wtedy, gdy utrzymują i rozwijają amerykańską siłę strategiczną na całym świecie. Jakakolwiek troska o dobro ludzi, prawo czy Konstytucję, nie wspominając o wartościach demokratycznych na całym świecie, jest z definicji bezprawna, jeśli nie jest w rzeczywistości błędem moralnym.

Na tym polega realpolitik Henry’ego Alfreda Kissingera – system etyczny, który odrzuca etykę jako nierzeczywistą. Nie powinno nikogo dziwić, że taki światopogląd zrodził w człowieku o jego poziomie wpływów, całą historię zbrodni przeciwko prawu i ludzkości.

W rzeczywistości jednak rodzaj realpolitik Kissingera sam w sobie jest urojeniowy. Pomysł, że jedynie „realistyczne” wybory przywódców Waszyngtonu wymagają uprzywilejowania amerykańskiej potęgi globalnej ponad wszelkie inne względy, doprowadził ten kraj do obecnego rozpaczliwego stanu – umierającego imperium, którego obywatele żyją w stale rosnącej niepewności. W rzeczywistości wybranie najpierw Ameryki (America first, jak by to ujął Donald Trump) nie jest jedynym wyborem, ale jedną z wielu urojeniowych opcji. Być może jest jeszcze czas, zanim planeta spali nas wszystkich na śmierć, by dokonać innych, bardziej realistycznych wyborów.

_______________

Henry A. Kissinger at 100, Still a War Criminal, Yves Smith, August 25, 2023

−∗−

Powiązane tematycznie:

Trzech tenorów czyli kto kołysał Klausa
Kiedy Schwab został po raz pierwszy uznany przez Kissingera jako potencjalny przyszły przywódca globalistów, stosunkowo młody wtedy Niemiec miał wkrótce zostać przedstawiony Galbraithowi i Kahnowi. Zbiegło się to z pracą […]

_______________

Kto nam zbudował plac zabaw czyli czytajcie Suttona
Sutton nie zajmował się jakimiś nierealnymi spekulacjami. Był wybitnym badaczem akademickim, który w kilku pracach nienagannie udokumentował swoje wnioski. Nie będąc w stanie przeciwstawić się jego badaniom, establishment (w tym […]

−∗−

O autorze: AlterCabrio

If you don’t know what freedom is, better figure it out now!